Skocz do zawartości

Upadki na nartach,jak często i dlaczego upadamy?


Kuba99

Rekomendowane odpowiedzi

Wracając do sedna tematu.
Nie wyobrażam sobie abym mógł na nartach skrzywdzić kogoś innego.
Jednak ograniczanie własnej frajdy nie wchodzi w rachubę.
 
Estka.
Możesz spokojnie dopisać mnie do Twojej listy.


Myślę, że Estka cię nie dopisze, bo mimo różnic zw zdaniach rozmowa z tobą jest w 99% (ten 1% to jak się cię podpuści na temat regulacji FIS ;) ) taka jakaś... sympatyczna i nie czuję się po wymioanie zdań z tobą bojaźliwym emerytem, odczuwającym paniczny strach przed upadkiem.


Śpiochu,
wyłączając złe emocję, napisze (mam nadzieję merytoryczne) podsumowanie, o co mi biega.
Przytoczona gleba, wraz z jej konsekwencjami jest według mnie spowodowana przez przyjęty przez ciebie styl uprawiania narciarstwa (a styl przechodzi od nauczyciela do ucznia).
Styl ten z założenia opiera się na stosowaniu technik dających dużą satysfakcję, jednak mocno wrażliwych na drobne błędy lub niespodzianki terenowe. Stąd twoje zdanie, że są gleby w zasadzie bez przyczyny.
Tych gleb faktycznie nie da się uniknąć bez zmiany stylu. Nie trzeba jednak zwalniać poniżej 20km/h. Wystarczy faktycznie ograniczyć prędkość maksymalną o kilka-kilkanaście procent a w miksie technik zwiększyć udział ślizgowych, które są bardziej odporne na drobne błędy i niespodzianki terenowe.
W ten sposób redukujesz upadki do takich rzadkich przypadków jak ukryty pod śniegiem głaz, zamaskowana dziura w stoku (np po południowym ratrakowaniu), przegapienie momentu, że trzeba już zejść ze stoku oraz staranowanie przez osoby trzecie.
Przerzucenie się na ten styl nie wyklucza świadomego ćwiczenia i podnoszenia poprzeczki- ale wtedy akceptujemy że gleby będą.
Zawsze mamy wybór czy chcemy iść jedną czy drugą drogą, czy też zastosujemy jakiś miks.
Czyli- gleb da się uniknąć, choć recepta na to nie dla każdego jest do zaakceptowania.
Ja osobiście wolę unikać gleb, niż łagodzić ich skutki.
Pozdr
Marcin
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 215
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

Enzo Ferrari powiedział, że samochody nie są po to żeby nimi hamować. Myślę, że narty tym bardziej. Najlepsze co jest w zjazdach to prędkość. Najgorsze co jest w prędkości to upadek. I jak to pogodzić?

 

Tak czytam i myślę sobie jak niemożliwie trudne dla inteligentnych ludzi jest odkrycie prostego podziału: na drogi publiczne i tory wyścigowe oraz na otwarte stoki narciarskie i zamknięte trasy do zawodów i treningów.

 

Na torach wyścigowych i zamkniętych trasach do zawodów możecie się pozabijać szukając adrenaliny . Wasze życie i wasza sprawa. Natomiast na drodze publicznej i otwartym stoku pierwszą zasadą jest odpowiedzialność za innych użytkowników. I znowu przypomniał mi się wpis Veterana :D , chcecie emocji to narty FR i między sosny.

 

Pozdrawiam

Wojtek


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak czytam i myślę sobie jak niemożliwie trudne dla inteligentnych ludzi jest odkrycie prostego podziału: na drogi publiczne i tory wyścigowe oraz na otwarte stoki narciarskie i zamknięte trasy do zawodów i treningów.

 

....

Wojtek

Taki prosty podział to początkujący inteligent odkrywa zanim nim zostanie. Potem stwierdza, że jednak nie jest to takie proste. A na starość wiadomo, głupieje.


