
a_senior
Members-
Liczba zawartości
2 603 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
23
Zawartość dodana przez a_senior
-
Czytam i nic takiego nie widzę. Chodzi o ten fragment: "YouTube nie jest miejscem do publikowania pornografii ani treści o charakterze jednoznacznie seksualnym." I to: "Treści dla dorosłych, które mają wzbudzić satysfakcję seksualną". Generalnie więc chodzi o seksualność. Jaka to seksualność u 2 letniego, ledwo chodzącego malucha i u kogo może ona wzbudzić satysfakcję seksualną. No chyba u pedofilów i to tych ukierunkowanych na niemowlęta. Choć przyszło mi coś do głowy. YT jest amerykański. Oni, Amerykanie, trochę inaczej patrzą na pewne sprawy. W naszej kulturze 2 letnie nagie dziecko na plaży to coś powszechnego i nie budzącego wątpliwości. Przynajmniej w moim pokoleniu. To samo było we Francji, gdzie wiele maluchów, w tym moja córka, paradowało nago na plaży. Ale może w Stanach czy w ogólności w kulturze anglosaskiej jest inaczej? Ich pruderyjne podejście do spraw seksu nie dopuszcza nagich maluchów na plaży?
-
Dzięki Adamie za głos rozsądku. Nie, nie miałem dyskomfortu czy dobrze zrobiłem. Przekonany jestem, że dobrze. Jeśli coś poczułem to zwykłe ludzkie wkurw..nie. Napisałem to by się podzielić z innymi dość niezwykłym doświadczeniem. Fakt, mało narciarskim, ale tu się omawia wiele spraw, zwłaszcza w tym covidowym, mało narciarskim czasie. A "dokąd ten świat zmierza" to interesujący temat. Już Hammer ładnie to częściowo podsumował w innym wątku. Krótko mówiąc świat gdzieś zmierza, niekoniecznie tam gdzie byśmy sobie tego życzyli. I ludzie też się zmieniają, też niekoniecznie w dobrą wg nas stronę. Tylko jedno pozostanie na pewno niezmienne. Ludzka głupota.
-
Fakt, nie ma wolności. Cokolwiek robisz w sieci jesteś, a raczej możesz być podglądnięty. Kiedyś, dobre 20 lat temu, przetłumaczyłem książkę jakiegoś Francuza, "Wojny w cyberprzestrzeni". Tłumaczyłem i wychodziłem ze zdumienia, choć jestem informatykiem, jak łatwo i skutecznie można ludzi wyśledzić jeśli tylko mają podłączony komputer do sieci. A dziś pewnie jeszcze łatwiej i skuteczniej. Najpewniej byłoby kompletnie odciąć się od wszelkich połączeń sieciowych. W tym elektrycznych. Ale w praktyce, o ile nie jesteśmy Kwakrami, się nie da. Zresztą tak jest o wiele skuteczniej i... przyjemniej. Za to można się, na ile to możliwe, nieźle bronić i jednocześnie korzystać z możliwości jakie daje sieć. I tak właśnie staram się robić. Zdjęcia i filmu trzymam na Google Photos. Posegregowałem je chronologicznie w setki albumów. Sam często oglądam i daję innym, wybranym, do oglądnięcia. Na komputerze, na smartfonie. Nic lepszego do tego celu nie znalazłem. Wszędzie gdzie jestem i działa odrobina sieci czy GSM. Korzystam z bankowości elektronicznej z dużym udziałem mobilności (smartfon). Płacę wszędzie telefonem sprzężonym z kartą. Pieniądze wypłacam z bankomatu również smartfonem przy pomocy systemu BLIK. Za autostradę płacę Autopayem. Itd. Czasem nawet przesadzam. Np. pisząc jakiś tekst w tzw. wordzie, korzystam z chmurowego "worda" w Google. Pomaga mi znajomość systemów i zawodowe odruchy. Zarówno YouTube czy Vimeo czy Google Photos zapewniają niezłą ochronę prywatności. Trzeba tylko o niej wiedzieć i umieć z niej skorzystać. YT z założenia jest publiczny, ale można wybrać opcje "niepubliczny" lub "prywatny". Filmu z opcją niepubliczny nikt niepowołany nie znajdzie, żadna wyszukiwarka go nie namierzy. Trzeba znać link, który jest ciągiem wielu znaków, taki rodzaj złożonego hasła. Tylko właściciel może go komuś podać. Druga opcja "prywatny" jest jeszcze bardziej restrykcyjna. Tylko osoby o wskazanych przez właściciela mailach będą mieć dostęp. Trochę to się zmieniało w czasie. Nie wykluczam, że ten nieszczęsny, usunięty przez YT filmik z wnuczkiem, miał status "publiczny". Bo taki wtedy był tzw. default, którego przez nieuwagę nie zmieniłem. Niestety nie jestem tego w stanie już sprawdzić. Teraz YT sam pyta w trakcie przesyłania filmu jaki ma być jego status. Google Photos jest z założenia prywatny. Jeśli nic nie udostępnię, czy to za pomocą unikalnego linku czy adresu mail, nikt nie będzie miał dostępu. Nie ma się co bać sieci i innych "zdobyczy" cywilizacyjnych. Trzeba to tylko robić z głową i za bardzo się nie bać. Zresztą i tak wszyscy skończymy po tamtej stronie.
