Skocz do zawartości

Nauka jazdy dzieci


zetes

Rekomendowane odpowiedzi

  • 4 tygodnie później...

superze wrzuciłaś tu tyle ciekawych artykułów, na pewno z nich skorzystam

Cześć

Tylko, żę te artykuły w większości były pisane 8-10 lat temu. Wiele z nich straciło na aktualności, wiele nigdy zbyt dobrymi nie było niestety. Uczenie dzieci jazdy na nartach nie polega na posidzeniu w sieci i ściągnięciu materiałów.

Pozdrowienia


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące temu...

Instruktor - nikt specjalnie dobrany. Tydzień był w szkółce we Francji, tydzień we Włoszech. Generalnie instruktorzy przekazywali codziennie po południu informacje (jak pytaliśmy), na co zwracać uwagę i co ćwiczyć, inne dzieci chyba jednak większe postępy robiły, jak obserwowałam na końcu zawody (ale i miały wspólny język). Nie chcę się spinać na super postępy, ale jednak boję się utrwalania złych nawyków.

Z drugiej strony może być tak, jak MarioJ pisze – że w grupie część dzieci nie słucha (i należy do klubu zjadanej rękawiczki).


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Instruktor - nikt specjalnie dobrany. Tydzień był w szkółce we Francji, tydzień we Włoszech. Generalnie instruktorzy przekazywali codziennie po południu informacje (jak pytaliśmy), na co zwracać uwagę i co ćwiczyć, inne dzieci chyba jednak większe postępy robiły, jak obserwowałam na końcu zawody (ale i miały wspólny język). Nie chcę się spinać na super postępy, ale jednak boję się utrwalania złych nawyków.

Z drugiej strony może być tak, jak MarioJ pisze – że w grupie część dzieci nie słucha (i należy do klubu zjadanej rękawiczki).

Cześć

A masz jakiś filmik? A Wy jeździcie?

Pozdrowienia


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na samym początku, jeszcze przed zajęciami, kiedy rodzice, zostawiając dzieci, mówią do nich: bądź grzeczny/na, ja dośc głośno protestuję, informując, że wcale nie musi być grzeczny/na, ani mnie słuchać... I nie zdarzyło mi sie jeszcze dziecko, o którym mógłbym powiedzieć, że było niegrzeczne... Bo co to w ogóle znaczy, być niegrzecznym... I idąc dalej... Niewielki procent dzieci w wieku 8 - 10 lat będzie sie dobrze czuł, musząc ćwiczyc i wykonywać polecenia, i jeszcze pamiętać, co w ogóle ma robić... Jest tyle zmiennnych podczas jazdy... Jeszcze niewiększy procent 5, 6 latków będzie tak potrafił...

 

Dzieci nie dziela się dla mnie na grzeczne i niegrzeczne, a jesli już musiałbym podzielić, to byłyby to raczej zmienne typu: w taki sposób przyswaja wiedzę, albo w inny sposób przyswaja wiedzę... W taki sposób da się dotrzeć do postępów danego dziecka, albo w inny sposób... Inne słowa podziałają na jedno dziecko, i jeszcze inne, na drugie... Jedno bedzie zrwacało uwagę na instruktora, podczas całej jazdy, a inne zwróci na niego uwagę od czasu do czasu... I instruktor ma umieć dotrzec do każdego z tych typów... I dziecko wcale nie musi robić cały czas tego samego co instruktor... TO od instruktora inwencji zależy, czy dziecko ustawi sylwetkę tak jak ma ustawić... Od toru jazdy, właściwego stoku, właściwego doboru słów, które spowodują, że dziecko niechcący, czyli niecelowo, zacznie robić to co trzeba...


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

A masz jakiś filmik? A Wy jeździcie?

Pozdrowienia

 

Na szybko film sprzed tygodnia, nie wiem, czy coś widać. Przy czym tutaj jeździ ładniej niż standardowo :/

 

 

My jeździmy - przy czym ja technicznie strasznie (dlatego też m.in. nie jeźdżę przed synem). Mąż bardzo dobrze, od wielu lat.


