Skocz do zawartości

Wujot2

Members
  • Liczba zawartości

    848
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    17

Zawartość dodana przez Wujot2

  1. W bardzo wielu krajach nie ma (rozpowszechnionego) uwierzytelniania dwupoziomowego. Na przykład Stanach Zjednoczonych. U mnie najprawdopodobniej terminal skopiował kartę (podejrzewałem konkretne miejsce) i za pomocą kopii dokonano płatności gdzieś (chyba na Filipinach). Kwota kradzieży to około 1500 zł (tyle miałem ustawiony limit). Sprawę musiałem zgłosić na policję, a bankowi (Mbank) udzielić pełnomocnictw do kontaktu z nią. Nie było to specjalnie trudne ale trochę czasu zajęło. Zwrot dostałem chyba zaraz po zgłoszeniu (na policję). Po tym zdarzeniu dopiero się zainteresowałem jak może dochodzić do kradzieży i wyłączyłem pasek magnetyczny karty oraz zmniejszyłem jej limit do 300 zł.
  2. W bliku ponosisz większą odpowiedzialność za swoje błędy natomiast szansa kradzieży poprzez wypłyniecie/skopiowanie danych jest minimalna. Aby bank oddał kasę z wyłudzenia (karta) jednak musisz sprawę zgłosić na policję, stracić tam trochę czasu i przesłać dokumenty. Dlatego blik na co dzień w znanych Ci transakcjach jest bezpieczniejszy. Ale "pierwsze" płatności lepiej zrobić kartą.
  3. Ale przecież nasza znajomość też jest sieciowa! Nawiasem mówiąc akurat na tym forum jest sporo ciekawych osób i można normalnie dyskutować, przekomarzać się, a nawet wyzłośliwiać. Sposób prowadzenia dysputy jest nieraz ciekawszy od niej samej. A w kwestii tej sytuacji, zawsze przyjmuję, że mogą być nieznane mi okoliczności. Z reguły staram się zobaczyć wszystkie rozwiązania i przypisuję im prawdopodobieństwo wystąpienia. Jest na przykład możliwe, że znalazłeś się w tej karetce jako dawca nerki lub innego organu (może szpiku kostnego). Albo bardzo rzadkiej grupy krwi (jest ich koło 40-tu). Wydało mi się to mimo wszystko mało prawdopodobne (z dwóch powodów - statystycznego i lokalizacyjnego). Mogą być też inne przyczyny, których nie zauważyłem. Po drugiej stronie zaś było, między innymi to wyjaśnienie, które uznałem za najbardziej prawdopodobne. Na tym forum (i z Tobą) mogłem, na szczęście, lekko Cię docisnąć i zobaczyć co odpiszesz. Nie podajesz pełnego wyjaśnienia, co można przyjąć za grę, niechęć do wyjaśniania ze względów osobistych czy też naciągania procedur. Albo jeszcze coś innego. Przyjmuję w tej sprawie (jak i w wielu innych), że czegoś nie wiem lub nie potrafię prawidłowo ocenić stanu rzeczy. Co nie jest zresztą zbyt stresujące, bo to mój stan podstawowy.
  4. Sprawdziłem kto może być w karetce transplantacyjnej. Tylko ściśle określony wąski specjalizacyjnie personel. Ten co się tym zajmuje na co dzień Mnie w sumie zwisa jak pojedziesz, wariatów na drodze nie brakuje. Jeden więcej jeden mniej, nie ma znaczenia. Mi chodziło tylko o hipokryzję. Taką dobrą katolicko-biskupią. Czyli pouczamy z ambony ale nas to nie dotyczy.
  5. Czyżbyś był personelem medycznym? Nie wyobrażam sobie aby w karetce mogła być osoba postronna.
  6. Ale jak to w ogóle jest możliwe? Przecież tam jest S-ka. Musieliście jechać na długich odcinkach minimum + 30-40 km/h ponad dozwoloną. A pewnie i 50. I nie chodzi mi o to, że to mnie rusza. Ale jak Ty to przeżyłeś??? Pamiętam jak na forum zawsze nas pouczałeś jakim błędem jest np. przejeżdżanie na czerwonym, rowerem, nawet w środku nocy i przy zerowym ruchu. I jak to jest, tam to głupota (mimo, że nikogo nie widać), a pędzenie +50 nad limit, na pewno w ruchu, to jest "znakomity prowadzący"? Nie zatrzymałeś go, nie zabrałeś kluczyków? A chociaż walnąłeś mowę umoralniającą? Jakiś Orwell nam się tu kłania. Złóż samokrytykę to wybaczone Ci będzie!
