-
Liczba zawartości
5 396 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
212
Zawartość dodana przez Marcos73
-
ąCze Czy trójkowy, czy piątkowy - nie ma znaczenia - jest lekarzem. Piątkowy to lekarz ambitny, światły i pewnie na dzień dzisiejszy musiałbyś swoje odstać w kolejce aby się do niego dostać, albo słono zapłacić na prywatnej wizycie. Pytać o dyplom nie musisz, w PL tylko lekarz ma prawo wykonywania tego zawodu. Pewnie się zdarzają hochsztaplerzy, ale to odosobnione wyjątki, z reguły to lekarze pozbawieni tych praw z jakichś przyczyn, ale jednak lekarze. Z takim podejściem, to wszystko można zakwestionować, nawet to że Twoja Mama nie jest Twoją Mamą, bo jesteś z bidula, a świadectwo urodzenia kupiła na targu. Masz rację pisząc, że niektóre papiery są dorabiane do aktualnej potrzeby, nic nie dają i są nikomu niepotrzebne. Nakręcają tylko biznes. Wyciąganie kasy. Ale są aspekty życia, gdzie to świadectwo jest wymagane, stwierdza pewien fakt i potwierdza wysokie kwalifikacje i wiedzę. Podam Ci przykład z naszej drukarni. Kupiliśmy nową (oczywiście używaną) maszynę do druku. Z 2009 roku, natomiast technologicznie bardzo zaawansowana maszyna. Produkowana do dnia dzisiejszego w praktycznie niezmienionej formie. Demontaż oraz montaż pomijam, bo jest to tak skomplikowana i precyzyjna robota, że nikt tego nie wykona, kto nie był pracownikiem firmy produkującej te maszyny i nie ma odpowiedniej wiedzy, doświadczenia oraz certyfikacji producenta nie jest w stanie to zrobić poprawnie. Generalnie trwało to miesiąc, chociaż to modułowa maszyna składającą się z paru modułów, miliona kabli, 2 milionów węży i 10 tys śrubek. Na miejscu mamy firmę odpowiadającą za utrzymanie ruchu (zewnętrzną - mechaników), jednakże nie podjęli się relokacji, mimo iż parają się tym od lat i serwisują maszyny poligraficzne różnych producentów. Zaczęliśmy na niej pracować. Wiele niewiadomych. Instrukcja obsługi tak obszerna jak 3 instrukcje do Dreamlinera. Wspólnik jest maszynistą offsetowym czynnym (cały czas stoi przy maszynie i drukuje, nie musi ale lubi), pracuje na "podobnej" maszynie tego samego producenta, jednak inny model - prostszy, mniej zaawansowany. Postanowił poprosić kolegę ze szkolnej ławki, który pracuje na identycznej jak nasza nowa o pomoc. Przyjechał, kosmita. Jak nam pokazał możliwości tej maszyny, co on może na niej zrobić, ile mu to czasu zajmuje i jak może zapierdalać, to jest abstrakcja. Ale tą umiejętność nabył cyklem szkoleń w Niemczech w fabryce. Stwierdził, że nie ma możliwości nabycia takiej wiedzy i umiejętności we własnym zakresie niezależnie od poświęconego czasu. Certyfikat wystawiany przez Heidelberga jest bardzo ważnym i wartościowym dokumentem, potwierdzającym kompetencje i wiedzę. Więc wszelkie dokumenty i stopnie wystawiane przez federacje narciarskie potwierdzają wysokie umiejętności i wiedzę posiadacza, jednak do nauki skrętu z pługu nie są wymagane. pozdrawiam i do zobaczyska ps. pogadamy na kanapie, czy też na stoku, tak czy siak, zawsze będziemy mieli kontakt wzrokowy, ja jeżdżąc przodem, Ty tyłem.