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na samym początku, jeszcze przed zajęciami, kiedy rodzice, zostawiając dzieci, mówią do nich: bądź grzeczny/na, ja dośc głośno protestuję, informując, że wcale nie musi być grzeczny/na, ani mnie słuchać... I nie zdarzyło mi sie jeszcze dziecko, o którym mógłbym powiedzieć, że było niegrzeczne... Bo co to w ogóle znaczy, być niegrzecznym... I idąc dalej... Niewielki procent dzieci w wieku 8 - 10 lat będzie sie dobrze czuł, musząc ćwiczyc i wykonywać polecenia, i jeszcze pamiętać, co w ogóle ma robić... Jest tyle zmiennnych podczas jazdy... Jeszcze niewiększy procent 5, 6 latków będzie tak potrafił...

 

Dzieci nie dziela się dla mnie na grzeczne i niegrzeczne, a jesli już musiałbym podzielić, to byłyby to raczej zmienne typu: w taki sposób przyswaja wiedzę, albo w inny sposób przyswaja wiedzę... W taki sposób da się dotrzeć do postępów danego dziecka, albo w inny sposób... Inne słowa podziałają na jedno dziecko, i jeszcze inne, na drugie... Jedno bedzie zrwacało uwagę na instruktora, podczas całej jazdy, a inne zwróci na niego uwagę od czasu do czasu... I instruktor ma umieć dotrzec do każdego z tych typów... I dziecko wcale nie musi robić cały czas tego samego co instruktor... TO od instruktora inwencji zależy, czy dziecko ustawi sylwetkę tak jak ma ustawić... Od toru jazdy, właściwego stoku, właściwego doboru słów, które spowodują, że dziecko niechcący, czyli niecelowo, zacznie robić to co trzeba...

 

Dzięki za opinie,

Chciałem właśnie dostać odzew od experta  :)


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na szybko film sprzed tygodnia, nie wiem, czy coś widać. Przy czym tutaj jeździ ładniej niż standardowo :/

 

 

My jeździmy - przy czym ja technicznie strasznie (dlatego też m.in. nie jeźdżę przed synem). Mąż bardzo dobrze, od wielu lat.

Cześć

A jeździ za mężem czy zawsze posiłkujecie się szkółkami? To dość typowa jazda dziecięca. Jeździ trzeci sezon? Ile czasu na stoku?
Pozdrowienia


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak, mały jeździ z nami – jeśli we dwoje, to raczej przed mężem, żeby go nie zgubić.

Kiedy w trójkę – to ja albo sama (nie, z etapu pługu wyszłam, ale mimo wszystko ;) ), albo on pierwszy – i takie mam poczucie, że jak wołam co chwilę „równolegle, równolegle”, to może i to by coś dało. Ale jakby brakowało podstaw, jak to skręcanie powinien inicjować.

 

W szkółce syn jeździ tak połowę czasu, mniej więcej. W ubiegłym roku na nartach łącznie spędził jakieś 3 tygodnie/ 15 dni, w tym podobnie (ale jeżdżenie od rana do wieczora, nie po dwie godziny dziennie). Zaczął niby jako trzylatek, ale pt. godzina dziennie, więcej od ubiegłego sezonu – przy czym był na etapie, że miał problem z samodzielnym hamowaniem, czyli de facto od zera.

W tym roku we Francji w szkółce dzieciaki jeździły się uczyć poza trasą – rzecz jasna był zachwycony ;) i poza szkółką czasem też z trasy zjeżdża, przy sprzyjających warunkach. Równowagę ma bardzo dobrą (tak, jak pisałeś Mitku w ubiegłym roku – tutaj: http://www.skiforum....tanie/?p=447208), jeździ dosyć szybko, ale jednak ten pług go ogranicza mocno.


