KubaR
Members-
Liczba zawartości
242 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Zawartość dodana przez KubaR
-
Hmm, nie bardzo wiem gdzie byłeś (poza Gorcami i Pieninami) ale jak byłeś w Gorcach, Pieninach i być może na Podhalu to czemu się nie odezwałeś? Co do reszty się zgadzam. Parokrotnie zwracałem uwagę jakimś potencjalnym zabójcom i z reguły odpowiedzią był bluzg. Pasowałoby gościa dogonić, wrzucić do lasu i tam naprostować ale jakby nie pasuje. Pozdrawiam, Kuba
-
Może nie Zyfri ale proszę bardzo: 1. Waga - sam Trekker nie jest lekki a do tego dochodzi zwykłe wiązanie. 2. Wysoka pozycja nad nartą - można to nazwać efektem "szczudeł" przy trawersach, w terenie nierównym męczy kulasy. 3. Zwykle używa się butów zjazdowych co również fajne nie jest (turowych nie powinno się wpinać w zwykłe wiązanie, chyba, że mają wymienne podeszwy, bo wtedy nastawy bezpiecznika idą w diabły). W sumie jest fajne rozwiązanie ale na stosunkowo krótkie podejścia. Takie używanie incydentalne, albo dla kogoś kto potrzebuje na 100% wiązań zjazdowych. Do zwykłego turowania albo nawet takiego freerajdowania ale z nastawieniem na konretne podejścia wady przeważają nad zaletą (jedną - można każde narty przerobić na quasi-turowe). Kuba
-
A na nogach nie można? Same zjazdy dla leniwców wchodzą w grę? Jak można samemu wyjść to chyba najdłuższy zrobiony to Mount St Elias: Zjazd z Mount St Elias (klik) Kuba P.S. Fajne zjazdy sa w okolicach Narviku - góra ma 1724 m wzrostu a zjechać można 1700 :-)
-
Miejscami więcej.... Ale którędy? Zjazdów tam jak mrówków :-) Z tym, że ta metoda jest fajna ale podaje średnie nachylenie - w przypadku stoków S-kształtnych może być tak że część jest znacznie bardziej nachylona. Oczywiście na znacznie mniejszej długości (przy rozstawie poziomic 20 m tego bardziej nachylonego może być maks circa 30 metrów). Pozdrówka, Kuba
-
Do tego potrzebujesz mapy o odpowiedniej gęstości poziomic, w cywilizowanym świecie z reguły 1:25000 (chyba, że szwajcarskich Swiss-Topo skiturowych 1:50000). Nie wiem jaką mapę posiadasz w swoim GPS ale znane mi pokrywające Polskę sa mało dokładne. Sam zresztą podajesz przykład - Biały jar który w samym leju ma istotnie więcej niż 26 stopni. Ale gdzie? Slalomowy jest miejscami nachylony więcej niż 30 stopni a jest to najłatwiejszy zjazd w rejonie. Popularny "Fajkosz" ma ponad 35, kilka zajzdów na prawo od tegoż dobrze ponad 40. Mierzone w terenie klinometrem. To jest nieco na odwrót - nie wolno nigdzie poza obszarami dopuszczonymi (wyznaczone trasy zjazdowe, szlaki turystyczne z odstepstwami z powodów bezpieczeństwa). Część ekstremalnie trudnych zjazdów to znane drogi wspinaczkowe czy wycofowe (np. Hińczowa wprost, Zachód Grońskiego, załupa H) - w tych miejscach park to interpretuje jako działalnośc alpinistyczną. Ło joj :-) Kuba
-
