Skocz do zawartości

Pasje


Veteran

Rekomendowane odpowiedzi

10 godzin temu, Wujot2 napisał:

Jednocześnie czyścisz okaz po okazie już zaczynasz się zastanawiać - na ch... mi te grzyby.

Ano właśnie. Dlatego nie przepadam za zbieraniem grzybów. Zbieram to co znajdę idąc ścieżką. Przeważnie kurki. A i tak uzbierało się kilka toreb wysuszonych borowików. Może nie naruszą je robaki zanim to przerobimy (już się tak nam raz zdarzyło).

Kleszcza możesz złapać niestety wszędzie. Ja łapię go u siebie w górach kilka razy w roku, najczęściej przy zbieraniu jeżyn, bo to lubię robić i korzystam z efektów typu dżemy, soki, nalewki. 🙂 Ale jestem bardzo czujny. Jakiekolwiek podejrzenie, typu drobne swędzenie, zaraz sprawdzam co to jest. Nawet w środku nocy. Jeśli znajdę su...na wyciągam przyrządem czy paznokciem i odkażam spirytusem salicylowym. Póki co następstępstw nie było z jednym wyjątkiem u żony. Początek boreliozy, kuracja antybiotykiem, szczęśliwie przeszło. Wnuki co wieczór dokładnie oglądamy i niekiedy kleszcza wyciągamy.

Moje życiowe grzybobrania odbyłem we Francji, konkretnie w słynnym Lasku Fontainebleu. Wybieraliśmy się tam w weekendy we wrześniu/październiku w gronie znajomych na zbieranie podgrzybków. Mnóstwo tego tam było, nikt poza nami nie zbierał. Nawet my po jakimś czasie przestawaliśmy zbierać bo ile można. I potem robiliśmy i jedliśmy ze smakiem wielką jajecznicę.

Jeszcze jedna migawka ze Szwecji tym razem, konkretnie z lasów Soderhamn, gdzie pracowałem przez kilka miesięcy. A w weekendy zbierałem lingon (brusznica po naszemu) i szwendałem się po tamtejszych lasach. I co rusz trafiałem na polanki z mnóstwem dorodnych borowików. Żal serce ściskał, ale nie zbierałem bo po co. Nigdy nie spotkałem żadnego człwieka w tych lasach. Aż strach brał. 

I ostatnia grzybną opowieść sprzed kilku dni. Wracam sobie ze spaceru po okolicznych laskach w moich górach. Przy okazji rozgladałem się za rydzami. Ale na razie ich nie ma. Wracam do chałpki z zamiarem zebrania kilkunastu kani, które widziałem na polach koło mojej chałupy. Wielkiej ochoty na zbieranie nie mam, bo to trzeba przerobić i zjeść. A ile można. 🙂 Wracam więc i co widzę? Ktoś zbiera "moje" kanie. Ktoś obcy. Pytam kto zacz. Niejasna odpowiedź, chyba handlarz. Nawet nie tłumaczyłem mu, że to tak nieładnie, i nielegalnie, włóczyć się po prywatnych polach sąsiadów. Nie tłumaczyłem, bo byłem zadowolony, że mnie wyręczył. 🙂

Wieśku, żona dostała książkę "Fizyka na tropach świadomości". Chyba ją przeczytam. 🙂

  • Thanks 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie zbieram grzybów, nie jadam chityny,  ale kiedyś zbierałem figi. W Chorwacji w sierpniu spadały na skały na brzegu i tam schły. Zbierałem toto, Żona kroiła i na elektryczną patelnię na kampingu. Po przesmażeniu trafiały do plastykowych opakowań po lodach i do zamrażalki na kempingu. Dowiozłem do Polski w stanie zamrożonym i do słoików. Podawałem znajomym z paletą serów pokazując na google maps drzewa na których figi wyrosły. Smakowały zupełnie inaczej od kupionego w klepie dżemu figowego.

  • Like 1
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, a_senior napisał:

Wieśku, żona dostała książkę "Fizyka na tropach świadomości". Chyba ją przeczytam. 🙂

Jestem bardzo ciekaw Twojej opinii. U mnie awansowała do top topów. Obok Gazzanigi, Pinkera, Tegmarka, Hararego, Kahnemanna, Dawkinsa. Po raz pierwszy zrozumiałem (to zdecydowanie za mocno powiedziane) jak działają sieci neuronowe, jakie są podstawy AI i korzenie świadomości. W szczegółach jest 10 x lepsza od np. Domasio. To już jest warte wielkich braw. A później to się zaczyna jazda. Bez trzymanki.

