Skocz do zawartości

Ku przestrodze


Chrońmy Rysie

Rekomendowane odpowiedzi

Godzinę temu, grimson napisał:

@star to nie miejsce na heheszki.

Henryk Zydorczak – Wikipedia, wolna encyklopedia

Brak wujka zginął tragicznie na szybowcu - na wysokości 150m nad ziemią odpadło skrzydło i nie było co zbierać.

Nie wiedziałem, że zginął, wyrazy współczucia. A chciałem coś napisać w stylu Mitka, jak on poniżej, stąd uśmiech.

  • Thanks 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, star napisał:

Nie wiedziałem, że zginął, wyrazy współczucia. A chciałem coś napisać w stylu Mitka, jak on poniżej, stąd uśmiech.

Do tego pradziadek Jan Czwojdrak był w 300 Dywizjonie Bombowym w RAF, a przed wojną był instruktorem w Szkole Podoficerów dla Małoletnich w Krośnie.

  • Thanks 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, lubeckim napisał:

12 lat jestem uwikłany w aktywne uprawianie paralotniarstwa. Latam około 35 godzin rocznie, czyli dość niedużo. Przez ten okres zaliczyłem zarządy kilku dużych stowarzyszeń paralotniowych (w tym taki odpowiednik PZN) a przede wszystkim miałem okazję zobaczyć jak zmienia się sprzęt, środowisko, poziom wyszkolenia itp.

Powtórzę po raz kolejny, bazując na moim 12 letnim doświadczeniu. Twierdzenie, że paralotnia jest niebezpieczna bo może się podwinąć a szybowiec jest bezpieczny, bo jest sztywnopłatem jest po prostu głupie. Przez te 12 lat mogę rzucić kilkoma katastrofami ze skutkiem śmiertelnym w szybownictwie. Dwa wjechania w las na Bezmiechowej. Zniszczenie statecznika poziomowego przy starcie na Bezmiechowej. Wjechanie w korkociagu w las na zachodnim zboczu Żaru. Śmiertelne wypadki w Tatrach podczas zawodów w Previdzy. Wszystko powyższe, to wypadki szybowcowe zakończone śmiercią pilota na miejscu. W szybowcu jest albo spoko albo krew leje się strumieniem. Nie ma w zasadzie stanów pośrednich.

Paralotnia ma tą fajną zaletę, że ma bardzo duży zakres potencjalnych konsekwencji. Obrażenia podczas wypadków też są różnorakie. Naszym branżowym uszkodzeniem jest kompresyjne złamanie (zgniecenie) kręgosłupa, które może mieć różne konsekwencje neurologiczne w zależności od okoliczności.

Paralotnia NIGDY nie podwija się ot tak bez powodu. Podwinięcia paralotni ZAWSZE wynikają z zaistnienia jakichś konkretnych warunków. Pomijając zły stan techniczny skrzydła i zerwanie opływu laminarnego przez powietrze "przeciekające" przez szmatę, jest to turbulencja. Od startu w zbyt silnym wietrze i wlot w rotor nisko nad startem, przez podejście do lądowania znad przeszkody, przez wlot na zawietrzną stronę zbocza. Kończąc po prostu na wykładaniu w kominie termicznym, najczęściej po jego zawietrznej stronie.

Wytłumaczenie subiektywnych detali dotyczących aerodynamiki i noszeń termicznych dalece wykracza poza zakres tego forum narciarskiego. Zatrzymam się na tym, że w wielu tego typu przypadkach wykładanie się szmaty da się wyłapać zanim jeszcze wejdzie, a gdy wejdzie skrzydło da się wyprowadzić do poprawnego stanu lotu.

Nie znam Waszych kolegów i nie chcę ich obrażać ani deprecjonować ich wiedzy. Z drugiej strony argumenty pilota samolotowego, wiatrakowcowego na temat paralotniarstwa przypominają mi sytuację, w której miałbym instruktorowi SITN albo PZN mówić jak ma szkolić. Ja jestem wyszkolony do pilotowania paralotni i poświęciłem bardzo dużo czasu i absurdalną ilość pieniędzy na zdobycie pewnego nalotu i doświadczenia. Miałem kilka dużych wyskładań ale nigdy w powietrzu nie bałem się, że zaraz mogę się rozwalić o glebę. Nie wypowiadam się o pilotażu samolotów, bo nie mam na to uprawnień i nie leży to w zakresie moich zainteresowań. Nie wypowiadam się na tematy narciarskie, bo mam w tym temacie raczej małą wiedzę - wolę po prostu zapłacić Adamowi Duchowi albo innemu instruktorowi, bo wiedza kosztuje.

