Skocz do zawartości

a_senior

Members
  • Liczba zawartości

    1 988
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    7

Zawartość dodana przez a_senior

  1. Wieśku, zrobiłem coś dla Ciebie. Mówi o tym trochę w innym video.   https://youtu.be/WCT_ukFzVOw   Przedstawia kolekcje nart, na których jeździ. Przypominam, że to zawodowy instruktor, który nartami zarabia na życie. Najczęściej, do jazdy z klientami, ale także swojej prywatnej używa slalomek, które nazywa pochodne: Volkl Racetiger SL i Fisher RC4 SL. Ma też jedną "wyscigówke" FIS, też Fishera, ale rzadko jej używa. Tłumaczy różnicę między nimi, bo wyglądają identycznie. Slalomki mają 165 cm przy jego wzroście 182-183 cm. Bardzo lubi i często używa Salomon Xrace LAB 175 cm z bardzo krótkim promieniem 15 m. Używa trochę jak gigantki, ale łatwiejszej w prowadzeniu. BTW ma też prawdziwą gigantkę FIS, 175 cm, na której nie jeździ prawie nigdy. A Twoje 95-ki to u niego Salomon mtn długości... chyba 175 cm. Nazywa je free skitur (po francusku skitur to "rando", od "randonee"), bo narty należą do obu kategorii. Taki mix. Jeremy nie jest typowym skiturowcem, nie lubi podchodzić. Ale też uprawia. No i przymierza się do kupienia nart typu 120-130 cm pod butem.   Warto zwrócić uwagę, że w ogóle nie używa nart typu AM, uniwersalnych jak je nazywa. Nie lubi ich i nie poleca.
  2. Coś mnie wzięło na tłumaczenia francuskich video. Sam się pytam dlaczego. Pewnie z dwóch powodów. Jako półemeryt (takim to dobrze ) mam więcej czasu. A po drugie, dzięki Veteranowi, wpadłem na cały cykl video zrobionych przez bardzo kompetentnych fachowców, których koncepcje bardzo mi odpowiadają, czyli są zgodne z moimi poglądami. Tak już w życiu bywa, że lubimy potwierdzać przez innych własne sądy i przemyślenie. Jeśli trafimy na takie, bardzo nas to cieszy.   Z przyjemnością więc przedstawiam 15 min pogawędki niejakiego Jeremy na temat "Jak wybrać narty". W zasadzie powinno być "Jakie wybrać narty", bo więcej mówi o tym "jakie" niż "jak", ale wolałem zachować tytuł oryginalny. Jeremy jest młodym instruktorem francuskim, byłym zawodnikiem i trenerem, który prowadzi własną szkółkę doszkalającą amatorów narciarstwa alpejskiego, Ski Coach. Prowadzi m.in. w różnych stacjach alpejskich (głównie Isola 2000 i Val d'Isere) krótkie 3-4 dniowe kursy dla wąskiej grupy osób, typu max. 4 osoby. Raczej dla co najmniej średnio i dobrze zaawansowanych, ale może trafiają się też i początkujący. Jeremy umie jeździć na nartach i zna się na narciarstwie.   Jeremy proponuje, w zależności od naszych preferencji, wybór nart na trasy i poza trasę. Na trasy sprowadza się to do 160 - 170 cm nart typu slalomki (nie dłuższe, jakże zgadza się to z moimi poglądami ), poza trasy wybór jest bardziej zniuansowany. Nie mówi prawie  nic o wyborze dla kobiet i nie wchodzi w niuanse techniczne typu rocker.   Znów nie jestem pewien swojego tłumaczenia, ale w końcu nie jestem zawodowym tłumaczem, ani nawet zawodowym narciarzem.   Oto link, na razie na moim YT: https://youtu.be/xfF1zQkuYZQ
  3. a_senior