-
Cze Ja nieopatrznie zrozumiałem, że jest Kanadyjczykiem mieszkającym we Francji (czytając kiedyś gdzieś o nim). Co było dla mnie logiczne (znajomość języka oraz uprawnienia). Obostrzenia francuskie rozumiem, a nawet popieram. Będąc potęgą narciarską, mając w bród rodzimych dobrych/bardzo dobrych narciarzy, nie ma potrzeby dopuszczania do kadry instruktorskiej barachła (nic personalnego do p. Morgana nie mam na myśli). Dodatkowy staż jest barierą dla bylejactwa i znacząco podnosi poziom. Ale to moja opinia. Pewnie certyfikaty/wysokie uprawnienia z innych krajów-potęg otwarłyby wiele zamkniętych drzwi, to się praktykuje na całym świecie dając dużo większe możliwości osobom o udokumentowanej przeszłości, wybitnym specjalistom etc. Niestety p. Morgan nie jest w tej grupie. Ale pracuje nad tym i musi na tą możliwość poczekać, a raczej zasłużyć. pozdrawiam
-
Tytuły/certyfikaty itp. są tylko dowodem i potwierdzeniem zdobycia pewnych umiejętności/wiedzy. Twoje poglądy są mi znane, Twoja małpa, Twój cyrk. Swego czasu był niejaki Kaszpirowski, lekarz wszechczasów. Polski zbawca. Szedł pod prąd, medialny bóg. Ale czy kogoś uleczył? No nie wiem. Być może powierzyłbyś mu jedną ze swoich córek, ja tam wolałbym standardowy papier świadczący o ukończeniu studiów na akademii medycznej. pozdrawiam
-
Cze A czym się różnią te 2 egzaminy/kursy/uprawnienia bo nie wiem, a Wy pewnie tak. Po egzaminie regionalnym nie zostaje się instruktorem? Trzeba jeszcze zrobić CKI? pozdrawiam
-
Cze Ale co się nie zgadza? Równocześnie sie to odbywało, ale nie kolidowało ze sobą. Zawody były w równoległym (solo czy drużynowe - nie wiem), AMP, AZS wintercup, też nie wiem, CKI czy też Regionalny, też nie mam pojęcia, wiem tylko, że parę osób postronnych ze względu na tłok, a wokół sporo stoków „pustych”. Nikt tam się nie pchał. My też początkowo chcieliśmy zmienić, ale finalnie okazało się, że to tylko pozorny tłok, pogoda i warunki świetne. pozdrawiam
-
Andrzeju, a czy on posiada jakiekolwiek kwalifikacje? Bo pewnie wiesz. Czy legitymuje się jakimiś "papierami" francuskiej federacji, czy też odpowiednika rodzimego SiTN? Czy też jest stricte zakręconym narciarzem-amatorem, który przy okazji zarabia robiąc to co lubi. Dla Niego też się znalazło miejsce w necie, tworząc poradniki "dla ludu". Przykładowy Paul Lorenz to nie amator z pierwszej lepszej wsi, poniższe dane z jego oficjalnej strony, "papiery" nie wzięły się z nikąd, ma podstawy ku temu patrząc na poniższe podpunkty: Current APSI Level 4 Instructor Trainer/Examiner Current APSI Technical Committee Member Current Australian Interski Demo Team (2011 & 2015 Interskis) Beaver Creek Demo Team (2006, 2009) Head Coach 'Babes Of Prey' Demo Team (2008) 2nd Place USA Powder8 Championships (2007) 34 Seasons Teaching (Australia, Austria, Japan, USA, Canada, China) CSIA, CSCF, SAJ certified pozdrawiam
-
To chyba był egzamin. Odbywał się na Grapie. Trafiłem tam przypadkowo z synem i chyba tak de facto, to byliśmy jedynymi amatorami na stoku. Ludzi było bardzo dużo, ale jak się okazało, jeździło się super bezpiecznie. Równocześnie odbywały się AMP w równoległym, więc byłem największym dziadem na stoku, ale jakoś się zgubiłem w tym tłumie. Odnośnie przeciętnych i miernych - podkreślałem na tle innych, dobrze lub bardzo dobrze jeżdżących osób. Pewnie można to jakoś sprawdzić na necie, co tam się odbywało wówczas, w każdym razie wszyscy byli oceniania z ewolucji + jazda na tyczkach. Nie mówię już o zawodnikach z AMP, którzy tylko chwilkę jeździli po stoku, bo potem były zawody przy orczyku i tam większość przebywała. Na trasie było tylko z 2-3 grupy + egzaminatorzy. Krzesło praktycznie puste jeździło, tylko okresowo było pełne, jak grupa dotarła na dół. Są tu na forum szperacze, pewnie mogą to wyczaić, co to było. Jakieś 2-4 lata temu. pozdrawiam
-