Dokładnie takie same jak ze zjazdu po trudnej nartostradzie. Zresztą wchodzimy tu już w dyskusje dotyczące raczej filozofii - podobne pytanie mozna by zadać poco się ludzie wspinają. To już jest mniej narciarstwo to bardziej alpinizm - tylko, że narzedziem służacym bo pokonania ściany są narty. A po co ktokolwiek ma określać? Ty sam się decydujesz. Tak samo jak ze wspinaniem: uznajesz, że umiesz, masz sprzęt i partnerów i idziesz. Na zwykłej trasie są stałe dyżury i raczej się ich nie odwołuje z powodu innego zdarzenia. Dlaczego nie wolno?????? Pomijam przepisy o ochronie przyrody (parki narodowe) ale gdzie jest napisane, że nie wolno. Nawet zachodem grońskiego wolno - jest w rejonie udostepnionym do wspinania. Cały czas się pytam z jakiego powodu "go tam być nie powinno". Tzn. uważasz, że w górach nie powinno być wspinaczy, narciarzy wysokogórskich itp? Wypadki są immanentnie związane z tymi dyscyplinami. A ratownicy nie wiem jaką będa mieli reakcję, nie jestem w stanie tego przewidzieć. Kuba
-
A można odpisywać nie będąc? :-) To chyba trochę inaczej - słaby narciarz pchający się na zbyt trudny stok robi sobie krzywdę (bedzie miał trudności z których pokonania nie wiele wynika w sensie nauki techniki), może zrobić innym. Generalnie nie ma plusów. W przypadku miejsc które opisał Dziadek Kuby to raczej TOPR ale rozumiem intencję. Jak dla mnie to nie jest dobra argumentacja. Większość ratowników odpowie Ci, że zabranianie czy robienie halo w przypadku ludzi którzy wiedzą co robią a ulegli wypadkowi przez pech czy jakiś błąd nie ma sensu. Większość z nich sama sie wspina, chodzi na turach jeździ w ekstremalnych sytuacjach. Problemem są ci co nie wiedza co robią. Ja akurat nie lubię jazdy skokami, ale są trudne miejsca gdzie jedziesz płynnie, a są typowymi YFYD'ami (You Fall, You Die). To trochę tak jak ze wspinaczką na wysokim poziomie musisz być naprawdę pewny tego co robisz. A dlaczego to się robi? Może dla tego samego co Mallory: "bo są". Generują je dla siebie głównie. I jest to robione świadomie. Kuba
-
Fajnie napisałeś. Łapanki e facto odbywają się w rejonie Kasprowego, czasem w rezerwatach. Generalnie duża część tych zjazdów które opisałeś jest absolutnie legalna - prowadzą tamtędy szlaki turystyczne. Część oczywiście nie.Pozdrawiam,Kuba
-
Tak a'propos biegówek. Kiedyś (chyba 2001) spotkałem pod Kleine Glocknerem klienta na biegówkach. Klient się uparł że zjedzie, stanął, włożył kije na Babę - Jagę i pojechał. Niestety po kilku metrach go glebnęło, narty mu się złożyły wzdłuż tulowia i zaczął sie toczyć. Szczęśliwie po stoku, a nie w obryw. Dotoczył się na wypłaszczenie pod Adlersruhe. Wstać nie mógł chyba jeszcze przez 15 minut tak mu błędnik oszalał. Niżej widziałem go jak popierniczał po lodowcu i problemów nie miał. Jak znajdę slajdy to zeskanuję i wstawię. Hmm - zaczyna brzmieć interesująco. Tylko jeszcze mi powiedz czy ogranicza się to do nart typu stricte biegowego (wycyznowe do trasy) czy moga być okrawędziowane sladówki? Kuba P.S. W połowie lat osiemdziesiątych szlag mi trafił narty. Jeździłem wtedy na pożyczonych Rysach Metal super 215. Miałem circa 180 ale ważyłem <65 kg. Buty ofkorz miałem własne i dopasowane. Specjalnych problemów nie było, czasem się tylk ow bramkach nie wyrabiałem. A wyglądałem jak łódź podwodan w wynurzeniu.
-
Co mieć na wyprawe freeridową w góry ?
