Skocz do zawartości

sese

Members
  • Liczba zawartości

    1 043
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez sese

  1.   Z tymi dwoma stwierdzeniami nie mogę się zgodzić. W wielu sprawach sądowych o wypadki drogowe dowodami są zapisy z miejskiego monitoringu a nawet zapisy z kamer obsługujących bankomaty. Żadna z tych kamer nie ma stosownej homologacji, ale biegli z zakresu technik audiowizualnych na podstawie parametru fps (klatek na sekundę) danego nagrania oraz prędkości przesuwu zarejestrowanego pojazdu są w stanie jednoznacznie wyliczyć prędkość tego pojazdu i taka opinia jest jak najbardziej dowodem w sprawie.   Co do drugiego akapitu to pani mecenas zapomina o czymś tak istotnym jak art. 240 par. 1 k.k.: "Kto, mając wiarygodną wiadomość o karalnym przygotowaniu albo usiłowaniu lub dokonaniu czynu zabronionego określonego w art. 118, 118a, 120-124, 127, 128, 130, 134, 140, 148, 163, 166, 189, 252 lub przestępstwa o charakterze terrorystycznym, nie zawiadamia niezwłocznie organu powołanego do ścigania przestępstw, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. Oczywiście większość z tych przepisów dotyczy ciężkich i rzadko spotykanych przestępstw, ale np. art 189 k.k. (pozbawienie wolności) zdarza się dosyć często i pewnie rownie często jest mniej lub bardziej przypadkowo nagrywane.   W tym świetle stwiedzenie, iż "polskie przepisy, co do zasady, nie przewidują prawnego obowiązku zawiadamiania organów ścigania o podejrzeniu popełnienia przestępstwa/wykroczenia" jest niedorzeczne.
  2. Zgadzam się ze wszystkim co napisałeś. Mam tylko dwa pytania: 1) dlaczego to szkolenie nosiło nazwę "szkolenie serwisowe - II stopnia"??? 2) dlaczego to "szkolenie serwisowe - II stopnia" kosztowało dwa razy więcej od szkolenia podstawowego - I stopnia??? Jak ktoś mi logicznie odpowie na te pytania to obiecuje, że nie napisze ani posta więcej w wątkach serwisowych.
  3.   Mówmy wprost - nie próbował zrobić dym tylko zarzucił dystrybutorowi, że "znakomity wyrób tej firmy" totalnie nie sprawdza się w warunkach polowych do jakich został stworzony. Kwestia wymaga szerszego naświetlenia: Czas i miejsce akcji: nieogrzewana narciarnia w Serfaus, Zadanie: posmarowanie nart na gorąco znakomitym produktem TOKO - irox fluoro Efekt: smar błyskawicznie (jeszcze w locie) krystalizuje się, a w momencie kontaktu ze ślizgiem tworzy punktowe plamy, które nie dają się rozsmarować żelazkiem ustawionym na rekomendowaną temperaturę, a nawet 10 stopni wyższą. Dzięki wrodzonemu uporowi serwisanta jednak po kilku minutach irox zostaje rozsmarowany na powierzchni ślizgu. Według zapewnień TOKO wystarczy teraz odczekać 10 minut, a potem użyć SAMEJ szczotki aby uzyskać perfekcyjny efekt smarowania. Niestety - szczotka nawet nie drasnęła powierzchni smaru, który w międzyczasie zamienił się w megatwardą skorupę. Cyklina ledwo dawała radę, ale wymagała użycia siły zbliżonej do niebieskiego HF...   To samo smarowanie zostało powtórzone na szkoleniu TOKO w temperaturze pokojowej i przy nakładaniu na rozgrzaną wcześniej nartę. Efekt był taki, że smar ładnie rozprowadził się na powierzchni narty i dał się "ściągnąć" za pomocą samej szczotki.   