Skocz do zawartości

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 17.06.2025 w Odpowiedzi

  1. Cześć No niestety papier jest ciężki jak cholera. A napowietrzasz go ręcznie? Jakoś go wyginasz czy co? U nas są jeszcze atrakcyjne miejsca na ćwiczenia manualne i spostrzegawczość przy sortowaniu butelek, zapraszamy 😉 Pozdro
    3 punkty
  2. Pozdrowienia z Samos.
    3 punkty
  3. 3 punkty
  4. to jest ćwiczenie na klatkę piersiową, barki i triceps. jedno z trzech w trójboju siłowym, gdzie jest jeszcze przysiad ze sztangą i martwy ciąg. obecnie lecę wg planu treningowego na poprawę wyniku w wyciskaniu leżąc, stąd te 20 sekund przerwy między powtórzeniami. po skończonym 4 tygodniowym programie treningowym zrobię podejście do max ciężaru na 1 raz, jak przebiję 130kg [tyle podniosłem ostatnio], to w kolejnym planie treningowym założę na sztangę nie 117,5kg a 120kg, zeby progresować. a tak naprawdę, żeby przyzwyczaić układ nerwowy do większego obciążenia.
    2 punkty
  5. No oczywiście nie wszyscy maja taka możliwość. Mnie jak mózg się gotuje to idę na linie cięcia pomóc Krajaczowi. Tam to jest kongo. Wsad do gilotyny to 200kg - jak szybko tnie to trzeba mu to przygotować do cięcia. O ile masz windy podnoszące papier z paletą automatycznie i dalej top wszystko na stołach powietrznych jedzie, to do utrząsarki trzeba włożyć ręcznie, bez schylania ale szybko. Jak jest proste ciecie - to kuła na 4x robię wsad. Złapać i napowietrzyć papier to nie taka prosta sprawa. No i ilości potężne. Paleta to pół tony, dziennie to 40 palet tnie krajacz za zmianę, jak wrzucisz 10 ton do maszyny to masz dość życia 😉. Odkładanie na palety juz jest automatyczne (od niedawna, bo to wszystko pojebane pieniądze kosztuje). pozdro
    2 punkty
  6. Cześć No Krzysiek się "nie pucuje" bo jest człowiekiem z klasą i skromnym ale ma za sobą wiele lat treningu sportów siłowych. Ja przynajmniej lubię rozmawiać ze specjalistami z danego tematu. A co do pracy to mam identycznie jak Ty. To jest znakomita sprawa jeżeli ma się taką możliwość. U nas jest tak, że wyjątkowo sezonowy (w różnej skali czasu) charakter działań oraz związany z tym w pewien sposób niedobór kadr na stanowisku kierowca dostawca powoduje, że często z przyjemnością reaguję na prośby o pomoc kolegów z logistyki. A wiesz beczka 30 - 40 kg - wniesienie 5 czy 6 po schodach na pierwsze piętro... a 50 - to 60 kg. Tak, potwierdzam i popieram, fajnie jest w pracy jak jest zmiennie. Pozdro
    2 punkty
  7. Mitek, Krzysiu się nie pucuje, że chodzi na siłownię, ja osobiście byłem parę razy, ale dla mnie to jest bez sensu. Ale bez problemu mam możliwość w pracy fizycznego zmęczenia się i to za darmo, nawet na tym nieźle zarobię😀. Taką formę „siłowni” lubię. pozdro
    2 punkty
  8. "To forum jest jakieś inne" Budujące jest to że w tym wątku nikt nikomu nie skacze do gardła, nie ubliża, nikt nie okazuje że został dotknięty jakimś komentarzem. W takiej atmosferze aż miło się przebywa i czyta się z równie dużą przyjemnością. @Jan - prośba, używaj emotikona że żartujesz, inaczej można czasem odnieść wrażenie że szukasz zaczepki, z emotikonem byłoby oczywiste że tak nie jest. 😉 Często zastanawiam się co szkoleniowo różni piłkę nożną od piłki siatkowej gdy obie są dyscyplinami zespołowymi. Dlaczego w jednej od lat brak sukcesów a w drugiej jesteśmy światową czołówką. Dlaczego wśród tak bardzo wielu kopiących trudno wyszkolić odpowiednio dużą grupę bardzo dobrych piłkarzy. Równocześnie dlaczego w tej drugiej dyscyplinie, wymagającej szczególnych warunków fizycznych, jednak się ich wynajduje i szkoli z ogromnymi sukcesami. Sądzę że szczera analiza, prowadząca do obiektywnej oceny, może być receptą co zmienić aby osiągać odpowiednio dobre futbolowe wyniki. W piłce kopanej, moim zdaniem, krąży zbyt dużo pieniędzy co sprawia że mimo relatywnie niskiego poziomu wszyscy "w branży" są zadowoleni. Czy z tego wynika jakikolwiek impuls do konkretnych działań i zmian ? - nie ! ... długo długo nie !.
