-
Liczba zawartości
16 798 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
256
Zawartość dodana przez Mitek
-
Przytoczyłeś to proszę opisz ewolucję, tak jak ją wykonuje Pan. Zapewniam, że w ten sposób ani Adrian ani Ty tego nie zrobicie a na czym polega kinfik? Ja na początku to nawet nie wiedziałem o co chodzi. POzdro
-
Z pewnością nie. Dziura to foramen i to będzie wyrażenie złożone. A anus to zawsze był odbyt u wszystkich zwierząt, które go posiadają
-
Dupa to anus. No wiesz, tak się pomylić....
-
Cześć A najlepiej to nie wchodzić do lasu, nie chodzi po trawie, nie wychodzić jak chłodno, nie skakać, nie biegać, nie jeździć długo na rowerze a najlepiej to w ogóle itd. itp. Pozdro
-
Twoje wieśniackie manipulacje są po prostu wstrętne. Śmierć gościa nie była wynikiem wypadku tylko po prostu zasłabł i zmarł w trakcie jazdy. Oczywistym jest, że nie ma to nic wspólnego z maratonem jako takim. Chociaż zorientuj się co cytujesz. W słuchawkach był gość - jest to całkowicie jednoznaczne i wynika z tego co napisałem.
-
Sport to zdrowie zawsze!
-
Cześć Jeżeli jakąkolwiek niedogodność da się wytrzymać to znaczy, że nie jest ona niedogodnością i należy ją olać. Pozdro
-
Cześć Ostatnio na mojej - niewielkiej ale jednak - ulicy z normalnym ruchem samochodowym, wyjechał mi spomiędzy domów, z takiego przejścia gość na rowerze z dwoma sakwami, sporym psem w takim siatkowym bagażniku i właśnie wyposażony w takie pełne słuchawki. Jechałem za nim jakieś 100 metrów a on walił absolutnym slalomem od lewej do prawej - bo przecież mu wolno - ja też zajmowałem cały pas. Zatrąbiłem dopiero gdy za mną pojawił się drugi samochód i miałem wrażenie jakby gość dopiero wtedy zorientował się gdzie się znajduje. To był oczywiście uczestnik jakiegoś ultramaratonu jadący na pełnym odcięciu. W przeciwieństwie do pierdolących głupoty przypadkowo siadających na rower kolesi brałem udział w 10 czy 11 takich imprezach i nigdy nie było tam żadnego wypadku. Nie słyszałem również o jakimkolwiek wypadku w trakcie ultramaratonu spowodowanym przez uczestnika. Uświadamiam również, że w regulaminie każdej z tych imprez jest cały dział dotyczący norm bezpieczeństwa i za stwierdzone (a przypominam również, że każdy uczestnik ma znacznik i jest śledzony on-line) złamanie któregokolwiek z punktów regulaminu (np, jakiegoś przepisu ruchu drogowego, typu przejechanie na czerwonym czy brak lampy) jest natychmiastowa dyskwalifikacja. Mamy trzy grupy uczestników: - Ci którzy się ścigają - to wytrenowani goście często byli sportowcy dla, których sam dystans nie jest żadnym problemem liczy się czas i o niego walczą. - Objeżdżeni rowerzyści traktujący to jako formę sprawdzenie się i dobrą zabawę. Ci rozgrywają wszystko dość dobrze logistycznie z noclegami i kąpielami nawet. - osoby przypadkowe - ci miękną po pierwszej najdalej w połowie drugiej doby. Kolesie uderzający bez kontaktu na rzęsach to wyssana z palca konfabulacja. Oczywiście, że to jest wysiłek i zmęczenie ale zapewniam, że to czuje się dopiero po przekroczeniu mety. W trakcie działasz automatycznie i na dużej koncentracji bo każdy błąd np. w nawigacji sporo kosztuje. Śmiem twierdzić, ze w trakcie trwania imprezy skupienie i koncentracja na działaniu jest daleko większe niż w jakiejkolwiek innej sytuacji w jeździe. I tyle. Na polemikę nie czekam, chyba, że z kimś kto coś jechał anie przypadkowymi fajansiarzami. Pozdro
-
Czyli nie jest to najlepsze doradztwo po prostu. Pozdro
-
Cześć Uważaj, łatwo sobie załatwić więzadło, nawet nie zauważysz kiedy. Jeżeli to rób to na stojąco. Pozdro
-
Ależ Wiesławie, "wiedział" to Max Otto von Stierlitz. Z Klossem to nie te numery.