Wniosek: Irox super sprawa, ale tylko do użycia w temperaturze pokojowej. Niestety mój garaż, moja piwnica i wszystkie przeze mnie widziane narciarnie w Austrii nie spełniają tego warunku Dodatkowo ani producent tego "znakomitego wyrobu" ani jego dystrubutor nie wspomnieli na opakowaniu, iż używanie iroxa w temperaturach niższych od pokojowych przynosi więcej szkody niż pożytku. I nie jest ani łatwiej, ani szybciej, ani przyjemniej...        Bardzo byłbym wdzięczny, abyś tego rodzaju nauki/porady pozostawił dla swoich dzieci ewentualnie innych bliskich...   Po raz kolejny proszę abyś odstosunkował się od moich "tyłów". Hesia nie zabrała w tej dyskusji ani jednego słowa, bo to po prostu ani nie Jej poziom dyskusji, ani nie Jej  poziom "serwisanctwa". Jestem wystarczająco zażenowany tym, że zaciągnąłem Ją na omawiane szkolenie i że musiała tego wszystkiego wysłuchiwać. Chciała wprawdzie wyjść po pierwszych kilkunastu sekundach, ale było Jej głupio, bo widziała jak się napaliłem na to szkolenie...       Dokładnie na to liczyłem... Liczyłem, że się czegoś NAUCZĘ... Czegoś nowego... Czegoś, czego nie wiedzą amatorzy po pierwszym stopniu szkolenia i jako takiej praktyce... Liczyłem, że po szkoleniu wskoczę na kolejny "level" serwisowego świata...   PS: Ze strony Hesi tylko jedna, jedyna prośba - aby wort przestał pisać bajki o planowaniu nart/ślizgów/czy innych wakacji... sorry wort
  4. Mniej więcej tak to wyglądało dwa tygodnie temu. Tylko kolor żelazka i imadeł był inny Zmieniła się też trochę technika - wg szkolenia na którym ja byłem już nie machamy żelazkiem w lewo i prawo, a jednostajnym ruchem ciągniemy od tipów do tailów. Dodatkowo robimy to tak, by smar zastygał w odległości około 5-7 cm za stopą żelazka a nie tak, żeby narta "była cała błyszcząca" 
  5.   Ad 1 Racetiger SL - specjalistyczne ??? To zwykła sklepówka jest. Dla połowy tuzów tego forum za słaba by nawet na nią spojrzeć... Ad 2 Nie mierzyłem, wystarczyło mi info dystrybutora/importera Volkla na Polskę.
  6.   To co zrobisz w sytuacji gdy wszystkie Volkle Racetiger SL są fabrycznie podcięte o 1,5 st.?
  7.   Nie napisałem że to dobrze - chodziło mi tylko o to że maszyna była na tyle delikatna że zebrała tylko część krawędzi, nie szlifująć całej jej grubości (z bocznego punktu widzenia) na jeden zadany wcześniej kąt.
  8.       Najwidoczniej źle zostałem zrozumiany, albo w niewłaściwy sposób to opisałem. Maszyna była bardzo delikatna - aż za bardzo. Spód splanowała w ten sposób, że zebrała tylko tyle ile było absolutnie potrzebne dla wyrównania ślizgu i ani mikrona więcej. Pisząc, że zebrała 1/2 wysokości krawędzi bocznej miałem na myśli, że tylko połowę a nie, że aż połowę - zeszlifowana i zpolerowana została tylko dolna połowa wysokości krawędzi, zaś górna połowa pozostała nietknięta (coś takiego jak przy delikatnym przejechaniu pilnikiem podczas ręcznego serwisu i jednoczesnej zmianie kąta np z 87 na 88)
  9. Kontynując temat tego kombajnu podam coś zaskakującego - jest on tak precyzyjny i delikatny, że nawet nie "ruszy" waszej narty jeśli jest ona za bardzo zajechana, zardzewiała albo pokancerowana. Dlatego serwisant musi najpierw obrobić nartę na mniej skomplikowanej maszynce (i uzupełnić ubytki w ślizgu jeśli to konieczne), a dopiero później może ją oddać w ręce SF1. Śmiesznie wyglądała sprawa gdy zmieniałem na SF1 kąt boczny - maszynka za 120.000 Euro zebrała jedynie 1/2 wysokości krawędzi
  10. Fredo nie idź w półśrodki - polecam Reichmann SF-1  http://www.reichmann...hines/sf-1.html Robi wszystko i to znacznie szybciej niż w 20 minut Cena z tego co pamiętam 120.000 Euro...
