Skocz do zawartości

a_senior

Members
  • Liczba zawartości

    2 008
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    8

Zawartość dodana przez a_senior

  1. Masz rację lobo. Dobór buta jest trudną, wieloparametrową sprawą. Ja zająłem się tylko jednym: długością. I zrobiłem to celowo, bo sądzę, że przesadnie zachęca się, nie tylko na tym forum, do wyboru zbyt ciasnych butów. W każdym razie kompromis: efektywność/wygoda nie jest zachowany. Do tego dochodzi problem marznięcia, a nawet gorzej, palców w czasie nartowania, o którym niewiele się mówi. Przypomina się o nim dopiero, gdy nas to osobiście dotknie.   Geometria skorupy i doprowadzenie "podwozia" do stanu równowagi są bardzo ważne. Pochylenie boczne można nieco skorygować śrubkami (niewiele), o ile but takie posiada, można wkładkami a być może podcięciem spodów. Do tego dochodzi zbyt mocno eksponowany index flexu. LeMaster poświęcił w swojej książce butom cały długi rozdział i żaden na temat doboru nart. Ale ja w tym wątku zwróciłem uwagę tylko na jeden aspekt, który w skrócie można ująć: uważajcie na zbyt krótkie buty. 
  2. Tak, to trochę zmienia obraz rzeczy. Być może następne buty tak potraktuję. Rozumiem, że jest to forma wyciągania buta. Takie odbarczenie wzdłuż. Czy tak? Region kostek niestraszny. Już skutecznie odbarczałem. 
  3.   Oczywiście, ale do tego każdy dochodzi dość szybko. I każdy ma swoje małe "sztuczki". Ja też, zwłaszcza po ponad 50 latach jeżdżenia na nartach. Harpia, nie wiem czy jesteś zawodowcem czy amatorem, który myśli, że jest zawodowcem. A może na odwrót? Myślę, że przykładasz dużo wagi do różnych szczegółów. Czy za dużo? Nie mnie oceniać.     Wyprostowanej. Pomiar nie jest oczywisty z różnych względów, ale można to zrobić z dość dużą dokładnością, powiedzmy 2-3 mm. I trochę zmienia się z czasem.
  4. Znów napiszę małą prowokację. Od wielu lat, nie tylko w Polsce, wszyscy radzą by kupować możliwie małe buty narciarskie, że amatorzy mają tendencję do kupowania zbyt dużych butów. Prawda, ale nie można przesadzać i w drugą stronę. Buty nie mogą być za krótkie!  Bo to grozi różnymi konsekwencjami. Sam jestem tego przykładem. Moje stopy mają długość: lewa 28 cm, prawa - niestety - 28.5 cm. Przez większość narciarskiego życia kupowałem rozmiar 28 (w notacji EU 44). Skutek: cierpienie na stoku i dwukrotne prawie odmrożenie palców. Najgorsze było w Kaprun, jeszcze chwila i naprawdę bym źle skończył. To samo przeżył mój kolega instruktor, dziś zamieszkały we Francji. Od tej pory, świadomie, kupuję ciut za duże buty. Ma być 29 lub 45 jak kto woli. Trochę za duże, ale wspomożony odpowiednimi wkładkami Sidasa, jest OK. Może niektórzy skarżący się w innym wątku po prostu kupili za małe buty.   I druga rzecz. Nawet trochę za długie buty (celowo piszę za długie, a nie za duże) nie są tragedią. Wiem, pronacja, duży palec i te rzeczy. Dla amatora, nawet dobrego, a za takiego wciąż się mam, bez większego znaczenia. Ważne by było trzymanie boczne wzdłuż całej stopy. To zapewniają klamry. A że końcówki palców mają trochę przestrzeni? W czym to przeszkadza? Owszem pomaga, bo przy większych mrozach nie marzniemy tak bardzo. Palce nie są ściśnięte.   Osobiście radzę moim znajomym. Nie kupujcie za małych butów, bo to może być groźne, a na pewno mocno niekomfortowe. Narty mają być dla amatora przede wszystkim rozrywką, przyjemnością, nie zmaganiem się z bólem spowodowanym zbyt ciasnymi butami. Howgh
