Skocz do zawartości

Najgorsze dzwony jakie mieliśmy na nartach,


a_senior

Rekomendowane odpowiedzi

23 minuty temu, kordiankw napisał:

Ja znam, ale wolę obejrzeć Mistrzostwa Europy na krótkim basenie w Lublinie 

Oglądam jak są w Mateuszu reklamy.

Skomplikowana i niezwykle oryginalna intryga z bardzo sprytnie i delikatnie wplecionymi wątkami edukacyjnymi społecznie bardzo mnie wciągła!

Pozdr

PS

Po tych latach dziecięcego treningu nie jestem (zresztą nigdy nie byłem) fanem pływania w basenie.

Edytowane przez Mitek
  • Sad 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja żona uczyła się śmig-u. Jurgów - ścianka na czarnej z instruktorem. Tak zabijała ten kijek, że zrobiła salto i zbiła sobie bark. Obyło się bez większych strat. 

Ów instruktor, następnego dnia, pokazywał kolegom, jak ona to zrobiła. Odtworzył to 1:1, było tak realistycznie, że złamał rękę i połamał żebra. 

p.s.

Dorabiał sobie jako akordeonista - grając na weselach. Przez chwilę głupoty, możesz stracić dwa źródła zarobkowania. 

 

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, moruniek napisał:

Moja żona uczyła się śmig-u. Jurgów - ścianka na czarnej z instruktorem. Tak zabijała ten kijek, że zrobiła salto i zbiła sobie bark. Obyło się bez większych strat. 

Ów instruktor, następnego dnia, pokazywał kolegom, jak ona to zrobiła. Odtworzył to 1:1, było tak realistycznie, że złamał rękę i połamał żebra. 

p.s.

Dorabiał sobie jako akordeonista - grając na weselach. Przez chwilę głupoty, możesz stracić dwa źródła zarobkowania. 

 

Jak na razie Krzychu historia Twojej żony dla mnie jest the Best.

Pozdro

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zapracował ciężar. A że umiejętności są...

No... wiesz ciekawe co tam się działo z tym śniegiem czy też chyba z tłumieniem nierówności... Sam już nie wiem. Zobacz, że Maryna strome też pojechał dobrze.

Ja już nie wiem bo nie widziałem ale wyszło na Twoje bez dwóch zdań!

Pozdro

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 6.12.2025 o 15:45, cappo napisał:

Janské Lázně, 2017 rok, drugi dzień wyjazdu w okolicach Trzech Króli, pierwszy zjazd dnia. W pewnym momencie na stoku zrobiło się dość tłoczno, spokojnie odbiłem do boku hamując, nagle poleciałem do przodu, nie wiem czy ja coś zrobiłem, czy coś było pod śniegiem. Złamany lewy kciuk, około 1 cm przemieszczenia, pod stokiem jakoś mnie tam poskładali, ale nie udało mi się złożyć kości na wprost. Ostatecznie już w powrocie do domu, kilku konsultacjach, zdecydowałem się na operację, oczywiście prywatnie. Chyba jakieś 3 tygodnie chodziłem z drutami , a potem rehabilitacja. Minimalnie straciłem zakres ruchu, ale ogólnie kciuk jest sprawny i nie przeszkadza mi na co dzień. 

IMG-0001-00001.jpg

Współczuję. 
Miałem podobnie.

Kolega wpakował się we mnie przy 70km/h, poleciałem na szczupaka w miękki śnieg.

Lewy kciuk złamany z przemieszczeniem, w prawym dodatkowo poleciało więzadło.

Też operacja poza NFZ i nie żałuję, bo rączki mam sprawne i mogę nimi zarabiać na narty 🎿.

Pozdro!

IMG_4115.jpeg

  • Like 2
  • Haha 4
  • Sad 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 minut temu, Jan napisał:

ścigaliście się ?

Zwykła brawura. Stok prawie pusty, miał być karwing i popisówka.

Kolega jechał za mną ale szybciej,  bo podkręciłem kilka skrętów, chciał mnie wyprzedzić i przeciąć mi drogę maksymalnie nisko złożony. 
Nie było by w tym nic złego, ale nie zauważył, że od lewej strony snowboardzistka sunie w poprzek stoku. 
Całość, jak to zwykle bywa trwała może 1-2sekundy. 
Mógł walić w nią lub próbować zdążyć przedemną, niestety..

Ja byłem w trakcie odciążenia nart, po skręcie w lewo, kolega w tym czasie leciał już na mnie, złożony na jajo licząc na to że mu się jednak uda przeciąć mi drogę.

Bardziej pechowo się nie dało, ja wyprost, a on mi najechał na dzioby nart, uderzyłem w niego kolanami co w połączeniu z moim odciążeniem i nartami dociśniętymi jego masą spowodowało mój wystrzał w przód i do góry jak z batutu.

 Asekuracyjnie ręce w przód i w śnieg. Nie wiem ile przeleciałem ale miałem czas zorientować i pogodzić się z tym, że jebnę grubo.

Przywaliłem prosto w odsyp.

Nie zorientowałem się nawet, że coś się stało, do momentu jak nie byłem w stanie utrzymać w dłoniach kijków.

