Skocz do zawartości

KubaR

Members
  • Liczba zawartości

    224
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez KubaR

  1. I tak i nie. Owszem w latach 80 -tych tak się zaczęło dziać, ale wcześniej było trochę lepiej. Pamiętam ceny ze stoiska sportowego w domu handlowym "Gazda" w Rabce z okolic 1977 - 1978, wtedy w sklepie narty normalnie stały "do kupienia". Polskie Epoxy lub Alu kosztowały ~1300 zł, Regle 28 bodajże 800, wiązania suwe-junior coś koło 1000. Narty Fisher Attack koło 5000, a wiązania Tyrolia, Marker M4-15 lub Ess w granicach 3500 - 4500 zł. Co ciekawe kupowało się oddzielnie przody i tyły (były osobno paczkowane ). Oczywiście były jeszcze polskie bety (kopia look'a), gammy i rózne "sprężyniaki") ale ich ceny jakoś nie wbiły mi się w pamięć. Tak jak za cholerę nie pamiętam ceny Markerów -juniorów, które były chyba najpopularniejszym (razem z wspomnianymi Suve'ami) w naszej szkółce narciarskiej. Największy problem był z butami - pamiętam jak strasznie chciałem takie juniorskie Dachsteiny, niestety miałem już za dużą nogę (a kosztowały circa 960 zł). No i skończyło się na używanych Tatrach (do których w komplecie trzeba było wozić obcegi lub śrubokręt bo się jedna z klamer tak blokowała). Moja matka zarabiała wtedy circa 4500 zł, Ojciec chyba 7000 (plus jakieś doróbki). Wyjazd na narty w Polsce był w sumie mozliwy dla większości naszych znajomych, przyjeżdżali gdzieś w okolice. Faktem jest, że w okresach "wyjazdowych" typu ferie to owo narciarstwo polegało głównie na staniu w kolejkach. Swoją drogą to był ciekawy okres - później sprzęt zaczął znikać, a w latach 80-tych załatwianie nart to był niezły wyczyn. Z innej strony właśnie w pierwszej połowie lat 80-tych w Szaflarach zrobiono dwie sensowne konstrukcje: Mediany (takie stadium pośrednie między zwykłymi nartami a popularnymi Compactami) i znakomitą nartę Epoxy 1260. Wyjazd dla większości był słabo mozliwy i praktycznie nikt z moich znajomych w Alpy nie jeździł. Potem to się zaczęło zmieniać, pomimo tego, że rozzrzut pomiędzy zarobkami (oficjalnymi) a cenami sprzętu czy wyjazdu rósł. W latach 80-tych, szczególnie w drugiej połowie to co poniektórzy zaczęli wyjeżdżać - znane są nawet historie ludzi co jeździli na narty w przyczepie kempingowej. He he. Jak w okolicach zimy 88/89 kupiłem nowe Heady Cr Radial (jedne z lepszych wtedy nart gigantowych z serii "zawodniczej" - dziś komórkowej) z wiązaniami Tyrolii to zapłaciłem za nie 260 USD. Moje studenckie dochody wynosiły 8USD miesięcznie, a pensja matki około 13 USD. Owe 260 USD to były całe moje zasoby "twardej waluty":D kolekcjonowane zresztą przez lat kilka. Kuba
