Skocz do zawartości

Ranking

  1. Marcos73

    Marcos73

    Members


    • Punkty

      6

    • Liczba zawartości

      5 397


  2. kordiankw

    kordiankw

    Members


    • Punkty

      4

    • Liczba zawartości

      6 784


  3. a_senior

    a_senior

    Members


    • Punkty

      3

    • Liczba zawartości

      2 675


  4. Mikoski

    Mikoski

    Members


    • Punkty

      3

    • Liczba zawartości

      2 083


Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 06.08.2025 uwzględniając wszystkie działy

  1. Adaś, większość dzieci jeździ w delikatnym odchyleniu. Być może to kwestia proporcji ciała, która z wiekiem się zmienia, albo nisko umieszczony środek ciężkości, gdzie ciało szuka prędkości bez zbytniej straty nad kontrolą. To się zmieni. Maks też do pewnego wieku jeździł nieco w sposób dziecięcy, co ma swój urok. Ale w pewnym momencie ta jazda zmieniła się w typowo w jego przypadku „męską” jazdę. Myślę że jeździł podobnie jak chłopak na filmie, w delikatnym odchyleniu. Zmiana przyjdzie z czasem. pozdro
    2 punkty
  2. Coś dla rodziców "katujących" swoje pociechy: Skręt oszczepniczy szerzej znany jako "javelin turns"https://www.facebook.com/reel/1393393918532051. Poprawność wykonania wymaga niezwykłej precyzji i umiejętności balansu ale nawet gdy nie jest super poprawny to i tak wiele wnosi. Oczywiście dzieciak robi to jak to dzieciak - kompletny luz - mówisz masz. Mimo wszystko uważny obserwator zauważy że dzieciak wyraźnie niemalże 0-1 dociąża i bardzo dobrze albowiem w dalszym ciągu ten element wygładzi. Na co powinien zwrócić opiekun/rodzic/instruktor - ostatni skręt - ewidentnie dzieciak ma tendencję do sylwetki odchylonej - tu kłania się kontrola prędkości, zakrawędziowania.
    2 punkty
  3. Nikt nie wyklucza ze szkolenia.. to nie cyferki/wiek wykluczają ale ogolna sprawnosc i co wazniejsze, to ta aktualna sprawnośc a nie ta zapamietana ( "kiedys to ja..."). Przy ktoryms podejsciu mozna sie nieźle zdziwić... Ale ruch i wytrenowanie jest niezbedne. Trzeba mieć z czego schodzić. Gdyby moje zdarzenie trafiło na zapasionego biurkowca, byloby ostrym zagrozeniem zycia. Dzisiaj juz w Skłodowie na Mamrach. 2 dni bez deszczu...po tygodniu w sztormiaku szok.
    1 punkt
  4. Raz w życiu miałem doczynienia z harcerstwem (wyjazd w grupie cywilnej za dzieciaka). Takiej patologii jaką tam spotkałem, nie widziałem nigdzie indziej. Grupa podstarzałych przygłupów wyżywających się na dzieciakach by odregować swoje życiowe porażki i kompleksy. Beznadziejna organizacja, sprzęt nie nadający się do użytku, zerowe kompetencje kadry i bezsensowne zajęcia. Skandaliczne warunki bytowe, jedzenie nie nadające się do spożycia itd. Z harcerskeij kolonii wróciłem z wyniszczonym fizycznie organizmem, chudszy o kilka kg (wyjeżdzając byłem bardzo szczupły). Wyczerpany chronicznym brakiem snu i nawałem bezsensownej pracy. Nie nauczyłem się niczego przydatnego, nie zahartowałem psychiki ani nie wyrobiłem kondycji. Rok później byłem na podobnej kolonii ale organizowanej przez prywatną firmę. Kompletna odwrotność. Super zabawa, bardzo kompetentna kadra, wiele ciekawych zajeć, mnóstwo przydatnych umiętności. Pokonywanie lęków i słabości, współpraca w grupie, podejmowanie wyzwań, troche rywalizacji. Generalnie świetny obóz, bo organizowany przez młodych fachowcow, a nie dziadkow harcerzykow.
    1 punkt