KubaR odpowiedział dziemit → na temat → Freeride / Freeskiing / Heliskiing
Bo się nie zakłócają. Inny zakres fal. Mogą być problemy przy jednoczesnym szukaniu tzn. w detektorach przełączonych na odbiór może być detektor Recco słyszalny (i to faktycznie zakłóca). Podobnie czasami urządzenia elektroniczne bywają widziane przez detektor recco (w ten sposób Niemcy znaleźli klienta na Kaukazie). Z punktu widzenia poszukiwaniobiorcy obie te sytuacje nie mają znaczenia. Nie mają też dla pomocy koleżeńskiej, natomiast mogą mieć dla profi ratowników którzy przylecą z systemem Recco. Najnowszy model detektora Recco ma zresztą wbudowany normalny detektor na 457 kHz coby od razu szukać zwykłych detektorów i reflektorów Recco. Ma być dostępny w dzierżawie od tego sezonu. Pozdrawiam, Kuba -
To nawet nie chodzi o dobór sprzętu. W tej chwili standard jest taki, że ratownicy (przynajmniej GORP) mają jechać z pełną apteczką do każdego zgłoszenia, a środek transportu ma być wyposażony w deskę. Niestety wyposażenie w defibrylatory i tlen jest już ograniczone do większych stacji i części samochodów. Jeżeli wzywając pomoc podamy, że klient nie oddycha lub ma potężne urazy to równocześnie ze startem ratowników na wyciągu wystartuje wsparcie - samochód z najbliższej stacji z odpowiednim wyposażeniem (i lekarzem, czasem z pogotowia), karetka pogotowia czy śmigłowiec sanitarny. Pozdrawiam, Kuba
-
Hej, Panowie czy nie wchodzicie za bardzo w szczegóły? Chyba tutaj piszemy o sytuacji stoków narciarskich i zwykłych ludziach. Jeżeli ktoś nie jest specjalistycznie przeszkolony to może (a raczej powinien): - zabezpieczyć miejsce wypadku, - zabezpieczyć poszkodowanego - raczej w typowych warunkach stoku rzadko, - wezwać jakieś przedsiębiorstwo transportowe typu TOPR/GOPR. Jeżeli jest przeszkolony w ramach jakiegoś BLS+AED (podstawowe zabiegi ratujące życie + defibrylator) czy BTLS (poziom circa ustawowo zdefiniowanych kursów kwalifikowanej pomocy przedlekarskiej) to wtedy może się bawić więcej, ale wtedy raczej wie co w takich przypadkach zrobić. Pozdrawiam, Kuba
-
Wywołałem wilka z lasu :-) Spieszę wyjaśnić, że chodziło mi nieco inny aspekt sprawy niż poszła dyskusja. Konkretnie napisałem, że poczułem największy progres w jeździe gdy zacząłem dużo (a raczej wyłącznie) w miękkich butach. Po jakimś czasie okazało się, że da się zjechać w nich takie rzeczy, o których wcześniej myślałem, że wymagają hiper podparcia. I oczywiście i Mitek i Janek macie rację w twardych butach się jeździ lepiej, masz lepsze podparcie, kontrolę itp. ale dla mnie jedną z miar narciarza jest umiejętność zjechania w trudnych warunkach "w kapciach". Wzięło mi się to z takiego zdarzenia kiedy jechałem za kolegą, który jechał w nieprzepiętych do zjazdu butach turowych i zapierdzielał tak, że go dogonić nie mogłem w ściśle zapiętych i twardszych. Owszem ale co z wyrobieniem odruchów? Zwróć uwagę ile ludzi, często bardzo dobrych narciarzy ma problemy z jazdą przy ograniczonej widoczności, szczególnie nocą, albo podczas jazdy w lesie (o jeździe nocą po lesie nie wspomnę). Związane jest to z tym, że muszą myśleć jak jechać, a tymczasem nasz komputer w głowie jest zajęty tym gdzie jechać. No i nie wyrabia. I dlatego ja wybrałem taką drogę - przejście na stosunkowo miękkie buty na cały sezon (i już tak zostało) coby wyrobić odruchy i zakodować je sobie w głowie. Szczerze mówiąc to nei spodziewałem się skutków w postaci poprawienia ogólnego czucia nart i byłem tym