Skocz do zawartości

KubaR

Members
  • Liczba zawartości

    224
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez KubaR

  1. KubaR

    straaaaaaaaaaaaach????

    Od co najmniej kilku lat nie było nigdzie w Polsce ogłoszonego stopnia V (chyba żeby w Tatrach przed 2005). Co do Karkonoszy to w sezonie 2005/2006 faktycznie było kilkanascie dni z IV, ale do co najmniej kilku z nich można by mieć pewne zastrzeżenia (nie ze względu na fachowość oceniających tylko pewnego dostosowywania skali do standardów). W sezonie 2006/2007 nie było w Karkonoszach ani jednego dnia z IV (3 na Babiej Górze w momencie dużego opadu w końcu stycznia). W tym sezonie 5 dni z IV w okolicy świąt w Karkonoszach, poza nimi chyba coś w Tatrach ale też pojedyncze dni. Jak się przyjrzysz definicji stopni zagrożenia, to zauważysz, że jest tam pewna "cezura" wielkości lawin i z tego powodu ciężko jest ustalić IV taką eksplicite zgodną ze skalą. Ponieważ jednak ludzie korzystają z metod określania zagrożenia bazujących na skali, robi się taki myk, że w tych mniejszych górach wyższe stopnie skali odnosi się głownie do stabilności (m in. zagrożone nachylenia) pokrywy pomijając trochę wielkość. Wystarczy, że musze oficjalny komunikat na www.gopr.pl sledzić. A kursik jakiś większy już zaliczony? Nikt nie deprecjonuje Karkonoszy. W Polsce poza Tatrami tam jest najwiecej lawin i niestety najwięcej wypadków. Tylko, w tak małych górach IV musi być rzadkością, a na rzetelną V to musiałaby być katastrofa. No to miłego dyżuru.... Kuba Użytkownik KubaR edytował ten post 24 wrzesień 2008 - 00:47 Drobne poprawki
  2. KubaR

    straaaaaaaaaaaaach????

