a_senior
Members-
Liczba zawartości
2 811 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
34
Zawartość dodana przez a_senior
-
U mnie jest syndrom zimnych lędźwi. 🙂 Zakładam osłonę na ledźwie, rodzaj pasa. A zimnego tyłka na wyciągu też nie lubię. Czasem podkładam pod tyłek rękawice.
-
Dziwne. Z opisu buta wynika, że to but damski, a więc uwzgledniający anatomiczne różnice, m.in. w budowie łydki. Do tego napisane jest, że buty są obszerniejsze z przodu więc przydatne dla zmarzluchów. Nie rozumiem tego. Doczytałem, że w zestawie z butami jest wkładka zmniejszająca rozmiar o pół numeru.
-
Wrzuć tłumacza z łaciny. 🙂 Syndrom zimnego tyłka.
-
To ja Ci opiszę przypadek żony. Kilka lat temu. Silne bóle stawów zwłaszcza w nocy jakiś niedowład i ból lewej nogi itp. Nie da się spać w nocy. Badanie w kierunku boreliozy. Wynik niepewny, na pewno był kontakt. Rezonans kregosłupa - nic specjalnego nie widać. Wizyta, oczywiście płatna, u kilku różnych dobrych specjalistów: neurologa, reumatologa nie mówiąc o internistach. Brak konkretnej diagnozy. Nie wiadomo co robić a objawy coraz gorsze. Pomogła telefoniczna rada siostry. Też lekarza, ale larygologa pracujacego w szpitalu w Luksemburgu. Powiedziała tak: "U nas w Luksemburgu jak obserwujemy podobne objawy a diagnoza nie jest oczywista, to zakładamy, że to jest borelioza i ładujemy stosowny antybiotyk. Zrób to samo." Zrobiła i zdecydowanie pomogło.
-
7 dni po 450 km dziennie niegroźne? Przecież nie ma mowy o wyspaniu się, o regeneracji w trakcie. Regularny wyścig kolarski to wiele dni jazdy po 150 czy nawet 200 km. W peletonie z obstawą, ekipą do regeneracji i możliwością wyspania się. Klasyczny maraton 42 km to wyzwanie dla biegacza, duży wysiłek, ale po zakończeniu wypoczywasz, wysypiasz się. A tu? Nie znam się na tym, ale obawiam się, że taki ekstremalny tydzień wysiłku a zwłaszcza niedospania dla organizmu, z którego czerpie się ostatnie rezerwy jest groźny. Nie w perspektywie kilku następnych tygodni, ale całego życia.
-
Za dużo roboty. 🙂 No może z wyjątkiem zupy i sosu. Oczywiście smażone na patelni jak najbardziej, ale ile można ich zjeść. Te moje to zapewne świerkowo-jodłowe, bo z takiego lasu zbierane.
-
Mimo wszystko zastanawiam się czy takie przejścia, nawet dla wysportowanego, silnego i zdrowego organizmu nie są groźne. Nie zostawią groźnych następstw, które być może odezwą sie wiele lat później.
