Skocz do zawartości

Marcos73

Members
  • Liczba zawartości

    3 499
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    141

Zawartość dodana przez Marcos73

  1. Cze Dzięki. No już coś wiadomo. Jak na 3-ci sezon to nieźle, nawet bardzo dobrze. Jazda dość szybka i pewna. Tylko technikę szlifować pozostaje. Brawo. Masz dryg, chociaż BE to nie potęga narciarska. Jeszcze sporo pracy ale ważne że luźno i miękko na nogach. Drugi niestety kompletnie nie przydatny, ale hala fajna 😉 pozdrawiam
  2. Cze Kolejny raz zgadzam się z Mitkiem. Narciarstwo narciarstwu nierówne. Nasze doświadczenia mogą być cenne, je tez jestem skłonny zrewidować swoje poglądy, pod warunkiem że efekty samouctwa są na danym typie narty dobrze widoczne. Stad prośba do @Victor oraz @grimson o filmiki. Osoby te wybrały diametralnie różne ścieżki. SL kontra prawdziwy GS. Co to znaczy? Dla mnie sezon to 30-40 dni na śniegu. 3 sezony - 90-120. A dla Was? pozdrawiam
  3. Dokładnie, część społeczeństwa wie o co chodzi, reszta myśli że kokosy ludzie dostają, a i nie świadomi myślą że mają dobre uposażenie .... do pierwszej wypłaty. pozdrawiam
  4. Cześć Z ciekawości pytałem, chociaż w Twoim wypadku może to i nie taki głupi pomysł, bo jazda w hali (a tu masz chyba najbliżej) jest specyficzna. Może się uda w Zwardoniu. pozdrawiam
  5. Janek, ale po co ta ironia? Same narty nie zmienią jego jazdy. Być może są przyzwoite. Lepiej przeznaczyć kasę na wyjazd szkoleniowy i samą jazdę, niż się łudzić, że zmiana sprzętu zrobi gigantyczny progres. Może w pewnych warunkach pomóc, ale nie musi. Jak będzie gładziutko i równiutko, to będą achy i ochy, ale wystarczy troszkę odsypów, lodu i będzie dupa blada. Trzeba jeździć, jeździć i się szkolić. pozdrawiam
  6. Cze Tutaj popieram zdanie i opinię Mitka. SL przy cyklicznym szkoleniu ma sens. Samouki powinny raczej poznawać filozofię skrętu na nartach dłuższych o średnim promieniu. Rocker przy takiej posturze raczej niepotrzebny. Jak pisał Mitek, podaj jaki masz sprzęt. Być może tej zimy lepiej kasę z nart wydać na wyjazd szkoleniowy. Da dużo więcej niż zmiana sprzętu. pozdrawiam ps. @Victor to Ty masz taki krótki staż? Myślałem, że już bardzo długo jeździsz. Ciekaw jestem Twoich postępów. Chętnie zobaczyłbym Twoje poczynania. Być może Twoje doświadczenie będzie cenne dla wszystkich. Przykład narciarza, który wybrał inną drogę nauki i działa. Ale muszę to zobaczyć.
  7. Tak, ale tu piszemy tylko o pracy z możliwościami zdalnego wykonywania. W produkcji tak się nie da. Oczywiście wszystko możemy wy.....ać do krajów 3 świata czy Chin etc. Ale co z przeciętniakami będzie? Co będą robić? Nie ukrywam że ja też. Miałem wcześniej problem aby się wyrwać z firmy na wakacje do Dźwirzyna na tydzień - dojechać do rodziny, a młodzi mają teraz dylematy typu czy (córka z przyszłym zięciem) lecieć we wrześniu, czy też w październiku do .....Japonii. pozdrawiam ps. Praca zdalna staje się normą, Covid tylko ten proces przyśpieszył.
