-
Liczba zawartości
10 312 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
39
Zawartość dodana przez star
-
My z mamą jeździliśmy do takiego co w oczy patrzył i zioła przepisywał. Za rzeką. Krzywdy nam nie zrobił, czy pomógł, tego nie wiem. Stare czasy. Domu bym mu nie podpalił. Znałem następnego który kości nastawiał. Kolejka przed domem zacna. Syn też nastawiał. Raczej bym nie polecał. Choć ostatnio z żoną poszliśmy do osteopaty coś jak Paprzycki tyle, że z doktoratem. A tam high tech duży monitor do analiz rezonansów wiedza spora. Jak dźgnął to pomogło... ale z jednej strony z drugiej już nie bo ponoć się usztywniła. Uczucia miałem mieszane, już chciałem go bić, ale jak pomogło. Najważniejsze, że nad morze pozwolił jechać, powiedział co ćwiczyć i takie tam. Wolałbym ortopedę, ale żonie nie wytłumaczysz, mądrala, profesor;-)
-
Przecież tam nie są informacje tylko o OIOMach. A czy po takich zabiegach możesz trafić na OIOM jeśli nie wiesz a coś ci się wydaje to rozsądnie zapytać ew sprawdzić w necie zabiegi wspomniane zgoła odmienne zacznijmy od bardziej krwawego https://endoproteza.info/staw-biodrowy/zagrozenia-i-powiklania/ nomen omen mogłem powiedzieć ojcu żeby się nie wygłupiał i po schrzanionej endoplastyce stawu biodrowego się nie wygłupiał i wychodził z tego oiomu ew żeby sam sobie poszukał krwi a nie rodzinie głowę truł. Gdybym tylko wiedział to co tobie się wydaje, głupi ja, głupi ojciec w sumie nic dziwnego. Tylko tu sami mądrale od siedmiu boleści. Naprawdę zanim coś napiszecie sprawdźcie w necie aby się dalej nie wygłupiać i kompromitować. Pięć minutek i zaraz wpadnie wam w ręce jakiś artykuł medyczny w temacie i nic się wam nie będzie już wydawało.
-
Ja nie byłem, czemu akurat Salbach, ale mogę podać przykładowe statystyki o które pytał Mitek samych zakażeń (nie błędów w diagnozie czy innych podczas zabiegu lub operacji) może komuś otworzą się oczy https://www.rynekzdrowia.pl/Finanse-i-zarzadzanie/Zakazenia-szpitalne-W-Polsce-3-na-10-pacjentow-OIOM-zmaga-sie-z-co-najmniej-jednym,256739,1.html
-
Gdyby wszystko było transparentne to sam byś wiedział i ty i Witold jakie są statystyki powikłań. Ale jakimś dziwnym trafem nic na ten temat nie wiecie. Nikogo nie straszę. Zachęcam to rzetelnej diagnostyki. Ile razy mam powtarzać. Jednoznaczna diagnoza. Kilku specjalistów, lepiej wybitnych. A o tym, że pacjent coś ukrył to kolejny mit przecież wypełniasz formularz, można też pacjenta dopytać. W przypadku zakażania u ojca dowiedziałem się że ma złe ciało. Statystyki to jawne są dostępne. Każdy może je znaleźć. Nawet jeśli wszyscy którzy siedzą w temacie wiedzą że są niedoszacowane. Każdy przypadek jest inny, ryzyko jest różne. Ale rzadko lekarz o nim informuje, a powinien. Proste pytanie do Ciebie i Witka: o jakich zagrożeniach informował was lekarz przed zabiegiem? Już nie pytam o statystyki bo widać, że jesteście jak dzieci we mgle.
-
Żeby nie było że sieje defetyzm. Podam przykład pozytywny (moja ostatnia diagnostyka też ok) niestety jeden z nielicznych w naszej rodzinie bez komplikacji. Choć czy rzeczywiście. U mamy pojawił się nowotwór. Rezonans wszystko jasne. Operacja. Gdzie? Warszawa to jasne. Ze Skierniewic to oczywiste. Dwóch dobrych specjalistów, jeden z nich ordynator. Ordynator kazał zostawić rezonans na kominek jak to się zwało. Skończyło się, że straciłem tydzień. Wg niego nieoperacyjny takich nie podejmują się u nich na oddziale. Leczenie w rejonie, chemia (okazało się, że na ten typ guza chemia nie działa ale o tym później). Drugi z lekarzy zwlekał niby mama była w jakiejś kolejce ale niedorzecznej, w końcu załapałem że chodzi o łapówkę, ten przechwalał się jak Mitek, czego on nie zoperował. W kuluarach w poczekalni opinia o nim niejednoznaczna. W międzyczasie uderzyłem prywatnie do poprzedniego. Tego ordynatora. On swoje. Na koniec wizyty spytałem co mam robić. I patrz pan w końcu odpowiedział. Wysłał mnie do Łodzi gdzie nomen omen mieszkałem. Tam jest jedyny Zorro w kraju co wytnie. I wyciął. Potem został krajowym koordynatorem chirurgii onkologicznej. Tam nie było przypadków. Lśniące buty, lśniący oddział. Perfekcjonista. Mimo, że jedna ze starszych sal operacyjnych w kraju. Mimo to mało powikłań. Niestety chwilowa słabość zdrowia wykorzystano, pewno za uczciwy… ech. Mama przeżyła kilkanaście lat. Mimo skazania na pewną śmierć przez dwóch specjalistów. Bez komentarza. Ale to nie ta historia sprawiła że nieco mniej ufam lekarzom.