  5. To się nazywa - iść w zaparte. Jeszcze raz. Przecież inni potwierdzili to co napisałem! A, że jak się startuje z wysokiego pułapu i cały czas nad tym pracuje to można dużo i długo to inna sprawa. Na ten dobry stan, trudno w to uwierzyć, pracuje się już nawet w okresie dorastania. Trening sportowy w tym czasie pozostawia silny ślad mięśniowy (i pewnie nerwowy) umożliwiający skuteczny i szybki powrót do dużego wysiłku. Nawet po wielu latach przerwy. Codziennie, przez całe życie pracujemy na sprawność organizmu. Fundamentem jest ruch, który jest sprzężony z wydajnością umysłu. Ale nawet najlepsze nawyki nie uratują nas przed genetyką czy sumą obciążeń środowiskowych. Przeczytaj wpis @mig i jasno zrozumiesz, że wiek to nie są cyferki. To równia w dół. I niestety nie na wszystko mamy wpływ. Nie zmienia to postaci, że tutaj na forum mamy pewnie górny centyl populacji ludzi bardzo sprawnych. Fizycznie i umysłowo. I ktoś z zazdrością oznajmi "wiek jest tylko cyfrą". Ale to populizm. Zrozumiesz jak przekroczysz kolejne magiczne granice.
    1 punkt
  6. Mitek, nie ma się co oszukiwać, że się nie starzejemy. Bo to zaklinanie rzeczywistości. Oczywiście zgadzam się, że to zależy mocno od cech indywidualnych, ale każdy tego doświadcza. Jak się to będzie odbywało, to mamy dość duży na to wpływ. Jestem zwolennikiem aby to robić z głową. Różnorodnie się odżywiać i cokolwiek się ruszać. Im więcej tym lepiej. Praca też pomaga w opóźnianiu starzenia się. Im dłużej człowiek jest przydatny, tym lepiej. Niekoniecznie musi to być praca zawodowa. pozdro
    1 punkt
  7. Ostatnie zdanie Mitka stanowi chyba podstawe... owszem, zmieniaja sie, a szczegolnie zmieniają sie mozliwosci. Latwiejszy staje się wysiłek kardio, dlugi nawet bardzo dlugi i na przeciętnym poziomie. A niebezpieczne stają się nawet krotkie ale intensywne. Niestety do nich należa tez narty... 😞 Cale życie poruszalem się intensywnie, kiedys siatkowka i biegi, kilomery i pietra na setkavh budów, pozniej rower i sportowe zeglarstwo ( to nie jest spokojny sport 🙂 ). Gdy mialem >60 lat to swobodnie krecilem 50-100km po Beskidach ze stosownym przewyzszenie 1-2 km... mimo to 67 lat zaliczylem zawal ktory wyłaczył 1/3 lewej komory serca. Czy dość duża aktywność fizyczna pomogła, czy zaszkodziła? Czy bez niej byłoby gorzej? Czy decydujacy byl prawie 40 letni stres prowadzenia firmy nadwagą (nie otyloscia wg BMI) w komplecie? Czy moze covid, ktory ponoć zaostrzał wszelkie ukryte dolegliwości?.... W sumie.... patrzcie na pesel i dopasowujcie do niego aktywność. Pozdrawiam z portu w Sztynorcie Mich
    1 punkt
  8. To jedna z wielkich ciągle powielanych bzdur. Nasze organizmy się zużywają - ich gwarancja to tak mniej więcej 40-ka. Reszta to okres pogwarancyjny. Chodzi o to aby ta równia w dół była jak najwolniejsza. Dlatego trzeba się ruszać, podejmować nowe "wyzwania". Ale z rozsądkiem, mieć na uwadze, że siła i tempo regeneracji już nie te. Także ewentualne urazy - mogą na długo nas wyłączyć. Jak będziemy o siebie dbali to być może zaskoczymy sprawnością tych dużo młodszych. Ale nie siebie. Kiedyś mogłem utrzymać 16 godz. wysiłku na pograniczu komfortu aerobowego, co jakiś czas go przekraczając. Potem się chwilę przespać. I następnego dnia powtórka. W kolejnych też. Teraz to abstrakcja bo, choćby odezwą się zużyte elementy i jak przegnę to następnych dni nie będzie. Inny poziom adrenaliny, testosteronu, inna akceptacja ryzyka. Ta codzienna "walka" o sprawność (fajnie o tym wspominał parę razy @kordiankw ) to