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przecież na nartach można się zwyczajnie wywalić bez szarżowania. Zdarza się.  Ze 4 tygodnie temu wysiadałem z samochodu i się wywaliłem bo był lód. Niedawno potknąłem się na schodach i też był dzwon. Czyli w normalnym życiu mogę upaść ale na nartach nie mogę ?

To jest definicja upadku (chodzi o pierwszą)

https://sjp.pwn.pl/s...iki/upadek.html

To jest definicja wypadku

https://sjp.pwn.pl/szukaj/wypadek.html

Nie wiem ile sezonów jeszcze przede mną i szkoda mi każdego który mógłbym zmarnować. Kiedyś tak o tym nie myślałem dlatego staram się na nartach nie wywracać ale zdarza się. Ważne, żeby upadek to nie był wypadek, szczególnie wypadek z udziałem innych użytkowników. 


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak czytam i myślę sobie jak niemożliwie trudne dla inteligentnych ludzi jest odkrycie prostego podziału: na drogi publiczne i tory wyścigowe oraz na otwarte stoki narciarskie i zamknięte trasy do zawodów i treningów.

Na torach wyścigowych i zamkniętych trasach do zawodów możecie się pozabijać szukając adrenaliny . Wasze życie i wasza sprawa. Natomiast na drodze publicznej i otwartym stoku pierwszą zasadą jest odpowiedzialność za innych użytkowników. I znowu przypomniał mi się wpis Veterana :D , chcecie emocji to narty FR i między sosny.

Pozdrawiam
Wojtek


To nie jest takie proste.
Takie rozgraniczenie w praktyce nie istnieje.
Przykład: czeski ośrodek, info o zawodach na części czerwonej, zaproszenie na czarną i część czerwonej. Praktyka: zawodnicy rozgrzewają się na czarnej, część czerwonej dla gawiedzi to wąski przesmyk między rozwalonymi w poprzek nartami, czasami trzeba zatrzymać się i kluczyc między, czasami unikać staranowania przez biegajacego rozgrzewającejgo. Zalety były, w miarę pusto na stoku, okazja na popatrzenie na żaków. Ale o wydzielonych strefach zapomnij.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To nie jest takie proste.
Takie rozgraniczenie w praktyce nie istnieje.
Przykład: czeski ośrodek, info o zawodach na części czerwonej, zaproszenie na czarną i część czerwonej. Praktyka: zawodnicy rozgrzewają się na czarnej, część czerwonej dla gawiedzi to wąski przesmyk między rozwalonymi w poprzek nartami, czasami trzeba zatrzymać się i kluczyc między, czasami unikać staranowania przez biegajacego rozgrzewającejgo. Zalety były, w miarę pusto na stoku, okazja na popatrzenie na żaków. Ale o wydzielonych strefach zapomnij.

Wiadomo, że rzeczy proste są najbardziej skomplikowane.

Ale też powszechnie wiadomo, że jak nie wiesz jak się zachować to zachowaj się przyzwoicie. W tym przypadku przyzwoicie oznacza odpowiedzialnie.

 

Pozdrawiam

Wojtek


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na nartach upadam bardzo rzadko. I tak jest już od wielu lat. Powiedziałbym od jakiś 40. ;) Wcześniej (młodość) różnie bywało. Np. w czasie ostatniego wyjazdy do Cortiny leżałem tylko raz. Upadłem przy wsiadaniu na krzesło i to nie z własnej winy (wypchnęła mnie własna siostra :)) Podobnie jest w jeździe na rowerze, na którym wykręcam rocznie (głównie w mieście) jakieś 3500-4000 km. Dodam, że ani na nartach ani na rowerze nie używam kasku. Ale niestety upadki się zdarzają każdemu, a jeśli ktoś twierdzi inaczej, to jest to... podejrzane (świetny wpis Lobo w innym wątku). :) Statystyka. Można ją znacznie poprawić. Dobra technika, wyobraźnia, doświadczenie, ale i tak zostanie margines, nad którym nie da się zapanować. W zeszłym sezonie, w mocno zatłoczonym miejscu (Zillertal), na małej prędkości przejechałem kobiecie po tyłach nart. Wstyd, ale się zdarzyło. Upadłem ja i ona, bez konsekwencji. Na siostrę wjechał od tyłu rozpędzony 10 latek. Nieźle się potem nasłuchał od ojca. Po niemiecku. :) Siostra nie mogła się pozbierać przez kilka minut. Gdybyśmy byli bardziej pazerni można by uruchomić biuro prawne. :)  Kilka lat temu w Val Gardenie, moja żona zderzyła się z moją siostrą. Kurs kolizyjny. :) Obie spokojne, ostrożne narciarki. Itd, itd. A w tym wszystkim, przy całym uważaniu, wyobraźni, dobrej technice trzeba mieć jeszcze szczęście. Ten sam  niewinny upadek, przy braku szczęścia może się źle zakończyć. Zwłaszcza tzw. upadki statyczne. Kiedyś, w dawnych czasach, prowadziłem kurs na Gubałówce. Dziewczyna, już trochę jeżdżąca, upadła przy niewielkiej prędkości. Nic takiego. Efekt: spiralne złamanie kości udowej. Wydaje się niemożliwe, a jednak.


