a_senior
Members-
Liczba zawartości
2 909 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
38
Zawartość dodana przez a_senior
-
Czy wiesz co to jest reakcja intuicyjna albo inaczej odruchowa? To reakcja, która uruchamia się m.in. w sytuacji krytycznej. Odruchowo! Bez udziału swiadomości. Naprawde jeździsz zawsze bokiem? Nawet gdy stok jest pusty? Kończę tę bezproduktywną wymianę zdań. Szkoda psuć wątek.
-
Nikogo nie było gdy zaczynałem zjeżdżać! Szerokie czerwone pólko, zjeżdżam jego środkiem, nikogo ani z prawej ani z lewej ani nawet w górze, kilku ludzi daleko w dole. Po kilkunastu metrach nagle widzę kątem oka nadjeżdżającego z tyłu i boku jak pocisk narciarza. Coś musiałem zadziałać intuicyjnie bo ów narciarz przypakował we mnie, mocno mną zachwiał, ale mnie nie przewrócił. Sam spektakularnie zrobił kilka fikołków i padł. Na szczęście nic mu się nie stało. Skąd się wziął? Jedyne wytłumaczenie, że z owego dojazdu z prawej. Musiał nadjechać bardzo szybko, szybko jechał dojazdem i szybko, bezmyślnie, pólkiem. Zacząłem wściekły na niego krzyczeć by wziął kilka lekcji jazdy na nartach. Ale szybko, jak to u mnie, mi przeszło. Chłopak i jego ojciec mocno mnie przepraszali. Potem jeszcze rozmawiałem z nimi pokojowo na wyciągu. 🙂 Byc może kask spowodował, że zobaczyłem go później niż gdybym jechał w czapce. Mitku, wszyscy długo jeżdżący stosują, mniej lub bardziej świadomie, zasady czy rady jakie podałeś. Życie ich tego nauczyło. Podobnie do Ciebie ruszam, gdy jest mniej ludzi. Na bardziej zagęszczonych trasach jadę bokiem, nawet po odsypach, nie jadę długimi skretami carvingowymi gdy są ludzie, itp. Ale nie da się w 100% uniknąć niechcianych i groźnych zdarzeń, typu podanych przeze mnie. Choćbyś nie wiem jak sie starał ich nie unikniesz. Możesz je ograniczyć do minimum, możesz ograniczyć ich skutki, ale zawsze potencjalnie mogą się przydarzyć. Na nartach, w końcu aktywności wypadkogennej, na rowerze, jadąc samochodem czy idąc pieszo. Pamiętam z młodości jak dwóch ludzi biegło do autobusu na przystanku i zderzyło się ze sobą. Przyjechało pogotowie.
-
Widziałem. Pusty. Z prawej strony. Nikogo na nim nie było.
-
Nie śledziłem. To na nartach zrobiłeś krzywdę kregosłupowi czy gdzie indziej? Anyway, trzymaj się. 🙂
-
No i tak możemy sie droczyć bez końca. I bez sensu. 🙂 Pamiętaj, że zarówno szwagier jak i ja jesteśmy starymi narciarskimi wygami. Jeździmy na nartach regularnie dłużej od Ciebie. 🙂 Po prostu nie da się wszystkiego przewidzieć, bo to jest niemożliwe. Na nartach i w życiu. Gdyby stosować wszystkie możlwie zabezpieczenia to należałoby zostać w domu na kanapie. I dobrze zakręcić kurki gazowe oraz byc pewnym, że żaden dron czy rakieta na nas nie spadnie. 🙂
-
Mitku, to są wszystko zalecenia, które doświdczony narciarz stosuje mimowolnie. Ale czasem nie da się ich zastosować. Opiszę Ci przypadek szwagra, o którym wspomniałem. To była dość wąska trasa, raczej łagodna, z kilkoma przewyższeniami. Dojazd do wyciągu. Cały czas sporo zjeżdżających ludzi. Szwagier, bardzo doświadczony narciarz, pojechał sobie spokojnie jak wielu innych zjeżdżających. Ale trafił się pirat, który jechał wariacko z góry. Pewnie nic by sie nie stało i zdążyłby szwagra ominąć, ale szwagier był już za przewyższeniem a pirat przed i miał krótkie pole widzenia. Który z Twoich punktów zastosowałbyś? A który zastosowałbyś do przypadku, w którym 13-latek wjechał we mnie. Wyjechał nagle z bocznego dojazdu. Wcześniej nie mogłem go zauważyć.
