Skocz do zawartości

Materiały szkoleniowe


Adam ..DUCH

Rekomendowane odpowiedzi

25 minut temu, KubaR napisał:

No i niestety zaczynam zauważać pewne cechy mojej jazdy u nie

dlaczego niestety - jeśli jeździ bezpiecznie i lubi to chyba nie ma powodu do zmartwień.

Niestety u wielu rodziców pokutuje kompleks własnego niespełnienia, chcieli być mistrzami świata albo co najmniej instruktorami, nie wyszło więc ładują kasę w pociechy - szkolenia, trenerów, gumy, wykrzywione kijki i wożą te  dzieciaki już w październiku na lodowce i zawody, zazwyczaj też nie wyjdzie a pociechy po osiągnięciu pełnej samodzielności zupełnie tracą chęć do narciarstwa.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

24 minuty temu, Jan napisał:

dlaczego niestety - jeśli jeździ bezpiecznie i lubi to chyba nie ma powodu do zmartwień.

Co do bezpieczeństwa - jeżeli chodzi o przestrzeganie zasad bezpieczeństwa na stoku to pełna zgoda. Jeżeli zaś chodzi o bezpieczeństwo dziecka to chyba jeździ trochę za ostrożnie (aczkolwiek żona już jej nie dogania). Zresztą mam takie wrażenie, że szczególnie rodzice mają nieco za nisko ustawiony próg bezpieczeństwa w stosunku do dzieciaków. No i potem dzieciaki, szczególnie jak już są nieco starsze jeżdżą z cały czas zaciągniętmy "ręcznym" i nie potrafią "dać narcie jechać". A jeżdżące dzieciaki powinny, za przeproszeniem, zapierdalać aż się kurzy.

Powód do zmartwień jest bo widzę podobne błędy jakie ja mam. Razi mnie to po prostu.

32 minuty temu, Jan napisał:

Niestety u wielu rodziców pokutuje kompleks własnego niespełnienia, chcieli być mistrzami świata albo co najmniej instruktorami, nie wyszło więc ładują kasę w pociechy - szkolenia, trenerów, gumy, wykrzywione kijki i wożą te  dzieciaki już w październiku na lodowce i zawody, zazwyczaj też nie wyjdzie a pociechy po osiągnięciu pełnej samodzielności zupełnie tracą chęć do narciarstwa.

Tutaj też są dwa aspekty. Mam wrażenie, że sam padłem ofiarą tego o czym piszesz, ale w drugą stronę. Tak bardzo nie chciałem, żeby narty moich bab były emanacją moich ambicji, że im chyba za bardzo odpuściłem. Inna sprawa jest taka, że obie nie mają za grosz zacięcią do rywalizacji ergo mocny nacisk sportowy sensu by nie miał. Aczkolwiek młodszą mocno ciągnie poza trasę 😄

Natomiast brak objeżdżenia po tzw. tyczkach niestety wyjdzie później. Aby móc powiedzieć, że się dobrze jeździ na nartach trzeba mieć bazę na którą moim zdaniem składa się:

a) ileś tysięcy km przejechanych w róznych warunkach, od przygotowanej trasy przez muldy(garby), lód, świezy snieg, zmięk po jaja, szreń, odsypy, las, stromizny, z plecakiem, bez plecaka, po nocy, we mgle, po lesie itp. itd.

b) dużo jazdy po tyczkach (z przewagą giganta)

I o ile a) jestem w stanie jakoś jej/im zapewnić to z b) są pewne kłopoty - co prawda próbuję lekko popchnąć młodszą, idę nawet w koncepcje, że sobie razem na jakieś treningi giganta pojeździmy. Więc nie zawsze te zapędy tyczkarskie rodziców można uznać za stracone jeżeli nawet kariery nie będzie. Zawsze coś w nogach zostanie.

Kuba

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

48 minut temu, KubaR napisał:

A jeżdżące dzieciaki powinny, za przeproszeniem, zapierdalać aż się kurzy.

no nie wiem, ostatnio za wnuczkiem moich dobrych znajomych tak się zakurzyło że przeleciał się helikopterem ze stoku prosto do kliniki uniwersyteckiej w Grenoble

  • Sad 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, KubaR napisał:

Natomiast brak objeżdżenia po tzw. tyczkach niestety wyjdzie później. Aby móc powiedzieć, że się dobrze jeździ na nartach trzeba mieć bazę na którą moim zdaniem składa się:

a) ileś tysięcy km przejechanych w róznych warunkach, od przygotowanej trasy przez muldy(garby), lód, świezy snieg, zmięk po jaja, szreń, odsypy, las, stromizny, z plecakiem, bez plecaka, po nocy, we mgle, po lesie itp. itd.

b) dużo jazdy po tyczkach (z przewagą giganta)

Bo ja wiem co do tyczek? Na pewno dobrze robią w szkoleniu, bo skręcasz tam gdzie musisz, a nie tam gdzie chcesz. Ale czy to jest warunek sine qua non do dobrego jeżdżenia? Ja dobrze jeżdżę, a na tyczkach jeździłem mało. Moje dzieci jeźdżą bardzo dobrze a na tyczkach jeździły tylko trochę. Tyle co w klubie, z którym jeździli zresztą bez większych ambicji sportowych. Na pewno bardzo ważne jest, jak piszesz, objeżdżenie. Ale najważniejsze by zacząć wcześnie i dużo jeździć i być dobrze instruowanym. Nabrać prawidłowych odruchów wcześnie, najlepiej do 20 roku życia. Oczywiście nie każdy ma taką możliwość, ale trzeba dzieciom w miarę możliwości starać się ją stworzyć. Ja miałem to szczęście. Nawet opisałem dla wnuków moje narciarskie dzieciństwo, choć czasy były mało sprzyjające do uprawiania narciarstwa. Swoim dzieciom też starałem się stworzyć odpowiednie warunki. I na szczęście one to kontynuują przekazując pałeczkę swoim dzieciom.

