
cyniczny
Members-
Liczba zawartości
250 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
9
Zawartość dodana przez cyniczny
-
Jeśli chodzi o rowery to jest wiele ultra gdzie ukończenie w limicie jest trudne. Sztandarowym przykładem jest mrdp i limit 10 dob na ponad 3 tys.km.
-
Mi ultrasi imponują nie tyle osiąganym poziomem sportowym, a niezwykłą odpornością psychiczną na wielogodzinny wysiłek, załamania pogody czy walkę z sennością. Tego przy krótkich wysiłkach niema. Rzadki jest widok wycofującego się zawodnika w biegu na 10km, nie licząc kontuzji. A w biegach 100 i więcej km to norma. Dodatkowo ludzie o których piszesz bijący rekordy Polski, Europy czy Swiata to zazwyczaj zawodowcy, których te biegi to niejako praca. W ultra bardzo często występują zwykli amatorzy mający normalną pracę, rodziny, obowiązki, bez wielkiego zaplecza lekarzy, masażystów, psychologów itp
-
Sportowo Zaksa wygląda lepiej, ale doskonale pamiętam sezon 20-21 gdzie w sezonie zasadniczym Zaksa zmiażdżyła wszystkich, a w finale przegrała z Jastrzębiem 2:0. Tak czy siak patrząc na mecze naszych drużyn wiem, że nie zabraknie ani jakości ani waleczności.
-
Może nie obrażonych, a wkurwionych na takie uogólnianie. Bo Twoje stwierdzenie właśnie było takim zajebiście wielkim uogólnieniem, nie uwzględniającym ani terminu wyjazdu, ani odpowiedniej strategii na dany ośrodek, ani nawet potrzeb innych ludzi. U Ciebie tylko czarne białe duże ośrodki be, małe super. Bez sensu. I nie piszę tu jako wielbiciel wielkich ośrodków, choć byłem w kilku i zawsze fajnie sobie pojeździłem. Generalnie poza sezonem zazwyczaj jadę do dużego ośrodka, często takiego w którym nigdy nie byłem, wyjazd raczej na pogodę i warunki śniegowe. Ludzi wtedy niewielka liczba, a jest szansa na największą liczbę tras otwartych z których wybiorę sobie 2-3 i będę katował. W top sezonie wybór zazwyczaj pada na małe ośrodki lub duży, ale warunkiem jest, że go dobrze znam. Znam przepływy ludzi, miejsca i godziny gdzie się może korkować. I gołosłowny nie będę w tym sezonie w grudniu byłem w Ischgl na otwarcie sezonu i było świetnie. Wszystko otwarte zero kolejek do kolejek i takie tłumy na stoku - niedziela 13:09 A wczoraj wróciłem z 4 dniówki po Ostitirolu, odwiedzone małe ośrodki Heiligenblut, Kals-Matrei, Sillian i St Jakob i praktycznie też nigdzie nie stałem i często gęsto sam na trasie.
-
Z tego co pamiętam to chyba jednak słowa jego matki, a nie jego samego.
-
To ja tylko dla porządku, Pawlak mawiał "u mnie słowo droższe pieniędzy". Niby mała różnica, ale jednak:-)
-
Czy kierowca jest jeden czy dwóch?
-
Serio odpowiadam - nie mam pojęcia. Dodatkowo nie mam pojęcia jak faktycznie się zachowam w obliczu tak wielkiego zagrożenia. Możemy tu sobie gdybać/ zastanawiać się i oby tylko na tym się zakończyło, ale widzę jak najbardziej sens pozostania i bronienia ojczyzny. Bardzo dużo ludzi zginęło, abym ja i moja rodzina mogła żyć w wolnym kraju. Stąd czuję w sobie niejako obowiązek zrobienia wszystkiego co możliwe, aby ten kraj takim pozostał. I przynajmniej w mojej wyobraźni nie dopuszczam do siebie myśli o ucieczce - ale tak jak pisałem obym nigdy nie musiał się przekonać jak będzie naprawdę.