-
To był taki trochę skrajny skrót myślowy ale jednocześnie mały test. Ci co mieli nie zawieść - nie zawiedli.
-
Piotrek, i po co się było odzywać?
-
Cześć Dla Ciebie czy dla osoby, która jeździ na rowerze przypadkowo może być letalne ale dla gościa, który trenuje pod tym kątem, nawet amatora to po prostu realizacja wyzwania. Odeśpi się po zakończeniu i tyle. Trzeba znać swój organizm, wiedzieć jak reaguje gdzie są granice itd.Zerknij sobie na historię chociażby: W pierwszym TdF w 1905 roku było chyba 5 czy 6 etapów po 400 i więcej km. Wygrał koleś ze średnią ponad 25km/h. Przypominam 130 lat temu. Załóżmy - tu nie chcę się mądrzyć ich jak coś pieprzę to niech mnie koledzy jeżdżący na szosach poprawią - że kolega jest w stanie mieć z jazdy średnią 33km/h - nie jest to jakiś kosmos dal najlepszych amatorów - więc rzeczone 450km dziennie zajmuje mu niecałe 14h. Zostaje 10h na posiłki i spanie - to bardzo dużo jeżeli podchodzisz do sprawy zadaniowo. Mnie - a jestem starym dziadem walczącym w ogonie - wystarczą 4h snu w praktycznie dowolnych warunkach dla całkiem porządnej regeneracji. Bardzo ważne jest też jedzenie i picie. Gdzie tu jest miejsce na jakieś zabijanie organizmu? Jest taki Pan w Polsce, nazywa się Ryszard Kałaczyński, który przebiegł 366 maratonów w 366 dni, dzień po dniu - rolnik z Wituni gmina Więcbork. Budził się, szedł popracować w gospodarstwie a potem biegł sobie maraton. Można - można i żyje! Baa.... żyje dzięki temu właśnie. Pozdro
-
Cześć Widać więc od razu dualizm, o którym pisałem wcześniej. Nauczenie kursanta, który jest na etapie pługu - czyli takiego dwudniowego - kontrolowanej ewolucji według podanego przez Ciebie w drugiej części opisu graniczy z cudem. Nawet jako ćwiczenie dla osoby jeżdżącej będzie to trudne zadanie. Ja tu Adam po prostu nie do końca widzę jakiś problem bo ten dualizm wydaje się naturalny. W każdym razie dzięki za wyjaśnienia. Zresztą kazałeś nam to ćwiczyć to w zeszłym roku i wyszło raczej przeciętnie... A już co Gabrik, miał na myśli, że się tak obruszył, to ja zupełnie nie wiem. Zresztą jak dowodzi upadek programu z 2005 chyba roku, zbytnie komplikowanie ewolucji chcąc aby były edukacyjnie "lepsze" pod kątem jazdy zaawansowanej raczej nie służy kursantom a realizującym się twórcom programów. Pozdro
-
Nawet nie będę próbował dyskutować. Rybelek pyta jak zrobić szpinak - pewnie wiecie. Pozdro
-
Cześć Piotrek nie wiedziałeś, że glazurnik czy fizyk ma takie samo prawo do oceny działań medycznych jak lekarz? Dziwne. A już oczytany artysta fotografik to Cię przykrywa czapką. 🙂 POzdro
-
Cześć Trochę wyrwałeś z kontekstu niestety bo najpierw w poście odniosłem się do specyfiki MRDP i jego trudności. Carpatia Divide też nie każdy przejedzie ale 95% ultra tak. Mówimy o osobach regularnie jeżdżących a nie przypadkowych. To zresztą łatwo sprawdzić: Wstajesz rano i jedziesz - w terenie mieszanym powiedzmy 200km a na szosie powiedzmy 300km jak przejedziesz bez problemu i następnego dnia wsiądziesz na rower i pojedziesz z przyjemnością to możesz jechać i przejedziesz ultra. W ultra ważna jest taktyka jazdy bo ważne jest dojechanie więc jazda taka aby sobie i sprzętowi nic się nie stało a to niełatwe jak masz limit. Pozdro
