Mitek Napisano Sobota o 19:19 Udostępnij Napisano Sobota o 19:19 W ramach zadość uczynienia za brak transmisji znalazłem ucztę dla oka i ucha w TV - Ojciec Mateusz - znacie? Pozdro Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
kordiankw Napisano Sobota o 19:27 Udostępnij Napisano Sobota o 19:27 7 minut temu, Mitek napisał: W ramach zadość uczynienia za brak transmisji znalazłem ucztę dla oka i ucha w TV - Ojciec Mateusz - znacie? Pozdro Ja znam, ale wolę obejrzeć Mistrzostwa Europy na krótkim basenie w Lublinie 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Mitek Napisano Sobota o 19:33 Udostępnij Napisano Sobota o 19:33 (edytowane) 23 minuty temu, kordiankw napisał: Ja znam, ale wolę obejrzeć Mistrzostwa Europy na krótkim basenie w Lublinie Oglądam jak są w Mateuszu reklamy. Skomplikowana i niezwykle oryginalna intryga z bardzo sprytnie i delikatnie wplecionymi wątkami edukacyjnymi społecznie bardzo mnie wciągła! Pozdr PS Po tych latach dziecięcego treningu nie jestem (zresztą nigdy nie byłem) fanem pływania w basenie. Edytowane Sobota o 19:51 przez Mitek 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
moruniek Napisano Sobota o 19:38 Udostępnij Napisano Sobota o 19:38 Moja żona uczyła się śmig-u. Jurgów - ścianka na czarnej z instruktorem. Tak zabijała ten kijek, że zrobiła salto i zbiła sobie bark. Obyło się bez większych strat. Ów instruktor, następnego dnia, pokazywał kolegom, jak ona to zrobiła. Odtworzył to 1:1, było tak realistycznie, że złamał rękę i połamał żebra. p.s. Dorabiał sobie jako akordeonista - grając na weselach. Przez chwilę głupoty, możesz stracić dwa źródła zarobkowania. 5 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
moruniek Napisano Sobota o 19:40 Udostępnij Napisano Sobota o 19:40 19 minut temu, Mitek napisał: W ramach zadość uczynienia za brak transmisji znalazłem ucztę dla oka i ucha w TV - Ojciec Mateusz - znacie? Pozdro Ja znam żonę ks. Mateusza 😉. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Mitek Napisano Sobota o 19:41 Udostępnij Napisano Sobota o 19:41 No niestety. Na płaskim - nie wiedzę tego - ale chyba po prostu nie da rady jechać szybciej. Na stromym poradziła sobie znakomicie. Pozdro Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Mitek Napisano Sobota o 19:44 Udostępnij Napisano Sobota o 19:44 4 minuty temu, moruniek napisał: Moja żona uczyła się śmig-u. Jurgów - ścianka na czarnej z instruktorem. Tak zabijała ten kijek, że zrobiła salto i zbiła sobie bark. Obyło się bez większych strat. Ów instruktor, następnego dnia, pokazywał kolegom, jak ona to zrobiła. Odtworzył to 1:1, było tak realistycznie, że złamał rękę i połamał żebra. p.s. Dorabiał sobie jako akordeonista - grając na weselach. Przez chwilę głupoty, możesz stracić dwa źródła zarobkowania. Jak na razie Krzychu historia Twojej żony dla mnie jest the Best. Pozdro Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
jurek_h Napisano Sobota o 19:56 Udostępnij Napisano Sobota o 19:56 No i ? Czołg pojechał na kątach nie osiąganych dla innych Pań. Tu nie ma punktów za styl. Kto szybszy ten lepszy. Alice jest super. 3 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Mitek Napisano Sobota o 20:32 Udostępnij Napisano Sobota o 20:32 Zapracował ciężar. A że umiejętności są... No... wiesz ciekawe co tam się działo z tym śniegiem czy też chyba z tłumieniem nierówności... Sam już nie wiem. Zobacz, że Maryna strome też pojechał dobrze. Ja już nie wiem bo nie widziałem ale wyszło na Twoje bez dwóch zdań! Pozdro Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
