Skocz do zawartości

a_senior

Members
  • Liczba zawartości

    2 022
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    8

Zawartość dodana przez a_senior

  1. Ostatnio pojawilo sie kilka pytan dotyczacych tego czy innego terminu narciarskiego. Co to jest kontrrotacja, freeride, antycypacja? Odpowiedzi nie sa proste, bo byc nie moga. Np. kontrrotacje w najprostszym podejsciu onacza: "tulow w jedna strone, a narty w druga". Ale slowo to oznacza takze stara szkole jezdzenia na nartach z calym bagazem roznych technik i subtelnosci. Podobnie FR. Dla jednych oznacza zjezdzanie po stromych nieprzetartych trasach dla innych jest prawie calym pozatrasowym narciarstwem. Czasem poszczegolne okreslenia zmieniaja znaczenie. Np. w rowerowaniu slowo "freeride" oznaczal kiedys wolna, swobodna jazde na luzie zdala od asfaltu. Dzis znaczy mniej wiecej zjazd na leb na szyje w trudnych warunkach terenowych. Nie powinno to dziwic. Jezyk ewoluuje, a pewne okreslenia zmieniaja swoje znaczenie, niekiedy radykalnie. Czy wiecie, ze slowo "kobieta" bylo jeszcze 200 lat temu bardzo obrazliwe? Mimo wszystko nie jest zle i mniej wiecej czujemy o co chodzi. Z innymi, nienarciarskimi terminami bywa gorzej. Np. slowo "developer" w jezyku polskim. Wszycy wiemy co oznacza, no moze z wyjatkiem informatykow. A gdy popatrzymy do anglosaskiej wikipedii, zauwazymy, ze owo "budowlane" znaczenie znajduje sie dopiero na trzeciej pozycji. Jeszcze gorzej wyglada sprawa ze slowem "akwizytor". Kogos takiego nie znajdziemy w tym znaczeniu w jezyku angielskim czy francuskim. Ktos zle przetlumaczyl z laciny. Bardzo zle sprawa przedstawia sie ze slowem "parasol". Gdybysmy Francuzowi, a wyraz pochodzi z jezyka franc., powiedzieli o co chodzi, niezle by sie usmial. A juz zupelnie zalamujacy jest wyraz "dyżur". Pochodzi od slowa francuskiego "de jour" i znaczy "dzienny". Czyli tlumaczac Francuzowi doslownie termin "dyzur nocny" musielibysmy powiedziec "dzienny nocny". Innymi slowy - nonsens. Przeprszam za dygresje, ale tak mnie naszlo na temat stosownych tu i owdzie okreslen. Widac z tego, ze w narciarstwie nie jest tak zle.
  2. Wszystko to prawda, ale jezeli na Goryczkowej stoi sie 45-60 min a na Gasienicowej 0 min to mimo wszystko nie rozumiem. Ja sie nie zastanawialem ani chwili, podjechalem pierwszy raz Goryczkowa (innej mozliwosci nie mialem) i natychmiast przeszedlem na Gasienicowa. Fakt, drapanie na szczyt przyjemne nie jest, ale dlugo nie trwa. Poczatek kotla jest stromy, ale krotki, a dalej juz jest latwo. Tez wole Goryczkowa, ale w tych warunkach nie mialem watpliwosci. Kolejka straszna, tak do konca schodow schodzacych do drogi, ale ja z buta.
  3. Dzis, czyli w niedziele, bylem na Kasprowym. Pogoda boska, snieg calkiem dobry. Nie za miekki, nawet miejscami ciut zmrozony w gorze kotlow. Koszmarna kolejka do krzesla na Goryczkowej i zero kolejki na Gasienicowej. Czy ktos potrafi mi to wylumaczyc. Oczywiscie jezdzilem na Gasienicowej. Tylko forma kiepska.
  4. a_senior