Bo trzeba sobie powiedzieć, że w życiu, a mówię to z perspektywy mocno starszego pana, o ile postępujemy odpowiedzialnie i mało egoistycznie, to pomijając nasze młode lata, wiele sobie na nartach nie pojeździmy. Pracujemy, wychowujemy dzieci, krzątamy się w codziennym życiu i na narty wiele czasu nie zostaje. Przynajmniej w środku życia. Więcej czasu i możliwości mamy wtedy, gdy dzieci na dobre wyfruną z domu, ale wtedy często dopadają nas takie czy inne problemy zdrowotne. A potem przychodzi nieuchronnie starość i jest jeszcze trudniej. 🙂 

Edytowane przez a_senior
  • Like 1
  • Thanks 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, a_senior napisał:

Bo ja wiem co do tyczek? Na pewno dobrze robią w szkoleniu, bo skręcasz tam gdzie musisz, a nie tam gdzie chcesz. Ale czy to jest warunek sine qua non do dobrego jeżdżenia? Ja dobrze jeżdżę, a na tyczkach jeździłem mało. Moje dzieci jeźdżą bardzo dobrze a na tyczkach jeździły tylko trochę. Tyle co w klubie, z którym jeździli zresztą bez większych ambicji sportowych. Na pewno bardzo ważne jest, jak piszesz, objeżdżenie. Ale najważniejsze by zacząć wcześnie i dużo jeździć i być dobrze instruowanym. Nabrać prawidłowych odruchów wcześnie, najlepiej do 20 roku życia. Oczywiście nie każdy ma taką możliwość, ale trzeba dzieciom w miarę możliwości starać się ją stworzyć. Ja miałem to szczęście. Nawet opisałem dla wnuków moje narciarskie dzieciństwo, choć czasy były mało sprzyjające do uprawiania narciarstwa. Swoim dzieciom też starałem się stworzyć odpowiednie warunki. I na szczęście one to kontynuują przekazując pałeczkę swoim dzieciom.

Bo trzeba sobie powiedzieć, że w życiu, a mówię to z perspektywy mocno starszego pana, o ile postępujemy odpowiedzialnie i mało egoistycznie, to pomijając nasze młode lata, wiele sobie na nartach nie pojeździmy. Pracujemy, wychowujemy dzieci, krzątamy się w codziennym życiu i na narty wiele czasu nie zostaje. Przynajmniej w środku życia. Więcej czasu i możliwości mamy wtedy, gdy dzieci na dobre wyfruną z domu, ale wtedy często dopadają nas takie czy inne problemy zdrowotne. A potem przychodzi nieuchronnie starość i jest jeszcze trudniej. 🙂 

Każdemu jego tyczki, choć czasem wystarczą drzewa...

IMG_5071.jpeg.b6f6ee6a34fff7db30ab121ef5
 

IMG_5067.jpeg.c7619d99f5d8cc517abfc9ed2b

Edytowane przez star
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, KubaR napisał:

Co do bezpieczeństwa - jeżeli chodzi o przestrzeganie zasad bezpieczeństwa na stoku to pełna zgoda. Jeżeli zaś chodzi o bezpieczeństwo dziecka to chyba jeździ trochę za ostrożnie (aczkolwiek żona już jej nie dogania). Zresztą mam takie wrażenie, że szczególnie rodzice mają nieco za nisko ustawiony próg bezpieczeństwa w stosunku do dzieciaków. No i potem dzieciaki, szczególnie jak już są nieco starsze jeżdżą z cały czas zaciągniętmy "ręcznym" i nie potrafią "dać narcie jechać". A jeżdżące dzieciaki powinny, za przeproszeniem, zapierdalać aż się kurzy.

Powód do zmartwień jest bo widzę podobne błędy jakie ja mam. Razi mnie to po prostu.

Tutaj też są dwa aspekty. Mam wrażenie, że sam padłem ofiarą tego o czym piszesz, ale w drugą stronę. Tak bardzo nie chciałem, żeby narty moich bab były emanacją moich ambicji, że im chyba za bardzo odpuściłem. Inna sprawa jest taka, że obie nie mają za grosz zacięcią do rywalizacji ergo mocny nacisk sportowy sensu by nie miał. Aczkolwiek młodszą mocno ciągnie poza trasę 😄

Natomiast brak objeżdżenia po tzw. tyczkach niestety wyjdzie później. Aby móc powiedzieć, że się dobrze jeździ na nartach trzeba mieć bazę na którą moim zdaniem składa się:

a) ileś tysięcy km przejechanych w róznych warunkach, od przygotowanej trasy przez muldy(garby), lód, świezy snieg, zmięk po jaja, szreń, odsypy, las, stromizny, z plecakiem, bez plecaka, po nocy, we mgle, po lesie itp. itd.

b) dużo jazdy po tyczkach (z przewagą giganta)

I o ile a) jestem w stanie jakoś jej/im zapewnić to z b) są pewne kłopoty - co prawda próbuję lekko popchnąć młodszą, idę nawet w koncepcje, że sobie razem na jakieś treningi giganta pojeździmy. Więc nie zawsze te zapędy tyczkarskie rodziców można uznać za stracone jeżeli nawet kariery nie będzie. Zawsze coś w nogach zostanie.

Kuba

Cześć

Rodzice... pewnie tak. choć akurat u Ciebie bym tego nie podejrzewał  bo wszystko polega na świadomości tego co dziecko umie a więc co może.

Z tym odpuszczeniem to za bardzo nie wiem co masz na myśli. Jesteś bardzo dobrym wzorcem i to wystarczy. Nawet nie jeżdżąc sportowo dzieci mogą nauczyć się jeździć porządnie choć - i tu w pełni się zgadzam - jak ktoś trenował to to widać od razu. Swoboda i pewność, charakterystyka skrętu, zwłaszcza krótkiego - amator bez historii sportowej nie ma szans.

My możemy tylko pokazać na początku i być tym wzorcem, zaszczepić zasady narciarskie i technikę ale dalej to już kształtować będą sami własny styl.

Pozdro

  • Like 1
  • Thanks 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 godzin temu, Jan napisał:

dlaczego niestety - jeśli jeździ bezpiecznie i lubi to chyba nie ma powodu do zmartwień.

