
cyniczny
Members-
Liczba zawartości
250 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
9
Zawartość dodana przez cyniczny
-
Z podjazdów długich, ale bez jakichś masakrycznych ścianek to mogę polecić bardzo fajny (of course asfaltowy:-D) na Pradziada od Vrbna. Około 17km podjazdu i niecały 1tys. m przewyższenia, przez ostatnie. Połowa podjazdu z normalnym ruchem samochodowym do Kralovej Studanki, a połowa z bardzo mocno ograniczonym, chyba tylko autobusy mogą tam wjeżdżać.
-
I widzisz w tych właśnie dwóch zdaniach powtarzasz bełkot z internetu.
-
Niestety o 17:00 to już będę pod Łodzią na grillu u kolegi:-) Ja już po rowerze - dzisiejsza traska idealnie wpisuje sie w temat wątku czyli 50ka wokół komina: Piaseczno - Konstancin - Obory - Kawęczynek - Krępa - Zalesie Górne - Piaseczno. Moja bardzo stała pętelka
-
Stąd możliwe, że nie zauważyłeś, ale dodałem aspekt rozsądności cenowej. I jeśli chodzi o niezawodność to niestety przy mocno "wycieniowanych" elementach ten aspkt potrafi mocno kuleć kosztem niższej wagi. Stąd ja zdecydowanie sobie cenie cięższe elementy które dłużej wytrzymają. Ale cały temat sprzętowy ze @Spiochu nie wynika, że on narzeka iż mu się elementy zużywają, jego po prostu wszystko boli przy niewielkich przebiegach. Te moje 5 tys (a w ostatnich 6 latach miałem tylko takie dwa sezony z uwagi na wypadki) to dalej prawie dwukrotnie więcej niż Twoje przeliczone wartości tego 1tys km. Patrząc na poprzedni rok przejechałem prawie 9 tys. km - 136 rowerodni ze średnim przebiegiem 65km (w tym było kilka dwusetek i jedna 3 setka). No i nie zapominaj o najważniejszym, aktualnie to jest @Spiochu drugi sezon. U mnie na szosie przez ostatnie 6 lat wyszło ponad 42 tys.km + poprzednie 12 lat spędziłem na hardtailu (ale nie po górach) też przejeżdżając ponad 40 tys. km. Łącznie to daje ponad 80 tys.km i setki godzin w siodle. Wiele rzeczy w tym czasie zużyłem, przetestowałem. I tak jak pisałem wcześniej jeśli mam komuś doradzać odnośnie sprzętu, ekwipunku itd to tylko takiego którego sam używałem. A i tak zazwyczaj będę podkreślał, że to u mnie się sprawdziło lub nie, bo wiem jak mocno zindywidualizowane mogą być potrzeby innych osób, zwłaszcza jeżdżących zupełnie w innym stylu niż ja np. w ultramaratonach. A tak z ciekawości masz dla @Spiochu jakąś radę oprócz zwiększenia czasu na rowerze na jego problemy fizyczne?