  5. Nikt nie proponuje Jurgowa (Jurgów-Hawrań), tego blisko Białki. Nie było mnie tam kilka lat, ale wtedy był bardzo OK.
  6. Masz rację. Z ciekawości zerknąłem kiedy Austria ma ferie. Byłem w Zillertal 4-11 luty 2017 i wtedy miał m.in. Wiedeń. A więc ferie w pełni. Ciężko znaleźć termin bez jakiś ważnych ferii. Jadę w okolice Kitzbuhel 30-6 styczeń 2018 i wpadam w ferie dla całej Austrii. Potem połowa lutego w Cortina we Włoszech. Nie widzę włoskich ferii, ale może będą holenderskie.  
  7. Przysięgam, że nie Mogę Ci jeszcze podrzucić kilka takich. Filmuje od kilku lat, tyle że te wcześniejsze filmowałem kamera i skupiałem się głównie na jeździe dobrze jeżdżących moich dzieci, a te ww. są filmowane aparatem w Zillertal i chciałem uchwycić chwilę.
  8. Fakt, ostatnio mało jeżdżę na polskich stokach. Trochę z lenistwa, trochę ze starości. Na Pitztalu nie byłem, ale np. 3 razy pod rząd jeździłem do Ischgl. Tam też nie brakuje trudnych tras, zwłaszcza z Palinkopfa. Kilku dobrze jeżdżących, w tym moja córkę, widziałem, ale reszta była równie przeciętna jak na dwóch filmikach, które wystawiłem wyżej.   Jeszcze jedno. Zapewne na moje wątpliwości zawarte w poście otwierającym wątek ma wpływ wiek. Bo też różnie w zależności od niego podchodzimy do wielu spraw. Nie jest to obraz czarno-biały, ale różnice są widoczne. Kiedyś np. uwielbiałem oglądać relacje sportowe, także narciarskie. Dziś prawie tego nie robię. Podobnie w samym podejściu do narciarstwa. Kiedyś "cisnąłem", jak to ktoś napisał, ile wlezie. Z Kasprowego grzałem na dół jak najszybciej i sprawiało mi to dużą frajdę. Od dawna już przestała mnie interesować szybka jazda. Kiedyś starałem się jeździć do upadu, od świtu do nocy, możliwie bez przerw. Od dawna już się to zmieniło. Dziś liczy się przyjemność z możliwie dobrze technicznie przejechanej trasy, z licznymi odpoczynkami niekoniecznie wynikającymi ze zmęczenia. A przede wszystkim odkryłem w narciarstwie dodatkowe zalety. Możliwość miłego spędzenia czasu z najbliższymi. Z rodziną i znajomymi.