Niestety u wielu rodziców pokutuje kompleks własnego niespełnienia, chcieli być mistrzami świata albo co najmniej instruktorami, nie wyszło więc ładują kasę w pociechy - szkolenia, trenerów, gumy, wykrzywione kijki i wożą te  dzieciaki już w październiku na lodowce i zawody, zazwyczaj też nie wyjdzie a pociechy po osiągnięciu pełnej samodzielności zupełnie tracą chęć do narciarstwa.

Zapewne tacy są, ale bez przesady. Mam przykładowo świadomość wielu błędów w pływaniu czy jeździe na nartach i wiem, że są ludzie, którzy tak nauczą dzieci, że tych błędów nie będzie i tak w istocie jest. Nie ma to nic wspólnego z jakimś kompleksem. Ba, dobra technika to też większe bezpieczeństwo, a przy okazji pomaga w wielu innych działkach, przykładowo świetnie pływając mają dużo łatwiej w nurkowaniu i to po prostu widać. Przy takim myśleniu to można popaść w skrajność, jakiś gość na forum pisze, że kompleks niespełnienia, więc olać szkolenia, niech się dzieje co chce. A tak łatwo znaleźć dobry środek. Mało kto chce mieć dzieci zawodników. 

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Innym tematem jest forsowanie swoich oczekiwań nie tylko pomimo braku zainteresowania (to akurat można dosc łatwo zmienić) ale i przy braku predyspozycji.... znam np. sytuację gdzie  młody nigdy nie będzie dobrym pływakiem, lecz dzięki indokrynacji ojca pływa kilka godzin dziennie, rzygając już basenem. Zapewne znienawidzi ten sport na resztę życia...

Bywa też odwrotnie.... wnuczka kolegi zgodziła się pojechać z nim na narty tylko pod warunkiem że będzie tam też lodowisko - trenuje łyżwiarstwo figurowe z niezłymi wynikami i nie wyobraża sobie dnia bez łyżew.... 

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 27.02.2024 o 21:13, Jan napisał:

a ile mają lat jeśli to nie tajemnica ?

Młodsza 10, starsza 12.5.

W dniu 27.02.2024 o 21:40, a_senior napisał:

Bo ja wiem co do tyczek? Na pewno dobrze robią w szkoleniu, bo skręcasz tam gdzie musisz, a nie tam gdzie chcesz. Ale czy to jest warunek sine qua non do dobrego jeżdżenia? Ja dobrze jeżdżę, a na tyczkach jeździłem mało.

Wiesz trudno mi jest się do tego odnieść, bo nie mam pojęcia jak jeździsz (a szkoda bo wielokrotnie miałem chrapkę na jakieś spotkanie, jeszcze za czasów ŚP Polczakówki np.), a chyba nawet ważniejsze jest jak definiujesz "dobre jeżdżenie". Dla mnie to nie tylko poprawność techniczna ale przede wszystkim w jeździe musi być widoczne "to coś" jakiś "pazur". Trudno mi to zdefiniować, kiedyś w jakiejś dyskusji tutaj (która chyba zaginęła w ramach awarii) pisałem, że "u nas we wiosce" mówiło się, że ten ktoś "stoi na narcie".

Może to trochę jest to o czym pisze Mitek:

W dniu 28.02.2024 o 07:53, Mitek napisał:

Nawet nie jeżdżąc sportowo dzieci mogą nauczyć się jeździć porządnie choć - i tu w pełni się zgadzam - jak ktoś trenował to to widać od razu. Swoboda i pewność, charakterystyka skrętu, zwłaszcza krótkiego - amator bez historii sportowej nie ma szans.

To po prostu widać - choć wg mnie lepiej to widać w średnim i długim skręcie.  

W dniu 27.02.2024 o 21:40, a_senior napisał:

Ale najważniejsze by zacząć wcześnie i dużo jeździć i być dobrze instruowanym. Nabrać prawidłowych odruchów wcześnie, najlepiej do 20 roku życia.

Pytanie o to instruowanie, a raczej o stosunek instruowania do jeżdżenia. Taka ciekawostka - zawsze uważałem, że dzieci powinny być nauczone podstaw ale w momencie kiedy już jeżdżą to ilość instruktażu powinna zmaleć na rzecz kilometrów w zróżnicowanym terenie, nauczeniu się czucia nart, a potem tyczek by nauczyć się jak wyciągać z narty prędkość. Jak już narty przyrosną do łapek to wtedy instruktaż z korekcją potencjalnych błędów. Taki solidny trening z instruktażem to już w latach średnio-nastoletnich. Zresztą zwolennikiem objeżdżenia byłem tez u dorosłych - kiedyś miałem tu dyskusję z gościem który bardzo dużo ćwiczył na stoku i ja ośmieliłem się mu doradzić by przestał tak kurczowo trzymać się tych ćwiczeń i nie rezygnując z nich zaczął w przewadze jeździć w zróżnicowanych warunkach. Zarówno ten klient jak i kilkoro innych raczej się nie zgodzili...
Dlaczego ciekawostka? Ano jakiś czas temu kupiłem sobie książkę "No hill to fast" - taka biografia braci Mahre z elementami porad technicznych. Wiem, że to dość dawne czasy ale uderzyły mnie ich wynurzenia o trenowaniu dzieci: "First, a youngster has to learn ski fast. Then he must aquire a technique to bring the speed under control. Finally, good coaching will refine that technique, and make the kid use it to go still faster. The wrong way is to teach a kid a totally refined technique before he has developed his own potential to go fast. Overcoaching is a tragic mistake.". Mnie to bardzo uderzyło, zwłaszcza jak przyglądam się dzieciom różnych znajomych. Zresztą sam miałem w zeszłym roku moment, że zauważyłem, iż wprowadzenie u młodszej dużej liczby ćwiczeń i mocniejszego instruktażu (przez instruktora a nie mnie ofkorz) spowodowało, że zaczęła jeździć bardziej "uważnie" zwracać w swojej jeździe na więcej rzeczy uwagę, ale przestała jeździć swobodnie, eksperymentować z tym jak narty jadą, jak je przyspieszyć itp. 