  7. Szybko się zakochujesz?
  8. Im bardziej podniesiemy barierę bólu dla ruskich tym większa szansa, że nas nie ruszą. Na przykład 10 000 rakiet o zasięgu od 100 do 1200 km (koniecznie do stolicy moskali) mogłoby ich ocucić. Nigdzie nie znalazłem ile pocisków będzie do Himarsów ale podejrzewam, że co najmniej 5000 szt. Czyli trzeba byłoby jeszcze pomyśleć o tych bardziej dalekosiężnych (może kupić technologię od Ukraińców) o zasięgu do moskowii. A w drugiej kolejności to trzeba kupować czas - po to są potrzebne wojska dronowe. Mimo wszystko kalkuluję, że nie zostaniemy sami.
  9. Przede wszystkim wiele z tych ON chodzi na wspólnych karnetach. Na przykład: - Grosseck-Speiereck, Anineck/Tschanek i Fanningberg są blisko siebie i jeżdżą skibusy. Razem z Obertauern to 250 km tras. - Tauplitz/Bad Mittendorf, Kaiserau, Planneralm, Loser i Riesneralm razem 128 km. - Hinterstoder i Wurzeralm razem 52 km i skibus jeżdżący między ośrodkami - Ski Amade (760 km) - ekstraliga. Dla mnie najlepsze z tego jest Zauchensee ale też Maria Alm, 4Berge trasowo - Mistrzostwo Świata. Świat nie kończy się na Chopoku (a nawet nie zaczyna)
  10. Lungau to prawdziwa perełka! Tam nawet maleńki Fanningberg jest świetny. A Grosseck-Speierck i Aineck/Tschanek to już jedne z najwdzięczniejszych miejsc jakie znam. Spędziłem tam pewnie z kilkadziesiąt dni narciarskich. W sumie w granicach tego tysiąca km jest jeszcze pobliskie Obertauern (nie lubię tego ON, ale jest sporo wielbicieli) - może Adrianowi będzie leżał. Pewnie 100 km tras tam zobaczy.
  11. Cała masę lepszych: Hauser Kabiling (4Berge) - 947 km Flachauwinkl - 991 km Grosseck-Speiereck - 960 km Katschberg - 970 km Dachstein West - 971 km Radstadt - 972 km Wurzeralm/Hinterstoder - 920 km Hochkar - 848 km Tauplitz - 927 km ----------- Najbliższe ale też z potencjałem Klinovec - 760 km Semmering - 759 km nie chce mi się sprawdzać innych, poza 2 ostatnim (nie byłem) wszystkie są super/bardzo dobre. -------------- Pytałeś się o coś do 1000 km. Na odległość blisko (633 km) masz do... Bukovela. Nie wiem jak tam w wojennej rzeczywistości czy ON w ogóle kręci.
  12. Nic nie kumasz. Jako obywatel mam prawo interesować się funkcjonowaniem oświaty, służby zdrowia, policji. Mam też prawo wypowiadać się o wojsku. Bo tutaj zaniedbania (jak te w Armenii) mogą być o wiele bardziej kosztowne. To tak delikatnie mówiąc. W tej chwili to centralny problem naszego kraju. Kręciłeś się w tym wojskowym tygielku i może masz przekonanie, że są tam sami geniusze. Ja z całego mojego życia mam raczej inne zdanie - najlepsi wybrali inne branże i inne pieniądze. Na tę chwilę nie widzę w armii żadnego sensownego działania w kwestii reakcji organizacyjnej i logistycznej. O tym czy marnuję się na SF nie Tobie decydować. Sięganie po takie prymitywne zagrywki ad personam traktuję jako brak rzeczowych argumentów. Ale przypomnę, że tylko zareagowałem na Twoją opinię o tym, że z wojny na Ukrainie niczego się nie nauczymy. Uznałem to za tak głupie, że postanowiłem sprostować. Brnij dalej.
