Skocz do zawartości

Nauka jazdy dzieci


zetes

Rekomendowane odpowiedzi

  • 6 miesięcy temu...
Coś ucichło na forum w tematach zimowych, więc przy okazji porządkowania zdjęć odgrzeje starego forumowego kotleta i trochę się podłożę :) Kuba miał wtedy 3.5 roku z hakiem, całą zimę przechorował, to była już końcówka sezonu. A że ma ojca starego kutwę i dusigrosza który żałował na instruktora, to początki przejeździł na asekuracji.

DSC00579.jpg

Śmiało możecie pisać o odchyleniu, krzywych nogach, prostych kolanach itd. Przeżyję :D Dodatkowo, na grzbiecie miałem jeszcze plecak techniczny, bo gdzieś te parędziesiąt metrów linki trzeba było upchnąć. Następnej zimy jeździł już sam na oślej łączce przy Kiczerze, ale jak po paru dniach stwierdził że on też chciałby zjechać z Kiczery, to poszedłem do obsługi wyciągu, pożyczyłem linkę i dalej znowu na asekuracji :)

Użytkownik jacek-1210 edytował ten post 07 lipiec 2013 - 09:15

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

Coś ucichło na forum w tematach zimowych, więc przy okazji porządkowania zdjęć odgrzeje starego forumowego kotleta i trochę się podłożę :) Kuba miał wtedy 3.5 roku z hakiem, całą zimę przechorował, to była już końcówka sezonu. A że ma ojca starego kutwę i dusigrosza który żałował na instruktora, to początki przejeździł na asekuracji.

[ATTACH=CONFIG]39207[/ATTACH]

Śmiało możecie pisać o odchyleniu, krzywych nogach, prostych kolanach itd. Przeżyję :D Dodatkowo, na grzbiecie miałem jeszcze plecak techniczny, bo gdzieś te parędziesiąt metrów linki trzeba było upchnąć. Następnej zimy jeździł już sam na oślej łączce przy Kiczerze, ale jak po paru dniach stwierdził że on też chciałby zjechać z Kiczery, to poszedłem do obsługi wyciągu, pożyczyłem linkę i dalej znowu na asekuracji :)

To na co zwracałeś uwage Jacku Nie ma moim zdaniem wielkiego znaczenia. Dzieci ustawić, przestawić mozna szybko. Najgorszą rzecza dla mnie jest ta asekuracja. Było o tym sporo na forum więc nie chcę sie rozpisywać za bardzo.
Dla mnie to błąd głównie ze względu na to, ze dziecko jest tu zepchniete zdecydowanie na drugi plan. Liczy się spokój duszy rodzica. Bezpieczeństwo o którym piszesz mozna załatwić odpowiednim dobraniem stoku, wymuszenime śladu, prcyzyjnym pokazem i przykazaniem nasladownictwa itd.
Zauważ, że dziecko uczy sie głównie poprzez naśaldownictwo podświadome. Gdy jedziesz za nim na dodatek z lejcami nie koncepntrujesz sie na tym, żeby przeakzac cos młodzieży bo nawet nie masz zadnej do tego mozliwości. A jakby cop zawsze można szarpnąć i "jest bezpecznie". Na dodatek przekaz:
nie ufam Ci, nie poradzisz sobie nawet jak sie będziesz bardzo starał, od Ciebie nic nie zalezy bo ja Cie zatrzymam itd. więc się nie bój. Z każdego punktu widzenia ten środek asekuracyjny to błąd. A juz na długiej linie.....
Pozdrowienia
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Naprawdę nie chce mi sie wierzyć, że smycz ośmieli dziecko. Co najwyzej rodzica. Przecież ideą smyczy jest, by dziecko jej nie czuło, jeśli jedzie na stałym hamulcu to taka naukę można o kant..... Jesli przeciętnie sprawne dziecko (na poziomie: skreca w lewo i prawo w dowolny sposóB) widzi że 'wzór' potrafi zjechac to zjedzie też. Wypróbowane na 3 sztukach swoich i kilku w rodzinie.... ;). Oczywiscie taki zjazd to nie jako pierwsze kroki na nartach. Od tego są łączki z przeciwstokiem lub wypłaszczeniem... i nauczenie dziecka że upadek jest normalną cześcią zjazdu a nie powodem do płaczu.