    2 punkty
  9. To było już ponad 25 lat temu, zawsze chciałem jeździć na nartach tylko nie było okazji się nauczyć. No i bodajże w marcu 1981 postanowiliśmy wybrać się na narty. Było nas kilka sztuk, wyjazdy grupowe robiliśmy, tak jest fajniej bo po nartach człowiek się nie nudził, graliśmy w kości, karty, robiliśmy sobie żarcie, ze o konsumpcji gorzały nie wspomnę. Nie wiem, kto wpadł na Sól i panią Marię, Sól ***, dom po prawej za piekarnią, dość że właśnie tam wylądowaliśmy i przez ładnych kilka lat było to nasze stałe miejsce na zimowe wyjazdy. To był stan wojenny, czasy trudne, jeździło się pociągiem z plecakami i żarciem, był taki nocny osobowy do Bielska, 22.10 czy jakoś tak. Grzali na ogół dobrze tak że dawało się wytrzymać, przyjeżdżało się do Bielska około szóstej rano i niestety trzeba było czekać ze dwie godziny na połączenie. Dokładnych godzin nie pamiętam, w każdym razie bar dworcowy w Bielsku obskurny był bardzo a herbata tez nie najcieplejsza..Z kolei fasolka po bretońsku z nóg zwalała a bigos tylko zmęczeni zyciem zamawiać się odważyli. Za to mieliśmy wrażenie że to inny kraj jest, w kioskach były papierosy bez kartek, no cos niewyobrażalnego, cholera. Najwięcej było albańskich Arberii, straszne siano z dużym A na opakowaniu ale było tez trochę z Jugosławii, Yugo, Croatia i moje ulubione wówczas 475, nie wiem dlaczego taki numer ale dobre były. I te kioski, tam strasznie dużo różnych rzeczy było, nie do pojęcia wtedy, w Warszawie wówczas kioski były puste a w Bielsku to nawet mydło bez kartek było. A w sklepach to w domu towarowym eleganckie koszule były i skarpetki i pończochy dla kobitek… Podstawiali wreszcie elektryczny do Żywca i jazda. Żywiec był sympatyczny, chociaż zapłaciłem mandat za przechodzenie przez jezdnię. Na trasie do Zwardonia jeździły wówczas żywe!!!! lokomotywy (kocham lokomotywy miłością wielką) po drugie podstawiali piętrowe wagony. Już te dwie rzeczy wystarczały, żeby inny świat się z tego robił.Stacje to do dziś pamiętam, Radziechowy Wieprz, która to nazwa dawała nam wiele okazji do rozmów, kto to był Radziech i co z Wieprzem robił, wyszło chyba na to że chciał wieprza na kiełbasy przerobić a ten mu uciekł, Węgierska Górka, Cięcina, Milówka, wsławiona mozaikami w budynku dworcowym pracowicie ułożonymi przez artystę Rafała Hulbaja, na jednej z nich był jeleń na rykowisku któremu ktoś bardzo starannie wydłubując kafelki dorobił coś do samej ziemi. Zresztą w Milówce w toalecie dworcowej widziałem największą ludzka kupę, była bardzo żółta i zajmowala ze ¾ miski, nastepnie Cisiec, Rajcza, Rycerka i Sól, gdzie wysiadaliśmy. Dalej była jeszcze Sól Kiczora, Laliki i wreszcie Zwardoń. Żeby jeszcze skończyć temat kup to zdarzało się nam chodzić torami z Soli do Rajczy i na odcinku pomiędzy Rycerką a Rajczą najpierw zobaczyłem kupę a potem papier, szedłem wtedy z Milordem i wyciągnąłem wniosek że ostatni pociąg jechal ze Zwardonia w dół, Milord pochwalił mnie za trafność rozumowania ale jednocześnie rzucił uwagę,że to mógł zrobić ekscentryczny angielski arystokrata i wtedy moje rozumowanie byłoby błędne, i tak dyskutując dotarliśmy