Znam środowisko (nie tylko paralotniowe), również od psychologicznej strony. Wiem jak ludzi potrafią przeceniać swoją wiedzę i twierdzić, że potrafią więcej niż faktycznie. Znowu nie chcę obrażać Waszych kolegów, bo ani Was ani ich nie znam. Zaś jednak nadmienię, że poziom wyszkolenia pilotów GA jest różny. Czasami wręcz słaby. Zdobycie obecnie PPL to kwestia wyłącznie pieniędzy i niczego więcej. Można utyskiwać, że za ""starych czasów"" to było tamto albo sramto. Fakt jednak faktem, że poziom wyszkolenia w APRL był bardzo dobry. Obecnie część pilotów GA ma takie zaufanie do elektroniki, że po zdjęciu klemy z akumulatora spowodowało by szybko wypadek.

 

Jako, że w mojej karierze pilota naoglądałem się duży przykrych obrazków, w tym ciało mojego kolegi podczas okazania zwłok, zapakowane do czarnego worka, tak staram się dać tamtemu środowisku coś z mojej wiedzy i doświadczeń. Powtarzam zawsze, nieco łechtając ego pilotów: Paralotniarz to nie jest jakiś tam zwykły turysta, harcerz, cyklista a nawet narciarz. Paralotniarz jest zgodnie z napisem w dokumencie: "Członkiem personelu lotniczego". Osobą posiadającą (powiną posiadać) bardzo specjalizowane wyszkolenie i wiedzę. Bezpieczeństwo personelu lotniczego zależy wyłącznie od wyszkolenia, wiedzy teoretycznej, nalotu i ogólnego doświadczenia. Im więcej szkolenia i tego wszystkiego, tym mniejsza szansa na doprowadzenie do katastrofy. Zdrowy rozsądek też się przydaje. To taka analogia to narciarskiego: "jeżdzę szybciej niż potrafię, bo lubię zap____ć"

Procedury w lotnictwie pisane są krwią tych, którym nie wyszło. Jeden instruktor Polskiego Związku Alpinizmu z Centralnego Ośrodka Szkolenia "Betlejemka" powiedział: 

Jeżeli dla kogoś problemem jest to, że paralotnia się podwija, to niech nie lata na paralotni. Jeżeli dla kogoś problemem jest to, że na nartach można przy____ć, rozwalić sobie kolana i do końca życia kuśtykać albo chodzić o kulach, to niech nie jeździ na nartach.

Dla kanapowych specjalistów od ratownictwa górskiego narciarstwo też jest sportem wysoce ekstremalnym i burżujskim. Takim, które powinno zostać obłożone wysokimi rygorami ubezpieczeniowymi, bo przecież "akcje GOPR kosztują" i tego typu zwykłe brednie piep____e bez pojęcia o tym jak działa GOPR.

I teraz trochę samopromocji - dwa filmy z mojego niszowego mikrokanału

 

 

 

Nie interesowałem się ostatnio statystykami ryzyka w tych sportach, a to one mówią więcej niż taka dyskusja, na tym filmie z Nowej Zelandii jest o tym mowa w okolicy 4 minuty filmu, tam glajty wypadają gorzej od szybowców, ale lepiej niż np. downhill na rowerze.

Zajawkę na szybownictwo miałem jakieś 30 lat temu, przeczytałem wtedy wszystkie książki o szybownictwie i sportach samolotowych jakie w Polsce wydano, łącznie z podręcznikami pilotażu, z teorii wiem trochę więcej niż kompletny laik. Miałem tylko jeden lot zapoznawczy na Bocianie (właśnie dzięki kumplowi, który już wtedy szkolenia prowadził), kursu nigdy nie zrobiłem, nie miałem wtedy kasy na szkolenie, ale też miałem świadomość ryzyka, co nie było bez znaczenia w ostudzeniu mojego entuzjazmu. Być może to jeszcze przede mną, dzieci praktycznie odchowane, finansowo to też teraz jest w zasięgu, a nawet dziadki za sterami szybowca to nie rzadkość.