    To i tak masz dobrze. IV to nawet w Tatrach kilka dni w roku, a poza nimi to maks 2/3 dni. V to się chyba poza jakąś nieprawdopodbną katastrofą ogłosić w Polsce nie da. Ja to zresztą niezwykle płochliwy jestem i już tak od silnej II zaczynam być niezwykle ostrożny. Zresztą sam temat strachu jest ciekawy - ja jak napisałem to płochliwy jestem. Bardzo często odczuwam, może nie strach ale pewien dyskomfort w górach czy na nartach. Natomiast regularnie się boję gdy mam kogoś pod mniej lub bardziej formalną opieką. Wtedy to miewam taką gonitwę myśli że uchachacha. Kuba
  3. No może często nie piszę, ale zimą więcej. A też filmik pokazywałem, nawet zresztą w celu wyjaśnienia o co mi technicznie chodzi :-) Zresztą na liście Jabola tyz mnie ni mo.... Kuba
  4. Niestałość precyzyjności skali (maleje wraz ze wzrostem umiejętności) Kuba
  5. Nie wiem. Mnie po prostu ta skal w jej górnej części jest bardzo dowolna. Tak ale taka definicja "trudnych warunków" to jest OK w dolnym zakresie. W górnym trudne warunki są inne. Zobacz tą skalę angielską co zapodałem - tam opis jest dość precyzyjny (jak dla mnie przynajmniej). To były przykłady, że trudne warunki moga oznaczać bardzo różne sytuacje. Tylko, że wąski żleb to może być żleb który jest na szerokość nart i generalnie pokonuje się go ześlizgiem, taki którym da się jechać obskokami i taki w którym da się ciasno kręcić. Który poeta miał na myśli? W takim pierwszym to sie inaczej nie da i mimo tego, że np. wyceniony będzie na więcej to techniczne umiejętności by nim zjechać będą niższe. Ja nie jest przeciw tej czy innej skali - podałem tylko problemy jakie sam napotkałem przy próbie samooceny. To chyba trochę zbyt daleko ale pomysl ciekawy. O to właśnie mnie zdziwiło. Kuba
  6. hej, Przez jakiś czas trochę musiałem popracować i miałem dość internetu. Zresztą jak miałem wolną chwilę to latałem w góry. Ostatnie 1.5 tygodnia byłem w Laponii w masywie Akki - prowadziłem tam taki nasz doroczny obóz skiturowy. Niestety nie pozjeżdżaliśmy dużo bo trafiliśmy na parchatą pogodę i ponawiewany śnieg. Ale tak już jest na północy, za "polem kolarnym" . Aczkolwiek parę wyjść i zjadów padło. To chyba też nie do końca tak. Według mnie te definicje w skali są nieprecyzyjne. Przykład ze żlebem już podałem - jest on dla mnie symptomatyczny bo do zjazdu wąskim żlebem nie potrzeba specjalnych umiejętności poza zeslizgiem i skretem skocznym tylko solidną psychę. Robiłem w życiu kilka "śmiertelnych" zjazdów (tzn. takich w których przy upadku najprawdopodobniej giniesz) takich jak pokazywany gdzieś tu zjazd z Jugnfrau czy z samego szczytu Koenigspitze (ich "śmiertelnośc" wynikała z warunków /twardo/ i tego, że fragmenty jedzie się po podciętym od spodu stoku). Tyle, że jakieś specjalne umiejętności nie były potrzebne, poza wspomnianą "psychą" i pewnością siebie. Wspomniałem, że klasyfikuję się na "6" bo tam jest napisane, że "wciąż jednak popełniasz błędy a bardzo trudne warunki sprawiają ci kłopoty". No i mi bardzo trudne warunki sprawiają kłopoty - tyle, że nie wiem czy to są "bardzo trudne warunki" po "skalowemu" czy po mojemu. Ostatnio miałem (na wspomnianym wyjeździe) takie 100 metrów wysokościowych gdzie bardzo sprasowany śnieg leżał warstwą jakichś 30 cm na miękkim. Wyżej, póki był sprasowany i się tylko łamał (jak taka grubsza ale kruchsza szreń) to było Ok i można było zapierdalać (czujnie). Natomiast w tych feralnych metrach był nieco nawilgnięty i stawiał w bok takie opory, że mnie dwa razy na bok delikatnie i z gracją