-
No to swoje przeżyłeś. Doczytałem, że nawet szybkie wyjęcie kleszcza, choć praktycznie eliminuje groźbę zakażenie boreliozą, nie zabezpiecza przed KZM. Podobno 1/3 zakażonych nawet nie zauważy choroby, 1/3 przejdzie jak średnią grypę a 1/3, niestety, dopadnie II faza, ta groźna, z którą miałeś do czynienia. Może jednak warto się szczepić? Odnośnie rydzy. W mojej górskiej okolicy zdarzaja się wysypy rydzy. Nikt ich nie zbiera. Mnie sie zdarzy, ale nie wiem co z nimi robić. Kiedyś wiaderko ofiarowałem znajomym, którzy wiedzą. 🙂
-
Ano właśnie. Dlatego nie przepadam za zbieraniem grzybów. Zbieram to co znajdę idąc ścieżką. Przeważnie kurki. A i tak uzbierało się kilka toreb wysuszonych borowików. Może nie naruszą je robaki zanim to przerobimy (już się tak nam raz zdarzyło). Kleszcza możesz złapać niestety wszędzie. Ja łapię go u siebie w górach kilka razy w roku, najczęściej przy zbieraniu jeżyn, bo to lubię robić i korzystam z efektów typu dżemy, soki, nalewki. 🙂 Ale jestem bardzo czujny. Jakiekolwiek podejrzenie, typu drobne swędzenie, zaraz sprawdzam co to jest. Nawet w środku nocy. Jeśli znajdę su...na wyciągam przyrządem czy paznokciem i odkażam spirytusem salicylowym. Póki co następstępstw nie było z jednym wyjątkiem u żony. Początek boreliozy, kuracja antybiotykiem, szczęśliwie przeszło. Wnuki co wieczór dokładnie oglądamy i niekiedy kleszcza wyciągamy. Moje życiowe grzybobrania odbyłem we Francji, konkretnie w słynnym Lasku Fontainebleu. Wybieraliśmy się tam w weekendy we wrześniu/październiku w gronie znajomych na zbieranie podgrzybków. Mnóstwo tego tam było, nikt poza nami nie zbierał. Nawet my po jakimś czasie przestawaliśmy zbierać bo ile można. I potem robiliśmy i jedliśmy ze smakiem wielką jajecznicę. Jeszcze jedna migawka ze Szwecji tym razem, konkretnie z lasów Soderhamn, gdzie pracowałem przez kilka miesięcy. A w weekendy zbierałem lingon (brusznica po naszemu) i szwendałem się po tamtejszych lasach. I co rusz trafiałem na polanki z mnóstwem dorodnych borowików. Żal serce ściskał, ale nie zbierałem bo po co. Nigdy nie spotkałem żadnego człwieka w tych lasach. Aż strach brał. I ostatnia grzybną opowieść sprzed kilku dni. Wracam sobie ze spaceru po okolicznych laskach w moich górach. Przy okazji rozgladałem się za rydzami. Ale na razie ich nie ma. Wracam do chałpki z zamiarem zebrania kilkunastu kani, które widziałem na polach koło mojej chałupy. Wielkiej ochoty na zbieranie nie mam, bo to trzeba przerobić i zjeść. A ile można. 🙂 Wracam więc i co widzę? Ktoś zbiera "moje" kanie. Ktoś obcy. Pytam kto zacz. Niejasna odpowiedź, chyba handlarz. Nawet nie tłumaczyłem mu, że to tak nieładnie, i nielegalnie, włóczyć się po prywatnych polach sąsiadów. Nie tłumaczyłem, bo byłem zadowolony, że mnie wyręczył. 🙂 Wieśku, żona dostała książkę "Fizyka na tropach świadomości". Chyba ją przeczytam. 🙂
-
Ja też ćwiczyłem pług, łuki płużne i skręty z oporu jak się wtedy nazywało w latach 60. Ojciec mnie tego nauczył. Zreszta inaczej nie potrafił skręcać. Szybko z tego przeszedłem na techniki równoległe. Oczywiście nie pamiętam dobrze jak u mnie wyglądały te skręty z oporu, ale wyraźniej akcentowało się dostawienie nogi zewnętrzej po przejściu linii spadku. Przyszłą nogę zewnętrzną (czyli prawą przy skręcie w lewo) obciążało się przez przechylenie ciała i lekkie jej ugięcie. Nie wiem czy były to skręty alpejskie? 🙂 Myślę, że dzisiaj nie warto za długo się nad tym rozwodzić. Szybko nauczyć podstaw i przejść do mniej średniowiecznych technik. Swoim dzieciom nie zawracałem wiele tym głowy. 🙂
-
Niektórym, np. mnie, to zupełnie nie przeszkadza. Przeważnie jest często jeżdżący i darmowy skibus. Czasami bus hotelu w którym śpisz. Najmniej lubię dojazd samochodem, ale niekiedy to jest najlepsza opcja. Np. ostatnio spaliśmy w hotelu w uroczej miejscowości Barbian/Barbiano. Aby dojechać do jakiejkolwiek stacji w dolinie Val Gardena, trzeba było zjechać kilka km a potem podjechać kilka/kilkanaście km w głąb doliny. Skibus był rzadki a autobus biura podróży (wyjazd zorganizowany) wyjeżdżał, dla nas staruszków, za wcześnie. 🙂 No więc, chciał nie chciał, jeździliśmy samochodem. 30 min w jedną stronę.