  11.   Ciebie nie było, ale był inny Bocian. Nawet do niego zagadaliśmy czy to przypadkiem nie Ty
  12. Odnośnie dymka z żelazka mamy na forum specjalistę może się ujawni i zabierze głos w dyskusji. Jedno mogę zaświadczyć dymek (i to nie mały) go nie przestraszył...   Skoro jesteśmy przy merytorycznych kwestiach a temat zahartowanej krawędzi został wymieniony już w pierwszym poście, to pytanie czym usuwacie takie ustrojstwo. Wiadomym jest że zwykły - metalowy pilnik z tym sobie nie poradzi. Do soboty uważałem że trzeba zastosować kamień i takowego zawsze używałem (w moim przypadku różowy o nazwie universal edge grinder) Na wspomnianym wcześniej szkoleniu zasugerowano natomiast żeby używać do tego diamentu... Pytanie co lepsze i skuteczniejsze? Szukając odpowiedzi natrafiłem na fajną dyskusję na: http://forum.gazeta...._nie_tylko.html 
  13.   Nikt nie pisze, bo ręcznie tego nie zrobisz... A wątek i szkolenia dotyczą zazwyczaj rękodzieła  
  14.   Nerwy mi w tym momencie puściły...  Ustalamy fakty: 1) nie jestem związany z żadnym ani wrocławskim, ani innym serwisem (chyba że za formę związania uznamy oddawanie do jednego z serwisów nart do zrobienia) 2) w życiu nie przepracowałem nawet jednej minuty jako serwisant. Mało tego nigdy nie nasmarowałem/naostrzyłem żadnych nart poza swoimi własnymi 3) na szkolenie TOKO poszedłem jako amator - pasjonat a Hesie zaciągnąłem tam w sumie na siłe. Zresztą zapłaciłem ze swojej kieszeni za szkolenie  na długo przed tym jak Hesia dowiedziała się o tym że ono w ogóle jest organizowane (miała być to niespodzianka)  4) jak doskonale wiesz sam na forum informowałem o tym szkoleniu i wielokrotnie bardzo zachwalałem jego poprzednią edycję (czułem się nawet trochę nieswojo w obliczu tego, że kss, kaja 45 i inni "forumowi serwisanci" organizują swoje szkolenia, a ja reklamuje i polecam to organizowane przez TOKO ) 5) w sobotę Pana Witka widziałem po raz pierwszy w życiu na oczy. Wcześniej nawet nie wiedziałem że ktoś taki istnieje 6) pierwszy raz na stronę Pana Witka wszedłem dopiero po szkoleniu żeby sobie na spokojnie obejrzeć to co było na szkoleniu 7) prywatna wojna z TOKO??? Skoro tak uważasz... Dziwne tylko że na każdym moim serwisowym akcesorium (począwszy od imadeł i żelazka a skończywszy na gumkach do skistopów) jest logo tej właśnie marki 8) pytań nie zadawałem z tego powodu że ich nie miałem (to co robił Pan Witek było dla mnie jasne i oczywiste). Nie neguję tego że można było zadawać pytania tylko o co, skoro nic nowego nie zostało powiedziane...   9) byłbym bardzo wdzięczny jakbyś łaskawie pominął osobę Hesi w tym wątku. Jak widzisz nie napisała ona ani jednego postu w tym temacie.    Jeszcze jedna prośba na koniec - przestań doszukiwać się jakiejkolwiek "prywatnej wojny" tam gdzie jej nie ma. Nie będę odpowiadać na dalsze Twoje zaczepki ani oskarżenia. Przedstawiłem najlepiej jak potrafiłem swoją subiektywną (bo inna być nie może) opinię o sobotnim szkoleniu, uznając iż było ono do bani jak na poziom którego miało dotyczyć (w przeciwieństwie do poprzedniego szkolenia prowadzonego przez Szwajcara, które było świetne) 
