Jump to content

Wujot2

Members
  • Posts

    206
  • Joined

  • Last visited

  • Days Won

    5

Everything posted by Wujot2

  1. Wujot2

    Pasje

    W zasadzie to nigdy nie byłem zbytnio podatny na te wspólne, tłumne uniesienia. Jakoś mnie to nie kręciło, a teraz to już całkiem jest mi obce. Dlatego ani piłka nożna ani żużel mnie nie bawią. Oba te sporty są nudne, żużel już kompletnie - pierwszy wiraż ustawia na 90% wynik. Czasem ktoś kogoś wyminie ale tam też są tylko dwa warianty. Jak oddzielić od tego ryk silników i specyficzny zapach to nie ma czego oglądać. Oczywiście według mnie.
  2. Wujot2

    Pasje

    Dobry tato zabierał mnie regularnie. Później był epizod pracy nad albumem o żużlu ( https://www.ksiazki-zuzlowe.com/?631,smak-zuzla ) - miałem wstęp zarówno do parku maszyn jak i na płytę, strefy VIP. Wszystko. Tam rzeczywiście było ciekawie. Mimo takich tradycji i możliwości bakcyla nie połknąłem. Ale bez dwóch zdań sport ten ma zaciekłych fanów. Najbardziej zapamiętałem (nie umieściłem tego w książce) tych młodych chłopców na wózkach inwalidzkich co sobie połamali kręgosłupy na torze i z parku maszyn oglądali zawody...
  3. Wujot2