zaskoczony - to zresztą jest główny powód dla którego piszę o tym. Mam wrażenie, że dużo osób nie potrafi jeździć bez tego podparcia butem. Takie wrażenia mam po moich kursantach - często chłopaki które na slalomce 155 i w bucie "World Cup" po zamianie sprzętu na turowy, nawet na przygotowanym stoku jeżdża duuużo gorzej, o terenie nie wspomnę. A jazdę w rozpiętych butach to stosuję i teraz, nawet rozpinając te miękkie. Podobnie jak jazdę z zamkniętymi oczyma (oczywiście z asekuracją) - niesamowicie poprawia odbiór wrażeń "z nóg". Jak dla mnie na pewnym poziomie jest to interesujące doświadczenie i po swoich doświadczeniach uważam, że na pewnym poziomie większość powinna popróbować. Zwłaszcza w zróżnicowanym terenie gdzie w rozpiętych się nie da bo się z nich wyleci. A że łatwe na początku to nie jest to absolutna zgoda. Zresztą ja w tej chwili mam dość twarde (jak na skiturowe) buty choć od typowo zjazdowych są dużo miększe. Oczywiście cały powyższy wywód jest sensowny na pewnym poziomie jazdy. Pozdrawiam, Kuba
-
Napiszę coś heretyckiego.... Otóż uważam, że pierwszy od wielu lat istotny postęp w jeździe łapnąłem wtedy jak zacząłem używać miękkich butów (skialpinistycznych). O circa połowy lat 80-tych miałem buty wyczynowe lub parawyczynowe. I jakoś się ślizgałem. Na przełomie lat 90 i 2000 zdenerwowany faktem, że zmiana butów pomiędzy wyczynowymi salomonami a turowymi dwuklamrowymi dynafitami powoduje dyskomfort w jeździe, postanowiłem przejeździć sezon tylko w w tych dwuklamrowych kapciach. Po pierwszych doświadczeniach nagle coś zaskoczyło. Długo zastanawiałem się dlaczego i myślę, że póki miałem twarde, wspierające buty to po prostu na nich wisiałem. Jak zacząłem jeździć w "kapciach" to nagle okazało się, że muszę "stać na narcie". Kuba
-
Hej, Wrzuciłem opis z lat 60-tych dotyczący skrętu ciętego by raczej pokazać, że teksty które są czesto dziś pokazywane jako efekt techniki carvingowej były dostępne od lat. Skręt "na krawędziach" istniał od dawien dawna, natomaist Filinator ma rację, że: miałem nawet kiedyś takie powiedzenie, że aby dobrze wykonać skręt cięty to trzeba mieć super technikę, albo móc zrobić przysiad ze sztangą 150kg. A najlepiej i to i to. A tu się nie zgodzę do końca. Tzn. zmieniło się tylko to, że owszem zmienił się sprzęt, technologia poszła do przodu i możliwe się stało wyprodukowanie nart sztywnych poprzecznie a miękkich wzdłużnie. Natomiast z tą zmianą techniki to chyba nie jest do końca tak. Jeżeli weźmiesz narciarza który potrafił jeździć techniką ciętą na klasykach i postawisz go na karwingach to za moment na nich będzie jeździł w sposób cięty. Nawet jeśli będzie robił wszytsko to co pomagało mu zrobić skręt cięty na klasykach. Szybko zauważy, że to jest po prostu łatwiejsze i przyjemniejsze. I wtedy zacznie się jego ewolucja - bardzo często bez niczyjej ingerencji zostaną wyeliminowane wszytskie niepotrzebne przyruchy. Znam kilku gości którzy jeżdżą od lat 40-tych na nartach i Ci co potrafili od lat jechać techniką ciętą to łapnąwszy karwingi się przestawiali błyskawicznie a uśmiech się im na uszach zatrzymywał. Ale to nie tak. Ci ludzie nie jeździli na klasykach techniką ciętą. Nie czuli nart. I zmiana sprzętu nic im nie dała. Oni jeżdżąc wykonywali pewien wyuczony zestaw ruchów który pozwalał na zmianę kierunku. I tych trzeba wyuczyć innego zestawu ruchów. Wiesz, nie znam nikogo kto by negował "carving", a kto sensownie jeździ. Głosy które tu się odzywają raczej