-
Może z pragmatyki, bo jak każdy by spierd.... byle dalej, to w końcu braknie miejsc gdzie jeszcze można to zrobić. Jeśli nie Tobie to Twoim dzieciom/wnukom. Dodatkowo w przypadku wielkiej gremialnej ucieczki ucierpią Ci najbiedniejsi/najstarsi/najmniej zaradni. Zazwyczaj nie mają szans na ucieczkę - i jakoś mi się to nie widzi z moim światopoglądem/sumieniem. Natomiast mogę sobie wyobrazić sytuację, gdy uciekałbym ze swojej ojczyzny w przypadku wojny - gdyby to mój kraj byłby agresorem.
-
Chyba kurwa w Call of Duty u szwagra na kompie.
-
Nie obraz się, ale takie pytanie w kontekście jakichkolwiek zabiegów medycznych jest po prostu hmm delikatnie mówiąc niezbyt rozsądne.
-
Zgadza się, ale tego szutru jest raptem 2km vs 6km kostki po wale - i troche bardziej nierówny jest dopiero pod koniec jazdy. No i dochodzi ten hałas. A i jadąc do roboty zawsze jadę miastem czyli tak jak pisałes Puławska, dolinka, i pod Trasa Siekierkowską. dopiero wracając zaczynam czasem kombinować z wałem itp.
-
Zdarzyło mi się kilka razy, ale drażni mnie ścieżka na wale z kostki. Nierówna i zero ekranów oddzielających od trasy Wału Miedzeszyńskiego więc głośno. Próbowałem jeszcze jakimiś uliczkami dojeżdżać do mostu południowego, ale też mnie nie zachwyciło. Sporo małych uliczek i skrzyżowań, gdzie ciągle trzeba zwalniać i traci się rytm. Stąd gdy chcę jakoś zmienić/urozmaicić powrót z roboty to jadę wałem po drugiej stronie Wisły do okolic Kępy Zawadowskiej i stamtąd przez Powsin i Kabaty do domku.
-
Wstajesz o 4:00 i do 10:00 masz czas na życie:-P
-
O 10:00 to ja już prawie połowę zmiany mam:-) A tak serio co kto lubi. U mnie w zespole generalnie robotę mam zacząć w godzinach 7-9:30 i skończyć 15-17:30, więc sam sobie wybrałem/wybieram:-) Wczesne zaczęcie roboty ma wiele zalet: - brak korków na dojazdach, zarówno drogi jak i ścieżki rowerowe puste, - pierwsze 2-3h w robocie idą pełną parą, bo zawracacze dupy jeszcze do roboty nie dotarli, no i wszystkie bazy/systemy bez obciążeń nominalnych działają pięknie, - po powrocie (też korki znacznie mniejsze) mam jeszcze kaaawał dnia, latem 5-6 godzin, więc mogę wyjść nawet na dłuższy rower lub z roboty pojechać już mocno naokoło, - rano nie opierdzielam się za bardzo (każda minuta cenna:-)) i w ciągu 20-30 min od przebudzenia wychodzę z domu. Moja żona, która jest dość mocnym śpiochem sama też przeszła na system 7-15 głównie z uwagi na dużo czasu wolnego po południu, gdzie jeszcze świeci słońce. A samo poranne wstawanie trudne nie jest, bo - filozofii nie odkryję - wszystko zależy o której kładziesz się spać dnia poprzedniego. Od wielu lat staram się przesypiać około 7-8h na dobę - rzadko mniej, praktycznie nigdy więcej, więc żeby wstać około 5:00 kładę się o 22:00, czasem nawet trochę wcześniej, bo i tak już nic nie ma do roboty:-)
-
Jeżdżę też na 7:00, staram się 2-4 razy w tygodniu rowerem. Mam do roboty równo 30km, choć latem często wracam bardziej naokoło co by miasto ominąć i całość wychodzi 65-67km. Rano do roboty wyjeżdżam około 5:20 i na 6:30-40 jestem więc da się spokojnie. Zaleta dojazdów rowerem do pracy m.in. taka, że jak wracam do domu to trening już za mną i z czystym sumieniem mogę obejrzeć mecz/serial/film/1z10 😀
-
