Skocz do zawartości

Plus80

Members
  • Liczba zawartości

    491
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    9

Zawartość dodana przez Plus80

  1. Plus80

    Poziom jazdy, skala

    Może być taka skala w odniesieniu do amatorów. Ten z lewej 9/10. Czyli jest jeszcze 10/10. Ale jest problem stoku? Jego nachylenia i śniegu na nim. To trochę tak jak ze skalami trudności zjazdów(ryzyka) w skialpiniźmie. Stoki 30, 40, 50,...st. Ale śnieg puch, przewiany, mokry, twardy, zlodzony,...Tu jeszcze dochodzi ekspozycja, co niżej, gdy pomkniemy ochoczo na ubranku? Bardzo komplikują się te sprawy z poziomem jazdy. Proponuję dać sobie spokój ze skalami. Jak ktoś chce rzeczową w miarę poradę, niech zamieści filmy( i w miarę możliwości na takim gładziutkim jak na ww.). Jeśli napisze, ile jeszcze dni spędził na stoku(od początku) jeżdżąc i ew. kto go uczył, to będzie jakiś obraz. Te dni są ważne, ponieważ to może być straszny bystrzak lub odwrotnie. Nie wnikajmy już za bardzo w życiorys(lata), sporty uzupełniające. Choć to też jest ważne.
  2. Poziom jazdy, skala odzwierciedlająca ten poziom się bez przerwy przewijają na forum. I nigdy się to nie skończy. Nie da się przy pomocy tabelki ocenić poziomu jazdy. To tylko z grubsza przybliżenie. Bardzo subiektywne, ponieważ oceniany sam się ocenia "dopasowując" się do tabelki. Znacznie lepszą oceną jest ocena na stoku. Ale dokonana przez znacznie lepszego narciarza. I to też nie jest całkowicie miarodajne, ponieważ ten znacznie lepszy narciarz jest lepszy na tym stoku, ale mało jeździ poza stokiem. A skala próbuje załatwić wszystko, od pólka po zjazd z K2. Co jest totalną bzdurą! Jak zawitałem na forum, to po forum "Klub pod Misiem", K. Szczęsnego. Gdzie nie przypominam sobie jakiejś skali. Wpisałem sobie "9". Nie patrząc specjalnie na skalę. Doszedłem do prostego przekonania. Na forum nie piszą znani zawodnicy, nie piszą trenerzy. To forum dla amatorów. Zawodnik nie będzie sobie wstawiał "10". Ponieważ jest pytanie- co wstawi medaliście olimpijskiemu, czy zdobywcy Pucharu Świata. Dojdzie do tego, co jest w wpinaczce. Była "szóstka" jako największe trudności. Potem zaczęły się po niej ułamki, siódemka, ósemka. Rozróźniane tylko przez bardzo wąskie grono. I bardzo dyskutowane w tym gronie. Więc pomyślałem jeżdżę, jak jeżdżę, znacznie lepiej jeżdzą zawodnicy, tych co miałem okazję dostrzec, np w Szczyrku, czy na Kasprowym. Dużo, bardzo dużo mi brakuje, nawet do średniej takiej jazdy. Ale przecież na zwykłym stoku wydaje mi się, że ludzi którzy byliby moim wzorem często nie ma. Siebie nie widzę, ale widzę ich błędy. Jeżdżą szybciej, nawet dużo szybciej, ale to nie jest kontrola nart. Tylko zwykłe chojractwo. Więc w odniesieniu to tego stoku wpisałem sobie tą dziewiątkę. No, ale wczytując się w skalę, doszedłem do wniosku, że dziesięć to już zawoodnik z Pucharu Świata. Brakuje mi tylko jednego stopnia do niego? Absurd. Wróciłbym do czwórki, piątki. Ale wg. skali to są ci co skręcają pługiem. Bez przesady! Skręcam czasem pługiem, gdy jadę w gęstym lesie między drzewami. Wpisywałem sobie jedynkę. Co było totalnie głupie. Policzywszy liczbę dni na nartach w życiu(sporo ponad tysiąc), książki które przeczytałem o technice. Strony interntowe i filmy, które zaanalizowałem, to dopiero jedynka! Nic już nie piszę. Jest mi zupełnie obojętne, co kto sobie o mnie pomyśli widząc mnie na stoku, czy filmie. Ważne jest co ja o sobie myślę. Ale dla lepszej oceny załączajcie filmy. I nawet kilka, z trudniejszych stoków, z jazd po odsypach i muldach. Wystarczy. Nie muszą to być informacje, jak często jeździcie w Alpy. Mogliście jeździć tylko do Koziej Wólki.