mówią o tym by nie pozbawiać programu nauczania elementów które są bardzo przydatne. Co więcej są bardzo przydatne poczatkującym czy średniozaawansowanym, a takich jkest na stokach najwięcej. Nie tylko nasze stoki często po kilku godzinach są rozmiekłe, po "sztruksiku" nie zostało śladu i co wtedy? Ty sobie poradzisz, MirekN też, Mitek ale Ci co są na nartach 10 dni w roku przy zerowym przygotowaniu kondycyjnym? A wykonując odciążenie może nie jest pięknie, nie jest to zgodne z trendem ale jest łatwiej, a w konsekwencji nieco bezpieczniej. Ja nie jestem instruktorem i daleko mi do waszej wiedzy i poziomu jazdy, przyglądam się zagadnieniu od drugiej strony. Widzę, że ludzie na stokach mają braki kondycyjne. Jeżdżą jak jeżdżą. I chyba nigdy nie uda się z nich zrobić super-techników. Czemu im nie dawać prostej, łatwej i nei wymagającej przygotowania kondycyjnego techniki na rozmiękłe dojazdy, roztopione stoki, czy zwały kalafiorów? A jednocześnie kłaśc nacisk na krawędź wtedy kiedy się da, kiedy jest bezpiecznie. W wielu dziedzinach na etapie początkującego daje się podstawy, ale jak najszersze, a potem klinet się może specjalizować. We współczesnym narciarstwie taką specjalizacją dla pewnie 80% to będzie czysta krawędź. Pozdrawiam, Kuba
-
Dokładnie. A dokładniej Georges Joubert i Jean Vuarnet "Jak doskonalić się w narciarstwie" ("Comment se perfectionner a ski") bodajże z 1968 roku, wydanie polskie które mam z 1974. A brzmi jakby współcześnie i rewolucyjnie Kuba
-
Hej, Tak na kanwie tego cytatu mam taką zagadkę. Kto i kiedy to napisał: "Aby skręcać bez ześlizgu stosujemy technikę cięta. Co rozumie się pod pojęciem technika cięta? Jeżeli skręt wykonywany jest bez ześlizgu mówimy, że jest "cięty". Wykonując go mamy wrażenie jak gdybyśmy jechali po szynach, lub jeszcze dokładniej - na łyżwach. Trzeba byśmy przed opanowaniem umiejętności ciętych skrętów zrozumieli kilka zasad. Nowoczesne narty pomyślane są w ten sposób, że po zakrawędziowaniu mają tendencję do poruszania się po pewnym określonym łuku. Łuk ten jest zmienny, zależnie od kąta nachylenia ślizgu narty do powierzchni śniegu (krawędziowanie), oraz od punktu nart, na który pada rzut środka ciężkości ciała narciarza./.../Tylko zachowanie układu pozwala na zapoczatkowanie skrętu ciętego. Natomiast do prowadzenia skrętu wystarczy proste pochylenie ciała (działa wtedy dociskająca narty siła odśrodkowa, której przy zapoczątkowaniu skrętu jeszcze nie ma). Na lodzie nieobciążone narty nie mogą wyciąć skrętu, do tego potrzebne jest stałe ich obciążenie. Reguła ta dyskwalifikuje stosowanie wszelich ruchów mających wpływ na obciążanie nart, a więc odciążenie przez zejście-wyjście, skoczne odciążenie, a nawet raptowne zejście w dół." Kto wie? Kuba
-
To, że była na stronie nie oznacza, że była faktycznie (w sensie oficjalnego komunikatu GOPR GK). Co więcej jeżeli chodzi o sezon 2005/2006 i późniejsze, to na pewno nie było, chyba, że Służba Śneigowo - Lawinowa w Twojej Grupie co innego publikuje na stronie, a co innego podaje w swoich rocznych sprawozdaniach. Co do sezonów wcześniejszych to musiałbym iść po sprawozdania do starego mieszkania, jak chcesz mogę to prześledzić jeszcze kilka lat wstecz. Jest/bywa rzadziej niż kilka lat temu. Wynika to z ujednolicania skali pomiędzy krajami i służbami. Stąd zarówno w Tatrach jak i w innych górach Polski jakiś czas temu nieco stopnie "spadły" - mniej się używa tych "wysokich". Skala jest wynalzakiem Alpejskim i