-
Ano właśnie. Już to pisałem, ale powtórzę bo ładne. W tym roku w Alpe di Susi spotkałem grupę Francuzów (para w średnim wieku i teściowa), konkretnie jechałem z nimi na wyciągu. I jak to ja (żona mnie za to gani :)) zagadałem do nich. Zapytałem dlaczego tu przyjechali, przecież we Francji mają 3 Doliny, Val Thorens i wiele innych świetnych ośrodków. Bo tu jest coś co ich ciągnie, kameralność, specyficzne atmosfera i widoki dolomickie i sporo wspomnień, ktore tu zostawili - odpowiedzieli. Do tych wielkich francuskich stacji mnie ciągnie, zwłaszcza że jestem Krakusem a dla seniorów karnety bywają tam za friko. 🙂 Ale nie wiem czy w tym życiu uda sie pojechać. Jedyną opcją jest dla nas samolot, ale to dość skomplikowana opcja. Na dłuższą jazdę samochodem lub autokarem żona się nie pisze, a bez żony nie pojadę. 😉 Co innego Włochy, nie mówiąc o Austrii. Dojazd do Znojma, spanko, dojazd w kolejnym dniu do celu. Zillertal, w którym byłem tylko raz w 2017 r., wspominam jak najlepiej. Może dlatego, że byliśmy tam pełną rodziną. Z nudów można zobaczyć jak było: https://goo.gl/photos/nra6ZNG6kCZeFrod9
-
A czy są jakieś kiepskie ośrodki alpejskie? Takie, w których po pobycie kilkudniowym stwierdzamy, że było do d.... a nawet tylko tak sobie. Nie z powodu fatalnej pogody czy kontuzji, której doznaliśmy zaraz na początku pobytu, ale z powodu tego, że sam ośrodek jest lichy. Byłem w wielu ośrodkach austriackich, włoskich, dwóch szwajcarskich i w ani jednym dużym francuskim (bo w małych to byłem). W małych, średnich i dużych. I wszędzie było mi dobrze. 🙂 I każdy mi się podobał. Który najbardziej? Chyba Ischgl, ale tylko chyba. Livigno wspominam bardzo dobrze. Zresztą dołączam zdjęcie z pobytu. 🙂 Piszę ze swojej chatki górskiej z nowego światłowodu. Śmiga jak diabli. Instalacja trwała niecałe 2h.
-
Dobrze wiedzieć. Czyli dla Europy jeszcze rok wsparcia dla Windows 10 bez żadnych opłat i starań.
-
Pewnie będzie OK. Znalazłem filmik Morgana, niestety po francusku i bez polskiego tłumaczenia, o jego doświadczeniach z Insta 360 X3. Chwali ją.
-
Ciekawa rzecz, że tak długo trwa wczytywanie filmików. U mnie to moment a nie mam super lapka. Rzeczywiście długo trwa tzw. renderowanie czyli "wypluwanie" złożonego wstępnie przez program filmu. Ale to musi trwać. Pamiętaj, że wsparcie Windows 10 się kończy i coś z tym trzeba zrobić. Nie można zostawić systemu bez wsparcia przez producenta przez dłuższy czas. Są metody na jego przedłużenie a nawet na instalację Windowsa 11 na starszych komputerach (bez tzw. modułu TPM), ale to trochę wymaga wiedzy.
