Skocz do zawartości

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 06.05.2025 uwzględniając wszystkie działy

  1. Widzę że ciekawa wycieczka. U nas potoki jeszcze zamarznięte . Też jeszcze dużo muszę się nauczyć … Pozdrowienia
    7 punktów
  2. i co w tym jeźdżeniu nas najbardziej kręci? Jurek_h w innym wątku rzucił fundamentalne (fundamentalne na forum narciarskim :)) pytanie: Co jest "jazdą" na nartach? Ja trochę rozszerzę to pytanie. Zacznę od siebie. Mój sposób spędzania czasu na nartach, sama jazda na nich, jak przypuszczam u każdego, mocno zmieniał się z upływem lat. Zacząłem dość wcześnie jak na owe czasy, lata 60., w wieku 14 lat, od zjazdu... z Kasprowego. Od razu poczułem fascynację narciarstwem zjazdowym. Przez kilka dobrych lat "szalałem" na nartach na Kasprowym czy w Szczyrku. To był mój, na równi z rowerem, młodzieńczy bzik. Nie miałem okazji, ale i ochoty na spróbowanie jazdy na zawodach. Podobnie jak na rowerze, pomimo że przez krótki czas należałem do klubu kolarskiego. Obie te aktywności: narty i rower to było przede wszystkim oderwanie od codzienności, kontakt z przyrodą i... samotnością, ale i radość z opanowania techniki jazdy. Nie konkurowanie z innymi. Na nartach jeździłem szybko i sprawnie. Prędkość nieźle mnie rajcowała. No i nartom zawdzięczam b. wiele. Być może życie. Potem przyszły lata dorosłe, żona, dzieci, praca. Jazda wciąż sprawiała mi dużo radości, ale jeździłem już spokojniej, wolniej. I z oczywistych względów rzadziej. Wolałem mniej zjechać, ale wg. mnie dobrze technicznie. Zacząłem doceniać nie tylko samo jeżdżenie, ale i możliwość bycia razem z rodziną i znajomymi w pięknych okoliczościach. A potem dzieci przestały z nami jeździć i zaczęło się przedemeryckie a później emeryckie jeżdżenie. Nie za dużo, sporo przerw, delektowanie się jazdą, radość życia, ale bez stawiania sobie wielkich wyzwań. Czas pokaże co będzie dalej. I czy będzie? 😉
    3 punkty
  3. Cze Ja się nie znam na rowerach szosowych, ale w niedziele w TV przypadkowo widziałem czasówkę dziewczyn (zespołowe) i tak zerknąłem z ciekawości, bo jedna z dziewczyn na rondzie się wywaliła i okropnie się potłukła. W związku z tym była masa powtórek z tego wydarzenia. Ujęcia z drona i w zwolnionym tempie. Na tych rowerach (może na szosach także, nie wiem) słabo się skręca, ujęcie z góry pokazało, że to bardziej motocyklowy skręt z położeniem ciała, inaczej niż na np. MTB. Jechały wolno i przednie koło jej uślizgło. Natomiast moim zdaniem miały bardzo cienkie kierownice (tak mi się to rzuciło w oczy) oraz takie V z włókna węglowego (to chyba owa lemondka) kiedy jechały na wprost. Takiego czegoś na ścieżkach nie widziałem. Chyba to dość specjalistyczny rower. Jazda takim sprzętem po mieście to chyba fanaberia i budzi ironiczny uśmiech, jednak jak pisał Witek, może to tylko przejazd do docelowego miejsca "treningu". Do brzegu. W zeszłym sezonie na Moltku będąc z Marasem, Damiano i Grace widziałem gościa (widzieliśmy) - starszy facet w gumie naturalnie na nartach DH. Pińć tras otwartych na krzyż, rano sporo osób, bo twardo i facet, który ewidentnie się męczy na sprzęcie, na którym normalnie jeździć się nie da. Był z kolega i nie wiem czy chciał przyszpanować, zupełnie tego nie rozumiałem i tylko można było patrzyć z politowaniem na jego walkę. Próbował cos rzeźbić na niebieskiej, ale tak naprawdę, to ten sprzęt w tych okolicznościach jest bezużyteczny. Tam nie ma gdzie pojechać na takich nartach. To narty na trasy zamknięte o odpowiednim profilu, coś można na nich skręcać pewnie w okolicach setki na zegarze, a i tak to będą obszerne łuki. Trzeba mieć miejsce. Tam ewidentnie nie ma takiej trasy, bo są krótkie a i wjazdy na kolejne wąskie i pod kątem 90-ciu stopni. Może jedna trasa by się nadawała z samej góry - dość długa, ale musiałoby być pusto - a tak nie było. Dla mnie to był przerost formy nad treścią. Ale co kto lubi. pozdro
    3 punkty
  4. Wziąłem krótsze.. koszyk majątek kosztuje 😉
    2 punkty