-
Cześć Wiesz Marek, ja już dokładnie nie pamiętam ale "łuk alpejski" to osadzona historycznie nazwa konkretnej ewolucji, chyba jeszcze przedwojenna. Gdzieś mam w materiałach a może Adam będzie pamiętał. Co tu maj,ą na myśli to nie wiem dokładnie. Pozdro
-
Cześć Po nieco nieudanych MŚ, Katarzyna Niewiadoma zdobyła srebro na ME. Zawody może mniejszej rangi ale startowała praktycznie cała czołówka więc sukces wartościowy. No niestety Demi Vollering lepsza i to solidnie lepsza. Pozdro
-
Akurat MRDP to specyficzny wyścig i można do niego przystąpić spełniając założone kryteria - ukończony jeden z wyścigów wymienionych w regulaminie albo udokumentowanie przejechania na raz 900 km czy 1000km czy coś. Groźne? MRDP to skrajnie trudny wyścig ale co tu może być groźnego poza opisywanymi przez Cynicznego drobiazgami? Najlepsze czasy robią przygotowani i zaprawienie w bojach, często byli kolarze więc to dla nich norma. Dla osoby, która jeździ na rowerze regularnie przejechanie trasy ultra w limicie to nie problem a powraca się do pełnej równowagi pewnie do tygodnia - jak po każdym solidniejszym wyzwaniu np. po kajakach, jak chcesz płynąć a nie stać z prądem. Pozdro
-
Cześć Mleczaj rydz to zdefiniowany gatunek zgodny w opisie z podanym przez Ciebie. Inne mleczaje to po prostu inne gatunki i -szczerze mówiąc pierwszy raz słyszę, żeby ktoś nazywał je rydzami. Różnice są przecież ewidentne tak w cechach owocnika jak i w środowisku, w którym się pojawiają. Dla mnie dość dziwne. Wiadomo, że znakomita większość grzybów jest jadalna lub nietrująca ale żeby zbierać coś w ciemno...??? A powracając do rydzów... absolutnie zajebiste oczywiście z patelni czy tam blachy ale kiszone również polecam - choć sami takich nie robimy ale jedliśmy z raz czy dwa. My głównie marynujemy grzyby oraz spożywamy od razu w różnych postaciach. Nie wyobrażam sobie jak można nie zbierać grzybów. Fajna zabawa nawet z czyszczeniem i obróbką a zdarzały się i całą paka - jak jeszcze mieliśmy pickupa. A już wyjazdy z ekipą w jakieś lasy na grzybowe weekendy ze zbieraniem i wieczornymi imprezami przy obróbce - zajebiste. Pozdro
-
Cześć Ty, brzmi jak jakiś żart albo błąd. Czas wprost niemożliwy. Choć jak się przeanalizuje, że rekord Radka na Wiśle to 54,55 to okazuje się, że chyba da radę. Dla pewnych ludzi nie ma granic! Pozdro
-
Cześć Zawody to przyjemność choć i spory wysiłek ale o to chodzi. My jeździmy w Ultramaratonach ale nie ścigamy się z czołówką bo to absolutni kosmici. Moim absolutnym idolem jest Radek Gołębiewski. Jego czasy w takich maratonach jak Pomorska, Wanoga czy Wisła długo będą niepobite. Powiem Ci, że najbardziej podobają mi się zawody na orientację. Pozdro
-
To ty jechałeś Pomorską? Którą edycję?