położyło. Wydaje mi się, że cały problem wynika a) z braku precyzyjności, mieszania narciarstwa stokowego z tzw. "freerajdem". Dla tego "off-piste" jest taka dość sensowna skala którą można tu podłożyć: Off Piste Ski Ability Levels (szukać na stronie pod "Off Piste Ski Ability Levels" ) Według mnie ona precyzyjniej oddaje te pozatrasowe kryteria niż to co jest w tej o której dyskutujemy. Wiem, że ta "nasza" ma być uniwersalna ale to chyba nie do końca wyjdzie. Myślę, że należałoby wprowadzić dwie i ewentualnie jakieś kryteria ich łaczenia. Ale może za dużo się czepiam :-) Kuba
  7. Mitek, Ja to wszystko rozumiem. Tyle, że: ...nadal nie bardzo mogę się w niej ocenić. Przykładając ją literalnie to mi wychodzi ocena circa 6. Co wydaje mi się nieco mało, ale być może to "mało" wynika z megalomani jaką każdy w sobie jakoś nosi... Pozdrawiam, Kuba
  8. Hej, Witajcie po przerwie, trochę czasu nie miałem. Ja się jakoś nie mogę w tej skali odnaleźć, być może z nastawienia pozatrasowego i braku od lat nart zjazdowych. Wydaje mi się, że jest tam za dużo niejednoznaczności. Przykładowo jazda w puchu - ile tego puchu, na czym? Przecież jak o jest mało (do 30 cm) i na twardym to każdy pojedzie nawet na klepkach od beczki. Czy podobnie "w ciężkim wiosennym śniegu" - czy to jest 20 cm takiego, czy warunki w których jak nierównomiernie obciążysz narty to wjeżdżasz po jaja, a jak się wywalisz to Cię ktoś musi wykopywać? Podobnie w pozycji skali 9 jest "i dasz radę zjechać wąskim i stromym żlebem" - znam ludzi co jeździli po bardzo trudnych żlebach (w większości skrętem skocznym) i to dość swobodnie, a ich poziom techniczny nie był za wysoki (tzn. jeździli ogólnie znacznie gorzej ode mnie, a ja jakimś orłem nie jestem). Wydaje mi się, że po prostu takie skale są bardzo ogólnikowe. Kuba
  9. I to jest własnie TO! Janek - super - jak ja Ci zazdroszczę...... Co do talerzyków to te akurat są do dupy - co prawda są duże ale trójkątne i przy chodzeniu haczą o snieg. Zbieram się do wymiany na koliste (duże) lub takie 3/4 ale skleroza, lenistwo... Święte słowa. W ogóle jazda w terenie bez kijków to prawie niemożliwa jest. Często trza gwałtownie skoczyć, zwrot jakiś zrobić, jesteś zaskoczony. Jak nie masz kijów albo Ci się zpadają to nie masz z czego się odbić. Na poziomie gęstości i wilgotności. Puch to głównie taki śnieg o gęstości 30 - 60 kg/m3 i do tego suchy. Suchy - to oznacza, że po wzięciu go ręką (ubraną w rękawiczkę) się nie lepi - nie da się uformować kulki która po otwarciu rękki nie rozsypałaby się - jeżeli temperatura sniegu (nie powietrza!!) jest poniżej -1 to śnieg jest zawsze suchy. To co było widać na filmiku u mnie to już nie był puch a właśnie jeszcze świeży. Istnieje jeszcze ektremalny puch o gęstości 10 - 30 kg/m3 - polskiej nazwy na to nie ma, mówimy czasami "śnieg dziki" (ale to kalka jest z niemieckiego "wildschnee", podobnie jak angielskie "wild snow"). Raz w zyciu się na coś takiego załapałem - jedziesz w sniegu po pas a czujesz się jakby tam nic nie było, tylko cię delikatnie stabilizuje (tak jak 10-20 zwykłego puchu na twardym). Tak jeszcze wrócę do "i nie jest zsiadły (czyli cały czas musiało byc na minus)". Śnieg nie zsiada się gdy jest temperatura dodatnia (wogóle snieg fizycznie nie ma możliwości mieć temperatury >0). Za osiadanie i wiązanie śniegu odpowiada parę procesów z ktorych jednym z głownych jest tzw. przemiana redukująca (czy też stałotemperaturowa). W skrócie polega to na tym, że różne formy śniegu "redukowane" są do małych