  3. Drugi wniosek. Pojawił się problem zapoczątkowania kolejnego skrętu. Oczy dostrzegają tyczkę, za nią majaczy las kolejnych. Za mną już jest historia objazdu poprzedniej tyczki. Mająca wpływ na kolejny skręt. I niestety często się okazywało, że były trudności, aby go rozpocząć w optymalnym miejscu. Gdy szybkość rosła, trudności się zwiększały. W końcu wypadałem, jak Joanna. Wniosek był dość prosty. Należy często jeździć między tyczkami. Ale też trzeba mieć pilnego obserwatora takiej jazdy. I znającego się od podszewki na niej. On napewno by coś dostrzegł w mojej technice. Podpowiedział jak to wyeliminować. Ale będąc szczerym człowiekiem powiedziałby-słuchaj nie będziesz zawodnikiem z prawdziwego zdarzenia. Ładnie jeździsz. Możesz być świetnym instruktorem. Ale tu sama jazda nie wystarczy. Musisz być dobrym pedagogiem. To nawet ważniejsze. Będziesz często uczył ludzi, którzy ledwo stoją na nartach. Nie zostałem zawodnikiem. Nie jestem instruktorem. Mam jedynie coś z pedagoga. Co widać na forum.
  4. Nie znam się na jazdach tyczkowych. Ale gdy się czasem trfiły tyczki. Nawet kiedyś na spartakiadach i potem okazyjnie(już likwidowane) to doszedłem to takich wniosków: 1. Szybkość jest nie do zaakceptowania dla mnie, jadąc tuż przy tyczkach. Takie próby robiłem dawno na Gąsienicowej i Goryczkowej od góry. Zakopianczycy mieli tu ustawione prawie, że wertikale. Szybko robiły się przy nich solidne rowy. Jak się zrobiły to kończyli jazdę. Tyki drewniane stały. Ja próbowałem jechać. Po drugiej, czy trzeciej miałem śmierć w oczach i wyskakiwałem w bok. Doszedłem wtedy do wniosku, żebym je objechał, ale z ześlizgiem, parę metrów od tyczki. By jeździć bliżej należało trenować i przyzwyczajać się do szybkości. Po obiedzie kolejny wniosek.
  5. Dostosowuję się do zmieniających się okoliczności. Dziadka nie mogłem dłużej tolerować, ponieważ niewiele młodsi odemnie forumowicze, nazywali mnie poufale "dziadkiem". Takie prawo miał(i ma) tylko jedynie Kuba.
  6. Jeśli za późno reagowałaś po kilku przejazdach, to po pierwsze trzeba by widzieć te przejazdy. Założę, że Twoją ambicją jest najkrótszy tor przejazdu. Taki najkrótszy tor, ale tyllko teoretyczny, to jest połączenie wszystkich wewnętrznych tyczek linią prostą. Dostaniesz taki zygzak. Ale ponieważ musisz jakoś objechać kolejną tyczkę, od strony drugiej tyczki tworzącej bramkę, więc będzie to jakiś łuk. Nie piszę już dalej, bo to dla mnie też prawie magia, gdzie zacząć, gdzie skończyć, jak go prowadzić itp. Nasz były kadrowicz Szafrański w Esporcie zawsze powtarza, przy transmisjach z PŚ, że trzeba kierować narty w dół stoku. Więc zakładam, że kierujesz te narty w dół stoku, jadąc tym slalomem. Największy na ogół wpływ na szybkość ma ten krótki tor przejazdu. Robiłem sobie takie próby, gdy stały bezpańskie tyczki. Starałem się o krótki tor. Co skutkowało po kilku bramkach dużą szybkością. Dla mnie nie do zaakceptowania. Chcąc zmnieszyć tą szybkość i nie rezygnować z najkrótszego toru, musiałbym przestawić te tyczki. To wyrzucanie to też znam. Zależy od ustawienia tyczek, nachylenia stoku. Czasem jest lepiej, czasem gorzej. Jak jesteś w szczycie formy, to jest lepiej. Życie sportowca nie jest proste. Szczególnie, gdy sam sobie jest żeglarzem i okrętem. Ale głowa do góry! Pomyśl, kto Ci te słowa pisze. Ile jeszcze wspaniałych stoków przed Tobą.