-
Może w turystyce górskiej tak jest, ale jeżdżenie rowerem to nie konkurs na najbardziej wypasiony sprzęt - skilla nie kupisz. Nowicjusz może być super wyposażony, ale i tak zdecydowanie wolę o danej aktywności (również w kontekście sprzętu) posłuchać doświadczonego turysty. Co mu się sprawdza w podróży, a co nie i nie muszą to być najnowsze technologie. Akurat pod kątem sprzętu mam podobne wymagania jak @Mitek po pierwsze ma być niezawodny, po drugie i trzecie ma być niezawodny. Jesteś inteligentny więc czwartego punktu nie muszę podawać:-) No dobra, jeszcze ma być cenowo rozsądny. A na końcu o tym czy mi się coś sprawdziło przekonuję się sam używając tego i to nie na jednej przejażdżce 20km tylko powiedzmy przez rok, dwa. I dopiero wtedy mogę się brać za doradzania lub odradzaniem innym. Nowicjusz nie powie mi nic więcej o swoim wypasionym sprzęcie niż sam wyczytał gdzieś w internetach - a to mogę to zrobić sam. Twoje doświadczenie w używaniu lekkiego sprzętu z turystyki jak widać gówno znaczy przy aktywności rowerowej. Mimo, że dobrałeś Sobie super wypasiony sprzęt, skrojony pod Ciebie i w Twojej opinii najlepszy jaki mogłeś, dalej masz problemy w jeżdżeniu co tym bardziej potwierdza moją tezę - sprzęt tu żadnej kluczowej roli w Twoim jeżdżeniu nie odgrywa. Wiem, Twoje trudności fizyczne (i od dawno to piszę) wynikają z tego, że prawie nie jeździsz. 1000 km w rok to jest średnio intensywne realne 2 miesiące. Ja po przerwie zimowej - przez okres 2-3 miesięcy zazwyczaj jeżdżę niewiele, powiedzmy 100-200 km miesięcznie - przy pierwszych dłuższych trasach (takich powiedzmy 80-100km) czuję pewne dyskomforty, drętwienia i oczywiście ból tyłka. I ze swojego doświadczenia wiem, że te niedogodności trzeba przecierpieć i zazwyczaj po około 1 tys. km znowu będę chodził jak świeżo naoliwiony. I to piszę o sobie gdzie od nastu lat robię rocznie 5-9 tys. km. Ty dopiero zaczynasz przygodę z rowerem, więc te problemy fizyczne są znacznie silniejsze i trzeba po prostu zacisnąć zęby i tyle. Stąd mam dla Ciebie trzy rozwiązania wszystkie bezkosztowe - jeździć, jeździć, jeździć. Bo na razie więcej czasu spędzasz pisząc na forum niż na rowerze:-P Co do mojej szosy to zapraszam, jak będziesz w okolicy Piaseczna chętnie udostępnię. Możesz się mocno zdziwić jak ten rower jest wygodny. Efektem ubocznym może być przejście na ciemną stronę mocy, to przyśpieszenie, zwinność lekkość... dobra dość pierdolenia idę na rower.
-
A czemu napędowe? Miałem w poprzednim rowerze napęd właśnie 3x9 i bardzo miło go wspominam. Dodatkowo przy dużej ilości kmów, które Ty robisz cena kaset czy łańcucha jest powiedziałbym bardziej niż satysfakcjonująca:-)
-
Może źle się wyraziłem, staram się nie używać migającego gdy światła zewnętrznego nie ma za wiele. Niezależnie czy to miasto czy poza. Przy dojazdach do pracy to na dole pod trasa siekierkowską jest dość ciemno i tam zazwyczaj zapalam ciągłe światło. Ale jak jest droga dobrze oświetlona to rzecz jasna migające. W mojej szosie (endurance) mam opony 32mm i one całkiem nieźle dają radę na różnych szutrach, a i na gruntówkach pojadą, ale z komfortem nie ma to za wiele wspólnego. Dzięki za namiary pewnie skorzystam, bo przynajmniej raz w roku na Mazurach. Głównie w obrębie właśnie Rucianego bywam. W tym roku mieszkaliśmy w Krutyńskim Piecku i dwie krótkie traski jakie popełniłem: Jak widać na tej pierwszej zrobiłem również małą pętelkę po leśnych drogach od wschodniej strony Mokrego i dało radę, choć tam ze 300 metrów musiałem pchać bo piaskownica była. A w tej drugiej i kawałek DK 59 jechałem i DK58 i tragedii nie było, ale to była sobota więc spodziewałem się że nie powinno być źle. Zresztą na DK58 do Rucianego to w całym tygodniu ruchu wielkiego nie było. A z tamtych okolic najmilej wspominam asfalty po zachodniej stronie Nidzkiego w okolicy leśniczówki "Pranie" coś pieknego:-)