  9. Pamiętam wpisy znajomej z Sopotu na liście dyskusyjnej, jeszcze z czasów przed forumowych. Opowiadała o najeździe "Ruskich" na stoki Nosala. Tak właśnie opisywała ich jazdę.   Ale prawdą jest, że tam gdzie jeżdżę, czyli różne ośrodki alpejskie, rzadko się takich widuje. Zawodników, ani nawet takich, którzy chcieliby jeździć jak zawodnicy, też prawie się nie widuje. Ludzie na ogół jeżdżą tak jak na załączonym filmiku z Zillertal z zeszłego sezonu. W ogóle ten mój otwierający post jest czysto teoretyczny, bo w praktyce właśnie widzimy to  https://photos.app.g...1kahOBXtxy5R2A3lub to: https://photos.app.goo.gl/5WodMiCXGqt0bciC3
  10. Wiele z tego co robimy na co dzień można porównać ze sportem. Spacer do sportowego chodu, a jogging do biegów na zawodach lekkoatletycznych.  Technika tego faceta być może pochodzi z zawodniczej jazdy. Ma na pewno z nią trochę wspólnego, ale przede wszystkim jest optymalnie dopasowana do trasy.  Jak dla mnie facet jedzie rodzajem śmigu hamującego o zmiennym rytmie, stosując wszystkie znane mi techniki, w tym carving.   Fakt, Staszka Tatkę pamiętają starsi. I drugi fakt, nawet ja stary zaczynam od internetu. Jeśli tu czegoś nie ma, to nie istnieje. Dodam, że wielu z tych co pamietaja Staszka, choć nie ja, chodziło na co wiosenne rajdy tatrzańskie do 5 stawów, które prowadził. Taki rodzaj freeride'u. Trochę o nim napisałem tu: http://www.kochamnar...nislawem-tatka/
  11. Bardzo być może, jak mówi znajomy lekarz. Tak, Między 1964 a 1968 bywałem na Kasprowym lub Gubałówce, gdy pogoda, zwłaszcza silny wiatr, odcinał Kasprowego, prawie w każdą zimową niedzielę. Od początku stycznia do połowy kwietnia. Jako rocznik 50' miałem wtedy... - łatwo policzyć. Na wyjazdy z Krakowa do Zakopanego zabierał mnie ojciec - zapalony narciarz, choć do końca życia nie nauczył się technik równoległych. I na pewno wtedy się widzieliśmy, najpewniej w kolejce lub w kolejce do kolejki. Nie jeździłem wtedy dobrze.   Książki Jouberta i Vuarneta, niektórzy mówią o Joubercie jako ojcu współczesnego narciarstwa, oczywiście czytałem, choć chyba nie pasjonowałem się nimi w takim stopniu jak Ty. To ta para "badaczy", bo tak należałoby ich nazwać, wyprowadziła Francuzów na medalowe szczyty. Oni skupieni byli na narciarstwie sportowym, zawodnikach, zawodach, medalach. Amatorami w zasadzie się nie zajmowali. Czytałem je po polsku, bo francuskiego wtedy nie znałem, a nawet lekceważyłem (życie mnie za to pokarało ).   Tak, i wtedy i teraz, najlepszymi narciarzami, przynajmniej na typowych trasach, są zawodnicy, obecni lub byli. I to jest normalne. Pamiętam, że jednym z motywów, którymi zachęcano nas do jeżdżenia na tyczkach było "warto ćwiczyć na tyczkach, bo skręcasz nie tam gdzie chcesz, ale gdzie musisz". I to jest oczywiste. Nieoczywistym jest to w jakim stopniu warto wykorzystać techniki stosowane w slalomie (jak najszybciej znaleźć się na dole jadąc po torze przeszkód) w amatorskiej jeździ na zatłoczonych stokach. I na ile one są one dla nas przydatne.
  12. To jeszcze jeden. Jedno z moich ulubionych preludiów Bacha z Das Wohltemperierte Klavier. Dziewczyna jest niesamowita. I do tego bardzo ładna. 