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Śpiochu,
wyłączając złe emocję, napisze (mam nadzieję merytoryczne) podsumowanie, o co mi biega.
Przytoczona gleba, wraz z jej konsekwencjami jest według mnie spowodowana przez przyjęty przez ciebie styl uprawiania narciarstwa (a styl przechodzi od nauczyciela do ucznia).
Styl ten z założenia opiera się na stosowaniu technik dających dużą satysfakcję, jednak mocno wrażliwych na drobne błędy lub niespodzianki terenowe. Stąd twoje zdanie, że są gleby w zasadzie bez przyczyny.
Tych gleb faktycznie nie da się uniknąć bez zmiany stylu. Nie trzeba jednak zwalniać poniżej 20km/h. Wystarczy faktycznie ograniczyć prędkość maksymalną o kilka-kilkanaście procent a w miksie technik zwiększyć udział ślizgowych, które są bardziej odporne na drobne błędy i niespodzianki terenowe.
W ten sposób redukujesz upadki do takich rzadkich przypadków jak ukryty pod śniegiem głaz, zamaskowana dziura w stoku (np po południowym ratrakowaniu), przegapienie momentu, że trzeba już zejść ze stoku oraz staranowanie przez osoby trzecie.
Przerzucenie się na ten styl nie wyklucza świadomego ćwiczenia i podnoszenia poprzeczki- ale wtedy akceptujemy że gleby będą.
Zawsze mamy wybór czy chcemy iść jedną czy drugą drogą, czy też zastosujemy jakiś miks.
Czyli- gleb da się uniknąć, choć recepta na to nie dla każdego jest do zaakceptowania.
Ja osobiście wolę unikać gleb, niż łagodzić ich skutki.
Pozdr
Marcin

 


Nie wiem skąd u Was te złe emocje bo ja takowych nie żywię do nikogo z piszących. Dzięki liście Estki nawet się pośmiałem, choć chyba nie taki był jej zamiar ;)

 

Ciebie czy Np. Mitka nie uważam za stokowych panikarzy (Estkę tak, bo wielokrotnie pisała o swoich lękach), choć jeśli bardzo dawno nie mieliście gleby to strach przed upadkiem, może stać się dla Was rzeczywistym zagrożeniem. Przedstawiłem przykład upadku Sary właśnie dlatego że nieszczególnie związany jest ze sportowym stylem jazdy. Fakt jechała na krawędziach ale nie jakoś super szybko, w dobrych warunkach i po niezbyt stromej trasie. A umie tą technikę również, gdy są odsypy/nierówności, czy nieco większe nachylenie. Jak widać nawet tu był zapas. Czy Ty nigdy nie jeździsz na krawędzi? Z tego co kojarzę to chyba czasem jeździsz. To był zatem przykład gleby, która może zdarzyć się również Tobie i przy Twoim asekuracyjnym stylu jazdy.

