Skocz do zawartości

W koło komina👍


Marcos73

Rekomendowane odpowiedzi

2 godziny temu, Wujot2 napisał:

Ale nawet wchodząc na poziom propagandowy to ja na przykład bym podkreślił niskie koszty serwisu bo niezawodność jest oczywista (jeśli nie wchodzisz w ultralekkie rozwiązania). Każdy dopracowany rower jest niezawodny. Ale różnice w cenie komponentów są olbrzymie i przy 5000 km w błotnistym zakamienionym terenie szybko decydują o bilansie kosztów. Bo niezawodność = serwis.

Stąd możliwe, że nie zauważyłeś, ale dodałem aspekt rozsądności cenowej. I jeśli chodzi o niezawodność to niestety przy mocno "wycieniowanych" elementach ten aspkt potrafi mocno kuleć kosztem niższej wagi. Stąd ja zdecydowanie sobie cenie cięższe elementy które dłużej wytrzymają.

Ale cały temat sprzętowy ze @Spiochu nie wynika, że on narzeka iż mu się elementy zużywają, jego po prostu wszystko boli przy niewielkich przebiegach.

2 godziny temu, Wujot2 napisał:

1000 km Spiocha to faktycznie nie jest bardzo dużo. Ale jednak 1000 km na Strefie MTB Sudety a 1000 km na asfalcie to jest olbrzymia różnica. Spokojnie można przyjąć mnożnik x3. W takim układzie te Twoje 5000 km to nie jest tak znacząco dużo więcej. Można zresztą to przeliczyć tak: 14 wyjazdów (po 70 km - np opisana przez mnie Walim - Głuszyca zielona - całodzienna wyprawa) vs 25 wyjazdów (po 200 km - szybsze przebiegi po pagórkowatym terenie).

Te moje 5 tys (a w ostatnich 6 latach miałem tylko takie dwa sezony z uwagi na wypadki) to dalej prawie dwukrotnie więcej niż Twoje przeliczone wartości tego 1tys km. Patrząc na poprzedni rok przejechałem prawie 9 tys. km - 136 rowerodni ze średnim przebiegiem 65km (w tym było kilka dwusetek i jedna 3 setka). No i nie zapominaj o najważniejszym, aktualnie to jest @Spiochu drugi sezon. U mnie na szosie przez ostatnie 6 lat wyszło ponad 42 tys.km + poprzednie 12 lat spędziłem na hardtailu (ale nie po górach) też przejeżdżając ponad 40 tys. km. Łącznie to daje ponad 80 tys.km i setki godzin w siodle. Wiele rzeczy w tym czasie zużyłem, przetestowałem. I tak jak pisałem wcześniej jeśli mam komuś doradzać odnośnie sprzętu, ekwipunku itd to tylko takiego którego sam używałem. A i tak zazwyczaj będę podkreślał, że to u mnie się sprawdziło lub nie, bo wiem jak mocno zindywidualizowane mogą być potrzeby innych osób, zwłaszcza jeżdżących zupełnie w innym stylu niż ja np. w ultramaratonach.

A tak z ciekawości masz dla @Spiochu jakąś radę oprócz zwiększenia czasu na rowerze na jego problemy fizyczne?

Edytowane przez cyniczny
dodanie inf
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, cyniczny napisał:

Może w turystyce górskiej tak jest, ale jeżdżenie rowerem to nie konkurs na najbardziej wypasiony sprzęt - skilla nie kupisz. Nowicjusz może być super wyposażony, ale i tak zdecydowanie wolę o danej aktywności (również w kontekście sprzętu) posłuchać doświadczonego turysty. Co mu się sprawdza w podróży, a co nie i nie muszą to być najnowsze technologie. Akurat pod kątem sprzętu mam podobne wymagania jak @Mitek po pierwsze ma być niezawodny, po drugie i trzecie ma być niezawodny. Jesteś inteligentny więc czwartego punktu nie muszę podawać:-) No dobra, jeszcze ma być cenowo rozsądny. A na końcu o tym czy mi się coś sprawdziło przekonuję się sam używając tego i to nie na jednej przejażdżce 20km tylko powiedzmy przez rok, dwa. I dopiero wtedy mogę się brać za doradzania lub odradzaniem innym.  Nowicjusz nie powie mi nic więcej o swoim wypasionym sprzęcie niż sam wyczytał gdzieś w internetach - a to mogę to zrobić sam.