  13. No cóż. Nie spodziewałem się tylu wyważonych i rozsądnych komentarzy. Oczekiwałem raczej nagonki i oburzenia dla obrazoburcy. A tu nic z tego. Do tego temat otworzyłem na tym forum przez pomyłkę. Miał pójść na inne. Najlepiej mnie podsumował mlodzio w poście #22. Właśnie tak to widzę. Ale rzecz nie jest oczywista. Mitek ma racje pytając na kim mamy się wzorować. Na Heniu? Na pewno nie. Tyle że te zawodnicze wzory też nie są dobre.   Tak, dość dobrze znam historię narciarstwa, również z własnego doświadczenia. I dobrze znam to zauroczenia, nas amatorów, narciarstwem sportowym. W 68' odbyłem kurs pomocnika instruktora prowadzony przez słynnego Staszka Tatkę. Na kim się wtedy wzorowaliśmy, co było naszym ideałem? Austriacka szkołą kontrrotacji. W uproszczeniu  - tułów w jedną, narty w drugą stronę. Dlaczego? Bo Austriacy wygrywali zawody, rzekomo tak jeżdżąc. Idiotyczna technika, na szczęście zapomniana. W 70' a może 71' uczestniczyłem w kusie instruktorskim. Co było naszym ideałem? Avalement, błędnie tłumaczony jako "odchylenie". Dlaczego? Bo wygrywali Francuzi rzekomo stosując tą technikę. Narciarzy amatorów ogarnęło szaleństwo. Każdy wkładał do tyłu butów łyżki zwiększające oparcie tyłu butów na łydki. Dlaczego? Bo tak przecież jeździli zawodnicy... przynajmniej tak się nam amatorom wydawało. A stoki były wtedy trochę mniej zatłoczone niż dzisiaj, ale tylko trochę mniej. I te wszystkie kontrrotacje i "kristianie odchyleniowe" były równie użyteczne dla przeciętnych narciarzy jak dzisiejsze...   A co do muzyki i kanonów. Ostatnio zauroczony jestem pięknym utworem ABBY w wykonaniu jednej z najlepszych mezzo sopranistek świata Sophie von Otter. Śpiewa m.in. arie Bacha, ale potrafi też śpiewać tzw. "białym głosem". Piękne, nostalgiczne. Wspomnienia dojrzałej kobiety, która znalazła się w swoim pokoju z dzieciństwa. 
  14. se7 Narciarze wyszkoleni od podstaw na nartach przeznaczonych do jazdy na krawędziach (celowo nie podaję specyfikacji) nagle dostają narty z lat siedemdziesiątych + załóżmy 20lat czyli koniec XX wieku dłuższe o 10-20cm   Myślę, że mieliby kłopoty i to duże. Ale nawet tacy starzy narciarze jak ja, zaczynający na długich ołówkach (było nawet 210 cm w szczycie), mieliby kłopoty z powrotem. Kiedyś, już po przestawieniu się na karwingi, i to stosunkowo długie 180 cm, spróbowałem ponownie 200 cm slalomki Volkla. Tragedia.   Dziadek Kuby A co komu przeszkadza, że ktoś tam czyta książki o technice, podpatruje zawodników, rozdzielając jeden skręt na klatki. Próbuje ich imitować, jednocześnie zdając(albo nie zdając) sobie sprawę z przepaści dzielącej nawet bardzo dobrego amatora od przeciętnego zawodnika   Absolutnie nic nie przeszkadza. Sam to robię czytając mądre książki i analizując przejazdy różnych ludzi. Nawet to i owo próbując. Ale to jest rodzaj hobby. Coś mogę z ich jazdy skorzystać, ale wiem, że w warunkach polowych ich techniki są dla mnie tak sobie przydatne. Bo zupełnie inne są uwarunkowania.   Harpia Dążę do jazdy na krawędzi najdłużej jak się da ( mam na myśli nawet bardzo strome trasy). Czasami (często) się nie da i to jest dla mnie mały dramat      Rozumiem, że tak lubisz, że sprawia Ci to frajdę, ale nie dlatego, że tak jeżdżą zawodnicy w slalomach a Ty starasz się ich naśladować. Bo po stromych i zmuldzonych trasach można jeździć innymi metodami, bardziej skutecznymi niż carving za wszelką cenę.   zajac   To te osoby piszą tutaj najwięcej merytorycznie wartościowych treści i trudno żeby nie odwoływali się do przykładów "z górnej półki", po prostu tych najlepszych. A najlepszymi są zawodnicy, którzy startują w zawodach i których można obserwować, podziwiać itp.   