    Powrót zerwany ACL

    Myślę, że nawet nie chodzi o błędy techniczne, które każdy robi (BTW to temat szeroki, bo są błędy, które błędami nie są, tylko są pewnego rodzaju niezgodnością z aktualnie dominującą szkołą jazdy) co raczej niedostosowaniu techniki, a zwłaszcza prędkości do warunków. Dam Ci jeden przykład. Żony. Jeździ średnio technicznie, ale daje sobie radę wszędzie na trasie. Kilka lat temu, w Kappl (obok Ischgl), w pierwszym dniu jeżdżenia, pomimo fatalnej pogody (pada śnieg, mgła, piździ) wybraliśmy się na narty. W połowie dnia stwierdziliśmy, że dość, wystarczy, w tych warunkach jeżdżenie to proszenie się o kłopoty. Siedliśmy wszyscy w knajpce, pozamawiali to i owo, rozmawiając o wszystkim i niczym. Z wyjątkiem mojej żony, która postanowiła pojechać w górę na dość trudną trasę. "Nie będę tu siedziała i marnowała czas, nie po to tu przyjechałam" - tak stwierdziła. I pojechała w asyście b. dobrze jeżdżącej córki. Efekt: wywrotka (żony), uszkodzenie kolana, w tym łąkotki, koniec jeżdżenia do końca pobytu. BTW rok później był udany zabieg, który problem definitywnie rozwiązał. Czyli niedostosowanie do panujących warunków i własnych możliwości. O to mi mniej więcej chodzi. 
  4. No faktycznie, kątów nie widać. Ładnie jeździ. Tyle że dziewczynom łatwiej ładnie jeździć.  
  5. a_senior

    Powrót zerwany ACL

    Żaden ze mnie fachowiec. Żadnego ACLa nie zerwałem, a jeśli już to w dzieciństwie i to było tylko naciągnięcie. Znajomym się przytrafiło i po stosownym zabiegu wrócili do pełnometrażowego jeżdżenia. Ale może coś jest nie tak w Twoim jeżdżeniu? Może warto to i owo przemyśleć i przepracować? Wiem, łatwo radzić, zwłaszcza, gdy się samemu nie przeżyło. BTW groźnie spoglądasz na ratownika. Spróbowałby nie pomóc.   Kilka lat temu, dokładnie 10, spędziłem tydzień w Cortinie. BTW w tym sezonie powtórzyłem to samo z dobrym skutkiem. Mieszkaliśmy w hotelu,skądinąd uroczym, 30 km od Cortiny,  i codziennie dojeżdżali do różnych stacji. Nasz rezydent, młoda, sympatyczna dziewczyna, początkowo jeździła z nami na nartach. Trochę wbrew przepisom, bo zdaje się rezydent nie powinien. Anyway jeździła. Już pierwszego dnia zauważyłem (taki stary, niechciany odruch instruktorski), że choć nieźle jeździ, to zbyt szybko i brawurowo jak na swoje, wciąż niedoskonałe umiejętności. Nawet jej to chciałem powiedzieć, ale nie śmiałem. W czasie krótkiej rozmowie przy cappuccino dowiedziałem się, że w zeszłym sezonie zerwała ACL, była operowana we Włoszech i teraz wszystko jest OK. Tym bardziej dziwiłem się jej jeździe. I niestety, następnego dnia dowiedziałem się, że wylądowała w szpitalu z... uszkodzonym kolanem. Poważnie. Tym samym co poprzednio. Nie, to żadna przestroga. Ot taka opowiastka z mojego skromnego doświadczenia. Dorzucam jej zdjęcie. Może ktoś się przyzna. To nie Ty.  https://photos.app.g...UOKYKY20ejg6zI3
  6. a_senior