  7. Otworzyłem. faktycznie jest tłumaczenie tej książki Jouberta, której mam oryginał. Nie chcę tego komentować! Dzięki Bogu, że mam oryginał po francuzku. I znam ten język w mowie i piśmie. Najlepiej w czytaniu. Aby się nie zacinać w mowie i prowadzić dyskusje literackie, musiałbym siedzieć we Francji, nie na budowie tylko w klubie dyskusyjnym. Przeczytałem tylko tytuły rozdziałów. To mi wystarczy, by to mnie zupełnie odrzuciło od czytania. Dowcip polega na tym, że ja czytając o nartach, jeszcze w angielskim, czy niemieckim, nie tłumaczę sobie tego, stosując definicje PZN. Mnie one kompletnie nie obchodzą, co PZN nazywa jak? Ja czytam opis ruchu narciarza na stoku. Ten ruch mi jest znany z mojej praktyki na stoku. Jeśli chcę coś poprawić, to wiem co mam poprawić. Nie poprawię, ponieważ jestem za stary, nie będę poprawiał w nieskończoność jakiegoś niuansu, nie widzę siebie na stoku, tylko na filmie itp, itd. I dlatego o wiele lepiej znam definicje, poszczególnych elementów techniki w tych trzech językach, niż w polskim. Zresztą literatura w tych językach jest o wiele bogatsza, ponieważ jest o wiele większy poziom narciarstwa u nich, niż u nas. Zresztą bogatsze jest też słownictwo. I pewnych zwrotów wyrażonych tam jednym słowem nie da się przetłumaczyc wprost, tylko opisowo. Ale to jest zmartwienie każdego tłumacza i literatury pięknej też. Dyskutowałem nieraz z żoną, która pochłania książki. Jeśli czytasz książkę tłumaczoną, to nie czytasz książki autora, tylko tłumacza! Stąd tylko oryginał, jeśli ktoś zna język wystarczająco dobrze.
  8. Nie otworzę tego pliku. Posłałem prośbę o dostęp, nie dostałem nic na pocztę. Próbowałem się zarejestrować w Workspace, ale żąda imienia i nazwiska. Nic z tego! Nie podam. Zresztą mam swoją politykę przy poczcie. Cuda się dzieją teraz w sieci.
  9. Najlepszą książką dla mnie o nauce jazdy na nartach, jest G. Jouberta "Pour appredre soi-meme a skier" -"Jak się samemu nauczyć jeździć na nartach". Kupiona w księgarni obcojęzycznej w Krakowie. Nie była tłumaczona na język polski. Jego poprzednia książka o podobnej treści była tłumaczona. Rozlatuje mi się od ciągłego wetowania przez chyba czterdzieści lat. Tam nie ma żadnych skrótów w nauczaniu. Jest konsekwencja od pierwszych ślizgów na wprost, poprzez skręty z przestępowaniem, pług, skręty z oporu, coraz mniejszego i skręty na równoległych nartach. (Dodam z prywatnego doświadczenia, że naukę pługu i z oporu można sobie teraz podarować, jak się ktoś uczy pod okiem instruktora i się nie obawia szybciej jechać. Pług się łatwo odkryje. A pług w dowolnym terenie to inna bajka). Dochodzi się do do śmigu i skrętu "S", który był sensacją w wykonaniu Patricka Rusella, zdobywcu Pucharu Świata, wychowanka Jouberta. Dochodzi się poprzez pogłębianie techniki i ustawiczną redukcję błędów. On tłumaczy wszystkie błędy i podpowiada jak je usuwać. Kończy się na bardzo dobrym narciarzu, który jeździ po muldach i w puchu. Taki narciarz może spróbować uczestniczyć w zawodach amatorskich. Joubert uczy skrętów, krótszych skrętów, które sobie można potem wydłużyć. A które, według moich prywatnych obserwacji przez lata, są prawie nie możliwe do osiągnięcia w późniejszym wieku. I którymi amatorzy(może z nielicznymi wyjątkami nie umieją jeździć). Koniec to informacje jak ustawia się slalomy(te