  8. Ale w polityce jak w sporcie, trzeba iść po bandzie, aby osiągnąć sukces 😉, na zasadzie "Nikt Ci nie da tyle co ja Ci obiecam." pozdrawiam
  9. Cze Patrząc z perspektywy czasu, to biznesem wystartowałem z 10-15 lat za późno. Początki po zmianie ustroju to był faktycznie okres prosperity, gdzie rynek był bardzo chłonny i sprzedawało się gówno na pniu za bardzo dobre pieniądze. Przykładem jest mój kolega - Krzysiek Pawiński - właściciel Maspexu. Mieszkałem na studiach w pokoju z jego młodszym bratem. Często nas odwiedzał, spał u nas, imprezował, robił wówczas doktorat. Oni zaczęli w idealnym czasie, w przysłowiowym garażu. Ja już tak lekko nie miałem, bo sytuacja rynkowa była już stabilna, okres dzikiego kapitalizmu się skończył. Trzeba było znaleść niszę i pomysł aby sprzedawać i zarabiać. Ja i Żona pracowaliśmy w dwóch różnych agencjach reklamowych. Ja akurat miałem niezłą pensję na tamte czasy (ale była to praca bardzo czasochłonna, związana z ciągłym przebywaniem poza domem), Żona natomiast był świetnym sprzedawcą, ale słabo opłacanym. Zaczynaliśmy od gadgetów reklamowych. Pojawił się portal, który katalogował wszystkie przetargi na zamówienia publiczne z całej Polski. Dostawców chińszczyzny było w PL paru, więc wszyscy od nich kupowali. My jako mieliśmy niskie koszty (praktycznie zerowe - firma w domu, zarejestrowana na mnie - ja jeszcze na etacie, więc ZUS opłacony - płaciłem tylko składkę zdrowotną) aby konkurować z innymi postawiliśmy na niskie marże przy bardzo wysokim obrocie. Początki były bardzo trudne. Wszystko gotówką przedpłata i czekanie na kasę od klienta, na szczęście instytucjonalnego - więc płacącego. Ale przetargi też rządzą się swoimi prawami. Żeby do nich przystąpić - trzeba udokumentować że się coś takiego robiło i to w takiej kwocie, referencje etc. Pierwszy rok to był chaos. Później było znacznie lepiej. Wygrywaliśmy praktycznie wszystkie przetargi w których startowaliśmy, doszło do tego, że zaczęliśmy wybierać, które umowy podpiszemy, a z których rezygnujemy. Brak kasy nas ograniczał. Wybieraliśmy te, na których zarabialiśmy najwięcej. Ale roboty były rozwleczone w czasie, czasami to trwało 2-3 miesiące, a kasa w towarze. Marża na poziomie 5-7% nam wystarczała, ale trzeba było sporo przerobić. Mimo iż później mieliśmy przelewy, za towar płaciliśmy z góry, bo to było 2-3% więcej zysku. Praktycznie non stop jeździłem do Warszawy po towar przy okazji zawożąc już zrobiony. Druk był przy okazji. Zawsze przy długopisach i innych pierdołach były bloczki, notesy, ulotki, foldery etc. Ja się tym zajmowałem (w poprzedniej firmie też poniekąd), więc miałem o tym jakieś pojęcie. Potem się to skończyło praktycznie z dnia na dzień, import z chin stał się prosty i nasza konkurencyjność spadła do zera. Więc druk, sporo przetargów, farmacja, sektor finansowy, kosmetyczny etc. Duże rabaty agencyjne mieliśmy w drukarniach, ale było coraz gorzej. Więc własna introligatornia, potem maszyna, ludzie, wspólnicy i tak do dzisiaj. Wiele zawirowań i bardzo trudnych chwil. Wszystko produkujemy na rodzimy rynek. Mamy dużych kontrahentów, ale do tego dochodzi się latami i ciężką pracą. Pracowałem od dziecka, jak chciałem coś mieć, to musiałem na to zarobić - lekko nie było. Pierwszy komputer (ZX Spectrum 48KB) kupiłem po 4 miesiącach pracy na