  15.   Świetnie to ująłeś. Ja nie kwestionuje wiedzy ani doświadczenia Witolda Gątarskiego. Serwisem zajmuje się hobbistycznie i na dobrą sprawę się na tym nie znam, a napewno nie tak jak Wy czy Pan Witek. Ale jeżeli dystrybutor czołowej marki serwisowej organizuje szkolenie, dzieli je na dwie częsci - początkujący i zaawansowani, a na dodatek różnicuje cene za oba poziomy - 80/160 zł, to ja chciałbym wiedzieć za co zapłaciłem. Na dzień dzisiejszy mam nieodparte wrażenie, że wydałem 160 zł (a nawet 320 zł bo zaprosiłem na szkolenie Hesie, licząc na to że oboje będziemy mieli sporą frajdę) za: 1) możliwość obejrzenia broszury TOKO wyświetlanej na rzutniku 2) możliwość obejrzenia zdjęć z galerii Pana Witka - dokładnie tych samych, które obejrzałem sobie ponownie dzisiaj na laptopie z kawką w ręce i w domowych pieleszach 3) możliwość obejrzenia "dobrze wykonanej roboty" polegającej na zakofiksowaniu dwóch dziurek, naostrzeniu jednej krawędzi od boku i dołu oraz nasmarowaniu ślizgu 5 smarami (bez urazy, ale identyczny pokaz mogę sobie zrobić w każdym czasie - wystarczy że przyniosę skrzyneczkę narzędziową z piwnicy) Efekt był taki że z tego szkolenia nic nie wynieśli ani zawodowcy (bo przecież to znają) ani początkujący amatorzy (bo z powodów które podałem we wcześniejszych postach szkolenie było niesamowicie chaotyczne i jeśli ktoś pierwszy raz coś takiego widział to i tak się nie nauczył smarować/ostrzyć)   PS. Kwestię szczotek i pilników podałem zupełnie dla przykładu -  doskonale wiem jaka jest prawidłowa kolejność ich użycia, ale niektórzy z kursantów chyba pierwszy raz widzieli coś takiego jak szczotka obrotowa. Problem w tym że Pan Witek nawet do ręki nie wziął diamentu, a na pytanie z sali (prawodopodobnie ze strony totalnie początkujących) "a co z diamentami?" odpowiedział: "nie będziemy tym się teraz zajmować". Jeśli nie tym, to do cholery czym ???!!!???    Po pierwszych 3 godzinach szkolenia straciłem wiarę w to że będzie dla mnie w jakikolwiek sposób odkrywcze, ale liczyłem przynajmniej na to że otaczający mnie jeszcze więksi ode mnie amatorzy (którzy notowali każde słowo Mistrza) poznają chociażby schemat prawidłowego serwisu. Niestety nie poznali...    Przypomniało mi się jeszcze jedno - jeden z punktów szkolenia miał dotyczyć nowości TOKO. Opisano nową klasyfikację smarów, wyjaśniono różnicę między nowym blackiem a starym molibdenem oraz przedstawiono prawdziwy HIT za 2.000 zł - TOKO EDGE TUNER EVO (elekryczna - taśmowa szlifierka do krawędzi). Niestety mogliśmy ją zobaczyć tylko na sucho - w fabrycznym pudełku   PS2. To że TOKO potrafi robić rzetelne szkolenia wiem po szkoleniu podstawowym - na którym byłem 3 lub 4 lata temu. Prowadził je jakiś Szwajcar (przepraszam ale nazwiska po tylu latach nie pamiętam), który jasno, łopatologicznie i przystępnie powiedział jak prawidłowo ostrzy i smaruje się narty. Przekaz był taki, że do dziś pamiętam. Dodatkowo podał mnóstwo ciekawostek z PŚ.  
  16. Wiek mam w profilu - 35... Serwisem się nie zajmuje i nigdy nie zajmowałem. Od mniej więcej 4 lat na własne potrzeby smaruje narty, a od 3 samodzielnie je ostrze... 