Twoje doświadczenie w używaniu lekkiego sprzętu z turystyki jak widać gówno znaczy przy aktywności rowerowej. Mimo, że dobrałeś Sobie super wypasiony sprzęt, skrojony pod Ciebie i  w Twojej opinii najlepszy jaki mogłeś, dalej masz problemy w jeżdżeniu co tym bardziej potwierdza moją tezę - sprzęt tu żadnej kluczowej roli w Twoim jeżdżeniu nie odgrywa.

Wiem, Twoje trudności fizyczne (i od dawno to piszę) wynikają z tego, że prawie nie jeździsz. 1000 km w rok to jest średnio intensywne realne 2 miesiące. Ja po przerwie zimowej - przez okres 2-3 miesięcy zazwyczaj jeżdżę niewiele, powiedzmy 100-200 km miesięcznie - przy pierwszych dłuższych trasach (takich powiedzmy 80-100km) czuję pewne dyskomforty, drętwienia i oczywiście ból tyłka. I ze swojego doświadczenia wiem, że te niedogodności trzeba przecierpieć i zazwyczaj po około 1 tys. km znowu będę chodził jak świeżo naoliwiony. I to piszę o sobie gdzie od nastu lat robię rocznie 5-9 tys. km. Ty dopiero zaczynasz przygodę z rowerem, więc te problemy fizyczne są znacznie silniejsze i trzeba po prostu zacisnąć zęby i tyle.

Stąd mam dla Ciebie trzy rozwiązania wszystkie bezkosztowe - jeździć, jeździć, jeździć. Bo na razie więcej czasu spędzasz pisząc na forum niż na rowerze:-P

Co do mojej szosy to zapraszam, jak będziesz w okolicy Piaseczna chętnie udostępnię. Możesz się mocno zdziwić jak ten rower jest wygodny. Efektem ubocznym może być przejście na ciemną stronę mocy, to przyśpieszenie, zwinność lekkość... dobra dość pierdolenia idę na rower.

Akurat na rowerze konkursy na wypasiony sprzęt są dużo bardziej widoczne niż w turystyce. I to niezależnie czy w enduro czy na szosie. Nie brakuje panów z brzuszkiem na rowerach za 50k.  Jak szukałem używanego roweru to trafiłem też gościa co przejechał na nim przez rok 150km a chwalił się, że ma jeszcze inne droższe. Niestety ktoś mnie uprzedził w zakupie.

Z turystyki wiem, że pytanie beskidzkiego dziadka o sprzęt to głupota. Dziadek poelci Ci ciężki, toporny i niekomfortowy sprzęt bo mu się sprawdził przez XX lat a z lepszym nie miał kontaktu. Wiele takich osób zachwala sowje badziewie bo trudno im się przyznać, że sie nie znają albo nie stać ich na lepszy. Czy coś się sprawdza możesz ocenić bardzo szybko, jedynie trwałości od razu nie ocenisz, ale dle mnie to nie jest najistotniejszy podpunkt.

Nie masz pojęcia, czy w moim jeżdżeniu sprzęt odgrywa dużą rolę, bo ono nie polega na nabijaniu km. W terenie dobry, nowoczesny rower ułatwia zjazdy i podjazdy. Znacznie zwiększa bezpieczeństwo, dlatego jest bardzo przydatny nawet dla początkującego. I pod to ten rower był dobierany, a nie pod największy komfort przy jeździe po płaskim.