Może powiem co mi się w paralotniarstwie nie podoba.

Na równinach bez napędu nie polatasz, start za wyciągarką jest chyba zdecydowanie za niski na termikę. Zostaje latanie na żaglu w górach, to też stosunkowo niskie loty w dodatku z małymi prędkościami (20-70km/h), poza tym zakresem prędkości jesteś w poważnych tarapatach i po kilku sekundach rozbijasz się o glebę (bo jesteś nisko i mało czasu na ratowanie sytuacji). Gwałtowne zmiany kierunku i prędkości wiatru (o co w górach nisko nad zboczem łatwo) mogą łatwo wyrzucić cię z bezpiecznego zakresu prędkości i złożyć szmatę, przy mocniejszym podmuchu zdmuchnie cię na zawietrzną, a pogoda zmienna jest.

Z plusów to "stosunkowo" tani sprzęt, bezpłatne latanie i wolność w wyborze miejsca i terminu (o ile są warunki i masz blisko do gór).

Szybowce latają dużo szybciej 80-250-300km/h (najczęściej 120-170kmh przelotowej), gwałtowna zmiana prędkości wiatru raczej nie wyrzuca ich z bezpiecznego zakresu (dużo większy margines), z kolei duża prędkość pozwala szybciej uciec z jakichś turbulencji, o zdmuchnięciu na zawietrzną zbocza też raczej nie ma mowy z takim zapasem prędkości, skrzydła się nie deformują pod wpływem turbulencji. O odporności konstrukcji na turbulencje może świadczyć fakt, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu dozwolone były przeloty na frontach burzowych i latanie w chmurach, a wtedy kompozytów nie było tylko drewno.

Na równinach na termice można latać całymi dniami pokonując setki kilometrów na wysokościach 500-1500-2000m, po zaniku noszeń będąc na wysokościach 500-200 masz około 10 minut, żeby poszukać terenu do lądowania i możesz go szukać w odległości jakichś kilku czy nawet kilkunastu km, poniżej 200m masz jeszcze kilka minut, żeby ocenić lądowisko i dobrze do niego podejść.

Dla porównania np. taka Wilga będąc na przelotowej 200m po awarii silnika ma około 12 sekund do przyziemienia, to jest dopiero hardcore.

No ale paralotnia po splątaniu szmat na żaglu ma do kilku sekund i to nie do lądowania tylko rozbicia się.

To wszystko wg mnie sprawia, że lecąc szybowcem jesteś w dużo mniejszym stopniu narażony na zaskakujące sytuacje, które nie dają czasu na reakcję. Nawet przygodne lądowania w źle wybranym terenie często kończą się tylko uszkodzeniem szybowca. Śmiertelne  są głownie przeciągnięcia na małej wysokości, ale to bardziej błąd pilota niż jakieś zaskakujące czynniki zewnętrzne czy awarie sprzętowe. Zawody to inna bajka, tam często rywalizacja odsuwa rozsądek na bok.

Latanie wysoko i szybko jest zdecydowanie bezpieczniejsze niż nisko i wolno.

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

35 minutes ago, Szymon said:

Na równinach bez napędu nie polatasz, start za wyciągarką jest chyba zdecydowanie za niski na termikę. Zostaje latanie na żaglu w górach, to też stosunkowo niskie loty w dodatku z małymi prędkościami (20-70km/h), poza tym zakresem prędkości jesteś w poważnych tarapatach i po kilku sekundach rozbijasz się o glebę (bo jesteś nisko i mało czasu na ratowanie sytuacji). Gwałtowne zmiany kierunku i prędkości wiatru (o co w górach nisko nad zboczem łatwo) mogą łatwo wyrzucić cię z bezpiecznego zakresu prędkości i złożyć szmatę, przy mocniejszym podmuchu zdmuchnie cię na zawietrzną, a pogoda zmienna jest.

