Skocz do zawartości

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 11.05.2025 uwzględniając wszystkie działy

  1. Pierwsze "metale" to rok chyba 1972 - II klasa szkoły średniej, kiedy brat pozwolił mi pojeździć na swoich Rysy Metal rocznik 1970 -ze znaczkiem Zakopane. Czarne z białyni oznaczeniami. Ciekawostka - miały logo jak Atomic czy gwiazda merca, poźniej zamieniono to logo na taki klin/szczyt jak na fotce Andrzeja. Miąły jedną blachę - wiem, bo kiedyś je przewierciłem na wylot... 😉. Rok poźniej ojciec wyczarował dla mnie - niebieskie.... ;-). Na pierwszej fotce brat z kolegami - Szczyk hala Skrzyczeńska - kolejka do orczyka na Małe - w tle pojedynczy jeszcze "długi górnik" z Czyrnej. Wiązania Kadra 3- słynne wyrwijwkrety.... Na drugiej ja w drugie połowie 70tych na tych 'niebieskich' Rysach - śniegu było w opór, można było zjeżdżać z Czantorii przez las i (czasem niestety) jeżyny.... Na foto łąka w okolicy Motelu w Polanie.
    5 punktów
  2. Jeśli tak jeździsz. Tylko kto tak jeździ i po co. Chyba że chcesz sobie lub innym coś udowodnić. Oczywiście od dobrych kilku lat tak nie jeżdżę i pewnie nawet nie mógłbym nie ryzykując poważnych komplikacji sercowych. 😉 Być może mając 20-25 lat trochę tak, na maksa, starałem się jeździć. Bawiło mnie to. Ale później już nie. Więcej relaksu, smakowania przyjemności, radości z bycia z innymi. Z odruchów instruktorskich często obserwuję innych, zwłaszcza tych dobrze jeżdżących, których jest niewielu na typowych trasach. Nie widzę by jeździli na maksa, raczej smakują i cyzelują jazdę w średnim tempie. Ci szybko jeżdżący przeważnie technicznie jeżdżą kiepsko. Tych wycinających intensywne skręty carvingowe też niewielu bo zaludnienie stoków nie pozwala. A najbardziej na maksa jeździłem w 18. roku życia. Start na górze Kasprowego, pełna kita z minimum skrętów na Goryczkowej. Pierwszy i ostatni postój na polanie przed nartostradą do Kuźnic. A czasami i bez tego postoju. 🙂 I to mnie wtedy naprawdę cieszyło. Ale szybko z tego wyrosłem.
    3 punkty
  3. Po powrocie z krainy ziemniaka, Pałac Będlewo i jezioro Dymaczewskie bez gry słów. Tym razem tylko rower i kraina granitu...
    2 punkty
  4. Takie tam z rana, przy 5st C na zewnątrz. Fajnie się jechało bo pusto na drogach. Tylko zimno wciskało się każdą możliwą szczelina. Vmax porównywalny do nart.
    2 punkty
  5. Cze Masz sporo racji w tym co napisałeś ale troszkę na wyrost jest przywoływanie jazdy zawodników. Rozmowa dotyczy jazdy amatorskiej, a w szczególności tego co nam w niej sprawia największą frajdę. W Alpy nie zabieram nart typu SL bo jeżdżąc na nich po 3-ech godzinach jazdy pakowałbym się na kwaterę. Być może odezwą się głosy, że da się i dłuższym łukiem na nich pojechać, ale mnie osobiście taka jazda nie sprawia frajdy. Skręty są krótkie i intensywne, a wydłużanie w moim przypadku to jazda w trawersie, czyli z mojego punktu widzenia, bez sensu. Wolę narty długie, które mi dają dużo więcej możliwości jazdy kombinowanej. Jazda free, to jazda z marginesem błędu, który jednak jest zawsze, Ty pewnie masz mały, ale i tak nie ma to porównania z z jazdą po tyczkach/bramkach w realu. Tam każdy błąd to strata lub …. koniec jazdy. W jeździe dowolnej tak nie jest, jedzie się dalej i tyle. Nawet jak coś odbiega od planowanego toru lub skrętu. Kolegę Clip-a interesuje przemierzanie ośrodków, mnie to frajdy nie sprawia. W każdym ośrodku, w którym byłem mam parę ulubionych (dla mnie ciekawych), a reszta może dla mnie nie istnieć. Ostatnio na Pilsku najlepszy moment dla mnie to wjazd na Halę Walcową w pozycji zjazdowej bez unoszenia sylwetki. Taki kernell S dla leszczy😉. Reszta trasy to tylko dojazdówka do tego punktu. Dla większości to tylko wąska przejazdówka, bez historii, zawalidrogą na trasie. w Madonnie bardzo lubię trasę usłaną garbami którą obsługuje stare krzesło. Nikt tam nie jeździ, bo dla większości jest nieciekawa. Ja na niej mogę i pół dnia jeździć. Na górnej