-
Mieć oczy z tyłu? 🙂
-
Ale te 100% jest nieosiągalne. Zawsze zostaje jakis mały margines. Np. taki typ jak ja, który wiele lat temu o mało nie rozjechał jakiegoś malucha włoskiego szkolonego przez bardzo uważnego instruktora. Coś sobie głupio wymyśliłem, że się zmieszczę między dwoma maluchami. Zmieściłem się, że o mało co. Wstyd był. Żeby nie było, bynajmniej nie zachęcam Cię do noszenia kasku. Na nartach go używam, ale na rowerze sporadycznie. Ale apelowałbym, dla Twojego dobra, o większą pokorę. Np. by nikt nie wjechał na Ciebie od tyłu, gdy sobie spokojnie zjeżdżasz Twoim płynnym śmigiem. Czy aby nigdy żadna "uwolniona" deska snowboardowa nie przyładowała w Ciebie, gdy grzecznie sobie stoisz z boku trasy.
-
Na YT już byś bana dostał za takie dosadności. 🙂 Piszesz poważnie czy żartujesz? Ja zacząłem jeździć w kasku kilka lat temu. Nie po łączkach. 😉 I szczerze mówiąc żadnej ujmy w przyjemności (jeżdżenia nie du... 🙂) nie zauważyłem. Powiedziałbym, że jest nawet przyjemniej. Ciepło, wygodnie, ochrona gogli przed padającym śniegiem i zamgleniem szybki. Trochę gorzej słychać, fakt, i chyba nieco gorsza jest widoczność na boki. Może gdybym był bez kasku zobaczyłbym tego chłopaka co przypakował we mnie w Alpe di Siusi. No i kasku nie schowa się tak jak czapki do kieszeni.
-
Mitku, prowokujesz los takim pisaniem. Dawałem przykłady z ostatniego nartowania w Alpe di Siusi. W jadącego spokojnie w dół stoku szwagra wjechał od tyłu rozpędzony młody niemieckojęzyczny człowiek. Szwagier jest starszym, dobrym narciarzem. Jeździ na nartach dłużej od Ciebie i dużo ćwiczył w młodości na tyczkach w klubie narciarskim. 🙂 Efektem zderzenia była dla niego abstynecja od nart do końca pobytu. Na szczęście nie doszło do większych obrażeń. We mnie, spokojnie jadącego śmigiem, wjechał od baksztagu (z tyłu i z boku) polski 13-latek. Sam się poturbował, ja nie upadłem, ale kręgosłup czułem jeszcze przez kilka tygodni. A potem przeżyłem pędzącą obok mnie w odległości kilkunastu cm rozpędzoną deskę snowboardową. Komuś się zgubiła. 🙂 Wszystko to w czasie jednego pobytu. Można ograniczyć niebezpieczeństwo, ale ono wciąż na nas czyha i może dopaść każdego. Odnośnie używania kasków. Sądzę podobnie do Ciebie, że narzucanie obowiązku ich noszenia dorosłym narciarzom jest nadmiarowe. Typowy kask narciarski chroni co prawda przed urazami, nie tyle głowy co czaszki, typu stłuczenia, krwiaki czy pęknięcia czaszki, ale, o czym sie często zapomina, zupełnie nie chroni przed wstrząśnieniem mózgu i jego skutami. Nawet go nie osłabia. Do tego zwiększa prawdopodobieństwo urazów kręgów szyjnych. Oczywiście suma korzyści jego używania nad wadami przeważa. I dlatego go używam od kilku lat. Ale to powinien byc nasz indywidualny wybór. Kask nie jest żadnym panaceum i nie powinien dawać złudnego wrażenia, że używając go możemy sobie pozwolić na więcej. Porównywanie stosowania kasków narciarskich do pasów w samochodzie, które naprawdę ratują, jest zupełnie nietrafione.