    Pasje

    Nie zobaczy nic więcej jak w telewizji. Za to usłyszy i poczuje. Potężny hałas i smród metanolu 🙂 Na niektórych działa to narkotycznie. 😉
  4. Może za wzór weź sobie "Awans" tegoż autora.
  5. Z komunikacją miejską nie ma problemu, wystarczy zasięg 100 km i ładowanie przy pętli. Swoją drogę to pewnie nie jest wodór zielony.
  6. Pod wpływem dyskusji wyguglałem sobie sposoby przechowywania wodoru i tutaj ku mojemu zdumieniu okazało się, że na razie gęstość upakowania energii w układzie wodór - zbiornik wygląda we wszystkich dotąd znanych rozwiązaniach bardzo słabo w porównaniu do np benzyny. Czyli aby mieć jakąś możliwość jazdy mogłoby się okazać, że co najmniej 1/3 wagi samochodu to byłby zbiornik z paliwem. Plus sporo innych problemów. Znalazłem też ciekawe porównanie magazynowania energii w postaci wodoru (z elektrolizy) oraz "tradycyjnie" w bateriach. Wyszło, ze tylko w bardzo nielicznych przypadkach ma to sens. Czyli o dziwo, baterie wygrywają. A tak a propos to stały postęp (małymi kroczkami) tam postępuje. https://www.gramwzielone.pl/woddor/20143977/czy-magazynowanie-wodoru-na-wlasne-potrzeby-jest-oplacalne W każdym razie jakby to słabo wygląda i okazuje się, że coś co wydawałoby się perspektywiczne i oczywiste takie nie jest. Widać, ze benzyny (czy choćby gazu) nie jest łatwo zastąpić... Przypomniałem sobie, ze szkoły reakcję Sabatiera wrzuciłem to w google i okazało się, że ten oczywisty kierunek a i owszem jest bardzo poważnie brany pod uwagę jako sposób magazynowania energii. Dla ciekawych daję link. https://pl.wikipedia.org/wiki/Reakcja_Sabatiera Bardzo ciekawa jest końcówka (ta o misji marsjańskiej) i o zamkniętym cyklu Sabatiera. Świetny temat do dalszej dyskusji bo może jakoś byśmy powiązali to z mtb w warunkach tej planety.
  7. To nie jest domena wolnego rynku tylko polityki. Nie należy dopatrywać się w tym logiki.
  8. Raczej nie, one wyrównują dobowe a dokładniej pół dobowe wahania poboru mocy. "Dodają" około 1,8 GW w szczycie i "odejmują" powiedzmy 2,3 GW poza szczytem. Zaprojektowane są jako uzupełnienie elektrowni o niewielkiej możliwości regulacji mocy (węglowych czy atomowych). Nie zgromadzisz tam energii z wielu tygodni wiatru. Ale problem widzę w innym punkcie otóż teraz ESP pracują bez przerwy - pompowanie i spracowywanie wody. I to ma sens - bardzo drogie urządzenia są ciągle wykorzystywane. Korzystają z taniego prądu nocnego i sprzedają drogi dzienny. Jako uzupełnienie do nierytmicznych OZE wyglądałoby to inaczej - otóż korzystałoby z bardzo taniego prądu gdy jest nadmiar energii z OZE i czekałoby na okazję by sprzedać wtedy gdy nie ma prądu z OZE ale jest zapotrzebowanie. Mogłoby to trwać na przykład dwa tygodnie albo dłużej. To kładzie sens ekonomiczny. Tak to widzę (na podstawie mojej pracy dyplomowej sprzed 30+ lat). Głosy, takie jak @Mitek , które mówią "dajcie nam produkować" dowodzą kompletnej nieznajomości tematu. Brzmi to mniej więcej jakby producenci drezyn żądali od kolei aby odebrała i wpuściła na tory dowolną ilość pojazdów. W dowolnym miejscu i o dowolnej porze. System energetyczny kraju to jest bardzo skomplikowane zagadnienie gdzie trzeba wyrównać zmienne zapotrzebowanie dobowe i sezonowe zapewniając możliwe stałe parametry (częstotliwość). Ktoś musi to bardzo mocno trzymać za ryj bo koszty awarii są niebotyczne. Fotowoltaika jest idealnie skorelowana z klimatyzacją. To znaczy, że jak świeci to ludzie włączają klimatyzację. Na początkowym etapie