Litości. Proszę. NIE NIE I JESZCZE RAZ NIE. Naprawdę, ja latam 12 lat i wiem co piszę a ty bardzo ale to bardzo nie masz racji. Hol za niski na termikę? Proszę bardzo

https://www.xcontest.org/2023/world/en/pilots/detail:ukaszprokop

Do tego wypis lotów z tego tylko jednego lotniska, bo nie działa bez logowania. Widzę, że opierasz swoją wypowiedź na wiedzy sprzed 30 lat, jak gdyby rozwój technologiczny tego sportu w ogóle nie nastąpił. Ciąg dalszy polemiki pod tym screenem

image.thumb.png.7c5f99e66dc291affa65b79d23cc3500.png

Idąc dalej. Paralotnie mają obecnie prędkośc trymową w zakresie od 35 do 40km/h. Prędkość przeciągnięcia od 18km/h do 22 km/h. Maksymalną od 55km/h do nawet 70km/h. Oczywiście to w zależności od masy startowej. Paralotni nie da się w zasadzie rozpędzić powyżej prędkości zniszczenia. Tu nie ma czegoś takiego jak Vne. Prędkość maksymalna, to po prostu prędkość na minimalnym kącie natarcia.

Moje obecne skrzydło może być złożone w 1/3 i nawet nie zmienia kierunku. Dopiero po złożeniu połowy glajta znad głowy zaczyna nieco skręcać w stronę zaklapioną, ale utrata kierunku jest dość wolna i da się ją skontrować. Można sobie ściągnąć celowo znad głowy pół szmaty i utrzymać kierunek lotu na wprost - wiem, bo bawiłem się w ten sposób. Oczywiście skrzydła wyczynowe o klasyfikacji EN-C oraz EN-D są bardziej narowiste, ale ja tu mówię o sprzęcie rekreacyjnym.

 

35 minutes ago, Szymon said:

Zostaje latanie na żaglu w górach

Żagiel bez żadnej termiki występuje bardzo rzadko. Albo przy pełnym zachmurzeniu, albo na późną jesień i zimę.

 

35 minutes ago, Szymon said:

Gwałtowne zmiany kierunku i prędkości wiatru (o co w górach nisko nad zboczem łatwo) mogą łatwo wyrzucić cię z bezpiecznego zakresu prędkości i złożyć szmatę, przy mocniejszym podmuchu zdmuchnie cię na zawietrzną, a pogoda zmienna jest.

Nie. Nie ma czegoś takiego jak gwałtowne zmiany kierunku i prędkości nisko nad zboczem. Jeżeli pilot stwierdził gwałtowną zmianę prędkości albo kierunku, to po prostu nie ma pojęcia o meteorlogi, albo nie sprawdził prognozy pogody. Atmosfera jest dość stochastycznym żywiołem, ale nie jest do końca losowa. Wiatr wieje zawsze od wyższego ciśnienia do niższego. Obowiązują tu tradycyjne warunki brzegowe z mechaniki płynów / aerodynamiki. Obowiązuje tu prawo, nazwane potocznie "zwężką Venturliego". To, że nad szczytem wiatr wieje mocniej niż 200m na przedpolu to nie gwałtowna zmiana kierunku i prędkości, tylko prawa fizyki, które pilot musi rozumieć. To, że wiatr kładzie się po zboczu, to efekt działania warunków brzegowych i tego, że ciężko by było aby wiatr wiał przez litą skałę.

Noszenia termiczne występują w konkretnych, przewidywalnych i często stałych miejscach. Zachowują się w sposób zależny od obecnej sytuacji barycznej, temperatury, nasłonecznienia, ew frontów atmosferycznych w pobliżu itp. Jest to skomplikowany proces, ale do pewnego stopnia można go przewidywać a na pewno da się go zrozumieć na tyle, żeby wiedzieć gdzie latać a gnie nie.

 

Narciarstwo opiera się na pamięci mięśniowej i czuciu mięśni głębokch. Latanie opiera się na analizie, wyobraźni przestrzennej, znajomości teorii i procedur, a często po prostu smykałce i intuicji podpowiadającej gdzie jest następny komin albo inne noszenie. Trochę odwagi też się przyda, chodź to nie jest warunek konieczny.

 

 

Edytowane przez lubeckim
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, lubeckim napisał:

Kawa jest szybownikiem a paralotnią leciał raz w tandemie. Nie sądzę, żeby był właściwą osobą, do oceniania paralotniarstwa chodź na szybownictwie się zna. Startował zresztą w tamtych zawodach w Previdzy, które skończyły się kilkoma wypadkami śmiertelnymi jednego dnia.

PS. Jeszcze w kwestii formalnej: Kawa jest z Międzybrodzia Żywieckiego a nie Bielska.