-
Cholera. I tak właśnie rodzą się plotki. 🙂 Wydawało mi się, że ta informacja o mamie pochodzi właśnie od Ciebie. Cóż, starość nie radość. Na pewno. Fajne wspomnienia. W Krakowie też chodziliśmy na pobliskie górki, ale one były bardzo liche. Pamiętam taka ciężką, mroźną zimę. Bodajże 62/63. Dostaliśmy od natury dwa tygodnie wolnego w szkole. Na polu (jak to mówimy u nas) temperatury w dzień spadały do -20 a nawet jeszcze mniej. Ale co to dla nas. Chodziło się na sanki i narty na polanki pod Kopcem Kościuszki. Żadnych odmrożeń.
-
Toś Ty góral. 🙂 Ja, a ściśle mój ojciec, musiał płacić zawsze. Nawet w Krakowie na Łysej Polanie (Lasek Wolski). No i oczywiście na Kasprowym, gdzie zacząlem z nim jeździć od 14. roku życia. Wbrew pozorom narciarstwo w latach 60. nie było tanie. Sprzęt, o ile udało sie go kupić, tani nie był. Wyciągi i kolejki kosztowały całkiem dużo. Porównując tamte pensje i ceny, uprawianie narciarstwa było wtedy droższe niż dziś. W mojej klasie podstawowej na nartach w górach jeździły może 2-3 osoby. W klasie licealnej było nas już 5 aktywnych narciarzy, ale to był wyjątek. Zmieniło się w latach 70. Zdecydowanie więcej ludzi zaczęło uprawiać narciarstwo. Wciąż tanie nie było, ale możliwości większe.
-
Masz rację, dwaj pozostali pewnie podobnie. Dałem przykłady tych "bogów" trochę przekornie by pokazać, że niekoniecznie trzeba mieć przeszłość zawodniczą by zostać narciarzem z najwyższej półki światowej. Bliskość gór bardzo pomaga, to oczywiste. Z KubaR znamy pewna dziewczynę (dziś już mamę), która od prawie niemowlęctwa jeździła na Polczakówce w Rabce, na wyciągu u swojego wujka. Pamiętam ją, gdy miała 16 lat, jeździła świetnie a na moje pytanie, kto ją tak dobrze wyuczył odpowiedziała, że sama się nauczyła podpatrując innych. Dziś jest świetną narciarką, po studiach AWF, ma pewnie stos różnych tytułów instruktorsko-trenerskich. Pamiętam też pewną Szwajcarkę, która do szkoły zjeżdżała na nartach (Wysoka Sabaudia). Gdy ją spotkałem jako młodą kobietę lepiej jeździła na nartach niż chodziła. 🙂 Na pewno ważne jest by zacząć narciarstwo b. wcześnie. To samo dotyczy wszystkich innych aktywności. Pewnie już pisałem o tym, ale na studiach poznałem człowieka, który nie umiał jeździc na rowerze. Wydaje się niemożliwe, ale to fakt. Ja go uczyłem. I jakoś tam nauczyłem, ale swobody u niego w jeździe na rowerze nie było. Podobnie z nauka jazdy smochodem. Itp.