kulistych ziarenek. Proces ten działa najszybciej w okolicah 0 a im zimniej tym wolniej. Proces ten powoduje zwiększenie zwięzłości śniegu i generalnie jego stabilizację. Z jednym wyjątkiem (idlatego tak się rozpisuję). Gdy śnieg spadnie, mamy kupę puchu jest w jakiejś tam równowadze. Po jakimś czasie (w zależności od temperatury od kilku godzin do kilku dni) zaczyna się objawiać działanie tegoż metamorfizmu i snieg traci na wytrzymałości - po prostu rózne skomplikowane formy śnieżynek zaczynają się rozpadać i przestają się trzymać kupy. Po następnych godzinach/dniach już zaczyna się normalne "osiadanie". To dlatego latwiej czasami jechać dzień dwa po opadzie, ale niestety także wtedy łatwiej załapać się na "biały ekspres". Pozdrawiam, Kuba
  10. Dzięki wszytskim za słowa uznania, szczerze mówiąc to się nie spodziewałem... Z przyjemnością, tylko, że z puchem mam mniej doświadczeń - to po czym jechałem to raczej nie puch tylko świeży, taki z circa 70-100kg na m3. W puchu to mi się udaje kilka razy w roku. Co do pogadania to się sumarycznie odezwę na końcu. Co do nachylenia to na poczatku około 30 stopni dalej nieco więcej tak w granicach 35. Akurat mierzyłem klinometrem dwa dni wczesniej bo pokazywałem kursantom metody mierzenia nachylenia kijkami (to za co mnie już tu ktoś opieprzył...) natomaist co do opierania na kijku to jednak dość mocno, to trochę mniej widać bo macham łapami jak wiatrak ale to kwestia nieskrócenia kijków po podejściu (skleroza a potem lenistwo: miały circa 140 cm.) To jakby z premedytacją. Jak już pisałem to tam było mnóstwa gówna w sniegu. W wersji niezwolnionej to dokładnie słychąc udezrzenia nart o zasypane rzeczy. Wracając do pogadania o puchu i świeżym - mi sie cięzko rozmawia o technice jazdy na nartach bo tak naprawdę jeżdżę "na czuja". Miedzy innymi dlatego jak rozmawiacie, Fredo, Jan, Mitek, Oldsnowjunky to grzecznie słucham i się uczę. Tym filmikiem chciałem pokazać z jednej strony troszkę inną technikę - mniej wyporu i prędkości, a z drugiej poprzeć trochę Freda. Po prostu sprzęt tutaj jest trochę inny niż typowy do freerajdów, zwłaszcza na moje wymiary a jakoś idzie. Natomaist jak chodzi o technikę jazdy - ja mam wrażenie, że problemy z jazdą w ogóle w terenie czy innych mniej typowych dla "boiskowca" warunkach to wynikają głównie z braku czucia narty, tego co się z nią dzieje i pewnego "wiszenia" na butach. Mnie bardzo dużo dało przejście na sprzęt turowy, kiedyś nawet jeździłem w butach wspinaczkowych. Wtedy nie ma wyjścia albo stoisz na narcie albo padasz bo oprzeć się ma na czym. Te opisywane na początku wątku pady na pysk są chyba z tym związane - nawykiem mocnego pójścia w przód, nawet jak jest miękko. Drugim poważnym elementem jest psychika - znam paru narciarzy na bardzo wysokim poziomie któzy mają trudności z jazdą w lesie, na stromym czy podciętym. Jeszcze gorzej jest w nocy, ale to jest już poza głównym tematem wątku. To chyba na tyle, Kuba
  11. Hej, Podłączam się pod to co mówią szanowni przedmówcy: Mitek, Fredo, Jan i Oldssnowjunky. Zwłaszcza z pozycją zrównoważoną, czy też przewagą jeźdzca nad sprzętem. Z tym, że niestety nietylko z puchem ala i ze świeżym śniegiem bywa u nas (w Polsce) krucho. Jak dla mnie znacznie trudniejszy jest właśnie śnieg zsiadły, kóry już zaczął sie wiązać. Wtedy już nawet 30 cm może zacząć sprawiać problemy. I myślę, że wtedy tak naprawdę charakterystyka narty zaczyna pomagać (sztywność przodu, powierzchnia). Inną możliwością jest prędkość tak jak to już zostało