Jak sie zaczał wątek o szybowcach to warto było o nim wspomnieć. Niewiele jest dyscyplin gdzie mamy podobnych mistrzów.

Nie twierdzę, że jest również ekspertem od paralotnii, ale od ruchów powietrza na pewno.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No rzeczywiście, nie wiedziałem że na nizinach można robić kilkuset kilometrowe przeloty na termice, to na pewno bezpieczniejsze niż latanie w górach.

Na jaką wysokość da się wyciągnąć paralotnią na holu, że termikę można już złapać?

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

45 minutes ago, Szymon said:

No rzeczywiście, nie wiedziałem że na nizinach można robić kilkuset kilometrowe przeloty na termice, to na pewno bezpieczniejsze niż latanie w górach.

Na jaką wysokość da się wyciągnąć paralotnią na holu, że termikę można już złapać?

 

Generalnie to zależy. Mi się w górach udawało zabierać nawet z 20m nad ziemią. W zasadzie to dwa razy miałem coś takiego w okolicach Skrzycznego. Pierwszy raz pod Małą Palenicą na Poddzielcu w Lipowej, czyli najbardziej skrajnym, prawym cyckiem patrząc ze szczytu na Wschód. W zasadzie już miałem lądować, ale trafiłem takie zerko w którym ani nie opadałem ani się nie wznosiłem. Cierpliwość popłaciła, bo po dłuższech chwili zrobiło się z tego nieduże noszenie, na którym zacząłem skrobać się do góry. Ze 200 metrów nad ziemię zaczęło się do rozpędzać i ostatecznie wyjechałem tam na podstawę na cca 2000 metrów i poleciałem na trasę.

Drugi przypadek do Kaimówka w Szczyrku tej jesieni. Ta Kaimówka ze szkółką narciarską. Tu wyjechałem z parteru na około 100m powyżej szczytu Skrzycznego. Ostatecznie wylądowałem na tej Kaimówce ale fajnie mi to urozmaiciło lot.

Z wyciągarkami sprawa zależy od długości wyłożonej liny, prędkości ciągu i siły wiatru. Typowo można powiedzieć, że hole robi się gdzieś na wysokość 1/3 długości liny. Jeżeli wieje mocniej a pilot dobrze ogarnia, to można i na 1/2 długości liny. Jest jeszcze coś takiego jak hole z nawrotkami, ale wymagają one przystosowanej do tego maszyny i umiejętności pilota. Polega to na tym, że pierwszy ciąg jest standardowo do momentu aż pilot nie znajdzie się nad wyciągarką. Potem wyciągarkowy rozłącza całkiem napęd, a jeżeli to możliwe (elektryczne) może nawet delikatnie wydawać linę. Pilot leci ciągnąć za sobą tą linę na drugą stronę lotniska. Potem zaś odwraca się natarciem w stronę windy. Obsługa zaczyna ciągnąć i proces można powtarzać do momentu, aż na bębnie pozostanie cokolwiek liny. Nie jest to jednak powszechna praktyka, bo jak wspomniałem wyciągarka musi być mechanicznie dostosowana do takiego procederu.

Co ciekawe wyciągarki paralotniowe nie podpadają pod UDT, tak jak wyciągi narciarskie. Chodź czasami nawet może powinny. Ale to inny temat.

 

Jeszcze mały disclaimer a propos prędkości zniszczenia i maksymalnej.

Rzadko bo rzadko, ale zdarza się, że paralotnia rozlatuje się w locie. Dotyczy to jednak częstej i  zaawansowanej akrobacji z bardzo dużymi siłami odśrodkowymi. Były przypadki, gdy podczas wykonywania jakiejś figury acro np. cały rząd linek odpruł się od skrzydła. Właśnie dlatego akro piloci mają ze sobą dwa spadochrony zapasowe, albo BASE system + klasyczny, okrągły spadochron. W typowym locie nie da się rozpędzić skrzydła do prędkości Vne samym zmniejszaniem kąta natarcia, przez używanie tzw. belki przyspieszacza. Prędzej kąt natarcia spadnie do zera i nastąpi podwinięcie frontalne. Nie powinno to mieć domyślnie miejsca, bo skrzydła są tak trymowane, że samą belką nie da się zejść z kątami natarcia tak nisko.