części trasy są garby opadające mniej więcej do połowy jej szerokości naprzemiennie. Dół to seria ścianek. Większość na górze wybiera linię aby ominąć garby, a dół jedzie, żeby zjechać. Dla mnie cała frajda to skręty na garbach. O ile początkowo to staram się je kompensować w skrętach, to cała zabawa zaczyna się później, jak już nie dajesz rady tego zrobić. Trzeba tylko się wjeździć, aby lecieć na wprost w skręcie a nie w krzaki. Nawet na płaskim da się poszukać przyjemności z jazdy, i szczerze mówiąc może to bardziej zmęczyć niż jazda po stromszych odcinkach, szczególnie jak chcesz pojechać tak jak lubisz i szukasz za wszelką cenę prędkości, a nie jest to jazda na „krechę”. pozdro
    2 punkty
  6. Ten świeży śnieg to nie był puch, wywaliłem się, wiązania nie wypięły, kilku starszych narciarzy wsadziło mnie na sanki i zawiozło do domu wczasowego gdzie byliśmy na zimowisku. Sanitarką pojechałem do szpitala w Bielsku a tam było tylu połamańców że musiałem czekać na gips na korytarzu. Powrót do Szczyrku też był z przygodami bo wsadzili do jednej sanitarki 4 połamańców - jechaliśmy z niedomkniętymi drzwiami a moja noga, zagipsowana i owinięta kocem, wystawała na zewnątrz .
    2 punkty
  7. Zawodników zostawmy w spokoju, bo jeśli Ci się wydaje że potrafisz jeździć jak oni to tylko Ci się wydaje. Twój max jest ich rozgrzewkowym przejazdem. Jazda na zawodach, to jazda na zawodach i trudność takiego przejazdu nie ma nic wspólnego z pałętaniem się po pustym stoku. Z resztą pisałeś wcześniej o dobrych amatorach wchodzących na tyczki. Mój stopień sprawności i siły w stosunku do Twojego jest taki sam jak Twojego do zawodnika z PŚ, czyli żałosny. To nie temat poradniczy tylko informacyjny. Możesz tego nie rozumieć. Równie dobrze mogę napisać że na paragigantkach można robić wszystko co na SL tylko łatwiej. Też zupełnie nie rozumiem że dobrze Ci się jeździ w przykrótkich SL-kach. Bądź konsekwentny w tym co piszesz, wydłużając promień na SL to się wozisz i jedziesz jak cię narty niosą? Czy Ciebie to nie dotyczy, bo jesteś wyjątkowy? Napisałem wyraźnie, taka jazda mnie nie interesuje. Narta SL dociśnięta samoistnie zacieśnia skręt, bo taka jest ich geometria. Na takich nartach mogę jeździć w PL to tu mam krótkie górki. W Alpach musiałbym się na nich … wozić. Hala walcowa jest na trasie 1a w okolicy Soliska. Przewężenie na szerokość ratraka ułożone pod kątem z 60 stopni do biegu głównej trasy z Buczynka do Jontka. Tuż przed górną stacją krzesła Kamienna-Solisko. Pozdro
    1 punkt
  8. Przwywołałem zawodników PŚ, jako najlepiej przygotowanych fizycznie do narciarstwa, żeby ktoś nie mówił, że kolega ma lepszą kondycję/trenuje na siłce to daje radę cały dzień cisnąć. A jeśli chcesz cisnąć na makasa to niczym się to od jazdy wyczynowej nie różni. Nawet jeśli to jest freeride. Wykorzystujesz maksimimum swoich możliwości w tym co chcesz zrobić. Udaje się w iluś tam %, podobnie jak żaden zawodnik nie przejeżdza trasy idealnie. Czasem glebisz lub się zatrzymujesz, tak samo jak na zawodach. Margines błędu zależy od Ciebie ale tu i tu moze być taki sam. Nie ma jedynie widzów, nagród i zagrodzonej trasy. Nie rozumiem dlaczego wam się dobrze jeździ na tych dłuższych nartach. Na SL 156cm bez problemu jedziesz dowolnym skrętem lub na krechę. Wszystko idzie sprawniej i łatwiej. W gorszych warunkach, w puchu, czy na muldach też dużo lepiej niż na GS. Spędziłem mnóstwo czasu na Pilsku, ale nie mam pojecia co to Hala Walcowa? Gdzie to jest? Ostatnio we Francji z racji pogody i dziadostwa w ośrodku, jeździłem sporo po garbach i świeżym ciężkim śniegu (na GS). Chyba już wyszedłem z wprawy bo szło to bardzo mizernie. Gleb może nie było, ale pit stopy co kilka skrętów i niska prędkość przejazdu. Zresztą to właśnie prędkość jest przycyzną. Jak się w miarę szybko pojedzie to wszystko idzie płynnie i sprawnie, ale jak się psychicznie zablokujesz to walczysz z garbami, czy zakopujesz się w śniegu.