    szczyt szpanerstwa

    Nic by nie pomysleli, bo narty nosze w pokrowcu. Wyciagam dopiero tuz przed jazda. Dlaczego sadzisz, ze dziele ludzi na gatunki? Za stary jestem by to robic. Boje sie tez latwych i powierzchownych osadow, bo sie kilka razy w zyciu na nich sparzylem (*). Temat szpanerstwa czy pokrewnego snobizmu nie jest mi obcy, choc sam uwazam sie wolny od tej cechy. Na nartach tego zjawiska nie widze duzo albo nie umiem go wypatrzec, ale w zyciu dostrzegam go sporo. Jak napisalem, trudno zdefiniowac szpanerstwo, bardziej trzeba sie opierac o subiektywne, a wiec z definicji nieobiektywne, wyczucie. Nie chce podawac przykladow, bo natychmiast narazilbym sie co niektorym. (*) dopisze cos na ten temat. Dwa przyklady sparzenia sie. Pierwszy: znajomy, z pozoru szpaner i snob: najlepszy sprzet, najlepsze hiper samochody, najnowszej generacji komporki GPS-y i inne wypasy. Wszystko modne i drogie. Szpaner jakich malo... z pozoru, bo tak naprawde jest to ucieczka od rzeczywistosci i zyciowego dramatu. Jego corka jest niedorozwinieta, od urodzenia, pod kazdym wzgledem. Nie wstaje z lozka czy fotela. W nocy musi byc kilkakrotnie przekladana z boku na boku - inaczej groza jej odlezyny. I on to robi, kazdej nocy. I tak juz od wielu lat. Na moje pytanie czy nie rozwazal oddania jej pod specjalna opieke w jakims zamknietym zakladzie odpowiedzial krotko: "Nie wchodzi w gre". I drugi, zabawny nie zwiazany ze szpanerstwem, ale swiadczacy o tym, jak latwo pozory myla. Paryz, Alliance Francaise, kurs jezyka francuskiego dla obcokrajowcow. Swiadek - moja zona. Jedna Polka mowi do drugiej, po polsku: "Moglaby sie ta czarna pala troche przesunac bo mi wszystko zaslania" - majac na mysli siedzacego przed nia Murzyna. Na to czarna pala sie odwraca i w najczystszej polszczyznie oswiadcza: "a wlasnie, ze sie czarna pala nie przesunie".
  5. a_senior

    szczyt szpanerstwa

    Dobre pytanie. Tyle ze odpowiedzi musza byc szczere. Moja jest. A wiec kieruje sie przede wszystkim funkcjonalnosci i cena. Narty i buty maja byc jak najlepiej dopasowane do moich potrzeb. Cena, w pewnym sensie, nie gra roli. Marka - musi byc jeden ze znanych producentow, choc rzecz jest bardziej skomplikowana (np. do freeride niejaki malo znany franc. ZAG produkuje b. dobre narty). Kupujac opieram sie przede wszystkim na wlasnych testach (na ile to mozliwe) i na opinii tych, ktorych uwazam za uczciwych i rozsadnych. Ciuchy maja byc wygodne i spelniac pewne minimum trwalosci i oczywiscie, w mojej opinii, nie moga byc szpetne. Marka bez znaczenia, nawiasem mowiac marnie sie orientuje w markach ciuchowych. Cena - jak najlepszy price/performance. To samo w przypadku butow, samochodu, komputera, itp. Jedynie wybor zony podlegal innym kryteriom. Jak widzisz nie jestem ani szpanerem ani ich nasladowca i nie chodze w zgrzebnych szmatach i nie jezdze na szarych deskach..., wroc, wlasnie ze jezdze. Moje Fischerki sa popielate. W ocenie przydatnosci w zadnym stopniu nie kieruje sie moda czy reklama. Ta ostatnia dziala na mnie czasem jak plachta na byka, wiec ma dzialanie odwrotne do zamierzonych (np. nigdy nie odwiedzam sklepow Media Markt, tak bardzo mnie denerwuje glupota i napastliwosc ich reklam). Innymi slowy, nie wiem czy Cie przekonalem, ale istnieja na tym swiecie osobnicy, ktorzy nie bardzo pasuja do mechanizmow opisanych w Twoim poscie. A szpanerstwo istnieje, jak najbardziej, choc trudno go ladnie zdefiniowac i wyodrebnic. Jak dla mnie pojecie to kojarzy sie z inna cecha gatunku ludzkiego, tez niejednoznaczna i tez trudno do zdefiniowania. Glupota.
  6. a_senior