Tyle że oni nie jeżdżą w warunkach jakich my jeździmy. I nie te cele sobie stawiają.   spiochu  Na nartach nie dojeżdża się do pracy ani na zakupy. Narty nie są więc jak jazda autem po drogach, tylko jazda po torze. Opłacasz wyznaczoną trasę i ciśniesz. W założeniu jak najszybciej, jak najlepiej lub dla jak największej frajdy (patrz drift autem).   Ale nie jesteś na stoku sam. Jak jesteś, możesz sobie cisnąć do woli, ale na ogół na stoku masz pełno ludzi. I w tym sensie to przypomina jazdę samochodem po drodze. Jeśli ciśniesz wśród ludzi to jesteś po postu niebezpieczny. Dla siebie i innych.   Nie, nie chodzi mi o to by w ogóle nie zawracać sobie głowy sportowym narciarstwem zjazdowym, bo w typowych warunkach nie jest ono zbyt przydatne dla amatora. Chodzi mi o zachowanie odpowiednich proporcji i uświadomienie sobie prostego faktu. Techniki stosowane przez zawodowców w zawodach slalomu służą do najszybszego pokonania trasy. Odpowiednio przygotowanej i, z wyjątkiem tyczek, pustej. Pozbawionej ludzi! My jeździmy po przeważnie zaludnionych trasach. Naszym celem, prócz zapewnienie sobie frajdy, jest zachowanie bezpieczeństwa. Do tych celów techniki zawodnicze niekoniecznie są optymalne.   I gdybym miał postawić za wzór do naśladowania, cel do którego (po odjęciu odpowiedniej liczby lat chciałbym dążyć w narciarstwie byłaby to wielokrotnie tutaj pokazywania jazda Richarda Bergera. Niewiele ma wspólnego z jazdą zawodnikow w slalomie. Tu jest wszystko najlepsze co można znaleźć w amatorskiej jeździe po dość stromym, dość zmuldzonym stoku. 
  15. Będzie mocno prowokacyjnie. Temat męczy mnie od dawna i nie znajduję odpowiedzi. Powiedzmy,  łatwych odpowiedzi. Dlaczego tak bardzo w naszej jeździe na stokach staramy się wzorować na zawodnikach biorących udział w zawodach pucharowych? Jako wzór naszych umiejętności stawiamy sobie ich przejazd w slalomie, ew. w slalomie gigancie? A za wzór techniki stawiamy nienaganny, z możliwie zerowym ześlizgiem, skręt cięty. Niektórzy z nas, nieliczni, uczestniczą tu i tam w lokalnych zawodach amatorskich, ale głównie spędzamy czas na zjeżdżaniu na stosunkowo zaludnionych trasach, gdzie wskazane jest umiarkowanie zarówno w prędkości jak i szerokości naszych skrętów. A te wymuszają wręcz stosowanie innych technik niż te, nazwijmy je, pucharowe. Nawet pokazując od czasu do czasu filmiki z naszą jazdą staramy się pokazać takie, gdzie jedziemy, zachowując proporcje (toutes propotiones gardee), jak zawodnicy. Przede wszystkim jadąc skrętem jak najbardziej ciętym, bez ześlizgu. Oczywiście wybieramy do tego stosunkowo łatwe odcinki tras, bo na bardziej stromych czy zmuldzonych i tak się tak jechać nie da.   Nie, nie mam nic przeciwko podglądaniu zawodników, analizowaniu ich jazdy, korzystaniu z ich doświadczeń, ale z umiarem. Przecież codzienny użytkownik samochodu nie stosuje na co dzień technik z Formuły I czy rajdów samochodowych. Warto poznać niektóre z nich, ale nie jest to nasz, pomijając chuligańskie wybryki, wzór do naśladowania. A w rekreacyjnym narciarstwie zjazdowym jest inaczej. Zawodnicy pucharowi są dla wielu z nas celem, ideałem do którego dążymy. Nawet słuchając internetowych porad ekspertów czy czytając mądre książki o narciarstwie zauważymy to. Dlaczego