-
Jasne rozumiem, choć z poprzednich postów dla mnie inaczej to brzmiało:-) W moim przypadku przy jeździe rowerem na pierwszy miejscu zawsze stawiam swoje bezpieczeństwo - co przez to rozumiem: - chcę być widoczny przez cały czas, stąd m.in. jeżdżę z odpalonym migającym przednim światłem w dzień, w nocy pełne oświetlenie choć migającego przedniego staram się nie używać, - chcę być przewidywalny, stąd wszelkie manewry planuję z wyprzedzeniem i je odpowiednio sygnalizuję, również na ścieżkach używam rąk (nie do rękoczynów:-)) do sygnalizowania skrętów, - chcę aby kierowcy wyprzedzali mnie z przepisową odległością lub nie wyprzedzali wcale gdy nie ma na to miejsca, stąd poruszam się w mniej więcej w jednej trzecie szerokości pasa, ktoś tu już pisał, że jedzie w prawej koleinie i mniej więcej tak jadę, - powyższe również umożliwia mi nie wykonywanie gwałtownych manewrów w celu ominięcia np. zapadniętej studzienki lub innych niespodzianek (tłuczone szkło, kamienie itp) które jeśli zalega to właśnie przy prawej krawędzi jezdni, Co do okolic Piaseczna, to 100% zgody, są naprawdę piękne asfalty w spokojnych okolicznościach przyrody i zazwyczaj takie wybieram:-) Ale rozumiem też osoby które jeżdżą po DW. Zresztą DW DW nie równa. Bywają takie, że ruch na nich jest mocno ograniczony. W maju jeździłem po Mazurach i jadąc od Piecków do Ukty po DW 610 minęły mnie może ze 3 samochody. A ruch od Ukty w stronę DK58 był już całkiem spory a to zwykła gminna droga. I tak, też staram się omijać drogi (niekoniecznie DW czy DK) z większym ruchem samochodowym na tyle na ile jest to możliwe, bo jazda po nich nie jest jakąś wielką przyjemnością.
-
Sądzę, że @Mitek wkręca i to jego rower.
-
I widziałeś jak grupa/grupetto zjeżdża nagle na pobocze i się zatrzymuje żeby przepuścić samochody? Bo to, że się porządkują czyli jadą jeden za drugim to jest właśnie oczywistość. Takie obowiązki mają poruszając się po drogach publicznych. PoRD jasno określa, że jazda obok siebie rowerzystów jest zabroniona z wyjątkiem sytuacji gdy nie utrudnia to poruszania się innym uczestnikom ruchu. Ale jest to zupełnie inna sytuacja od tej gdy jedziesz sam i chcesz aby zjeżdżał na pobocze czy tez zatrzymywał się za każdym razem żeby ułatwić przejazd samochodom. A dodatkowa sygnalizacja w grupie też jest głownie nie po to żeby ułatwić samochodom jazdę, ale dla własnego bezpieczeństwa. A filozofia dlatego jest debilna, bo Ty wybierasz śliski/zalodzony/zaśnieżony chodnik zamiast odśnieżoną ulicę. I dopóki Ty sobie tak wybierasz to mi nic do tego, ale jeśli chcesz zmusić do tego mnie to mówię zapomnij.
-
Egoistyczne to są Twoje teksty - spróbuj na oponach 25 mm zjechać na sypkie pobocze lub choćby wjechać w studzienkę wtedy pogadamy, tu już Twoja empatia nagle się kończy co nie. Zgodzę się z Tobą - to jest debilna filozofia żeby ułatwiać komuś poruszanie się po drodze kosztem Twojego bezpieczeństwa. Problem w tym, że Ty na rowerze na drodze publicznej czujesz się gościem co to ma tylko przepraszać i spierdalać, ja czuję się pełnoprawnym uczestnikiem ruchu drogowego ze wszystkimi prawami i obowiązkami.