herbi Napisano 14 godzin temu Udostępnij Napisano 14 godzin temu W dniu 6.12.2025 o 15:45, cappo napisał: Janské Lázně, 2017 rok, drugi dzień wyjazdu w okolicach Trzech Króli, pierwszy zjazd dnia. W pewnym momencie na stoku zrobiło się dość tłoczno, spokojnie odbiłem do boku hamując, nagle poleciałem do przodu, nie wiem czy ja coś zrobiłem, czy coś było pod śniegiem. Złamany lewy kciuk, około 1 cm przemieszczenia, pod stokiem jakoś mnie tam poskładali, ale nie udało mi się złożyć kości na wprost. Ostatecznie już w powrocie do domu, kilku konsultacjach, zdecydowałem się na operację, oczywiście prywatnie. Chyba jakieś 3 tygodnie chodziłem z drutami , a potem rehabilitacja. Minimalnie straciłem zakres ruchu, ale ogólnie kciuk jest sprawny i nie przeszkadza mi na co dzień. Współczuję. Miałem podobnie. Kolega wpakował się we mnie przy 70km/h, poleciałem na szczupaka w miękki śnieg. Lewy kciuk złamany z przemieszczeniem, w prawym dodatkowo poleciało więzadło. Też operacja poza NFZ i nie żałuję, bo rączki mam sprawne i mogę nimi zarabiać na narty 🎿. Pozdro! 2 4 2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Jan Napisano 13 godzin temu Udostępnij Napisano 13 godzin temu 19 minut temu, herbi napisał: Kolega wpakował się we mnie przy 70km/h, ścigaliście się ? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
herbi Napisano 13 godzin temu Udostępnij Napisano 13 godzin temu 14 minut temu, Jan napisał: ścigaliście się ? Zwykła brawura. Stok prawie pusty, miał być karwing i popisówka. Kolega jechał za mną ale szybciej, bo podkręciłem kilka skrętów, chciał mnie wyprzedzić i przeciąć mi drogę maksymalnie nisko złożony. Nie było by w tym nic złego, ale nie zauważył, że od lewej strony snowboardzistka sunie w poprzek stoku. Całość, jak to zwykle bywa trwała może 1-2sekundy. Mógł walić w nią lub próbować zdążyć przedemną, niestety.. Ja byłem w trakcie odciążenia nart, po skręcie w lewo, kolega w tym czasie leciał już na mnie, złożony na jajo licząc na to że mu się jednak uda przeciąć mi drogę. Bardziej pechowo się nie dało, ja wyprost, a on mi najechał na dzioby nart, uderzyłem w niego kolanami co w połączeniu z moim odciążeniem i nartami dociśniętymi jego masą spowodowało mój wystrzał w przód i do góry jak z batutu. Asekuracyjnie ręce w przód i w śnieg. Nie wiem ile przeleciałem ale miałem czas zorientować i pogodzić się z tym, że jebnę grubo. Przywaliłem prosto w odsyp. Nie zorientowałem się nawet, że coś się stało, do momentu jak nie byłem w stanie utrzymać w dłoniach kijków. 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
a_senior Napisano 12 godzin temu Autor Udostępnij Napisano 12 godzin temu (edytowane) W dniu 6.12.2025 o 17:56, Mikoski napisał: W mojej najbliższej rodzinie ze mną włącznie to kilka zerwanych więzadeł uszkodzonych i szytych łąkotek, złamania obojczyków piszczeli ,kości strzałkowej nadgarstków żeber i jeszcze wiele innych😕 jeszcze złamanie miednicy i odgryziony język na szczęście przyszyty. Wstrząśnienia mózgu i wylew podpajenczynowy mojej córki a i jeszcze otwarte złamania nosa 😁 Golgotą była czerwona. Brrr... Chyba że żartujesz. W mojej rodzinie, choć wszyscy dużo jeżdżą (w niektórych przypadkach "dużo" dotyczy przeszłości 🙂), niewiele było wypadków. Dzieci nic. Żona miała przykry upadek we mgle z własnej głupoty i skończyło sie na artroskopii kolana i zrobieniu porządku z łąkotką. Szwagrowie, poza przypadkiem opisanym przeze mnie, w sumie też nienajgorszym - nic poważnego. Ich dzieci, byli instruktorzy SITN - nic poważnego. Ciekawe przypadki miała moja siostra. Opisywałem, jak przywalił w nią stojącą młody chłopak. Padła, lekkie wstrząśnienie mózgu, rezonans po powrocie i wykryto u niej nieźle rozwinięty oponiak - łagodny guz opon mózgowych, który szybko usunęła. I tak dzięki młodemu Austriakowi pozbyła się potencjalnego zagrożenia. 