w końcu do Rajczy. Po przyjeździe szło się do pani Marii ona przydzielała pokoje i trzeba było sobie pościel oblec i wtedy wiadomo było że jesteśmy na miejscu. Pani Maria prowadziła dom ściśle według porad z „Przyjaciółki”, wzdłuż schodów na piętro były sztuczne, bardzo zielone paprotki w doniczkach, mój kumpel Zdzich chciał nawet zapuścić sztuczne mszyce robione z fusów po herbacie ale trzymać się nie chciały… Po pozostawieniu rzeczy wracało się na stację i jechało z powrotem do Rajczy żeby uzyskać pozwolenie na pobyt w strefie nadgranicznej. Sierżant na komendzie wyrażał zdziwienie, że pani Maria ma tak liczną dalsza rodzinę ale zezwolenie dawał bo w końcu swoim krzywdy robił nie będzie, ludzie wtedy nie przyjeżdżali i cała okolica była mocno stratna. Jeździliśmy tam w różnych układach towarzyskich, najczęściej z Milordem, moim kolegą z bloku, Jurkiem – czcicielem słońca, bywała Agata, która później miała dziecko z psychiatrą Lechem i wyjechała z nim do RPA, bywał Kolarzyk, nazwany tak od czasu kiedy przejechał po nim rowerzysta i złamał mu szczękę w dwóch miejscach, była Depcia niejaka, kobieta cud urody o szczęce jak Jacek Gmoch, która miała bardzo silne nogi i tylko dlatego udawało jej się jeździć na nartach bo robiła takie ewolucje że normalny człowiek by się wywrócił, ona zresztą później wyszła za mąż za Japończyka – musiał to być koneser zaiste. Z reguły szliśmy na piwo do knajpy o uroczej nazwie Solanka, a jakże, później robiliśmy sobie żarcie, wychodziliśmy czasem na stok nad chałupką i tak kończył się nasz pierwszy dzień w Soli. Wtedy jeździliśmy na dwa tygodnie więc był to kawał czasu. Rano wstawaliśmy wcześnie dość, tak żeby zdążyć na pociąg 8.15 do Zwardonia, dyżurny leciał do piekarni po bułeczki i chlebek, robiło się śniadanie na korytarzu bo stoliki z pokojów były wyniesione i jadało się wspólnie, to zresztą było co na kształt rytuału, po śniadaniu kawa i pierwszy papieros, w zależności od tego czy droga była sypana żużlem czy nie do stacji jechało się na nartach albo szło na piechotę. W pociągu paliło się następnego papierosa i było fajnie bo za Kiczorą zaczynał się śnieg i było przepięknie zimowo…. Na peronie w Zwardoniu czekało zawsze 3 wopistów z psem, sprawdzali czy ma się zezwolenie, najbardziej znudzony był pies bo kompletnie nie miał nic do roboty, chłopaki od czasu do czasu kogoś zawracali , pozostali szli w dół pod mały Rachowiec gdzie zapinało się narty. Jeżdżenie na nartach to już inna historia i ciąg dalszy…. (jak sie spodoba to nastapi)
    1 punkt
  10. Osobiście miałem kiedyś okazję poznać kuratorkę sądową, która zajmowała się takimi rodzinami. Ci ludzie nigdy do pracy nie pójdą. Oczywiście są też uczciwe rodziny, którym się nie wiedzie, ale wybijają się te "zaradne" Życie_na _zasiłku_kabaret_39K_LVkb5TJlIhnCakAt4HjpczuU6ZWVnih_9b2OTEasMXbMf6iFkq6XxwLitUgxxNAY_TnruyxoaL6VdjFBk_720p_(HD).mp4
    1 punkt
  11. Ja to rozumiem ale czy inni także ?. Specjalnie przeczytałem Twoje komentarze w różnych tematach i dzięki temu mam wrażenie że wyłapałem "styl", jednak wcześniej gdy czytałem pobieżnie miałem wątpliwości jak interpretować.