    Powrót zerwany ACL

    Powodzenia w operacji. Jak to się stało? Czyli dwukrotnie wcześniej już zerwałaś dwa ACL? Przy jednym upadku? Pytam z czystej ciekawości.
  7. Chyba jeszcze raz się poświęcę i "przetłumaczę" video Jeremy. To ten od "anatomii skrętu carvingowego". Zawodowy instruktor francuski i były zawodnik.15 min na temat wyboru nart. Opowiada spokojnie, rzeczowo, bez rewelacji. Narty trasowe i offpiste. Umie jeździć. Podobnie do Morgana, którego kilka video tu umieściłem, radzi wybór slalomki (ściśle pochodnej z zawodniczej) jako podstawowej narty trasowej. Chyba, że kogoś stać (nie tyle finansowo, co logistycznie) na kilka par. Sam jestem zwolennikiem slalomek jako narty w miarę uniwersalnej, po licznych testach. Na przygotowane, a nawet te mniej przygotowane, w sam raz. Wszystko obskoczy, nawet 20 cm świeżego śniegu. A sam Jeremy, jako podstawowej (a ma kilkanaście par różnych nart) używa Volkl Racetiger SL.
  8. MSZ niezły pomysł. Nie tyle, jak wspomniałeś, na poprawę techniki czy nauczenie się czegoś nowego, ale na zabawę, czyli po współczesnemu - fan. Zwłaszcza z dziećmi. Wyobrażam siebie z wnukami (niestety praktycznie niemożliwe do spełnienia). Z czego jest zrobione podłoże? Twarde czy miękkie przy upadku? A po "jeździe" można pójść na przegryzienie i przepicie tego i owego. Trochę drogo. Zwłaszcza dla całej rodziny, choć pewnie dla dzieci są jakieś zniżki. No i skarżą się na dojazd, ale to się wydaje łatwe do poprawy. Na pewno lepszym rozwiązaniem jest hala ze sztucznym śniegiem, ale to inne pieniądze w inwestycji.   Na pierwszy, nieprofesjonalny rzut oka, to wydaje się, że Kasia lepiej jeździ, ale to pewnie pozory. Co to za pozostałości kątowe u Karoli?
  9. Ciekaw jestem czy był to Twój odruch czy zagapienie się? Miałeś ochotę wyskoczyć jak ów technik? Często zastanawiam się jak postąpiłbym w takich ekstremalnych sytuacjach? Myślę, ale tylko myślę, że w Gruzji wyskoczyłbym z krzesła. I zachęcał innych do tego. Tylko raz w życiu otarłem się o śmierć a w każdym razie ciężkie obrażenia. Na rowerze, w mieście. Wykonałem intuicyjnie ruch, który mnie uratował. Ale za każdym razem mam wątpliwości.
  10. Wypadek w Gruzji. Tragedia to tragedia. Lepiej by nie zabrakło słów.
  11. Volkl P10 to były moje ostatnie narty "proste". Do dzisiaj je trzymam w piwnicy. I wbrew pozorom nie były łatwe w ześlizgu. Chyba dość sztywne. Świetne narty. Potem taliowane r 21 m, potem 170, 165 i na koniec znów 170 cm. Taki kompromis carvingowo-ześlizgowy. Gdybym zmieniał to dalej 170 cm, ale Volkl SL (jeżdżę na SC).
  12. Tytuł trochę nieadekwatny. Tragedia to była kiedyś w Kaprun, gdy ponad 150 ludzi zginęło w wagonie w tunelu. Spalili się lub poparzyli. Tylko nieliczni się uratowali uciekając, wbrew logice, w dół. Kuba, w cywilizowanej Austrii, o bardzo wysokiej kulturze technicznej. Opowiadał mi o tym kolega, który poprzedniego dnia jechał wagonikiem. Tragedia zdarzyła się we Włoszech, w Cavaleze, gdy pilot (amerykański) samolotu wojskowego, przeciął linę kolejki. Ta spadła z wysokości 100 m i roztrzaskała się. Wszyscy pasażerowie w liczbie 19 zginęli. Błąd pilota. A tu? Ot, kilku niegroźnie rannych.
  13. Dyskusyjne. Trudne? Po prawie 40 latach jazdy na nartach prostych, początkowo 2.10 a na końcu 2.00 m, ok. 2005 przesiadłem się na narty carvingowe, początkowo o większym promieniu 21 m, potem skończyłem na typie slalomki, ostatecznie 170 cm. Nie miałem większych trudności w przesiadce. Trochę za bardzo odchylałem się do tyłu, początkowo nie wykorzystywałem możliwości nacisku na przody do zmiany promienia, ale poszło dość szybko. Oczywiście, nie jeżdżę tak jak Jeremy. Nie ten wiek, nie te możliwości, a przede wszystkim nie ten kręgosłup. Zwłaszcza w lewym skręcie nie pozwala mocno docisnąć. Ale carvingowo