budowie u wujka jako pomocnik mając chyba 12/13 lat. Więc ogóry nie były mi straszne. Teraz możliwości pracy na etacie są bardzo duże, jest niedobór pracowników (w moich czasach był ich nadmiar), pracownik (dobry) poniekąd może stawiać warunki, a pracodawcy już nie podchodzą do tego - jak nie Ty to 200 czeka w kolejce, bo tak nie jest. Szanujemy naszych pracowników, dajemy im pensje na poziomie na jakim nas stać, ale przede wszystkim możliwość osiągnięcia wysokich zarobków (jak na pensje w sektorze produkcyjnym). Sami o tym decydują, mają wybór, poświęcamy czas i zarabiamy bardzo dobrze - czy też olewamy to i pensja za 8h pracy jest dla nas wystarczająca. Przykład z zeszłego piątku. Zlecenie od dużej firmy - spakowanie i wysyłka 10 500 paczek (do wszystkich Żabek), ale trzeba przyjść w weekend. Są 2 wyjścia. Jak to mówi wspólnik, przychodzicie sobota i niedziela (10 osób)- każdy dostaje podwójna stawkę, ale w poniedziałek musi być gotowe - dogadajcie się, albo "wyjebujemy to na miasto" do pakowania. Przyszli. Ten co potrzebuje kasy przyjdzie. U nas większość pracowników to ludzie z przysiółków krakowa, kolokwialnie mówiąc ludzie ze wsi. Mają inne potrzeby. Urlop - to nie wyjazd na wczasy, tylko trzeba coś koło domu zrobić. Pewnie zatrudniając ludzi z miasta o innych potrzebach bytowych byłoby inaczej. Ale póki co to jest dobrze. Zrozumieli, że taka specyfika firmy i klientów, jak jest luz, to jest luz, ale jak trzeba - to ogień na tłoki i jedziemy. pozdrawiam ps. Mieszkanie zawsze było dobrem luksusowym, prędko (i chyba nigdy) się to nie zmieni. Byliśmy i nadal jesteśmy tanią (tańszą) siłą roboczą w Europie. Na tym wygrywamy. Ale to się zmienia, powoli ale jednak. Nasz rynek nie wchłonie całej produkcji. Przyjdzie czas, że praca będzie luksusem. Szczególnie, że jest napływ stosunkowo tanich pracowników z Ukrainy. Kiedyś będziemy musieli wypić to piwo, co robi obecnie Niemcy, Anglicy, Francuzi. Zbudowali swoje potęgi na auslanderach.
  10. Cze Odpowiem przewrotnie. Wyobraź sobie że wracasz z pracy do domu, a tam rewolucja. Teściowa przyjechała (celowo teściowa - taki stereotyp) po 5ciu latach w odwiedziny. Meble przestawia, dzieci poprzebierane płacząc jedzą jarmuż. Żona siedzi w kącie i ledwo oddycha. Dostajesz zjebkę, że pracę byś zmienił, bo tyle jesteś BE a dalej masz Skodę. (Tu już SF dla dramatyzmu) Pamiętasz przecież jak zaraz po ślubie mieszkałeś u teściów kątem, znosiłeś to bo musiałeś, ale jak podjęliście pracę i dokładaliście się do czynszu/opłat/jedzenia etc. to już wasza część była Waszą świętością. A teraz? No jesteś u siebie i nikt nawet kochana Mamusia nie będzie ci mówić jak masz żyć, chociaż to ona wychowała Twoją Żonę, kupiła wam pierwszy telewizor i być może Teść pomógł Ci wyremontować pierwszy dom w BE. Mówi w Twoim języku, jest poniekąd Twoja mamą, ale to nie powód aby się wpier...ła w Twoje życie, a tym bardziej mówiła Ci jak masz żyć w Twoim nowym kraju. pozdrawiam
  11. Marcos73

    Alpy 19-23.02.2024

    Synek, słuchaj starszych 😉 pozdrawiam