    1 punkt
  12. Masz kosmate myśli. Dziennikarz chciał przekazać, że dokończył wyścig 😉
    1 punkt
  13. Że to tak działa to byłem świadomy ale że przebitka 600% a nawet więcej bo parametry sporo gorsze to mnie pokonało,ale mina tych gości niezapomniana 😁
    1 punkt
  14. Kup muszkata. Zdrówko!
    1 punkt
  15. Cze Ja myślę że jednak Kubica jest powyżej średniej, ale ma ogromny bagaż doświadczenia. Ponadto F1 to nie to samo co WRC. Le Mans już bardziej zbliżone. pozdro
    1 punkt
  16. Używanie emot odbiera czytelnikowi możliwość własnej interpretacji, każdy kawał/wic/dowcip/ironia/mem/skecz/ to zaczepka - ktoś się uśmieje a inny obrazi.
    1 punkt
  17. Jasne, ale pozwolisz podążać Grimsonowi jego ścieżką, drogą miecza... wróć... choć też wykutego z żelaza, czy stali, nie mówię, że jest to droga donikąd, wprost przeciwnie, nawet jeśli jest mi ideologicznie obca. Tak czy owak, warto coś tam się poruszać, ja powinienem wrócić do jakiejś yogi czy innego stretchingu... co by wykroty pokonywać nie tracąc resztek godności osobistej, póki co pluskam się w Bałtyku, jeżdżę rowerem... w drodze nad morze, a nawet przejdę się trochę po piasku. Pozdrawiam wakacyjnie zarówno Grimsona jak i Mikoskiego. Kiedyś pewno ambicjonalnie starałbym się utrzymać na kole, znaczy pojechać po śladzie obydwu, teraz nawet nie wiem, czy by mnie to interesowało... wolę własny nawet jeśli trochę przyciasny... ślad oczywiście, najlepiej dziewiczy;-)
    1 punkt
  18. Robert to świr*, dlatego zarówno wygrywa jak i ma wypadki. Zresztą większość jemu podobnych musi mieć takie cechy. Sama precyzja prowadzenia nie wystarczy. Trzeba podjąć większe ryzyko niż inni. Czasem się to udaje, a czasem nie. Na nartach podobny poziom ryzyka też wystepuje, ale raczej w zawodach DH niż w jeździe rekreacyjnej. *- post NIE ma na celu go obraża
    1 punkt
  19. Karol, a tak na serio bo się nie znam, po co takie ćwiczenie jest i co to daje? Nie chodzi o aspekt narciarski, tak ogólnie. O ile jeszcze jakoś rozumiem jakieś serie, to dźwiganie na granicy możliwości - tego nie rozumiem. W sumie to raz udało się samodzielnie. Nie nabijam się tylko pytam, jaki ma to wymiar w sensie??? Siły a może psychiki. Taki check? pozdro
    1 punkt
  20. no i po kiego grzyba siadał za kierownicą skody ?
    1 punkt
  21. To macie teraz Skrzyczne 🙂
    1 punkt
  22. Wracając do tytułu wątku:
    1 punkt
  23. i to się spina, że nie progresując z obciążeniem nie masz postępu na nartach.
    1 punkt
  24. Bedzie ciezko, juz sie przyzwyczailem do tego forum.
    1 punkt
  25. No fakt .. drogo tam jak w UK ..nie przymierzając
    1 punkt
  26. 1 punkt
  27. Po co. do. Dubaju.. na halę?.. 😉
    1 punkt
  28. 1 punkt
  29. Rzeka Kamienna.
    1 punkt
  30. Park Narodowy Gauja - Łotwa. (foto - Paweł)
    1 punkt
  31. Gauja (Łotwa) - kilka dni temu.
    1 punkt
  32. Rzeka Bukowa i jej dwa oblicza: 1 - urokliwie (foto Maga) 2 - upierdliwe (foto Maga)
    1 punkt
  33. Dzisiaj - Lasy Janowskie. Rzeka Bukowa w Lasach Janowskich (foto - Paweł)
    1 punkt
  34. Następny dzień - Tanew Od ujścia Łady do Ulanowa (przed ujściem do Sanu) (Foto - Magda i Paweł)
    1 punkt
  35. Białą Ładą i Ładą. Biała Łada, Czarna Łada, Łada - to nie samochody ale polskie rzeki. 🙃 Kilka dni temu kajakami od miejscowości Sól k. Biłgoraja do ujścia k. Łazorów na Tanwi. (Foto Magda i Paweł.)