najważniejsza sprawa. Tym razem bez patrzenia na innych, bez rywalizacji, bez popisów. Dokładne przyglądanie się organizmowi, wyznaczanie celów na miarę. Celów aktualnych, a nie historycznych. Jak mój sąsiad z okolicy, co przygięty przez wiek dosłownie w pół robi rundę po okolicy. Wielki szacun dla niego - bo to na miarę treningu olimpijskiego. Ta codzienna praca nad sobą jest w pewnym sensie bardzo samotna. Wiek to duże brzemię ale można sobie z tym poradzić. Sposobem. Od pewnego czasu jest już wiadomo, że alkohol, w każdej ilości niszczy nasze ciało i mózg. W kontekście utrzymania formy jak najdłużej, głupotą jest napierdalanie "młotkiem" po swoich narządach i głowie, albo cioranie "papierem ściernym" po ryju.
    1 punkt
  9. Ja na swoją nie narzekam, ale dlaczego większość wkleja tu linki ze sprawnością innych, pisze że wszystko zależy od nas, a nie pochwali się swoją sprawnością?„Życzyłbym sobie takiej sprawności w jego wieku”, to usprawiedliwienie dla swojego lenistwa. Ludzie mają wiele ograniczeń zdrowotnych i o wiele młodsi nie są tak sprawni jak nieliczni, których pokazuje się jako ponadprzeciętnych. Warto o tym pamiętać, gdy pisze się, że można, tylko trzeba chcieć.
    1 punkt
  10. No cóż. Trochę współpracuje z ZHR. Od czasu, do czasu robię dla nich szkolenia z łączności radiowej. Pominę kwestię, że jest to oczywiście turbo katolicka organizacja i w zasadzie każdy członek musi być praktykującym katolikiem. Jeżeli chodzi o zewnętrznych kontraktorów nie ma takiego wymogu, gdyż naturalnie jestem bezbożnikiem i zaciekłym ateistą. To, że jedne dzieci opiekują się innymi dziećmi nie jest dla mnie żadnym zdziwieniem. Opiekunami drużyn zuchów, czy młodych harcerzy są np. harcerze-studenci i jest to z tego co widziałem dość częste, normalne i dopuszczone wewnętrznym regulaminem. To też nie jest tak, że instruktorem zostaje się za nic. Trzeba spełnić dość dużo wymagań i jest to trochę tak samo jak z okresem kandyckim do GOPRu. Tzn. jest też subiektywna ocena kandydata, czy się nadaje, czy nie. Jeżeli przełożeni w ZHR stwierdzą, że nie nadaje się na instruktora, to nim nie zostanie. Oczywiście, ponieważ ZHR jest katolicką i prawicową organizacją, to na pewno patrzą na zaangażowanie religijne, poglądy itp. Tylko, że jest w tym jeden, podstawowy problem. 21 letni osobnik, to w dalszym ciągu dziecko. Tylko takie, które może kupić wódkę w sklepie i pójść na wybory. Moim zdaniem, taka osoba nie powinna być żadnym opiekunem, na żadnych koloniach, czy obozach harcerskich, sportowych, czy jakichkolwiek innych. 21 letni osobnik nie ma wystarczającego doświadczenia życiowego, żeby realnie zdawać sobie sprawę z konsekwencji tego co robi. Nie jest jeszcze dojrzały emocjonalnie, żeby prowadzić jakąkolwiek grupę. Nie ma też w zasadzie żadnego technicznego doświadczenia, bo ciężko mi sobie wyobrazić, że z definicji 21 latek będzie np. b dobrym pływakiem, wspinaczem, narciarzem itp. 19 letni ratownik WOPR? Serio? Przemilczę to, ale o poziomie wyszkolenia WOPRowców różne dowcipy słyszałem. Powyższe piszę, bo sam wiem jak zachowywałem się mając 21 lat, 26 lat i teraz (34 lata) - jak wielka jest to przepaść. I żeby nie było, że tylko pluje na katolików. Patrząc na ZHR z boku obstawiam, że dokładnie identyczne sprawności i >>rytuały<< odprawia się w konkurencyjnej ZHP, tylko tam po prostu jeszcze nikt nie zginął. Harcerstwo to taka trochę quasi-militarna organizacja, która kieruje się ustaloną hierarchią