    1 punkt
  9. Nie było dobre. W Zakopanem to był cud, że z kolegą (dziś emertowany prof. fizyki) kupiliśmy narty, a w Krakowie też cud, że sprzedający się nade mną ulitował. Ale czasem coś "rzucali". Vide niezłe japońskie wiązania Hope na moim zdjęciu, z przednim i tylnym bezpiecznikiem. Poprzednio miałem Kadra 3, tylko z bezpiecznikowym przodem. Te kanty metalowe w Twoich nartach pewnie były przykręcane. Rozumiem, że złamałeś nogę na nartach. Mnie tego życie oszczędziło, choć początki były na Knadaharach (widać je na zdjęciu Pienin Lexiego), a więc wiązaniach w 100% niebezpiecznikowych. 🙂 Długość nart na wyciągniętą rękę (do nadgarstka) to nie był dobry pomysł zwłaszcza dla wysokich.
    1 punkt
  10. no niestety w mijającym sezonie takich dni z głębszym śniegiem było bardzo niewiele, miałem ich równe 5 co nie stanowi nawet 10% dni narciarskich w Alpach PS. Nie wiem co dla Ciebie oznacza "fajny głęboki śnieg" ? Może trzeba się przeprowadzić do Japonii ?
    1 punkt
  11. to jednak musiało być wtedy lepsze zaopatrzenie sklepów krakowskich i zakopiańskich bo pamiętam że wujek swoje metalki musiał "załatwiać" po znajomości, moje "plastiki" (- całe drewniane jedynie ślizgi były plastikowe i miały kanty metalowe) kupowaliśmy w składnicy harcerskiej, udało mi się wtedy wyciągnąć rękę na 190cm i takie dostałem widać że w lutym 1972 było słabo ze śniegiem w Szczyrku kilka dni później spadło dobre pół metra śniegu i złamałem nogę poniżej Piekiełka
    1 punkt
  12. moje nazywały się Wierchy, były jeszcze Sudety ale nie wiem jaka była różnica
    1 punkt
  13. To Panie wypas był dla zawodowców .. ja jeździłem w tym czasie na takich jak te.. (tutaj jeszcze chyba pasków brakuje skórzanych).
    1 punkt
  14. Nawet nie wiedziałem, że mogą być narty w pełni metalowe. Te Rysy KF-72 to były narty z dwoma warstwami metalu, na spodzie i na górze, i warstwy drewna w środku. Ciekawa jest historia ich zakupu. Oczywiście w sklepie w Krakowie się normalnie takich nie kupowało. Wymyśliłem więc sobie, że kupię je w Szaflarach, gdzie je produkowano. Pracował tam brat znajomej. Pojechalismy autobusem do Szaflar z kolegą, ale nic nie załatwiliśmy. W akcie desperacji pojechalismy więc do Zakopanego i tam, cud boski, stały sobie w zwyczajnym sklepie sportowym. Do wyboru, do koloru, tzn. były czerwone lub czarne. 🙂 Kupiłem czerwone 210 cm. Po powrocie do Krakowa udałem się do serwisu w celu założenia wiązań. Gość wziął narty do ręki i powiedział mniej więcej tak: "ło jezu, cóżeś to pan kupił, za twarde". I faktycznie miał rację. Chyba czerwone były bardzo sztywne a czarne mniej, o czym kupując oczywiście nie wiedziałem. Zdesperowany udałem się do sklepu sportowego na Szewskiej w Krakowie i błagalnie spytałem czy przypadkiem nie da się ich wymienić, choć żadnych tego typu nart na półkach nie było. Gość spojrzał z litością, udał sie na zaplecze i wyniósł czarne Rysy ze zdjęcia. Ufff... Pewnie coś mu za to zapłaciłem, ale nie była to duża suma. Takie rzeczy to tylko w... PRL-u. 🙂 Z nart byłem dość zadowolony, choć później przekonałem się, że były za długie. Następne, wiecznie rozklejające się Epoxy, były już 205 czy nawet 200 cm. Potem były różne: Heady, Dynamic, Volkl, ale wszystkie 200 cm.