Jeżeli jednak zdarzyła by się jakaś turbulencja, która by tutaj pomogła, to po wyjściu po prostu glajt wraca na prędkość trymową i leci dalej. Co do zasady natychmiast należy wtedy odpuścić belkę, bo strzał natarcia przeniesiony przez bloczki może nawet złamać nogę, jeżeli by dalej tą belkę wciskać.

Robiąc spiralę nie da się też w zasadzie zniszczyć skrzydła, o ile przechodzi przegląd techniczny. Prędzej dojdzie do blackout na skutek bardzo dużej siły odśrodkowej. W głębokiej spirali prędkość opadania może wynieść 20m/s w dół a łączna prędkość lotu względem powietrza nawet 30m/s, czyli ponad 100km/h. Chodzi tutaj o łączą prędkość jako sumę wektorową po wszystkich trzech osiach

Edytowane przez lubeckim
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ze sportów "lotniczych" to w zeszłym roku zacząłem latać na takim małym "samolociku podwodnym", kapitalna sprawa, dużo bezpieczniej a frajda nie mniejsza niż na nartach. No i cały rok można tak się bawić jeśli tylko wieje, nawet na lodzie  z łyżwami czy na śniegu z nartami.

 

 

 

 

 

 

A gdy wiatr za słaby.

 

  • Thanks 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@lubeckimpytanie od totalnego laika :

35 godzin X 12 lat : trochę tych godzin Ci się napewno uzbierało ale jednak porównując do innych sportów to ta liczba nie powala. Zapytam więc, która opcja jest bliższa prawdy:

a) paralotnie to taki prosty sport w którym stajesz się super ekspertem po ok.  400 przelatanych godzinach czy...

b) trochę internetowy mądrala z Ciebie wychodzi;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, Jackm napisał:

@lubeckimpytanie od totalnego laika :

35 godzin X 12 lat : trochę tych godzin Ci się napewno uzbierało ale jednak porównując do innych sportów to ta liczba nie powala. Zapytam więc, która opcja jest bliższa prawdy:

a) paralotnie to taki prosty sport w którym stajesz się super ekspertem po ok.  400 przelatanych godzinach czy...

b) trochę internetowy mądrala z Ciebie wychodzi;)

Zapewne sam się obroni, ale tak z mojej działki nurkowej, doświadczeni nurkowie mają powiedzmy z 100-200 nurkowań lub więcej, do robienia uprawnienia Divemaster trzeba mieć zalogowane no powiedzmy 60 nurkowań, a te osoby mogą już coś tam uczyć. Nurkowanie trwa powiedzmy 50 minut. Więc te 400 godzin latania to może być całkiem sporo. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 hours ago, Jackm said:

@lubeckimpytanie od totalnego laika :

35 godzin X 12 lat : trochę tych godzin Ci się napewno uzbierało ale jednak porównując do innych sportów to ta liczba nie powala. Zapytam więc, która opcja jest bliższa prawdy:

a) paralotnie to taki prosty sport w którym stajesz się super ekspertem po ok.  400 przelatanych godzinach czy...

b) trochę internetowy mądrala z Ciebie wychodzi;)

35 godzin rocznie to nieco poniżej średniej dla "statystycznego latania" Ogólnie przyjmuje się, że typowy pilot paralotni w Polsce, który musi godzić czas na latanie z innymi obowiązkami lata te około 40 godzin. Oczywiście w zależności od pogody w sezonie, bo to ona rozdaje tutaj karty. W mojej i nie tylko opinii 60 godzin to max, co można wyciągnąć nie zaniedbując zbytnio pracy, rodziny (jeżlei ktoś takową posiada). Oczywiście na zrobienie tego 60 godzin wymagany jest co najmniej jeden wyjazd na Słowenię albo do Włoch, bo z Polska pogodą jest ciężko.