i do pewnego stopnia posłyszeństwiem wobec przełożonych. No mają tam te swoje, trochę dziwne sprawności i potem tak to się kończy. Wszyscy chcą mieć jak najwięcej, a że dowództwo drużyny to takie same dzieci bez pojęcia o niczym, to cóż. Mając dziesiątki tysięcy aktywnych członków ciężko jest to ogarnąć z góry na dół. Wiadomo też, że sfinansowanie porządnych szkoleń KPP to góra pieniędzy. Szkolenia z zakresu technik linowych, wspinaczki, ratownictwa wodnego itp itd. to mżonka niemożliwa do realizacji. To są tysiące złotych per uczestnik. W praktyce skończy się to pewnie drakońskim zaostrzeniem prawa i określeniem co harcerzom wolno robić, a co nie. A, że praktyka będzie jak zwykle to cóż.
    1 punkt
  11. I te super filmy Red Bulla wysokie góry heli super freeride 👍 tylko nie podają że połowa z nich nie żyje bo zabrały ich lawiny😕
    1 punkt
  12. Paweł, Ciocia i Wujek w Belgii pracowali? w sumie za płotem to mamy wirtualną wojnę. Ale oczywiście daleko od Ciebie i was nie dotyczy. W sumie to pierdolić granicę, bo przecież Polska nie jest krajem docelowym emigrantów. Po chuj mamy na to kasę wydawać. Podstawimy autobusy z tabliczkami DE, BE, NL i FR i będziemy ich za kasę po Europie rozwozić. Jeszcze na tym zarobimy. A najbardziej wypasione będą dla organizacji terrorystycznych udających się do BE. My z tym nie mamy problemu, a Wy? A jak wypierdoli szkołę gdzie chodzi Twój syn to będę miał to w dupie, bo przecież mnie to nie dotyczy. A jak sobie Putin wymyśli, że trzeba zniszczyć kolebkę EU, to nie widzę problemu, aby im naszą przestrzeń powietrzną udostępnić. W tej chwili wojna to nie marszrutą żołnierzy. Ważne aby się działo w chuj od naszej granicy. pozdro
    1 punkt
  13. Cześć Z tym, że jeden z sąsiadów nie bardzo chce żyć z innymi w zgodzie i niestety trzeba być gotowym na różne scenariusze. Czy to 5% jest potrzebne tego nie wiem, ale sprawna armia w Polsce jest niezbędna mając takich sąsiadów. Co innego w Portugalii, czy nawet Francji, tam są inne problemy. pozdro
    1 punkt
  14. Taniej dla podatników wychodzi zdobywanie doświadczenia bojowego przez żołnierzy za granicą niż walcząc z najeźdźcą we własnym kraju, a nikt na misję bojowe nie jest wysyłany pod przymusem. Silna, wyszkolona i dobrze uzbrojona armia to element odstraszający. Na tym kończę naszą dyskusję, tak masz rację.
    1 punkt
  15. Cze Smaży niemiłosiernie w Dalmacji, ale piwko i morze dość chłodne w zasięgu ręki mamy. Odjechaliście w kosmos od tematu. Czas wrócić na ziemię. @Wujot2 dobrze opisał wszystko z punktu widzenia amatora, @Mitek nieco się obruszył, że nikt nie zauważa jego wpisów, które de facto w skrócie brzmią identycznie. To nie narty jeżdżą, a narciarz, a są uniwersalne na tyle, na ile uniwersalny jest kierowca. To jest niezmienne. @Jan wspomniał o postępie technologicznym, bo taki nastąpił, narty są bardziej przyjazne dla przeciętnego użytkownika. Co nie znaczy że są lepsze. Generalnie osoby permanentnie szkolone w długiej perspektywie czasowej posiadają umiejętności o których ambitny amator może tylko pomarzyć. To są fakty. Wyszkolony zawodnik w GS-ach zjedzie kurwa wszędzie, technicznie, nie siłowo i na takim poziomie, że większość amatorów może tylko zazdrościć mając „dedykowany” sprzęt do warunków. Niestety tak jest. A kontuzje, zwykle głupota, brak doświadczenia, słabe przygotowanie do sezonu i oczywiście brak techniki. pozdro
    1 punkt