Piotrek Nie roztrząsamy tutaj szarej strefy, tylko normalną firmę. Na resztę kosztów i tak musi zapracować pracownik, bo dochód firmy, to różnica przychodów i wydatków. Kupując cokolwiek do firmy, i tak na to musi zapracować pracownik. Maszyna, to tylko narzędzie w ręku pracownika poprawiająca wydajność (dostaje "kasę" którą musi zwrócić w dłuższej perspektywie czasowej, poprzez wydajniejszą produkcję). Chyba że, chcemy to sztucznie rozdzielić, co w mojej opinii jest bez sensu. Zawsze jest to skorelowane ze sobą. To pracownicy utrzymują każdą firmę, nie na odwrót. W dłuższej perspektywie model firma utrzymuje pracownika to jest upadek każdej działalności. pozdrawiam
-
cze Temat się rozmywa i odchodzi od początkowej dyskusji. Pytanie było jak oceniać, kto to ma robić i jakie są wytyczne SiTN ewolucji znanej potocznie jako Śmig. Jak on teraz wygląda i co w nim jest takiego znamiennego, że odróżnia go od innych technik. Damian, całe życie jesteśmy oceniani, a także oceniamy innych. Świadomie, czy też podświadomie. SiTN to brand/marka która stara się dbać o swój wizerunek jak każda firma. Ty zatrudniając podwykonawcę, no też na czymś bazujesz. Załóżmy jest to Ci firma nieznana, masz swoje standardy wykonywania prac, będziesz to firmował swoim nazwiskiem i chcąc-niechcąc zasięgniesz opinii u znajomych firm, czy tez wręcz pojedziesz z nimi na robotę, zobaczyć jak pracują, czy to potrafią robić etc. Czy to jest innego jak egzamin? A Twoja ocena ich działań jest obiektywna? Czy Twoja wiedza (nie mówię o doświadczeniu) jest wystarczająca i idzie z duchem czasu? Czy też jesteś tym leśnym dziadkiem, który nie wykorzystuje nowoczesnych technologii i materiałów, bo uważasz, że dotychczasowe są wystarczające (możesz nawet nie wiedzieć, że są inne - lepsze) i w zupełności spełniają swoją role. Lekarz/doktor/profesor który Ci wykonywał operację, tez nie był osoba przypadkową. Przeszedł wiele etapów nauki, w chuj egzaminów i praktyki. To on firmuje klinikę, w której pracuje, sama klinika bez lekarzy jest tylko umieralnią. Ludzie noszący logo SiTN muszą coś sobą prezentować i mieć odpowiednią wiedzę, przynajmniej taki jest zamysł. Stąd egzaminy praktyczne i oceny. Oceniają to ludzie, a nie suma punktów z odpowiedzi na kartce. Zawsze te oceny będą subiektywne. Andrzejku, zerknąłem i widać, że prezentujący to bardzo dobry narciarz o przeszłości zawodniczej. Śmig jako taki ma dzisiaj mniejsze zastosowanie, ze względu na stoki po których jeździmy i sprzęt. "Śmig" w jego wykonaniu, jest idealny, bo warunki są idealne, tak patrząc na jego jazdę, to wystarczy mu wstawić wirtualne tyczki i SL gotowy. Jedzie jak typowy zawodnik/były zawodnik. Myślę, że jego jazda (a raczej technika), wyglądała by całkiem inaczej po stoku, choćby takim z muldami jakie wkleił Jan onegdaj. Ty, jako francuskojęzyczny przytaczasz sporo wiedzy z tejże potęgi narciarskiej, i słusznie. Natomiast z całym do Ciebie szacunkiem, p. Morgan nie jest dla mnie autorytetem narciarstwa, bo to amator dość dobrze jeżdżący, robiący karierę w necie, który znalazł sposób na biznes. Oczywiście, ma to i swoje plusy. To że amator w późnym wieku nauczył się dobrze jeździć, świadczy na jego korzyść. Niektóre tutoriale, tłumaczone łopatologicznie mają sens. Natomiast nauka jazdy z netu w 95% nie ma szans powodzenia, czyli sprzedaje ludziom marzenia. Robisz fajną robotę tłumacząc jego filmy, ale do mnie to nie przemawia. Piotrek, miałem okazję oglądać poziom uczestników takiego egzaminu - szczególnie egzamin z ewolucji. Poziom był różny, od faktycznie bardzo wysokiego po przeciętny, rzekłbym mizerny (oczywiście na tle grupy zdających). Wyników nie znam. Być może na Dolnym Śląsku wszyscy super jeżdżą, natomiast w Małopolsce tak nie jest. Tu Panowie macie 100% rację, jeśli ktoś sobie wyobraża, że chociaż na krok się zbliży do poziomu jazdy zawodnika, czy byłego zawodnika to jest niespełna rozumu. Piotrek widząc jednego z najlepszych polskich zawodników, wiedząc mimo swoich umiejętności, że poziom tego "przeciętnego" alpejczyka, jest dla niego nieosiągalny. Może sobie tylko wyobrazić, jak jeżdżą zawodnicy/zawodniczki na poziomie europejskim, czy też światowym. Inny świat. Więc analiza, czy jakieś tam uwagi z czyjejkolwiek strony są pozbawione sensu. Nie mówiąc o tym, aby się podniecać na zasadzie - ja tez tak będę kiedyś... Nie, to się nie uda. Zapraszamy, transport z Krk masz gratis, towarzystwo też 😉 pozdrawiam ps. Miało być krótko, jak zwykle nie wyszło.