  2. W Polsce raczej rzadko korzysta się z przewodnika. Zarówno u nas jak i wyjazdowo. Pytanie czy to dobrze (raczej dla większości źle) ale tak jest. A chyba ważniejsze jest to o czym pisałem wyżej. Dla naprawdę efektywnej pracy ważne jest "zżycie się" czyli częsty trening i dlatego jak działamy częściej w terenie to lepiej jest mieć swój niż pożyczać. Do takiej jaki ma zasięg czyli ze 20 m zadziała (częstotliwość jest słabo tłumiona przez śnieg). W porównaniu do innych rozwiązań to główną zaletą jest możliwość pracy w dwie strony zarówno nadawanie (bycie szukanym) jak i odbiór-szukanie. Jak na razie jest to jedyny tak kompleksowo działający system. A chyba najważniejsze jest to, że jest to w tej chwili standard uznany przez znacznie mądrzejszych od nas. Chodzi Ci o "większych" w sensie większej liczby ludzi czy "większych" bo głębiej? W obu działa. Z tym, że przy głębokości problemem zaczyna być nie czas znalezienia urzadzeniem ale czas dotarcia do delikwenta i kwestia urazów. Statystyki mówią, że poniżej 3 m głebokości z reguły się nie przeżywa. Natomiast nawet dla urzadzeń prostych opracowano metody radzenia sobie w sytuacji głębokich zasypań (np. koła - Pinpointing in The Circle). Pozdrawiam, Kuba Użytkownik KubaR edytował ten post 08 listopad 2010 - 07:20
  3. Jakim sprawdzeniu? Bo sprawdzenie działania detektora jest immanentną częścią wyjścia w teren, a nawet wyjścia po postoju w tymże terenie. I z reguły to wystarcza. Problem czai się gdzie indziej - starsze detektory (takie naprawdę starsze) mogą nie spełniać wymogów sygnału, a także problemem może być ich użycie. Stąd pomysły zestandaryzowanych procedur uczenia klientów posłużenia się detektorem (szukania w końcu przewodnik może zostać przysypany) - króciutkich wykładów + ćwiczeń metodą "Airport approach" + zasady kopania. Dla takiego podejścia wymagany jest detektor mający pewne cechy: cyfrowy, 3 antenowy, z funkcją oznaczania i trybem analogowym. Propagatorem (i badaczem) takich metod jest szwajcar Manul Genswein (Tutaj jego artkuł z ISSW 2008). Z europejskiej perspektywy to znani mi przewodnicy, jeżeli klient nie jest "świeży" raczej opierają się na jego sprzęcie (o ile spełnia standardy) - po prostu detektor jest ustrojstwem w którym oprócz "tehcniki" ważne jest zżycie się z urządzeniem. Pozdrówka, Kuba P.S. Biorąc pod uwagę wyżej wspomniany Freeride to większość przewodników nastawałaby na jego wymianę....
  4. Jeżeli to o mnie chodzi to wyjaśniam: Nie. Nie jestem jakimś szczególnym fanem free-ride. Lubię po prostu jeździć w górach, a część podziałów freeride/skitour etc. etc. wydaje mi się sztuczna. No cóż na razie się bez skutera obywa, nawet jeżeli od miejsca dojazdu do gór muszę iść cały dzień ciągnąc pulki. No nie wiem. Plątam się na nartach po różnych górach (tak poza trasowo to gdzieś od przełomu lat 80/90, a poza granicami od chyba 93). Byłem w różnych górach Europy i jakoś żyję. Najpewniej jest to wynikiem mojej płochliwości i ostrożności ale jakoś daje radę. Nie przesadzaj. Kilku (z Ameryki) spotkałem w różnych górach Euorpy i byli to bardziej narciarze niż alpiniści. O ile dobrze kojarzę, to nawet AMGA rozróżnia przewodnika narciarskiego (Ski Mountaineering Guide) i innych (między innymi Alpine) inaczej niż np IVBV/IFMGA. Nie mogę z Tobą dyskutować jak jest w Ameryce bo po prostu nie byłem. Ale z rozmów z tymi ludźmi których spotykałem, tudzież z "gazet" (od lat prenumerowałem Couloir, a teraz jego kontynuatora Backcountry) to