    szczyt szpanerstwa

    Wy kobitki w ogole nie czujecie bluesa w temacie szpanerstwa. Sylwia opowiada cos o fryzurze i jakims make-up - BTW, nie mam pojecia co to jest - Ty o doborze kolorow, jakze dla Was kobiet waznych. Dla mnie to wszystko kokieteria i kobiecy urok. Nawet sie zastanawiam czy szpanerstwo nie jest przypadkiem cecha (przez politycznosc nie napisze - wada) nas, mezczyzn. Narty Fischer Race SC, nie swieca sie, bo juz troche podniszczone, zwlaszcza wiazania mocno przytarte. Buty, Salomon Xwave 8, mocno zniszczone, bo dosc stare. Kurtka - Makro, bez futerka, lekko brudna, ale wydzieram ja z rak zony, gdy chce ja wlozyc do pralki, spodnie - Makro, troche przeciete krawedziami nart u spodu. Czapka - stara polarowa no-name uzywana od kilkunastu lat, gogle, nie pamietam nazwy - uzywane 14 lat. Do tego rekawiczki polarowe (w cieplejszych mi za cieplo), firmowe, Adidasa, kupione w Makro za ok. 30 zl...
  7. To ja dorzuce filmik faceta, ktorego juz pokazywalem w innych ujeciach: http://zeus27.cyfron...iebl/moguls.avi Muldowa doskonalosc. Niestety ja juz nie mam zdrowia do muld. Po ok. 10 garbkow koncza sie moje sily i zamieniam sie w tzw. "straznika muld" - termin wymyslony przez pewnego forumowicza na innym forum narciarskim.
  8. a_senior

    szczyt szpanerstwa

    Sylwia, to nie jest szpanerstwo. To kokieteria.
  9. Pawle, nie przejmuj sie naszymi postami i wcale nie traktuj tego jako tajemnej wiedzy, ktora zwiekszy Twoja przyjemnosc w nartowaniu. Zaczalem watek z dwoch powodow: bo kiedys prosil o to Jan Koval i po drugie, prosil mnie o to polski wydawca ksiazki (zapewne prosil wszystkich kupujacych). W sumie ta wiedza nie jest potrzebna do przyjemnego czy nawet dobrego jezdzenia. Do tego wystarczy kilka lekcji z dobrym instruktorem i staly trening. Mozna tez dokupic ksiazke o nauce jazdy, np. K. Szczesnego. Nogi bola po 3 km (mnie jeszcze wczesniej) bo sa zle wytrenowane i nie posiadles jeszcze odpowiedniej techniki, ktora pozwala mniej sie meczyc.
  10. a_senior