Użytkownik mig12345 edytował ten post 08 lipiec 2013 - 13:01

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

Naprawdę nie chce mi sie wierzyć, że smycz ośmieli dziecko. Co najwyzej rodzica. Przecież ideą smyczy jest, by dziecko jej nie czuło, jeśli jedzie na stałym hamulcu to taka naukę można o kant..... Jesli przeciętnie sprawne dziecko (na poziomie: skreca w lewo i prawo w dowolny sposóB) widzi że 'wzór' potrafi zjechac to zjedzie też. Wypróbowane na 3 sztukach swoich i kilku w rodzinie.... ;). Oczywiscie taki zjazd to nie jako pierwsze kroki na nartach. Od tego są łączki z przeciwstokiem lub wypłaszczeniem... i nauczenie dziecka że upadek jest normalną cześcią zjazdu a nie powodem do płaczu.

W praktyce jest tak,że jak dziecko stoi na nartch i się nie przewraca to może juz jeździć. Etap łączkowy to właściwie moment - w zająciach 1 na 1 praktycznie go nie ma. Bardzo wazne to co napisałes Michał o upadku. Akceptacja faktu upadku odblokowywuje psychicznie.
W kwestii przełamania to podstawą jest stały kontakt wzrokowy (ewqentualnie głosowy) z dziackiem i jak najszybsze uświadomienie mu, że to ono steruje i od niego zalęzy co sie stanie.
Pozdrowienia
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

Etap łączkowy to właściwie moment - w zająciach 1 na 1 praktycznie go nie ma.



U chłopców trwało to 1-2 dni, pod opieką moją lub zony (na zmianę), razem z nauka jazdy na talezyku. Na drugi dzien juz mozna było próbowac solidniejszej górki. W zasadzie obojętnie jakiej. W końcu dzieci 4lata ważą tak 5-6 razy mniej od nas a narty tyko 2x krótsze, wiec nawet sama fizyka im sprzyja....
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Macie rację, że o spokój rodzica chodzi. Nie mówię że to najlepsze a tym bardziej zdecydowanie nie jest to wzrocowe rozwiązanie, ale też chyba czymś innym jest taka luźna i krótka linka dodająca dziecku pewności że tata czuwa i ciągle do niego mówi, a czym innym coś o czym wspominacie a co widziałm raz czy dwa na stoku: taka jakaś uprząż z lejcami - takie "cóś" wydaje mi się że zaburza prawidłowe czucie równowagi przez dziecko. U mnie sytuacja była o tyle nietypowa, że to było po chorobie, na narty było raptem 2-3 dni gdzieś w Korbielowie. Po obu stronach tego pasa śniegu był lód i bałem się że jak mi śmignie na ten lód, to go w bezpieczny sposób nie przechwycę. Stok i przeciwstok ? Na to miał może z godzinkę czy dwie, a potem - no cóż, idziemy na orczyk, bo tata, ja też chcę zjechać o z tamtąd, z tamtej góry :o . Linka była luźna, za wyjątkiem bodaj dwukrotnego użycia, ale to już na Kiczerze, kiedy nie tylko się zasapał ale i te dwa-trzy razy musiałem gościa hamować. No ale tam to już tak bardziej na czerwono..

(to że w plecaku miałem parędziesiąt metrów liny to nie znaczy że na tyle go wypuszczałem - jechałem jak na zdjęciu, 2-3 metry za nim, jechaliśmy szerokimi łukami no i na bieżąco robiłem za słownego dyrygenta :rolleyes:
Dla mnie najlepsze jest chyba to co widzę na stokach: instruktor jadący tyłem przed dzieckiem. Co może dobry instruktor ? Ostatniej zimy kolega Kuby był z rodzicami w górach no i oczywiście też musiał zaliczyć narty skoro Kuba od dawna jeździ. Ogólnie chłopak wysportowany, pływak, ale mający trochę słabszy "pierwszy dryg" i koordynację. No i co się okazało ? Po 1-2godz. pierwszych kroków i jazdy z instruktorem (rodzice stali z boku i na wszystko mieli oko) okazało się, że tak zdolnego dziecka to jeszcze na tym stoku nie było. No po prostu chłopak stworzony do nart, jakby sie w nich urodził. Normalnie geniusz ;) Absolutnie jestem za podbudowywaniem pewności siebie u dziecka, ale w tym przypadku chyba o co innego chodziło :D