W dniu 28.02.2024 o 07:53, Mitek napisał:

Z tym odpuszczeniem to za bardzo nie wiem co masz na myśli.

Po prostu potwory jeżdżą mniej i nie z taką intensywnością jakby mogły i powinny. Nie naciskam, odpuszczam. Być może to błąd bo nie będą tak jeździć jakby mogły, ale może nie znienawidzą nart przez nawiedzonego ojca (choć i tak młodsza mówi o mnie, że jestem kosmitą).

W dniu 28.02.2024 o 07:53, Mitek napisał:

Jesteś bardzo dobrym wzorcem i to wystarczy.

Może w kontekście podejścia do nart, na pewno nie w technicznym. Liczba błędów które miałem zawsze, do tego ostatnie prawie 20 lat wyłącznie na nartach skiturowych i w kapciach (sprzęt zajzdowy kupiłem z powrotem w 2020) powoduje, że to co się nauczą przez naśladownictwo (a niestety dzieci się tak uczą najszybciej i najskuteczniej) nie będzie zbyt dobre...

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 29.02.2024 o 20:55, KubaR napisał:

Wiesz trudno mi jest się do tego odnieść, bo nie mam pojęcia jak jeździsz (a szkoda bo wielokrotnie miałem chrapkę na jakieś spotkanie, jeszcze za czasów ŚP Polczakówki np.), a chyba nawet ważniejsze jest jak definiujesz "dobre jeżdżenie".

Faktycznie nie jest oczywiste to "dobre jeżdżenie". Wieloznaczne i nieprecyzyjne. Dla mnie to skuteczna, bezpieczna i ładna w sensie estetycznym jazda w różnych terenach i warunkach śniegowych. Ponieważ jestem typowym narciarzem trasowym, choć w młodości próbowałem różności, dotyczy to jazdy po typowych trasach. Szczegóły techniczne jazdy są mniej ważne. Kanony i szkoły a zwłaszcza mody się zmieniają. Szkoda, że nie wyszło nam spotkanie. Cóż, życie. I pewnie będzie z tym coraz trudniej. Wstawiam na końcu dwa filmiki. Jeden, krótki z moją jazdą. Przeważnie to ja filmuję innych, więc tylko tyle mam o mnie. Drugi - jazda dzieci w Galtur (Ischgl) z 2014 r. Już to było, powtarzam się. Nie trzeba ogladać. 🙂

 

W dniu 29.02.2024 o 20:55, KubaR napisał:

Pytanie o to instruowanie, a raczej o stosunek instruowania do jeżdżenia. Taka ciekawostka - zawsze uważałem, że dzieci powinny być nauczone podstaw ale w momencie kiedy już jeżdżą to ilość instruktażu powinna zmaleć na rzecz kilometrów w zróżnicowanym terenie, nauczeniu się czucia nart, a potem tyczek by nauczyć się jak wyciągać z narty prędkość. Jak już narty przyrosną do łapek to wtedy instruktaż z korekcją potencjalnych błędów.

Mądrze piszesz. I ten angielski tekst również prawdziwy. Też tak to widzę i czuję. I myślę, że tak właśnie postępowałem wobec moich dzieci. Nie za dużo instruktażu. Zresztą jak widac na filmiku, każde z nich opanowało swoją własną ulubioną technikę jazdy. Nawet nie jestem w stanie powidzieć, która jest lepsza.

Ja :  https://youtu.be/ng98Neic5as

Dzieci:  https://youtu.be/lsI4qDQuwS0?si=hZCpZbd_X9GFLw3g

 

 

Edytowane przez a_senior
  • Like 4
  • Thanks 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Jan napisał:

pięknie śmigasz na tych ołówkach

Te ołówki to były współczesne slalomki. Obie po 170 cm. Pierwsze, z 2005 r, to Atomic SL9. Moja druga jazda na nich, dopiero się ich uczyłem. A te drugie to Volkl Racetiger SL, które ma do dziś. Obie są b. dobre.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 minut temu, Peter napisał:

Każde dziecko, które dużo jeździ z ojcem, będzie prędzej czy później jeździć mniej więcej tak jak ojciec😀

Coś w tym jest. Córka poszła w moje ślady, choć robi to lepiej i dużo ładniej. A syn trochę inaczej. Woli średnie i długie skręty. Ale nie zawsze jest tak. Mój ojciec nie wyszedł poza skręt z oporu (pługu). Mnie się to tak nie podobało, że szybko próbowałem jeździć inaczej, tzn. techniką równoległą.

  • Thanks 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, KubaR napisał:

Młodsza 10, starsza 12.5.

Wiesz trudno mi jest się do tego odnieść, bo nie mam pojęcia jak jeździsz (a szkoda bo wielokrotnie miałem chrapkę na jakieś spotkanie, jeszcze za czasów ŚP Polczakówki np.), a chyba nawet ważniejsze jest jak definiujesz "dobre jeżdżenie". Dla mnie to nie tylko poprawność techniczna ale przede wszystkim w jeździe musi być widoczne "to coś" jakiś "pazur". Trudno mi to zdefiniować, kiedyś w jakiejś dyskusji tutaj (która chyba zaginęła w ramach awarii) pisałem, że "u nas we wiosce" mówiło się, że ten ktoś "stoi na narcie".

Może to trochę jest to o czym pisze Mitek:

To po prostu widać - choć wg mnie lepiej to widać w średnim i długim skręcie.  