    1 punkt
  15. Jeśli jeździsz na maksimum możliwości, to nie dasz rady jeździć cały dzień. To jest uniwersalna zasada. Nie sądze by zawodnik PŚ pojechał trening pełnego GS, 40 razy w ciągu dnia. A jeśli nawet, to będzie to jazda na pół gwizdka. Twoi znajomi są lepsi? Czyli właśnie się wożą. Mogą przy tym osiągać wysokie prędkośći, ale nie jadą wymuszonym promienim skrętu, czy rzadko schodzą do pozycji zjazdowej. Podejrzewam, że Ty rozumiesz o co chodzi, ale Clip może nawet sobie nie wyobrażać, że istnieje jazda, w której po minucie jesteś bliski utraty przytomności. Ogólnie dużo ludzi, nawet średnio jeżdzących i o umiarkowanej kondycji nabija też sporo km na stoku. Na czym polega ten fenomen? Przede wszystkmi nie skręcają. Ci słabsi walą na wprost zarzuacając od czasu do czasu nartami by trochę przyhamować. Lepsi jadą już łukami, ale one nie mają stałego promienia, a narty zazwyczaj nie są mocno dociskane. Albo wybierają uślizgi, albo nawet jadąc na krawędzi, promień rośnie wraz z prędkością a na slalomkach powstają kilkudziesięciometrowe łuki. Generalnie jadą tak jak ich narty niosą, a nie założonym wcześniej torem. Dlatego tak duża jest przepaść, gdy nawet niezły amator wjedzie pierwszy raz na tyczki.
    1 punkt
  16. Osobiście sezon narciarski dzielę sobie na 4 etapy. Etap I - to sam początek sezonu, który zwykle zaczynam w grudniu ( początek lub jego połowa) w zależności, kiedy wystartuje Czarna Góra. Uwielbiam ten czas, bo trwa naśnieżanie, ludzi jest mało, lekcje wpadają sporadycznie, przez co mogę pojeździć dla samego siebie i sprawdzać nowo pozyskany sprzęt. Etap 2 - Okres czasowy od Świąt, przez Sylwestra, aż do końca ferii. W tym czasie dużo pracuję instruktorsko i o jeździe wolnej, z małymi wyjątkami, mogę sobie tylko pomarzyć. Etap 3 - Wisienka na torcie, zaczyna się dla mnie dwa tygodnie po zakończeniu ferii ( połowa marca ) i trwa do ostatecznego zamknięcia Czarnej Góry w sezonie. Uwielbiam ten etap, czekam na niego od samego początku sezonu i kiedy już nadejdzie, ogarnia mnie wielka radość, ale i jest mi trochę smutno, bo wiem, że sezon powoli zbliża się ku końcowi. Codziennie zabieram ze sobą kilka par nart i w zależności, na co przyjdzie ochota, zakładam i jeżdżę, im dalej w dzień, tym szerzej pod butem. Po narciarskim dniu razem ze znajomymi, o ile pogoda pozwala, rozpalamy ognisko i siedząc przy nim, zajadamy pyszności, rozmawiamy sobie często aż do zamknięcia wyciągów, robi się wtedy cicho, słychać ptaków zawodzenie, trzaski ogniska, zapada zmierzch, noc, ale i nadchodzi kolejny dzień. Często z samego rana rozkładamy tyczki i ćwiczę sobie wymuszony skręt, w celu poprawy bezpieczeństwa swojej jazdy, lepszego panowania nad nartami, bo zawodnik ze mnie żaden. Uwielbiam ten czas. Etap 4 - Kiedy wyciągi się zatrzymają. Skitury i zupełnie inny wymiar narciarstwa. To kwietniowy czas na pustych, zmęczonych sezonem trasach, gdzie mocno czuć już wiosnę, a nartostrady odsłaniają wcześniej ukryte skarby, w postaci pojedynczych nart, kijków, drobnych monet, karnetów, telefonów, pralek czy laptopów. 😜 Na początku swojej narciarskiej drogi, lubiłem tylko sztruksik, teraz przyjemność z jazdy czerpię na prawie każdym dostępnym warunie, wyjątkiem są mocno oblodzone stoki, wolę jednak jak jest bardziej miękko niż lodowo. Podobnie mam z nartami, kiedyś tylko SL, GS, obecnie najszersze dechy, na których szusuję, mają 114 pod butem i też dają mi wiele radości. Jako lokalny narciarz, na dalsze wyjazdy wyruszam sporadycznie, dobrze mi tu gdzie jestem. Serdecznie pozdrawiam.