Tam po prostu mnie wgniotło w podłogę - od pewnego czasu wydawało mi się, że fizyka zżera trochę swój ogon. Dlatego zwróciłem się do neuronauki i psychologii kognitywnej. A tutaj piękna niespodzianka - fizycy wzięli się za świadomość (razem z neuronaukowcami i kognitywistami).  I zabrali się naprawdę bezpardonowo. Bo bez tego okazuje się chyba nie da się ruszyć dalej opisu świata. Ten ostatni zaś traci wymiar obiektywny, i to zarówno w wymiarze kwantowym jak i kosmologicznym. Tytuł książki Domasio (Błąd Kartezjusza) byłby tutaj bardzo adekwatny. To jest powiew nowego świata, krańcowo odmiennego od naszych wyobrażeń. Czytałem już coś równie odważnego - Tegmark "Życie 3.0" (i na półce leży przekartkowany Bostrom "Superinteligencja, scenariusze, strategie, zagrożenia") ale znów Musser jest górą, bo to pozycja fundamentalna (tzn mówi o podstawach). I bardzo zgrabnie, logicznie i systematycznie napisana. Ale omawiana materia jest już skomplikowana. To nie jest łatwa lektura.

Jak jesteś gotów do kubła wrzucić wszystko co wydaje się, że wiesz, to jest książka dla Ciebie!  

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, a_senior napisał:

I ostatnia grzybną opowieść sprzed kilku dni.

Mam też sporo grzybnych epizodów. Moja mama była grzybiarą co się zowie. A do tego wykładowcą biologii, botaniki etc. Czyli lekko nie było! Przynosiliśmy z lasu przedziwne twory co nie przypominały klasycznych owocników. Wszystko dawało się zjeść. Dotyczyło to zresztą też innych rzeczy, owoców, liści, egzotycznych warzyw. Do dzisiaj brakuje mi na przykład skorzonery, naszego codziennego dodatku do mięsa i ziemniaków. Nawet kiedyś niedawno kupiłem sobie ale.. smak i tekstura jakby inne. Nasza była chrupiąca, bardzo delikatna, coś w pobliżu szparagów, (które też w głębokim PRL uprawialiśmy). 

Wracając do grzybów dzisiaj to chyba wyłącznie po rydza bym się schylił - uważam, że jest daleko przed wszystkimi. Oczywiście nie mam na myśli smardzy czy trufli. Jeszcze kurki - te bez problemu można kupić w spoko cenach i borowiki suszone do sosu. 

Warto jeszcze wspomnieć o psylocybinach - wielka nadzieja leczenia depresji lekkoodpornych czy PTSD. W niektórych krajach już wprowadzone do oficjalnej medycyny. 

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dwa grzybiarskie wspomnienia.

Byłem kiedyś na poligonie Dęba-Lipa, było to jedno z paru wezwań po 12 miesięcznej służbie dla tych co po studiach, zawsze pełniłem rolę oficera ogniowego. Mimo żem haubicznik to podlegała mi wtedy bateria dział p.panc. mieliśmy strzelać do jakichś makiet ukazujących się na tle skraju lasu. Tuż przed pierwszym strzałem usłyszałem w radiu "cywile na linii ognia !" ... potem radiowa komenda "działa w zenit ! - załogi od dział !".  Okazało się że pod lasem pojawili się grzybiarze (2 osoby z rowerami), wysłano po nich łazik. Po niedługim czasie załadowanych do łazika cywili wieziono już w kierunku rozstawionych dział. Gdy pojazd minął linię dział padła radiowa komenda "kierunkowe - cel rowery na skraju lasu - ognia !". Padł strzał i oba rowery zniknęły z pola widzenia. W taki oto sposób tego dnia zniechęcono miejscowych do grzybobrania na terenie poligonu. Ci grzybiarze powinni cieszyć się że w porę ich dostrzeżono i nic im się nie stało. 