  16. 80 procent z tych wypadków przydarzyło się bardzo doświadczonym narciarzom, pozostałe ty były osoby jeżdżące po 3...4 sezonach jazdy w tym dzieci.
    1 punkt
  17. Ja miałem przez 52 lata jazdy na nartach jedną poważną kontuzję. Wybiłem bark i prosto ze stoku na stół operacyjny. 5-6 miesięcy w gipsie. Oczywiście jedynie winna była twarda, zawodnicza slalomowa narta 😉 Przy dużej prędkości zderzyłem się z kolegą. Aby dopełnić winy sprzętu,............... na całej górce byliśmy tylko my dwaj 😄
    1 punkt
  18. Bardzo ciekawe opisy. Nie wierzyć lekarzom ale lekarze jakoś dziwnym trafem uratowali wszystkich, którzy mieli kłopoty. Czy tylko ja widzę tu totalną sprzeczność...? Ale to tylko drobny brak logiki. Ale koledzy zupełnie nie zrozumieli tego co napisałem albo/ a może a raczej zrozumieli tylko rękami i nogami bronią się przed tym, że popełniali błędy w wyborze. Ja nigdy nie miałem takich przypadków bo lekarze, którzy mnie, moją rodzinę i przyjaciół leczą to lekarze wyselekcjonowani przez lata. Gdzieś ktoś opisywał jakąś skuchę przy protezowaniu biodra - a jak zapytam: Ile czasu przygotowywaliście się do tego zabiegu? Ile czasu szukaliście lekarza/zespołu (bo to jest jednoznaczne w wypadku dobrych lekarzy) który operację wykonywał? Od ilu lat macie lekarza rodzinnego? Lekarze nie są nieomylni bo z założenia być nie mogą - organizm człowieka jest jeszcze zbyt skomplikowany aby tych błędów nie czynić ale jak ktoś pisze o 30% udanych zabiegów to jak mogę to traktować poważnie? Pozdro
    1 punkt
  19. Ją zerwałem Achillesa w pracy. Karetka nie chciała przyjechać, bo to uraz nie zagrażający życiu. Przyjechała żona i zabrała mnie do szpitala na Barskiej, bo akurat wyczytaliśmy w internetach, że ten szpital specjalizuje się w takich urazach i miał ostry dyżur. Tylko ja miałem zerwany Achilles całkowicie, a nie naderwany. Tego dnia w Polsce wykryto pierwsze zarażenie Covidem, więc żona nawet nie mogła wejść ze mną na oddział.
    1 punkt
  20. Ja jednak stoję na stanowisku, że nie jest tak, że "czasem wszystko kliknie" tylko w rzadkich przypadkach coś nie kliknie i jest problem. Jedną sprawą jest błąd podczas operacji, a inną zakażenie po operacji, lub podczas przebywania na OIOM-ie.
    1 punkt
  21. Jedyne co możemy zrobić to skonsultować się z więcej niż jednym specjalistą żeby potwierdzić diagnozę. I na tym chyba się kończy nasz wybór bo raporty zakażeń nie podają który szpital lub lekarz coś zrobił źle. Doświadczenie mam spore bo tyłu operacji kolan co miałem to na SF raczej nikt nie miał. Mogę powiedzieć że każdy lekarz podchodził bardzo profesjonalnie i w szczegółach tłumaczył mi co i jak będzie robił i jakie są zagrożenia. Całą około szitalną historię również oceniam wysoko a wszystko miałem robione z NFZ i nie były to jakieś renomowane kliniki. Lekarz który mnie prowadzi powiedział że mam dać znać kiedy robimy endoprotezy jak sam stwierdzę że już czas.
    1 punkt
  22. Proponuję leczyć się u szeptuchy.
    1 punkt
  23. Ja się wieku nie wstydzę i chętnie go podaję. Ale czasem ludzi zaskoczę, bo prawie nie siwieję, brzucha niet i podobno wyglądam na 10-15 lat mniej. Ale niestety serce mam chyba starsze niż peselowy wiek.
    1 punkt
