
a_senior
Members-
Liczba zawartości
2 764 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
31
Zawartość dodana przez a_senior
-
:) Moi sąsiedzi też się dziwią, że zapylam na dół na piechotę. Z tym niedzielnym odpoczynkiem masz sporo racji, ale nie do końca. Sąsiadka, dobrze przed 50, z początkiem cukrzycy, siedzi cały tydzień w domu. Nie zajmuje się bydłem czy kurami, bo już dawno ich nie mają. Nie nudzi się, ale o przepracowaniu trudno mówić. Tych motorowych crossowców też bym pozabijał. Codziennie po szkole, młodzież organizuje sobie niedaleko ryczące spotkania. Ujeżdżają cudze pola a potem przenoszą się na okliczne dróżki i leśne przecinki.
-
Ano. Ja co prawda jestem urodzonym Krakusem, ale w górach bywam od niemowlęctwa, a ostatnio spędzam w nich rocznie po kilka miesięcy. Znam dobrze tę różnicę podejścia lokalsów i przyjezdnych. Zwłaszcza tych lokalsów co wysoko w górach mieszkają. Dla nas asfaltowanie urokliwej leśnej ścieżki to "zbrodnia", dla nich duże ułatwienie. Z drugiej strony ich podejście do sportu, rekreacji, potrzeby czy konieczności wysiłku jest odmienne. Do kościoła mam blisko 2 km, miejscami stromego, zejścia i podejścia w drugą stonę. Prawie nigdy nie korzystamy z samochodu w drodze na niedzielną mszę, sąsiedzi - zawsze. W głowie im sie nie mieści, że można iść pieszo, bo tak jest zdrowo, ekologicznie. Nawet drobne zakupy w sklepie na dole we wsi robią przy pomocy samochodu. BTW 3 osobowa rodzina ma ich 3. :)
-
Bo za młody byłeś. 🙂 Nie pamietam dobrze, kiedy na polskie na stoki ruszyły pierwsze ratraki. Pewnie gdzieś w połowie lat 70. Ale dobrze pamiętam kiedy nie jeździły, bo wtedy to ja najwięcej jeździłem w życiu. 🙂 Głównie na Kasprowym i w Szczyrku. Sami narciarze "ratrakowali" trasy własnymi nartami. Moje miały wtedy 210 cm. Potem zszedłem na 200 cm. I dało się jeździć, a radocha z jazdy, choć inna, była co najmniej tak wielka jak dzisiaj. Była jazda w puchu i były muldy. Te ostatnie, zwłaszcza na Goryczkowej wiosną bywały po pachy. Mimo wszystko zdecydowanie wolę jazdę na współczesnych mocno taliowanych nartach. Doszły nowe doznania, emocje. I nowe techniki jazdy, które mocno polubiłem i z których korzystam z wielka przyjemnością.
-
Ale wiesz, że to ustawka. Poprzebierali się w stare sprzęty, choć na codzień jeżdżą w tych "normalnych". Choć nie jestem pewien czy w kaskach. 🙂 Richi Berger to świetny narciarz, wciąż bardzo aktywny. Ma świetny cykl szkolenia na YT. To dzięki jego filmom zacząłem przed laty rozumieć na czym polega współczesne narciarstwo. Jeden z forumowiczy przekazał mi wiele lat temu kultowy film Richiego z koreańskim komentarzem. A pozostali na filmie to byli demonstratorzy austriaccy, też znakomici narciarze, specjalizujący się w jeździe... w muldach. 🙂 Ale to prawda, ci goście pojadą na przysłowiowej sztachecie od płota. I to jak pojadą.