wydaje mi się, że tak jest w okolicach ośrodków narciarskich. Natomiast są całe połacie interioru gdzie możesz wziąć narty wyleźć na górę i po prostu zjechać. Pytanie czy to będzie skitouring (ski randonne), ski alpinizm, czy free-ride ale to raczej od góry i chęci zjazdu będzie wynikało. Z innej strony to masz rację - dyskusja zeszła na gadżety, same gadżety są absolutnie niewystarczające. Tyle, że w Polsce duża część osób nie ma nawet gadżetów i myślę, że jakaś wiedza, nawet gadżetowa się przyda. Pozdrawiam, Kuba Użytkownik KubaR edytował ten post 07 listopad 2010 - 18:50 drobne błedy
  5. Cena. Był okres u nas że kosztował circa 2 razy mniej niż kolejny bardziej zaawansowany. A ta róznica jest u nas znacznie wyraźniejsza niż u Ciebie. Ty sobie pewnie możesz ze 20 Mammutów Pulse kupić za miesięczną wypłatę a ja 2. Kuba Użytkownik KubaR edytował ten post 06 listopad 2010 - 15:49
  6. Cóż, mam nieodparte wrażenie, że na pewno przeskoczyłem na ten inny etap nauczania ale jednak nadal wychodzą u mnie elementy płużne (a także inne oporowe). Zarówno łuki jak i zwykły pług itp. Zwłaszcza jak nie daje rady inaczej. A co do Aniouk to znając warunki które tego dnia były na Babiej, tudzież znając trasę zjazdu zastanawiam się jak miała regulować prędkość jazdą w skos stoku. Ale widać zarówno ona jak i ja byliśmy źle szkoleni. Kuba
  7. [email protected] Ja na takie warunki jak opisałeś (czyli jakieś Beskidy nie zjazdowo, nie w pracy, a czysto człapaniowo) to sobie skompletowałem sprzęt BC. Człapie się na tym super, a zjazd dostarcza super wrażeń (jak ktoś nie miał kontaktów z biegówkami to z reguły na początku odmierza długość zjazdu długością ciała). Ja wybrałem Sporteny Ranger (łuska prasowana, 185 cm 68-60-65), do tego buty Alpina BC 1550 i wiązania Rottefella BC Manual. Jak na razie na kilka wypadów w Gorce, Beskid Niski, czy nawet na pomiar na Babią płajem (ale od miejsca pomiarowego początek zjechałem techniką"opadającego liścia") wydają się super. Tylko buty wymagają impregnacji. Lekkość i efektywność ruchu super. Na stromsze podejścia może zakombinuję cienkie foczki. Nawet się zastanawiałem czy ich do Laponii w kwietniu nie wziąć - do docelowych gór muszę dotupać z pulkami ponad 20 km po relatywnie płaskim. Pozdrawiam, Kuba
  8. [email protected] Jaki jest Twój cel - bo z postu wykumać nie mogę: - chcesz mieć lekki sprzęt głównie do poruszania się po górkach czy: - chcesz mieć lekki sprzęt do nauki tele i poruszania się po górkach W drugim przypadku idź drogą którą zapodaje Francisze(k), jak pierwszy to się zastanów nad jakimś BC (śladówki na sterydach). Owszem uczyć się na tym teleranku trudno (próbowałem i lekka dupa) ale lekkość i mobilność (a do tego w przypadku użycia smarów odbiciowych czy kupna nart z łuską brak konieczności borykania się z fokami) wynagradzają z nawiązką. Jak dobrze jeździsz na zjazdówkach to po pierwszych problemach z równowagą da się w sprzyjających warunkach nawet śmigiem pojechać (w gorszych za to piękne gleby wychodzą - narciarstwo zyskuje nowy wymiar). Kuba
  9. KubaR