Pytanie o to instruowanie, a raczej o stosunek instruowania do jeżdżenia. Taka ciekawostka - zawsze uważałem, że dzieci powinny być nauczone podstaw ale w momencie kiedy już jeżdżą to ilość instruktażu powinna zmaleć na rzecz kilometrów w zróżnicowanym terenie, nauczeniu się czucia nart, a potem tyczek by nauczyć się jak wyciągać z narty prędkość. Jak już narty przyrosną do łapek to wtedy instruktaż z korekcją potencjalnych błędów. Taki solidny trening z instruktażem to już w latach średnio-nastoletnich. Zresztą zwolennikiem objeżdżenia byłem tez u dorosłych - kiedyś miałem tu dyskusję z gościem który bardzo dużo ćwiczył na stoku i ja ośmieliłem się mu doradzić by przestał tak kurczowo trzymać się tych ćwiczeń i nie rezygnując z nich zaczął w przewadze jeździć w zróżnicowanych warunkach. Zarówno ten klient jak i kilkoro innych raczej się nie zgodzili...
Dlaczego ciekawostka? Ano jakiś czas temu kupiłem sobie książkę "No hill to fast" - taka biografia braci Mahre z elementami porad technicznych. Wiem, że to dość dawne czasy ale uderzyły mnie ich wynurzenia o trenowaniu dzieci: "First, a youngster has to learn ski fast. Then he must aquire a technique to bring the speed under control. Finally, good coaching will refine that technique, and make the kid use it to go still faster. The wrong way is to teach a kid a totally refined technique before he has developed his own potential to go fast. Overcoaching is a tragic mistake.". Mnie to bardzo uderzyło, zwłaszcza jak przyglądam się dzieciom różnych znajomych. Zresztą sam miałem w zeszłym roku moment, że zauważyłem, iż wprowadzenie u młodszej dużej liczby ćwiczeń i mocniejszego instruktażu (przez instruktora a nie mnie ofkorz) spowodowało, że zaczęła jeździć bardziej "uważnie" zwracać w swojej jeździe na więcej rzeczy uwagę, ale przestała jeździć swobodnie, eksperymentować z tym jak narty jadą, jak je przyspieszyć itp. 

Po prostu potwory jeżdżą mniej i nie z taką intensywnością jakby mogły i powinny. Nie naciskam, odpuszczam. Być może to błąd bo nie będą tak jeździć jakby mogły, ale może nie znienawidzą nart przez nawiedzonego ojca (choć i tak młodsza mówi o mnie, że jestem kosmitą).

Może w kontekście podejścia do nart, na pewno nie w technicznym. Liczba błędów które miałem zawsze, do tego ostatnie prawie 20 lat wyłącznie na nartach skiturowych i w kapciach (sprzęt zajzdowy kupiłem z powrotem w 2020) powoduje, że to co się nauczą przez naśladownictwo (a niestety dzieci się tak uczą najszybciej i najskuteczniej) nie będzie zbyt dobre...

Cze

Moje dzieci trenowały w klubach, ale czysto rekreacyjnie. Syn nadal. Największym problemem to ciśnienie rodziców na wynik, a nie ambicje dzieci... Kluby, a raczej takie formy narciarstwa, maja tą zaletę, że dzieci w nich nawiązują przyjaźnie i to jest wystarczającym motywatorem do jazdy na nartach. To chyba najtrudniejsze w narciarstwie. Zmusić dziecko w sobotę, czy niedzielę do porannej pobudki. Ponadto uczy to samodzielności. Wymiar czasowy spędzony na stoku pod okiem szkoleniowców jest praktycznie niemożliwy do zrealizowania przez amatora. W tym sezonie zapłaciłem 3500 za 16 dni wyjazdowych weekendowych czyli 112h szkolenia (7h/dzień), w cenie przejazd zakwaterowanie i wyżywienie HB. Jak to policzysz to wychodzi 32pln/h - śmieszne pieniądze, a samo szkolenie to chyba sporo mniej odliczając nocleg i wyżywienie . Karnety tylko kupujemy sami. To dodatkowy koszt.

Andrzej dobrze określił najlepszy czas do nauki, ja uważam, że tak max do 12-go roku. Im później - tym gorzej. Nawet nie chodzi o ograniczanie pojmowania, ale o prozaiczny brak czasu, fochy etc. Nastolatek juz ma swoje zdanie, tworzą się problemy. Trzeba dużo jeździć i jak pisałeś - wszędzie. Jazda sportowa daje dużo, ale to także jazda w każdych warunkach, bo sporo zadaniówek. Jeżdżą w każdych warunkach, bo trening - to trening i nie ma wydziwiania. W ten weekend pobudka o 5.30 i wyjazd na Kasprowy, w niedziele Jaworzyna i trasa 2A. Salmiaka mają wywrotkę 🙂. Wszelkie bariery związane ze sprzętem znikają. Jazda w narcie + 15cm do wzrostu nie stanowi problemu, a już o szerokości nie wspominam. Jedyna słuszna to 66 pod butem. Innych nart nie posiada. Jakoś se radzi i nie narzeka. Teraz w Austrii w 1 dzień odpuścił po 4-ech godzinach jazdy, bo strasznie lało. Ale to był jego 11 dzień z rzędu na nartach. Natomiast na następny dzień zszedł ostatni z wyciągu. Jak o 9.00 pojechał z kolegą, tak 16.30 spotkałem go na dole. Podobno coś jadł, ale nie mam pewności. Śniegu spadło metr, im to wcale nie przeszkadzało.

pozdrawiam

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@a_senior
Fajnie rodzinnie jeździcie. Tak na pierwszy rzut oka to syn ma dużo z Twojej sylwetki 😄
A myślę, że jeżeli gdzieś jeszcze czasami jeździsz to jest szansa na spotkanie. Jak będzie śnieg trzeba będzie to jakoś ogarnąć.

1 godzinę temu, Marcos73 napisał:

Kluby, a raczej takie formy narciarstwa, maja tą zaletę, że dzieci w nich nawiązują przyjaźnie i to jest wystarczającym motywatorem do jazdy na nartach. To chyba najtrudniejsze w narciarstwie. Zmusić dziecko w sobotę, czy niedzielę do porannej pobudki. Ponadto uczy to samodzielności.

Tak to jest zaleta. Sam widze, że jak się w pare osób wybierzemy na narty to dzieciaki jadą bandą i znikają gdzieś poza chorym zontem. Ma to zaletę, że się nawzajem nakręcają i motywują. 