-
Nie będę szukał ich pochodzenia, tych wymienionych supernarciarzy. 🙂 Ale jak wiesz też sie obracałem w swoim czasie w towarzystwie dobrze jeżdżących ludzi. Choćby na kursach PI i I. Np. na kursie I jednym z instruktorów był gość z Łodzi. Tu się urodził a z górami miał do czynienia sporadycznie. Dopiero później zaangażował się mocno w narciarstwie. To był zdecydowanie najlepiej i przy okazji najładniej jeżdżący wykładowca wśród innych. A i potem jeździłem z wieloma dobrze jeżdżącymi. Choćby mój nieżyjący już kolega Jacek. Świetny narciarz. Urodził się w Krakowie a w górach poczatkowo bywał sporadycznie. Następny przykład, niestety też nieżyjącego kolegi. Spotkałem go po raz pierwszy na nartach na Kasprowym w wieku 21-22 lat. Ja już wtedy dobrze jeździłem on początkował. Założyciel narciarskiego klubu Yeti w Krakowie. Wyrobił się w narciarstwie niebywale. Itd, itd. Nie wspomnę o moich dzieciach, które wg mnie jeżdżą bardzo dobrze. Nie urodziły się w górach, choć dla niektórych Kraków leży w górach. 🙂 O czym np. świadczy zdjęcie Tatr z dachu mojej kamienicy, które kiedyś tu pokazywałem. 🙂 Dobrze być zawodnikiem narciarskim w młodości. To pomaga i ustawia. Ale i bez przeszłości zawodniczej też można stać się dobrym narciarzem, instruktorem. Co to znaczy być dobrym narciarzem? To oczywiście pojęcie względne i szerokie. Nie podejmuję się definicji, ale podświadomie wiemy o kogo chodzi. Na pewno nie o takich supernarciarzy, których wymieniłem w poprzednim wpisie. Ci są ekspertami. Edit. Jeszcze dwa przykłady znanych mi osób, które zostały bardzo dobrymi narciarzami bez przeszłości zawodniczej i nie urodziły się w górach. Moja szkolna koleżanka, Nika. Sporo razem w młodości jeździliśmy na wyjazdy narciarskie. Została instruktorem PZN, ale przede wszystkim była w grupie demonstratorów PZN na zagranicznych pokazach. Lata 70. A drugi to oczywiście Morgan, którego wiele filmików "przetłumaczyłem". Zaczął aktywne narciarstwo niedługo przed 40., wcześniej był średnim średniakiem. 🙂
-
Tyle że kierowców nie szkolą uczestnicy wyścigów Formuły 1. 🙂 No i jeszcze trzeba umieć uczyć. Oczywiście, zaszłość zawodnicza bardzo pomaga. Na trasie od razu poznaje się byłego zawodnika. Ale to nie znaczy, że nie można być b. dobrym narciarzem bez żadnych zawodniczych doświadczeń. Ci trzej supernarciarze, których wymieniłem, są tego przykładem. Mój maestro, który mnie uczył na PI, słynny Stanisław Tatka, wspaniały narciarz i człowiek, nie miał żadnych doświadczeń zawodniczych. Zresztą na nartach zaczął jeździć w stosunkowo późnym wieku. Wojna, powojenne niedostatki, itp. A zresztą nie o to w końcu chodzi by być doskonałym narciarzem. Do narciarskiego odczucia szczęścia wystarczy, że sprawnie i bezpiecznie radzimy sobie na trasach lub, gdy czujemy taki zew, poza trasami.
-
Wydaje mi się, że takie naciarskie tuzy jak Richard Berger, Reilly McGlashan czy Paul Lorenz nie mają zaszłości zawodniczej. Może Berger miał coś wspólnego z jazdą po muldach, ale pewien nie jestem. A oni są jak dla mnie narciarskimi ideałami. Np. taki stary już przejazd Bergera to narciarskie niebo. 🙂
-
Twarde buty dla kobiety flex 100/110
a_senior odpowiedział Schwarzwälderin → na temat → Dobór innego sprzętu narciarskiego
Bardzo dziwne. Flex 90 w butach dla pań to już całkiem sztywne buty. Nawet nie jestem pewien czy poczujesz różnice między flexem 90 i 100. Ja nie poczułem miedzy 110 i 130. Tzn. poczułem, te 130 dużo trudniej się wkłada. 🙂 -
Będzie coraz więcej takich niewiarygodności AI. Ostatnio zbulwersowała mnie (w domyśle starego, co to już niczemu się nie dziwi :)) aferka z panią Joanną Dunikowską-Paź. Ładna, urocza,miła i do tego intelintna jak się wydaje prezenterka TP. Oskarżono ją o zdanie, które wypowiedziała na konferencji prasowej. Znana sprawa. Zdanie przypisał jej czatbot X. Wylała się na nią fala hejtu... Tyle że pani Joannej na tej konferencji nie było. A z mojego ostatniego doświdczenia. Zapytałem googla o godziny mszy świętych w Warszawie (kościół Św. Tomasza). Podał, a jakże, ale się pomylił o godzinę. 🙂 Miałem dodatkowy spacer.