-
A dla mnie to totalna kolejna bzdura. Dla motorowerzystów też macie jakieś złote rady typu unikać DW, jeździć po gruntówkach lub kupić sobie motor z prawdziwego zdarzenia? Bo jeden hrabia z drugim nie jest w stanie zrezygnować z wożenia dupska samochodem i musi po 5 bułek do marketu oddalonego o 1 km dymać samochodem i mu rowerzyści przeszkadzają. To ja też mam świetną radę: jak nie jesteś w stanie bezpiecznie wyprzedzić jednego kolarza i Twój czas dojazdu do pracy/sklepu whatever wydłuża się przez to dwukrotnie, zrezygnuj z samochodu, bo nie powinieneś się poruszać nim po drogach publicznych.
-
Jak zwykle konfabulujesz i zarzucasz innym, że nie rozumieją tekstu, który piszesz. Może to jednak z Tobą jest coś nie tak. Nic nie pisałeś o tempie, a tylko i wyłącznie o tym, że nie wiesz czy jesteś w stanie przejechać 40-50km bez zatrzymywania się. cyt. "Nie wiem czy jestem w stanie przejechać 40-50km bez zatrzymania. Podejrzewam, że nie, ale nigdy nie próbowałem." I tu trochę refleksji - te internety są naprawdę zabawne: koleś, który przez rok szukał roweru, przeczesał internety wzdłuż i wszerz. W końcu znalazł idealny na którym wszystko go boli:, kark, tyłek, ręce, czasem kolana i nie jest (prawdopodobnie) w stanie przejechać na nim 40-50 km bez zatrzymywania. Dodatkowo przejechał na nim łącznie około 1 tys. km w ciągu roku co daje niewiele ponad 2 km na dzień. I ten koleś zabiera się za ocenianie (doradzaniem tego bym nie nazwał) sprzętu, wyposażenia i bagażu u innego rowerzysty. Ten zaś ukończył kilka ultramartonów i przejeżdża więcej w miesiąc niż ten pierwszy w rok - generalnie dzieli ich przepaść pod kątem doświadczenia w jeździe na rowerze. Dodatkowo tak mu zajebiście doradza, że pakuje go w najdroższy praktycznie możliwy ekwipunek bagażowy o wartości połowy roweru o ile nie więcej. Tak, te internety zawsze mnie rozbawiają. P.S. Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest zamierzone:-)
-
Problem w tym, że większość pasów wymalowanych na ścieżkach rowerowych nic nie znaczy, bo nie mają odpowiedniego oznakowania pionowego. Stąd w świetle prawa nie są przejściami dla pieszych.
-
No to ja do rysunku i pisma technicznego używałem już tylko rapidografów (pierwsza połowa lat 90) - może tu tkwi różnica. Sam rysunek bardzo lubiłem - a juz chyba najbardziej przekroje. Jedynie elementy pisma technicznego mocno mnie irytowały - te wypełnianie tabelek pod rysunkiem itp.:-) Dodatkowo w podstawówce matula kazała mi przepisywać naprawdę sporo książek i niestety to też nic nie pomogło. Pisałem i dalej piszę jak kura pazurem.
-
W moim przypadku zupełnie nieskutecznie. Miałem rysunek techniczny (wraz z pismem) prawie przez całe technikum - nic to nie pomogło. A przy okazji minęły lata i okazuje się, że odręczne pismo właściwie odchodzi/odeszło do lamusa. Właściwie w ogóle nie używam, może nie licząc jakichś urzędów i druczków ale tam tez głównie "drukowane".
-
Jak dla mnie @Spiochu ma za mało jazdy: 50-60 wyjść na rower w ciągu roku, to raptem średnio raz w tygodniu (odliczona w tym zima, jak sam napisał). Zdecydowanie za mało, aby zbudować jakąś sensowną formę rowerową i dodatkowo przyzwyczaić niektóre części ciała do pewnych "niewygód":-)
-
Czyli jednak jesteś ponadprzeciętny w postrzeganiu rzeczywistości?
-
Podstawowy błąd poznawczy - złudzenie ponadprzeciętności.