powiedziane. Ja czasem stosuję nieco inną technikę, zwłąszcza wtedy gdy za bardzo się nie da rozpędzić (np. las) - dość szybkich skrętów, z mocnym oparciem się na kijku i jakby wyrwaniem nart nad śnieg. Wygląda to dość parszywie i siłowo ale działa. Akurat mam jeden filmik z nart i to własnie jest coś takiego: http://www.zpigichp....awy-w-lesie.wmv Warunki były takie, że kilka dni wcześniej spadło dość dużo świeżego (tak powyżej kolan), a potem przyszło lekkie ocieplenie po którym w ciągu dwóch dni śnieg siadł na ok. 30 cm (nad buta jakieś 5 cm). Dodatkowo spodem była warstwa starego z którego wystawały jakieś geologiczno-florystyczne niespodzianki chwytające za narty (nawet to miejscami słychać). Narty, zwykłe piankowe skiturowe hagany alpin (pod butem 7 cm), 177 cm długie, ja mam 182 i 86 kg + plecak ofkorz. Tak swoją drogą to raz w życiu miałem się okazję wyszaleć w puchu/świeżym kiedy byłem w Gruzji. Ponieważ aborygeni jeździli wyłącznie po trasie, wraz z kolegą poszatkowaliśmy prawie wszytskie okoliczne stoki :-) Mróz -10 i świeżego tak do pół uda. I wszytsko dla nas :-). Aż nas do roboty nie mogli zapędzić :-) Gdzieś mam slajdy jak zeskanuję to podrzucę. Kuba
  12. Thx. Raczej nie. Zresztą przedeptany był masywnie. Podchodzi się od tej strony co widać, na to takie plaskate ramię i dalej po nim. Zachodzi się za tą trapezowatą górę (Rottalhorn) i tam na Rottalsatel (niewidoczna) zostawia narty a dalej po polach snieżnych w raczkach tam i nazad. Myśmy narty wyniesli na górę i pojechali w dół. Od przełęczy można jechać tak jak widać albo na przeciwległą stronę ramienia - jest przejazd między obrywami seraków. No ja się w tamtym rejonie w zeszłym roku ewakuowałem na włoską stronę - załamanie pogody. Między innymi dlatego, że lodowiec Grenz słynie z trudnej nawigacji. Pozdrówka, Kuba
  13. A bez helikoptera i nie koniecznie dziewiczą może być? Np tu, ze szczytu: http://www.zpigichp....-2007-00103.jpg Dość szeroko ale twardo jak fix, w związku z czym każdy upadek raczej do samego dołu. Ekstrem to może nie jest ale trochę wymagał zmiany nastawienia psychicznego do rzeczywistości (a może to ja taki płochliwy jestem?). Pozdrowionka, Kuba
  14. To nie te :-) Mnie chodzi o te: http://www.e-horyzon...t=179&prod=2812 Dla Twojej narty powinny wystarczyć 110, jakby końcówki na dziób były za małe to u mnie w domu leżą nadprogramowe duże, to się mozemy wymienić. Ja w zeszłym sezonie ściągałem 120 za 130 EUR...... Problem jest tylko taki, że jak nie jesteś do sprzętu przekonany to foki się przycina do konkretnej narty i lepiej to robic na docelowej. Super. Daj znać co wymyśliłeś. Kuba
  15. To bardzo dużo wyjaśnia. Generalnie przy taliowanych nartach i stromych podejściach proste foki mają tendencję do uślizgu. Ale za to na stosunkow płaskim pognałbyś jak rakieta :-) Mieli do niedawna przecenę na bardzo fajne foki Black-diamonda w E-Horyzoncie. Też. Weź pod uwagę, że na pochylonym stoku często musisz stawiać nartę całą powierzchnią na śniegu. Im wyżej but nad nartą tym bardziej karkołomne sztuki ze satwami musisz robić. Ja bym zaczął w ogóle od prób ze sprzętem z wypozyczalni. Być może są w nich i buty. Dopasowanie butów to podstawa a przy turach cholerycznie trudna. Pozdrowionka, Kuba