-
Cze Zazwyczaj, jeśli nie ma możliwości nieobecnego pracownika zastępują inni obecni pracownicy. W zorganizowanej firmie da się to wykonać, ale często jest to okupione nadgodzinami. Państwo zabiera pracownikowi, pracodawca jest tylko płatnikiem. Całą firmę utrzymują pracownicy, bo jeśli ktoś myśli, że pracodawca utrzymuje pracownika - to jest idiotą. Pracownik oprócz pensji musi wypracować zysk na resztę wszystkich kosztów. Pracodawca jest tylko organizatorem pracy i pośrednikiem ze światem zewnętrznym. "Koszt pracodawcy" to jakaś bzdura, wymyślona przez urzędasów, a przede wszystkim polityków. pozdrawiam
-
Cze Jak pisałem, w teorii jestem słaby. Praktyczne działania są dużo lepsze. Widzimy się w marcu. pozdro
-
Dotarłem, ale co jeb…em kółko, myślałem że nie trafię. No pojechałem jak cajmer dokolusia. Ale jest pozdro
-
A czy w skręcię krótkim ciętym jesteśmy w stanie wykonać skręt stop i zatrzymać się natychmiastowo? Bo tego nie wiem. W śmigu tak. pozdrawiam
-
Cze Dzisiaj solo, @Lexi nie chciał jechać, trudno, zarobiony jest. Pierwsza pauza Kolna potem przeprawa przez Wisłę półmetek w Czernichowie jeszcze tylko na powrocie piwko w Tyńcu … chce się żyć😉 pozdrawiam
-
Ten jest dla wroga 😉 Jeszcze 2 przede mną. Ostatni będzie perfect. pozdrawiam
-
Czyli? Będzie się lało po ścianach? pozdrawiam
-
Andrzeju O gustach się nie dyskutuje, gusty się ma. My dzisiaj taką kupiliśmy do Milówki. 70 mkw łącznie, super rozkład jak na tak małą powierzchnię, oczywiście do modyfikacji. Nam się podoba. pozdrawiam
-
Czyli wg. zasady, kto rano wstaje, ten się gówno wyśpi😉. Podziwiam zapał. pozdro
-
No i płaci😉 pozdrawiam ps. Będzie tłok. Ja tam w nogach mogę spać.
-
Cze Teraz to nic nie jest tanie. Warto szukać. Katalogowe ceny są dla przypałów. Generalnie to można kupić z reguły za 50% ceny. Jeśli ktoś chce najnowszy model..., ale już z przed sezonu czy dwóch. W serwisówkach aż tak diametralnej zmiany nie ma, wręcz trudno rozpoznać, która narta jest z którego sezonu. Wszystkie jeżdżą dobrze i wszystkie są dobre/świetne. Do każdych się zaadoptujesz, do jednych szybciej, a inne potrzebują więcej cierpliwości. W skiturach pewnie też tak jest. pozdrawiam ps. na sklepówkach też da się jeździć.