stosowana w komunikatach ma dawać informację dla ludzi łażących i posługujących się róznymi STOP OR Go! czy innymi Munterami :-). Stąd niestety by dawała taką samą odpowiedź w mniejszych górach ulega nieco "spłaszczeniu". Niestety jest inny wniosek również - w tej sytuacji III jest już bardzo poważnym stopniem, czego część turystów/narciarzy nie kuma. I zresztą to było takim głównym powodem dyskusji z tym, że przy IV/V nie wychodzisz :-) Po prostu kiedyś to co teraz uznajemy za III było bardziej "rozdrobnione". Zresztą problem nie tylko dotyczy Karkonoszy czy innych gór w Polsce ale także Tatr i innych mniejszych, niealpejskich gór w Europie. Cały czas są dyskusje. Nawet na tegorocznym spotkaniu Sudecko-Karpackich Służb Lawinowych będzie temat: "the description of various avalanche risk levels (with intermediate stages) for harmonization". Czyli załapiesz się na I stopień? Gratuluję. Mnie bardziej chodziło o taki kilkudniowy stricte lawinowy ale i na "jedynce" to Junior czy Tosiek na pewno wam super zajęcia zrobią. To jak będziesz w tejże (w Szklarni?) i jak spotkasz Shreka to go pozdrów od Kuby z Rabki. Pozdrowienia, Kuba
-
Od co najmniej kilku lat nie było nigdzie w Polsce ogłoszonego stopnia V (chyba żeby w Tatrach przed 2005). Co do Karkonoszy to w sezonie 2005/2006 faktycznie było kilkanascie dni z IV, ale do co najmniej kilku z nich można by mieć pewne zastrzeżenia (nie ze względu na fachowość oceniających tylko pewnego dostosowywania skali do standardów). W sezonie 2006/2007 nie było w Karkonoszach ani jednego dnia z IV (3 na Babiej Górze w momencie dużego opadu w końcu stycznia). W tym sezonie 5 dni z IV w okolicy świąt w Karkonoszach, poza nimi chyba coś w Tatrach ale też pojedyncze dni. Jak się przyjrzysz definicji stopni zagrożenia, to zauważysz, że jest tam pewna "cezura" wielkości lawin i z tego powodu ciężko jest ustalić IV taką eksplicite zgodną ze skalą. Ponieważ jednak ludzie korzystają z metod określania zagrożenia bazujących na skali, robi się taki myk, że w tych mniejszych górach wyższe stopnie skali odnosi się głownie do stabilności (m in. zagrożone nachylenia) pokrywy pomijając trochę wielkość. Wystarczy, że musze oficjalny komunikat na www.gopr.pl sledzić. A kursik jakiś większy już zaliczony? Nikt nie deprecjonuje Karkonoszy. W Polsce poza Tatrami tam jest najwiecej lawin i niestety najwięcej wypadków. Tylko, w tak małych górach IV musi być rzadkością, a na rzetelną V to musiałaby być katastrofa. No to miłego dyżuru.... Kuba Użytkownik KubaR edytował ten post 24 wrzesień 2008 - 00:47 Drobne poprawki
-
To i tak masz dobrze. IV to nawet w Tatrach kilka dni w roku, a poza nimi to maks 2/3 dni. V to się chyba poza jakąś nieprawdopodbną katastrofą ogłosić w Polsce nie da. Ja to zresztą niezwykle płochliwy jestem i już tak od silnej II zaczynam być niezwykle ostrożny. Zresztą sam temat strachu jest ciekawy - ja jak napisałem to płochliwy jestem. Bardzo często odczuwam, może nie strach ale pewien dyskomfort w górach czy na nartach. Natomiast regularnie się boję gdy mam kogoś pod mniej lub bardziej formalną opieką. Wtedy to miewam taką gonitwę myśli że uchachacha. Kuba
-
No może często nie piszę, ale zimą więcej. A też filmik pokazywałem, nawet zresztą w celu wyjaśnienia o co mi technicznie chodzi :-) Zresztą na liście Jabola tyz mnie ni mo.... Kuba
-
Niestałość precyzyjności skali (maleje wraz ze wzrostem umiejętności) Kuba
-