-
Szczerze mówiąc niewiele zrozumiałem z tego co napisałeś. Nie bardzo rozumiem dlaczego płatne usługi chmurowe byłyby bardziej bezpieczne z mojego punktu widzenia i w jaki sposób miałbym lepszą kontrolę nad moimi treściami w ich usługach. Opisałem przypadek mojego filmiku na YT jako swoiste kuriozum. Wciąż nie wiem jaki jest powód jego usunięcia. Właśnie dostałem odpowiedź z YT, że podtrzymują decyzję o usunięciu i wciąż bez podania powodu. Moje domysły z nagością 2 latka są tylko domysłami. Może powód jest zupełnie inny. Podałem powody, dla których trzymam cały mój "dorobek" fotograficzno-filmowy na Google Photos. Kto używa i poznał jego zalety i możliwości ten zrozumie. Ryzyko, że ktoś wykorzysta w niejasnych celach moje produkcje istnieje, ale w dzisiejszym świecie internetowym wszystko może być wykorzystane i z tym się liczę. I jedyne czego się obawiam to możliwość nagłego zamknięcia usługi, choć jest to mało prawdopodobne. Dlatego wszystko co ważne mam przekopiowane na lokalne dyski. Z doświadczenia wiem, że wszystko to i tak zostanie zapomniane po moim przejściu na tamtą stronę.
-
Tyle że mój filmik na YT nie był przeznaczony dla publiki. Nikt niepowołany nie był w stanie go zobaczyć. Oczywiście, haker mógł. Ale ten może zobaczyć Twoje zdjęcia na Twoim smartfonie jeśli się dobrze postara. Myślę, że idziemy w stronę paranoi. Od zawsze moje 2-3 letnie dzieci goniły nago po plaży. Jak i wiele innych. Nikogo to nie dziwiło i nie szokowało. Podobnie dzieje się z wnukami. Oczywiście je filmujemy i fotografujemy, ale tego nie upubliczniamy. Jeśli kogoś razi nagość maluchów w takich okolicznościach, to coś z nim jest nie tak. Albo pedofil albo hipokryta. 2 letnia córka miała zwyczaj przebieranie się pod ręcznikiem. Wiedziała, że ludzie tak robią. Tyle że ona pod ręcznikiem się rozbierała do naga.
-
Umieszczenie zdjęć i filmów w sieci ma swoje zalety. Możesz w każdej chwili pokazać każdemu, któremu chcesz pokazać. I nikt niepowołany, oczywiście z wyjątkiem administratorów, niczego nie zobaczy. Przypominam, że ten filmik z wnuczkiem na YT nie był publiczny. Od dłuższego czasu wszystkie swoje zdjęcia i filmy trzymam na Google Photos. Oczywiście są niepubliczne. Bardzo wygodna forma przechowywania. Wielokrotnie sam wracam do nich na komputerze czy smartfonie. I doskonały sposób na przypomnienie sobie dat i chronologii. Można tworzyć albumy z opisami, coś w rodzaju galerii, masz w każdej chwili pod ręką, a ściśle klawiaturą, wyszukiwarkę. Wpisujesz np. "Szczawa" i dostaję wszystkie albumy ze zdjęciami i filmami zrobionymi przez lata w tej miejscowości. Do tego niezły edytor zdjęć. Czego więcej trzeba. Oczywiście, z wyjątkiem nagości 2-3 latków nie ma tam niczego nagannego wg kryteriów pokręconego świata.