dawniejsze specjalne). Na samym końcu jest tabelka, w dowolnym tłumaczeniu " Drabinka poziomu narciarzy francuskich". Zaczyna się od "Serii Elite"(Elita)- członkowie kadry francuskiej. Następnie Seria I - najlepszy czas narciarza serii elita(minimum czterech sklasyfikowanych z tej serii na mecie) i dodane 5 % do jego czasu. Seria II, znowu plus 5 % czasu to trenerzy(moniteur). To słowo jest tłumaczone też instruktor. Ale dalej jest "brevet instructeur"(dyplom instruktora)- przy serii VI. Seria VII - to "dyplom inicjatora". Od serii V transze rosną do plus 10 %, z tym, że trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że czasy w seriach się określa na zawodach odpowiednich dla danej serii(trudności trasy, liczba bramek). Seria Elita i I to FIS. Potem poziom "narodowy", "lokalny", "klubowy". Francuska Federacja Narciarska liczyła w momencie wydania książki 600.000 członków. Dla młodych narciarzy były odznaki"Kozica" (pewnie slalomista) i "Strzała"(umiejętności w kierunku zjazdu). Proszę każdego z czytelników, by spróbował się umieścić jakoś ze swoimi umiejętnościami na tej drabince. W każdym razie instruktorzy są bardzo nisko. Instruktorzy z przygotowaniem zawodniczym to monitorzy(trenerzy). Trudno z nimi konkurować na amatorskich gigantach. Ponieważ slalomów się organizuje bardzo mało. Był na forum kolega, który miał tu jakieś osobiste sukcesy. Ale przestał sie udzielać. Choć te posty dotyczyły głównie innego kolegi. Który był jego wirtualnym konkurentem.
  10. Mam "Narciarz Doskonały", Ron Le Master po polsku -1999 r. Tytuł originalny "The Skier`s Edge", czyli "Krawędź Narciarza". Kto chce za friko, to wyślę. Info na prv. Koledze "Lobo" podarowałem swego czasu książkę Harolda Harba(w ang.) Tytuł mi wyleciał z głowy. Kupioną na kartę w Stanach. A w sieci się roi od różnych porad. Zbierając je do kupy, można sobie samemu napisać książkę. To też był mój konik.
  11. Amator będzie zawsze amatorem w sensie konkurowania na zawodach. Konkurując przekracza się barierę strachu. Wiejskie chłopaki, mające jakieś stare narty. Robiły sobie tory do zjazdu. I jeździli. W Koninkach taki z początku szaleniec, "dochrapał" się stopnia instruktorskiego. Konkurowanie wpływa na psychikę. Wydaje się mi, ponieważ nigdy nie byłem "formalnym"zawodnikiem w żadnej dyscyplinie. Choć mam licencję zawodniczą Związku Tenisowego w Tunezji, ale to raczej kwestia do kabaretu. Chociaż licencja jest prawdziwa. Więc wydaje mi się, że człowiek się uodparnia na stres na starcie. Ma przed sobą zadanie, pojechać jak najlepiej., jak może. Dobrze byłoby wygrać. Ale jak pójdzie gorzej to nie ma tragedii. Trzeba przeanalizować i pracować dalej. Amator chciałby wypaść jak najlepiej. Za ostro, to wypadnie dosłownie. Za asekuracyjnie, to ma ten czas. Nie ma doświadczenia na ile. Nie wie jakie błędy robi, ponieważ nie ma trenera pod ręką. Dlatego jest zawsze do tyłu. Ale jest jeszcze coś takiego jak duch sportowy. Duch, który jest ciągle niespokojny. Duch, który powoduje, że się konkuruje z sobą. Ja konkuruję ciągle z sobą. Z własnym ciałem, które się starzeje. To też jest konkurecja, jak w alpinizmie. Lezie się na górę, by wyjść. Nie ma widzów, nie ma medali. Nikt o tym nie wie. A kark można skręcić. Czy to źle, gdy mam przy sobie dobry sprzęt? Raczej to pomaga. Ale może kupowanie drogiego sprzętu nie ma sensu(kosztem ważniejszych rzeczy), gdy o wejściu na tą górę decyduje doświadczenie, a nie sprzęt?
  12. Plus80