    1 punkt
  17. Piotrek, ale nie przyjmuj swojego punktu widzenia jako wyznacznika jazdy na nartach, bo to z góry skazane jest na porażkę. W szczególności w jeździe stricte amatorskiej. Są osoby co zjadą dziennie w Alpach 100km i więcej przy przewyższeniu rzędu 12-15km. Tu się nie da wozić, tylko trzeba zapierdalać. Twój styl jazdy (a raczej to co Ty lubisz w narciarstwie) jest mocno wysiłkowy i te 4h pewnie wystarczą aby mieć dość, ale nie każdy szuka tego co Ty. Grimson każdą aktywność traktuje jak siłownię i musi się szybko ujebać cokolwiek robi. To go cieszy. Czy to narty, czy rower. Ja podobnie jak Clip spędzam cały dzień z reguły na stoku, ale raczej w narciarstwie szukam czegoś na Twoją modłę. Wiec przerwy muszę częściej dozować, bo kondycyjnie na dam rady takie obciążenia wytrzymać. Jazda na "twardych" nogach jest bez sensu, jak również z mojego punktu widzenia tak samo bezsensowny jest wyjazd w Alpy, aby pośmigać 3-4h z rana i pakować się na kwaterę i dogorywać w łóżku. pozdro
    1 punkt
  18. Nie wróciłbyś, bo nie miałbyś siły ubrać butów. A jeśli do sportu na co dzień podchodzisz równie turystycznie to nie wiem czy byś nie padł już na rozgrzewce przed nartami 🙂 Takie połączenie kilku tras to jednocześnie seria skrzyżowań, wypłaszczeń i zatłoczonych miejsc. Nie można cisnąć na pełnej predkośći. Zresztą nawet zwykłe załamanie terenu przeszkadza w dynamicznej jeździe. Przed ścianką musisz się zatrzymać/ mocno zwolnić bo nie ma widocznośći. I powinni zakazać. Nawet po jednym grzańcu koordynacja i czas reakcji są zabużone. Jak kiedyś spróbujesz pojechać na maksimum molziwości to zobaczysz, że nawet po niewielkiej ilości alko już się tak samo nie jedzie.
    1 punkt
  19. Siemka, napiszę coś od siebie. Może się komuś przyda 🙂 Buty narciarskie najlepiej przymierzać po południu, kiedy stopy są już lekko opuchnięte. Dzięki temu unikniesz kupienia za ciasnych butów, które rano wydawały się idealne. Bielizna termoaktywna poza samym materiałem zwróć uwagę na gramaturę: 150–200 g/m² na cieplejsze dni, 250–300 g/m² na mroźne warunki lodowcowe. Pozwoli to lepiej dopasować ubiór do aktualnej pogody. Plecak powinien mieć: pas biodrowy i piersiowy dla stabilizacji, osobną, wyściełaną kieszeń na gogle, możliwość przypięcia nart lub kasku. Gogle narciarskie warto wybrać model z szybą sferyczną, która ogranicza zniekształcenia obrazu i daje szersze pole widzenia. Jest to istotne, zwłaszcza przy dynamicznej jeździe. Warstwa środkowa zamiast klasycznego polaru, rozważ odzież z materiału Polartec Alpha, który znacznie lepiej reguluje ciepło i odprowadza wilgoć, co zmniejsza ryzyko przegrzania. I polecam mieć zawsze przy sobie jakiś izotonik XD ratuje na szczytach
    1 punkt
  20. Tan rejon narciarski jest epiczny każdy znajdzie coś dla siebie. Tam jest po prostu malinowo Byłem widziałem jeździłem. Dla mnie bomba !
    1 punkt
  21. Cale, za wyjątkiem wiązań.
    0 punktów
×
×
  • Dodaj nową pozycję...