-
Tylko dlaczego algorytmy zadziałały dopiero po 6 latach? Widocznie niedawno je włączyli.
-
Podzielę się z Wami ciekawostką. Jakieś 6 lat temu umieściłem na YouTube krótki, kilkunastominutowy filmik. Posklejałem kilka różnych filmików, nakręconych przy kilku okazjach, których bohaterem był mój 2-letni wnuczek. Różne okoliczności, a to pobyt w Ischgl i ujęcia z kwatery, rodzinna Wielkanoc w Krakowie, pobyt nad polskim morzem, wycieczka do Rzymu, itp. Z nakręconych tam kamerą filmów, wyciąłem fragmenty, w których pojawiał się wnuczek, dodałem napisy, scaliłem w jeden film i umieściłem na YT by inni członkowie rodziny mogli zobaczyć. Dostęp niepubliczny czyli tylko za linkiem. I jakież było moje zdziwienie, gdy tydzień temu otrzymałem mail od YT, że usunięto moje treści z powodu naruszenia zasad YT, jak to sformułowali, konkretnie ów filmik, o którym już zdążyłem przez te 6 lat zapomnieć. Zostawiono mi tylko możliwość, przed definitywnym usunięciem, oglądania go przez 7 dni. Faktycznie usunięto go już po 4 dniach. Pełne zaskoczenie. O co chodzi? Dlaczego? W czym naruszyłem i dlaczego jakieś zasady? Obejrzałem jeszcze raz ów filmik próbując doszukać się jakiejś przyczyny. Chyba domyślam się o co chodzi. W czasie ujęć na plaży ojciec wnuczka, czyli mój syn, zabiera go z wody i przenosi na piasek, bo ten wchodził za głęboko do morza. Dodam, że wnuczek, 2-latek!, był nagi. Trwało to 2 sekundy. I to miałby być powód? Jeśli tak to zbliżamy się do pełnego absurdu i paranoi. Dano mi możliwość odwołania się. Skorzystałem z tego, ale nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Film jestem w stanie odtworzyć, ale poczułem pewien niepokój. W każdej chwili takie potęgi jak Google (YT należy do niego) mogą cię załatwić na cacy. Dlatego wszystkie ważne dane kopiuję na dyski lokalne, ale chyba nie o to chodzi w idei chmury.
-
Mitku, wracasz do jakiś staroci, których już nie pamiętam. Swoją droga niezłym refleksem się wykazałeś.
-
Nie bardzo się to zgadza z moimi danymi, a ściśle siostry. Przechorowała Covid19 w marcu czy kwietniu. W październiku juz nie miała przeciwciał. Podobnie u jej dwóch koleżanek.
-
Tyle że to całkiem inna choroba. O wiele bardziej śmiertelna. Średnio 10x bardziej niż grypa, a w przypadkach objawowych to nawet 70x. BTW grypa jest zawsze objawowa, więc można przyjąć, porównując śmiertelność oby chorób, że śmiertelność Covid19 jest 70x razy wyższa. Gdybyśmy potraktowali Covid jak grypę mielibyśmy Bergamo w marcu i kwietniu i kłopoty ze znalezieniem miejsca nie na pochówek, ale na przechowanie truposzy. Można i tak, bo teraz Bergamo wychodzi z epidemii. Przyjmuje się, że chorobę przeszło ok. 60% mieszkańców. Ale nie wiem czy odpowiadałoby Ci to, co się tam działo między połową marca i kwietnia. Swoisty armagedon.
-
Zgorzkniałość? To do mnie? Nie pomyliłeś osoby? Muszę to żonie powiedzieć, bo ona posądza mnie o nierozważny optymizm typu jakoś to będzie.