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

Jeżeli mąż rzeczywiście dobrze jeździ to powinien jeździć przed nim i uczyć go toru jazdy oraz prezentować dobra jak najbardziej poprawna jazdę. Krzyków z tyłu młody człowiek w ogóle nawet nie słyszy tak, że można sobie darować. Bardzo dobrze, że ktoś zabiera go poza trasę - tam trzeba chcąc nie chcąc zwęzić ślad. Niech mąż  pobawi się z nim w różne odmiany jazdy na jednej narcie, przodem tyłem, skrętami ze zmiana narty (skręt zawsze na zewnętrznej) itd.

Powinien jeździć wolniej skoro jeździ szybko, bardzo dobry pomysł a takimi slalomami - ustawiajcie jak najczęściej. W tym wieku jazda często tak wygląda ale można to szybko zmieni.c tylko trzeba nad tym popracować. Jak mąż rzeczywiście jeździ dobrze to da rade w sezon. jakby co pytaj.

Pozdrowienia


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
Witajcie,



moja 4-letnia córka zaczęła w tym roku przygodę z nartami. Pojeździła przez parę weekendów po godzinie z instruktorem na Szczęśliwicach w Warszawie, gdzie nauczyła się ześlizgiwać pługiem, zatrzymywać i skręcać, jednak Górka Sz. (określana jako trasa niebieska) uważam, że jest zbyt trudnym stokiem na takie początki-początki dla 4-letniego dziecka, więc z tymi zakrętami słabo. Potem jeździła 5 dni x 3h w przedszkolu narciarskim na Kozińcu - najpierw ośla łączka, potem 300m trasa zielona z orczykiem, grupka kilkuosobowa, fajnie opanowała łuki płużne, dodatkowo trochę jazdy ze mną. Wróciliśmy na Szczęśliwice, jeszcze mamy do wykorzystania 4h jazdy z instruktorem, w zeszłym tygodniu udało jej się skosztować odrobinę jazdy równoległej. Do jazdy z kijkami jeszcze nie doszła.


I teraz w sumie mam 2 pytania:
1) co dalej w przyszłym sezonie? Lepsza będzie jakaś szkółka narciarska, czy lekcje indywidualne? Na pewno będziemy mieli możliwość jeździć na Szczęśliwicach, do tego pewnie jeden tygodniowy rodzinny wyjazd na narty w Polsce (zakładałam, że tak jak w tym roku z przedszkolem, czy szkółką narciarską)


2) ja uczyłam się jeździć na nartach 23 lata temu, przez pierwszych dooobrych kilka lat jeździłam wyłacznie w "szkółce" z instruktorem. Wtedy naukę zaczynało się od teorii, przyswojenia zasad obowiązujących na stoku, budowa narty, podstawowe pojęcia, nauki podchodzenia pod stok, obracania, upadania, podnoszenia się, wpinania i wypinania itd i dopiero potem ewolucje. Jazda z kijami oczywiście od początku. O ile wtedy wydawało mi się to z perspektywy dzieciaka ninepotrzebne i nużące, o tyle dziś doceniam to wszystko po stokroć. Moje pytanie brzmi: jaki będzie następny etap szkolenia córki? Jakie są obecnie trendy, jak to wygląda w dzisiejszych czasach? Czy ona od razu będzie uczona skrętu ciętego, czy przejdzie przez te wszystkie etapy NW, kristiania, czy tego już obecnie się wcale nie uczy? W którą stronę iść? Trochę mnie ciary po plecach przechodzą jak widzę instruktorów, którzy biorą dzieciaka "z ulicy", robią rozgrzewkę (chociaż plus za to, do tej pory zawsze spotykałam się z rozgrzewką) i standadowe pytanko: "wiesz jak wygląda kawałek pizzy/tortu? No to jedziemy". I tyle z teorii. 100% szkoleń tak małych dzieci tak wyglądało w Czarnej Górze. To tak ma być? Chciałabym mieć pełne zaufanie instruktorów, do osób, które będą ją uczyć. Taliowane narty ułatwiają jazdę, ale czy nie są jakąś drogą na skróty? W którym momencie trzeba zawrócić i zacząć UCZYĆ SIĘ jazdy, a nie - tak jak to teraz wygląda - córka podnosi jedną rękę - skręca w jedną stronę, podnosi drugą rękę - skręca w drugą stronę. Co dalej?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witajcie,