    narciarstwo a GOPR ?

    Ale właśnie i teraz jest, a raczej może być. Tzn. więskzość działań wykonują Ci co są ratownikami zawodowymi ew. sezonowymi. Natomiast do pomocy mają ochotników. Owszem są ochotnicy na wysokim poziomie, będący instruktorami, czy mogący prowadzić duże działania ale trzon jest zawodowy. Różnie. Od m,odeli gdzie nie ma woóle zawodowych, przez takie gdzie jest mieszane (jak u nas) po stricte zawodowe. Ale nawet w tych stricte zawodowych (np. rejon Chamonix) do niektórych działań korzysta się z sił ochotniczych, może nie tak sformalizowanych jak u nas. Pozdraiwm, Kuba
  10. KubaR

    narciarstwo a GOPR ?

    O Chryste.... Kilka postów temu pisałeś, że zastanawiasz się nad Grupą Podhalańską. Napisałem Ci wtedy żebyś zaczął od nawiązania kontaktu z organizacją bo jednym z warunków jest posiadanie tzw. członków wprowadzających. Nie zostaniesz dopuszczony do egzaminu, tudzież nie zostanie on pozytywnie zaliczony bez nich. Poza tym coby się na tym egzaminie znaleźć to musisz swoje papiery przytargać i porozmawiać z naczelnikiem tejże grupy. W innych jest zapewne troszkę inaczej. Na razie kombinujesz ciutkę od "d... strony" jak to na wsi mówią, jak tak dalej będziesz to z mojego doświadczenia wynika, że tego pomysłu Ci się nie uda zrealizować. Pozdrawiam, Kuba P.S. I poza tym chyba najważniejsze pytanie: skąd wiesz, że ktokolwiek z odpowiadających Ci ludków, zemną włącznie ma o tym jakiekolwiek pojęcie? Przecież to Internet i forum jest.....
  11. Sam carving czy też złe wykonywanie skrętu ? Poza tym wcale nie jestem tego Twojego stwierdzenia taki pewien - była nawet jakaś praca na ten temat bodajże na populacji amerykańskich narciarzy. Te ruchy są akurat niezbadane - co widać po tegorocznych gigantach. Czas pokaże czy na pewno władze FIS miały rację. Nie. Dyskutować można jak się ma zasób wiedzy ale przedewszystkim kulturę dyskusji. W dyskusji nigdy nie jest argumentem dyskredytowanie wiedzy czy obrażanie interlokutora. To akurat powineneś potraktować jako komplement. Jeżeli małolatem nie jesteś to niestety świadectwo jakie sobie wystawiasz nie jest napiękniejsze, jedynym usprawiedliwieniem dla formy i treści części z Twoich wypowiedzi jest młody wiek i napalenie. Pozdrawiam, aczkolwiek z dystansem, Kuba
  12. KubaR

    narciarstwo a GOPR ?

    Nawiąż kontakt z kimś z organizacji zobacz jak to wygląda, znajdź tych co będą Twoimi wprowadzającymi. Co do nart - przyjrzyj się ratownikom na stokach, niestety większość z nich jakoś specjalnie nie jeździ (ale pewnie). Kuba
  13. KubaR

    narciarstwo a GOPR ?

    Tzn.? Nie bardzo wiem o co Ci chodzi. Samej organizacji też nie można jednoznacznie ocenić. Są plusy dodadnie i plusy ujemne Zwłaszcza, że jak podejrzewam organizację czekają zmiany - ustawa która jest na tapecie wymusi jakieś ruchy. Może nie daleka ale w Towim przypadku nieco bardziej skomplikowana - limituje Cię miejsce zamieszkania no i musisz mieć tych dwóch wprowadzających. Aż tak wysoko mierzyć nie musisz. Masz po prostu sprawnie jeździć w różnych warunkach. Ty uczyć raczej nikogo nie będziesz. Akurat do GP nie ma egzaminu z PP, ale jest taki sobie test sprawnościowy (bieg) ale każdy cop ma dwie nogi powinien go spokojnie zrobić. Pozdrawiam, Kuba
  14. KubaR

    narciarstwo a GOPR ?