 

1 godzinę temu, Marcos73 napisał:

Wymiar czasowy spędzony na stoku pod okiem szkoleniowców jest praktycznie niemożliwy do zrealizowania przez amatora. W tym sezonie zapłaciłem 3500 za 16 dni wyjazdowych weekendowych czyli 112h szkolenia (7h/dzień), w cenie przejazd zakwaterowanie i wyżywienie HB. Jak to policzysz to wychodzi 32pln/h - śmieszne pieniądze, a samo szkolenie to chyba sporo mniej odliczając nocleg i wyżywienie . Karnety tylko kupujemy sami. To dodatkowy koszt.

Wiesz, przed pandemią to lokalna ekipa prowadziła taki pseudo klubik. Więc dwa razy w tygodniu po południu zabierali mi dzieci (jak mieszkałem w Rabce to baby czekały pod domem) jak się przeprowadziłem na Mały Luboń to musiałem je zawieźć na Zabornię i jeździły dwie godziny. Niestety pod koniec cos się ze starszą zaczęło psuć i zaczęło ją odrzucać (niestety jest apergerem i to faktycznym, zresztą chyba ma to po mnie) - teraz za żadne skarby nie pojedzie na zorganizwoane narty. Młodszą udało się jeszcze w zeszłym roku wsadzić na tydzień szkolenia (przez drugi tydzeiń ferii jeździła codziennie na 2 godzinne sesje) w tym roku kategorycznie odmówiła. Była nawet dyskusja w domu, czy chce żeby ją do jakiegoś klubu zapisać - pewnie wchodziłoby w grę coś z Krakowa lub Zakopanego - ale bardzo prosiła żeby nie, że woli jeździć z Tatą. Co mnie dziwi bo w porównaniu z instruktorami to ja bywam faszystą... Zresztą, tak jak pisałem, w ogóle jej nie ciągnie do rywalizacji, natomiast ciągnie ją poza trasę i na hopki. Jak w zeszłym tygodniu byliśmy w Sulden am Ortler to taki fragment z usypanymi garbami był obowiązkowym punktem co kilka zjazdów. Zresztą jak jej raz lądowanie nie wyszło, zacięło narty to Mańkę znaleźliśmy 5 metrów dalej niż owe narty... Ale od razu po małej przerwie chciała tam pojechać i odczarować kicanie.... No ale to dygresja - wracając do wyjazdów to nam trochę zaburzyło jeżdżenie likwidacja dwóch wyciągów w okolicy (Maciejowa, Polczakówka) - na oba było bardzo blisko i generalnie zarówno w wersji ze szkoleniem jak i własnej można było bywać parę razy w tygodniu, o weekendach nie wpominając. Teraz jeździmy nieco dalej i ogranicza to do weekendów i niektórych śród po południu. Fakt brakuje w tym szkoleniowca mykają za mną i to jest to co mnie chyba najbardziej martwi.  

W kazdym razie trochę Ci zazdroszczę, że syn chciał i chce pomykać w klubie.

 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

31 minut temu, KubaR napisał:

Wiesz, przed pandemią to lokalna ekipa prowadziła taki pseudo klubik. Więc dwa razy w tygodniu po południu zabierali mi dzieci (jak mieszkałem w Rabce to baby czekały pod domem) jak się przeprowadziłem na Mały Luboń to musiałem je zawieźć na Zabornię i jeździły dwie godziny. Niestety pod koniec cos się ze starszą zaczęło psuć i zaczęło ją odrzucać (niestety jest apergerem i to faktycznym, zresztą chyba ma to po mnie) - teraz za żadne skarby nie pojedzie na zorganizwoane narty. Młodszą udało się jeszcze w zeszłym roku wsadzić na tydzień szkolenia (przez drugi tydzeiń ferii jeździła codziennie na 2 godzinne sesje) w tym roku kategorycznie odmówiła. Była nawet dyskusja w domu, czy chce żeby ją do jakiegoś klubu zapisać - pewnie wchodziłoby w grę coś z Krakowa lub Zakopanego - ale bardzo prosiła żeby nie, że woli jeździć z Tatą. Co mnie dziwi bo w porównaniu z instruktorami to ja bywam faszystą... Zresztą, tak jak pisałem, w ogóle jej nie ciągnie do rywalizacji, natomiast ciągnie ją poza trasę i na hopki. Jak w zeszłym tygodniu byliśmy w Sulden am Ortler to taki fragment z usypanymi garbami był obowiązkowym punktem co kilka zjazdów. Zresztą jak jej raz lądowanie nie wyszło, zacięło narty to Mańkę znaleźliśmy 5 metrów dalej niż owe narty... Ale od razu po małej przerwie chciała tam pojechać i odczarować kicanie.... No ale to dygresja - wracając do wyjazdów to nam trochę zaburzyło jeżdżenie likwidacja dwóch wyciągów w okolicy (Maciejowa, Polczakówka) - na oba było bardzo blisko i generalnie zarówno w wersji ze szkoleniem jak i własnej można było bywać parę razy w tygodniu, o weekendach nie wpominając. Teraz jeździmy nieco dalej i ogranicza to do weekendów i niektórych śród po południu. Fakt brakuje w tym szkoleniowca mykają za mną i to jest to co mnie chyba najbardziej martwi.  

W kazdym razie trochę Ci zazdroszczę, że syn chciał i chce pomykać w klubie.

Cze

 

W pandemii to chyba najwięcej jeździli, a w szczególności jak wymyślili jedne ferie dla wszystkich. W tych wymyślonych był 2 tyg w Jurgowie, a w tych których nie było, a miały być - 2 tyg w Krynicy na Jaworzynie. Była zarezerwowana i zapłacona. Oprócz tego wszystkie weekendy i chyba wszystkie środy.