Lepiej przeczytać w necie opinie 100 gośći co robią poważne tripy i testują nowe rozwiązania. Tylko trzeba to umieć czytać bo bełkotu i marketingu też jest dużo. Da się wyciągnąć sensowne informacje, tylko mało komu się chce, wiec jak ktoś Ci podaje rozwiązania to jest to duże ułatwienie. Jak dodatkowo przez dwa sezony testujesz różne rozwiązania, a od prosów na szkoleniach dowiadujesz się praktycznych tricków to masz już całkiem ugruntowaną wiedzę.

Ciekawe, że cenisz niezawodność a wybrałeś szosę, którą bym uszkodził na pierwszej wycieczce w okolicach Wrocka. (Po asfalcie). Mój rower poza tym że górski, jest przede wszystkim niezawodny . Pełna amortyzacja w tym pomaga bo  trudniej uszkodzić kola niż jak są zamocowane na sztywno. Staram się  też by był lekki, ale bez przeginania by nie ograniczać trwałości. I w terenie sprawdza się bardzo dobrze. Instruktorzy nie mają zastrzeżeń co do mojego doboru sprzętu. Wszystko jest  też wyregulowane  i  na bieżąco serwisowane. Z wad mogę wymienić jedynie szybkość na płaskim i koszty serwisu, ale to w sumie dotyczy każdego roweru tego typu.

Jeździć więcej oczywiście będę a skilla jednak próbuję "kupić", bo wydałem już kilka tys. na szkolenia. Tylko ja się uczę techniki jazdy w terenie, a nie efektywnego nabijania km. To drugie mnie w zasadzie nie interesuje, stąd specjalnego postępu tu nie będzie. Na szkoleniu przez 5-6h robi się ze 20km i wszyscy są zajechani. A przyjeżdżają też osoby co mają staż 10+ lat na mtb. Na razie nauczyłem się w rok podjeżdzać na tym poziomie co większość doświadczonych rowerzystów. Nieco gorzej jest ze zjazdami, ale i tak zrobiłem spory progres.

Co do szosy to zapomnij, byle krawężnik i rower się połamie. Nie dla mnie takie badziewie, choć ta lekkość i szybkość na pewno jest fajna.  Poza tym lubię teren a nie betonozę, więc pozostaje mtb.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Mitek napisał:

Cześć

Cyniczny dzisiaj hasło Jupiter. My będziemy gdzieś koło 17.00.

POzdro

Niestety o 17:00 to już będę pod Łodzią na grillu u kolegi:-)

Ja już po rowerze - dzisiejsza traska idealnie wpisuje sie w temat wątku czyli 50ka wokół komina: Piaseczno - Konstancin - Obory - Kawęczynek - Krępa - Zalesie Górne - Piaseczno. Moja bardzo stała pętelka

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, cyniczny napisał:

A tak z ciekawości masz dla @Spiochu jakąś radę oprócz zwiększenia czasu na rowerze na jego problemy fizyczne?

Tu są ważne 3 pkt.

1. Właściwie dobrać sprzęt. I nie chodzi mi tu o jego koszt tylko dopasowanie. Jeśli chodzi o kierownicę to już ją dobrałem bo mam wyższą i węższą niż  w oryginale i jest dużo lepiej. Potrzebuję jeszcze znaleźć odpowidnie siodełko bo nie przyzwyczaisz się do źle dobranego. Być może jeszcze inne gripy ale niekoniecznie.

2. utrzymywać wysoką sprawność ogólną (basen, siłka, rozciągania)

3. Tak jak napisałeś - więcej jeździć

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

54 minuty temu, cyniczny napisał:

A tak z ciekawości masz dla @Spiochu jakąś radę oprócz zwiększenia czasu na rowerze na jego problemy fizyczne?

Jeśli chodzi o Spiochu to widać, że ma bardzo konkretny plan na siebie (tzn "swój rower"). I wygląda on klarownie. Przebiegi trudno mi oceniać bo jeśli w tym są podjazdy typu E w Srebrnej Górze, to można je wielokrotnie pomnożyć, podobnie jest ze szkoleniami. Poza tym są inne kwestie - nie zawsze można poświęcić tyle czasu na jazdę ile by się chciało. Ale najogólniej jeśli Spiochu skupia się na jakości przejazdu, to podjazd jakość przeżyje, a ze zjazdu wyciśnie maksa. Całkiem sensowna idea.