Co do samego podregulowania tylnej przerzutki dokonujesz jej za pomocą śruby baryłkowej w przerzutce lub manetce - ja w zasadzie zawsze reguluje baryłką w tylnej przerzutce i zasada jest taka: - jeśli bieg nie chce lub z trudem schodzi na cięższe przełożenie (na mniejszą koronkę) to śrubę baryłkową wkręcamy w przerzutkę lub manetkę (klasycznie w prawo), - jeśli bieg nie chce wejść lub wchodzi z trudem na lżejsze przełożenie (na większą koronkę) to śrubę baryłkową wykręcamy (kręcimy w lewo), Przy napędach 10 i więcej rzędów zazwyczaj wystarczy ćwierć lub pół obrotu (mniejsze odległosci pomiędzy koronkami w kasecie), przy napędach z mniejszą liczbą rzędów też zacząłbym od ćwierć lub maks. pół obrotu, ale trzeba się spodziewać konieczności większej regulacji. Regulowanie dokonuję zawsze jak rower stoi na kołach lub na stojaku serwisowym - nie robię tego gdy rower jest obrócony do góry kołami, zresztą staram się nigdy go w ten sposób nie obracać. Jeśli regulacja na stojaku to zazwyczaj zgrubnie, bo gdy moje 90kg siądzie na rower to zawsze coś się tam ugnie i zmieni lekko położenie i potrzebna jest jeszcze lekka korekta, którą można wykonać w trakcie jazdy próbnej. Podczas jazdy próbnej lecę z przełożeniami od góry do dołu i z powrotem na wszystkich przełożeniach z przodu, żeby sprawdzić czy regulacja nie zepsuła się gdzieś indziej. Generalnie powinno się to zawsze dać wyregulować, jeśli nie to zazwyczaj winą jest krzywy hak - czasem tej krzywizny na oko nie widać, ewentualnie zasyfiałe pancerze, naderwana linka. Choć ostatnio miałem przypadek, że linka od tylnej przerzutki trzymała się dosłownie na 4 włóknach, a przerzutka chodziła naprawdę dobrze. Jedynie problem występował przy zrzucaniu na najcięższy bieg, bo urwana część linki blokowała się w pancerzu i nie pozwalała wózkowi przerzutki maksymalnie się cofnąć. Dopiero przy rozebraniu manetki i próbie wyjęcia linki zrobiłem z kumplem wielkie oczy jak niewiele brakowało do całkowitego urwania linki - a to było na 2 dni przed planowaną trasą dookoła Tatr:-)
-
No to cieszę się, że podpasowała. Dodam tylko, że lampka ma też ficzer wygaszania się gdy stoisz/nie ruszasz się - ja nie korzystam, ale może Tobie się przyda. Wystarczy szybko dwa razy nacisnąć włącznik, z tym że wtedy chyba nie da się włączyć trybu pulsacyjnego.
-
Tak, dokladnie. Wypinasz ją z uchwytu w 2s, zabierasz do domu i ładujesz.
-
Wejście do ładowania jest od spodu lampki zakryte taką gumową zaślepką. Nie trzeba jej rozkręcać, aby ją ładować. Widać ją na ostatnim zdjęciu recenzji, którą przytoczył @brachol
-
Fakt, ja użytkuję ją tylko na szosie na dojazdy i powroty z pracy, generalnie po twardy w miare równym terenie i na takie trasy mocowanie jest ok. Nigdy lampka mi nie wypadła i drgań tez nie zauważyłem. W terenie tak jak piszesz może być znacznie gorzej. Co do idealnej lampki, to jak z yeti, podobno ktoś kiedyś widział:-)
-
o żesz, Nie potrzebowałem jeszcze wymieniać tego ogniwa, a z opisu w sklepie nic takiego nie wynikało. No cóż, to może jednak nie tak bardzo polecam tą lampkę bo to jej spora wada.
-
No i pięknie mi wyjaśniłeś, dlaczego tak źle mi się jeździło z czołówką:-) A intuicyjnie wydawało mi się, że to będzie najlepsze źródło światła na rower, bo świeci tam gdzie patrzę.
-
Po zakupie garmina zrezygnowałem w ogóle z uchwytu na telefon - powiadomienia przychodzą mi na urządzenie więc od razu widzę kiedy żona coś pisze lub dzwoni:-). A sam telefon zazwyczaj jeździ albo w feedbagu albo w tylnej kieszonce koszulki/bluzy.