    Bo to prawda. matko Boska....jarałes się widzac ratownika? Ja tam wolę ładną dziewczynę ale Twój wybór.... A tak zupełnie na poważnie to zasięgnij informacji w grupie do której chcesz startować. Ogólnie są wytyczne jak egzamin powinien wyglądać, ale każda grupa ma swój własny tryb i zakres. Generalnie egzamin powinien obejmować narty (mówi się że to poziom pomocnika) oraz topografię i w części grup pierwszą pomoc. Zważ też, że w części grup niechętnie są widziane osoby nie mieszkające na terenie działania (bo i z nich nic sensownego zwykle nie wynika, poza dyżurami z rozpiski). Wymogiem formalnym jest też, by dwóch ratowników zostało twoimi członkami wprowadzającymi - muszą poręczyć za Ciebie i w pewien sposób odpowiadają za Ciebie w okresie kandydackim. Sam egzamin na nartach nie jest trudny jest taki trochę wielotorowy: - normalna jazda "wolna" na stoku i w terenie (trzeba pokazać się jak najlepiej) - elementy "elementarza": pług, ześlizg itp. To są niby proste elementy ale to one zwykle sprawiają dużo kłopotu, a są niezbędne np. dop jazdy ze sprzętem. Zdanie owego egzaminu to dopiero początek: potem kurs BHP, staż kandydacki o którym koledzy pisali, kurs I stopnia (często kilkuczęściowy), kurs w Centrum Szkoleń Medycznych (7 dni, możesz zostać z niego zwolniony jak jesteś certyfikowanym ratownikiem medycznym, nawet większość co mądrzejszych lekarzy decyduje się go odbyć). Generalnie zabiera to trochę czasu i kosztów więc trzeba chcieć naprawdę. A potem jak już będziesz naprawdę chciał to po zmianie kilku dziewczyn możesz zostać starszym ratownikiem, instruktorem czy starszym instruktorem..... Pozdrawiam, Kuba
  15. KubaR

    narciarstwo a GOPR ?