🙂 A w młodości, na jakimś rajdzie tatrzańskim w latach 60. (były takie) padła i uszkodziła sobie poważnie kolano. Jakoś to przechodziła wtedy, ale dziś po 50 latach czeka ją wymiana właśnie tego kolana. Edytowane 12 godzin temu przez a_senior Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Mikoski Napisano 10 godzin temu Udostępnij Napisano 10 godzin temu 2 godziny temu, a_senior napisał: Brrr... Chyba że żartujesz. W mojej rodzinie, choć wszyscy dużo jeżdżą (w niektórych przypadkach "dużo" dotyczy przeszłości 🙂), niewiele było wypadków. Dzieci nic. Żona miała przykry upadek we mgle z własnej głupoty i skończyło sie na artroskopii kolana i zrobieniu porządku z łąkotką. Szwagrowie, poza przypadkiem opisanym przeze mnie, w sumie też nienajgorszym - nic poważnego. Ich dzieci, byli instruktorzy SITN - nic poważnego. Ciekawe przypadki miała moja siostra. Opisywałem, jak przywalił w nią stojącą młody chłopak. Padła, lekkie wstrząśnienie mózgu, rezonans po powrocie i wykryto u niej nieźle rozwinięty oponiak - łagodny guz opon mózgowych, który szybko usunęła. I tak dzięki młodemu Austriakowi pozbyła się potencjalnego zagrożenia. 🙂 A w młodości, na jakimś rajdzie tatrzańskim w latach 60. (były takie) padła i uszkodziła sobie poważnie kolano. Jakoś to przechodziła wtedy, ale dziś po 50 latach czeka ją wymiana właśnie tego kolana. Każdy opisany przypadek się wydarzył żadnej konfabulacji. 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
yukisan Napisano 9 godzin temu Udostępnij Napisano 9 godzin temu Opisywałem tu już kiedyś i wklejałem zdjęcie, ale zaginęło w pożarach. Pod koniec dnia normalny zjazd mocno już wymuldzonym i wyślizganym stokiem - taki pełny fun na luzie. Na którymś odsypie znienacka odkrył się lód pod śniegiem, narty i nogi rozrzuciło mi błyskawicznie w dowolnych kierunkach, a dupskiem upadłem z całą mocą na przednią część wiązania. Bolało jak jasny gwint! Wieczorem ukazał się piękny trojkątny siniak na pół tyłka, który w kolejnych dniach cudownie zmieniał kolory. Trenowałem przysiad półdupkiem ze dwa tygodnie. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
grimson Napisano 8 godzin temu Udostępnij Napisano 8 godzin temu (edytowane) Ja mam wspaniałe wspomnienie z Czarnej Góry, z 01.02.2023. jechałem sobie spokojnie na trasie A, trochę szybciej lewą stroną. z prawej nadjechał peleton szkółki narciarskiej, na dobrej prędkości, i nie były to dzieciaki. cała ekipa elegancko zajechała mi drogę zmieniając gwałtownie kierunek jazdy, ja ratując się mogłem zrobić tylko hockey-stop, bo z lewej strony kończył się już stok. pech chciał, że trafiłem na muldę, i poleciałem parę metrów w dół. nic się nie stało. wstałem, otrzepałem się, poszła niecenzuralna wiązanka, wpiąłem się z powrotem w narty i zjechałem na dół. tu najciekawsze. jadę dalej już pod koniec trasy A, pusto dookoła, wszystko pięknie i ładnie. nagle czuję, że lecę na tył. ułamek sekundy i przywaliłem plecami i kaskiem w stok, przy 50 km/godz. bez szans na reakcję. wstałem zdziwiony, otrzepałem się po raz drugi w ciągu paru minut, i co widzę: - jeden kijek zgięty - lewa narta na swoim miejscu - prawa narta poleciała, ale bez wypięcia się wiązania [po wcześniejszej glebie na A, widocznie nie oczyściłem dokładnie spodu buta ze śniegu, stąd taka akcja] czułem lekki ból lewej dłoni. ponieważ miałem jeszcze dobre 2 godziny do wykorzystania na karnecie, to jeździłem do końca. po zakończeniu jazdy poszedłem z nartami do serwisu, sprawdzili siłę wiązania i siłę wypięcia - wszystko ok. potem wieczorem papu, i poszedłem spać. rano wstaję, i co widzę? lewa dłoń spuchnięta jak balon, palcami mogę ruszać, więc tragedii nie ma. skończyło się w szpitalu na RTG, na szczęście wszystkie kości całe. wchodzi parę fotek, w tym zdjęcie puszki napoju, którą miałem w plecaku, w momencie tej drugiej gleby: Edytowane 7 godzin temu przez grimson 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Mikoski Napisano 6 godzin temu Udostępnij