tak? Pomijając, że jest to cel z różnych powodów nieosiągalny, nie będziemy nigdy tak dobrze wytrenowani, nie mamy możliwości tyle doskonalić się i ćwiczyć co oni, to po prostu ich doświadczenia są niekiedy mało przydatna o ile wręcz nie szkodliwe. Dlaczego tak mało mówi się, że jazda typową czerwoną czy nawet czarną trasą wśród ludzi, gdzie musimy zachować maksymalną kontrolę, brać pod uwagę innych, także tych słabo jeżdżących czy wręcz nieporadnych, wymaga od nas innego jeżdżenia niż to w wykonaniu zawodników na trasie slalomu? Pomijając drobiazg, że zupełnie nie zależy nam jak szybko znajdziemy się na dole. Niekiedy nawet wolimy dotrzeć tam później... Nie wiem dlaczego tak. Moda, szpan?   Dodam, że wyrażone tu wątpliwości mają raczej teoretyczny charakter i dotyczą pewnej ideologii. Bo na stokach i tak widzimy zdecydowaną większość jeżdżących tak sobie, a ich jazda nie ma nic wspólnego z narciarskim Pucharem Świata. Ale czy nie uczciwej i bezpieczniej byłoby powiedzieć: zawodnicy jeżdżą  jak jeżdżą, możemy i powinniśmy podpatrzeć u nich to i owo, ale dla przeciętnego narciarskiego zjeżdżacza nie jest to optymalny sposób. Propagować, a więc zachęcać do ich stosowania, i nie mam na myśli tylko oficjalnych programów nauczania, sposoby i techniki, które, choć niewiele mają wspólnego z jazdą w pucharach, są po prostu bezpieczne.
  16. Fakt, początki bywają trudne. Mnie trochę pomogła CD Kunzmanna dołączona do sprzętu, który u nich kupiłem. W sumie żadna filozofia, ale kilka błędów zawsze się na początku zrobi.   A gdzie byłeś w Kanadzie?
  17. Do tego trzeba niestety użyć pazura. Nabyłem. Ale tytanal, o ile rozumiem - płyta nad ślizgiem, powinien się dać spiłować w trakcie ostrzenia krawędzi. Ostrzę niezłym kątownikiem Kunzmanna i średnim pilnikiem, też Kunzmanna. Pytam, bo nie chcę czegoś sp...
  18. Ciekaw jestem dlaczego nieumiejętnie? Czym ostrzyłeś? Ja ostrzę na 88, kiedyś na 87. Też nie czuję różnicy, ale moje jeżdżenie z karwingowego punktu widzenia jest nieczyste. Natomiast dokładność mojego ostrzenia szacuję na 0.1-0.2 stopnia. Gorzej z ostrzeniem od spodu. Robię to prawidłem 0.5 i pilnikiem (nie diamentowym) i wychodzi tak sobie. Dlatego od czasu do czasu daję do planowania.
  19. Pewnie chodzi o napięcie powierzchniowe. Ale jak dla mnie rowki w strukturze powodują, że woda zbierze się w nich (czyli odprowadzi się ) i napięcie będzie mniejsze. Bo mniejsza będzie powierzchnia styku ślizgu z wodą. Na pewno ma to miejsce, ale czy amator, powiedzmy w temperaturze 0 stopni, to poczuje i jak bardzo.   Harpia,   Nigdy, przenigdy nie tępiłem przodów ani tyłów krawędzi nart. Nie wiem kto i po co to wymyślił.   Producenci. Kiedyś z ciekawości zacząłem obmacywać nowe narty klasy II slalomki i inne z wyższej półki. Zdecydowana większość miała przytępione przodu, mam na myśli odcinek od dziobu do miejsca, w którym narta jest najszersza. W różnym stopniu. Niektóre, jak Atomic SL 9 miały te miejsca krawędzi wręcz półokrągłe. Volkle trochę mniej, ale też, Fischery Race SC miały za to ostre dzioby. Dlatego je kiedyś przytępiłem z przodu, by je uspokoić. Obecnych nart (Volkl SC) już nie ruszam, ale widzę, że są lekko fabrycznie z przodu przytępione. W żadnych zawodach już od wielu lat nie uczestniczę. Ostatnie były... zawody informatyków w latach 80-tych.   Podejmuję się ślepego testu na śniegu i bezbłędnej oceny która narta ma podniesienie 0,5 a która 0.   Tyle że nie możesz wiedzieć która jest która.