    Truizm i wybacz, pieprzenie pensjonarek. Jeżeli młody zdrowy chłop idzie do tego typu organizacji jak gopr z w/w powodów to to jest zwykle pomyłka. Normalny chłop chce przygody, adrenaliny, nieco szpanu, tęsknych spojrzeń panienek. Natomiast miło jest jak w ramach szkolenia, swojego rozwoju te cechy nabędzie, szczególnie odpowiedzialność. Dobry ratownik ma tak, że jak do niego dzwonią o 1 w nocy to się wkurza na tą łajzę za ktorą ma chodzić. Ale jeszcze bardziej się wkurza gdyby się dowiedział, że była "robota" a do niego nie zadzwonili. Najważniejsze żebyś chciał i żeby było widać, że chcesz. Kuba
  16. Ja wiem o co Ci chodzi tylko się dogadać nie możemy. Skrzynka to konstrukcja gdzie rdzeń jest niejako owinięty konstrukcją nośną narty. Kanapka kiedy wszystkie warstwy są na sobie położone jak kartki papieru. To o czym obaj piszemy to taka hybryda gdzie występują oba pomysły - i teraz od stopnia przesunięcia środka cieżkości w jedną lub druga stronę zalezy czy to będzie kanapka z elementami skrzynki czy skrzynka z doanymi warstwami. W tym przekroju co załączyłem (po lewej) raczej kanapka z elementem skrzynki (tak jak u ciebie w przekroju) - przyznaję się do błędu wydawało mi się, że była to czystsza skrzynka. Takimi chyba czystymi skrzynkami były te komercyjne Jantary (o czym niżej) lub (ale to inna bajka) część ultralekkich nart przeznaczonych do zawodów w skialpiniźmie (np. królujący w pierwszej połowie lat 90-tych Trab Piuma Rallye). Omega - przynajmniej ta z dawnych lat to wogóle był ciekawy pomysł - ten profil o kształcie: _/-\_ był w rdzeniu narty, nawiasem mówiąc w niektórych modelach piankowym. Wczoraj trafiłem na przekrój tejże szukając za tymi Rossignolami - mogę wieczorem skanik zapodać. Tak wogóle to mam wrażenie, że z latami konstrukcja nart się uprościła w stosunku do tego co było właśnie w latach 80-tych, no może Atomic nadal kombinuje Dlaczego mam Ci nie wierzyć? Ja mam nieco inne doświadczenia, wogóle uważam, że dla 90% procent użytkowników slalomek na naszych stokach zupełnie nie ma techniki do nich i najczęściej z nimi walczą. Owszem moje widzenie "przyjazności" slalomki może być zafałszowane tym, że na codzień używam inych nart i zjazdowe (własnie najczęściej slalomki) łapię z doskoku. To ten rzut który miałem. Robione były tak jak Harpia wspomniał gdzieś w okolicy Bielsko - Kęty (Czechowice?). Miałem ten model o którym piszesz, niestety po jego skasowaniu udało mi się zdobyć następny czarny z czerwonymi napisami. Ten już był do dupy - w 1.5 sezonu odpadły od nich krawędzie a i jezdnie nie był najlepszy. Widziałem je w narciarni jakieś dwie zimy temu - mogę cyknąć fotki, a ponieważ i tak się rozpadły mogę je w któryś dzień przepiłować i fotki tu rzucić. Kuba
  17. Raczej tym co dalej nazywasz "pochodną". tzn. jest rdzeń skrzynkowy + reszta jest kanapką. Chyba nie do końca. Bodajże K2 stosowało taki patent z opleceniem rdzenia pasami tkaniny z włókna a potem dopiero było to zalewane "żywicami". Owszem - mi chodzi o coś innego, choć być może trochę mało to podrkeśliłem - o transfer technologii. O to, że istnieją teraz technologie które umożliwiają stworzenie nart na których więskzośc z nas jeździ, które zapewniają działanie nart takie jakie jest nam potrzebne ale są na tyle tanie, że mogą być stosowane w seryjnej, wielkoskalowej produkcji. Tu nastąpił postęp który jest korzystny dla nas. Szczerze mówiąc to co dzieje się w dzialach RD jest dla nas mnie istotne. Dobra narta przygotowana dla zawodnika PŚ 99.99% osób tu piszących wyrwie na normalnym stoku nogę z płucami cokolwiek by tu nie pisali... Dokładnie o to biega. Zresztą dlatego przywołałem Rossignole VAS (pierwsza seria) model slalomowy (FP) był skrzynką (raczej tym co wyżej Harpia nazywa pochodną czyli rdzeń typu skrzynka), model gigantowy kanapką. Dołozyłem obrazek z "epoki" zachował mi się numer Ski z 1983 roku . A co do techniki to zagdzam się z Harpią. Większość nawet dobrych zawodników nie jest mistrzami w analizie techniki w taki sposób jak my to robimy - to się po prostu czuje. I jest wynikiem lat jazdy, i najczęściej lat obijania się po bramkach. Kuba P.S. Edytowane bo dołożyłem skanik Załączone miniatury Użytkownik KubaR edytował ten post 14 grudzień 2009 - 22:19