-
:) Zobaczy się. To już moja 2. ablacja. Po pierwszej, 9 lat temu, nie wytrzymałem i pojechałem po 2.5 tygodniach do Ischgl. Tyle że raczej się nie oszczędzałem, bo mi to oszczędzanie trudno przychodzi. :)
-
Dzięki za miłe słowa. :)
-
Mam nadzieję, że chwilowo nie jeździ. Jestem po zabiegu ablacji serca (4 luty) i przez 3 miesiące powinienem unikać większych wysiłków. Nie wiem czy wytrzymam, bo mimo wszystko planuję Alpy na poczatku kwietnia. To tak tytułem informacji. :)
-
To nie do końca jest tak. To nie jest nudny styl. Największą frajdę daje nie sama jazda w skos stoku, ale moment przejścia. Czujesz sie nieważki, narty przechodzą pod Toba a Ty czujesz że płyniesz i tańczysz. W skręcie ześlizgowym czy mieszanym też to czujesz, ale nie tak wyraźnie. I jakie emocje. :) Jeszcze raz polecam filmik Japończyka o 5 skrętach. Akcent trudny, wiele żargonu, ale dobry pokaz. Każdy typ skrętu ma swoje zastosowanie w odpowiednich warunkach, które oferuje nam Matka Natura, jak to ładnie określił ów Japończyk. Do tego każdy ma własne upodobania. Ja jadę bardziej średnim niż długim carvingiem wszędzie tam, gdzie jest w miarę płasko, w miarę równo i nie ma wielu ludzi. Gdy jest stromo, wąsko czy muldziasto przechodzę na mieszany skręt krótki, a gdy jest naprawdę stromo - mocny ześlizg i mocne NW z przeskokiem jeśli trzeba.
-
Dziękuję. Niestety, zdaję sobie z tego sprawę. Póki co nie jest źle. Trochę w tym sobie pomagam, ale tempus fugit jak mawiali starożytni. Z drugiej strony nigdy w życiu nie miałem tyle wolnego czasu. Wcześniej dom, praca, dzieci. Kolejność dowolna. Bywały lata, gdy jeździłem na nartach tylko kilka dni w roku. A teraz? Mnóstwo wolnego czasu ograniczonego covidem i zdrowiem. No i Putinem, jak źle pójdzie. 😉
-
Adamie, o czym Ty piszesz. :) O jakich polskich warunkach. Wielu z nas w ogóle w Polsce nie jeździ. Ja jestem coraz bliżej tego. Emerytura, jakie takie możliwości finansowe i o ile Putin nas nie wykończy to postaram sie przez kilka najbliższych lat jeździć po kilka tygodni w roku w Alpach. Może wyskoczę na kilka dni gdzieś w Małopolskę, ale głównie Alpy. W końcu uprawiamy narciarstwo alpejskie. :) Materiał pozostaje jak najbardziej szkoleniowy, choć nie dla początkujacych, ale już dobrze jeżdżących. Facet klarownie pokazuje typowe skręty, które każdy dobrze jeżdżący amator powinien opanować i umieć stosować. Do tego tłumaczy gdzie jakie skrety powinny byc stosowane. Żaden ze mnie mistrz, ale opanowałem wszystkie pokazywane w stopniu przyzwoitym. Najgorzej w muldach, tu trudno osiągnąc poziom pokazywany przez Japończyka, ale można przynajmniej próbować. Prócz pokazywania samego skrętu, gość wymienia podstawowe błedy jakie często sie popełnia. A więc np. przy carvingu niepotrzebnie pracujemy tułowiem zmniejszając nacisk na zewnętrzną narte, przy skręcie krótkim - za mocno obracamy narty, zamiast wcześniej ustawić je na krawędzi, w muldach - nie wciskamy nart po przejeździe przez garb, itd. Klarowne, proste, komunikatywne, nieprzegadane.