    szczyt szpanerstwa

    Jasiu, musiales dawno nie byc w okolicach Zakopanego. Czasy sie zmienily, prawdziwe szpanery juz tam nie jezdza. Wbrew pozorom obserwuje tam spadek szpanerstwa. Np. wczoraj na Kasprowym. Ludzi malo z powodow, ktore wyjasnilem w innym watku, ale troche bylo. Przewaga Warszawiakow - z kilkoma z nich rozmawawialem na krzeselku - a wiec potencjalnych szpanerow (tak mowia ). Nic z tego. Zadnego szpanerstwa nie zauwazylem w ich ubiorze, jezdzie czy zachowaniu. Widac, ze ludzi przyjechali cieszyc sie zyciem, a nie szpanowac. Inny przyklad, wloski. Cortina, a wiec potencjalnie najbardziej szpanerska z wloskich stacji. Tez nie moglem sie dopatrzec zadnego szpanerstwa. Nawet Rosjanie, ktorych sporo tam widzialem, nie szpanowali. 4 lata temu. Austria, Soelden. Ponoc najbardziej po Ischgl szpanerski osrodek w Austrii. Znow niewiele szpanerstwa. Moze zle patrze?
  11. Niebyloby o czym pisac, gdyby nie jedna rzecz: idealny stan stoku, bez muld, rowniotko. A bylo to tak. Dzis, w niedziele wybralem sie na samotne narty. Szwagropolem z Krakowa za 18 zl. W Kuznicach dowiedzialem sie, ze z powodu silnego wiatru nic nie chodzi. Nic to, przynajmniej sie przespaceruje na Goryczkowa, wpije herbatke i zjade. Spacerek jak zawsze mily, w bacowce zaczynaja mowic, ze kolejka byc moze ruszy. Po chwili odpalaja tez krzeselka. Hurra! Slonko calkiem ladnie swieci, snieg troche tepawy, ale to co wzbudza moj nieopisany zachwyt i zdumienie to stan stoku. Jeszcze nigdy w moim dlugim zyciu, a na Kasprowym bylem, hmm... wlasnie, ile razy? Na pewno wiele, wiele. I nigdy nie widzialem takich warunkach. Jakbym sie znalazl w Dolomitach. Kociol rowny jak stol, nawet na Buli nie uswiadczysz muldki. I w ciagu dnia niewiele sie zmienilo. Przez te perturbacje kolejkowe, ludzi niewielu. Super, choc snieg moglby byc cokolwiek szybszy.
  12. Nie, nie jest. Jak dla mnie najlepsze do tego celu sa ksiazki Kazimierza Szczesnego. Np. Kurs wspolczesnej techniki.
  13. Oczywiscie, ale troche potrwa. Ksiazke mam w domu, a pisze w pracy (robota mnie dopadla). Tyle, ze moje uwag sa dosc ogolne i latwo znalezc odpowiedni rozdzial, a wiec i strone, z nimi zwiazane. Ale postarm sie, tyle ze nieszybko. Nawet sie nie sile na zroumienie, bo to nie moja bajka. Ale nawet gdyby taki blad wystapil nie potepialbym w czambul tlumacza. Bardzo trudno sie tlumaczy te terminy. Jak bys przetlumaczyl owe nieszczesne flexion/extension?
  14. Oto kilka refleksji na temat wymienionej w tytule ksiazki. Kupilem ja kilka miesiecy temu, przeczytalem i wielokrotnie wracalem do niektórych jej fragmentow. Przeznaczona jest dla ludzi, którzy już o jezdzie na nartach wiedza sporo, rozniez z zakresu nauczania. A wiec dla instruktorow, zaawansowanych amatorow i oczywiście dla maniakow takich jak ja, ale każdy, nawet poczatkujacy narciarz, znajdzie cos dla siebie. Niektóre fragmenty wymagaja glebszego zastanowienia się i poruszenia wyobrazni. Innymi slowy nie sa latwe. Autor zajmuje się glownie fizyka w narciarstwie, probuje nam wytlumaczyc jakie jej elementy: sily, naprezenia, wystepuja w jezdzie na nartach zjazdowych, a to pozwala lepiej zrozumiec mechaniczne aspekty "doskonalej" jazdy. Nie ma trudnych wzorow czy zawilych formul, co najwyzej kilka rysunkow z rozkladem sil, a wiec do zrozumienia tresci ksiazki niekonieczny jest tytul doktora fizyki. Wystarczy matura, nawet bez fizyki jako przedmiotu. Nie znajdziemy w ksiazce, z malymi wyjatkami, opisu ewolucji czy elementow kursu jazdy na nartach. Tego nie oczekujmy. Nawet niewiele tu zalecen czy opinii wartosciujacych, co jest lepsze