  18. Zaczęła się. Tzn. mówiło się tak, jeździli niektórzy zawodnicy, może część instruktorów (którzy w owych czasach, nawiasem mówiąc, w swojej większości jeździli dość parchacie). Ale typowy człowiek nie był w stanie z tych przydaktów zrezygnować. A teraz jest inaczej - to jest wedługm mnie zaleta i postęp - coś co było dla nielicznych zstąpiło "pod strzechy". Ależ nie ma problemu - dla mnie nie problem w skiturowych. Po bramkach się zdarzało, tyle, że Twoje poczucie esteki może być nieco urażone.... A nogę mam mniejszą Szkoda. Ale fajnie byłoby się gdzieś na stoku spotkać. Ja tam fachowcem w budowie nart nie jestem ale: w 1984 roku dostałem narty Voelkla które miały kilka lat ale były nowe. Konstrukcyjnie były to narty typu sandwich, rdzeń drewniany, wierzchem i spodem jakieś włókno (pewnie nieśmiertelny fiberglass ). Były koszmanrie twarde ale jeździło się na nich Ok. Teraz mam narty które wyglądają podobnie drewno, spodem i wierzchem włókno. W górnej części "cap" niżej zwykła ścianka boczna. Są lżejsze, dwa razy cieńsze pod butem, ze dwa razy szersze (105 pod butem) dużo miększe wzdłużnie przy dużej sztywności poprzecznej. Jakbyś je przekroił to konstrukcja jest identyczna (Tak swoją drogą to owe Voelkle przekroiłem jak je szlag trafił). Tylko czemu parametry są zdecydowanie inne? Ja nie wiem czy to kwestia włókien, klejów, procesu obróbki drewna czy też doboru jego rodzajów, czy zupełnie czegoś innego ale wiem, że te narty się różnią. I nie wydaje mi się, by wtedy Voelkl pakował tyle drewna w nartę gdyby to nie było konieczne aby zapewnić jakieś parametry jezdne. Nawiasem mówiąc to komórkowe slalomowe Rossignole FP VAS z lat około 83 - 85 miały konstrukcję skrzynkową a nie sandwich. W owych czasach narty miały głowne dwa typy konstrukcji: skrzynka i sandwich przy czym skrzynkowe były głównie slalomki. Konstrukcja skorupowa jest pewnym nowum wprowadzonym później integrującym boczną ściankę z wierzchem co miało być genialnym rozwiązaniem a okazało się takim sobie. Pozdrawiam, Kuba
  19. A czemu nie zadziałasz teraz? Mam znajomego który zaczął chodzić na nartach po górach mając lat circa 60, a wczesniej nie jeździł na nartach. 70-te urodziny obchodził w ten sposób, że mnie wynajął na miesiąc chodzenia po Alpach. Mając lat 82 zjeżdżał (ale już z prawdziwym przewodnikiem) spod skidepo pod Castorem. Serdecznie zapraszam jakby co. Kuba
  20. A to by wyjaśniało pewną zagwozdkę którą miałem od lat - jeździłem kiedyś na używanych nartach Jantar (i było to w pierwszej połowie lat 80 tych) i miałem znakomite wrażenia - czyje one były nie pomnę. Potem sam miałem Jantary (końcówka tychże lat 80-tych) i wrażenia miałem raczej średnie. Służyły za narty żużlowo - treningowe. Wracając do technologii - macie rację, że brakowało pomysłu ale i technologii. Wprowadzanie nart carwingowych to nie było "pstryk" i pojawiły się. One wkraczały stopniowo i owszem była to drogą poprzez uprzedzenia ludzi ale także przez problemy z technologią. Nie wiem czy pamiętacie narty z sezonów 97 - 99 (np. Voelkle P30) - wtedy mnóstwo ludzi narzekało na to, że narty są słabsze. Tyle było pogiętych nart w przedniej części. Potem narty przestały się tak giąć, dopracowano technologię. I o to dopracowanie technologii chodzi, o to, że to nie zajmuje chwili. Wszak pierwsze próby pojawiały się wczesniej (Elan z nartami o dużej talii w 1987 roku, czy Kneissle Ergo?). Tak naprawdę to jedynym naprawde rewolucyjnym pomysłem są narty odwrotnie taliowane Kuba