Żeby zrobić więcej niż 60 godzin to trzeba być albo emerytem, albo rentierem własnej firmy a i rozwód też się tutaj przyda. Po prostu trzeba swoje życie absolutnie podporządkować lataniu i niczemu innemu - bez wyjątków na wyjazdy do mamusi na święta. Przykładowo tutaj są profile kilku moich znajomych, którzy zaliczają się do tych intensywniej latających. Jeden z nich jest zresztą emerytem górniczym, ma te 50 lat i po prostu nic innego do roboty.

https://www.xcontest.org/2023/world/en/pilots/detail:SebastianB#tab=stats

https://www.xcontest.org/2023/world/en/pilots/detail:mf1968

https://www.xcontest.org/2022/world/en/pilots/detail:kschmidt

Ostatni link do profil kilkukrotnego paralotniego mistrza Polski. Zapewniam, że to co publikuję to tylko jakiś wycinek jego wszystkich lotów. Tu są po prostu tylko te, którymi chce się chwalić 🙂

2 hours ago, Jackm said:

b) trochę internetowy mądrala z Ciebie wychodzi;)

 

Co do oskarżania mnie o bycie internetowym mądralą, to jak zwykle typowo tendencyjne komentarze dla zaczepki. Tak tylko wspomnę, że 35 godzin rocznie to wciąż więcej niż zero godzin rocznie, chodź przynajmniej sam piszesz o sobie jak o laiku.

Mam za sobą: 12 sezonów, kilka lat intensywnej pracy jako działacz społeczny w kilku stowarzyszeniach, kilka poważnych wypadków widzianych na własne oczy, zaczynając od samych atrakcji, przez uderzenie o ziemię i pakowanie klienta do LPRu. Widziałem jak mój kolega po przeciągnięciu skrzydła uderza w lotnisko i wydaje ostatnie tchnienie. Słowacka policja okazywała mi zwłoki mojego innego kolegi, z którym jeszcze kilka godzin wcześniej jechałem na latanie w Tatry. Zaufaj mi, że powyższe trzy okoliczności, to wystarczająco przej____a sytuacja aby pamiętać, że nie jestem nieśmiertelny.

Wiem jaką krzywdę może zrobić mi paralotnia. Po prostu z powodów osobistych akceptuje to ryzyko i latam. Nie ma sensu dyskutować dlaczego to robię i dlaczego akceptuje to ryzyko, bo to wynika z indywidualnej oceny każdego pilota. Aby określić czy coś jest niebezpieczne, należy najpierw określić metryki wg. których będziemy dokonywali oceny.

Minimalizacja ryzyka w lotnictwie opiera się między innymi na analizie zdarzeń, incydentów i wypadków oraz wyciąganiu szeroko pojętego morału - bez orzekania o niczyjej winie. Skoro latam 12 lat, żyję i się nie połamałem, to chyba ten aspekt dobrze mi wychodzi, czyż nie? A, że "przez przypadek" muszę jeszcze pracować a zimę wolę poświęcić na narty a nie latanie w Kolumbii albo Teneryfie, to chyba nie problem

Post Scriptum: Nalot oczywiście liczy się od momentu oderwania od ziemi aż do lądowania.

 

Edytowane przez lubeckim
  • Like 1
  • Thanks 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 minut temu, lubeckim napisał:

35 godzin rocznie to nieco poniżej średniej dla "statystycznego latania" Ogólnie przyjmuje się, że typowy pilot paralotni w Polsce, który musi godzić czas na latanie z innymi obowiązkami lata te około 40 godzin. Oczywiście w zależności od pogody w sezonie, bo to ona rozdaje tutaj karty. W mojej i nie tylko opinii 60 godzin to max, co można wyciągnąć nie zaniedbując zbytnio pracy, rodziny (jeżlei ktoś takową posiada). Oczywiście na zrobienie tego 60 godzin wymagany jest co najmniej jeden wyjazd na Słowenię albo do Włoch, bo z Polska pogodą jest ciężko.

Żeby zrobić więcej niż 60 godzin to trzeba być albo emerytem, albo rentierem własnej firmy a i rozwód też się tutaj przyda. Po prostu trzeba swoje życie absolutnie podporządkować lataniu i niczemu innemu - bez wyjątków na wyjazdy do mamusi na święta. Przykładowo tutaj są profile kilku moich znajomych, którzy zaliczają się do tych intensywniej latających. Jeden z nich jest zresztą emerytem górniczym, ma te 50 lat i po prostu nic innego do roboty.

https://www.xcontest.org/2023/world/en/pilots/detail:SebastianB#tab=stats

https://www.xcontest.org/2023/world/en/pilots/detail:mf1968

https://www.xcontest.org/2022/world/en/pilots/detail:kschmidt

Ostatni link do profil kilkukrotnego paralotniego mistrza Polski. Zapewniam, że to co publikuję to tylko jakiś wycinek jego wszystkich lotów. Tu są po prostu tylko te, którymi chce się chwalić 🙂

Co do oskarżania mnie o bycie internetowym mądralą, to jak zwykle typowo tendencyjne komentarze dla zaczepki. Tak tylko wspomnę, że 35 godzin rocznie to wciąż więcej niż zero godzin rocznie, chodź przynajmniej sam piszesz o sobie jak o laiku.