moja 4-letnia córka zaczęła w tym roku przygodę z nartami. Pojeździła przez parę weekendów po godzinie z instruktorem na Szczęśliwicach w Warszawie, gdzie nauczyła się ześlizgiwać pługiem, zatrzymywać i skręcać, jednak Górka Sz. (określana jako trasa niebieska) uważam, że jest zbyt trudnym stokiem na takie początki-początki dla 4-letniego dziecka, więc z tymi zakrętami słabo. Potem jeździła 5 dni x 3h w przedszkolu narciarskim na Kozińcu - najpierw ośla łączka, potem 300m trasa zielona z orczykiem, grupka kilkuosobowa, fajnie opanowała łuki płużne, dodatkowo trochę jazdy ze mną. Wróciliśmy na Szczęśliwice, jeszcze mamy do wykorzystania 4h jazdy z instruktorem, w zeszłym tygodniu udało jej się skosztować odrobinę jazdy równoległej. Do jazdy z kijkami jeszcze nie doszła.


I teraz w sumie mam 2 pytania:
1) co dalej w przyszłym sezonie? Lepsza będzie jakaś szkółka narciarska, czy lekcje indywidualne? Na pewno będziemy mieli możliwość jeździć na Szczęśliwicach, do tego pewnie jeden tygodniowy rodzinny wyjazd na narty w Polsce (zakładałam, że tak jak w tym roku z przedszkolem, czy szkółką narciarską)


2) ja uczyłam się jeździć na nartach 23 lata temu, przez pierwszych dooobrych kilka lat jeździłam wyłacznie w "szkółce" z instruktorem. Wtedy naukę zaczynało się od teorii, przyswojenia zasad obowiązujących na stoku, budowa narty, podstawowe pojęcia, nauki podchodzenia pod stok, obracania, upadania, podnoszenia się, wpinania i wypinania itd i dopiero potem ewolucje. Jazda z kijami oczywiście od początku. O ile wtedy wydawało mi się to z perspektywy dzieciaka ninepotrzebne i nużące, o tyle dziś doceniam to wszystko po stokroć. Moje pytanie brzmi: jaki będzie następny etap szkolenia córki? Jakie są obecnie trendy, jak to wygląda w dzisiejszych czasach? Czy ona od razu będzie uczona skrętu ciętego, czy przejdzie przez te wszystkie etapy NW, kristiania, czy tego już obecnie się wcale nie uczy? W którą stronę iść? Trochę mnie ciary po plecach przechodzą jak widzę instruktorów, którzy biorą dzieciaka "z ulicy", robią rozgrzewkę (chociaż plus za to, do tej pory zawsze spotykałam się z rozgrzewką) i standadowe pytanko: "wiesz jak wygląda kawałek pizzy/tortu? No to jedziemy". I tyle z teorii. 100% szkoleń tak małych dzieci tak wyglądało w Czarnej Górze. To tak ma być? Chciałabym mieć pełne zaufanie instruktorów, do osób, które będą ją uczyć. Taliowane narty ułatwiają jazdę, ale czy nie są jakąś drogą na skróty? W którym momencie trzeba zawrócić i zacząć UCZYĆ SIĘ jazdy, a nie - tak jak to teraz wygląda - córka podnosi jedną rękę - skręca w jedną stronę, podnosi drugą rękę - skręca w drugą stronę. Co dalej?

 

Nie wiem jak innym, ale mi trudno byłoby odpowiedzieć za uczących Twoją córke instruktorów.