  13. Pomyśl zanim coś napiszesz. Ukraina miała głębię operacyjną. i na początku to było zderzenie starych doktryn wojennych. Ukraińcy dzięki dronom zniwelowali przewagę masy ruskich. Niestety ci ostatni się dużo nauczyli i mają armię organizacyjnie i logistycznie przystosowaną do tej nowej wojny. To jest potężna rozpędzona machina, która dosłownie w parę dni może zmielić nasza zasoby. Jesteśmy daleko, daleko z tyłu. Nasza armia jest w XX w a ich w XXI. Więc analogię z cytatu możesz sobie schować w wiadome miejsce. Lepiej może pasować ta z Armenii. A to była tylko malutka przygrywka do dronizacji wojny. https://www.pism.pl/publikacje/Wojskowy_wymiar_konfliktu_o_Gorski_Karabach
  14. Według jakiej wiedzy??? Sprawdziłeś co kupiliśmy i ile? To wszystko są jawne informacje. Zajrzyj i zobaczysz, że będziemy mieli dronów na... tydzień wojny. Za kupę kasy.
  15. Między użyciem nielicznych dronów (potwornie drogich) jako jednym z elementów techniki wojsk specjalnych a wydzieleniem oddzielnych rodzajów wojsk z dziesiątkami wyspecjalizowanych konstrukcji i tysiącami a właściwie to dziesiątkami tysięcy operatorów i licznymi taktykami ich użycia jest przepaść. W tej chwili drony na Ukrainie powodują 50-60% strat, więc to jest już zupełnie inna wojna jak 3 lata temu. I powinniśmy to nie tylko ciągle obserwować, ale przygotowywać się na wojnę gdzie ruscy będą mogli na nas wysłać 1000 dronów uderzeniowych dziennie (na miasta) i na przykład 10 000 dronów bojowych na linii styku. Jesteśmy na to przygotowani? Przypomnę, że rozpocząłem dyskusję gdy lekceważąco wypowiedziałeś się o możliwościach nauki na wojnie w Ukrainie. Jeśli taki mental prezentują Twoi byli wyżsi dowódcy to strach się bać, bo wojnę z ruskimi przegramy dosłownie w miesiąc. Casus Armenii powinien Cię zastanowić.
  16. Myślę, że drony to jest rewolucja porównywalna, albo i większa, jak powstanie wojsk pancernych. To już są pełnoprawne formacje bojowe. Oprócz tych wyspecjalizowanych, w każdej drużynie jest co najmniej jeden droniarz, w kompanii minimum 10. Skończyło się adaptowanie rozwiązań cywilnych, powstają coraz bardziej specjalizowane konstrukcje, nowe sposoby walki, nowe metody łączności, nowe taktyki. To wszystko błyskawicznie się zmienia, ewoluuje. Miesiąc to bardzo dużo, a trzy tworzą zupełnie inną jakość. Nasi wojakowi powinni nie tylko przyjeżdżać od czasu do czasu, ale wprost tam zamieszkać, obserwować proces nauki (już trwa 6 tygodni). Wbić się na szkolenia. Podglądać całą logistykę produkcji i wdrożeń. Podglądać procesy zakupowe (platforma DOT‑Chain Defence). Powinniśmy wysłać tam setki obserwatorów. I pilnie się uczyć. Przedsmakiem konfliktu gdzie jedna ze stron totalnie zaspała była "wojna błyskawiczna" Azerbejdżanu z Armenią. Nie chciałbym abyśmy byli taką Armenią - a dobrze wiesz, że jesteśmy totalnie w d... Nie wiem co za kretyni dowodzą naszą armią ale te zaniechania już się kwalifikują na ciężkie oskarżenia. Wiesz, że snajperzy przekwalifikowali się na operatorów dronów? Pewnie Twoje ulubione wojska specjalne też będą musiały zmienić zasadniczo taktykę i swoje kompetencje.
  17. W nowych przepisach można byłoby im zabierać auta (nawet gdy będą prowadzili przepisowo). Myślę, że to byłaby skuteczna nauka.
  18. Pomijając, że nigdy nie było szarży ułańskiej na czołgi i lepiej takiej bzdury nie utrwalać.
  19. Przeczytaj jeszcze raz, tym razem uważnie (i ze zrozumieniem) to co zlinkowałeś.
  20. To wiadomo. Statystycznie jedna odnotowana kontuzja narciarska jest na około 400 dni na deskach (i 200 na snowboardzie). U mężczyzn dominują urazy górnej części ciała. U kobiet kolan. 10% to urazy głowy. Ale licząc wszystkich razem najwięcej jest urazów kolan.