Ale oczywiście nawet najlepszym szkoleniem i dopasowaniem do roweru nie zastąpi się godzin w siodełku. Mogę jechać 10 godz i nic większego nie odczuwam, poza taką pewną ogólna sztywnością. Ale czasem z rzadka, nie wiem czemu, jednak troszkę coś mnie pobolewa. W każdym razie ja mam duszę szwendacza, bardziej chodzi mi o bycie w różnych dziwnych miejscach jak robienie kilometrów a z ostrej jazdy grożącej kontuzjami musiałem zrezygnować. Dlatego moje priorytety są zupełnie inne od Twoich a te Spiocha są mi bliskie. Choć ogólnie uczęszczanych przez rowerzystów ścieżek też trochę unikam. 

  • Thanks 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, grimson napisał:

Zasuwam z reguły po płaskim, stad z przodu największa zębatka a z tylu najmniejsza. Dziś była zapięta z tylu największa, a z przodu średnia. Nie znam ilości zębów wiec pisze opisowo.

Cześć

Czyli nie za bardzo umiesz jeździć na rowerze, niestety, chyba, że to jakaś przenośnia miała być.

Pozdro

Edytowane przez Mitek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, grimson napisał:

To nie ma żadnego znaczenia. Umiem jechać prosto, hamować, skręcać. Przewidywać sytuacje. 
W zupełności wystarczy.

Ale musisz się niewspółmiernie męczyć po prostu. Skręcanie na rowerze to nie jest łatwa sztuka, ja dopiero się uczę.

Pozdro

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, grimson napisał:

To nie ma żadnego znaczenia. Umiem jechać prosto, hamować, skręcać. Przewidywać sytuacje. 
W zupełności wystarczy.

Jesli zwyle jezdzisz tylko na najtwardszym przelozeniu to znaczy ze jezdzisz bardzo silowo. Sprobuj pedalowac szybciej ale na troche lzejszych biegach. Na poczatku bedzie dziwnie, ale jest to zdrowsze i bardziej efektywne.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, cyniczny napisał:

W sensie walisz prosto w krawężnik bez podrywania przedniego koła?

No mniej wiecej tak robilem choc ostatnio staram sie to poprawic. Podobnie przejezdzam przez dziury czy kamienie jesli nie uda mi sie ich ominac. Na moim rowerze mozesz tak robic a na szosie bym uszkodzil rower i sie wywalil.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, Spiochu napisał:

No mniej wiecej tak robilem choc ostatnio staram sie to poprawic. Podobnie przejezdzam przez dziury czy kamienie jesli nie uda mi sie ich ominac. Na moim rowerze mozesz tak robic a na szosie bym uszkodzil rower i sie wywalil.

Ok rozumiem, no to ja podrzucam zarówno przednie i tylne koło. Wiesz, waląc tak rowerem prosto w krawężnik podejrzewam że nie tylko szosa się podda, ale i wiele innych rowerow:-). Zresztą nie za bardzo wiem po co to robić, szybciej chyba tak nie przejedziesz, i żeby była jasność pisze tu tylko o krawężnikach. Nie o dziurach kamulcach na zjeździe których pewnie z uwagi na ilość nie sposób ominąć, przeskoczyć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, cyniczny napisał:

Ok rozumiem, no to ja podrzucam zarówno przednie i tylne koło. Wiesz, waląc tak rowerem prosto w krawężnik podejrzewam że nie tylko szosa się podda, ale i wiele innych rowerow:-). Zresztą nie za bardzo wiem po co to robić, szybciej chyba tak nie przejedziesz, i żeby była jasność pisze tu tylko o krawężnikach. Nie o dziurach kamulcach na zjeździe których pewnie z uwagi na ilość nie sposób ominąć, przeskoczyć.

