Skocz do zawartości

Chertan

Members
  • Liczba zawartości

    1 871
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    32

Zawartość dodana przez Chertan

  1. Coś tam wcześniej skrobnąłem, może umknęło. Facet jeździ jak wielu teraz na stokach. Już sporo łapnął, pewnie samouk, który ma już frajdę i poczucie niezłej jazdy i kontroli. Pogadać, pokazać i poćwiczyć. Materiał już nie jest zły.
  2. Jak długo ta osobą jeździ? Korzysta z krawędzi, pozycja w zbytniej kontrrotacji, zaczyna od wsadzenia biodra, przyjmując stacjonarną pozycję do końca, bez pracy w fazie sterowania, jeździ wysoko, przekrawędziowanie daje radę zrobić przy tej prędkości omijając ludzi. Pewna praca i będzie dobrze. Fajnie można porównać tę jazdę z drugim w niebieskim kostiumie z tyłu w pierwszej części filmu z tyłu.
  3. Nie można zamocować wiązania od strony ślizgu, bo po drugiej (tej z malunkami) jest dziubek do góry, który będzie rył w śniegu 🙃.
  4. Trudno to nazwać wtedy promieniem skrętu. Jest to po prostu promień okręgu, którego fragment jest zawarty w krzywiźnie narty leżącej płasko. Jeżeli tylko lekko ją pochylisz na krawędź, to promień skrętu będzie bliski temu napisanemu. Im bardziej pochylisz nartę, tym mniejszy promień uzyskasz, co ładnie pokazał Ron na prezentacji z tym kartonem, a bardziej wnikliwi mogą się pobawić w artykuł zlinkowany przez stara.
  5. @Plus80Niestety Ron się nie podzieli wiedzą, jeździ już po wiecznym śniegu. Zginął w wypadku narciarskim 4 miesiące temu 😥
  6. Chertan