  24. Adam Widuch to m.in. instruktor narciarski związany na stałe ze Zwardoniem. Wielu forumowiczy zna go osobiście i wielu chwali, nie tylko za naukę narciarstwa. I wielu, w tym ja, go lubi i ceni. 🙂 Nie dziw się, że Twoje proste w sumie pytanie wygenerowało tyle różnych wpisów niekoniecznie związanych z samym pytaniem. Typowe dla tego forum: rozrastające się dygresje. 🙂 Zresztą nie tylko dla tego. I tak fora swoje lata chwały mają już za sobą i powoli umierają. Ja jestem b. starym (niedawno stuknęło 75), doświadczonym narciarzem, byłym instruktorem. Z wykształcenia fizyk, z zawodu, do niedawna, informatyk, mieszanka romantyka i inżyniera. 🙂
    1 punkt
  25. Cześć. Nie nadążam czytać, a co dopiero coś napisać (i czy w ogóle powinienem)😂 Powiem Wam moje wnioski z waszych dywagacji: 1. Powinna być jeszcze jedna rubryka w ankiecie jeśli chodzi o dobór sprzętu - poziom zafiksowana/zauroczenia/nakręcenia/podjarania - coś w tym stylu🤣 Mój wtedy oceniłbym na początku na 10 (skala 1-10) ale po przeczytaniu całego tego tematu już tylko 9. Wasz poziom jakieś 11😎 2. Narty i tak kupię bo... chcę. Człowiek zapier... od rana do wieczora więc coś mu się od życia należy! 3. Buty też kupię - patrz punkt wyżej 😆 ale tak poważnie to buty chyba najbardziej by się przydały. 4. Kobiecie nic nie kupować tylko od razu do instruktora bo faktycznie jeśli z nią jeżdżę to czuję że stoję w miejscu dosłownie i w przenośni. Już kilka wyjazdów i zawsze myślę że trochę się nauczy a tu nic. Gdy cała ekipa już się wypompuje i mogę ruszyć sam to wtedy co każdy zjazd widzę postęp, poważnie. Nie muszę się zatrzymywać i czekać na nich, nie wybijam się z rytmu. 5. Sam też do instruktora chociaż na godzinę, dwie żeby ocenił moją jazde 6. Nagrywać jak najwięcej - tu będzie problem bo jak mam siebie nagrać? Nikt z osób z którymi jeżdżę nie dotrzyma mi tempa(jeżdżą tak słabo a nie ja tak dobrze) I to chyba tyle z moich wniosków. Mógłbym opisać Wam moją historię narciarską która jest raczej skromna i pewnie nikogo by nie obchodziła więc sobie daruję 🤣 W grudniu chcieliśmy na tydzień jechać na Chopok jak będą warunki a styczeń Saalbach. Na marzec/kwiecień też są plany... Może poradzicie jak złapać w grudniu instruktora? Z reguły Słowacy całkiem nieźle gadają po polsku, brać pierwszego lepszego? Bym zapomniał - dziękuję za wszystkie rady!👍
    1 punkt
  26. Niby tak ale dalej to loteria na kogo trafisz a jak sam wspomniałeś to kosztuje . Moją historię znasz- kupiłem nartę i zacząłem jeździć sam myslac, że co to takiego jeździć na nartach - filozofii jakieś większej pewnie nie ma , sport jak sport 🤷‍♂️ .Przez dwa lata jako samouk zjeżdżałem z góry na dół ale siedząc na kanapie i gdzieś w oddali kiedy jechała szczególnie narciarka z pełną gracją,lekkością/gibkością krótki skręt to we mnie aż się gotowało bo nie było to proste żeby tak pojechać ( zresztą do dziś nie jest) a na forum mało kto chwalił się fachowcami. Pamiętam jak tu trafiłem z tego drugiego forum to na początku czytałem a między wierszami padało ciągle o @Adam ..DUCH do którego chyba 7 czy nawet 8 miesięcy przed feriami zadzwoniłem w sprawie mojego syna - strzał w 10 ! Parę miesięcy później przed sezonem napisał @KrzysiekK o Tadeo,tel. rezerwacja i za dwa tygodnie byłem na Kaunertal to również był strzał w 10 . Można przeczytać o Marku.O Piotrze/Smoku ( choć on daleko i raczej jest niedostępny ) i ..,praktycznie tyle którzy często są wymieniani a ON cała masa …. Moja żona trafiła na takiego co wybił jej narciarstwo w pół godziny ( z jednej str. to dobrze bo jest cala i zdrowa a ja spokojnie sam mogę jeździć 🥳 😜) …w Sappadzie ostatnio poznałem Anię która szkoliła się u wielu instruktorów i sama stwierdziła że 90% to strata czasu i kasy …także różnie bywa z tymi szkoleniami . . Oczywiście co innego szkolenie dzieciaków w klubie to inne kalosze . pozdro