a co gorsze, choc troche porad znajdziemy. Jak dla mnie swietna ksiazka, ale trzeba wiedziec czego sie po niej się spodziewac. Pierwsze wrazenie, już o tym pisalem, gdy otworzylem ksiazke było: alez ja już to znam! Otoz, przygotowujac się 2-3 lata temu do napisania prezentacji o fizyce wystepujacej w jezdzie karwingowej, naczytalem się sporo ksiazek. M.in. "Narty2" Z.Stanislawskiego, a w niej caly rozdzial pod tytulem "Mechanika w narciarstwie" (ok. 1/5 calej ksiazki). Jakiez wiec było moje zdziwienie, gdy w "Narciarzu doskonalym" znalazlem podobne tytuly podrozdzialow, sformulowania i idetyczne lub bardzo podobne rysunki (np. rys. 3.6, 3.7, 4.8, 4.15, 4.20). Siegnalem jeszcze raz do ksiazki Stanislawskiego, czy przypadkiem nie znajde w niej wzmianki o Ron LeMasterze. Troche znalazlem: w spisie literatury Stanislawski wymienia "The Skier's Edge" R. LeMaster 1996 i materialy kanadyjskie do szkolenia tamtejszych instruktorow. Nie bede dalej rozwijal tego watku, może istnieja jakies wspolne zrodla, z którego korzystali LeMaster i Stanislawski, a może… Tak wiec z wiekszoscia zagadnien w ksiazce byłem już zapoznany. Jak skrecaja narty, anatomia skretu, co się dzieje ze srodkiem ciezkosci, która noga jest bardziej obciazona w skrecie i wiele innych. Wymienie tylko kilka zagadnien, już znanych ze Stanislawskiego, ale jak dla mnie waznych i powszechnie malo znanych: - poczatkowy skret sterujacy (str. 22, 42), który Stanislawski - chyba lepiej - nazywa inicjujacym. Warto się z tym zapoznac, by zrozumiec dlaczego w rzeczywistej jezdzie, nawet takiej, o której powiemy "karwingowa", musimy się posluzyc sekwencja czystych skretow cietych w fazie sterowania i zupelnienie niekarwigowych elementow pomiedzy nimi, - wirtualna mulda (str. 37, 64), która Stanislawski precyzyjnie tlumaczy jako "wirtualny garb" (nawiasem mowiac w przypisie natychmiast wyjasnia pojecie muldy i garbu, cos w tym musi byc ) Tlumaczy roznice pomiedzy przejazdem po wirtualnym garbie przez dobrze i bardzo dobrze jezdzacego narciarza. Warto się nad tym dobrze zastanowic. Wlasnie to miałem na mysli piszac niezbyt precyzyjnie o "wyzszosci" odciazen typu polkniecie nad NW. - dlaczego wciaz bardziej obciazona noga w zjezdzie pozostaje ta zewnetrzna (str. 125) - co to antycypacja (str. 90), jaki jest jej zwiazek z tzw. flexion/extension tlumaczony sprytnie jako napiecie/rozluznienie (wzmiankuje o tym, bo kiedys sam miałem klopty z tlumaczeniem tego terminu, swoja droga nigdy dotad nie spotkalem sie z nim w polskich materialach) - jak trzymac rece, jak wbijac kijki i dlaczego tak a nie inaczej (str. 93) Zreszta mozna by wymieniac dlugo. Co mi sie nie podoba. Tlumacznie jest w sumie dobre, ale kilka znajdzie się kilka "kwiatkow". Stanislawski tych bledow nie robi. Dlaczego np. spotykamy "przeciwrotacja" (np. str. 101) zamiast od lat uzywanej "kontrrotacji"? O "muldzie" i kacie "inicjujacym" już wpisalem wyzej. Niekiedy tlumaczenie jest kalka angielskiego, np. na str. 80 w podpisach rysunkow znajdujemy: "Narciarz ten prezentuje powszechnie spotykany problem". Tak się poprawnie w naszym ojczystym jezyku nie pisze. Ale ogolne wrazenie z tlumaczenia jest dobre. Mam takze zastrzezenia co do meritum. Niektóre zagadnienia sa prezentowane w niezbyt spojny sposób. Np. to dotyczace odciazen ostatnio tu dyskutowanych. Na poczatku rozdzialu autor wprowadza rozroznienie na rodzaje zgiec pasywne i aktywne (avalement) (str. 69), a nieco dalej odciazenia na dolne i gorne (str. 72). Wg. mnie nie ma sensu rozdzielac tych zagadnien od siebie, a w kazdym razie brakuje proby ich lacznego omowienia. Niektóre fragmenty wydaja mi się przegadane albo niejasne. Ale ksiazka w sumie jest dobra i wszystkich chcacych lepiej zrozumiec tajniki jazdy na nartach zachecam do jej uwaznego przeczytania. Jej znajomosc przyda sie tez w dyskusjach na temat technik jazdy i pozwoli uniknac niepotrzebnych przepychanek slownych.