Na terenie poligonu Dęba-Lipa był wtedy ogrom prawdziwków, na leśnych duktach tratowaliśmy je kołami ciężarówek. Jakiś pułkownik wysłał szeregowych rezerwistów na 1 godz. zbierania prawdziwków, gdy wrócili i wysypali było tego 3 sanitarne nosze. Pułkownik nakazał pozostawić tylko te z kapeluszami mniejszymi od ludzkiego ucha, po selekcji mieściły się już tylko na jednych noszach. Pułkownik parę dni pracowicie smażył, dusił, marynował, ... wyszło tego ok. 30 słojów. Potem wszystko przegrał w karty do mnie i mojego chwilowego brydżowego partnera. My zatrzymaliśmy sobie po 3 słoje, resztę wspaniałomyślnie sprezentowaliśmy zasmuconemu tym faktem Pułkownikowi. 

Edytowane przez mlodzio
  • Like 1
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

19 godzin temu, Wujot2 napisał:

To ten kleszcz co Ci właśnie sprzedał KZM.

No to swoje przeżyłeś. Doczytałem, że nawet szybkie wyjęcie kleszcza, choć praktycznie eliminuje groźbę zakażenie boreliozą, nie zabezpiecza przed KZM. Podobno 1/3 zakażonych nawet nie zauważy choroby, 1/3 przejdzie jak średnią grypę a 1/3, niestety, dopadnie II faza, ta groźna, z którą miałeś do czynienia. Może jednak warto się szczepić?

Odnośnie rydzy. W mojej górskiej okolicy zdarzaja się wysypy rydzy. Nikt ich nie zbiera. Mnie sie zdarzy, ale nie wiem co z nimi robić. Kiedyś wiaderko ofiarowałem znajomym, którzy wiedzą. 🙂

rydze.jpg

  • Thanks 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

32 minuty temu, a_senior napisał:

No to swoje przeżyłeś. Doczytałem, że nawet szybkie wyjęcie kleszcza, choć praktycznie eliminuje groźbę zakażenie boreliozą, nie zabezpiecza przed KZM. Podobno 1/3 zakażonych nawet nie zauważy choroby, 1/3 przejdzie jak średnią grypę a 1/3, niestety, dopadnie II faza, ta groźna, z którą miałeś do czynienia. Może jednak warto się szczepić?

Odnośnie rydzy. W mojej górskiej okolicy zdarzaja się wysypy rydzy. Nikt ich nie zbiera. Mnie sie zdarzy, ale nie wiem co z nimi robić. Kiedyś wiaderko ofiarowałem znajomym, którzy wiedzą. 🙂

rydze.jpg

Rydze można marynować, zrobić z nich zupę, flaczki, sos, można nawet kisić. Próbowałem wszystkiego poza kiszeniem i jest bardzo smacznie. Jednak najlepsze są tradycyjne z blachy, albo z patelni na maśle. Kiedyś to był dla mnie rarytas, od czasu kiedy mam domek w górach i w październiku rosną jak chwasty, jakoś mi spowszedniały. W zasadzie wystarczy mi to, co wyrośnie na działce, a te w lesie zostawiam dla innych. Chyba , że mam zamówienie od znajomych, to wyniosę wiaderko.

Trzeba jeszcze dodać, że to, co nazywamy rydzem, to zazwyczaj różne mleczaje, klasyfikowane według tego pod jakim drzewem wyrosły. Ja mam na działce mleczaje jodłowye, które są delikatnie gorzkawe, co moim zdaniem nie umniejsza ich walorów smakowych. Mleczaj rydz rośnie pod sosnami i jest uważany za najsmaczniejszego. Po uszkodzeniu miąższ robi się zielonkawy, czego nie ma przy mleczajach swierkowych i jodłowych, które zmieniają barwę na ciemniejszą.

Z tego co widzę, Andrzej nazbierał tych jodłowych, albo świerkowych.

Edytowane przez bubol.T
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 minut temu, Spiochu napisał:

Załóżmy że wyjdzie borelioza i co dalej? To się jakoś leczy po tylu latach? W zasadzie po co jeśli nie ma objawów?

Kolega już od trzech lat się leczy, bierze chyba czwartą serię antybiotyku. Nawet nie wie kiedy to złapał. Chciałby wrócić do pracy, ale nie jest w stanie, cały czas na zwolnieniu. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20 minut temu, Spiochu napisał:

Załóżmy że wyjdzie borelioza i co dalej? To się jakoś leczy po tylu latach? W zasadzie po co jeśli nie ma objawów?