  20. I naprawdę to czujesz? Zwróć uwagę, że masz jeszcze podcięcie przodu i tyłu. A nawet, choć niektórzy się oburzają, stępienie. Rozumiem, że różne podcięcie przodu może dawać różne odczucia, bo ma spore znaczenie dla inicjacji skrętu ciętego, ale podniesienie całości? Na pewno ma dla zawodnika startującego w pucharach, ale dla amatora, nawet dobrego? Podcięcie całości krawędzi o jakiś kąt, typowo 0.5, jest konieczne z wielu powodów. Np., to mój przypadek, ostrzenia krawędzi od spodu.   Odnośnie struktury tez mam pewne wątpliwości. Zwróć uwagę, że drobne rowki struktury mają na celu odprowadzenie wody powstałej z powodu... tarcia ślizgów ze śniegiem. Trzeba by przeprowadzić jakieś badania i obliczenia, ale na zdrowy rozum przy stosunkowo niewielkich prędkościach amatora, tej wody nie uzbiera się za wiele, zwłaszcza gdy temp. jest poniżej zera. Osobiście nie czuję różnicy w jeździe z/bez struktury, ale ja już mam swoje lata i lubię (zawsze lubiłem) jazdę stosunkowo wolną.
  21. Na pewno już w nartach prostych zrezygnowano z tego patentu. Już moje pradawne Rysy KF 72 (czyli wprowadzone w 1972 r.) nie miały rowka. Teoretycznie rowek powinien stabilizować narty w jeździe na wprost i łatwo sobie wyobrazić dlaczego, ale jak było naprawdę? A być może z rowka zrezygnowano dlatego, że konstrukcja narty, w szczególności warstwa metalu tuż nad ślizgiem, nie pozwalała na żadne rowki. A teorię, że rowek nic nie daje było usprawiedliwieniem tej niemożności. Trochę spiskowa ta teoria, ale całkiem prawdopodobna.
  22. Dzięki. I mnie też tak uczono. I Mitka jak widać również. A pytanie zadałem celowo, bo w niezłym skądinąd wykładzie Tomasza Kurdziela o budowie nart (tegoroczne Snow expo) pojawił się ten wątek. Ale tłumaczenie było wg mnie złe. Ten rowek wg prowadzącego miał spełniać tę sama rolę co dzisiejsza struktura. I chciałem się upewnić.
  23. Lobo, Ty będziesz wiedział. Do czego służył rowek w ślizgach biegnący wzdłuż "starej" narty? Jeszcze na takich jeździłem.
  24. a_senior

    Savoir-vivre na stoku :)

    A pewnie, nawet bez cudzyslowow. Skupie sie na piwie, ale dotyczy to tez innych alkoholizowanych napitkow. Przede wszystkim lubie smak piwa, a zatem jego picie, jest przyjemne z tego samego powodu, gdy jesz lub pijesz cos smacznego. Po drugie, lubie pic zimno piwo po zmeczeniu: chlodzi, gasi pragnienie. Po trzecie, piwo zawiera alkohol, a ten ma pozytywny wplyw na moje zachowanie. Ulatwia mi rozmowe z bliskimi, rozwiazuje jezyk, rozluznia. Podobnie jest u moich rozmowcow (panie, z wyjatkiem corki, piwa nie pija - gustuja w innych napitkach alkoholizowanych) i w sumie, troche dzieki spozytemu w przerwie nartowania alkoholowi, przezywamy mile chwile uzupelniajac tym samym radosc plynaca z samego nartowania i pobytu w pieknym otoczeniu. W uproszczeniu - alkohol na stoku zwieksza moja "radosc zycia" jak mawiaja Francuzi.    Dodam, ze na stoku poprzestaje na jednym kuflu piwa + (ewentualnie) jednym bombardino lub podobnym do niego napitku. 
  25. Popatrz, popatrz, jakie to ludzie maja rozne skojarzenia.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...