    1 punkt
  36. Tym razem krótka wycieczka po Bystrzycy lubelskiej - odcinek przed Zalewem Zemborzyckim. Pływanie w kanu pozwala na pewne ekstrawagancje. Uczestników tylu ile kieliszków. Kusztyczek na jedną nóżkę .. kusztyczek na drugą .. i schodzimy na wodę. Mimo nieciekawych zapowiedzi pogoda jednak sprzyjała. Potem były jeszcze pstrągi z grilla .. i do domów.
    1 punkt
  37. Kilka kolejnych zdjęć ze Świdra (foto - Ted).
    1 punkt
  38. Wczorajsza szybka wyprawa na Świder. Od Wólki Mlądzkiej do ujścia (prawie bez zdjęć). Woda wysoka, jedno drzewo blokujące całkowicie ruch, dwa dostarczające frajdy progowe bystrza. Jeszcze pod domem. Na rzece. Zakończenie tuż przed ujściem do Wisły. Kanapkowy system transportu sprzętu.
    1 punkt
  39. Radomkę także warto jesienią powtórzyć. (foto Paweł) Wpływamy na Wisłę, tym razem w pobliżu ujścia nie było stada koni ale za to niezmiennym jest daleki widok kominów Elektrowni Kozienice.
    1 punkt
  40. Lubelską Bystrzycą 11-12 czerwca
    1 punkt
  41. Praktykowałem to w polskich górach przez kilka lat rok po roku. Najtrudniej było namówić całą (szeroką) rodzinę żeby się skrzyknęła. Za pierwszym razem zrobiliśmy to podstępem czyli miesiąc przed świętami powiadomiliśmy teściową że mamy dla wszystkich bez wyjątku 15 osób zarezerwowany w górach pensjonat na wigilię i święta, że wszystko (łącznie z busem) jest zaklepane, zarezerwowane, opłacone, że nie ma odwrotu.  W związku z wiekiem najmłodszego wtedy pokolenia (5 - 12 lat) wybraliśmy Bieszczady, trasa wynajętego busa była tak zaplanowana że po drodze zabierał wszystkich uczestników spod domu. Oprócz sprzętu narciarskiego wzięliśmy tylko świąteczne prezenty i alkohol, mieszkaliśmy 300 m od stoku, w odległości ok 2 km był ośrodek z basenem. Wszyscy byli zachwyceni wigilią bez długotrwałych uciążliwych przygotowań, smakiem regionalnych wigilijnych potraw, pasterką w góralskiej atmosferze, w góralskim kościółku. Po każdym śniadaniu i po każdym obiedzie narty czyli spory wysiłek fizyczny, po każdej kolacji wiadomo co - gry i zabawy towarzyskie zależne od wieku uczestnika.  Na zakończenie świątecznego pobytu obowiązkowy kulig wynajętymi saniami z pochodniami. W trakcie kuligu obowiązkowo zaplanowana wizyta w góralskim szałasie gdzie wędzone gorące oscypki, gdzie pieczony baranek lub prosiaczek, gdzie ognisko, gdzie okowita, gdzie odpowiednia muzyka i inne atrakcje. Towarzystwo było wyjazdem zachwycone, zarówno początkiem (wigilia), środkiem (narty) i finałem (kulig z atrakcjami). Po takim pierwszym doświadczeniu kontynuowaliśmy tę formę spędzania świąt przez kolejne 4 lata. W międzyczasie dzieci o dziwo podrosły i zaczęły miewać inne zainteresowania, jednak doświadczenie bezcenne - polecam.
    1 punkt
  42. Ja też co roku wyjeżdżam w 1-szy dzień świąt - Wigilia z rodziną w domu , a potem już aż do Nowego Roku na białym - już sobie nie wyobrażamy inaczej spędzić końcówki roku....