Wyniki mogą być różne: nie miałeś, miałeś ale nie masz, masz. Jeśli byś miał boreliozę utajoną to warto o tym wiedzieć. Bo nie leczona może przesrać życie. Nawet najcięższe przypadki neuroboreliozy się leczy - na przykład wlewami antybiotyków. Rozmawiałem kiedyś z leśnikiem na ten temat - z tego co pamiętam to brali go co jakiś czas do szpitala. U niego chyba już nie dało się tego całkowicie usunąć. Ale jakoś funkcjonował - gadałem z nim w lesie.

Edytowane przez Wujot2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz, Wujot2 napisał:

Wyniki mogą być różne: nie miałeś, miałeś ale nie masz, masz. Jeśli byś miał boreliozę utajoną to warto o tym wiedzieć. Bo nie leczona może przesrać życie. Nawet najcięższe przypadki neuroboreliozy się leczy - na przykład wlewami antybiotyków. Rozmawiałem kiedyś z leśnikiem na ten temat - z tego co pamiętam to brali go co jakiś czas do szpitala. U niego chyba już nie dało się tego całkowicie usunąć. 

Dzięki, sprawdze. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, bubol.T napisał:

Rydze można marynować, zrobić z nich zupę, flaczki, sos, można nawet kisić. Próbowałem wszystkiego poza kiszeniem i jest bardzo smacznie. Jednak najlepsze są tradycyjne z blachy, albo z patelni na maśle. Kiedyś to był dla mnie rarytas, od czasu kiedy mam domek w górach i w październiku rosną jak chwasty, jakoś mi spowszedniały. W zasadzie wystarczy mi to, co wyrośnie na działce, a te w lesie zostawiam dla innych. Chyba , że mam zamówienie od znajomych, to wyniosę wiaderko.

Trzeba jeszcze dodać, że to, co nazywamy rydzem, to zazwyczaj różne mleczaje, klasyfikowane według tego pod jakim drzewem wyrosły. Ja mam na działce mleczaje jodłowye, które są delikatnie gorzkawe, co moim zdaniem nie umniejsza ich walorów smakowych. Mleczaj rydz rośnie pod sosnami i jest uważany za najsmaczniejszego. Po uszkodzeniu miąższ robi się zielonkawy, czego nie ma przy mleczajach swierkowych i jodłowych, które zmieniają barwę na ciemniejszą.

Z tego co widzę, Andrzej nazbierał tych jodłowych, albo świerkowych.

Cześć

Mleczaj rydz to zdefiniowany gatunek zgodny w opisie z podanym przez Ciebie. Inne mleczaje to po prostu inne gatunki i -szczerze mówiąc pierwszy raz słyszę, żeby ktoś nazywał je rydzami. Różnice są przecież ewidentne tak w cechach owocnika jak i w środowisku, w którym się pojawiają. Dla mnie dość dziwne.

Wiadomo, że znakomita większość grzybów jest jadalna lub nietrująca ale żeby zbierać coś w ciemno...???

A powracając do rydzów... absolutnie zajebiste oczywiście z patelni czy tam blachy ale kiszone również polecam - choć sami takich nie robimy ale jedliśmy z raz czy dwa. My głównie marynujemy grzyby oraz spożywamy od razu w różnych postaciach. Nie wyobrażam sobie jak można nie zbierać grzybów. Fajna zabawa nawet z czyszczeniem i obróbką a zdarzały się i całą paka - jak jeszcze mieliśmy pickupa. A już wyjazdy z ekipą w jakieś lasy na grzybowe weekendy ze zbieraniem i wieczornymi imprezami przy obróbce - zajebiste.

Pozdro

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ludziska, sorry, ale nie bierzcie się za porady dotyczące boreliozy na forum narciarskim, bo kolega to i kolega tamto, a potem ludziom robią krzywdę szarlatani. Od tego są specjaliści, jak nie przyzwoity internista, to spec chorób zakaźnych. Przy braku objawów testów się nie robi, a nauka za tym jest mocna. Nie będę się tu rozpisywał, bo nie chce mi się walczyć z mitami i kazuistyką. 