Użytkownik jacek-1210 edytował ten post 08 lipiec 2013 - 19:02

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

Macie rację, że o spokój rodzica chodzi. Nie mówię że to najlepsze a tym bardziej zdecydowanie nie jest to wzrocowe rozwiązanie, ale też chyba czymś innym jest taka luźna i krótka linka dodająca dziecku pewności że tata czuwa i ciągle do niego mówi, a czym innym coś o czym wspominacie a co widziałm raz czy dwa na stoku: taka jakaś uprząż z lejcami - takie "cóś" wydaje mi się że zaburza prawidłowe czucie równowagi przez dziecko. U mnie sytuacja była o tyle nietypowa, że to było po chorobie, na narty było raptem 2-3 dni gdzieś w Korbielowie. Po obu stronach tego pasa śniegu był lód i bałem się że jak mi śmignie na ten lód, to go w bezpieczny sposób nie przechwycę. Stok i przeciwstok ? Na to miał może z godzinkę czy dwie, a potem - no cóż, idziemy na orczyk, bo tata, ja też chcę zjechać o z tamtąd, z tamtej góry :o . Linka była luźna, za wyjątkiem bodaj dwukrotnego użycia, ale to już na Kiczerze, kiedy nie tylko się zasapał ale i te dwa-trzy razy musiałem gościa hamować. No ale tam to już tak bardziej na czerwono..

(to że w plecaku miałem parędziesiąt metrów liny to nie znaczy że na tyle go wypuszczałem - jechałem jak na zdjęciu, 2-3 metry za nim, jechaliśmy szerokimi łukami no i na bieżąco robiłem za słownego dyrygenta :rolleyes:
Dla mnie najlepsze jest chyba to co widzę na stokach: instruktor jadący tyłem przed dzieckiem. Co może dobry instruktor ? Ostatniej zimy kolega Kuby był z rodzicami w górach no i oczywiście też musiał zaliczyć narty skoro Kuba od dawna jeździ. Ogólnie chłopak wysportowany, pływak, ale mający trochę słabszy "pierwszy dryg" i koordynację. No i co się okazało ? Po 1-2godz. pierwszych kroków i jazdy z instruktorem (rodzice stali z boku i na wszystko mieli oko) okazało się, że tak zdolnego dziecka to jeszcze na tym stoku nie było. No po prostu chłopak stworzony do nart, jakby sie w nich urodził. Normalnie geniusz ;) Absolutnie jestem za podbudowywaniem pewności siebie u dziecka, ale w tym przypadku chyba o co innego chodziło :D