 

Ja uważam, że:

 

1. Skoro córa samodzielnie hamuje i skręca, to wypuściłbym ją na stok z grupka dzieci, a nie sam na sam z instruktorem. Ale... Nie wiem co napiszą kolejni rozmówcy, ale ja nie chciałbym, ażeby - jesli byłaby to moja córka :D - spędziła kolejne dni na tych oślich, zielonych itp. łączkach/stokach, bo uważam, że jest to strata czasu/pieniędzy, i w dużej części przypadków - nuda...

 

2. W tym punkcie jest mi jeszcze trudniej, bo nie rozumiem sformułowania: zawrócić i zacząć uczyć się jazdy...

Podnoszenie ręki u dziecka... Hmmm.. Nie wiem, jak korzystają z tej techniki :D jazdy instruktorzy uczący Twoją córkę, ale ja stosuje tą rękę wyłącznie jesli widze, że jest taka potrzeba, podobnie z ręką na kolanie (rzadko to robię), i innych częściach ciała... To ma służyć wyłącznie poprawieniu czegoś, i/lub wspomożeniu jakiegoś działania nogami... Dośc powszechna praktyką jest jednak prowadzenie wszystkich dzieci jednakowo, czyli te wszelkie ręce, nogi, wymachy itd. są stosowane standardowo do wszystkich dzieci... Ja tego nie praktykuję, ale tu znowu, nie mogę wypowiadac się za tych, którzy prowadzili szkolenie, bo nie widziałem tych dzieci, itd....

Z pewnością czym prędzej zabrałbym swoje dziecko od instruktora, który robiłby mu wykład z teorii narciarstwa... Ja takie rzeczy robię wyłącznie w postaci przecinków w jeździe, niejako "przy okazji". Podobnie rzecz ma się z nauką bezpiecznego poruszania sie po stoku, siadania, itd.... Czyli wszystko niechcący i przy okazji...

 

O ile się dobrze doliczyłem, to Twoje dziecko spędziło pod okiem instruktorów jakies 8 dni na oślich łączkach... To troche dużo...


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

A ja mam zupełnie inne pytanie: Piszesz, że jeździsz ponad 20 lat, no to chyba umiesz jeździć dlaczego więc nie uczysz dziecka sama. Skąd przy tak długim stażu pytania o dalszy rozwój o cele. Nie bardzo rozumiem co robiłaś przez te 20 parę lat skoro nie masz skrystalizowanego obrazu narciarstwa i tego czego uczyć córkę.

Co do Szczęśliwic - tak to nienajlepszy stok do nauki ale mój syn nauczył się tam jeździć płynnym symetrycznym skrętem z pełną kontrolą prędkości w wieku 2 lat i 10 miesięcy więc bez przesady. Wszystko zależy od tego kto i jak. Jak słyszę o pizzy to tez mi się flaki wywracają - nie dlatego że to metodycznie złe ale dlatego, że po polsku to pług lub pozycja płużna i dzieci to doskonale rozumieją a przy tym dociera do nich, że narty to tez inne specyficzne/fachowe słownictwo. Czują się doroślejsze, docenione, dowartościowane a nie traktowane jak "bezbronnym maluszek". Narty nie są dla "bezbronnych maluszków" tylko dla samodzielnych energicznych chłopaków i dziewczyn i takie podejście trzeba w nich wytworzyć.

 

Zazwyczaj jeden dzień na Oślej łączce to już za dużo! Nauczyć sie jeździć na nartach możemy tylko jeżdżąc w środowisku normalnym w normalny sposób. Zwróć uwagę na to co napisał Berry - wszystko dziej się przy okazji normalnej jazdy a nie podczas jakichś wydumanych ćwiczeń na pólkach. Pozdrowienia


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem jak innym, ale mi trudno byłoby odpowiedzieć za uczących Twoją córke instruktorów.