    Rowerek stacjonarny

    Przyszłość przed Tobą! Moja żona w tym wieku(domyślam się) dopiero stanęła na nartach. Przydałby Ci się na stałe trener. Instruktor może nie wystarczyć, jak pójdziesz do przodu. Inaczej zmarnujesz nieco wysiłek, jeśli chodzi o narty. Polecam jednak więcej dynamiki, kosztem siły. Narty lubią miękką jazdę. I dłużej tak można jeździć, przy dobrej technice. Bonus już mam! Pozdrawiam
  13. Ja uwielbiam analizę takich filmów. Wogólę analizę filmów. I za każdym razem się przekonuję, że jest pewien pułap techniczny, który można osiągnąć, przy dobrym szkoleniu. Mogę powiedzieć, że można osiągnąć pewien poziom zawodniczy. Jeździć, jak zawodnik w sensie wykonywania pewnych "gestów", przez poszczególnie części ciała. To jest bardzo dużo. I o to warto walczyć. Ale zawodnik to jeszcze coś znacznie więcej. To tak w skrócie określę, ponieważ głównym czynnikiem jest czas, na zdefiniowanej(ustawionej) trasie. - reakcjaa organizmu, na "nadlatującą" tyczkę, jeden z głównych czynników, czynnik osobniczy, - strach paraliżujący, wystarczy że powoduje pewną asekurację, zwiększa margines bezpieczeństwa. Oczywiście można pisać o kondycji, sile mięśni, wydolności organizmu na chwilowe wysiłek, umiejętności ślizgania, dozowanie krawędzi w zależności od rodzaju śniegu. I wielu jeszcze czynnikach, wpływających na ułamki sekund. A teraz co mnie się wydaje, jeśli chodzi o te filmy. Obaj podnoszą wewnętrzną nartę w skręcie. Tylko Tomba znacznie wyżej i dłużej. Sykora jedzie już na dwóch nartach w lini spadku stoku. Obaj jadą na krawędziach("karwingiem"), tylko narty nie są takie chętne do skrętu. Reszta jest zbliżona do tego, jak się teraz jeździ. Nie jestem trenerem, ani nie pracuję naukowo w nartach, by dzielić zapałki na cztery części. Nie da się tych filmów ściagnąć. Jak ściągnę to dzielę na klatki. Tu tylko zwolniłem do 0,25. Oglądałem kiedyś w niemieckiej teiewizji z satelity film. Pisałem już o tym na forum. Porównywali czas przejazdu Girardelliego i zawodnika austriackiego z kadry. Ustawiono dwadzieścia parę bramek giganta(Girardelli pięćdziesiątka). I pierwsza próba. Stare narty. Zdaje mi się że Girardelii miał o sekundę lepszy czas. Zawodnik się coś tam tłumaczył dlaczego? Druga próba- karwingi. Tu zawodnik miał cztery sekundy do przodu.
  14. Ostatni post w tym temacie. Po nim serwer pod Paryżem szlag trafił w pożarze. Reaktywuje teraz temat. Żona mi doniosła ze swego "fona", że jakaś babka się poślizgnęła i pojechała na ubranu w stronę Goryczkowej. Ponieważ jestem na forum jednym z czołowych ekspertów, jeśli chodzi o Kasprowy. Nie żebym był tam kiedyś gwiazdą w zjazdach. Ale wśród amtorów nie miałem się czego wstydzić. Raczej przeciwnie. Kasprowy znam od różnych stron, z wyjątkiem Doliny Cichej. W tą stronę jakoś niegdy nie spadłem. Jesli chodzi o zjazd to bym tam nawet zjechał. Chociaz droga do cywilizacja była długa. Ale była obawa, że skończyło by się to nieco dłuższym pobytem w odosobnieniu, w zdrowych warunkach. Zjechałe za to do Doliny Kasprowej. Też nielegalnie. Ale tu akurat nikogo nie było z pograniczników i szybciutko byłem w Kuźnicach. Stoki od Gąsienicowej i Goryczkowej znam doskonale. Jeździło się tu wszędzie, jak był w tych miejscach śnieg, czy nawet bardziej przypominający lód. Mojej damie zdarzyło jej się wyjechać kilka razy krzesłem na Goryczkowej w mojej obecności. Więc zaczęliśmy dyskusję przy stole kuchennym, jak to mogło być z tą kobietą. Musiała być na samym szczycie, obok dzwonu. I się poślizgnęła w niewłaściwą stronę. Gdyby we właściwą, to ten tłum narciarsko-turystyczny, wychodzący z holu kolejki by ją złapał. Na stronę Goryczkowej jest u góry dość stromy stok. Potem po kilkudziesięciu metrach jest duże "wcięcie" w zboczu w stronę grani, dla elity narciarskiej jeżdżącej po Kasprowym. Dalej za wcięciem jest łagodniejący stopniowo stok. Zwykle usiany dość gęsto kamieniami. Znam te miejsca, ponieważ dawniej robiłem sobie skróty, kierując się odrazu ze zjazdem w stronę podpory wyciągu. Były nielegalne. Ale przestrzegać legalności, gdy wszędzie tylko kamienie, a śniegu aż na lekarstwo? Kierując się w stronę podpór można zjechać do dolnej stacji wyciągu, albo też na Myślenickie Turnie. Z tym zjazdem na Myślenickie Turnie to jest ciekawa historia. W Zakopanem miała być Olimpiada Zimowa. Największy problem był ze zjazdem, z Kasprowego. Musi mieć te minimum osiemset i więcej różnicy poziomów. I trasa nie może być taka długa jak do Kuźnic, tylko dwa razy krótsza. Więc zjazd przez Myślenickie Turnie. Ałuś sprowadził nawet jakiegoś eksperta od wytyczania tras zjazdowych. Nawet go przygotowywali już przed wojną, wycinając odpowiednią przecinkę w lesie poniżej tych turni. Nazywał się FIS...Tu nigdy nie zjeżdżałem, ponieważ rosły gęsto krzaki. Po tym krótkim wstępie o ślizganiu się tej Pani. Cieszę się, że to tak się skończyło i nie uderzyła głową o jakiś kamień, publikuję stosowne zdjęcie, pokazujące jej drogę. Wcięcia od stacji na Goryczkowej jeszcze nie ma. Należało się samemu wciąć w śnieg.
  15. Plus80