Ty masz niezłą lokalizację i w miarę blisko gdziekolwiek. To niewątpliwy plus. Tu jazdy może być dużo, a jak jesteś dobrym wzorcem, to dzieci się nauczą. Mnie wyniki syna nigdy nie interesowały, bo był sporo mniejszy od rówieśników. Cały czas mu tłukłem do głowy, że to tylko zabawa. Jeździł na zawody, ale ciągnął ogony. Na szczęście nic sobie z tego nie robił. Traktował to jako zabawę i fajnie spędzony czas z kolegami/koleżankami. Zaczął bardzo późno, bo w wieku 8-miu lat. W narciarskiej rodzinie. Nie dało się go zmusić do jeżdżenia. Mógł tylko założyć buty, nart już nie. Przyszedł okres, że zaczął chcieć. W sumie to tylko 1 sezon jeździł ze mną. Potem klub. Nauka nie poszła w las. Te dni, godziny szkoleń spędzone na stoku widać. Jazda jest inna niż amatorska. Widać ten sportowy sznyt. Zaczynam mu zazdrościć.

Tak to wygląda dzisiaj

pozdro

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Marcos73

Filmik się mnie podoba 😄

Godzinę temu, Marcos73 napisał:

Zaczął bardzo późno, bo w wieku 8-miu lat. W narciarskiej rodzinie. Nie dało się go zmusić do jeżdżenia. Mógł tylko założyć buty, nart już nie. Przyszedł okres, że zaczął chcieć. W sumie to tylko 1 sezon jeździł ze mną. Potem klub.

A wiesz, że widziałem gdzieś badania, że ogólnie rzecz biorąc nie ma dużej różnicy pomiędzy tymi co zaczynali bardzo wcześnie a tymi co w wieku 8-10 lat. Chodziło ofkorz o zawodników.

Ja mam niestety nieco inne doświadczenie. Starsza córka zaczęła jak miała 3.5 roku. Była indoktrynowana od początku, w nosidełku zwiedziła na nartach wiele miejsc, a wcześniej nawet zamontowałem fotelik samochodowy do pulek transportowych (i tak znalazła się w wieku 7 miesięcy w schronisku Pod Łabskim Szczytem - miałem jakieś wykłady dla KW Wrocław). Dało to ciekawy efekt, bo na początku jazdy normalnej nie mogła zatrybić o co biega w jeździe na wyciągu - przecież narty służą do tego żeby iść do schroniska, albo z tatą na zrobienie profilu pokrywy, ewentualnie całą rodziną na zjedzenie zupki gdzieś w lesie. A nie jak chomik w te i nazad... W każdym razie jak już zaczęła jeździć (tylko instruktor) to w lutym pierwszego sezonu zjechała sama z Hali Krupowej przez las do psiej doliny. Było śmiesznie bo obie dziewczyny wzięliśmy w nosidełkach ale coś nas tknęło, że skoro my idziemy na nartach to może wziąć Janki nartki. Myśleliśmy, że się poślizga koło schroniska. Z niewiadomych dla mnie przyczyn nie wzięliśmy jej kijków.  Ale jak zobaczyła, że my jedziemy w dół na nartach to odmówiła nosidełka i oświadczyła, że ona też musi. Akurat były idealne warunki - twardo i na tym tak z 15 cm świeżego, więc jak to jej miejscami gdzie było stromiej pługiem rozgarnąłem to sobie ona w tym świetnie kręciła (tyz pługiem). Jak zjechała do Psiej Doliny to również odmówiła zapakowania w nosidełko albo wzięcia na hol, a że nie miała swoich kijków to zabrała mamie jeden z jej, który nawet złozony był większy od niej, i posługując się nim jak gondolier albo Mathias Zdarsky dopchała się te 2 km do parkingu. Ja byłem w ekstazie. Potem jeździła całkiem ok, szybko, z kontrolą, lubiła to. Część moich kolegów była nią wręcz zachwycona. Niestety w zeszłym sezonie oznajmiła, że ona nie lubi nart, jeździ tylko dlatego, że reszta rodziny jeździ itp. Zmieniła jej się tez technika, zaczęła jeździć na tzw. kangura - być moze to wynika z poczatku dojrzewania i zmiany roporcji. Co ciekawe jak pojedzie gdzieś gazem za mną i to i udaje jej się wyciąć skręt ładnie i banan się na twarzy pojawia, ale jak widzi, że ja to widzę to od razu jest "ja tego i tak nie lubię". Więc niestety z naprawdę dobrze zapowiadającej się narciarki na razie nic nie wyszło. I główkuję czy to dojrzewania, czy jakiś bunt, czy coś wlazło w głowę czy asperger. Nie naciskam, np. w tym roku spędziłem kilka razy dłuższy czas, siedząc z nią w knajpie na stoku gdy żona z młodszą śmigały. Ponieważ mam jakieś narciarską/górsko/śniegową obsesję to trochę mi szkoda....
Tak więc sam doświadczyłem, że wczesny super start nie koniecznie procentuje w przyszłości.

    

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, KubaR napisał:

@Marcos73

Filmik się mnie podoba 😄

A wiesz, że widziałem gdzieś badania, że ogólnie rzecz biorąc nie ma dużej różnicy pomiędzy tymi co zaczynali bardzo wcześnie a tymi co w wieku 8-10 lat. Chodziło ofkorz o zawodników.