ktoś policzył, że przy zainstalowanej mocy około 500 MW akurat tyle trzeba na klimę. Pod to były ustawione pierwsze programy. Później poszło to na żywioł, z jednej chęć wyrobienia wskaźników przed UE, z drugiej interes dystrybutorów i producentów i wiara w zrobienie interesu przez tzw prosumentów. Teraz wszyscy płaczą bo okazało się, że falowniki odcinają instalacje. Giełda energii zrobi zaś resztę gdy okaże się, że za odbiór jeszcze trzeba będzie dopłacić. Bo nikt naszej drezyny nie chce. Dopiero fundamentalne zmiany typu uelastycznienie cen tak aby ludziom a przede wszystkim firmom opłacało się korzystać z prądu gdy jest tani, uelastycznienie mocy elektrowni węglowych i atomowych tak aby można je znacząco zmieniać (na razie abstrakcja), produkcja wodoru przy tanim prądzie (nie wiem czy to możliwe), łączenie się większe sieci (bardzo ryzykowne geopolitycznie). Na chłodno zastanawiając się to może dałoby się pogodzić OZE z autami na baterię. Tak czy tak wychodzi mi, że poza energetyką atomową reszta wygląda bardzo słabo. Trzymam kciuki za ITER bo to byłby przełom. Ale na razie chyba do niego daleko.
  9. Chyba jedynym sensownym kierunkiem jest produkcja wodoru w momencie gdy jest dużo taniego prądu. Nawet jeśli będzie to proces bardzo mało efektywny. Ogniwa fotowoltaiczne tanieją i prawdopodobnie prądu będzie w bród (oczywiście wtedy gdy słońce zaświeci). Wtedy prosument będzie mógł sprzedać swój prąd. Obecny system jest już bezsensowny.
  10. Jeśli chodzi o Shimano to w segmencie elektrycznym stworzyli automatyczną skrzynie biegów do roweru - recenzje są bardzo pochlebne. Ale nie tylko oni - są konkurenci z chyba jeszcze ciekawszymi rozwiązaniami. Tak, że w elektrykach szykuje się rewolucja. Na razie mnie to nie interesuje więc zbytnio tego nie śledzę. Ale upierdliwość codziennego serwisu (maks co drugi wyjazd trzeba czyścić napęd) powoduje, że te skrzynie Piniona (są też inne) ciągle mi wracają przed oczy... Jak trochę więcej jeździłem to miałem po prostu dwa rowery na zmianę - jeden był w serwisie, a drugim jeździłem i co dwa tygodnie, miesiąc zamianka. Było to wygodne (bo serwis na sąsiedniej ulicy) i, wbrew pozorom, tanie. Teraz jeżdżę mniej, ale do serwisu daleko, na myjnię też 6 km (myjka w domu trochę słaba), a czasu mało więc mi to wraca przed oczy. Codzienne użytkowanie rozwiązałem tym bezobsługowym rowerem, ale dalsze wyjazdy trzeba rower przygotować, szczególnie, że zdecydowana większość to drogi gruntowe. Z tymi skrzyniami biegów główny problem tkwi pewnie w ramach - mały wybór i wysoki, z tego powodu, koszt. ale jak napisałem, gdybym robił wielodniowy wyjazd "po świecie" to wybrałbym to rozwiązanie.
  11. Jeszcze zajrzałem do neta i jest fajny artykuł o rowerowej "skrzyni biegów" (pinion) https://rowertoja.pl/pinion-rowerowa-skrzynia-biegow/ Są tam też rowery trekkingowe np Cena pod 14 k z amortyzatorem od Suntour nie wygląda tutaj super okazyjnie ale gdybym planował jazdę "przez kontynent" w warunkach gorących i zimnych przez miesiące to bezstresowy napęd to kapitalna sprawa. No i znalazłem cos dla siebie (oczywiście tak na pierwszy rzut oka). Niestety na łańcuchu.