  16. Hej, Tak. Pomyśl jakby Ci się chodziło w wysokich koturnach na nierównym stoku a jak w niskich sandałach :-) Ponieważ "dostałeś" głównie w stawy to obstawiam jednak niestabilność (wysokość) zestawu wiązanie+trekker. Jak ci się to chociaż trochę gibało to musiałeś wszytskim kontrować i prawdopodobnie efekt masz. Gdyby podejście było w lini spadku stoku to pewnie nic by się nie działo, ale jednak tak się słabo da. Do tego dochodzi jeszcze.... .... kwestia techniki podchodzenia. Czyli: - doboru ustawienia suportów, - długość kroku, - wykorzystania poślizgu narty wykrocznej, - suwanie nartą po śniegu, a nie podnoszenie jej, - nie napinania się w całości organizmu :-) - zakładanie śladu (należy dążyć do jak najłagodniejszego podejścia, zakosami). Razem z wadami trekkera mogło się wszytsko na się nałozyć, ze znanym Ci efektem. Może być też inny efekt - jeżeli trasa była w większych kawałkach po płaskim to wtedy twardy but Cię nie puszczał do tyłu, automatycznie robiłeś krótkie kroki a wtedy to musi boleć. Trudno mi powiedzieć. Proponuję Ci spróbować podchodzenia w innych wiązaniach czy na lżejszym sprzęcie ale nadal w butach. Są w Zakopanem wypożyczalnie, a jakbyś miał kłopot to się obróć do Rabki i coś spróbujemy znaleźć. Wtedy powinno Ci się rozjaśnić czy to kwestia butów czy reszty. Moja rada jest taka - ponieważ masz problemy z kolanami (gdzieś już o tym pisałeś) to idź w jak najlżejszy ale ciągle Freerajdowy sprzęt. Teraz nawet pojawia się taka kategoria Freerando czy Freetouring. Nie bez kozery pisałem o wyżej o Garmontach Axon a w przyszłości wiązaniach dynafita i do tego jakiejś fajnej narcie. Ja, gdybym nie mógł se wybrać narty jak dostawałem słuzbowe (i niewiele dopłacić bo "sort" byłturowy) to bym własnie poszedł w nartę typu Dynastar Legend, jakieś K2, czy cuś, lekkie wiązania i but twardy czteroklamrowy ale wciąż skiturowo/freerajdowy. Oczywiście to pieśń przyszłości ale po proponowanych testach (inne wiązania) być może jakąś strategię zakupową zrobisz :-) Kuba
  17. Według mnie właściwie każde. Wbrew pozorom wiązania rozpadają się głównie przy chodzeniu - wtedy działają na nie "dziwne" siły, chyba że mają jakieś wady konstrukcyjne. Podczas jazdy siły działają circa tak jak konstruktorzy se pomyśleli i wtedy to raczej bezpiecznik. Pancerność lub nie wiązań jest właściwie pochodną możliwości ustawień siły wypięcia. Odpowiem własnym przykładem: 86 kg, 182 cm. Często plecak, czasami duży. Okresami jazda na wyciągu i w terenie ze sprzętem typu akia, pulki, tobogan. Nie jeżdżę jakoś specjalnie ostro czy bardzo dobrze, powiedziałbym stan średni, poziomu instruktora chyba nie osiągam. W terenie się rozpędzam, dość dużo jeżdżę po lesie itp. Od 1989 na turach równolegle ze zjazdowymi, od 2000 roku nie mam nart zjazdowych, same turowe. Żużle, zwykłe tury piankowe (których zresztą najczęściej używam na wyciągu) i takie freerajdowe Dynafity FT-10 Carbon (na dobre warunki i w większe góry). Do tego w tym sezonie buty ZZero 4, przedtem Aero Freeride, a jeszcze przedtem (i teraz okresowo jak mam humor) TLT 700. We wszystkich nartach wiązania Dynafita od TriStepów, przez Comforty po Verticale FT, czyli wiązania uważane za jedne z najdelikatniejszych (a moim zdaniem akurat najmniej awaryjne i wytrzymałe). Z wiązaniami zero problemów. W przedtem i w tzw. międzyczasie używałem jeszcze różnych innych wiązań i jedyne problemy to miałem z Markerami Tour (ostrzelały mnie rozpadającym sie tyłem przy wpinaniu), takimi "wynalazkami" robionymi na przełomie lat 80-tych i 90 -tych przez klienta z Gdańska (kilka razy się rozpadły) i Silvrettami 300 (te nie miały bezpiecznika poziomego i dwa razy wyszły ze śrubami a kilka razy wyrwałem mocowanie buta z przodu jak się o coś zahaczyłem). Acha, kilka razy zdarzyło mi się po tyczkach poginać w sprzęcie turowym jak mnie naszło powspominanie młodych lat. Wydaje mi się, że akurat odporność wiązań nie jest problemem. Największą różnicą w stosunku do wiązań zjazdowych to będzie precyzja bezpiecznika (tu akurat również konstrukcja buta /podeszwa/ ma znaczenie). Pozdrawiam, Kuba