  15. Wlasnie. Mowimy jazda po muldach, nie w muldach czy muldami. Troche nielogiczne. Do tego istnieja co najmniej dwie mozliwosci jazdy: muldami, czyli wzdluz wglebien i garbami z wyjazdem na nie i ze skretem na garbie lub za garbem. A do tego obiegowo, aczkolwiek blednie, nazywamy muldami wlasnie garby. Moze prosciej byloby zmienic nazewnictwo. Anglosasi czy Francuzi tych klopotow nie maja. Ci jezdza tylko po garbach.
  16. Jakimi paroma miesiacami? Nie pamietam. Nie, ja nie mam poczucia zakalapuckania. Naprawde mam te rzeczy, o ktorych tu dyskutowalismy, dobrze uporzadkowane i przemyslane. Nie raz i dwa. Swoje wiem. Nie o mnie wiec chodzi a o innych. Mimo wszystko mam poczucie porazki, ze nie potrafilem innych przekonac do swoich racji. Albo zle argumentowalem albo zyje w innym swiecie. Czy kiedys jezdzilem agresywnie? Co to znaczy? Szybko? Niebezpiecznie? Dla siebie czy innych? Nigdy nie jezdzilem szybko, bo nie przepadam za taka jazda, ale podobno jezdze dynamicznie. Tak przynajmniej mowia obserwatorzy. I wybieram trasy z pogranicza czerwonych i czarnych, choc ostatnio coraz mniej tych czarnych. Wiek robi swoje. Nie wiem czy jestem miekki, natomiast bardzo staram sie byc obiektywny i sprawiedliwy. I uczciwy, choc to wydaje sie naiwnoscia w dzisiejszym swiecie. Ale ja wierze jeszcze w ten inny.
  17. Czy w przyszlosci piszac o idealnym skrecie karwingowym moge powolac sie na te definicje (powiedzy definicja Mietka) czy tez za kazdym razem (by nie byc posadzonym o niejasnosci i chwytany za slowka) pisac: "w skrecie cietym, w ktorym zostawiasz dwie kreski o identycznej..."? Nawiasem mowiac bardzo mi sie taka definicja podoba. Ale Maniaq moze zarzucic, i slusznie, ze kreski nigdy nie beda kreskami (bo troche zeslizgu sie znajdzie) i na pewno nie beda mialy identycznej gleboskosci. Co wtedy?
  18. Wszystko co mowimy i piszemy jest pewnym przyblizeniem. Piszac "idealny" odnosnie ww. demostracji uzywam pewnego skrotu myslowego, zrozumialego dla wszystkich inteligentnych czytelnikow. Bo dobrze szukajac, nawet w tych idealnych pokazach moznaby znalezc rozne nieidealne wtrety. Na pewno, ale chcac ich uniknac musialbym pisac i tlumaczyc o wiele wiecej. A i tak juz pisze za duzo. A o ktorym programie mowisz? Bo w moim zyciu widzialem ich juz wiele. I nie tylko polskich. Zmienialy sie jak rekawiczki. Przyznaje, ze ten z 2005 bardzo mi sie podoba. Nie ma w nim wszystkiego, np. polkniecia, ale to w koncu program podstawowy. Postaram sie wyskoczyc w niedziele.
  19. Wymiekam. Maniaq, umowmy sie kiedys na Kasprowy. Naprawde latwiej bedzie sie dogadac. W idealnym karwingu, takim jak np. pokazuje SITN (skret podstawowy) i taki o jakim ja pisalem, nie potrzeba stosowac zadnego odciazenia. Ale to jest ideal, jak kazdy ideal nieosiagalny. W zyciu, jak wiadomo, nie ma idealow. Nie ma idealnego skretu cietego, w kazdy wkrada sie jakas porcja zeslizgu i odciazenia. Sam przeciez wiesz. Na stromych stokach, nawet jesli udaje sie przejechac w miare czystym karwingiem musimy odciazac narty, czasem wrecz musimy je oderwac od podloza. To jest naturalne i bezdyskusyjne. Podejrzewam, ze mnie podpuszczasz, byc moze od poczatku, a ja glupi sie daje.