    Atomic X9 181

    Pełen skręt jest fajny i ładny, natomiast dla mnie bywa środkiem do celu, do kontroli prędkości (też nie zawsze wychodzi), gdy mimo chęci robienia gęściejszego i niepełnego skrętu coś mi się miesza (krótki cięty w ogóle raczej tylko na mniej nachylonym stoku). Dlugi, cięty, pełny skręt daje mi większą stabilność, pewnie nie tylko mi. Może też dlatego jest często wybierany. Dlatego skręt 11-13 i pyta do przodu dla mnie na łagodniejszych stokach, na bardziej stromym zostawiam bardziej zaawansowanym. Może kiedyś i przyjdzie na to czas.
  7. Generalnie na nartach niechętnie piję piwo, gdyż całe na tyle czuję w głowie, że odczuwam niepewność. Zatem zostaje radler albo pół piwa i pół radlera, co też uskuteczniałem z @Marcos73. Po nartach sprawa jest zdecydowanie odmienna.
  8. A co z radlerem? Też profanacja? I tak publicznie wyznajesz zamiast w zaciszu pokojowym?
  9. A najprościej to nie jest tak, że głowa jest jednym z elementów równoważenia siły odśrodkowej? Tak jak odchylenie tułowia? Po prostu przechylenie głowy może dodatkowo pomóc w zwiększeniu nacisku na odpowiednią nartę? Oczywiście w rozsądnych granicach i w odpowiednim momencie.
  10. A ja tam podtrzymuję swoją opinię, masz świetną nartę, na wiele lat starczy, bo dla każdego zaawansowanego narciarza to dobra narta (nie wnikam w drobne preferencje). Zero wytłumaczeń teraz. Masz jeździć i opanować dalsze elementy jazdy. Narta nie jest trudna, zrobisz na niej wszystko.
  11. Głównym plusem jest brak tracenia dni na dojazdy (jedzie się nocą), odpoczynek w busie jest taki sobie, ale po nocy normalnie jeździmy. Czyli 4 dni na śniegu przy "straconych" 5 dniach. Cenowo wychodzi nieźle, zwłaszcza koszty podróży, noclegi pewnie można znaleźć w podobnej cenie, ale tu po prostu nic Cię nie interesuje. Jurek zapewnia też śniadanie i obiadokolacje, raczej nie dla wegetarian 😁 i dość monotonne przy kolejnych wyjazdach, ale nie martwisz się już zakupami. I wielkim plusem jest zwykle fajna ekipa do pojeżdżenia i posiadówki wieczornej. Dla mnie to wszystko ma swoisty urok.
  12. Z @JurekByd w tym sezonie byłem 2 razy i za każdym razem był to taki średni Renault Traffic, a dla długiego człowieka nie jest w nim zbyt dużo miejsca. Tylne siedzenia nieco się rozkładają, jednak przy pełnym bagażniku jest to ograniczony ruch, dlatego kimanie jest niewygodne. W środkowy rzędzie mają nieco lepiej, ale też zbyt do tyłu się nie odchylą, żeby nie zgnieść tych za nimi. Dlatego Juras apelujemy o większego i wygodniejszego busa, jeżeli to kwestia kosztów paliwa to dolicz tę różnicę, z chęcią większość dopłaci (a przynajmniej tak się łudzę), żeby mieć wygodniej. Bo cała organizacja jest jak trzeba i jak rozmawialiśmy, chcemy kontynuować wspólne jeżdżenie w przyszłym sezonie.
  13. Bardziej miałem na myśli samą jazdę niż masę, ale tak, jest lżejsza to fakt. Marek twierdzi, że z daleka można mnie poznać po sposobie jazdy, chyba nawet patrząc na moje filmy rozumiem o co chodzi. Sylwetka faktycznie ma tu znaczenie. Co do technikaliów, to tak mam, że oprócz samego jeżdżenia muszę rozkminiać i nawet to działa, bo rozumiejąc trudności i sposoby ich rozwiązania wiem, w którą stronę iść, a że wyjdzie albo nie, to już inna sprawa. Co sezon jest coraz lepiej. Jeszcze ze 3 aspekty mam do opanowania. Damian ma momenty wizualnie świetne (przy mniejszych prędkościach na mniej nachylonych stokach), a inne to właśnie zapieprzanie bez zastanawiania się nad tym aspektem. Natomiast kontrola jazdy i skuteczność - zawsze. Co i podpatruję. Czeka na ogół on, chyba, że się gdzieś zgubi albo jakaś dziewczyna przyciągnie spojrzenie 😁