  12. Bardzo ciekawym (i absolutnie używanym) rozwiązaniem są rowery Cavaliere gdzie jest pasek klinowy i skrzynia biegów. Jak poczytasz to praktyczna sprawność tego systemu jest nie gorsza od klasycznego układu, co ważne także waga nie jest większa. Widziałem (i rozmawiałem) je u zawodników jeżdżących DH, enduro, mtb. Wygląda, że alternatywa jest, jakkolwiek kosztowna. Sam mam jeden rower na pasku klinowym i bezobsługowych łożyskach i to jest... rewelacja. Co jakiś czas go myję i na tym obsługa się kończy. Po prostu genialne, żadnego szejkowania, żadnych regulacji, smarowania - nic się nie dzieje. Nogi czy tam spodnie zawsze czyste. Podejrzewam, że w tym Cavaliere szansa uszkodzenia napędu jest bez porównania mniejsza jak w układzie klasycznym. I to nie tylko z powodu mniejszej komplikacji, mniejszej "objętości" ale też jest wyżej (popatrz na foty) W każdym razie bardzo mi ten rower przemówił do wyobraźni... Dla mnie cudo.
  13. O co chodzi z sztuczną inteligencją i cybernetyką? Jest zagrożeniem bo będzie za nas sprzątać???
  14. Kradzieże to bym przeżył, choć ci obecni to mają wskaźnik x10 względem poprzedników. Natomiast istotniejsze jest to, że nikt tak systemowo Państwa nie rozwalał jak ta banda. Jak przyjdzie Ci coś załatwić w sądzie albo poślesz dziecko do szkoły to zobaczysz, że są też znacznie ważniejsze sprawy. Nie mówiąc o polityce zagranicznej czy niszczeniu demokracji. Szkoda gadać bo sprzątanie po nich może zająć dekady. A może nigdy się nie uda. Ale sądząc po wypowiedzi - należysz do tej milczącej większości co na wybory nie chodzi?
  15. Każda była lepsza od tej teraz. I to znacząco lepsza. Jest różnica czy masz zwykłą obstrukcję czy dur brzuszny jednocześnie z salmonellą.
  16. Warto jest ustalić, czy mówimy ogólnie o władzy rozumianej jako państwo (mam wrażenie, że to miał na myśli Mariusz) czy mówimy o tej konkretnej władzy. Bo jeśli o tej drugiej to jest do cna zła i głupia.
  17. Wrzuciłem do map trasę Mikołów - Zillertal. Wyszło 8,5 godz i 830 km. Tak się zastanawiam czy robiąc całościowy rachunek w którym jest nie tylko dodatkowe paliwo (w dwie strony powiedzmy 150 litrów i jeszcze eksploatacja wozu, no i winiety) ale też czas (dwa dni robocze dodatkowego siedzenia w aucie) rzeczywiście jest sens jazdy tak daleko? Przyjąłbym, że siedzenie w aucie to dodatkowe 400 zł kosztu/os. Czyli wyszło mi na transporcie powiedzmy +800 zł/os. Czy o tyle będzie taniej na karnetach i spaniu? Les2Alpe jest niezłym ośrodkiem ale na pewno nie lepszym jak ten Zillertal.
  18. Fundamentalną przyczyną była akcja promocyjna dzięki której nabyliśmy karnety sezonowe za 222 CHF. Były na trzy ośrodki Saas Fee, Saas Ground (z tych wyciągów zaatakowaliśmy nieskutecznie Weissmies) i Saas Almagel (to już był lekki skansen). Jak się okazało, dla większości tanio nie wyszło... I nie chodzi o koszty noclegów (te były całkiem niewysokie) ani o wyższy koszt dojazdu. Tylko te "kwaterkowe" dni. I też ta odległość, niby 250 km dalej jak np Ischgl to niedużo, ale robiło istotną różnicę. Korzystając z szwajcarskich promocji odwiedzaliśmy też Andermatt (jeden dzień w tygodniu był po 10 CHF) - ten ośrodek był też fajny, stromy i rozbudowany. Modernizowali go na potęgę wymieniając co się dało. Jak jeździliśmy to była taka mieszanka skansenu i nowoczesności.
  19. Napisałem to konkretnie o Zbychu, on mieszka w Bydgoszczy. Czyli +300 km w jedna stronę.