  12. Piotrek, czy Ty wiesz o czym piszesz? Człowieku, ja na studiach wszystkie wakacje spędziłem pracując w Niemczech. Tego powinien doświadczyć każdy, przed podjęciem normalnej pracy. Jeździłem na zbiory ogórków, płaca minimalna (5,5 marki/h). 100 godzin tygodniowo to norma. 90 dni (całe wakacje) w roku. Trzeba było być twardym skurwysynem żeby to przetrwać. Ludzie miękli (o dziwo ze wsi) po tygodniu - dwóch. Żadnych przerw, 7 dni w tygodniu, od świtu do zmroku z 0,5h przerwą, bo ogórki cały tydzień rosną. Duże były gówno warte. 12 klas ogórków. Szef codziennie dostawał wyciąg z sortowni ile jakiej klasy oddał, a zarazem wiedział ile zarobił (albo nie i wtedy obcyndalał wszystkich). 5 lat. Odłożone na mieszkanie, ale mało. Potem 4 lata na etacie. Jazda busem na okrętkę. W domu byłem jak marynarz. Jazda na limicie. Ponad milion km najechane. Dobrze płacili, więc nie jęczałem - ale córka urosła, nawet nie wiem kiedy. Bez dnia chorobowego i urlopu. Brałem ekwiwalenty. Decyzja - zakładamy firmę. Wszystkie oszczędności wjebane, bo kredytu na obsługę nie dostanę. Nikt Ci nie da na krechę, a i nikt przedpłaty nie zapłaci. Firma w domu. Kolejne lata mieszkania z teściową na 60m kwadracie. Jak nam przywieźli do domu tira z miskami dla klienta do przepakowania to myślałem że się osram. Były wszędzie przez tydzień. 36 palet. Jeszcze musiałem to wszystko wnieść i wynieść z domu/piwnicy i obecnej mojej rowerowni. A Ty piszesz że łatwo??? Co Ty o tym wiesz. pozdrawiam
  13. Marcos73

    Alpy 19-23.02.2024

    Mogą iść na nogach i spać w namiotach, zabrać skitury - to już będzie bezkosztowo. pozdrawiam
  14. Piotrek Ty jesteś jednak kosmitą. Ja poświęciłem 20 lat swojego życia żeby robić dobrze innym "Piotrkom"? Upadłeś na głowę w dzieciństwie? Jakbym policzył swoje godziny pracy przez ten czas to już dawno powinienem być na emeryturze. Umowa o pracę to nie zsyłka. Ja oferuję takie czy siakie warunki, a ktoś to przyjmuje lub nie. U nas jest stała obsada, wszyscy na umowę o pracę, bardzo mała rotacja personelu. Viktor pisał, granice otwarte i możesz w BE pracować za dwu lub trzykrotnie wyższa stawkę. Trzeba tylko ruszyć dupsko, nie jojczeć. To co mam zawdzięczam tylko naszej pracy i poświęceniu kosztem wolnego czasu, stresu i wyrzeczeń. Zapracowałem, to odcinam kupony. Ty tu będziesz stawiał diagnozę, skąd mam. No jeszcze czego, świat się kończy. Córka po dwóch latach dostaje 5-cio cyfrową pensję, a skończyła SWPS (nie Oxford) i ma tylko licencjat. Ale nauczyła się biegle 3 skandynawskich języków (chociaż nigdy w żadnym z tych krajów nie była). A Ty mając pińć metrów do granicy PL/DE masz problem z nauka niemieckiego. Stań przed lustrem i rzetelnie oceń swoje możliwości i wartość. Może zostań operatorem koparki albo spawaczem. Tam nie trzeba siły przebicia. Trzeba tylko robić i to szybko i dobrze. pozdrawiam
  15. Piotrek, najem w Szwajcarii jest tańszy od zakupu. Przeciętnego pracownika nie stać na zakup. Są bardzo drogie. Wymagany wkład własny z opłatami to Ok 30% wartości. Przy cenie na poziomie 700tys. - 1mln franków to 200-300tys. Franków Wkładu własnego. Nawet dla nich to dużo. Wynajem tanich mieszkań jest skomplikowany i bardzo trudny, bo jest bardzo dużo chętnych. Organizowane jest to przez agencje, trzeba spełniać masę kryteriów. Ale najmujący są dobrze chronieni przez prawo. Podwyżki czynszów są trudne, bo najmujący może to zaskarżyć w sądzie, gdzie z reguły wygrywa, a i wyrzucić go nie jest łatwo. Z wolnej ręki są bardzo drogie. pozdrawiam ps. W PL pewnie byłoby podobnie, gdyby nie socjalizm i mieszkania z przydziału.