Nie wiem. Mnie po prostu ta skal w jej górnej części jest bardzo dowolna. Tak ale taka definicja "trudnych warunków" to jest OK w dolnym zakresie. W górnym trudne warunki są inne. Zobacz tą skalę angielską co zapodałem - tam opis jest dość precyzyjny (jak dla mnie przynajmniej). To były przykłady, że trudne warunki moga oznaczać bardzo różne sytuacje. Tylko, że wąski żleb to może być żleb który jest na szerokość nart i generalnie pokonuje się go ześlizgiem, taki którym da się jechać obskokami i taki w którym da się ciasno kręcić. Który poeta miał na myśli? W takim pierwszym to sie inaczej nie da i mimo tego, że np. wyceniony będzie na więcej to techniczne umiejętności by nim zjechać będą niższe. Ja nie jest przeciw tej czy innej skali - podałem tylko problemy jakie sam napotkałem przy próbie samooceny. To chyba trochę zbyt daleko ale pomysl ciekawy. O to właśnie mnie zdziwiło. Kuba
-
hej, Przez jakiś czas trochę musiałem popracować i miałem dość internetu. Zresztą jak miałem wolną chwilę to latałem w góry. Ostatnie 1.5 tygodnia byłem w Laponii w masywie Akki - prowadziłem tam taki nasz doroczny obóz skiturowy. Niestety nie pozjeżdżaliśmy dużo bo trafiliśmy na parchatą pogodę i ponawiewany śnieg. Ale tak już jest na północy, za "polem kolarnym" . Aczkolwiek parę wyjść i zjadów padło. To chyba też nie do końca tak. Według mnie te definicje w skali są nieprecyzyjne. Przykład ze żlebem już podałem - jest on dla mnie symptomatyczny bo do zjazdu wąskim żlebem nie potrzeba specjalnych umiejętności poza zeslizgiem i skretem skocznym tylko solidną psychę. Robiłem w życiu kilka "śmiertelnych" zjazdów (tzn. takich w których przy upadku najprawdopodobniej giniesz) takich jak pokazywany gdzieś tu zjazd z Jugnfrau czy z samego szczytu Koenigspitze (ich "śmiertelnośc" wynikała z warunków /twardo/ i tego, że fragmenty jedzie się po podciętym od spodu stoku). Tyle, że jakieś specjalne umiejętności nie były potrzebne, poza wspomnianą "psychą" i pewnością siebie. Wspomniałem, że klasyfikuję się na "6" bo tam jest napisane, że "wciąż jednak popełniasz błędy a bardzo trudne warunki sprawiają ci kłopoty". No i mi bardzo trudne warunki sprawiają kłopoty - tyle, że nie wiem czy to są "bardzo trudne warunki" po "skalowemu" czy po mojemu. Ostatnio miałem (na wspomnianym wyjeździe) takie 100 metrów wysokościowych gdzie bardzo sprasowany śnieg leżał warstwą jakichś 30 cm na miękkim. Wyżej, póki był sprasowany i się tylko łamał (jak taka grubsza ale kruchsza szreń) to było Ok i można było zapierdalać (czujnie). Natomiast w tych feralnych metrach był nieco nawilgnięty i stawiał w bok takie opory, że mnie dwa razy na bok delikatnie i z gracją położyło. Wydaje mi się, że cały problem wynika a) z braku precyzyjności, mieszania narciarstwa stokowego z tzw. "freerajdem". Dla tego "off-piste" jest taka dość sensowna skala którą można tu podłożyć: Off Piste Ski Ability Levels (szukać na stronie pod "Off Piste Ski Ability Levels" ) Według mnie ona precyzyjniej oddaje te pozatrasowe kryteria niż to co jest w tej o której dyskutujemy. Wiem, że ta "nasza" ma być uniwersalna ale to chyba nie do końca wyjdzie. Myślę, że należałoby wprowadzić dwie i ewentualnie jakieś kryteria ich łaczenia. Ale może za dużo się czepiam :-) Kuba
-
Mitek, Ja to wszystko rozumiem. Tyle, że: ...nadal nie bardzo mogę się w niej ocenić. Przykładając ją literalnie to mi wychodzi ocena circa 6. Co wydaje mi się nieco mało, ale być może to "mało" wynika z megalomani jaką każdy w sobie jakoś nosi... Pozdrawiam, Kuba