  21. Ja nie napisałem "materiały" tylko "technologia". I też napisałem, że pierwsze jaskółki przełamania bariery technologicznej pojawiły się około pierwszej połowy lat 80-tych. Jesteś pewien, że w połowie lat 70-tych? Ja miałem Jantary (może jakieś inne), nawet dwie pary ale właśnie w okolicach 89 roku. Kuba
  22. A to inna sprawa. Pamiętam, że gdzieś w okolicach drugiej połowy lat 80-tych były nawet dyskusje, że się slalom zdegenrował i dąży w stronę serii ostrych przycięć a nie skrętów. A tu się nie zgodzę. Samej mechaniki nie, ale formy skrętu tak. Choćby kwestia eliminacji owych "przydatków" które kiedyś pozwalały ten skręt wywołać i utrzymać, uspokojenie górnej połowy ciała itp. Nowe narty otworzyły nowe możliwości - ale na zasadzie rozwoju, eliminacji tego co jest niepotrzebne itp. I myślę, że to jest ciekawe i nad tym można by dyskutować. Choćby po to by tych "karwingowych karykatur" było mniej a więcej ładnie jechanego skrętu ciętego. Ale musiałbym sobie jakieś buty zjazdowe zdybać. Mam chyba gdzieś jeszcze moje żólte Langi ale one mają chyba tyle co poniektórzy forumowicze tutaj (rocznik 89). Pozdrawiam, kuba
  23. Nad Harbem, tym pierwszym się zastanawiałem jakiś czas temu ale na jego stronie "sold", na amazonie nie ma, a innej księgarni obiecują nowe wydanie ale dopiero 26 stycznia. No i chyba sobie zamówię. Ale mi nie brakuje motywacji do pójścia na stok - z reguły bywam ze dwa/trzy razy w tygodniu jak nie mam czasu iść/jechać gdzieś dalej. Nie mam motywacji na kupno sprzętu stokowego - jeżdżę na tym moim offroadowym. Technologia. Narty "bardziej" taliowane wysypały się wtedy kiedy pojawiły się technologie na budowę narty w której sztywność poprzeczna nie jest silnie związana ze sztywnością wzdłużną. Narta taliowana musi być sztywna poprzecznie co by śnieg kroiła a jednocześnie na tyle miękka wzdłużnie by się w skręcie ułożyć. Dawniej jak coś było twarde to było twarde - czyli narty dobrze siedzące na krawędziach były również sztywne wzdłużnie, a tzw. miękkie słabo trzymały. Pierwsze zwiastuny pojawiły się w pierwszej połowie lat 80-tych - pamiętam że jak dostałem Rossignole SM VAS (gigantowa narta) to nie mogłem się nadziwić jak ona chodzi - mimo dużej miękkości wzdłużnej siedziała na krawędziach aż miło. Oczywiście. Dawniej dało się pojechać cięty skręt. Tylko, że trzeba było mieć super technikę albo móc zrobić przysiad ze sztangą 150kg. A najlepiej i to i to. Do tego w tej technice było mnóstwo zabiegów by tą nartę zmusić do wejścia i utrzymania się na krawędzi. Teraz tej calej otoczki nie trzeba i dla początkujących ten skręt jest łatwiejszy, a lepszym pozawala na jego cyzelowanie. Tyle, że to cyzelowanie u niektórych zaczyna być takim Świętym Graalem współczesnego narciarstwa - idealne dwie kreski itp. I mam wrażenie, że między innymi ów trend powoduje pojawianie się takich karykatur na stokach z zamrożoną na sztywno górną połową ciała, tak zważających na równe obciążenie nart, że obciążona górna pozwala im pozwiedzać plener, osób które potrafią jechać tylko i wyłącznie jednym promieniem skrętu itp. itd. Carving to pewna ewolucja, możliwość zastosowania nowego narzędzia - i dostosowania do niego swoich poczynań. A nie rewolucja - teraz jest coś a przedtem nie było nic i było wszystko źle. Przychylam się do tego, że dyskutować o technice jest trudno, ale chyba warto i jak ktoś ma czas i siły to fajnie byłoby. Pozdrawiam, Kuba
  24. A co zamawiałeś jak można spytać? Ostatnio sie zastanawiam nad zakupem, jakiegoś sprzetu stokowego tylko potrzebuję motywacji - zwykle mi się nudzi.... Kuba
  25. Nie przyda się bo go już nie ma - już dawno te strony miały być usunięte (to była zaszłość). Pozdrówka, Kuba
×
×
  • Dodaj nową pozycję...