  20. Zgadzam sie. Czasem wrecz nie da sie pojechac bez tego pompowania. Nie gniewam sie. Pomijajac oczywisty fakt, ze demostracja SITN-u wykonana jest przez instruktora-wykladowce, a ja jestem tylko bylym (bardzo bylym) instruktorem, ze moj filmik byl krecony tylko raz, przez przypadek i jak wyszlo tak wyszlo, a ten SITN-u byl przygotowany i krecony bardzo starannie, istnieje jedna zasadnicza roznica. SITN jedzie dlugim skretem po lagodnym, rowniutkim polku. Ja zjezdzam po stromym (na poczatku nawet po bardzo stromym) stoku skretem krotkim. Aha, dopisuje. Jest jeszcze jedna roznica pomiedzy moim przejazdem a SITN. Ja dobijam 60-ki, a ten demostrujacy na SITN-owiec zapewne jest mlodszy o dobre 20 lat.
  21. Zle sie stalo, ze sprowokowalem te dyskusje. Technikami jazdy pasjonuje sie od lat. Jedni zbieraja znaczki, inni lapia motylki, a ja sie interesuje subtelnosciami jazdy amatorskiej na nartach. Od dobrych kilku lat. Czytam ksiazki, studiuje filmy, analizuje rozne ewolucje, zastanawiam sie. Nawet pomoglem zonie przygotowac wyklad tzw. okolohabilitacyjny z zakresu fizyki w jezdzie karwingowej (habilitacja byla co prawda z astrofizyki ). Taka niegrozna fobia. Stad pewne pojecia i elementy fizyki wystepujace w narciarstwie zjazdowym sa dla mnie oczywiste. Moze nawet zbyt. Dla mnie np. oczywistym jest, ze pewne techniki stosowane, nawet przez amatorow, sa "lepsze", inne "gorsze" i intuicyjnie czuje i wiem dlaczego. Pisze w cudzyslowie, bo kazda technika jazdy i skretu jest dobra w odpowiedniej sytuacji. Nawet plug. Stad moje watpliwosci wyrazone w innym watku, czy warto ludzi zachecac do nauki czegos, co wedlug mnie jest lepsze, bardziej efektywne, dajace wiecej satysfakcji. W koncu celem jazdy na nartach jest m.in. dostarczenie sobie max. frajdy przy zachowaniu dla siebie i innych max. bezpieczenstwa. Jesli jazda plugiem przez caly czas dostarcza nam max. frajdy, po co uczyc sie czegos innego. W imie czego przekonywac innych, ze istnieja "lepsze" techniki jazdy. Zle zrobilem. Wycofuje wiec swoja opinie dotyczaca przewagi innych technik nad NW. Zachecam do poczytania literatury i przemyslenia pewnych spraw. Z uczciwosci dopisze powody, czysto subiektywne, dla ktorych uwazam NW za gorsze. I jeszcze jedno. NW (nisko-wysoko) to pochodna (NWN (nisko-wysoko-nisko), kiedys uczonej i stosowanej. Natomiast WN (wysoko-nisko) ma troche inne znaczenie. Technika polega na zejsciu w dol nie tyle w celu odciazenia, ale w celu lepszego dociazenia krawedzi nart, przynajmniej z takim opisem spotkalem sie w literaturze. A wiec powody "gorszosci" NW: - w karwingu (skret na krawedzi, ciety) jest to oczywiste i juz wczesniej opisane. Nie ma potrzeby stosowania zadnego obciazenia, w tym NW - w klasyce, czy w stylu mieszanym, NW wprowadza niepotrzebny ruch tulowia gora-dol. Taka dodatkowa perturbacja. Nawet w jezdzie klasycznej odciazenie powinno byc dozowane tak, by narty odciazaly sie tylko w takim stopniu, by umozliwic ich latwe przemieszczenie przed wejsciem w kolejny skret, ale nic wiecej. Przy pomocy techniki polkniecia (czy zblizonej do niej) mozna to zrobic o wiele efektywniej, dokladniej dozowac niezbedne odciazenia. Nie ma pompowania tulowia gora-dol i w tym sensie jazda jest spokojniejsza i bardziej plynna. Pamietaj tez, ze przy NW, po odciazeniu, musi nastapic nieuchronne dociazenia, ktorego niekoniecznie sobie zyczymy. Zachecam do ogladniecia basic.avi i classic.avi pod adresem, ktory podalem wyzej. Ktory z dwoch smigow uwazasz za "lepszy"? Dla mnie w tym temacie EOT