-
A ja sobie pooglądałem te polskie demonstracje wyższego poziomu na Interski 23'. Run1 - https://youtu.be/pT1GsDDIvzo?si=PzjRrDMmd88UZlsX Run2 - https://youtu.be/u_7h8IzhbfQ?si=sNC1f1dPRtm5T2hy I cytując lektora mamy: 1. "Gliding turn" - pokazany w run1, skręt ześlizgowy czyli po naszemu to skręt NW? Czy tak? 2. "Dynamic short turn" - krótki skręt dynamiczny, mieszany carvingowo-ześlizgowy skręt krótki albo po prostu typowy śmig 🙂 3. "Dynamic parallel carving turn" - dynamiczny równoległy skręt carvingowy, czyli coś w rodzaju krótko-średniego skrętu carvingowego, powiedzmy śmig carvingowy 🙂 4. "Longer carving turn" - dłuższy skręt carvingowy pokazany przez panie, taki typowy skręt carvingowy z YT
-
Twarde buty dla kobiety flex 100/110
a_senior odpowiedział Schwarzwälderin → na temat → Dobór innego sprzętu narciarskiego
Internet pokazuje, że w dziale buty narciarskie damskie masz sporo tego. Flexy 105, 115 u Technica. Np. Technica Mach1 LV W. LV (Low volume) lub MV (Medium volume). Podaję tę markę, bo kilka butów dla pań kupiłem i było OK. Co do wyboru męskich to mam złe doświadczenia. Konkretnie z butami dla wysokiej córki (173 cm). Średnio biorąc u kobiety mięśnie łydki zaczynają się niżej niż u mężczyzn. Ale można próbować. -
I nie tylko w narciarstwie myślenie jest ważne. 🙂 Nie wiem jak jest dziś na kursach pod względem uczenia takiej trasowej taktyki. Mnie kiedyś któryś instruktor doradził by na bardziej zatłoczonych stokach jeździć krótkim skrętem bokiem trasy, nawet po niezbyt dobrze ubitym śniegu. I tak właśnie staram się wtedy jechać.
-
Tyle że jak jedziesz skrętami carvigowymi jak na filmie to sobie ciężko wyliczyć kiedy i gdzie możesz spotkać się z deskarzem i nie tylko deskarzem. 🙂 Były tu pokazywane piękne dzwony między dwoma carvingującymi narciarzami. Córce już to nie grozi bo po kilku wyjazdach z dobrą instruktorką przestawiła się na permanentny krótki skręt. 🙂
-
Pięknie gość grzeje. I wiele takich pięknych pokazów widać na YT. Wydawałoby się, że to częsty obrazek na stoku i do tego właśnie trzeba dążyć. Ino tylko kiedy i gdzie tak jeździć. Nawet zakładając, że potrafimy. Przecież takie możliwości są rzadkie i nawet wtedy grozi nam niechciane spotkanie z POKRAKĄ. 🙂 Poniżej dwa filmiki. Najpierw moja córunia w epoce jej fascynacji carvingiem w wieku 19 lat. Pewnie już pokazywałem, ale tym razem dobrze pasuje do konteksu, bo o maly wlos nie przydzwoniła w snowbordzistę. A drugi filmik, też już znany, to pokaz Morgana sprzed kilku lat jak, w domyśle jaką techniką, powinno się "rozsądnie" zjeżdżać po typowo "zaludnionych" trasach. Akurat trasa w Pirenejach. Znamienne są jego słowa końcowe: "...i zauważyliście, że skrętem najczęściej używanym jest skręt krótki. Dlaczego? Bo kontrolujemy prędkość, mamy łatwą kontrolę kierunku, a w skręcie carvingowym, ciętym można co prawda panowac nad tym gdzie chcemy jechać, ale narty mimo wszystko wymuszają promień łuku, co powoduje, że o wiele trudniej jest nagle zmienić kierunek jazdy w sytuacjach krytycznych, to jest bardziej niebezpieczne. A w skręcie krótkim, gdzie dochodzi ześlig, to jest dużo łatwiejsze co tłumaczy dlaczego tak często stosuję ten typ skrętu." https://youtu.be/A790xX7B8dw?t=30 https://youtu.be/6DM3BAt2ljE?si=pCalGM_qR5_ts_Bh
-
Ale wykopaliska. 🙂 Widziałem tylko te łyżki wstawiane między tyłem buta i łydką. Nie używało się wtedy w Polsce (rok 1970 plus minus) nazwy jet. Tak musieli nazywać tę technikę Anglosasi. We Francji był avalement a w Polsce, błędnie, technika odchyleniowa. Myśle, że sporo z niej zostało we współczesnej jeździe sportowej. Dzięki tej technice Francuzi odnieśli takie sukcesy jak w Portillo w 1966 r., o czym juz pisalem, czy na olimpadzie w Grenoble 1968 r. (3x złoty medal dla J.C. Killy). O tej technice i tamtych czasach sporo można sie dowiedzieć w klasycznej książce Jouberta i Vuarneta "Jak doskonalic się w narciarstwie". Mam wydanie z 1974 r. (oryginał chyba 1966 r.) Jak się dobrze wczytać to wiele z tego jest wciąż aktualne. Nie taki ślepy. 🙂 Poniżej kilka zdjęć mistrzów tej techniki z tamtych czasów i rys. opisujący o co w tym chodzi. J.C. Killy i Patrick Russel.