Ja mam niestety nieco inne doświadczenie. Starsza córka zaczęła jak miała 3.5 roku. Była indoktrynowana od początku, w nosidełku zwiedziła na nartach wiele miejsc, a wcześniej nawet zamontowałem fotelik samochodowy do pulek transportowych (i tak znalazła się w wieku 7 miesięcy w schronisku Pod Łabskim Szczytem - miałem jakieś wykłady dla KW Wrocław). Dało to ciekawy efekt, bo na początku jazdy normalnej nie mogła zatrybić o co biega w jeździe na wyciągu - przecież narty służą do tego żeby iść do schroniska, albo z tatą na zrobienie profilu pokrywy, ewentualnie całą rodziną na zjedzenie zupki gdzieś w lesie. A nie jak chomik w te i nazad... W każdym razie jak już zaczęła jeździć (tylko instruktor) to w lutym pierwszego sezonu zjechała sama z Hali Krupowej przez las do psiej doliny. Było śmiesznie bo obie dziewczyny wzięliśmy w nosidełkach ale coś nas tknęło, że skoro my idziemy na nartach to może wziąć Janki nartki. Myśleliśmy, że się poślizga koło schroniska. Z niewiadomych dla mnie przyczyn nie wzięliśmy jej kijków.  Ale jak zobaczyła, że my jedziemy w dół na nartach to odmówiła nosidełka i oświadczyła, że ona też musi. Akurat były idealne warunki - twardo i na tym tak z 15 cm świeżego, więc jak to jej miejscami gdzie było stromiej pługiem rozgarnąłem to sobie ona w tym świetnie kręciła (tyz pługiem). Jak zjechała do Psiej Doliny to również odmówiła zapakowania w nosidełko albo wzięcia na hol, a że nie miała swoich kijków to zabrała mamie jeden z jej, który nawet złozony był większy od niej, i posługując się nim jak gondolier albo Mathias Zdarsky dopchała się te 2 km do parkingu. Ja byłem w ekstazie. Potem jeździła całkiem ok, szybko, z kontrolą, lubiła to. Część moich kolegów była nią wręcz zachwycona. Niestety w zeszłym sezonie oznajmiła, że ona nie lubi nart, jeździ tylko dlatego, że reszta rodziny jeździ itp. Zmieniła jej się tez technika, zaczęła jeździć na tzw. kangura - być moze to wynika z poczatku dojrzewania i zmiany roporcji. Co ciekawe jak pojedzie gdzieś gazem za mną i to i udaje jej się wyciąć skręt ładnie i banan się na twarzy pojawia, ale jak widzi, że ja to widzę to od razu jest "ja tego i tak nie lubię". Więc niestety z naprawdę dobrze zapowiadającej się narciarki na razie nic nie wyszło. I główkuję czy to dojrzewania, czy jakiś bunt, czy coś wlazło w głowę czy asperger. Nie naciskam, np. w tym roku spędziłem kilka razy dłuższy czas, siedząc z nią w knajpie na stoku gdy żona z młodszą śmigały. Ponieważ mam jakieś narciarską/górsko/śniegową obsesję to trochę mi szkoda....
Tak więc sam doświadczyłem, że wczesny super start nie koniecznie procentuje w przyszłości.

    

Może jednak opór względem autorytetu, sam mówisz o swoim aspergerze, czy porównaniu do instruktorów więc może jednak troszeczkę wymuszasz, sam wiem, bo podobnie mam;-) choć u mnie w domu tylko sekcja pływacka za dzieciaka, potem WOPR... i nic, basta. Narty i wspinaczka tylko na chwilę. Z cudzych historii, 

 

Czytam ciagle do poduszki, wyrywkowo. A tu Hanka, córka Józka, matka Maryny, w wieku dziewięciu lat z Miedzianego z ojcem zjechała, potem Kozi itd. Ta co po nocy z Ornaku w góry pocina. Nie dziwi kariera Maryny, pewno ona tez szybko z różnych mniejszych i większych górek pomykala. Ot dziecko gór.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 minut temu, star napisał:

Może jednak opór względem autorytetu, sam mówisz o swoim aspergerze, czy porównaniu do instruktorów więc może jednak troszeczkę wymuszasz, sam wiem, bo podobnie mam;-)

Chyba nie, tak jak piszę mam do siebie większe pretensje o to, że za bardzo odpuszczam... Za dużo widziałem dzieciaków które były tak mocno pchane przez rodziców, że w momencie jak tylko miały coś do powiedzenia to odstawiały narty na lata.... 

A jak przywołujesz swój temat tarzańsko historyczny to wspomniana wyżej Janka (co się dobrze zapowiadała - nie uważasz, że jakby napisać opowiadanie "O Jance co się dobrze zapowiadała" to tytuł byłby taki w stylu "Na skalnym podhalu"?) ma imię po siostrze swojej prababki (jak to nazwać? Praciotka?) która grała główną rolę w filmie przywołanym przez Ciebie w wątku Pięcistawy: 

zresztą będąc zawodniczką narciarską....

Może się geny jeszcze odezwą....

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, KubaR napisał:

@a_senior
A myślę, że jeżeli gdzieś jeszcze czasami jeździsz to jest szansa na spotkanie. Jak będzie śnieg trzeba będzie to jakoś ogarnąć.

Na razie przerwa. Muszę sie doleczyć. I mam nadzieję, że jest to możliwe.

Czy dobrze rozumiem, że jesteś w schronisku na Luboniu? Prowadzisz go?

Nie doradzę co do córek, zwłaszcza starszej. Widać, że powoli wchodzi w bunt nastolatki. Mnie z moją większe kłopoty ominęły, choć małych nie brakowało. Np. na jednej z wywiadówek dowiedziałem się, że 16-letnia córka ma zachowanie niedosteczne. 🙂 Jako jedyna w klasie. A w sumie nic takiego złego nie zrobiła. Ale na nartach chciała zawsze jeździć i nie wydziwiała. Myslę, że najlepszą reakcją jest robić swoje, czyli to co uważasz za słuszne i oczywiście niczego na siłę nie forsując. Kiedyś bunty przeminą, rozum wróci 🙂 i córka odnajdzie to, czego ją uczyłeś i jej przekazywałeś. Być może w nieco zmienionej postaci.

Szkoda Polczakówki. Sporo miłych wspomnień z nią mam. 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, a_senior napisał:

Na razie przerwa. Muszę sie doleczyć. I mam nadzieję, że jest to możliwe.

Trzymam kciuki!

3 minuty temu, a_senior napisał:

Czy dobrze rozumiem, że jesteś w schronisku na Luboniu? Prowadzisz go?

Nie. Napisałem na Małym Luboniu. Jest takie osiedle w Naprawie: Mały Łuboń, faktycznie jest na jego zboczach, dośc wysoko (moja chałupa jest na 700m npm). Jak wiesz gdzie był bar "Luboń" nad starą zakopianką to to osiedle jest powyżej. Miejsce fajne tylko czasem czuję się jak w opowieści "Domek w Beskidach" (lub Karkonoszach....). Ale za to widok z okna jest niezły:

 

wiosna-2020-2.jpg

  • Like 1
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...