 

Ja uważam, że:

 

1. Skoro córa samodzielnie hamuje i skręca, to wypuściłbym ją na stok z grupka dzieci, a nie sam na sam z instruktorem. Ale... Nie wiem co napiszą kolejni rozmówcy, ale ja nie chciałbym, ażeby - jesli byłaby to moja córka :D - spędziła kolejne dni na tych oślich, zielonych itp. łączkach/stokach, bo uważam, że jest to strata czasu/pieniędzy, i w dużej części przypadków - nuda...

 

2. W tym punkcie jest mi jeszcze trudniej, bo nie rozumiem sformułowania: zawrócić i zacząć uczyć się jazdy...

Podnoszenie ręki u dziecka... Hmmm.. Nie wiem, jak korzystają z tej techniki :D jazdy instruktorzy uczący Twoją córkę, ale ja stosuje tą rękę wyłącznie jesli widze, że jest taka potrzeba, podobnie z ręką na kolanie (rzadko to robię), i innych częściach ciała... To ma służyć wyłącznie poprawieniu czegoś, i/lub wspomożeniu jakiegoś działania nogami... Dośc powszechna praktyką jest jednak prowadzenie wszystkich dzieci jednakowo, czyli te wszelkie ręce, nogi, wymachy itd. są stosowane standardowo do wszystkich dzieci... Ja tego nie praktykuję, ale tu znowu, nie mogę wypowiadac się za tych, którzy prowadzili szkolenie, bo nie widziałem tych dzieci, itd....

Z pewnością czym prędzej zabrałbym swoje dziecko od instruktora, który robiłby mu wykład z teorii narciarstwa... Ja takie rzeczy robię wyłącznie w postaci przecinków w jeździe, niejako "przy okazji". Podobnie rzecz ma się z nauką bezpiecznego poruszania sie po stoku, siadania, itd.... Czyli wszystko niechcący i przy okazji...

 

O ile się dobrze doliczyłem, to Twoje dziecko spędziło pod okiem instruktorów jakies 8 dni na oślich łączkach... To troche dużo...

 Oj, parę niejasności wyszło, doprecyzuję.

Córka jeździła 1 dzień na oślej łączce. Zaczynała na Stoku Szczęśliwickim, który jest trasą niebieską, tam miała - nie pamiętam dokładnie - ok 7 pojedyńczych godzin jazdy z instruktorem. Potem wyjechaliśmy w góry, gdzie pierwszego dnia jeździła na oślej łączce z grupą, a już przesz kolejne 4 dni jeździła orczykiem na 300-metrowej trasie ocenianej jako zielona [http://www.koziniec-ski.pl/ trasa numer 3], (była najmłodsza uczestniczką tej grupy, która wyszła na stok, jej rówieśnicy zostali przydzielieni do niższej grupy i na oślej jeździli do końca.]. Zabrałam ją raz na krzesełko i trasę numer 2, ale była przerażona, nie chciała absolutnie więcej. Może inaczej by się sprawa miała, gdyby pojechała tam ze swoją grupą, a nie ze mną, bo ze mną ogólnie lubi "panikować"
 

 

Cześć

A ja mam zupełnie inne pytanie: Piszesz, że jeździsz ponad 20 lat, no to chyba umiesz jeździć dlaczego więc nie uczysz dziecka sama. Skąd przy tak długim stażu pytania o dalszy rozwój o cele. Nie bardzo rozumiem co robiłaś przez te 20 parę lat skoro nie masz skrystalizowanego obrazu narciarstwa i tego czego uczyć córkę.