Jacku mój głos nie miał na celu zmuszenie Cie do usprawiedliwień. Potraktuj to jako komentarz sugestie dla innych.
Dla mnie najgorszym elementem jest właśnie: "luźna, krótka linka dodająca dziecku pewności że tata czuwa i ciagle do niego mówi".
Po pierwsze taka linka nigdy nie jest do końca luźna - jeżeli jest krótka. Zawsze gdy dziecko przyspieszy pociągamy, próbujemy hamować, nakierowywac itd. jak jeszcze przy tym mówimy to dziecko absolutnie nie wie co ma robić.
Ale najweażniejsze jest to, że na nartach od początku do końca odpowiadamy sami za siebie - taki jest cel i idea. Nie trzeba być perfekcyjnym technicznie ale trzeba byc samodzielnym w sensie wyboru trasy, toru jazdy, panowania nad prędkością, wyboru miejsca zatrzymania itd. Wierz mi Jacku, że znam dorosłem osoby jeżdżące dobrze technicznie (włacznie ze skretem ciętym), które nie potrafią jeździć samodzilenie. Od początku uczone z instruktorem i jeżdzące zawsze za nim, pozostawione na stoku same nie potrafią wogóle zachowac się racjonalnie, usztywnienie je paralizuje, umiejętności techniczne znikają itd.
To podobny mechanizm.
To nic, że po obu stronach był lód - choć dobór stoku z pewnością nienajlepszy ale na to często nie ma sie wpływu. Narciarz nie może "smignąć" - musi kontrolowac to jak i gdzie jedzie a nie podświadomie czekac na hamulec linowy.
Poza tym nie ma czegoś takiego jak: "ja chcę zjechac z tamtej góry". Zjedziesz jak sobie poradzisz - na tym polega jedna z ważniejszych lekcji narciarstwa. Więc jak chce OK ale niech podejmie świadomą decyzję bo na górze już nikt niczego za niego nie załatwi.
Tu nie chodzi o kwestie zjachania tak czy inaczej, ewentualnie - najwyżej Cię zwiozę. Element doboru trasy i oceny włąsnych umiejetności to podstawa świadomości każdego narciarza i dzieci nie muszą byc wcale gorsze od dorosłych - zazwyczja są lepsze - jeżeli tylko od początku o to odpowiednio zadbamy.
Poza tym linka to dodatkowy przekaz: nie ufam Ci, nie jesteś samodzileny, nie umiesz - więć wszelkie gadanie przy tej okazji, że umiesz dasz rade itd. jest nieco oszukańcze.
Jest jeszcze inny równie częsty i chya jeszcze gorszy przypadek uzywania linki czy uprzęży (to to samo przcież). Rodzic jeździ jak jeździ ale jest rodzicem i sie boi o dziecko więc uzywa linki a dziecko często samo jeździ już lepiej od niego ale nie ma możliwości używcia swoich umiejetności bo "rodzic wie lepiej" .
W każdym przypadku smycz jest złym półśrodkiem i tyle.
Koejna kwestia dotyczy kolegi Kuby. Pytanie: po co "rodzice stali z boku i na wszystko mieli oko" skoro wynajęli instruktora. Udali sie do specjalisty bo sie nie znali - prawidłowy wybór i na tym koniec. Rodzic stojący z boku jest w 95% przypadków elementem utrudniającym lekcje, stresującym instruktora i dziecko, czesto wprowadzającym zamęt.
A skoro "mieli oko" to może sami wiedzieli lepiej jak to robić więc wtedy po co instruktor - troche paranoja nieprawdaż?
Ostatniej zimy Miałem taki przypadek, który łączył opisane. Grupa była spora i zróznicowana. Jedni lepiej i szybciej łapali inni nie. Grupa się rozwarstwiała ale każdy wiedział co ma robic gdyby nie rodzice. Dzieci ćwiczyły na małym stoczku a grupki trzy osobowe (pojemnośc krzesła) woziłem na duzy stok. Zawsze sugestia wychodziłąm od dziecka i była poparta moim pytaniem czy sobie poradzi itd. Część niestety nie kwalifikowała sie do tego i te dzieci o tym wiedziały - nie napinały się - spokojnie ćwiczyły. Co innego rodzice, którzy byli w pobliżu. Napięcie, żeby synek tez zjechał graniczyło z chorobą. Tłumaczenie, że to jeszcze nie tem etap niwiele dawało. Nawet sugestia, że coś sie może dziecku stać bo nie do końca panuje, ma tego świadomość i - tu pytanie do dziecko czy tak naprawdę chce pozostawione bez odpowiedzi - nic nie dawało. Po prostu chore.
Sprawę mozna było jedynie załatwić ostro.
Uważajmy więc z tym "okiem na wszystko" bo często nie mamy pojęcia o co chodzi.
A Kuba - nie żaden geniusz - po prostu normalne dziecko i sensowny nauczyciel.
Pozdrowienia serdeczne
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam sie z Mitkiem w 99%. Na 100 nie bo nie chciało mi sie dokładnie czytać ;) więc może coś mi umknęło z czym sie nie zgadzam ;)

Nie znam sie na nauce jazdy całkiem małych dzieci a mojego syna właściwie pierwszych kroków nauczyła żona :) ale linka to jest bardzo dziwny sposób nauki. Kojarzy mi sie jednoznacznie z psem na smyczy.