  22. I do tego prowadzi narty zbyt wasko. Niedluga, jak czas pozwoli (i tak go poswiecam mnostwo na cala dyskusje, co mnie podkusilo... i to w pracy ) otworze watek dotyczacy ksiazki "Narciarz Doskonaly". Tam jest to swietnie wytlumaczone. Reakcja narciarza na wirtualna mulde, jego czucie terenu, jest bardzo bliska tej na realna mulde. Na tym ten myk wlasnie polega. Latwiej zapaczatkowac skret korzystajac z muldy (realnej czy wirtualnej) niz z jazdy w skos stoku. Roznica miedzy kompensacja a polknieciem jest bardzo niewielka. Jesli tylko skompensujesz sily napierajace pod koniec skretu na Twoje nogi, starajac sie utrzymac ten sam nacisk na snieg, bedzie to tylko kompensacja, jesli dodatkowo podciagniesz je miesniami do gory, bedzie to polkniecie, ale istota jest ta sama. Do Ciebie rowniez prosba. Prosze, sciagnij sobie filmik lubomierz.mp4 z adresu, ktory wyzej podalem. Odtworz np. Media Playerem Classic, czyms, czym mozesz przesuwac sie po klatkach. Skocz do 8 sec. filmiku i odtworz od momentu, gdy przymierzam sie do skretu w lewo. Nie jest to pokazana idealnie, w ogole caly filmik jest taki sobie, ale widac wyraznie jak stosuje polkniecie. Ze nie jest to NW tylko avalement wiem dobrze, bo jestem wciaz osobnikiem swiadomym i wiem (jeszcze, pomimo zbilzajacej sie 60-ki ) jakie ruchy wykonuje. Gdybys zobaczyl przejazdy zawodnikow francuskich w latach 60-tych, gdy dzieki swojej avalement zdobywali medal (Killy - 3 zlote w Grenoble), to tez bys sie zdziwil jak pozornie potrafili tracic rownowage przy wypychaniu na wejsciu w skret stop do przodu. Tak, jazda szybkim smigiem meczy. Ale, po pierwsze, mozna zwiekszyc promien, po drugie, na rowniejszych trasach, mozna pokarwingowac np. srednim skretem. Tak przewaznie jezdze. I jakos pomimo lat i roznych niedoskonalosci korzonkowo-kostnych daje sobie rade. Co najwyzej mniej jezdze. Dopiero jak mam juz kompletnie dosc zaczynam sie zwozic dlugim skretem.
  23. Pod koniec skretu rosnie sila nacisku na narte, w LeMaster w swojej ksiazce nazywa to "wirtualna mulda", wtedy, chcac skompensowac owa rosnac sile, uginasz nogi i... odciazasz narty. Mozesz je wtedy obrocic albo tylko ustawic na "nowych" krawedziach i zaczac nowy skret. Zadnego swiadowmego wyjscia tulowia w gore przed skretem. Oczywiscie, musisz miec troche predkosci, polko nie moze byc zbyt plaskie, ale da sie to zrobic nawet na srednio nachylonych. Wiadomo, tulow troche pojdzie w dol, ale niewiele. Zadna ewulucja narciarska nie moze byc pokazana w sposob wzorcowy, idealnie. Kazda jest mieszanina roznych. Nie ma idealnego zeslizgu czy karwingu. Problem jest tylko w proporcji.
  24. De gustibus... Nie przebije sie juz z tym co chcialem przekazac. Poddaje sie. Trudno. Do Karyntii nie pojade, limit wyjazdow alpejskich w tym sezonie wyczerpany. Jedynie licze na 2-3 wypady na Kasprowy.
  25. Masz duzo racji. Na filmie gosc jezdzi przede wszystki smig. Rozny, klasyczny NW, klasyczny avalement, karwingowy, ale smig. Czasem, rzadko, pokazuje sredni skret. Ale smig to wazna umiejetnosc. Przejscie od smigu do dlugiego skretu jest oczywiste i proste. Ten kto dobrze opanowal smig pojedzie tez dlugim skretem. W druga strone relacja nie zachodzi. To co ja staram sie w tej i innej dyskusji przekazac, to avalement jako sposob odciazenia. Zamiast odciazac narty wyjsciem tulowia do gory, mozna to robic podciagajac nogi do gory. Tak w duzym skrocie. W tym sensie ta technika ma zastosowanie wszedzie, nawet na plaskich polkach przy malych predkosciach. I to wbrew temu co sadza inni koledzy forumowicze. Oczywiscie, tu Mitek ma racje, ze w takich warunkach lepiej zastosowac co innego, przede wszystkim skret ciety, ale mozna tez inaczej.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...