Co do Szczęśliwic - tak to nienajlepszy stok do nauki ale mój syn nauczył się tam jeździć płynnym symetrycznym skrętem z pełną kontrolą prędkości w wieku 2 lat i 10 miesięcy więc bez przesady. Wszystko zależy od tego kto i jak. Jak słyszę o pizzy to tez mi się flaki wywracają - nie dlatego że to metodycznie złe ale dlatego, że po polsku to pług lub pozycja płużna i dzieci to doskonale rozumieją a przy tym dociera do nich, że narty to tez inne specyficzne/fachowe słownictwo. Czują się doroślejsze, docenione, dowartościowane a nie traktowane jak "bezbronnym maluszek". Narty nie są dla "bezbronnych maluszków" tylko dla samodzielnych energicznych chłopaków i dziewczyn i takie podejście trzeba w nich wytworzyć.

 

Zazwyczaj jeden dzień na Oślej łączce to już za dużo! Nauczyć sie jeździć na nartach możemy tylko jeżdżąc w środowisku normalnym w normalny sposób. Zwróć uwagę na to co napisał Berry - wszystko dziej się przy okazji normalnej jazdy a nie podczas jakichś wydumanych ćwiczeń na pólkach. Pozdrowienia

Mitku, uczyłam się jeździć od dziecka, jeździłam przez 10 lat intensywnie, potem niewiele, a przez ostatnie ok 10 lat prawie wcale, były w sumie jakieś 3 wyjazdy. Nie czuję się na siłach, mam długą przerwę, gigantyczne braki w wiedzy, nie potrafię skrętu ciętego, albo tak mi się wydaje (za wszelkie braki zabieram się od przyszłego sezonu, planuję iśc na kurs PI), jeżdżę klasyczną techniką. Moje zdanie jest też takie - z własnego doświadczenia z dzieciństwa, tego co obserwuję obecnie wokół oraz po prostu intuicyjnie - że uczenie własnego dziecka nie zawsze jest dobrym pomysłem, że lepiej jak zrobi to inna osoba niż rodzic. Może nie u wszystkich tak jest, ale u mojej córki na pewno tak, bo to wypróbowaliśmy. Dziecko przy obcej osobie inaczej się zachowuje, lepiej słucha, nie marudzi, nie panikuje. Moja córka jest tego doskonałym przykładem (jest dużą panikarą) i ja też w dzieciństwie byłam - początków nie nauczyli mnie jeźdżacy rodzice, tylko znajomi istruktorzy. Moje zdanie poparł również każdy znajomy instruktor. Chętnie pojeźdze z córką "po godzinach", ale chciałabym, żeby od początku ktoś uczył ją jeździć prawidłowo, żeby nie przyswoiła złych przyzwyczajeń, a ja - amator - mogłabym do tego doprowadzić. Mam nadzieję, że dość klarownie to przedstawiłam.

Jesteś z Warszawy, ja również, chętnie przejdę na prv, może polecisz mi kogoś do nauki? Ja jestem zadowolona z instruktorów uczących córkę jeździć na Szczęśliwicach, ale chętnie poznam nowe osoby szczególnie z takiego polecenia jak Twoje, nawet bardzo chętnie. Większe zastrzeżenia miałam do tych z gór, ale my się tam na to nastawialiśmy - bardziej na zabawę, na to, żeby córka własnie pojeździła w grupie, a nie 1:1 (bardzo się tego bała, ma ostatnio taki mooocny "społeczny bunt", przez pierwsze 2 dni ja jeździłam z nimi w grupie, bo inaczej nie zostałaby z obcymi osobami). Dla niej to była nie tylko szkoła narciarska, ale też nauka przebywania w noweg grupie i cieszę się, że przełamała pewne bariery, nie uznaję wyjazdu za stracony, absolutnie! Do tego powróciwszy na Szczęśliwice zobaczyłam postępy jakie poczyniła.




Wrócę jednak jeszcze do swoich pytań: co dalej? Tylko jazda w grupie, tak? Zostały nam jeszcze do wyjeźdżenia 4h 1:1 z instruktorem, więc wykorzystamy to jeszcze w tym sezonie, ale na przyszły sezon tez myślałam o szkółce. I jak to dalej wygląda? Czego dziecko uczy się w dzisiejszych czasach po opanowaniu łuków płużnych bez kijów? Ciekawa po prostu jestem

Dziękuję Wam i pozdrawiam, Ania


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Cześć

Chciałbym podzielić się pewnymi spostrzeżeniami ,pewno niezbyt odkrywczymi ale przykład wydaje się ciekawy.