-
Może i tak, ale jest jak jest. 🙂 Śmig to, jak podsumował Mitek, seria krótkich skretów wykonywanym w linii spadku stoku (swoją drogą gdy ktoś śmiguje po skosie to już nie śmig? :)) z kontrolą prędkości. Jakąkolwiek techniką. Najczęściej mieszaną z elementami jazdy na krawędziach i ześlizgu. Niedługo, jak rozumiem, problem nazewnictwa zniknie, bo zniknie termin "śmig" z polskiego programu nauczania. I jak i czy będziemy używać terminu śmig będzie zależeć od nas. 🙂 Odnośnie Jet-a pokazanego przez Pawła. Pokraczny, przesadzony, fakt, ale trzeba rozumieć kontekst. W 1966 odbyły się mistrzostwo śwata w narciarstwie alpejskim w Portillo w Chile. Wszystkie (sic), powtarzam, wszystkie złota medale, czyli w sumie 8, w konkurecjach męskich i damskim zdobyli Francuzi (i oczywiście Francuzki posługując się nowomodą :)). Do tego większość srebrnych. Tylko w zjeździe wygrała Austriaczka, ale wkrótce oddała medal, gdy wyszło, że jest, jak byśmy to dziś powiedzieli, interpłciowy. To był kataklizm i wszyscy zaczęli sie zastanawiać dlaczego tak sie stało. I słusznie wymyślono, że to dzięki francuskiej technice jazdy "avalement". Polscy geniusze z PZN przejęli to do programu, ale bez zrozumienia istoty rzeczy i wyszły pokraczności w rodzaju "techniki odchyleniowej". Istotę prawdziwego "avalement" (po francusku - pochłonięcie) świetnie opisał Maciek. Zacytuję: Jet to faza skrętu polegająca na wypchnięciu stóp to przodu w sekwencji: energiczne podciągnięcie ud ( albo pochłonięcie rzeczywistej muldy) , antycypacyjne wbicie kija i silne oparcie się na nim, wyrzucenie stóp do przodu ( to ten jet) połączone, zakończone ruchem skrętnym stóp ( obrotem narty) narty opierają się na krawędzi i tułów dogania narty. Miałem to szczęście/nieszczęście uczestniczyć w kursie I, gdy obowiązała ta technika. Wariactwo. Technika wymaga mocnego podparcia tyłu podudzi w pewnej fazie skrętu. Klasyczne buty narciarskie, dostosowane do klasycznego stylu takiego podparcia nie umożliwiały. Pojawiły się już nowe z wyższymi tyłami, ale większość jeździła w starych. Jak sobie radzono? Wkładano do tyłu butów coś w rodzaju długich łyżek, takich którymi posługujemy sie do wkładania zwykłych butów, i tym samym zapewniano sobie podparcie. Do tego wypaczono technikę jeżdżąc cały czas w pozycji sedesowej. Na stokach pojawiły sie całe rzesze pokrak, które myśleli, że są super modne i nowoczesne. Na szczęście jak szybko przyszło tak szybko poszło. Nawet nie wiem kiedy zmieniono PN, bo nartami na kilka lat przestałem się poważnie zajmować.