  17.   A redukcja ciepła powstającego przy ostrzeniu nie jest przypadkiem podstawowym powodem? Kiedyś widziałem filmik na którym w mikroskopowym zbliżeniu widoczne były kryształki diamentu mające kontakt z porami krawędzi narty. W tym mikro świecie tarcie i związane z tym ciepło ponoć jest olbrzymie, a dla nas niewyczuwalne przez właśnie jego mikroskale
  18.   Ciężko mi powiedzieć czego oczekiwałem, ale idąc na to szkolenie byłem przekonany, że wersja pro będzie się CZYMKOLWIEK różnić od szkolenia podstawowego . Liczyłem na coś w stylu tips&tricks - jak coś zrobić szybciej czy lepiej. Przydałoby się też omówienie błedów czy też uszkodzeń spowodowanych przez nieumiejętny serwis ręczny, Natomiast powtarzanie w kółko, że pilnik jest kierunkowy, a HF kładziemy na LF, albo wyjaśnianie co to jest drut i kiedy powstaje uznaje za stratę czasu. Liczyłem też na parę porad wynikających z praktyki i niesamowitego doświadczenia prowadzącego - jak np jakie pilniki/diamenty są najefektywniejsze, które gradacje można pominąć, a które naprawdę się przydają, jaka powinna być kolejność prawidłowego szczotkowania, zwłaszcza, że TOKO oferuje  szczotki mieszane (na zewnątrz inny materiał a w środku inny). Zresztą ze szczotkami to byla istna żonglerka - w ruch poszły (w takiej kolejności jak podaje): miedziana, nylonowa, znów miedziana, znów nylonowa ale obrotowa, końskie włosie. W między czasie Pan Witek wziął do ręki szczotkę owalną (stal+miedź, albo stal+nylon), po czym uznał, że jej nie zna bo to nowość i odłożył na miejsce.   Jednym słowem oczekiwałem więcej praktyki mniej teorii.     Ad 2. Na opisywanym przeze mnie szkoleniu podano fajny patent - przed użyciem pilnika metalowego wetrzeć w jego pory kredę. Wtedy widzimy non stop której części pilnika używamy, a ponadto cały syf po ostrzeniu wyleci nam z pilnika razem ze sproszkowaną kredą. 
  19. Krótka relacja ze szkolenia TOKO we Wrocławiu 25.10.2014   Szkolenie prowadził znany na forum Pan Witek z Krakowa, wstęp zapodał Pan Tadeusz Niebudek z TOKO. Pierwsze prawie dwie godziny zleciały na wyświetlaniu przy pomocy projektora powiększonych stron z ulotki promocyjnej TOKO, którą i tak każdy dostał na wejściu. Do tego komentarz Pana Tadeusza. A więc mieliśmy obszerną baśń o historii TOKO, ich logo, rodzajach śniegu oraz historii i klasyfikacji smarów. Niby ciekawe ale po pierwsze każdy to już słyszał kiedyś na szkoleniu podstawowym, a po drugie mógł dokładnie to samo wyczytać w trzymanej w ręku broszurce. Nie neguje jednak tej części szkolenia bo wiem że marketning rządzi się swoimi prawami i taki wstęp być po prostu musiał.   Druga część szkolenia (praktyczna) okazała się, niestety, moim zdaniem totalną katastrofą i niewypałem. Do dziś nie wiem dlaczego to szkolenie zostało nazwane "szkoleniem II stopnia - profesjonalne dla serwisantów".  Nie nauczyłem się na nim dosłownie niczego, nie zobaczyłem niczego nowego ani też nie usłyszałem o czymś, czego bym wcześniej nie wiedział.  Przepraszam - była jedna nowość - mianowicie dowiedziałem się, że przy używaniu smarów fluorowych (już od LF w górę) ma znaczenie sposób prowadzenia żelazka (ma być od tipu do tailu bez cofania) Tak ma być i już. Teza ta była nowością w teorii smarowania, ale dla mnie osobiście bez znaczenia bo od zawsze smarowałem narty "jednokierunkowo".    