  • Like 2
  • Thanks 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

48 minut temu, Chertan napisał:

Ludziska, sorry, ale nie bierzcie się za porady dotyczące boreliozy na forum narciarskim, bo kolega to i kolega tamto, a potem ludziom robią krzywdę szarlatani. Od tego są specjaliści, jak nie przyzwoity internista, to spec chorób zakaźnych. Przy braku objawów testów się nie robi, a nauka za tym jest mocna. Nie będę się tu rozpisywał, bo nie chce mi się walczyć z mitami i kazuistyką. 

Cześć 

Piotrek nie wiedziałeś, że glazurnik czy fizyk ma takie samo prawo do oceny działań medycznych jak lekarz? Dziwne.

A już oczytany artysta fotografik to Cię przykrywa czapką. 🙂

POzdro

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 godzin temu, bubol.T napisał:

Rydze można marynować, zrobić z nich zupę, flaczki, sos, można nawet kisić.

Za dużo roboty. 🙂 No może z wyjątkiem zupy i sosu. Oczywiście smażone na patelni jak najbardziej, ale ile można ich zjeść.

Te moje to zapewne świerkowo-jodłowe, bo z takiego lasu zbierane.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Chertan napisał:

Ludziska, sorry, ale nie bierzcie się za porady dotyczące boreliozy na forum narciarskim, bo kolega to i kolega tamto, a potem ludziom robią krzywdę szarlatani. Od tego są specjaliści, jak nie przyzwoity internista, to spec chorób zakaźnych. Przy braku objawów testów się nie robi, a nauka za tym jest mocna. Nie będę się tu rozpisywał, bo nie chce mi się walczyć z mitami i kazuistyką. 

No to proszę wytłumacz mi gdzie robię błąd w rozumowaniu.

Z mojej perspektywy wygląda to tak. Złapałem milion kleszczy. Nie wygląda, że jestem chory ale czuję się zaniepokojony. Mam wielkie kłopoty z wbiciem się do lekarza POZ, do tego mam dobrze płatną pracę.

1. Szukam wizyty prywatnej. za drobne 300 zł wbijam się tam i dostaję skierowanie (100% płatne) lub nie dostaję bo lekarz autorytatywnie powie - nic panu nie jest (?). Teraz płacę kolejne 300 zł za test z którym wracam (lub nie) do specjalisty.

2. Po stu tel. rejestruję się do mojej przychodni. Godzina jest taka, że muszę wziąć wolny dzień. Niby nic nie płacę, ale jestem w plecy 300 zł. Dostaję skierowanie na badania. Płatne. Dalsza ścieżka - kolejna wizyta u domowego.  Czyli kolejne 300 zł.

3. Robię szybko test (to pobranie krwi - nie widzę tu niebezpieczeństwa - ?). Trwa to chwilkę, odbieram wynik idę lub nie do specjalisty. Sprawa załatwiona.

W wariancie trzecim oszczędzam i czas i pieniądze.

Jak widać opieka zdrowotna to przede wszystkim logistyka. Od lat leczę się prywatnie, ale nie przypadkowo. Wybieram tych lekarzy co pracują w szpitalach. Najlepiej na stanowiskach. Jak trzeba będzie to się tam bez problemu wbiję na dodatkowe badania lub interwencję. Jak dotąd pięknie to działa. W kwestii badań zaś zauważyłem, że lekarze dość oszczędnie przepisują diagnostykę (biorąc pod uwagę koszty). Jestem na przykład u ortopedy (prywatnie) ze złamaną kością ramieniową i rentgenem z SOR. Ogląda i mówi (do siebie) fajnie byłoby mieć tomografię ale, zawieszenie głosu, to kosztuje. I koniec. Mówię - panie doktorze ubezpieczenie pokryje. No to wypiszę panu skierowanie. Lekarz optymalizuje diagnostykę, ale przecież ona nie jest jakaś droga. Do 1000 zł bardzo dużo badań da się zrobić. 

Ogólnie perspektywa pacjenta jest inna jak lekarza. I niezależnie od tego, że lekarze dysponują wiedzą to przecież MOJE ŻYCIE i trzeba patrzeć im na ręce. Zbyt ważna sprawa aby mieć pełne zaufanie.  

 

Edytowane przez Wujot2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...