Napisano 6 godzin temu (edytowane) 2 godziny temu, yukisan napisał: Opisywałem tu już kiedyś i wklejałem zdjęcie, ale zaginęło w pożarach. Pod koniec dnia normalny zjazd mocno już wymuldzonym i wyślizganym stokiem - taki pełny fun na luzie. Na którymś odsypie znienacka odkrył się lód pod śniegiem, narty i nogi rozrzuciło mi błyskawicznie w dowolnych kierunkach, a dupskiem upadłem z całą mocą na przednią część wiązania. Bolało jak jasny gwint! Wieczorem ukazał się piękny trojkątny siniak na pół tyłka, który w kolejnych dniach cudownie zmieniał kolory. Trenowałem przysiad półdupkiem ze dwa tygodnie. No to się dobrze skończyło,mamy na forum kolegę który po glebie pewnie ma ślad na dupie do dzisiaj dosłownie bo jego własna narta przecięła mu pół dupek, krwi było jak przy świniobiciu. Podobny przypadek w sensie co może zrobić narta widziałem na wyjeździe z Jurasem gdy gość pierwszego dnia zaliczył wywrotkę 😜 i łydka nad butem potrzebowała 20 szwów ale usłyszał dobrą wiadomość że mięsień cały. Plus tej sytuacji był taki że jak wracaliśmy na kwaterę mieliśmy codziennie przygotowany obiad bo świetnie gotował 😁 Jeszcze mi się przypomniało że na tym samym wyjeździe tego samego dnia dwie godziny po łydce gość z naszego busa złamał obojczyk tak że na kwaterze nie nudzili się w dwójkę raźniej 😉 Edytowane 6 godzin temu przez Mikoski Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
logos Napisano 6 godzin temu Udostępnij Napisano 6 godzin temu Stubai kwiecień 2017 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Mitek Napisano 1 godzinę temu Udostępnij Napisano 1 godzinę temu 12 godzin temu, herbi napisał: Współczuję. Miałem podobnie. Kolega wpakował się we mnie przy 70km/h, poleciałem na szczupaka w miękki śnieg. Lewy kciuk złamany z przemieszczeniem, w prawym dodatkowo poleciało więzadło. Też operacja poza NFZ i nie żałuję, bo rączki mam sprawne i mogę nimi zarabiać na narty 🎿. Pozdro! Cześć No niestety epoka carvingu to zupełnie nowe doznania. Jazda pełnym skrętem na ogólnodostępnym stoku może skończyć się spotkaniem bo zbliżający się do siebie mogą to robić nawet z prędkością 150km/h albo większą - ich dramat. Pozdro Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Mitek Napisano 55 minut temu Udostępnij Napisano 55 minut temu Cześć Co do dzwonów - zderzyłem się z kumplem raz - przy tzw, ósemkach. Nie byliśmy perfekcyjni i sczepiliśmy się skistopperami. Narty szukaliśmy ze dwie godziny (Pilsko). Kolega, nota bene, świetny narciarz i instruktor nazywał się Klammer i znał osobiście Franza. I to był chyba jedyny raz. Co do dzwonów własnych... nie ma chyba co opisywać po Mikoskim, jeden komplet w kolanie (na dole w Szczyrku przy skoku). Pozdro Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Lexi Napisano 39 minut temu Udostępnij Napisano 39 minut temu U mnie wyglądało to tak: powrót do narciarstwa po bez mała 30 latach przerwy zbiegł się prawie z Covidem więc z ogromną radością dowiedziałem się że podobnie jak pani Emilewicz można pojechać na partyjne zebranie w Koninkach pod Turbaczem ..warun cudny, prawie pusty stok, śniegu po kokardę, słonko alpejskie.. jazda wyborna.. Słonko grzało .. śnieg coraz cięższy.. ja już wiedziałem że pamięć mięśniowa dziala znakomicie po tych 30 latach - nie zajarzyłem tylko że pamięć nie dodała tych 30 lat i tych 30 kilogramów... ... lot nie był krótki (narty zostały dużo wyżej), wylądowałem na barku i głowie a potem z impetem przy...bałem lewą nogą w glebe i pojechałem do domu.. W domu zacząłem "hokejke" okładać różnymi cudami (oczywiście wybierałem sie za dwa dni do Koninek). Jak w końcu wylądowałem na SOR lekarz mi uświadomił że od tygodnia chodzę na złamanej nodze .. 2~3 tygodnie póżniej otwarli stoki dla narciarzy... 2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.