-
Wielu ludzi ma kłopoty z zaburzeniami rytmu. Moje napadowe migotanie przedsionków trwa od 37 roku życia. BTW mam w pracy znajomych, u których zaczęło się w okolicach 30-ki, w tym jednego zaawansowanego sportowca, nota bene instruktora narciarskiego. Niestety u mnie przebiega ono bardzo nieprzyjemnie. Da się z tym żyć, ale co to za życie. Na początku przytrafiało się co jakiś czas, powiedzmy raz na dwa miesiące i trwało 1-2 doby. Potrafiło odpuścić na 1-2 lata. Ale od początku naszego wieku zaczęło być coraz gorzej. Ze dwa razy wylądowałem w szpitalu, bo arytmia nie puszczała przez tydzień. Stosowałem, oczywiście za wskazaniem kardiologa, różne leki antyarytmiczne. Najskuteczniejszy, przynajmniej przez pewien czas okazał się Rytmonorm (propafenon). Ale i on po paru latach przestał działać. Gdy arytmie zdarzały się już dwa razy na tydzień zdecydowałem się na ablację w 2013 r. Prawie skuteczną, tzn. arytmie dalej się przydarzały, ale b. rzadko (2x do roku) i trwały krótko (kilka godzin). Niestety, mniej więcej od początku Covid19 w Polsce, czyli kwietnia tego roku, zaczęła się powtórka z rozrywki. Migotania nie mogłem zatrzymać niczym, żadnym z dostępnych leków. Po 2 miesiącach jej trwania, choć w łagodniejszej formie niż kiedyś, gdy już zdecydowałem się na ponowną ablację, siostra, która też mam problemy z napadowym migotaniem przedsionków, zaproponowała mi ów niedostępny w Polsce Apocard. Po kilku dniach zażywania go było już po arytmii. I w zasadzie mam z nią spokój do dzisiaj. Ze 2-3 razy chciała wrócić, ale po 1-2 tabletkach Apocardu odchodziła. Trochę się rozpisałem, bo może się to moje doświadczenie komuś przydać. Namawiam tych, których arytmia męczy do ablacji. B. skuteczna i stosunkowo bezpieczna. Jak szczepionka.
-
Ale dlaczego cała Europa (poza Polską) go powszechnie używa? Subiektywne zadowolenie to nieadekwatne sformułowanie. Nie wiem czy wiesz jak się odczuwa migotanie przedsionków. Jeśli lek go przerywa to jesteś w siódmym niebie.
-
Dlaczego nie podnosimy się w skręcie - nowy filmik Morgana
a_senior odpowiedział a_senior → na temat → Nauka jazdy
Te błędne style jazdy, które wymieniasz są powszechne. Po prostu zdecydowana większość narciarzy jeździ kiepsko. Wszędzie, nie tylko w Polsce. I większości to wystarczy. Nie mają ani ochoty ani motywacji na lepszą jazdę. To im wystarczy. Ale to niskie przejście jak to nazywasz, albo jazda na kiblu, nie jest wcale żadną koniecznością ani potrzebą w dobrej, skutecznej jeździe amatorskiej. Wystarczy coś pośredniego. Morgan mówi o zmianie pozycji między niską a bazową (podstawową). Czyli pewien ruch tułowia góra-dół pojawia się, choć bez czynnego odciążenia w górę. Było tu szereg filmików ilustrujących taką jazdę. -
Znam taki lek na arytmię (migotanie przedsionków), który jest w Polsce niedostępny. Apocard Retard (flekainid). Niedopuszczony do sprzedaży w aptekach. Cała Europa go używa, ale nie Polska. Dlaczego? Mnie bardzo pomógł.
-
A propos szczepionek. Pfizer i Moderna. Ta druga nie wymaga takiego wielkiego reżimu temperaturowego (przechowywanie -70 stopni). Skuteczność zbliżona. Dlaczego więc mówi się głównie o tej pierwszej? Bo Pfizer pierwszy ogłosił?
-
Dlaczego nie podnosimy się w skręcie - nowy filmik Morgana
a_senior odpowiedział a_senior → na temat → Nauka jazdy
Maćku, ale z tego nie nauczymy się jeździć. One są dobre dla kogoś kto już umie jeździć i do tego interesuje się techniką (i fizyką ) jazdy. Nic nie zastąpi nauki udzielonej przez dobrego instruktora. Nie wiem czy w Polsce organizowane są staże doszkalające, podobne do tych organizowanych przez Morgana? To jest idealne do robienia postępów. Zdaje się, że są takie wyjazdy i nawet ogłaszane na naszym forum (Gajowy?). -
Roces powiadasz. Tej samej firmy miały moje dzieci. To może kup te 27.5 czy 27 na zapas. Na pewno kiedyś będą w sam raz, a teraz, jeśli syn odmówi jeżdżenia z powody bólów będą ratunkiem.