  5. widzę że udało się Tobie przykręcić do maszyny koszyk na narty
    2 punkty
  6. Ja jezdze "turystycznie" czyli: - od 9:00 do 16:00 (najchętniej 15:58 wejść do kolejki na samą górę) - z reguły wieczorem dzień wcześniej planujemy gdzie pojedziemy / jakie trasy zaliczymy następnego dnia - zjazd więcej niż 2 razy pod rząd tą samą trasą z reguły mnie nudzi, to jest dynamiczne planowanie gdzie by tu jeszcze pojechać do której knajpy wpaść itp. - lubię długie trasy 5-10km - technika sama w sobie nie jest dla mnie celem, jest środkiem do tego żeby bezpiecznie i efektywnie się przemieszczać - bicie rekordów prędkości to nie moja bajka, czasami wpadnę na trasę z pomiarem czasu ale bardziej jako urozmaicenie - robimy przerwy, fajnie jest zjeść cos dobrego w knajpie i/lub napić się piwa czy czegoś mocniejszego. To element turystyki a nie strata czasu bo można kanapkę w kolejce i dwa zjazdy więcej. - nie jeżdzę na orczykach chyba ze jest to niezbędne - wtedy sporadycznie mogę się złamać Biorąc pod uwagę powyższe unikam krajowych ośrodków, które w najlepszym przypadku ograniczają się do kilku tras (no może poza szczyrkiem) Nie wyobrażam sobie jeździć cały dzień góra dół tą samą trasą gdzie w zjazd trwa 3 albo 4 minuty. Mam znajomego co jeździ do krynicy tam pół dnia katuje czarną trasę i w południe kończy. Nie kwestionuje ze ktoś tak może lubić ale dla mnie to biegunowo odległe od moich preferencji uff ale się rozpisałem, będzie co krytykować😉
    1 punkt
  7. Poziom umiejętność 5/10. Czyli bez zmian... jak rok temu, czuję, że bez instruktora i solidnych 20 godzin jazdy z nim nie przeskoczę tej oceny. A bo zwyczajnie w świecie nie mam się czym chwalić. Czuję, że zmarnowałam rok, mogłam w tamtym roku wziąć instruktora, a tak nowe narty i tyle. Narty jak narty, różnica jest, ale z postępów swoich nie jestem zadowolona, bo ich zwyczajnie nie było. Jeździłam w styczniu w pierwszych dniach w alta badia, potem ruszyłam zwiedzać inne trasy. Teren i widoki super, ale jednak niesmak pozostał😅
    1 punkt
  8. Bo tu większość już nieźle jeździ i jeśli jeszcze sie szkoli to już na wyższym poziomie. A nie lepszym pomysłem jest wyjazd w Alpy z jakimś biurem, które przy okazji szkoli? Znam tylko jedno takie biuro-klub. RASC w Warszawie. Organizują wyjazdy rodzinne, ale pary bezdzietne też się trafiają. Byłem na jednym z nich w Paganella we Włoszech. Nie, nie szkoliłem się, ale podglądałem jak szkolono dorosłych. Bardzo sensownie. Myślę, że tego typu biur jest więcej.
    1 punkt
  9. szkoda kasy pozjeżdżajcie za kimś kto umi i też się nauczycie
    1 punkt
  10. Podałaś kryterium "okolice Białki - Zakopane" .. pewnie dlatego cisza - mamy tutaj paru sprawdzonych. "zuchów" ale oni. nie. wiedzą gdzie Białka.. 😉
    1 punkt
  11. Insta 360 X3. Z pasa biodrowego . Pozdrowienia
    1 punkt
  12. Zajrzyj na 1'13" - wspornik usunięto ale cień pozostał.
    1 punkt
  13. Fajny temat na sezon ogórkowy - w sam raz do wstawiania także różnych produkcji zdjęciowych i filmowych 🙂 Jak będę mieć więcej czasu to coś skrobnę, tymczasem dziwię się że tak tutaj cicho.
    1 punkt
  14. Sorry. za OT Krzychu .. ale tutaj ładnie -
    1 punkt
  15. Wychwyciłem Twój ton. Nie dałem emotikonów, bo Mitek nie lubi... pozdro
    1 punkt
  16. nawet nie trzeba wchodzić do potoku aby po całodziennej jeździe botek nie był co najmniej wilgotny
    1 punkt
  17. Proszę o zwrócenie uwagi na formę: "Początkujący zanim dojdą do tego jak obchodzić się z butami po jeździe." Nie po chodzeniu, nawet jak się niesie narty. p.s. mam jeszcze dużo nauki techniki na zjazdowych nartach. Na starość pewnie spróbuję skitury. Pooooowoli o tym myślę. Wtedy będę wkładał buty do bagażnika inaczej 😀
    1 punkt
  18. Im lepszy narciarz tym mniej przeszkadza nartom w ich jeździe w dół. Jedyną realną radą na poprawę odczuć z jazdy na jakimkolwiek stoku jest poprawa techniki. Innych sposobów nie ma - to mówiła moja żona właśnie. Pozdro
    1 punkt
×
×
  • Dodaj nową pozycję...