  21. I po drodze walnie parę backflipów czy frontflipów? I się nie zabije? Może się okazać, że w zawodniczym terenie w ogóle nie zjedzie. A nie mówię tu o tym ekstremalnym gdzie trzeba mieć niesamowite predyspozycje psychiczne. Na poziomie mistrzowskim to już odległe dziedziny (jak kolarstwo torowe i dh, czy slopstyle). Więc pytanie co do czego porównujemy, i co chcemy osiągnąć. Ale na pewno przygotowanie sportowe na najwyższym poziomie jest potężnym handicapem w innych podobnych dyscyplinach. I jak zjazdowiec trochę potrenuje to po jakimś czasie może iść w trudny teren. Choć chyba lepsze byłoby wejście z narciarstwa wolnego. A ten freerajdowiec jak trochę potrenuje to też tyczki jakoś zjedzie. Sam miałem taki epizod gdy ze sportu olimpijskiego przeszedłem do półamatorskiego płetwonurkowania i pierwsze Mistrzostwa Polski skończyłem z kolekcją medali. Wniosek jest taki - trudno porównywać zawodowców z amatorami.
  22. Możesz też ustawić na kartach limity różnych płatności. Mając na przykład 300 zł bolałoby mniej.
  23. Po pierwsze narta jest tylko dodatkiem do narciarza. Po drugie nie ma narty uniwersalnej (czyli idealnej do wszystkich warunków i technik). To drugie jest podstawowe. Na przykład można mieć akurat na nogach nartę szeroką, mocno reaktywną i... nieserwisowaną i trafić na "lodowisko". Wtedy ześlizg (który według mnie jest bardzo ważną techniką) może być najbardziej optymalną metodą (i bardzo bezpieczną). Podobnie ciapowate kartoflisko na sztywnej gigantce pokonamy nie patrząc się w ogóle na rzeźbę (tnąc siłowo wszystko), na reaktywnej freeridowce pojedziemy górą wybierając garby (czyli muldy) mając banana na twarzy, a na slalomce pobawimy się mknąc dołkami. W niestandardowych warunkach (czyli tych 3D) warto opanować techniki o których miłośnicy jazdy ciętej nie mają pojęcia - obskoki, skręty z półpługa, z dwóch kijów (często tak jeżdżę), może być rotacja biodrem lub nawet barkiem gdy nic innego nie daje rady. Jak potencjalna wywrotka na freeride przy skręcie bandowym może być zbyt kosztowna, to pojechać grzecznie skrętem krótkim (i nic, że démodé). Chcę przez to powiedzieć, że narta nie ma większego znaczenia. Oczywiście lepiej mieć sprężystą, a jednocześnie reaktywną z przodu (i razem nie za sztywną), dobrze naostrzoną i nasmarowaną. Ale to mimo wszystko jest wtórne, bo w zasadzie zawsze da się zaadaptować sprzęt do warunków. Czasem na tym ucierpi styl lub tempo, ale to jest wtórne. Istotne jest aby mieć kontrolę. To podstawa. Z tego punktu widzenia więcej nauczyć może jazda na narcie "niewłaściwej", "niedopasowanej". Najlepsze co może być to częste zamianki sprzętu z innymi, wjazd w nieszablonowe warunki, jazda przy minimalnej widoczności, jazda na wiosennych śniegach, kartofliskach. Założenie ołówków a później łopat. To pozwala bardzo szybko odróżnić co jest nasze, a co narty. Kiedyś straciłem w terenie nartę. Na szczęście znalazłem inną. Wiązania dało się przestawić i powstał komplet co uratował mi dzień. Deski różniły się dość znacząco - jedna to była TT czyli montaż centralny druga FR. Pierwsza była krótsza. Jak stałem równo to dziób TT był z 15-20 cm za FR. Różniły się też mocno szerokością i wysokością położenia buta. Też taliowaniem. Ale podczas jazdy okazało się, że ma to niewielkie znaczenie. Największe przy jeździe w puchu bo TT lekko mi tonął. Ale pomogła automatyczna korekta sylwetki. Aby nie popaść tu w jakieś nawyki zmieniałem więc nogi co parę zjazdów. Następnego dnia zamiast płacić za wypożyczenie kontynuowałem zabawę. I tak do końca sezonu (bo wtedy są wyprzedaże). Najczęściej kupowałem narty na wyprzedażach. Sądzę, że więcej Ci da podjęcie wyzwań o których napisałem niż szukanie narciarskiego św Graala. Nie mówię abyś sobie czegoś nie kupił (trzeba mieć radość z życia). Ale nie przywiązuj do tego nadmiernej wagi i nie wydawaj zbyt dużo kasy. Łap pojawiające się okazje. A tu koledzy nie pomogą.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...