 

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 6.12.2025 o 17:56, Mikoski napisał:

W mojej najbliższej rodzinie ze mną włącznie to kilka zerwanych więzadeł uszkodzonych i szytych łąkotek, złamania obojczyków piszczeli ,kości strzałkowej nadgarstków żeber i jeszcze wiele innych😕 jeszcze złamanie miednicy i odgryziony język na szczęście przyszyty. Wstrząśnienia mózgu i wylew podpajenczynowy mojej córki a i jeszcze otwarte złamania nosa 😁 Golgotą była czerwona.

 

Brrr... Chyba że żartujesz.

W mojej rodzinie, choć wszyscy dużo jeżdżą (w niektórych przypadkach "dużo" dotyczy przeszłości 🙂), niewiele było wypadków. Dzieci nic. Żona miała przykry upadek we mgle z własnej głupoty i skończyło sie na artroskopii kolana i zrobieniu porządku z łąkotką. Szwagrowie, poza przypadkiem opisanym przeze mnie, w sumie też nienajgorszym - nic poważnego. Ich dzieci, byli instruktorzy SITN - nic poważnego.

Ciekawe przypadki miała moja siostra. Opisywałem, jak przywalił w nią stojącą młody chłopak. Padła, lekkie wstrząśnienie mózgu, rezonans po powrocie i wykryto u niej nieźle rozwinięty oponiak - łagodny guz opon mózgowych, który szybko usunęła. I tak dzięki młodemu Austriakowi pozbyła się potencjalnego zagrożenia. 🙂 A w młodości, na jakimś rajdzie tatrzańskim w latach 60. (były takie) padła i uszkodziła sobie poważnie kolano. Jakoś to przechodziła wtedy, ale dziś po 50 latach czeka ją wymiana właśnie tego kolana.

Edytowane przez a_senior
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, a_senior napisał:

Brrr... Chyba że żartujesz.

W mojej rodzinie, choć wszyscy dużo jeżdżą (w niektórych przypadkach "dużo" dotyczy przeszłości 🙂), niewiele było wypadków. Dzieci nic. Żona miała przykry upadek we mgle z własnej głupoty i skończyło sie na artroskopii kolana i zrobieniu porządku z łąkotką. Szwagrowie, poza przypadkiem opisanym przeze mnie, w sumie też nienajgorszym - nic poważnego. Ich dzieci, byli instruktorzy SITN - nic poważnego.

Ciekawe przypadki miała moja siostra. Opisywałem, jak przywalił w nią stojącą młody chłopak. Padła, lekkie wstrząśnienie mózgu, rezonans po powrocie i wykryto u niej nieźle rozwinięty oponiak - łagodny guz opon mózgowych, który szybko usunęła. I tak dzięki młodemu Austriakowi pozbyła się potencjalnego zagrożenia. 🙂 A w młodości, na jakimś rajdzie tatrzańskim w latach 60. (były takie) padła i uszkodziła sobie poważnie kolano. Jakoś to przechodziła wtedy, ale dziś po 50 latach czeka ją wymiana właśnie tego kolana.

Każdy opisany przypadek się wydarzył żadnej konfabulacji.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Opisywałem tu już kiedyś i wklejałem zdjęcie, ale zaginęło w pożarach.

Pod koniec dnia normalny zjazd mocno już wymuldzonym i wyślizganym stokiem - taki pełny fun na luzie. Na którymś odsypie znienacka odkrył się lód pod śniegiem, narty i nogi rozrzuciło mi błyskawicznie w dowolnych kierunkach, a dupskiem upadłem z całą mocą na przednią część wiązania. Bolało jak jasny gwint! Wieczorem ukazał się piękny trojkątny siniak na pół tyłka, który w kolejnych dniach cudownie zmieniał kolory. Trenowałem przysiad półdupkiem ze dwa tygodnie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja mam wspaniałe wspomnienie z Czarnej Góry, z 01.02.2023.

jechałem sobie spokojnie na trasie A, trochę szybciej lewą stroną. z prawej nadjechał peleton szkółki narciarskiej, na dobrej prędkości, i nie były to dzieciaki. cała ekipa elegancko zajechała mi drogę zmieniając gwałtownie kierunek jazdy, ja ratując się mogłem zrobić tylko hockey-stop, bo z lewej strony kończył się już stok. pech chciał, że trafiłem na muldę, i poleciałem parę metrów w dół. nic się nie stało. wstałem, otrzepałem się, poszła niecenzuralna wiązanka, wpiąłem się z powrotem w narty i zjechałem na dół.

tu najciekawsze.

jadę dalej już pod koniec trasy A, pusto dookoła, wszystko pięknie i ładnie. nagle czuję, że lecę na tył. ułamek sekundy i przywaliłem plecami i kaskiem w stok, przy 50 km/godz. bez szans na reakcję.

wstałem zdziwiony, otrzepałem się po raz drugi w ciągu paru minut, i co widzę:

- jeden kijek zgięty

- lewa narta na swoim miejscu

- prawa narta poleciała, ale bez wypięcia się wiązania [po wcześniejszej glebie na A, widocznie nie oczyściłem dokładnie spodu buta ze śniegu, stąd taka akcja]

czułem lekki ból lewej dłoni. ponieważ miałem jeszcze dobre 2 godziny do wykorzystania na karnecie, to jeździłem do końca. po zakończeniu jazdy poszedłem z nartami do serwisu, sprawdzili siłę wiązania i siłę wypięcia - wszystko ok.

potem wieczorem papu, i poszedłem spać. rano wstaję, i co widzę? lewa dłoń spuchnięta jak balon, palcami mogę ruszać, więc tragedii nie ma. skończyło się w szpitalu na RTG, na szczęście wszystkie kości całe.

wchodzi parę fotek, w tym zdjęcie puszki napoju, którą miałem w plecaku, w momencie tej drugiej gleby:

B8482929-0551-44F8-B712-806FE4557D61.jpeg

4D093331-DA62-49EB-98A3-29E73A723236.jpeg

 

 

e42109a7-2c71-4616-95ec-56f655a75fd6.jpeg

Edytowane przez grimson
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, yukisan napisał:

Opisywałem tu już kiedyś i wklejałem zdjęcie, ale zaginęło w pożarach.

Pod koniec dnia normalny zjazd mocno już wymuldzonym i wyślizganym stokiem - taki pełny fun na luzie. Na którymś odsypie znienacka odkrył się lód pod śniegiem, narty i nogi rozrzuciło mi błyskawicznie w dowolnych kierunkach, a dupskiem upadłem z całą mocą na przednią część wiązania. Bolało jak jasny gwint! Wieczorem ukazał się piękny trojkątny siniak na pół tyłka, który w kolejnych dniach cudownie zmieniał kolory. Trenowałem przysiad półdupkiem ze dwa tygodnie.

No to się dobrze skończyło,mamy na forum kolegę który po glebie pewnie ma ślad na dupie do dzisiaj dosłownie bo jego własna narta przecięła mu pół dupek, krwi było jak przy świniobiciu.

Podobny przypadek w sensie co może zrobić narta widziałem na wyjeździe z Jurasem gdy gość pierwszego dnia zaliczył wywrotkę 😜 i łydka nad butem potrzebowała 20 szwów ale usłyszał dobrą wiadomość że mięsień cały. Plus tej sytuacji był taki że jak wracaliśmy na kwaterę mieliśmy codziennie przygotowany obiad bo świetnie gotował 😁

Jeszcze mi się przypomniało że na tym samym wyjeździe tego samego dnia dwie godziny po łydce gość z naszego busa złamał obojczyk tak że na kwaterze nie nudzili się w dwójkę raźniej 😉

Edytowane przez Mikoski
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, herbi napisał:

Współczuję. 
Miałem podobnie.

Kolega wpakował się we mnie przy 70km/h, poleciałem na szczupaka w miękki śnieg.

Lewy kciuk złamany z przemieszczeniem, w prawym dodatkowo poleciało więzadło.

Też operacja poza NFZ i nie żałuję, bo rączki mam sprawne i mogę nimi zarabiać na narty 🎿.

Pozdro!

IMG_4115.jpeg

Cześć

No niestety epoka carvingu to zupełnie nowe doznania. Jazda pełnym skrętem na ogólnodostępnym stoku może skończyć się spotkaniem bo zbliżający się do siebie mogą to robić nawet z prędkością 150km/h albo większą - ich dramat.

Pozdro

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

Co do dzwonów - zderzyłem się z kumplem raz - przy tzw, ósemkach. Nie byliśmy perfekcyjni i sczepiliśmy się skistopperami. Narty szukaliśmy ze dwie godziny (Pilsko). Kolega, nota bene, świetny narciarz i instruktor nazywał się Klammer i znał osobiście Franza. 

I to był chyba jedyny raz.

Co do dzwonów własnych... nie ma chyba co opisywać po Mikoskim, jeden komplet w kolanie (na dole w Szczyrku przy skoku).

Pozdro

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie wyglądało to tak: powrót do narciarstwa po bez mała 30 latach  przerwy zbiegł się prawie z Covidem więc z ogromną radością dowiedziałem się że podobnie jak pani Emilewicz można pojechać na partyjne zebranie w Koninkach pod Turbaczem

..warun cudny, prawie pusty stok, śniegu po kokardę, słonko alpejskie.. jazda wyborna.. 

Słonko grzało .. śnieg coraz cięższy.. ja już wiedziałem że pamięć mięśniowa dziala znakomicie po tych 30 latach - nie zajarzyłem tylko że pamięć nie dodała tych 30 lat i tych 30 kilogramów...

... lot nie był krótki (narty  zostały dużo wyżej), wylądowałem na barku i głowie a potem z impetem przy...bałem lewą nogą  w glebe i pojechałem do domu..

W domu zacząłem "hokejke" okładać różnymi cudami  (oczywiście wybierałem sie za  dwa dni do Koninek).

Jak w końcu wylądowałem na SOR lekarz mi uświadomił że od tygodnia chodzę na złamanej nodze .. 2~3 tygodnie póżniej otwarli stoki dla narciarzy...

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...