  18. Hej, Niejako zostałem wywołany do tablicy. Niestety wiele Wam nie pomogę - taki trekkeropodobny szpej używałem raz. Znam kilka osób co używało i tak naprawdę nikt nie był na dłuższą metę zadowolony. Być może jest to związane z tym, że próbowali tego używać jako namiastkę sprzętu turowego, a to jest wybitnie rozwiązanie typu dodatowego. Być może bardziej sprawdza się w rejonach gdzie można sensownie wyjechać wyciągiem, samochodem i po prostu dodeptać resztę uzywając trekkera. Pewną alternatywą są wiązania Marker Duke. A wracając do butów: Powinny. Oba te buty mają wymienne fragmenty podeszew. Jedne z większym bieżnikiem bardziej turowe do wiązań turowych, drugie, nieco cieńsze i inaczej sprofilowane do normalnych wiązań (zgodność z ISO). Ależ macie chłopy kondycję..... Osobiście dla mnie nie. Ale ja mam skiturowe zboczenie. Według mnie lepiej byłoby do tego zakręcić jakieś wiązania Free typu Diamir Freeride czy Naxo nx 21, lub duke Duke. Ale sądząc z postów to mam wrażenie, że Bandity z Axialami już macie. Prawda. Ja mam duże wątpliwości jeśli chodzi o podchodzenie, chodzenie i to nie z powodu butów tylko właśnie trekkera. Jeżeli nastawiacie się tak jak pisałem wyżej, incydentalnie i w miarę krótko to OK. Jeżeli trochę dłuższe będą to podejścia to wtedy uwidocznią się wszytskie wady trekkera: - waga zestawu, - wysokość nad nartą: na trawersach niemiłosiernie będzie nogi gięło, w miejscach trudniejszych mniejsza stabilność, - w niektórych zestawach tył narty leci silnie na dół - mogą być kłopoty z nawrotami. - kłopot z harszlami (rama jest bardzo wysoko i harszle muszą mieć długie zęby coby zadziałąć), Trekkera miało ilku znajomych ale się go pozbyli. Garmonty ludzie mają i sobie chwalą. Jest taki klient Grzegorz Lipnicki pisujący na pl.rec.sport.zimowe i on właśnie pomyka w Adrenalinach. Pozdrówka, Kuba P.S. A ja bym do Banditów zakręcił Dynafity i użył buta Garmont Axon lub nowych Dynafit ZZero. :-)
  19. Fakt, część norweskich gór jest jakby stworzona na zamówienie narciarzy. I to śmiesznie bo dolinami da się napierać na bieżkach/śladówkach, a stoki dla ciężkozbrojnych są. Też parę fotek ale zupełnie nieprofesjonalnych Pozdrawiam, Kuba Załączone miniatury
  20. Według mnie masz rację - żeby powiedzieć umiem jeździć na nartach to trzeba umieć zawsze i wszędzie. Czyli w każdych warunkach trzeba mieć pewien bazowy zasób umiejętności. A w zależności od tego co się dzieje można się specjalizować w jakichś warunkach/miejscach które nam sprawiają największą radochę. Niestety część ludzi wychowanych już tylko na nowych nartach ma problem z przeskokiem z "przygotowanego, twardego placu" np. w teren i o takim trudno powiedzieć, że dobrze jeździ. Chyba na nieprzygotowanym i nieskażonym nartą pustym stoku. Eee, ja tak lubię, ale chyba jestem z tych "odchylonych" (na jakieś 20 kilka dni spędzonych w tym sezonie na nartach na wyciągu byłem 2 razy :-)) i do tego masochista.... Ale potrafisz pojechać w tych złych warunkach, nawet jeśli jest to ostrożne. Natomiast Mitkowi chyba chodziło o tych którzy jak się przygotowany stok skończy to może i owszem zjeżdżają ale trudno wtedy powiedzieć coś o technice;) Pod warunkiem, że gdzieś jest kolejka Pozdrawiam, Kuba
  21. KubaR