też jeżdżę. Myślę, że to bardziej naturalny sposób jazdy (oczywiście na odpowiednich nartach) niż technika ześlizgowa. O wiele łatwiej jest się położyć na krawędziach i czekać na skręt niż żonglować nachyleniem krawędzi w ześlizgu. I dlatego taka jazda jest łatwiejsza do nauczenia dla początkujących. Na stokach widać wielu słabo jeżdżących, skręcających carvingowo. Inaczej zresztą nie potrafią. I w wąskich, zmuldzonych miejscach zaczynają się "dramaty". Polecam jeszcze raz obejrzenie video Morgana #1 (wątek Jak optymalnie zjechać...), którego nie można posądzić o brak umiejętności jazdy jakąkolwiek techniką. Prawda i tylko prawda.
  14. Z tym różnie bywa. Przyznam się, że od dobrych kilku lat nie jeżdżę na polskich stokach. Ostatni raz to było bodajże w Jurgowie 2-3 lata temu. Dlaczego? Bo mi się nie chce. Nie tyle jeździć na nartach, choć te nasze polskie stoki nijak się mają do przeciętnych alpejskich, ale jechać na stok. Samochodem czy autobusem. Kilka dodatkowych znojnych godzin, przeważnie w korkach, tłum na parkingu, tłum na stoku. Może w przyszłości, gdy już całkiem będziemy emerytami, pojeździ się trochę w dzień powszedni.   Ale w każdym sezonie wybieram się co najmniej raz na tydzień w Alpy czy Dolomity. Póki co Włochy lub Austria. I tam stoki są dobrze przygotowane. Niekoniecznie sztruksik, trafiają się małe muldy, które bardzo lubię. Zdarza się lód, ale rzadko. W tegorocznej Cortinie warunki śnieżne były świetne. Ludzi średnio dużo. Ale prawdą jest, że nawet w tych warunkach trudno znaleźć miejsce do jazdy jaką prezentuje Jeremy. Sam nadmienia, że do takiego carvingu muszą być spełnione pewne założenia (odpowiednie nachylenie stoku, odpowiedni rodzaj śniegu i prędkość). Do tego, co wielokrotnie powtarza Morgan, nie pojedziemy carvingiem po zatłoczonym stoku choćby z powodu, by nie straszyć innych. Ale przede wszystkim dlatego, że kontrola nad nartami w miarę czystym carvingu jest taka sobie. No to co? Może go sobie w ogóle darować, bo skoro takie utrudnienia? Po prostu pojechać z większym ześlizgiem czy mieszanym skrętem krótkim? Ale z drugiej strony prezentowany przez Jeremy'ego carving wciąga, nawet jeśli nie robi się tego tak dobrze jak on. To uczucie bujania, odprężania nart, które wrzucają nas w kolejny skręt. Duża frajda.   W praktyce, i tu znów przypomina mi się Morgan i jego #1 video, na przyzwoitej czerwonej trasie w Cortinie, ok. 1/4 - 1/3 jej długości nadawało się do jazdy carvingowej, oczywiście dalekiej do ideału. Na reszcie trzeba było stosować inne techniki, przeważnie mieszany skręt średni i krótki. Dobre i to.
  15. Rzeczywiście tak to wygląda. Jeremy zaczął narty bardzo wcześnie, a od 14 roku życia mieszka w stacji narciarskiej w Pirenejach i... jeździ na nartach. Szkoli, uczy, doszkala. Taki zawód. Takich jest wielu, ale nie każdemu chce się podzielić swoja wiedzą i umiejętnościami z innymi za pośrednictwem dydaktycznych video. Nawet jeśli stoją za tym tym cele komercyjne czyli kasa. Oczywiście, że większość z nas, jeżdżących na nartach okazjonalnie, bo nawet 2-3 tygodnie na nartach dla zapalonego amatora to choć dużo i tak się ma nijak do 3/4 roku spędzonych przez Jeremego czy Morgana, nie dojdzie nigdy to prezentowanego poziomu. I nie o to chodzi. Ale coś skorzystamy, trochę poprawimy nasze umiejętności, lepiej zrozumiemy to co robimy. A Morgan czy Jeremy, i to mi się u nich podoba, pokazują narciarstwo bez napinki, na luzie. Sympatycznie. Ja już niczego u siebie nie poprawię, za stary jestem, mogę tylko opóźnić regres (zwłaszcza ćwicząc systematycznie kręgosłup ), ale młodsi mogą skorzystać. I warto by skorzystali.