To tak jakbys zapytal po co niektorzy jada na nartach plugiem. Po prostu nie umieja lepiej. Podniesienie kola dla poczatkujacego jest trudne i to jeszcze w odpowiednim momencie.  Wy to opanowaliscie w dziecinstwie, ja nie mialem takiej mozliwosci.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Wujot2 napisał:

 Dlatego moje priorytety są zupełnie inne od Twoich a te Spiocha są mi bliskie. Choć ogólnie uczęszczanych przez rowerzystów ścieżek też trochę unikam. 

Moje cele rowerowe są dwa właściwie niezmienne od 20lat. Pierwszy stricto użytkowy dojazdy do pracy, drugi hmm szeroko rozumianą turystyka krajoznawcza.

Natomiast rowery jak i ekwipunek przez ten okres przeszły różne ewolucję. Pierwszy rok to jazdy na trekingu, później kolejne naście na hardtailu, na dłuższe wycieczki bagażnik i zestaw sakw tylnych plus na kierownicy. W szosę wkręciłem się w sumie zupełnie przez przypadek. Serdeczny przyjaciel zaczął trenować triatlon no i zakupił szosę. Przejechałem się i zachorowałem. Nie minął rok kupiłem i ja szosę race, klasyka oponki 25mm, 8 bar, hamulce canto napęd 2x10. Jeździłem nią przez 3 lata, praca i wycieczki, natomiast żadnych wyścigów, ustawek itp to nigdy mnie nie ciągnęło. Głównym workiem transportowym była duża podsiodlowka. No i przez ten czas zauważyłem że trochę mnie ta szosa ogranicza w sensie na niej naprawdę trudno było zjechać choćby a kawałek trudniejszego terenu. Zacząłem szukać szosy na szerszą opone lub gravela i tak trafiłem na endurance. Oponka 32 ale jest miejsca na 35, ciśnienie 4-4.5 bar, śmiało latam nią po szutrach i gruntowkach. Na asfalcie praktycznie prędkości takie same. Na wycieczki zestaw bikepackingowy, z tyłu duża podsiodlowka i sakwa pod pozioma rurq, no i paśnik przy kierownicy - mega polecam. To powoduje że mogę w bardzo fajny sposób łączyć pewne części tras asfaltowych ze sobą. A ilość km jakie przejeżdżam nie wynikają z jakichś treningów, planów itp. Poprostu bardzo lubię tak spędzać czas. I też staram sie traski planować z dala od ruchu samochodowego lub z bardzo niewielkim więc może nasze jeżdżenie ma pewne cechy wspólne:-)

  • Like 3
  • Thanks 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, cyniczny napisał:

Moje cele rowerowe są dwa właściwie niezmienne od 20lat. Pierwszy stricto użytkowy dojazdy do pracy, drugi hmm szeroko rozumianą turystyka krajoznawcza.

. Poprostu bardzo lubię tak spędzać czas. 

Od "zawsze" rower był moim podstawowym środkiem lokomocji miejskiej. Pamiętam, że jak jakieś jeszcze 20 lat temu używałem go w zimie (a były takowe w moim mieście) to spotykając kogoś takiego samego pozdrawialiśmy się przez szeroką ulicę. 

Natomiast teraz gdy wyprowadziłem się poza miasto uniwersalny rower nabrał zupełnie innego wymiaru. Otóż kupiłem takiego niezwykłego składaka:

1-14de81671a-lt-black-s.jpg?auto=webp&ca

który składa się w 7 s do

big_Strida-LT-rower-miejski-kremowy-3-ct

to z kolei w 45 s wkładam do torby od hulajnogi elektrycznej. Dzięki czemu koszt przewozu w pociągu wynosi całe 0. Mieści się to też w dowolnym punkcie auta (przednie siedzenie, tylne, pod nogami czy w zapełnionym bagażniku. Wrzucasz do auta, parking bezpłatny a reszta jak zawsze - pod drzwi. A jak nie masz zaufania to błyskawicznie pakujesz do pokrowca i do windy. 