Zaobserwowałem ,żę spora grupa co ciekawe tych lepiej jeżdzących dzieci ma dziwną maniere ustawiania się plecami do tyczki co jest skutkiem wysunięcia wewnętrznej ręki do przodu,długo zastanawiałem się dlaczego i a przede wszystkim dlaczego u tych lepszych.

W końcu eureka , wydaje się że przyczyną była demonstracja przez trenerow  "włożenia kolan" robiona stojąc,  pochylając kolana w jedną stronę automatycznie dla utrzymania równowagi wysuwali wewnętrzną ręke do przodu( ja też tak pokazywałem), w pozycji stojącej takie trzymanie rąk jest naturalne.

Trenerzy chcieli pokazać tylko kolana ale bystry umysł dziecka sfotografował całość nie wdając się w szczegóły.

Tą nadzwyczajną umiejętność u dzieci można wykorzystać,ale demonstracja musi być perfekcyjna, złe nawyki dziecko  przyjmie tak samo szybko jak i te dobre(te bardziej bystre dzieci chyba nawet szybciej)

Jednąz chyba lepszych metod od pewnego momentu jest nauka dziecka polegająca na pernamentnej  jeżdzie za kimś,ale musi być to najlepiej młody zawodnik o bardzo dobrej technice(dzieci lepiej naśladują inne dzieci niż dorosłych)  i co najmniej tydzień,terminologia narciarska dla 5,6 ,7 latków jest zupełnie niezrozumiała,natomiast umiejętność obserwacji lepsza niż u dorosłych.

Pewno nie dla wszystkich dzieci ta metoda okaże się skuteczna,ale dla pewnej częsci na pewno tak.

Ja przestałem jeżdzić przed swoją córką gdy miała 5 lat,chociaż wg. forumowej skali 20 lat temu przyznał bym sobie 9.


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 7 miesięcy temu...

Dziękuję za informacje na początek sam spróbuję... :) chcę tylko podstaw nauczyć, zachowania na stoku, pługu, hamowania i skręcania. na naukę z instruktorem i tak się zdecyduję bo nie chcę żeby córka kaleczyła narciarstwo jak tata :D

Cześć

Jak skaleczy podstawy to później będzie o wiele trudniej.

 

Orientujecie się gdzie sa taśmy dla dzieci ?

Cześć

Myślę, że taśma nie jest najlepszym pomysłem do nauki dzieci - jeżeli o to chodzi.

Pozdrowienia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie mówie o szelkach oczywiście!

 

chodzi pewnie o wyciąg taśmowy - magic carpet,

 

Czarna Góra - są 2 albo 3,

Świeradów Ski&Sun

Ustroń Czantoria

Istebna Zagroń

Białka Kotelnica

Kielce Stadion

 

ale uwaga, niektóre są dostępne tylko dla pary: lokalny instruktor-dziecko

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mnie również,chodzi o wyciąg, pamiętam jak kiedyś jeden raz byłem na Zagroniu,urządzenie wydało mi się niewygodne i niebezpieczne.

 

Moje podejrzenia  niestety sprawdziły się:http://www.dziennikz...t.html?cookie=1

I mnie chodzi o wyciąg. Podstawa w nauce jazdy na nartach to zrozumienie (oczywiście podświadome) na czym polega posuw i co to są krawędzie.

 

POzdrowienia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I mnie chodzi o wyciąg. Podstawa w nauce jazdy na nartach to zrozumienie (oczywiście podświadome) na czym polega posuw i co to są krawędzie.

 

POzdrowienia

 

 

Wydaje mi się ,że dla nie których to najlepiej było by, na taśmie w górę i w dół. :D   :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...