  16. Starałem się być jak najbliżej oryginału, nawet jeśli nie ze wszystkim się zgadzam. Myślę też że można znaleźć sporo różnych wariantów technik carvingu. To co pokazuje i tłumaczy Jeremy dotyczy zapewne nurtu typowego. I oczywiście to jego przemyślenia. Odnośnie tych kolan. W oryginale jest "popchnąć kolana do środka skrętu". Nie ma nic o stopach, przynajmniej w tym miejscu. Niektóre czasowniki ciężko się sensownie tłumaczy. Dodam do tego, że jestem mimo wszystkim amatorem i z polska terminologią tylko mniej więcej zapoznany.
  17. Przetłumaczyłem kolejne video. Tym razem Jeremy'ego Nadalutti - francuskiego instruktora i trenera, prawdopodobnie kumpla tłumaczonego wcześniej Morgana. Jeremy w 15 minut pokazuje i detalicznie tłumaczy na czym polega skręt carvingowy. Taki rzetelny, z właściwym ułożeniem tułowia, nóg, wygięciem narty zewnętrznej, oddaniem energii w kolejny skręt, a zwłaszcza unikaniem wszelkich górnych odciążeń. Ciekawe, że nic nie mówi o pracy kijków. Jak zwykle, nie jestem pewien kilku sformułowań. Te francuskie wydaja mi się celniejsze, np. "s'equilibrer sur la jambe extrerieur" (coś w rodzaju złapania równowagi na nodze zewnętrznej) zamiast naszego obciążenia nogi zewnętrznej i jeszcze kilku innych. Po co to robię? Bo to najlepszy filmik jaki znalazłem (nie znam dobrze "produkcji" anglosaskiej) przybliżający skręt carvingowy, o którym się dużo dyskutuje, wokół którego narosły różne mity, i o którym przeważnie się niewiele wie. Czyli, pro publico bono. Szkoda, że żaden polski fachowiec nie był w stanie czegoś takiego wyprodukować. Jak zwykle, trzeba wyklikać polskie napisy. Na razie filmik jest na moim YT, ale pewnie wkrótce będzie wyłącznie u Jeremy'ego.   https://youtu.be/c_fve7MYHDg
  18. Niestety takie sytuacje się zdarzają. Mnie się zdarzyło 2-3 razy, w tym tylko raz poważniej, w Zawoi. Bez konsekwencji poza wkurw...em. Ale można im w dużym stopniu zapobiegać. Na różne sposoby. Zawsze ruszając w dół sprawdzam co się dzieje za mną. Gdy większy tłok, jadę bokiem trasy, gdzie mniej ludzi. Krótkim skrętem. Nasłuchuję (i tu się przydaje jazda w czapce ). Gdy słyszę podejrzany hałas z tyłu, np. nadjeżdżającego snowbordzisty, staram się zjechać w bok z jego toru. Itp. Do tego moje parametry zniechęcają innych (186, 88) do wpadania na mnie.
  19. Estka, kiepskie argumenty. Pozytywny wpływ pasów i poduszki na poprawę bezpieczeństwa w samochodzie udowodniono wielokrotnie. BTW sama poduszka bez zapiętych pasów jest groźniejsza w razie odpalenia niż gdyby jej nie było (wiedziałaś o tym?). A z zapiętymi pasami poprawa ze względu na odpalenie poduszki wzrasta tylko o 7%, choć dobre i to. To przede wszystkim pasy mają znaczący wpływ na nasze bezpieczeństwo w samochodzie. Podobnie jest z ABS czy ESP w samochodzie. Choć bywają rzadkie przypadki, że jednak bezpieczniej bez nich (podobnie jest z pasami), ale średnio biorąc poprawa jest znacząca. I nie jest to nasze mniej lub bardziej emocjonalne czy "tak nam się na zdrowy rozum wydaje" widzenie rzeczywistości, ale twarde dane statystyczne. BTW tym też trzeba się przyglądać z uwagą, ale gdy wielokrotnie się potwierdzają, trzeba im wierzyć. Podobnie jak w nauce, zwłaszcza w fizyce.   W przypadku stosowania kasków w narciarstwie amatorskim, dodajmy typowym trasowym, dane twarde istnieją. Dla dorosłych. Otóż pokazują, że stosowanie kasków nie ma ŻADNEGO wpływu na procent poważnych urazów głowy (z mózgiem ) i tzw. zejść śmiertelnych. Wiarygodnych statystyk dotyczących lekkich obrażeń głowy, typu guzy czy przecięcia, nie ma z oczywistych powodów.   Ale nie zamierzam bronić mojego bezkaskowego podejścia, choć sądzę, że to w dużej mierze wytwór różnych lobby, a przede wszystkim zupełnie drugorzędny element bezpieczeństwa. Myślę, że teraz kolej na wylansowanie żółwi i innych ochraniaczy, bo statystycznie poważne urazy kręgosłupa na nartach zdarzają się częściej niż głowy. Odpowiedziałem tylko na pytanie dzieląc się doświadczeniami z mojego skromnego 55 letniego jeżdżenia nartach. Dodam, że wszyscy najbliżsi w rodzinie, dzieci, żona, siostra, kask kupili i używają.   Podobne dyskusje dotyczące używania kasków toczą się wśród rowerzystów. A największe wśród tzw. neofitów, bo tacy Holendrzy mają w tej materii niewiele do powiedzenia.