  20. Muszę powiedzieć, że Twoja złośliwość, delikatnie mówiąc, jest nie trafiona. Szczególnie, że Tomek w skrócie powiedział co ma do "zarzucenia" Szwajcarom. I miał rację, jakkolwiek "swoją" rację. Nie wiem jak to wyglądało u niego, ale największy pechowiec z naszej ekipy na 10 dni w Saas Fee miał tylko jeden dzień jazdy. Słownie - jeden. Więc bierzesz 10 dni urlopu, jedziesz 3000 km po to aby siedzieć przez 9 na kwaterce. Mnie to nie dotykało, bo brałem skitury i robiłem tematy. Tutaj Szwajcarzy byli bardzo w porządku - główna stacja w środku ośrodka, Moena dla skiturowców zostawiała otwarte boczne drzwi. Wchodziło się do wielkich hangarów, przez kolejne warsztaty naprawcze, przechodziło do sekcji socjalnej, tam można było skorzystać z toalet (może nawet pryszniców) i przenocować. Na końcu była kartka z prośbą aby dalej już nie wchodzić, więc nie wiem co tam mieli. Ale widok tego co przeszliśmy (jak fabryka) daje pojęcie co to jest taka stacja. Ale z drugiej strony... Kiedyś z tajemniczych powodów zamknęli metro. W oficjalnym komunikacie podali, że powodem był wiatr - zbyt duży aby wypuścić narciarzy. Ale mieli pecha, bo przespacerowaliśmy się na te 3600 m npm i nagraliśmy filmik pokazując, ze wiatr miał wtedy prędkość dosłownie 0 m/s. Złożyliśmy skargę, "awantury" robiliśmy zresztą wielokrotnie. Czasem coś osiągnęliśmy - łaskawie wywieźli nas na górę z nartami (bo wtedy wozili bez nart), częściej nie. Także w przypadku awarii metra, co na początku sezonu jest głównym środkiem komunikacji, wystarczyło dokończyć choćby dość prowizorycznie ostatnie 100 m trasy (reszta była w stanie idealnym) na jednej z kanap i wpuścić tam narciarzy. Ale w planach było otwarcie tego wyciągu za tydzień. I było za tydzień. A, że przez awarię metra cały ON tydzień nie chodził... Kogo to obchodzi? Szwajcaria jest bardzo specyficzna. Są tam zresztą inne babole. To, że jazdę zaczyna się w trzech miejscach a każda udostępnia inny kawałek ośrodka i nie ma wygodnego połączenia. Trzeba łazić albo ostro kijkować. Z przystanku skibusa narciarskiego do najbliższego wyciągu trzeba dygać co najmniej 500m. Tego łażenia jest dużo (np na Felskinie). Mając buty skiturowe to nie jest problem, ale na alpejskie to słabo. Później życie zweryfikowało trochę moją początkową opinię, że zamykają ośrodek pod byle pretekstem. Otóż gdy otworzyli ON po opadzie to na trasę zeszła całkiem spora lawina, widać tam było podcięcie snowboardowe i było spore ryzyko, że ktoś tam leży. Jak tam akurat przejeżdżaliśmy to na lawinisku pracowało pierwszych dwóch ratowników. Zatrzymaliśmy się z Kamilem i Bettim wyciągnęliśmy nasze ABC i w piątkę zaczęliśmy sondować najbardziej prawdopodobne miejsce gdzie mogli być przysypani, a jednocześnie mieli tam szansę tylko na krótkie przeżycie. Sprawdziliśmy to miejsce do momentu jak przyjechała cała potężna ekipa (ze 30 osób). Wtedy szef akcji bardzo ładnie nam podziękował, ośrodek już był oczywiście zamknięty. Zrozumiałem wtedy, że jest to bardzo specyficzne miejsce, bo po pierwsze na miejscu jest wiele bardzo stromych miejsc a nad tym wszystkim wiszą olbrzymie ściany czterotysięczników z potencjalną rzeźnią dla wszystkiego poniżej. Tam topografia nie sprzyja klasycznemu ON. Dlatego dla mnie jest to genialny ośrodek. Lepszy od Zermatt, lepszy od Espace Killy czy 3V ale jednocześnie przyjmuję ze zrozumieniem opinię, że to najgorszy ośrodek narciarski w Europie.
  21. Zarabia państwo - poprzez belkę, posiadacze obligacji mniej tracą.