    1 punkt
  27. No tak w głowie jest wszystko. W jeździe amatorskiej narciarstwo ma sprawiać przyjemność. Wielu amatorów mimo iż technicznie nie są doskonali można stwierdzić, że dzięki objeżdżeniu poruszają się sprawnie po stokach w różnych warunkach i uważani są za dobrych narciarzy. Ale mylimy nieco termin objeżdżenia ze stażem na nartach. Są osoby co jeżdżą od wielu lat a ich poziom jazdy jest marny. Staż i objeżdżenie to dwa różne pojęcia. Ktoś, kto w sezonie spędza 10 dni na nartach praktycznie co sezon zaczyna od początku. Bo zanim się wjeździ w sezon - to juz kończy. Tak można i 20 sezonów jeździć i być miernotą. Inna sprawa jak się jeździ dużo. Technika się samoistnie poprawia, a i organizm znajduje myki na różne warunki, może niekoniecznie techniczne ale jedna potrafi sobie narciarz radzić i to nieźle. Oczywiście szkolenia w znacznym stopniu pomagają, ale trzeba jeździć i to dużo. Dokładnie to opisał Victor, akurat w jego przypadku to naturalna rzecz, bo z punktu widzenia jego wyjazdów koszt jest mniej istotny, bo zwykle jeździ sam, bo nie ma kompanów do jazdy i czy zapłaci ciut więcej, przy okazji mając szkolenie to juz pomijalne w jego przypadku jest. Nawet lepiej - bo jest w grupie i poznaje nowe osoby, a towarzystwo jest ważne na nartach. Ja osobiście to sobie nie wyobrażam, aby samemu pojechać w Alpy na tydzień. Podziwiam jego determinację. Teraz dostęp do szkoleń jest dość łatwy i każdy może się szkolić, jedynym ograniczeniem jest kasa i czas. Stąd sporo wyborów samodoskonalenia się. Jeśli bym się szkolił cyklicznie, to pewnie bym duuuużo lepiej jeździł, ale ja cieszę się z tego co umiem, a nie żałuję tego czego nie potrafię. Mam przykład w domu, jak skuteczne jest cykliczne szkolenie, ale to tez ogrom pracy i wyrzeczeń. Czasu też trzeba na to sporo poświęcić, bo efekty nie przychodzą tak szybko w postaci naprawdę dobrej, pewnej i poukładanej jazdy w każdych warunkach. Te początkowe zachwyty nad paroma łuczkami na krawędziach to dopiero preludium. pozdro
    1 punkt
  28. Zwłaszcza Marcel ..co on tam wie jeleń... (Deer - dla niekumatych)..
    1 punkt
  29. Nie sądzę. Sam bywałem szkolony. Gdy jakiś instruktor się napatoczył, to grzechem byłoby nie skorzystać. A i pokory mam na tyle, aby posłuchać mądrzejszego i bardziej doświadczonego. Wbrew pozorom nie dyskredytuję szkolenia. Wiem jak pływa chrześnica po sekcji i WOPR-ze, wiem jak mnie uczyli grać w tenisa stołowego. Ale poznałem też różnych zamordystów szkoleniowców i tych wolałbym unikać, a nawet odradzałbym kontakt. Zwracam więc jedynie uwagę, że musi kliknąć, a nie jest to aż tak oczywiste. Cieszę się, że jestem inny niż Jan, ja mogę być melepetą, on połametą;-) Odrobina autoironii nikomu nie zaszkodziła, Mirku jakbyś określił samego siebie, tak z humorem, chyba, że łapiesz się do tej szóstki.
    1 punkt