    1 punkt
  43. Mając ok.12 - 14 lat /mieszkałem wtedy w Bytomiu na Szombierkach/ ujeżdżałem na tzw "Bagrach" drewniane narty "Hikory" 210 cm, kijki bambusowe z misternie wykonanymi z bambusa i rzemienia kółeczkami, buty jakieś typowe narciarskie skórzane. Nikt nie zwracał uwagi na dopasowanie długości, rozmiaru, itp. fanaberie. Cieszyliśmy się że w ogóle jeździmy, że są narty, że jest górka, że jest śnieg /ten z reguły leżał od grudnia do marca/. Potem mając ok.16 lat używałem nart "Zefir" 210 cm /ta długość do dzisiaj mnie prześladuje/ piekielnie ciężkie, buty jakieś polskie plastikowe skorupy /może "Kasprowy"/. Jeździliśmy wtedy z kolegami z Katowic lub z Sosnowca pociągiem do Bielska Białej, przesiadka na autobus i do Szczyrku !!!. Zobaczyć wtedy jak pociąg na dworcu w Bielsku Białej wydala z siebie kupę narciarzy i jak ta kupa maszeruje na drugą stronę ulicy na dworzec autobusowy to widok dzisiaj bezcenny. Dzisiaj nie mam problemów w stylu: że stok nieprzygotowany, że wyciąg taki, śmaki, owaki /ma po prostu być/, że narty za długie, za proste, za krzywe. Cieszą mnie każde narty, każda ośnieżona góra i każde nienarzekające narciarskie towarzystwo.
    1 punkt
  44. Bardzo, bardzo gorąco witam wszystkich forumowiczów. Forum obserwuję od ok.12 miesięcy i nadszedł czas że chciałem prosić o poradę lub rozwianie moich wątpliwości. Mężczyzna, 52 lata, 180cm, 90kg, na nartach jeżdżę z różną częstotliwością od dzieciństwa, w ostatnich latach jednak rzadziej z powodu braku czasu i braku odpowiedniej ilości środków płatniczych (zaledwie kilka do kilkunastu dni w sezonie), umiejętności 7, lubię przygotowane stoki. W ubiegłym roku przesiadłem się z "ołówków" na "carvingi" trochę z konieczności (uszkodzone wiązanie) ale po pierwszych 2 godzinach prób z wielkim zadowoleniem i satysfakcją z tej przypadkowej przesiadki. Te 2 godziny zajęło mi znalezienie właściwego obciążenia wzdłużnego narty, oswojenie się z lepszą dynamiką skrętu i utrwalenie trzymania krawędzi non stop z wyjątkiem sytuacji szczególnych. Pierwsze próby odbyły się na Fiszerach XTR 168cm, a że były one pożyczone i nie byłem do nich przekonany to w ciągu kilku dni wszedłem w posiadanie 2 par innych używanych nart: - Volkl P60 Slalom Carver 170cm, 93-63-111mm, R14,6m (sezon 03/04), wiązania Marker Motion AT - Stockli Laser SC World Cup 168cm, 92-62-108mm, R?m (sezon 04/05), wiązania Elan EL10 (podniesiona piętka) z płytą Tyrolia Speed Plate. Obie pary są w bardzo dobrym stanie (krawędzie, ślizgi, nawet górna powierzchnia). Obie pary mają wiązania ustawione centralnie do wskaźnika na narcie i bucie Powyższy wybór wynikał z preferowanego stylu jazdy i parametrów polskich stoków. A teraz do rzeczy: Volkl-e swoim charakterem od razu przypadły mi do gustu natomiast Sockli mają chyba inną sztywność (wyższą) lub inny charakter bo trochę trudniej jest mi się w nie wpasować a lubię dynamiczną jazdę raczej ciasnym skrętem. Proszę doświadczonych sprzętowo narciarzy o radę czy Stockli ma faktycznie tak inny charakter?, czy może zmiana usytuowania buta coś zmieni, czy może są jak dla mnie zbyt sztywne, czy może podniesienie buta płytą daje tę różnicę?, czy może ze mnie d .... nie narciarz ? ;-)
    1 punkt
  45. ale tego Krzysia to już dawno ktoś do pisania na forum skutecznie zniechęcił
    0 punktów
×
×
  • Dodaj nową pozycję...