-
Niekoniecznie. Niestety to musi ocenić ktoś narciarsko kumaty, najlepiej instruktor. Ten wykrok czy nadmierne wysuwanie nogi wewnęrzej jest dość częste u poczatkujących i średniaków i łatwo wychwytywalny przez fachowe oko. Jedź na 6 zlot twardzieli. Adam Cię poprawi. 🙂
-
Lekkie wysunięcie nogi wewnętrzej w skręcie jest naturalnym odruchem i ułatwia skręt. Natomiast przesadne wysunięcie, z otwarciem stawu skokowego, utrudnia.
-
Jaki masz procesor? Te programy co obróbki filmów są bardzo energożerne. Mój Sony też nieźle grzeje laptopa. A propos laptopów. Od lat kupuję, dla siebie i znajomych, używane Lenovo z serii biznesowej T. Ostatnio Lenovo T480 (już z Windows 11, 4-rdzeniowy Intel I5, nowy SSD). Naprawdę solidne lapki za 800-900 zł. Kupuję w AMSO, ale pewnie można też kupić gdzie indziej. Najbardziej zaskakująca jest bateria, a ściśle dwie baterie, w które wyposażony jest lapek (jedną można wyciągnąć). Trzymaja 2-3 godziny po naładowaniu, co jest niezłym osiągnięciem dla używanego lapka.
-
Było o tym sporo. Wykrok to błąd. A dlaczego tłumaczy i pokazuje Morgan z moim tłumaczeniem (trzeba włączyć polskie napisy). A przy okazji poczytałem co wtedy robiłem. 2 lata temu. Wtedy nazbierałem 14 kg jeżyn. W tym roku ok. 25 kg. Dżemy, soki, nalewka. Wtedy spóźniłem się na wysyp grzybów. I w tym roku podobnie. A sypneło grzybami bardzo. Nie żałuje bo już mam sporo zasuszone. A co miałbym robić z kolejnymi nazbieranymi partiami? Chyba sprzedawałbym na pobliskim placu targowym. 🙂
-
3 lata temu nocowaliśmy w Rosslwirt koło Salzburga. Było OK. Ale potem to już zawsze w Znojmo w Czechach. Konkretnie w hotelu Clemar w centrum miasta. Przy okazji można wieczorem przejść się po uroczym miasteczku i wstąpić do jakiejś knajpki.
-
Tam nie jest źle. Spokojnie mieści się i rower i samochód (*). Ale tu to już przegięcie. Ul. Św. Filipa. Rower może jechać pod prąd, jest kontrapas. Nie ma szans by się zmieścił. I dlatego tu jadę po chodniku. Ale idea nie jest zła tylko trzeba jeździć z głową. (*) Edit. Pomyliłem Garbarską z Garncarską. Na obu są kontrapasy rowerowe. O ile na Garbaskiej nie jest źle, o tyle na Garncarskiej, o której wspomniałeś, już niekoniecznie. Też ciasno.
-
Ciekaw jestem czego używasz do obróbki filmików. Ja jestem cały czas na Sony Movie Studio Platinum 13, a jest już chyba wersja 18. I co jakiś czas myślę o upgradzie i na myśleniu się kończy. 🙂 Raczej zostanę w tym programie, bo nieźle nad nim panuję a uczenie się czegoś nowego w moim wieku to coraz większe wyzwanie. 🙂
-
Moje zakopiańska koleżanka, nauczycielka fizyki, uczyła Tlałkówny w szkole. Bardzo je chwaliła. Mądre, bystre dziewczyny, dobre uczennice. Do tego miłe i sympatyczne.
-
Masz na myśli coś takiego jak poniżej na zdjęciu? Typowy buspas na Alejach Trzech Wieszczów. Faktycznie trochę jest do poczytania. 🙂 Nie zauważam, bom przyzwyczajony. 🙂