  16. A najmniejszy w Szwajcarii, ok 35%. Najwyższe pensje, a i tak większości nie stać na zakup. Wynajmują, przeważnie dożywotnio. pozdrawiam
  17. Cześć Victor, poczułem się urażony, bo odnoszę wrażenie, że sądzisz że w Polsce nikt nie płaci podatków. Że generalnie to Wy emigranci budujecie Polskę, nie my mieszkający w kraju i użerający się z chorym i zawiłym systemem ściągania danin. Różnica między BE a PL jest taka, że pracownik jest świadomy części jaką musi oddać Państwu za możliwość pracy i życia w kraju w którym mieszka. Jak zsumujesz wszystkie opłaty związane z zatrudnieniem, to się okaże że zarówno w BE jak i w PL danina jest ściągana nieomal w identycznej wysokości. W BE jest to proste, podatek 25-50% w zależności od dochodów + 13,6% opłat (taki jak u nas ZUS - chyba taka wartość). Dane podaję z głowy. W PL już to jest skomplikowane. Ok 22% to ZUS-y (a żeby ładnie wyglądało że jest "tanio" to pracownikowi się wpaja, że tylko ok 11% płaci, bo drugą połowę płaci pracodawca. No nie wiem kurwa z czego. Przecież to pracownik musi to wypracować, jak ja kurwa mam mu dołożyć do pensji - bo tego ni chuja nie rozumiem.) + 9% składki zdrowotnej + podatek 12 lub 32%. Więc suma opłat waha się od 43-63% pensji pracownika. Kwota wolna od podatku: 30 000pln - ok 6800EUR Próg podatkowy: 120 000pln/rocznie - ok. 27 200EUR Ulgi podatkowe na dzieci: 6000PLN/rok (500+ - traktuje to jako ulgę) - ok 1370EUR/rok + 1100pln/rok (w 1-szym progu podatkowym, w drugim nie ma) czyli ok 250 EUR/rok. Tak to wygląda w BE. (sprostuj proszę jeśli pisze niezgodnie z prawdą). Progi podatkowe w Belgii na rok 2023 wyglądają następująco: I stawka 25% – dochód od 0 do 13 540 euro, II stawka 40% – dochód od 13 540 euro do 23 900 euro, III stawka 45% – dochód od 23 900 euro do 41 360 euro, IV stawka 50% – dochód powyżej 41 360 euro. Kwota wolna i ulgi (tylko na dzieci - o innych nie wiem) W 2023 roku w wersji podstawowej wynosi ona 9 270 € euro. Wysokość kwoty wolnej od podatku rośnie wraz z liczbą posiadanego potomstwa – jeśli podatnik ma jedno dziecko, będzie wyższa o 1690 euro, jeżeli dwójkę to o 4340 euro, natomiast w przypadku trójki dzieci możemy odliczyć dodatkowe 9730 euro. Jak widzisz konstrukcja podobna i wysokość danin też, tylko my zarabiamy mniej. W BE promuje się wielodzietność - bo ulga rośnie nieproporcjonalnie. "Podatki" płacimy podobne tylko w różnych krajach różnie się to nazywa. pozdrawiam ps. Głównym dochodem Państwa jest podatek VAT (ok 50% przychodów), nie dochodowy (tu to ok 15% ogólnego budżetu państwa). W BE macie 21% (podstawowy), my 23%. Więc z podatków dochodowych idzie bardzo mała część do kasy unijnej (większość zostaje w kraju). Kupując towary - finansujecie (finansujemy) budżet unijny. A że zarabiacie więcej średnio 100%-150% niż my - toteż więcej kupujecie. BE płaci dużo do wspólnego budżetu, niemniej jednak my więcej, ale tez jesteśmy 3 x większym krajem, a nie płacimy 3 x więcej. Ponadto zarówno PL jak i BE nie są płatnikami netto, zatem otrzymują więcej niż wpłacają.