Dalej jest jeszcze fajniej bo pasek klinowy z prognozowaną żywotnością 80 K km, łożyska bezobsługowe. Hamulce tarczowe na linkach. Ale żyleta jak w moim ścieżkowcu.

Co jeszcze?

Ano, że tym się niesamowicie jeździ bo ma takie przyspieszenie jak hulajnoga elektryczna. Na starcie jestem najszybszy. Jest też niewiarygodnie zwrotne. Dalej już tak dobrze nie jest bo pewnie 25 km/h to maks. I podjazd do 10%. Ale to dlatego, że kupiłem model najtańszy, bez przerzutki. Inne są  z trzema przełożeniami... W każdym razie gęba mi się śmieje jak tym jeżdżę a najbardziej w zimie czy wczesnej wiośnie. Bo serwis nie istnieje. Spłukuję wodą i tyle. Robiłem tym rundki wokół kominowe i średnia wychodziła mi... 20km/godz! Nieźle jak na, wydawałoby się, taki wynalazek.

A jeszcze interakcje społeczne - bezcenne. Jak jadę na moim różowym (bo taki mam) trójkącie to budzę żywe zainteresowanie, przy składaniu do pociągu czy rozkładaniu ludzie podchodzą, pytają i mówią o opadzie szczęki.

Śmieszna jest geneza tego koloru. Otóż różowy kosztował minus 1200 zł. Wszystkie kolory (jest ich sporo) stały po 3000 zł a różowy poniżej 1800 zł. Długo się nie zastanawiałem. I nawet go polubiłem.

Wpisując to w szerszy kontekst. Dużo się w rowerach dzieje, są co i rusz nowe rozwiązania. Bardzo często rzeczywiście dobre. Jak na przykład napędy 1 x 10 albo droppery, czy jakiś czas temu hamulce tarczowe. Albo współczesne oświetlenie rowerowe, sztyce węglowe, lepsze platformy, wentylowane buty. Śledzę to z wielką radochą i wcale nie tęsknię do Jubilata. 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciekawe rozwiązanie, ale brakuje jeszcze zdjęcia w bagażniku Multipli. 😉

 

Niestety zwykły rower nie jest praktycznym śrdokiem transportu. Poza miastem zbyt wolny i niebezpieczny. W mieście zbyt duży, a jak go gdzieś zostawisz to ukradną.  Najbardziej praktyczny zesaw to auto/pociąg + mała hulajnoga elektryczna. Po co zastępować hulajnogę takim składakiem to za bardzo nie wiem. Jest droższy, brzydszy i trzeba się zmęczyć, co dla wiekszośći będzie wadą.

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Wujot2 napisał:

Od "zawsze" rower był moim podstawowym środkiem lokomocji miejskiej. Pamiętam, że jak jakieś jeszcze 20 lat temu używałem go w zimie (a były takowe w moim mieście) to spotykając kogoś takiego samego pozdrawialiśmy się przez szeroką ulicę. 

Natomiast teraz gdy wyprowadziłem się poza miasto uniwersalny rower nabrał zupełnie innego wymiaru. Otóż kupiłem takiego niezwykłego składaka:

1-14de81671a-lt-black-s.jpg?auto=webp&ca

który składa się w 7 s do

big_Strida-LT-rower-miejski-kremowy-3-ct

to z kolei w 45 s wkładam do torby od hulajnogi elektrycznej. Dzięki czemu koszt przewozu w pociągu wynosi całe 0. Mieści się to też w dowolnym punkcie auta (przednie siedzenie, tylne, pod nogami czy w zapełnionym bagażniku. Wrzucasz do auta, parking bezpłatny a reszta jak zawsze - pod drzwi. A jak nie masz zaufania to błyskawicznie pakujesz do pokrowca i do windy. 

Dalej jest jeszcze fajniej bo pasek klinowy z prognozowaną żywotnością 80 K km, łożyska bezobsługowe. Hamulce tarczowe na linkach. Ale żyleta jak w moim ścieżkowcu.

Co jeszcze?