    Recco jako haczyk

    Tak jak to było w tym poście: http://www.skiforum....429&postcount=4 W jednym zdaniu: TOPR ma praktycznie wszędzie, GOPR w karkonoszach, a w bliskim czasie jeszcze na Babiej Górze i w Bieszczadach. Pozdrawiam, Kuba
  22. KubaR

    Recco jako haczyk

    RECCO jest super pod warunkiem, że znacie jego ograniczenia. Kuba
  23. KubaR

    Recco jako haczyk

    Ze spodni rozbiera rzadko, jak jest na butach to też raczej rzadko urywa obydwie nogi.... I tu Cię mam!!!! Właśnie nie jest takie znikome. Od kilku lat zarysowuje się trend do jeżdżenia pozatrasowego. Z tym, że o ile dawniej poza trasę to sobie ludzie chodzili w miarę przygotowani to teraz jest moda na takie zabawy jak opisywane tutaj we freerajdowej mapie Alp. Czyli wyjeżdżamy na górę wyciągiem, potem trochę szukania i myk w teren. A tam już coś może polecieć, a wszystko jest tuż obok wyciągów. I trudno wymagać, czy nawet namawiać by w takim układzie ludzie mieli ze sobą świętą trójcę i całą resztę balastu. To taki trochę "ogródkowy" freeride. I dla nich Recco jest jakimś wyjściem aczkolwiek raczej trudno oczekiwać by im życie uratowało. Zresztą własnie na ten temat było sławetne oświadczenie IKAR-CISA jakieś dwa lata temu. Być może nowy Pieps Freeride jakoś się spopularyzuje bo jest wielkości komórki i kosztuje dużo mniej, ale dla okazyjnych freerideowców chyba jednak detektor pozostanie "magią" (a łopata i sonda tyz). Inna sprawa, że w Polsce taki teren o jakim mówię to wyłącznie okolice Kasprowego. Co prawda chyba trzy lata temu jedyny lawinowy wypadek "przywyciągowy" miał miejsce na Małym Skrzycznym koło Szczyrku ale to bardziej ciekawostka jest. i to się zgadza. Ja np sobie na buty nakleiłem.... Ale jako dodatek Natomiast ta dyskusja trochę mi przypomina inną - czy GOPR powinien mieć detektory RECCO. W końcu jak kogoś przysypie pod Kińczykiem Bukowskim to za cholerę się tam w rozsądnym czasie nikt nie dostanie, do tego w ciuchach turystycznych niewiele jest recco (przeważają w stricte narciarskich). Przeważyła opcja, że należy próbować, nawet jeśli szansa będzie niewielka i stąd najpierw Karkonosze a niedługo Babia i Bieszczady. Pozdrawiam, Kuba
  24. KubaR

    Recco jako haczyk

    Wszędzie piszę, że RECCO jest systemem przywyciągowym. Czyli sprawdza się tam gdzie mogą służby szybko zadziałać. A co do złudnego poczucia - każdy system profilaktyki antylawinowej czy to są balony ABS, czy detektory typu pieps, czy Avalung, czy piłki lawinowe może takie poczucie wnieść. I to zależy wyłącznie od osoby takowy sprzęt noszącej, a nie od systemu. I masz rację, że to jest problem. Z tym, że bardziej edukacyjny i niestety marketingowy. To nie chodzi tylko o lawiny, generalnie nachalnie prowadzony marketing wyrósł na poważnie niebezpieczeństwo górskie - kup sprzęt a wejdziesz na Everest, na tych nartach pojedziesz jak Doug Coomb itp. A o umiejętnościach ani mru, mru.... Tutaj trochę przesadzasz. Po pierwsze w przypadku RECCO zaleca się umieszczanie co najmniej dwóch reflektorów najlepiej po dwóch stronach ciała. Czyli np. spodnie i kurtka, dwa buty itp. A po drugie w tzw. backcountry czyli po naszemu w terenie zalecenia (podawane przez samo recco) mówią że jest to system uzupełniający, a nie jedyny. Dla mnie to po prostu dodatkowe coś. Ja mam do tego takie same podejście jak do piepsa gdy olejemy w tym drugim mozliwość szukanie - nie podejrzewam żeby mi pomogło, raczej tylko zaoszczędzi roboty szukającym. Muszę poszukać, gdzieś mi się obiła o oczy prezentacja na ten temat. Pozdrawiam, Kuba
  25. Kobieto trochę poczucia humoru, przecież to żarty były. A o ciemnym ludzie to pisałem również w swoim własnym kontekście... A skąd ten wniosek? Ja np. nie pamiętam co to jest sinus a co cosinus i bym tego w zyciu bez zaglądania do tablic nie wyliczył co pokazywałaś. I dlatego chciałem pokazać o co chodzi z kijkami. Znam go akurat słabo, żadengo egzaminu bym nie zdał. Tylko, że ja się w żaden sposób nie czuję urażony. ponieważ zawsze zapominam dla jakich stopni są jakie stosunki na kijkach to chciałem podrzucić wyjaśnienie wizualne różnych metod. Może powinienem wkleić same obrazki bez żartów? Jak dla mnie to wklejając te obrazki to raczej Ci pomagałem i wspierałem Twoją propozycję z taśmą izolacyjną. Zresztą mialem kiedyś kijki biegowe, w ten sposób obklejone. A mnie cieszy, że zostałem nazwany młodym Zwłaszcza w związku z wspomnianą maturą. Niestety swoją zrobiłem jeszcze w poprzednim ustroju . A trygonometrii nie cierpiałem.... Kuba
×
×
  • Dodaj nową pozycję...