    Rowerek stacjonarny

    Po tych nędznych przygotowaniach na rowerku wyszedłem dzisiaj na stok. Stok "fisowski". Jak nie ma tej marki to jeżdżę zupełnie rekreacyjnie. Na fisowskim budzi się we mnie duch sportowy. I dlatego tyle piszę o rowerku. Prawdziwy sportowiec narciarski nie ogranicza się tylko do nart. Jest bardziej wszechstronny. Po czterogodzinnej pracy, podsumowałem moje osiągnięcia. Szybkość przejazdu na moich nartach uniwersalnych. Minimalna, nie licząc startu, 30km/h. Maksymalna 80 km/h. A nawet mogło się zdażyć jedno ekstremum(matematyka) 90 km/h. Pokonana długość na nartach(po krzywej). Nędzne 20 km. Liczba skrętów, ok. 600. Najkrótsze, o promieniu poniżej 10 m. Niestety wolne i takie jakieś wymuszone. Za to te o promieniach kilkudziesięciometrowych to sama radość. Uczucie, jak bym sam był na tym stoku, co zawodnicy w SG w PŚ.
  16. Jeśli chodzi o takie narty to ja dzisiaj na nich jeździłem. Nadają się do slalomu i giganta. Chociaż bardziej do slalomu. Do giganta bym im dołożył z 15, 20 cm. Do mojego giganta! Te cm są mi potrzebne, by poważniej konkurować. Nie z powodu brania czegokolwiek na dwa razy. Każdy łuk biorę na jeden raz. Taki mam zwyczaj. Unikam tylko łuków, których promień dąży do nieskończoności. Do jazdy rekreacyjnej w sam raz. Szczególnie, gdy twardy stok z odsypami. Sądzę, że 90 km/h da się na nich zrobić. Nie na tym z odsypami ! Aby jechać na takim stoku 90 km/h to trzeba by zaimportować jakiegoś Hirschera. Dają radę na ciapie, w długich łukach. W krótkich nie za bardzo, ponieważ za mała szybkość. Super narta. Jakiś stary model, lekko zużyty zmieściłby się w 1500 zł.
  17. Miło się było spotkać. Pozdrawiam
  18. Plus80