-
I wielu doświadczonych ultrasów wie, że taka taktyka nie przynosi żadnych korzyści. Poziom zmulenia jest tak duży, że jedziesz bardzo wolno, dodatkowo taka jazda w żaden sposób Cię nie regeneruje i w końcu organizm musi się poddać i iść spać, ale już na znacznie dłużej. Dlatego większość z nich kładzie się na 2-3h w ciągu doby i to równie dobrze może być kwatera, jak i przystanek autobusowy. Wyjątkiem bywa pierwsza doba wyścigu, gdzie najlepsi potrafią przejechać dwie nocki bez snu - często widać to właśnie na MRDP.
-
Rzeczywistość odbiega od Twoich wyobrażeń i na imprezach wielodniowych wypadków jest niewiele i zazwyczaj zagrożenie stwarza otoczenie, a nie sam uczestnik.
-
Nie wiem jak biegowe, ale rowerowe mają bardzo różne formuły. Począwszy od punktów kontrolnych tudzież żywieniowych np. Bbtour, poprzez jazdę dokładnie po trasie ale bez żadnych punktow, a skończywszy na kilku obowiązkowych segmentach oraz starcie i mecie, a resztę trasy każdy sobie sam układa np RTP.
-
Bieg Kreta ma dwa dystanse - krótki 148km i hardcore 377km, ja wziąłem do przykładu dane z tego krótkiego i tam limit jest 45h i rekord trasy 18:30 (z 2022 roku) - http://www.kbsobotka.pl/regulamin-biegu-kreta-2023/, Ty wziąłeś z tego długiego. Co do kwalifikowanych biegów to wcale nie oto chodzi, aby nie brać leszczy, bo impreza trwałaby bardzo długo, tylko żeby leszcze nie porywali się z motyką na słońce i nie zrobili sobie wielkiej krzywdy na trasie. Długość trwania imprezy org określa wprowadzając właśnie limity, po tym czasie zwija metę, wyłącza monitoring i koniec imprezy. Kto na trasie to może sobie kończyć we własnym mniej lub bardziej turystycznym tempie. No i the last but not least, bieg Kreta na krótkim dystansie nie jest biegiem kwalifikowanym, takim jest tylko dystans hardcore.
-
@Spiochu Czemu bierzesz limit z imprez ultra do wyników wyczynowców? Przecież takie porównanie jest po prostu z dupy. Limity są ustalane przez orgów według różnego klucza i nijak się mają do rzeczywistych wyników osiąganych przez zawodników. Czasem limit to połowa najlepszego wyniku, czasem 70-80%. Jak już koniecznie chcesz porównywać te dyscypliny i trudność w uzyskaniu jakiegoś wyniku (choć dalej twierdzę że to bez sensu) to chociaż rób to z namiastką rzetelności. Czas 35 minut na 10km jest o około 35% dłuższy od rekordu świata na tym dystansie. Stosując analogiczny przelicznik dla biegu Kreta uzyskujemy czas niespełna 25h (limit to 45h). I czy to dalej taka bułka z masłem i tylko kwestia determinacji, aby taki wynik osiągnąć? IMHO nie, ale czy da się to porównać do wyników osiąganych przez zawodowców i tu również twierdzę że ni huhu. A czy ludzie faktycznie bardziej jarają się długimi dystansami, no cóż- dyskusyjne. Choć może częściej wprost wyrażają swój podziw dla ultra, bo mają bezpośrednią styczność z tymi ludźmi - często gęsto to ich koledzy/koleżanki z pracy, rodzina, sąsiedzi. A zawodowców to co najwyżej w TV mogą pooglądać;-)
-
@Mitekjasne. Generalnie tak jak pisałeś próbujemy porównywać/wartościować rzeczy nieporównywalne. Natomiast to co może ciągnąć ludzi do ultra bardziej niż do krótkich dystansów to fakt, że wbrew pozorom poziom wytrenowania, czy odpowiednia technika ma w ultra znacznie mniejsze znaczenie. A dochodzą do głosu zupełnie inne cechy o których już wcześniej pisałem m.in. odporność na kiepską pogodę, na małą ilość snu i umiejętność szybkiej regeneracja w slabych warunkach - konieczna zwłaszcza przy wielodniowych imprezach.