-
Buty Rossignol Allspeed - brak opinii?
a_senior odpowiedział daroo → na temat → Dobór innego sprzętu narciarskiego
Regulacja flexu to bajer, ale brak regulacji cantingu, czyli popularnie mówiąc pochylenia bocznego cholewki buta. -
Świetnie to opisałeś. Właśnie tak jest z błędnikiem. Mój najgorszy uraz, choć na szczęście niegroźny, miał miejsce w takich warunkach jak opisałeś. Myślełem, że stoję, a jechałem. Naciągnięte ścięgno w lewej nodze. Siostra zajmuje się zawodowo w Luksemburgu badaniem błędnika. Ma specjalne urządzenie do tego. Wytłumaczyła mi dlaczego tak głupiejemy we mgle. Ale wystarczy nawet tzw. "biały dzień" (po franc. "journee blanche"), czyli lekko zamglony dzień, po świeżym opadzie, gdy nie widzimy struktury śniegu. Głupiejemy tak, jakbyśmy jechali we mgle. Spróbujcie stanąć na jednej nodze i zamknąć oczy.
-
Świetny materiał. Krótki przegląd wszystkich skretów, z którymi mamy do czynienia ze wskazaniem podstawowych błędów, które niektórzy z nas robią. Spóbuje przetłumaczyć, bo nie wszyscy rozumieją język Szekspira, a filmik warty uwagi.
-
Ja też nie widziałem. Sam zresztą też nie robię. Ale, po pierwsze, zawsze sie rozciągam się przez kilka minut rano po wstaniu z łożka. I po drugie, pierwsze zjazdy są bardzo spokojne. Słuszna uwaga Mitka o ostatnich zjazdach. Mój dobrze jeżdżący swat zrobił sobie kilka lat temu poważną krzywdę przy ostatnim, robionym na siłę, zjeździe. Ja od dobrych 30 lat świadomie odpuszczam ostatnie zjazdy, gdy tylko mam jakikolwiek wątpliwości co do mojej "świeżości" by to tak eufemistycznie nazwać. :) Podobnie jadąc samochodem dłuższy dystans bardzo uważam na ostatnie kilometry skupiając się ponadprzeciętnie. Mnie to ominęło, ale kilku znajomych miało poważne wypadki już dojeżdżając na miejsce.
-
🙂 Na początku jeden niebieski daje rady. I jeden deskarz nieźle umie jechać na... tyłku. 🙂 Swoją drogą byłem tam kilka lat temu i o płynności mojej jazdy nie było mowy, delikatnie rzecz ujmując. Z wyjątkiem przejazdu córki, która wszędzie, nawet tam, zjeżdża tak samo krótkim skrętem. Niestety filmu nie zrobiłem.
-
Gabrik, przecież Reily sobie jaja robi. A Wy na poważnie. Nie widzicie co pisze pod filmem? O 1 kwietnia.
-
Dużo było o moich "prostych" nogach. Wrzucam zdjęcie moich goleni. Trochę nieostre, ale i tak można ocenić czy żona prawdę mówiła. :) Moim zdanie trochę kłamała. :) Odnośnie regulacji cantingu w butach. Patrząc na swoje zdjęcia, już w 1986 r. w moich Dachsteinach była obecna. Nie pamietam czy jedno czy dwustronna. A później wszystkie nasze rodzinne buty miały juz dwustronną regulację. Oczywiście, że można się było bez niej obejść. Swój kurs na pomocnika robiłem w sznurowanych butach Krosno, a instruktorskie w butach klamrowych bez żadnej regulacji. I dało się. Podobnie jak dało się jeździć na moich pierwszych nartach bez wzmacnianych krawędzi. Samo drewno. :) I to na Kasprowym.