    Rowerek stacjonarny

    Nieźle, ale ja chcę jeszcze pożyć. Bez tego nie dam rady jeżdzić na nartach.
  19. Ponieważ jeździłen jednej nodze i skręcałem, i to na boazerii, i też już na karwingach, gdzie jest znacznie łatwiej. Więc spróbuję sobie przypomnieć w głowie, jak to zrobić. Gdybym był teraz na stoku to zrobię automatycznie. Biodro był zostawił w spokoju. To duża masa. Biodra się nie rusza(znam tylko jedną ewolucję, gdzie się go rusza "kristiannia leger", lekka, b stara ewolucja). Ruch powinien wyjść od kolana, gdy to jest narta zewnętrzna. Ale nie wystarczy tylko kolano. Razem z kolanem następuje lekkie uginanie nogi, ciało się obniża. Jest ruch ciągły, jak w każdym skręcie na równoległych nartach. To był skręt na narcie zewnętrznej. Teraz myśę, jak wykonam na tej narcie skręt w przeciwną stronę. Ale taki skręt, by nie podnosić do góry drugiej nogi. To podnoszenie równoważy korpus przechylający się do wnętrza skrętu. I to zapobiega upadkowi do wnętrza. Na dawniejszych nartach, nieraz podnosiło się tą nartę do poziomu. Wróćmy jednak do momentu, gdy kończymy skręt na narcie zewnętrznej. I która musi za ułamki sekund stać się wewnętrzną. I być przekręcona, gdy jechała na krawędzi dużego palca w bucie, na krawędź małego palca. Czym możemy tą nartę przekręcić? Tylko znowu kolanem. Ale jest obciążona więc się nie da łatwo zrobić Należy ją odciążyć przez wyprost na tej nodze. Narta zaczyna zakręcać, pojawia się siła, która podtrzymuje korpus, by nie zwalił się do środka skrętu. Sadzę, że analiza takich skrętów doprowadziła do ustawienia butów deskarza na desce. W jedną stronę jest to skręt "narciarski"(pozycja ciała). W drugą stronę narciarz się "wali" do wnętrza skrętu. Ale deska zakręca.
  20. Spróbuj. Tylko wybież sobie miejsce, żeby się samoczynnie zatrzymać bez skręcania. Najpierw jazda na wprost. Nie próbuj nic więcej! Będzie dobrze, jak pojedziesz kilkanaście metrów na jednej narcie. To będzie test, czy masz odpowiednią na niej równowagę. I głównie, że narta nie ucieknie z pod ciebie. Łatwo jest jadąc na jednej narcie, poprostu siąść na niej. Co jest niebezpieczne dla kolan. Wcześniej proponuję jechać na obu nartach na wprost. I przećwiczyć wychylenie do przodu(narty zwalniają) odchylić się o tyłu - przyspieszają i to dość znacznie. Pozycja prawidłowa na nartach, tak jak on ją pokazuje. Zrówoważona. Czucie buta pod całymi stopami(jeśli się to czuje?). Zostawmy w spokoju kolano i biodro. To dalszy i trudny etap.
  21. Riesneralm mi się podobał, ma fajne długie trasy. W tym jedna treningowa dla zawodników, mieszkających w hotelu przy górnej stacji krzesła. i dlatego wybrałem Mittendorf. Loser był na tym samym karnecie.
  22. Mam kurtkę od lat. Kiedyś to była średnia półka. W Zverowce, u przyjaciół Słowaków zaczepiłem przy Pomie na górze o drut zbrojeniowy. Obsługa, jako "słupki" do siatki użyła solidnego drutu wbitego w śnieg. Na rękawie powstało rozdarcie prawie na 10 cm. Nowiutka kutka z napisami, ile przepuszcza to pary...Może człowieka szlag trafić. Sprawa beznadziejna. Takiego materiału się nie dostanie, wykluczone. Jakieś złote ręcę może to zacerują. Ale poszukiwania po świecie się opłaciły. Jakaś firma w USA sprzedawała takie"naklejki" na kurtki, jak np" -leśny strażnik, -członek komisji przeciwpowodziowej... Mam sporo takich naklejek. Sprowadzonych. Jedna mi dopasowała. Zupełnie przypadkowo. W kolorze, który ma moja kurtka(czerwony). Duża, średnica 15 cm i ma w środku jakby lilijkę harcerską. I napis wokół(sprawdzę zaraz) "Training center...". Miały te naklejki taką zaletę, że z klejem. Należało żelazkiem z wyczuciem pojeździć i się skleja z materiałem. Dodatkowo brzegi zczepić z materiałem kolorową nitką. Mam ponad dziesięć lat tą łatę. Kurtka była prana wielokrotnie. I wyglądam bojowo! Facet z cetrum treningowego. Na stoku nie odbiegam stylem jazdy zbytnio od takiego "eksperta". Jutro też rodzinnie zawitam na Mosorny. Z moimi podopiecznymi. Już ich nie "trenuję". Jedna podopieczna jest już nieodpowiednio młoda. Drugi podopieczny preferuje styl jazdy całkiem poprawny. Ale jest zdecydowanie szybszy odemnie. Celuje na jazdy między krzakami. To też mi kiedyś odpowiadało. Teraz już nie. Więc jeśli ktoś by miał ochotę zagadać do eksperta z "centrum trenigowego" to śmiało, bez obaw. Formalnie nie daję rad, ponieważ nie mam odpowiedniego certyfikatu. Ale za zwykłe pogadanie o nartach nic mi chyba nie grozi.
  23. W roku(2020) chciałem jechać do Hinterstoder i Wurzeralm. Najbliższy(600 km)z okolic Świnnej Poręby, fajny ośrodek Zmieniłem na Bad Mittendorf, nieco dalej, by zaliczyć trzy ośrodki. Zapłaciłem 50 % i nie pojechaliśmy z powodu covida. W tym roku pojechałbym jeszcze do AUSTRII. ale nie przy takiej sytuacji, jak obecnie. Jest mnóstwo ośrodków bliżej, poniżej 600 km. Zaczynają się już za Wiedniem, w górach, jak nasze wysokie Beskidy. Polecam portal Bergfex, po polsku. Wszystko tam jest.
  24. Plus80