Przez 4 godziny szkolenia Panu Witkowi udało się: 1) zrobić prawie na gotowo (bez diamentu) dosłownie jedną dolną i boczną krawędź  2) wyrąbać dłutem i zakofiksować zwykłym kofiksem i metal gripem dwie dziury w ślizgu (oczywiście jedna z nich była przy krawędzi co uzasadniało użycie metalgripu) 3) posmarować na gorąco jedną nartę, dzieląc ślizg na 4 części i smarując je odpowiednio Hydro-Carbonem, LF, HF i czystym fluorem (najpierw proszek a potem trzykrotnie Helx). Mimo wysypania i wypryskania na ślizg fluoru za conajmniej kilkaset złotych, próba wody na dobrą sprawę nie pokazała żadnej różnicy między hydrofobowością LF, HF a czystego fluoru.  Potem w ramach bonusu było posmarowanie tej samej narty IROXEM. Wnioski takie, że idealna aplikacja IROXA możliwa jest tylko w pokojowej temperaturze i przy ciepłym ślizgu. Potwiedziło to moje doświadczenia, iż niemal niemożliwe jest nałożenie IROXA w lodowatej austiackiej narciarni (tężeje przy pierwszym kontakcie z zimnym ślizgiem w formie punktowych plam)   Poza powyższym moglismy dużo się dowiedzieć o tym jak bardzo spartaczone narty wychodzą z fabryki (zwłaszcza Atomici) i że jest na to jeden ratunek - możemy je wysłać do Pana Witka, on je sprawdzi, wystawi gleit, a my złożymy reklamację, która zostanie uwzględniona. Przy tym temacie obejrzeliśmy sobie na rzutniku zdjęcia uszkodzeń nart (zdjęcia są powszechnie dostępne na stronie Pana Witka w galerii) Oglądaliśmy je z predkością jedno foto na sekundę, bez omówienia danej wady/uszkodzenia a tym bardziej bez instruktażu co w danym przypadku można zrobić. Kolejne obszerne wynurzenia prowadzącego dotyczyły tego, że obecnie amatorzy (a zwłaszcza ci z family cup) popadają w wyścig zbrojeń - kupują HF, Helixy itd a potem nie nadążają za swoimi nartami. Sposób prowadzenia szkolenia był bardzo chaotyczny - nieustanne skoki od tematu do tematu, ciągłe dygresje, retrospekcje. Widać było że część uczestników gubi się w tematach i nie nadąża. Dodatkowo podstawowe pytania amatorów np o rodzaj i gradację pilników, rodzaje cyklin, sposób nakładania 100 % fluorów były zbywane że niby są to trywialne pytania, a z drugiej strony na szkoleniu nie poruszono niczego, co by świadczyło o tym że jest ono przeznaczone dla prosów. Sorki - była jedna rzecz - ciągłe wtrącanie tego że profesjonaliści używają profesjonalnych narzędzi danej marki (o to nie mam żalu bo wiadomo kto organizował szkolenie i gdzie) Najlepsza część szkolenia miała miejsce już po jego oficjalnym zakończeniu, gdy można było sobie pogadać z Panem Witkiem na wszelkie tematy. Dodatkowo cała ekspozycja TOKO była do naszej dyspozycji, więc można było sobie obejrzeć wszystkie te world cupowe (i nie tylko) eksponaty a potem je nabyć za ceny hurtowe (za to wielki ukłon i szacun dla organizatorów). Dodatkowo były pyszne pączki i kawa bez ograniczeń.   Podsumowywując miło było sobie odświeżyć to i owo po letniej przerwie, ale z drugiej strony do dzisiaj nie mogę sobie darować tego że zapłaciłem 160 zł za możliwość obejrzenia dokładnie tego samego, co samodzielnie wykonuje przynajmniej kilkanaście razy w sezonie. Pozdro
  20. Na szkolenie Toko we Wro od dawna nie ma miejsc - zapisywałem się na wersję PRO już ponad miesiąc temu i już wtedy nie było miejsc na szkolenie podstawowe. Szkolenie niestety kosztuje i to nie mało, ale jest pewien bonus o którym wiedzą tylko ci, co biorą udział w tych szkoleniach. Chodzi o możliwość zakupu w cenach hurtowych róznego sprzętu którym handluje dystrybutor organizujący szkolenie. Mi cena szkolenia "zwrócila" się z nawiązką przy jednoczesnym zakupie ostrzałki i paru pilników...  