-
Myślę, że nie. I myślę, że to moja anatomia sprawia, że muszę odchylać na zewnątrz do max cholewkę. Jej ustawienie (cholewki, nie anatomii :)) jest proste i wiem jak sie do tego zabrać na sucho. Wyciągamy kapcia, wkładamy do środka skorupy wkładkę z kapcia, wkładamy stopy do tak przygotowanych skorup, zapinamy je lekko, stajemy w lekkim rozkroku jak w pozycji narciarskiej, zginamy kolana i badamy jak wygląda odległość goleni od zewnętrzych ścianek skorupy. Powinno byc mniej więcej w środku. Mnie jeszcze w Fischerach trochę brakuje. Niezły jest filmik P.Lorenza o przygotowaniu butów. Oczywiście, nigdy nie jeździłem tak jak on, a juz na pewno nie będę tak jeździł, ale i tak warto podpatrzeć to i owo. Buty to najważniejsza część naszego ekwipunku. Trzeba je dobrze i starannie dobrać i najlepiej jak się tylko da dopasować. A potem można już ich nie ruszać przez kilka lat. Ew. dodać jaką podwyższającą wkładkę, gdy botek się wygniecie.
-
To nie to. Wiem, bo używałem tych różnych butów, z różnie ustawionym cantingiem, do tych samych nart. Na razie temat jest czysto wirualny, bo nie jestem pewien czy w tym sezonie jeszcze pojeżdżę. Marzy mi się drugi tydzień kwietnia, gdzieś w Austrii. Ale marzenia nie zawsze się spełniają. 😉
-
Jeszcze nie były planowane.
-
Tyle że te nasze stoki nie te same i możliwości jazdy też nie te. Niestety. Tam, tzn. w Alpach, nawet mała rodzinna stacja jest większa od naszej największej. Średnio biorąc ludzie tam lepiej jeżdżą niż u nas. I nie ma się czemu dziwić biorąc pod uwagę możliwosći uprawiania tego sportu. Ale i nasi potrafia nieźle jeździć. Wiele zależy od czasu. To video z Zillertalu, które podałem pochodziło z okresu ferii austriackich. Dużo kiepsko i niekiedy brawurowo jeżdżącej młodzieży. Ale w Paganella, gdzie niedawno byłem, poziom był dużo lepszy, a niektórzy, dodajmy amatorzy, jeździli bardzo dobrze. Mam taki idiotyczny zwyczaj oceniania innych i wynajdowania błedów w ich jeździe. Głupi nawyk.
-
Ja zwał tak zwał. Przy złym (za mało odchyloną cholewka na zewnątrz w moim przypadku) ustawieniu cantingu (cuff alignment) musisz mocniej, przesadnie pochylić do środka nogę zwnętrzną dla uzyskania stosownego zakrawędziowania (inaczej będzi Ci noga uciekała w ześlizg). I robi się a-frame. Wypraktykowałem to. Ale masz rację, że nie jest to specjalnie ważne. I chyba ten mój a-frame nie jest duży. Na razie spróbuję dokupic jakąś podkładkę Sidasa. I pewnie na tym poprzestanę
-
Akurat te śrubki są przydatne. Niby mam proste nogi, tak przynajmniej twierdzi żona :), ale tymi śrubkami kręcę na maksa, pochylając cholewki na zewnątrz na ile sie da. Inaczej muszę w skręcie mocniej pochylać do środka zewnętrzną nogę, robi sie tzw. a-frame i jest niefajnie. Niestety, jak pisałem w obecnych Fischerach nie ma śrubki tylko kolorowe podkładki i trochę mi brakuje pochylenia.
-
Buty dla początkujących, cokolwiek to znaczy, mają mniejszy kąt wychylenia cholewki do przodu i wtedy może się zdarzyć to co opisujesz. Ale buty, nazwijmy je potocznie, dla zaawansowanych, mają te 15-17 stopni pochylenia cholewki. Do tego dochodzi ok. 3-4 stopnie pochylenia wkładki, tej która znajduje sie w skorupie pod botkiem. W sumie wychodzi ok. 20 stopni pochylenia do przodu i to jest w większości przypadków OK. Ale w skręcie, zwłaszcza dynamicznym, różnie bywa, czasami trzeba nie tyle mocno pocisnąc do przodu, co sam teren (garbek) to sprawia. Podobnie na wyjściu ze skrętu potrafi nas nieźle przycisnąć do tyłu.
-
Sam kiedyś tak napierałem. :)