Mam za sobą: 12 sezonów, kilka lat intensywnej pracy jako działacz społeczny w kilku stowarzyszeniach, kilka poważnych wypadków widzianych na własne oczy, zaczynając od samych atrakcji, przez uderzenie o ziemię i pakowanie klienta do LPRu. Widziałem jak mój kolega po przeciągnięciu skrzydła uderza w lotnisko i wydaje ostatnie tchnienie. Słowacka policja okazywała mi zwłoki mojego innego kolegi, z którym jeszcze kilka godzin wcześniej jechałem na latanie w Tatry. Zaufaj mi, że powyższe trzy okoliczności, to wystarczająco przej____a sytuacja aby pamiętać, że nie jestem nieśmiertelny.

Wiem jaką krzywdę może zrobić mi paralotnia. Po prostu z powodów osobistych akceptuje to ryzyko i latam. Nie ma sensu dyskutować dlaczego to robię i dlaczego akceptuje to ryzyko, bo to wynika z indywidualnej oceny każdego pilota. Aby określić czy coś jest niebezpieczne, należy najpierw określić metryki wg. których będziemy dokonywali oceny.

Minimalizacja ryzyka w lotnictwie opiera się między innymi na analizie zdarzeń, incydentów i wypadków oraz wyciąganiu szeroko pojętego morału - bez orzekania o niczyjej winie. Skoro latam 12 lat, żyję i się nie połamałem, to chyba ten aspekt dobrze mi wychodzi, czyż nie? A, że "przez przypadek" muszę jeszcze pracować a zimę wolę poświęcić na narty a nie latanie w Kolumbii albo Teneryfie, to chyba nie problem

Post Scriptum: Nalot oczywiście liczy się od momentu oderwania od ziemi aż do lądowania.

 

Dzięki za nakreślenie tematu. 

Ps nie pisałem że jestem laikiem w tym temacie ale...totalnym laikiem;) dlatego też nie będę się bardziej rozwodził.  Zazdroszcze takiej pasji (no ale na wszystko w życiu nie starcza czasu)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

23 minutes ago, Jackm said:

(no ale na wszystko w życiu nie starcza czasu)

 

No właśnie z tym starczaniem czasu, to jest największy problem. Jak byłem nieco młodszy i dużo bardziej głupi, to wydawało mi się, że jak przeprowadzę się do B-B to będę robił 100 godzin w sezonie, bo Skrzyczne widzę z okna a pod kolejkę mam 20 minut jazdy samochodem. No cóż. Powiem tylko, że narty są dużo mniej frustrującą i zależna od warunków zabawą.

  • Like 1
  • Thanks 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 minut temu, lubeckim napisał:

 Powiem tylko, że narty są dużo mniej frustrującą i zależna od warunków zabawą.

Pewnie tak, choć to trochę też zależy od tego jak podchodzisz do nart.

No bo jak jesteś na etapie,  że  tylko  "powder day" albo  tatrzanskie firny a myśl o białczańskim sztruksie  nie wywołuje podniety to też nie jest lekko.

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

Powracając z przestworzy do tematu wypadków to czytałem relacje oraz wywiad z ratownikami, którzy prowadzili działania pod Kopą Kondracką. Z relacji jednoznacznie wynika, że jacyś ludzie (dla porządku nie nazywajmy ich turystami) olali ostrzeżenia ratowników a kolejni utrudniali akcje ratowniczą chodząc po lawinisku, nagrywając wszystko telefonami itd.

Mamy więc do czynienia z bandą zwykłych chui a nie żadnymi turystami. Nie szmaćmy kolejnego określenie przypinając je byle komu. Na określenie turysta czy narciarz czy paralotniarz trzeba zasłużyć.

Pozdro

Edytowane przez Mitek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, star napisał:

Ofiary zjechały po oblodzonym stoku 900 metrów. Potencjalnie trzecia ofiara to tylko błąd turystów, którzy z daleka widząc spadające plecaki potraktowali je jako ludzi...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...