Nasz styl jazdy ogólnie jest bardziej sportowy i bardziej ryzykowny ale w tym przypadku jego udział był znikomy. Mieliśmy inne gleby, gdzie przyczyną był ten właśnie styl. Nie próbujcie jednak zaszufladkować zdarzenia, tak by potwierdziło jakąś teorię. Dlatego rozpocząłem tą dyskusję bo ten wypadek był dość nietypowy - nie można było określić jednoznacznej przyczyny, co zazwyczaj jest proste.

 

 

Tak czytam i myślę sobie jak niemożliwie trudne dla inteligentnych ludzi jest odkrycie prostego podziału: na drogi publiczne i tory wyścigowe oraz na otwarte stoki narciarskie i zamknięte trasy do zawodów i treningów.

 

Stok z tyczkami czy bez traktuje jako tor wyścigowy ale gdy nie ma przede mną ludzi. Jak są normalne warunki wg. większości czyli spora liczba osób na stoku to na nartach nie jeżdżę lub jeżdżę super asekuracyjnie i narzekam że jeździć się nie da. Jak jest trochę ludzi to czekam aż zrobi się pusta przestrzeń. Na stoku zatrzymuje się też przed załamaniami terenu dlatego nie lubię stoków mocno pofalowanych.  Ogólnie, nie powoduje specjalnego zagrożenia dla innych.  Nawet jak lecę na maxa i się wywracam to pozostali narciarze są poza zasięgiem.

 

 

Enzo Ferrari powiedział, że samochody nie są po to żeby nimi hamować. Myślę, że narty tym bardziej. Najlepsze co jest w zjazdach to prędkość. Najgorsze co jest w prędkości to upadek. I jak to pogodzić?

 

Hamowanie jest równie fajne jak przyspieszanie. Z tym że większość kierowców, którzy boją się szybko jeździć, hamować (gwałtownie) boi się 3x bardziej.

Wielokrotnie można wyprzedzić kogoś kto na prostej ciśnie, na do-hamowaniu do zakrętu czy zjazdu. 

Na nartach jak i w aucie, najlepsza jest nie prędkość a przeciążenia.  To już trochę łatwiej pogodzić, jeżdżąc dynamicznie z umiarkowaną prędkością maksymalną.

 

 

Dla przyjemności założenia ładnego śladu, poczucia czystości fajnego kawałka, samego przebywania w górach, dla - dla mnie jedna z najważniejszych rzeczy na nartach od zawsze - przyjemności przebywania z fajnymi ludźmi i jeszcze pewnie by się znalazło sporo.

Z Wami to jak z dziećmi Drodzy Jurku, Kubo, Śpiochu... można sobie wymyślić tyle działalności generujących adrenalinę na nartach, że naprawdę nie trzeba jej generować w czasie jazdy po normalnych trasach między ludźmi a takiej jazdy dotyczy hasło - dobry narciarz się nie przewraca.

 

Nie jeżdżę na nartach typowo dla adrenaliny.  Gdy ryzyko rośnie Np. więcej ludzi na stoku albo tyczki stoją blisko orczyka, moja satysfakcja z jazdy spada. Lubię przekraczać granicę własnych możliwości, odczuwać przeciążenia ale w najbardziej bezpiecznych warunkach jak to tylko możliwe.


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

1.Dzięki liście Estki nawet się pośmiałem, choć chyba nie taki był jej zamiar ;)

 

2. Na nartach jak i w aucie, najlepsza jest nie prędkość a przeciążenia. 

 

1. Oczywiście, że nie taki, bo przecież ja tutaj wszystko piszę i biorę na poważnie. Albo jeszcze bardziej :angry:

 

2. Zaproś mnie kiedyś na taką przejażdżkę samochodem, a ja udowodnię Tobie i Twojej tapicerce, że przeciążenia wcale nie są takie fajne... :D


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Zaproś mnie kiedyś na taką przejażdżkę samochodem, a ja udowodnię Tobie i Twojej tapicerce, że przeciążenia wcale nie są takie fajne...

 

Spoko mam skórę i łatwe w  czyszczeniu plastiki, chyba przewidzieli takich pasażerów przy konstrukcji auta.