-
Zostawiłbym. Nie wiem jak u Ciebie, ale w Krakowie można znaleźć sklepy, gdzie kupuje się używane buty dla dzieci i po sezonie zwraca kupując większe dopłacając tylko różnicę w cenie. Tak robi mój młodszy znajomy, tak robiłem ja, gdy moje dzieci jeszcze rosły.
-
Ale lepiej mieć wybór. Jeden cmentarz to Rakowicki. Jak Powązki w Warszawie. Drugi to Podgórski. Ten pierwszy w centrum miasta, ten drugi na obrzeżach i bliżej gór. Osiołkowi w żłoby dano.
-
Nowe buty narciarskie ciągły ból palców jakby za mały but?
a_senior odpowiedział grejan → na temat → Dobór innego sprzętu narciarskiego
Właśnie tak. Nie wymiękaj. -
Nowe buty narciarskie ciągły ból palców jakby za mały but?
a_senior odpowiedział grejan → na temat → Dobór innego sprzętu narciarskiego
I masz rację, bo numer numerowi nierówny. Żeby było śmiesznie obecnie kupiłem buty 28 mając prawą stopę 28.5. Sprawdziłem starannie czy nie są za krótkie. Ale pytający ma problem, bo go buty cisną na długość. Być może buty innej firmy o tym samym rozmiarze byłyby OK. Być może. W doborze butów i to nie tylko dla siebie mam spore doświadczenie. Wielu doradzałem, z wieloma kupowałem. I znam co najmniej dwa przypadki znajomych, którzy mieli ciut za krótkie buty. Jeden z nich, instruktor, o mało nie odmroził sobie palców u nóg. Podobnie jak ja. Buty nie mogą być za krótkie! Pierwszy poważny mróz i może być źle. Lepiej ciut za długie niż ciut za krótkie. -
Nowe buty narciarskie ciągły ból palców jakby za mały but?
a_senior odpowiedział grejan → na temat → Dobór innego sprzętu narciarskiego
Po prostu są za krótkie. Jeśli stopa ma długość 27.5 cm i wziąłeś buta 27.5 czyli z długością skorupy 27 cm, to brakuje na długości 0.5 cm. To niemało. Być może uda się buty odbarczyć na długość, czyli wypchnąć termicznie przód do przodu o dalsze kilka mm. Przeżywałem podobne katusze przez kilka lat, zwłaszcza w mroźne dni mają o pół numeru za krótkie buty, zwłaszcza prawy, gdzie stopa jest nieco dłuższa od lewej. Mając dylemat między lepszą skutecznością i bólem a gorszą i bez bólu zdecydowanie wolę to drugie. -
Nie jestem opiniotwórcą w tym temacie, ale na kilku sprawach się znam. Nie jestem i nie byłem też naukowcem, ale byłem, i wciąż trochę jestem, jej blisko. Do tego mam żonę naukowca astrofizyka. Otóż zapewniam Cię, że w każdym temacie związanym z nauką zawsze znajdzie się grupka oponentów głównego nurtu. I to ludzi z najwyższymi tytułami naukowymi. Paradoksalnie bywa, że niekiedy maja rację. Ale to są wyjątki. Przeważnie racji nie mają. Dlaczego więc oponują? Z różnych powodów: bo są dziwakami, bo chcą zaistnieć, bo są "obłąkani". W fizyce mógłbym przytoczyć wiele takich przykładów. Ot choćby wielkiego Einsteina, który w mechanikę kwantową, bądź co bądź, podstawę dzisiejszej fizyki, nie wierzył. Choć był paradoksalnie jednym z jej twórców (Nobel za efekt fotoelektryczny). A z innych beczek. Klimatologia i globalne ocieplenie. Zdecydowana większość naukowców zgadza się co do jego istnienia i przyczyn (działalność człowieka). Ale znajdziesz wielu oponentów z tytułami, może nawet noblistów, którzy twierdzą inaczej. I do takich kategorii myślących inaczej zaliczyłbym owego kardiologa.