-
Howgh. Jak to mawiają starzy narciarze, pozdrawiam
-
Andrzeju Wszystko się zmienia, śmig pewnie też stał się bardziej nowoczesny, choćby ze względu na sprzęt. Pewnie idea ta sama, ale wygląda nieco inaczej. Niestety nikt z nas nie siedzi w SiTN/PZN aby mieć bieżącą wiedzę. IW się zmieniają, są co raz młodsi, więc idą z duchem czasu. Dobrych narciarzy z papierami jest u nas sporo, nie ma się czego wstydzić, z sukcesami jedynie na arenie międzynarodowej słabo. Ale czekamy, kibicujemy. Się zmienia. Maryna może w niedalekiej przyszłości stanie na podium PŚ, w co wierzę, jak niegdyś Dorota Tlałka w Madonnie i nie tylko. pozdrawiam ps. Aż tacy skostniali nie jesteśmy, jesteś tego doskonałym przykładem. Kliknij w Zwardoń* i przyjedź 🙂 *audycja zawiera lokowanie produktu
-
Cze Nie do końca się z Tobą zgadzam, gdyż na stoku główna rolę do bezpiecznego poruszania się maja przede wszystkim umiejętności, a co za tym idzie doświadczenie. Sprzęt gra rolę drugoplanową, rzekłbym pomijalną, jeśli jest naostrzony i nasmarowany. Oczywiście piszemy o amatorskim uprawianiu sportu w obu przypadkach. Jazda poza trasowa obarczona jest dużo większym ryzykiem, zatem sprzęt chroniący twoje życie i zdrowie musi być prima sort (wraz ze wzrostem levelu pokonywanych obszarów), a co za tym idzie jest on bardzo drogi. Na wyciągu burza śnieżna jest niegroźna, bo są knajpy. Kurtka z deca wystarczy na te parę kroków. Offpiste takich luksusów nie ma. Jak Ci się zepsuje wiązanie w środku niczego, to nie pójdziesz do serwisu, bo go tam nie ma. Przykłady można mnożyć. W narciarstwie stricte trasowym (czy nawet przytrasowym), takich sprzętów nie potrzeba. Wystarczą dobre dechy. Co do nart serwisowych, to nie rzadko są tańsze od sklepowych. Bo te sklepowe, jak to głoszą specjaliści z marketingu same jeżdżą, życie staje się prostsze 😉 . Narty GS (te prawdziwe) można kupić za psie pieniądze nowe. Bo te nie zdobyły popularności (i nie zdobędą) wśród gawiedzi. Aby na nich jeździć - to trzeba umieć jeździć. SL sa bardziej popularne, ale mają zajebista zaletę - generalnie dla przeciętnego amatora marka ma poboczne znaczenie, wszystkie są dobre i bardzo podobne. Kwestia gustu i zasobności portfela. Nawet jeśli będziesz się chciał bawić w jakiś pseudo sport, to na bramki nic nie potrzebujesz, na tyczki jakieś ochraniacze na nogi i gardy na kijki. Jest to wystarczające. Dla zabawy i poprawy umiejętności. Stricte treningowe sprawy. pozdrawiam
-
Mitek narty masz, ale umiejetności także. Nie wiem w czym jestem lepszy. Jestem młodszy i może są obszary w których jestem lepszy 🙂. Narty masz nowe, widziałem, ładne, ale stare niezgorzej dawały radę, chociaż niektórzy by stwierdzili, że się na tym nie da jeździć 😉 Ja się pozbywam, w tych obecnych będę jeździł aż wyjdzie drewno spod ślizgów. W sumie stare po Żonie są najlepsze, bo mi ich nie szkoda, a też jeżdżą o ile są nasmarowane i naostrzone. Ładne też są - dziewczynom się podobają, a na krześle to zajebisty +, bo jest temat do nawijki. pozdrawiam
-
Cze To początek przygody, jeśli ktoś nie ma ochoty bawić się w bardziej zaawansowany skitouring to ok, w przeciwnym wypadku koszty rosną w miarę nabierania nowej wiedzy i umiejętności, odkrywania nowych pokładów czerpania radości z tejże odmiany narciarstwa . W narciarstwie trasowym, wraz ze wzrostem umiejętności, doświadczenia, większość dochodzi do wniosku, że w sumie to 1 narty są wystarczające na praktycznie wszystkie warunki. Więc niepotrzebnego sprzętu się pozbywamy, już przestajemy czuć potrzebę dywagacji na temat doboru nart do warunków akurat panujących na stoku. Nie wozimy kilku par na każdą okazję, bo najlepsze okazują wie te, które akurat mamy. Jeździ się w tym co się ma pod butem. Natomiast kolega Wujot opisał, jak to wygląda w przypadku bardziej zaawansowanego skitouringu - dziada nie spotkasz. Każdy ma sprzęt z najwyższej półki, koszty "radochy" rosną. Ja zostaję przy trasowym - mam tylko 2 pary (+ szutrówki stare po Żonie), jeszcze parę lat i zostanie tylko jedna para. Najlepszym wystarcza tylko 1 narta, czy wręcz same buty, ale do tego poziomu to jeszcze długa droga przede mną. pozdrawiam