 

A jak prowadzisz to przeciążenia też są problemem? Jechałaś kiedyś bardzo dynamicznie autem albo na gokartach?

 

Ja też kiepsko się czuje jako pasażer rajdowca.


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

A jak prowadzisz to przeciążenia też są problemem? Jechałaś kiedyś bardzo dynamicznie autem albo na gokartach?

 

Kiedy robiłam prawko, instruktor wkurzał się, że jeżdżę jak "dostawca pizzy" :D. Kiedyś po kolejnym zakręcie bez redukcji i hamowania, kazał mi zjechać na pobocze "bo w końcu musi być zjebka". Spore problemy miałam z gasnącym silnikiem i... z przekraczaniem dozwolonej prędkości.

A teraz

gdy jest kilka pasów, a ja stoję pierwsza, to spod świateł ruszam pierwsza. Zawsze B). Ale jara mnie to tylko wtedy, gdy samochód ruszy cicho. Najbardziej lubię jazdę płynną, i jako kierowca, i jako pasażer. Jak mój pasażer leci do przodu, to jest to dla mnie obciach i zawsze przepraszam -_-. Przyśpieszać lubię, hamować (gwałtownie) nie. Prędkość lubię, ale przeciążeń nie znoszę, mdli mnie na sam widok "sprzętów" w parkach rozrywki.


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

endorfiny - tez jak najbardziej przyjme

pod wzgledem adrenaliny - moj "przypadek" jest nieuleczalny....

 

adrenaline I endorfiny nie znajduje  jadac jak debil wsrod ludzi. zwykle sa to :drzewa, strome zjazdy, zjazdy po nietknietym sniegu (wczoraj mialem tzw "slab snow" przewiana warstwa  na wierzchu a pod nia puch....to troche jak lodoszren, tylko lagodniejsze)....

Podziwianie widokow? oczywiscie, na to jest czas na wyciagu...


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Axel-raczej nie,najeżdza się go tyłem...

 

Już prędzej Axel.  Odbicie jest z jazdy przodem, w przeciwieństwie do pozostałych skoków obrotowych.

Sekwencja dla skaczących w lewo:

Najazd  tyłem, obrót na prawej nodze, wykrok nogi lewej, skok, lądowanie na prawej na zewnętrznej krawędzi łyżwy (jak wszystkie skoki)

W sumie byłby najłatwiejszym skokiem gdyby nie fakt, że pojedynczy Axel ma 1,5 obrotu. 

Rittberger, jeśli dobrze pamiętam, skacze się z jazdy tyłem ze skrzyżowanymi nogami.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już prędzej Axel.  Odbicie jest z JAZDY PRZODEM w przeciwieństwie do pozostałych skoków obrotowych.

Sekwencja dla skaczących w lewo:

NAJAZD TYŁEM obrót na prawej nodze, wykrok nogi lewej, skok, lądowanie na prawej na zewnętrznej krawędzi łyżwy (jak wszystkie skoki)

W sumie byłby najłatwiejszym skokiem gdyby nie fakt, że pojedynczy Axel ma 1,5 obrotu. 

Rittberger, jeśli dobrze pamiętam, skacze się z jazdy tyłem ze skrzyżowanymi nogami.

Przeczytałam kilka razy i jak dla mnie sam sobie zaprzeczasz...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do upadków/wypadków narciarskich,ich analizy i wyciągania wniosków.

Zwykle nie mamy żadnego wpływu na okoliczności zewnętrzne.

Możemy zmienić tylko i aż swój udział-i nic więcej.

A najszybszy sposób zmniejszenia prawdopodobieństwa urazu to zmniejszenie prędkości...

Dobrym przykładem są zawodnicy-upadki przy prędkościach do 100km/godz (slalom i GS)są zwykle bez konsekwencji,ale te przy 120 czy 140 to już inna para kaloszy-bywają nawet śmiertelne.

Ciekawe jest też to,że taki Hirscher nie miał nigdy poważniejszej kontuzji /ostatnie złamanie stopy wyłączyło go raptem z 1 zawodów/,a chyba ciężko mu zarzucić asekuracyjną jazdę.

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...