  30. Nie odczuwają, bo nie wiedzą co tracą. Viktor ma rację. Najlepsze co może być do nauczenia poprawnej jazdy na nartach to kilkudniowy kurs z doświadczonym i skutecznym w nauczaniu instruktorem. Pomagają wieczorna analiza filmików, nie tylko swoich, ale i innych. Wtedy najlepiej wychodzi co jest nie tak. Zresztą Viktor jest ewidentnym przykładem sukcesu takiego podejścia. Patrząc na jego postępy, np. na filmikach, które niedawno umieścił/przypomniał, widać szybką przemianę. I to w krótkim czasie. Jak na osobę nie całkiem młodą :), która startowała z niskiego poziomu, rezultaty są amazing. Nie znam żadnego narciarza, który jeździłby dobrze bez dobrego szkolenia a znam wielu bez niego, którzy jeźdżą kiepsko. Zostali na pewnym pozimie bylejakiej, błędnej jazdy. Nikt jej nie skorygował. Nie znaczy to, że nawet taka jazda nie sprawia im frajdy. Ale dobra technicznie dałaby ją jeszcze większą. 🙂 A Adrianowi poleciłbym właśnie udział w takim szkoleniu, np. z Tadeo od Viktora. I dopiero potem pomyślałbym o ew. zmianie czy uzupełnieniu sprzętu. Osobiście nigdy nie miałem drugiej pary nart, tzn. miałem, ale z nich nie korzystałem. Myślę, że druga parę jaką ew. dokupiłbym to byłyby szerokie pod butami narty off-piste do jazdy poza trasami. Ale ten sposób jeżdżenia już mnie nie dotyczy, choć w młodości sporo tak jeździłem. Często z koniczności, bo o ratakach wtedy nikt nie słyszał. 🙂 Ale lubiłem pojeździć np. po lesie. Z różnymi rezultatami. 🙂
    1 punkt
  31. Janku, w sporcie wszytko zależy od indywidualnych predyspozycji czy ogólnej sprawności fizycznej czy ciężkiej pracy bo sam talent to nie wszystko . W piłce nożnej taki Lewandowski czy Ronaldo to kolesie którzy swoją ciężką pracą nad poprawą swojej fizyczności, ogólnej techniki przeskoczyli sufit zapisując się w kartach historii futbolu - oczywiście mając po drodze wspaniałych fachowców i tym nawet z największym talentem bez ciężkiej pracy będzie bardzo ciężko do takiego poziomu doskoczyć . Ale to poziom profesjonalistów-zawodowców. My jednak dyskutujemy tu o jeździe amatorskiej dla własnego hobby, wyjazdów rekreacyjnych, pewnie też sprawdzeniu własnych możliwości i pokonywaniu własnych ograniczeń . Fachowiec to droga na skróty dla osoby która zaczyna w rozumieniu ,czasu” , bo można ślizgać się latami z góry na dół kupując co chwila najdroższy/najlepszy sprzęt myśląc ,że będzie jechał za nas, jednak to droga donikąd ale oczywiście można bo kto komu zabroni. Wszystko jest w naszej głowie . Można uczyć się samemu ale można też skorzystać z usług tych co się na tym dobrze znają . Każdy ma wybór . Ja skorzystałem z tej drugiej opcji i myślę,że bardzo słusznie postąpiłem bo nauczyłem się w krótkim czasie bardzo wiele. Sądzę nawet ba jestem bardziej niż pewny ,że sam do tego mojego dzisiejszego poziomu bez pomocy fachowca długo nawet bardzo długo jeszcze bym nie doszedł jeżeli kiedykolwiek by to nastąpiło . Czyli warto!
    1 punkt
  32. Cześć A to ja nie zrozumiałem w ogóle Twojego wpisu. Infrastruktura drogowa powstaje najczęściej w sposób dla nas niezauważalny. Mówię o drogach ekspresowych i autostradach bo to zupełnie nowe rozwiązania tyczone w nieuzbrojonym terenie i inwestycje, których przygotowanie ciągnie się latami - projekty, uzgodnienia, wykupy itd. wiadomo. To są głównie inwestycje zaprojektowane i realizowane jeszcze w końcówce lat 90 i w pierwszej dekadzie 2000. Teraz je widzimy ale wtedy były przygotowywane. Remonty lokalne to sprawa samorządów. Warto też pamiętać, że bez pieniędzy z Unii mielibyśmy gówno, czego rezydenci wschodu nie raczą zauważyć. Pozdro serdeczne
    1 punkt
  33. Nie ma się co oszukiwać narty są obarczone bardzo wysokim ryzykiem kontuzji 😕 na przykładzie tylko mojej bliskiej rodziny były zerwane ACL,przyszywany język,złamana miednica, wylew wewnątrz czaszkowy,no i kilka zwykłych złamań jak obojczyk kość strzałkowa, nadgarstek ,piszczel i kolano wewnątrz 😜
    0 punktów
×
×
  • Dodaj nową pozycję...