    Rowerek stacjonarny

    Mam swoje podejście do tych spraw. Nie jestem jakoś zawodowo przygotowany do treningu własnego ciała. Ale jestem oczytany i też jestem pilnym obserwatorem od lat jego reakcji. Obserwuję różne reakcje, nie po to by zaraz udać się do lekarza, czy poszukać lekarstwa. Ale by zrobić coś zupełnie odwrotnego. Nie lecę z byle czym do lekarza. I unikam pigułek. Ile się da. To taki mały wstęp. Kwestia ćwiczeń do nart zjazdowych. Wiadomo jaki to sport i które części ciała najbardziej "cierpią". I które najbardziej powinny być wytrenowane. Narty, to w powszechnej świadomości głównie nogi. Taka brutalna siła, wypracowywana przez przysiady ze sztangą. Lub tylko przez przysiady. Tylko, że przy skrętach, noga(noga zewnętrzna, obciążona) nigdy nie jest tak zgięta, jak przy przysiadzie. Gdy się pojawia największa siła na nią działająca, to staramy się ją prostować w kolanie. Miałem dawniej mocno zgięte nogi w kolanach. Jeździłem z odchyleniem do tyłu. I zawsze czułem ten piekielny bół mięśni ud następnego dnia. Zmieniłem ten styl. Na rzecz większego wychylenia do przodu wyprostu nogi zewnętrznej przy prowadzeniu łuku. Ale ten wyprost musi być połączony z pochyleniem nart na krawędź. Z dużym pochyleniem. Następna sprawa. Dynamika ruchu. Co to jest kadencja na rowerze. Kadencja 60, to sześćdziesiąt obrotów korbą na minutę. W czasie każdego obrotu każda noga pcha z pewną siłą swój pedał. Siła zależy od nastawionego oporu. Ale wywierana jest cyklicznie, pół sekundy jedna noga, pół druga noga. Popatrzmy jak wygląda sprawa na nartach. Zmierzyłem siebie z filmu, tak w przybliżeniu. Najkrótszy, znaczony skręt to ok. 1 sekundy. Z reguły dłuższy, ale zaliczany do krótszch ok. 1,5 s. Czyli w takim samym czasie jest wysilona tylko jedna noga, z tym że siła działająca na nią jest zmienna. Narasta stopniowo i maleje do zera, gdy obciążenie przejmuje kolejna noga. Bardzo podobnie jest na rowerze. Rower ma koło zamachowe. Rozpędzone, ułatwia pracę następnej nogi. Na nartach jest to samo. Szybkość ułatwia przejęcie ułatwia łagodne przejęcie obciążenia przez następną nogę i ułatwia bardzo zapoczątkowanie skrętu. Narty, szczególnie w wydaniu slalomowym wymagają bardzo szybkiej reakcji nóg(dużej kadencji na rowerze). Siła nóg nie jest tak krytyczna, jak w przypadku zjazdu. Ale muszą występować te dwa czynniki jednocześnie, szybkość reakcji mięśni i ich siła. Wolne przsiady, "stołeczki" przy ścianie dają tylko siłę. Dobre i to, gdy nogi są "miękiszon". Ale bardziej ambitny narciarz powinien zadbać o dynamiczne wytrenowanie własnych mięśni. Czasem dawniej zbiegałem slalomem po leśnym zboczu. Krzaki stanowiły tyczki, podłoże poryty stok. To był dynamiczny trening do nart. Jeżdżę na nartach miękko. Nigdy nie miałem jakichś problemów, by mi noga "załamała" się przy skręcie. Ale są szarpnięcia, które wymagają siły mięśni. Inaczej, to odrazu puszczają. Początek sezonu, narciarze początkujący, zmęczenie i noga w gipsie. A co jeszcze z układem krwionośnym i oddechowym do krótkich intensywnych wysiłków? Niech lekarze z forum napiszą swoje.
  25. Używałem ładnych parę lat starego żelazka do prasowania. Ale miało regulację temperatury. Ważna skala! Jak się nie dogrzeje, to wiadomo. Jak się przegrzeje raz, to też widać. Smar dymi i trzeba zmniejszyć temperaturę. Miało też dziurki. I narty były posmarowane. Ale ja stosowałem też inne triki. Posmarowałem na zimno, grubszą warstwę i nad palnikiem gazowym roztapiałem nieco smar. Może być palnik malutki, do biwakowania na propan-butan. Smaru się nie wetrze, ale coś tam wsiąknie. To metoda na skituring. Nie żartuję! Smar jest ważniejszy. Byle firmy to sobie można do d. włożyć! Teraz mam żelasko Toko. Zrobiłem się wygodny. Cykliny, kątownik profeska! Pilniki profeska! Szczotka do rąk. Użytkownik prawie profeska. To już pisałem, ale powtórzę -Stuhec, która zdrowo zapieprza w DH, miała narty przygotowywane w pakamerze przez swoją mamusię. Smarować! Jak się smaruje, to się jedzie. Jak ktoś chce jechać, to niech smaruje. Jak ktoś chce jechać jak mistrzowie, to musi mieć dziesięć razy droższe smary. Wtykać termometr do śniegu. Znać się na prognozach pogody. I wogóle to mieć swoje tajemnicze receptury. A jak jeszcze mu się trafi zawodnik, który często wygrywa, to część tej chwały spadnie na serwisanta.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...