  14. Dobra, starczy już tych dygresji, bo kręcimy się w koło. A zaczęło się od rozróżniania typowego burgunda i Bordeaux, a nie szczepów z różnych lokalizacji czy win mało typowych, więc poszliśmy w dywagacje za daleko. Natomiast nie padł argument właśnie o prawym brzegu Girondy, gdzie częsty jest 100% merlot (choć o tym wspomniałeś), a ten to już jest "The great pretender". Dawno nie bawiłem się już w degustacje, producentów nie rozpoznałbym, szczepy - bardziej, chociaż tylko niektóre są dla mnie bardzo charakterystyczne. W tym sezonie narty zawieszam na kołku, w poniedziałek mała operacja pięty i kilka tygodni leżenia do zagojenia, a potem sezon rowerowy.
  15. Tego mi nie musisz tłumaczyć. Jednak z pinot noir nie zrobisz cabernet sauvignon, choćbyś stawał na rzęsach. Podobnie burgundzki Chardonnay jest nie do pomylenia z bordoskim Sauvignon blanc. Zakładając typowe postępowanie z tymi odmianami. Bo pewnie można tak zrobić cabernet, że będzie kompotem z porzeczek. Tak samo jak z odmian hybrydowych hodowanych w Polsce nie zrobisz szlachetnego wina. Choć niektóre są całkiem dobre.
  16. Spoko, z kurczaka też możesz zrobić stek wołowy i się nie pozna. Czy też z innego kalafiora. Nie wierzę, aby Hugh nie odróżnił klasycznego wina z obu regionów. Ale jeżeli ktoś w Bordeaux użyje pinot noir, a w Burgundii zrobi mieszankę typową dla Bordeaux, to pomyłka jak najbardziej jest możliwa.
  17. To się zdarzyć może, ale nijak się to ma do mylenia burgunda i bordeaux (typowej mieszanki, która podobnie może smakować produkowana w innych krajach, np. częste na Węgrzech czy właśnie we Włoszech). Tu się będę upierał. To bardzo odmienne wina.
  18. Nie no, bez przesady, typowego burgunda i typowe bordeaux nie da się pomylić, chyba, że ktoś coś spieprzy. Ale gdyby porównywać np. SL i GS (dziewczę mojego syna ma krótkiego GS juniorskiego) o tej samej długości to łapy bym se nie dał uciąć, że bym odróżnił. Pewnie nie.
  19. Też wolę jeździć niż chodzić, ale jeden z nas jest bardziej szalony 😋
  20. Ano tak nam było dobrze, że się postanowiliśmy z Damianem na stoku przytulić, czego skutkiem była pozycja horyzontalna z przechyleniem przez krawędź trasy, za którą była mała skarpa ze zlodowaciałym śniegiem. Pojechała jedna Damiana i jedna moja. Ja sobie spokojnie obszedłem na około, a on szalony polazł w dół, a że było twardo i ślisko...
  21. Też mi się tak wydaje, że jest to najbardziej prawdopodobne.
  22. Ciekawie mogłoby być w ślepym teście. Ta różnica po prostu niewielka.
  23. SX ma 70 mm i promień 18,3 m, GS to @Mikoski musiałby napisać (wg internetów to 68, więc różnica raczej zaniedbywalna), promień ma podobny, bodajże 18,2 m.
  24. Nikt nie pytał. W Austrii z resztą nie ma teraz żadnych wymogów testów, szczepień, certyfikatów, masek. W maskach trochę osób chodzi z własnej woli. Natomiast chyba mają do niektórych rzeczy wrócić, tzn. takie ploty chodziły. Ale szczegółów nie znam.
  25. Wróciliśmy dzisiaj nad ranem z doliny Zillertal, fajny wyjazd wspólnie z @Mikoski i @Marcos73. Organizatorem był @JurekByd, solidnie jak zawsze. Kwaterę mieliśmy w Uderns i codziennie rano dojazd do różnych ośrodków. Ekipa się sprężała i jazda od rana. Lampa w zasadzie codziennie z wyjątkiem pierwszego dnia, gdy było trochę chmur i mgły, która potem się rozeszła. Temperatura na dole to nawet 15 stopni, natomiast na górnych stacjach był odczuwalny mróz poza miejscami bezpośredniej ekspozycji na słońce. Ogólnie trzeba było się raczej lżej ubierać, a i tam momentami było gorąco, zwłaszcza przy dojeżdżaniu do niższych stacji. Śnieg na północnych stokach trzymał się twardy do końca, natomiast na południowych bardzo szybko miękł i na bardziej uczęszczanych trasach, zwłaszcza niżej robiło się kartoflisko. Tu trzech muszkieterów 😋 Pierwszy dzień to Hochzillertal, rano sporo niskich chmur/mgły, nieco zepsuło odbiór pierwszych przejazdów, było mocno twardo, a do tego mnóstwo twardych nierówności po ratraku, dołów, górek i kolein. Przy słabej