Ano, że tym się niesamowicie jeździ bo ma takie przyspieszenie jak hulajnoga elektryczna. Na starcie jestem najszybszy. Jest też niewiarygodnie zwrotne. Dalej już tak dobrze nie jest bo pewnie 25 km/h to maks. I podjazd do 10%. Ale to dlatego, że kupiłem model najtańszy, bez przerzutki. Inne są  z trzema przełożeniami... W każdym razie gęba mi się śmieje jak tym jeżdżę a najbardziej w zimie czy wczesnej wiośnie. Bo serwis nie istnieje. Spłukuję wodą i tyle. Robiłem tym rundki wokół kominowe i średnia wychodziła mi... 20km/godz! Nieźle jak na, wydawałoby się, taki wynalazek.

A jeszcze interakcje społeczne - bezcenne. Jak jadę na moim różowym (bo taki mam) trójkącie to budzę żywe zainteresowanie, przy składaniu do pociągu czy rozkładaniu ludzie podchodzą, pytają i mówią o opadzie szczęki.

Śmieszna jest geneza tego koloru. Otóż różowy kosztował minus 1200 zł. Wszystkie kolory (jest ich sporo) stały po 3000 zł a różowy poniżej 1800 zł. Długo się nie zastanawiałem. I nawet go polubiłem.

Wpisując to w szerszy kontekst. Dużo się w rowerach dzieje, są co i rusz nowe rozwiązania. Bardzo często rzeczywiście dobre. Jak na przykład napędy 1 x 10 albo droppery, czy jakiś czas temu hamulce tarczowe. Albo współczesne oświetlenie rowerowe, sztyce węglowe, lepsze platformy, wentylowane buty. Śledzę to z wielką radochą i wcale nie tęsknię do Jubilata. 

Nigdy w życiu bym czegoś takiego nie kupił.

POzdro

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

31 minut temu, Spiochu napisał:

Ciekawe rozwiązanie, ale brakuje jeszcze zdjęcia w bagażniku Multipli. 😉

 

Niestety zwykły rower nie jest praktycznym śrdokiem transportu. Poza miastem zbyt wolny i niebezpieczny. W mieście zbyt duży, a jak go gdzieś zostawisz to ukradną.  Najbardziej praktyczny zesaw to auto/pociąg + mała hulajnoga elektryczna. Po co zastępować hulajnogę takim składakiem to za bardzo nie wiem. Jest droższy, brzydszy i trzeba się zmęczyć, co dla wiekszośći będzie wadą.

Bo to jest rower! Jak chcę to zrobię na tym na luzie 40 km, bo siedzę, bo bezpiecznie i szybko się zatrzymam, bo mam bagażnik, bo mimo wszystko podjadę krawężniki, bo jest manewrowa. A wszystko to w rozmiarze i wadze hulajnogi. 

To zdumiewająco dobrze jeździ. Poczytaj sobie opinie użytkowników, są po prostu entuzjastyczne.

A jeszcze taki drobiazg jak przepisy ruchu drogowego, które zupełnie inaczej traktują hulajnogi elektryczne jak rowery.  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, Wujot2 napisał:

Bo to jest rower! Jak chcę to zrobię na tym na luzie 40 km, bo siedzę, bo bezpiecznie i szybko się zatrzymam, bo mam bagażnik, bo mimo wszystko podjadę krawężniki, bo jest manewrowa. A wszystko to w rozmiarze i wadze hulajnogi. 

To zdumiewająco dobrze jeździ. Poczytaj sobie opinie użytkowników, są po prostu entuzjastyczne.

A jeszcze taki drobiazg jak przepisy ruchu drogowego, które zupełnie inaczej traktują hulajnogi elektryczne jak rowery.  

We Wrocku to jeżdżą motocyklami elektrycznymi bez rejestracji i po chodnikach więc przepisy chyba każdy ma w poważaniu,, ale to rzeczywiście jakiś plus.

Opinie mogą być świetne, ale jakby mnie jakaś panna zobaczyła na tym wynalazku to od razu będzie po zawodach. 😉

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...