  18. Cze Ja też właśnie na kółku z Żoną. Tempo przyzwoite, też się nie muszę oglądać. pozdrawiam
  19. Tak samo ja. Ale wabik jakiś musi być na turystów. Przykład mam z zeszłego tygodnia, gdzie ludzi było od groma. Zarówno w skalnym mieście jak i na kładce w koronach drzew. Poza tym nic tam nie ma, a jednak przyciąga zwiedzających. Mnie osobiście wieża będzie mniej przeszkadzać niż tłumy ludzi - a to niestety jest ze sobą mocno skorelowane. pozdrawiam ps. Kondycja finansowa gminy zależy w dużej mierze od gospodarza - pisałeś. Przykład mam za miedzą. Niepołomice.
  20. Tak Szymon, ale takich jak Ty musi być wielu, jeśli gmina nie ma innej możliwości rozwoju. Stąd pomysły. Stawianie na turystykę, a turystów trzeba czymś zwabić. Pewnie można w inny sposób, ale tak jest najłatwiej - często ze szkodą dla przyrody oraz estetyki. pozdrawiam
  21. Tak, oczywiście masz rację. Z drugiej strony to trzeba tym gminom/wsiom jakoś pomóc, dając jakąś rekompensatę za utrzymywanie środowiska w naturalnym stanie. Przypominają mi się lasy puszczy amazońskiej, tzw. płuca Ziemi i awanturę z tym związaną. Wszyscy chcą je zachować w pierwotnym stanie, lecz nikt nie chce rekompensować strat krajów do których ta puszcza należy. Na zasadzie - zjebaliśmy naturę wokół siebie, została ostoja ratująca nas wszystkich - więc nie należy jej ruszać. Ok. Ale co te kraje otrzymają w zamian? A te lasy są bogate w surowce naturalne i wpływają w znacznym stopniu na gospodarkę tych krajów. pozdrawiam
  22. Szymek, byłem ostatnio w Ciężkowicach. Świeżo wybudowana trasa w koronach drzew, blisko 1km długości. Gminy, a przede wszystkim włodarze stacji narciarskich starają się pozyskać klientów w okresach dla nich martwych. Stąd budowy wież, bike parków etc. Jest to proste. Utrzymanie całości sporo kosztuje. Na dzień dzisiejszy taka partyzantka jak była kiedyś nie ma racji bytu. Osoby przypadkowe/dochodzące obsługujące stacje. Gro tych ośrodków ma stały zatrudniony personel opłacany całorocznie. Trzeba im znaleść pracę na lato, aby chociaż zarobili na swoje pensje. pozdrawiam
  23. Przy obecnych cenach, to każdy właściciel mieszkania (powiedzmy w mieście) jest milionerem - więc to nie aż taka nobilitacja. pozdrawiam
  24. Cze Położenie Krakowa jest fatalne, niecka a i dynamiczny rozwój przysiółków potęgował skalę. Ale świadomość ludzi się zmienia, nie pala byle czym, ogrzewanie gazowe też nie jest nowiną, Kraków również odchodzi od tradycyjnego ogrzewania. Ponadto przemysł został wypchnięty z Krakowa na obrzeża, a i huta ograniczyła produkcję. To czuć w powietrzu. Jest znacznie lepiej niż było, a w zimie to porównując wsie które odwiedzam, to jest wręcz rewelacyjnie - niczym w jakimś uzdrowisku. pozdrawiam
  25. Cze Kraków się zmienił, smog - to już tylko wspomnienie, czapa wisząca nad miastem widoczna z zakopianki - już nie występuje. Ale swego czasu było grubo. pozdrawiam
×
×
  • Dodaj nową pozycję...