  20. Nigdy, przez ponad 50 lat jeżdżenia na nartach, z różną intensywnością, nie doznałem urazu głowy. Raz, ho, ho temu, samoczynnie wypięła mi się narta, upadłem i narta walnęła mnie w głowę. Trochę bolało, był mały guz. Kask mógłby wtedy pomóc, ale było to w epoce przedkaskowej. Z moich znajomych nie znam nikogo, kto poważnie ucierpiałby z powodu obrażeń głowy na nartach. Może dlatego, że jeżdżą dobrze i ostrożnie.   W ogóle, odpukać, nie odniosłem większych kontuzji.  Trochę ponaciąganych ścięgien w kolanach w młodości, wybity kciuk. Najgorszy był upadek z jeździe na wprost na nartach "półkarwingowych" (21 m promień skrętu). Tak mną "prasło", że do dzisiaj czuję biodro i kręgosłup. Od tamtego upadku nigdy nie jadę na wprost na nartach carvingowych. Albo delikatny śmig albo lekki pług.
  21. Podobnie jak Bocian nie jestem ideologiem bezkaskowców. To że jeżdżę bez wynika z kilku przyczyn. M.in. uważnej analizy ew. korzyści i wad jakie przynosi kask. Bardzo dokładnie przestudiowałem statystyki amerykańskie i kanadyjskie, jak i opinie polskich ekspertów. Ogólnie rzecz biorąc, kask przydaje się przy drobnych urazach głowy (nie mózgu, bo tu niewiele pomaga). Bedą mniejsze guzy, może nieco mniejsze wstrząśnienia. W przypadku poważnego zderzenia, nie ma żadnego znaczenia czy jedziemy w kasku czy bez. Życia nam nie uratuje. No chyba że jedziemy w tak zwanym integralu. Dodam, że trochę inaczej wygląda to w przypadku snowboardzistów, którym kask przyda się potencjalnie bardziej. Zainteresowanym służę lekturą. I warto by zagorzali zwolennicy kasków uświadomili sobie, że on naprawdę niewiele pomaga i nie chroni przed nieszczęściami. Trochę tak, ale niewiele. I nie warto z tego powodu, że noszę kask, czuć się bezpieczniej.   A moje pytanie nie miało na celu wywołania dyskusji typu z kaskiem czy bez. Czysta ciekawość. Po prostu prawie nie widuję bezkaskowców na stokach. 
  22. Mam bardzo podobne podejście. I dlatego tak bardzo spodobał mi się ten filmik Morgana, bo potwierdził to, co już wcześniej intuicyjnie wiedziałem i robiłem. Co ciekawe, zauważam w swojej jeździe, że ostatnio więcej jeżdżę carvingiem. Może dlatego, że mniej praktykuję czarnych i innych trudnych tras, a może górę bierze lenistwo. O ileż łatwiej wyłożyć się w skręcie skrętem carvingowym niż dziubać męczącym krótkim skrętem mieszanym.   Mój syn ma podobne podejście co Fredo. Musi być nienaganny carving, no chyba że się nie da nim pojechać. Żadnego mieszania. Z kolei córka ma prostą zasadę. Wszędzie, bez względu na stromiznę, rodzaj śniegu, widzialność, zjeżdża śmigiem tym samym rytmem. Ustala go sobie na początku i zjeżdża. Mniej lub bardziej carvingowo.
  23. I jeszcze coś. Morgan się do mnie odezwał w bardzo miłym mailu. Po dłuższej przewie. Tłumaczy, że był jak dotąd lakoniczny i dziękuje za tłumaczenia. Ale rozczulił mnie czym innym. Otóż przeczytał (i zapewne przetłumaczył) mój wpis w tym wątku, na skiforum.pl, w którym się skarżę na jego milczenie. Pisałem to pół serio, zresztą potem się odezwał. Jak to się trzeba pilnować.
  24. A tak przy okazji. Jeździ ktoś jeszcze, tak jak ja, w czapce, bez kasku?  
  25. Też to dostałem. Trochę długi. Morgan prowadził tam kurs doszkalający dla puchowców i offpistów. A puchu tam nie brakuje. W ekipie był nawet jeden Amerykanin? Kilka instruktorów kanadyjskich i francuskich. Niezły fun mieli. Trzeba namówić Kubę vel Kovala.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...