  22. Zależy na jakim poziomie chcesz się bawić. Jeśli do spacerów po Karkonoszach to można nabyć używany zestaw na wiązaniach szynowych, nowe buty i ciuchy na dany dzień. Ale w momencie gdy pojawiają się wielodniowe wyprawy z elementami wspinaczkowymi to w zasadzie nie da się zaoszczędzić. Na przykład ABC - >>1800 zł. Możesz kupić używany badziew ale od tego zależy życie kolegów i Twoje (więc kupujesz sprzęt odpowiedni). Teraz mini zestaw wspinaczkowy to MicroTraction (350 zł), 2 śruby lodowe (500 zł), czekan (>300 zł), do tego lina, pętle z dyneemy (pewnie z 250 zł), raki (też z 500 zł), uprząż (>200 zł), karabinki (6 szt w tym 2-3 HMS - 300 zł), a jeszcze Tiblock, bloczek awaryjny, prusiki. Więc tu wychodzi powyżej 2000 zł. Kask przewietrzany - tu nie ma nic tanio - 500 zł. Tylko te dwie grupy wyposażenia to 4,5 K. Dobra kurtka zewnętrzna od 1000 zł, SS - jak zaoszczędzisz to 400 zł, spodnie - tu też nie ma tanio. Sweter puchowy kolejne 600 zł. Bielizna - tu pewnie można trochę zaoszczędzić. Ale z drugiej strony jak idziesz na tydzień w góry gdzie masz dosłownie po jednej sztuce sprzętu to nie ma sensu kupować tanio - bo nauczyłem się, że wydajesz wtedy kasę 2x. Więc dolna warstwa to też 1500 zł. Do tego rzeczy co ich nie wymieniłem a więc łapawice, rękawice i rękawiczki, kominiarki. I nagle na ciuchy idzie 4000 zł. A dalej harszle (250), zestaw naprawczy (200), światło (300) i pewnie trochę drobiazgów co ich z głowy nie wymieniłem (typu okulary na lodowiec, gogle). Jak dodasz do tego plecak to w 10 K się może zmieścisz. Ale jak chcesz mieć lawinowy to +3K. To wszystko bez sprzętu narciarskiego - na nim najłatwiej przyoszczędzić. Ale tylko pod warunkiem, ze jesteś zdeterminowany, bo bardzo często są to zestawy "dla wroga" a co najwyżej "dla przyjaciela". "Dla siebie" na 100% nie kupisz. Moje dwa "wymarzone" zestawy do jazdy (minimalistyczny i freetour) kosztowały prawie tyle co reszta. Patrząc na innych skiturowców w głębi gór to nie zauważyłem tam nigdy opcji budżetowych, ludzie mają super wyposażenie, przeważnie z górnej półki. I co najśmieszniejsze przeważnie prezentują adekwatny do tego poziom techniczny, czy tam górski.
  23. Na skiturach najdroższe relatywnie, na wagę, są... ciuchy. Kilogram od 1000 - 3000 zł. Wiązania też dają radę - nawet do 4500 zł za kilogram! Narty tanizna, buty też OK. Lekki sprzęt wspinaczkowy - też bardzo drogi (3000zł/kg). Kosztowny też jest pobyt: za nocleg z piwem (niewielkim) i zniżką - 60+ euro. Oczywiście w schronisku. Plecak to 10 kg wyposażenia, więc zakładając 1000 zł/kg wychodzi 10 000 zł. Na sobie kolejnych parę. To tak skromnie licząc. A jak zechcecie zrobić jakieś tematy z lokalnym przewodnikiem to też trzeba wyskoczyć z kasy. Narciarstwo ośrodkowe jest bardzo tanie- za 15 000 zł jeszcze do niedawna można było opędzić sezon 60 dni na nartach (250 zł/dzień) 🙂
  24. Skitury to bardzo kosztowny rodzaj narciarstwa.
  25. Doskonale rozumiem Twoje rozumowanie. Ale dla mnie te 25 dni w Saas Fee to były... najlepsze jazdy w życiu! 🙂 🙂 🙂 Kapitalne ośrodkowe możliwości off piste, w tym poranne zjazdy do Saas Almagell. Klasa jazdy porównywalna z Aiquille du Midi a w ramach "darmowego" karnetu. Wychodzisz z podziemnego tunelu i jesteś czasem dosłownie sam w epickiej dolinie. Cztery dostępne czterotysięczniki, w tym dwa łatwo. Cudowny ośrodek o nieograniczonych możliwościach, jak jest pogoda wchodzisz na czterotysięczniki albo zaliczasz ten zjazd do Saas Almagell, jak nie to eksplorujesz freeridowe opcje. Wszędzie strome linie, krajobrazy nieprawdopodobne -trzeba ostro zadrzeć głowę do góry aby z Saas fee poogladać Dom (najwyższy czterotysięcznik w okolicy). Trudno uwierzyć ale w ciągu tych 25 dni nie zdołałem zaliczyć wszystkich ratrakowanych tras w ON. wszystko to było w ramach 220 CHF - czyli na biedaka. Tylko pieruńsko daleko...
×
×
  • Create New...