  21.   Taki chodnik nie zastąpi żadnego normalnego wyciągu. O ile pamiętam to coś takiego jest na Penken przy górnej stacji Horbergbahn (żeby ludzie nie musieli podchodzić pod gondole). Niby fajne, sprytne i dobrze pomyślane, ale rodzi mnóstwo problemów, zwłaszcza przy schodzeniu z taśmy. Ludzie zamiast spokojnie poczekać aż ich taśma "zrzuci" na płaskie to kombinują, próbują łyżwy, niektórzy pługa. Efekt taki, że część zsuwa się na taśmie do tyłu, niektórzy wpadają na pozostałych użytkowników taśmy, przewracają się itp. Jednym słowem jest wesoło. Nawierzchnia niby tępa i z gumy, ale drgania taśmy powodują, że przy podjeździe człowiek trochę się zsuwa (około metra na całej długości taśmy) To znowu rodzi panikę i niepotrzebne kombinowanie. Efekty jak wyżej. Najlepiej radzą sobie z tym dzieciaki i to jest argument za tym aby tego rodzaju urządzenia służyły tylko im...
  22. sese

    Zermatt w sierpniu

      "Rewelancja" to mało powiedziane... Można by dużo pisać o ujęciach, krajobrazach, klimacie filmu, pracy kamery, muzyce, montażu itd, ale ja powiem jedno - mega relacja z wymarzonych "letnich" wakacji. Zazdroszczę niesamowicie i zaczynam planować coś podobnego na lipiec 2015... Wprawdzie nie Zermatt i Matterhorn, ale Kaprun i Kitzsteinhorn, ale mam nadzieje, że troche tego klimatu uda mi się poznać. Pozdrawiam
  23.   Moim zdaniem też właśnie chodzi o czysty marketing i licytacje. Gondoli jeszcze nie ma, ale wielki napis "HIT!" już wisi. Podobnie było przy otwarciu kanapy Winterpolu.  Dla typowego narciarza radość z gondoli na tak krótkim odcinku będzie średnia, ale dla "piechurów" możliwość komfortowego dostania się do Masarykowej Chaty pewnie okaże się bezcenna.        Szkoda tylko, że najdroższe i najbardziej wypasione wyciągi w Sudetach (6 Winterpolu w Zieleńcu i niemal identyczna w Karpaczu + kombibahn Nartoramy + gondola w Świeradowie) powstają na stokach średnio cieszących wytrawnych bywalów tego forum. Gdyby się dało wzorem dyrektora z "Poszukiwany, poszukiwana" (granego przez Jerzego Dobrowolskiego) poprzenosić te wyciągi w inne miejsca to by było idealnie. I jeszcze by "honorarium autorskie za poprawki w projekcie urbanistycznym" wpadło
  24. Radku to nie tak... Ja się cieszę z kazdej inwestycji w polskich górach. Mam świadomość, że  niestety nie będą one wyższe bo przecież nie usypiemy ich więcej... Pytanie tylko czy warto wydawać konkretną kasę na 780 m kombibahna, kiedy za te same pieniądze pewnie można zainstalować kilka 4-osobowych krzeseł (nawet z demobilu). Wtedy korzyść dla potencjalnego narciarza byłaby chyba większa... Chociaż z drugiej strony jakbyś walnął kombibahna na Dziku, to chyba bym jeździł w kółko  (nawet bez ViP ani bez Cafe)
  25. WOW. Do dzisiaj przytaczałem Zieleniec, jako magiczne miejsce, gdzie jest najkrótsza na świecie (650 m) sześcioosobowa, wyprzęgana i podgrzewana kanapa z osłonami. Teraz dojdzie do tego najkrótszy na świecie kombibahn (780 m). W komplecie mamy do tego najkrótszą 15 osobową gondole o długości 380 m (Polinka Wrocław) Pora na bicie rekordów w najdłuższych urządzeniach wyciągowych
×
×
  • Dodaj nową pozycję...