Druga sprawa to rodzice kontrolujący instruktora zajmującego sie dziećmi. Mogą robić to z ciekawości albo z braku zaufania. Maja prawo ale znowu zgadzam sie z Mitkiem ze to utrudnia szkolenie. Najgorsze jak w trakcie szkolenia albo po, maja uwagi które nie koniecznie pokrywają sie z celami instruktora czy trenera. Czasem wręcz chcą żeby dziecko robilo rzeczy które powodują złe nawyki i to jest kompletna masakra. Dodatkowo czasem dochodzi do podważenia autorytetu albo rodzica albo instruktora.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć
W pracy nie mam głośników - zerknę w domu (choc dzis mamy urodziny Rybelka (żony) i imienieny Amelaka (córki).
Jedno co zwróciło moja uwagę to fakt, że jednym z wypowiadających się był Ratownik Medyczny. W moim pojęciu szkolenia a zwłaszcza szkolenia dzieci dla uprawiających tą szlachetną profesję po prostu nie ma miejsca. ;)
Pozdrowienia serdeczne
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mitek, ten "geniusz" kolegi Kuby to tak z przymrużeniem oka. Zapewne instruktor był dobrym fachowcem, ale z całą pewnością był dobrym sprzedawcą ;)


Znalazłem własnie jeszcze takie porady:



W filmie są raczej ogólniki powszechnie znane. Ten instruktor to chyba jest Kafar.

Ciepłe skarpety to może nie do końca trafna uwaga ;)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W filmie są raczej ogólniki powszechnie znane. Ten instruktor to chyba jest Kafar.

Ciepłe skarpety to może nie do końca trafna uwaga ;)


tak, ten instruktor to jedyny w tym towarzystwie, ktory nie pieprzy, aczkolwiek "zwichniecie nadgarstka" u snowboard'zistow zdarza sie niezmiernie rzadko, w odroznieniu od zlamania..
po jakiego………………..wsadzono do tego programu biednego dzieciaka w gumie? czy to ma byc wzor ubioru dla dziecka??? w wieku 3,5 roku??
no, ale w narodzie, gdzie 90% kezdzi na "pierwszym modelu -race- koniecznie SL" nie moze to dziwic - po prostu sami zawodnicy….
ciekwae tez, zze na ujeciach pokazujacych koniecznosc jazdy dzieci w kasku , 99% doroslych, na tych ujeciach, tych kaskow nie ma - nawet mamusia (chyba) , namawiajaca do kasku, wystepuje w "gustownej" czapeczce…….
no , a tak ogolnie, bardzo nie lubie, gdy dorosli mowia o swoich dzieciach "dzieciaki" - moze jestem przewrazliwiony, ale to taki troche brak szacunku dla czlowieka, ktorym dziecko jest od poczatku……..
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

no , a tak ogolnie, bardzo nie lubie, gdy dorosli mowia o swoich dzieciach "dzieciaki" - moze jestem przewrazliwiony, ale to taki troche brak szacunku dla czlowieka, ktorym dziecko jest od poczatku……..


Może to trochę przewrażliwienie :) Kiedy do mojego 9-cio letniego chłopaka przychodzi moja przyszywana prawie córka, to mówię do nich "Dzieci ! Proszę na obiad" żeby traktować ich odpowiednio poważnie i dorośle. Ale kiedy do kogoś mówię o nich, to zdarza mi się czasem powiedzieć "dzieciaki" w sensie beztroski i swobody w robieniu rozmaitych zakręconych rzeczy, do których prawo daje im wiek dziecięcy :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

To tak żeby odgrzać temat:
https://www.facebook...&type=1
Link z facebooka:)
Dla tych co są uczuleni na FB kopia fotki z FB strony "Południowy Tyrol-Inne Włochy"

[ATTACH=CONFIG]39275[/ATTACH]

Mam nadzieję, że wielkiej burzy nie wywołam;)

Pozdrowienia

A o jaka "burzę" Ci chodziło Piotrek. Wspinaczka tak jak np. pływanie, karate tradycyjne itp. to sporty niemalże zalecane dla dzieci. Symetryczne, ogólnorozwojowe w pełnym tego słowa znaczeniu, po prostu znakomite.
Pozdrowienia serdeczne
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 miesiące temu...

Jeśli rodzice jeżdżą to bez problemu. Warto wcześniej przyzwyczaić malucha do nart na "sucho, tak by perspektywa jazdy była czymś oczekiwanym. W przypadku niejezdzących rodziców najtrudniejsze dla opiekuna/instruktora jest opanowanie sytuacji "ja chcę do mamy". Jeśli mama jest na nartach 300 m dalej problem zwykle nie występuje. ;)


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...