widoczności jechało się niepewnie. Najlepiej odebraliśmy część zachodnią (położona dalej od drogi), czyli Marchkopf i Hochfugen, co wynikało z wysokości, ale też orientacji stoków. Na koniec hardkorowy zjazd na sam dół w Kaltenbach, gdzie grzęzło się w półmetrowych odsypach, ale daliśmy radę, chociaż niektórzy się odgrażali, że wrócą gondolą 😁 Drugi dzień do Zillertal Arena. Chyba najbardziej przypadł nam do gustu, wędrowanie przez ten rozległy ośrodek to przyjemność sama w sobie, wielka różnorodność terenu i sporo tras dobrze się trzymających do końca. Każdy miał swoje ulubione, choć trudno wszystko spamiętać poza kilkoma trasami, które jechaliśmy po kilka razy. Trzeba się sprężać, żeby dojechać do końca i wrócić. W drodze powrotnej nawet dało się zabłądzić do wolnego, dwuosobowego krzesła, ale trasa do niego była zacna. Damian chciał na końcu zjeżdżać na sam dół, niestety trasa była zamknięta. Zjechaliśmy tylko do pośredniej. Przy takiej pogodzie trzeba unikać zjeżdżania do samego dołu, choć przy przemieszczaniu się jest to niezbędne przynajmniej kilka razy. Bywała walka z dużymi i miękkimi odsypami, męcząca zwłaszcza przy wąskiej trasie. Mieliśmy nadzieję pojechać tam jeszcze raz w ostatnim dniu, ale decyzja kolektywu i szefostwa była niestety inna. Zatem kolejne 2 dni to Penken-Mayrhofen. Wjeżdżaliśmy Horbergbahn. Schemat podobny, najpierw rozgrzewka w kotle, potem wjazd na prawo na Horberg, tam kilka razy na fajnych, długich trasach, bardzo fajny śnieg rano. Zjazd w dół raz po czarnej, która już od rana mocno miękka, a w drugim dniu łączona 10 i 11, przy takim miękkim śniegu to lepszy wybór. Następnie wjazd "żelazkiem" na Rastkogel i tam ogólnie spędzaliśmy najwięcej czasu w oba dni. Trasy do wczesnego popołudnia były bardzo przyzwoite, zwłaszcza w drugim dniu (wtorek) ludzi znacznie mniej i można było się mocno pobujać na "pełnej pycie". Stamtąd mieliśmy też fajny widok na Hintertux. Jurek pojechał tam skibusem po zjeździe z Eggalm, nam się nie chciało tracić czasu na takie przemieszczanie się. Jeszcze na Tux nie byłem, będzie jeszcze okazja. Jurek wspomniał, że włączyli tam armatki, co jest ponoć rzadkością o tej porze roku, tak mało w tym roku śniegu. Południowych zboczy Penken praktycznie nie odwiedziliśmy. W pierwszym dniu wypad na Eggalm i tam do przyzwoitej jazdy nadawała się tylko trasa 77. Sam powrót był mało przyjemny, długie i wąskie kartoflisko do powrotnej gondoli na Rastkogel nas zniechęciło do ponownego odwiedzenia tej części. W poniedziałek i wtorek ostatnia część dnia to jazda po północnych stokach kotła, równoległych do osławionej Harakiri. Cała ściana mimo wysokiej temperatury fajnie twarda, z wieloma miejscami miększych łat, ogólnie spora frajda ze zjeżdżania różnymi technikami. Harakiri musiałem zaliczyć, bo głupio być i nie pojechać. Do pewnego czasu była zamknięta, tzn. póki była w cieniu, chyba z racji sporych oblodzeń, których by nie było widać. Dopiero gdy oświetliło ją słońce, otwierali trasę. Samo Harakiri to w zasadzie krótka ścianka, którą przy braku oblodzeń robi się na spokojnie. Natomiast płaty żywego lodu mocno wybijały z rytmu i dawały spory uślizg, ale problemu wielkiego nie było. Miałem okazję pojeździć kilka godzin na GS Stockli 180 cm Damiana, przesiadka była z Stockli SX 184 cm, więc w sumie przeskok nie był gigantyczny. GS nieco sztywniejszy i pewniejszy, chociaż obie narty zapewniały świetną stabilność. Natomiast wbrew oczekiwaniom wejście na krawędź nieco szybsze w GS i wcale nie wymagała dużej prędkości do wycinania łuków. Całkiem dobrze też można było zagęszczać skręty cięte, a do szuranka wręcz kapitalna. Powiedziałbym, że przyjazna narta również do nauki. Ogólnie udane zakończenie sezonu, dzięki chłopaki za super towarzystwo.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...