-
Spoko. Miałeś farta. Mam ci zazdrościć? Zrozum, że procedury są po to, aby zmniejszyć ryzyko. Ty je podjąłeś bardziej lub mniej świadomie. Udało się. I git. Nie ma co rozkminiać. Ale proszę nie twórzcie ze swoich udanych odosobnionych przypadków recepty na sukces. Chyba, że jak coś pójdzie nie tak będziecie płacić rentę gościom którym doradzaliście. Moja recepta jest prosta. Kilku specjalistów. Jednoznaczna diagnoza. Zmniejszone ryzyko. To proste. Znacznie niż bujanie się pół życia po szpitalach i niekończące się poprawki. Jeśli znacie statystyki to spoko. Jak nie to nie ma co się wygłupiać. Bo przypominacie gościa co zjechał z Kasprowego na krechę. A potem tworzy legendę. Po czasie dochodzi do wniosku, że w sumie to nic takiego, każdy może.
-
Nie wiem co to jest sporo? Jednostka jest zaniedbywalna w statystykach. Sądzisz, że jeśli byłeś operowany to stałeś się ortopedą? Nie rozśmieszaj mnie. Ortopedyczne miałem trzy. W rodzinie mojej i mojej żony znacznie więcej. Trochę poleżałem na tym oddziale zakażeń szpitalnych dłużej nieco. Nasłuchałem się opowieści od konkretnych osób, o operacjach standardowych, które wykonywali najlepsi spece w kraju, bo taki oddział zbiera właśnie skutki, częstokroć opłakane. Ale to zaniedbywalne, to nie tworzy statystyki. Dużo czytalem literatury fachowej, polskiej i zagranicznej, dzień po dniu, tak około rok czy dwa. Stąd moja wiedza głównie. Ale ortopedą nie jestem. Do nich odsyłam, ale nie jednego, kilku, aby diagnoza była jednoznaczna. To oczywiście ńie gwarantuje sukcesu, ale zmniejsza ryzyko. Ono zawsze istnieje. Uczciwość nakazywałaby o tym wspomnieć, ale nie wszyscy lekarze o tym mówią, można przeczytać, podpisując cyrograf.
-
Ty wiesz wszystko nie ważne o czym piszesz. To dogmat. Zadam ci proste pytanie na które nie odpowiesz. Powiedz o ilu nieudanych zabiegach swojego wymarzonego autorytetu ortopedycznego wiesz, o ilu powikłaniach pooperacyjnych tegoż lekarza? Dziękuję, nie mam więcej pytań.
-
Widać jesteś specjalistą, pewno długo się u niej leczysz. Ja wybieram specjalistów, często jednych z najlepszych. Choć okazuje się to nie tak łatwe, jeden umarł, drugi przeszedł na emeryturę, trzeci wyjechał z kraju. Ot proza życia.
-
Czy paranoją jest konsultowanie u kilku wybitnych specjalistów? Wg mnie nie. Mitku ja wiem, że ty wszystko masz najlepsze, ale wybacz mnie to nie przekonuje. Natomiast przekonałby mnie twój wolontariat na oddziale zakaźeń szpitalnych, może być na Szaserów. Popracowałbyś tak z pół roku, pogadał z ludźmi, poobserwował i na pewno byłbyś bardziej wiarygodny w jednoznacznych sądach... bo nagle okazałoby się, że nic nie jest takie proste. To, że nie odróżniasz zabiegu operacyjnego (inwazyjnego, bardziej lub mniej) od terapii lekowej najlepiej świadczy o twoim dyletanctwie, ignorancji połączonej z arogancją. A w świecie w którym trzeba decydować o zdrowiu i życiu innych pokora i przezorność to pożądane zalety. Błędy nie są prymitywne, błędy się po prostu zdarzają, nawet najlepszym, niestety dość często, częściej niż mogłoby się nam wydawać, częściej niż to się przedostaje na zewnątrz,
-
Napisałem wyraźnie: trzech wybitnych specjalistów z jednomyślną diagnozą. Czego nie rozumiesz? Jak ktoś lubi ruletkę, w wydaniu rosyjskim, to droga wolna.
-
Mitek nie jest ortopedą a jego próba jest dość mizerna choć może nie tak mizerna jak większości społeczeństwa którym można ortopedyczne bajki opowiadać. Przezorność to dobra cecha. Trzech niezależnych specjalistów wysokiej klasy gdy potwierdzi diagnozę to można zacząć rozmyślać nad krojeniem się, że się tak wyrażę. Kazdemu polecam wizytę na oddziale zakażeń tam znajdują się ci których zapewniano że nic nie może pójść nie tak. W zakresie zakażeń statystyki są w Polsce dość przytłaczające a i te są dość niedoszacowane. Zakażenia to niestety nie jedyne ryzyko, są zwykle błędy lekarskie na poziomie diagnozy i wykonania. Niestety nasze doświadczenia jednostkowe zresztą przesądzają o opiniach na temat pewnych zabiegów czy lekarzy. Niestety jak w każdej dziedzinie także i pośród lekarzy jest sporo partaczy. Ja we Wrocławiu śmiało mogę polecić Koprowskiego, a w Łodzi Domżalskiego w Wa-wie pewno Mitek lepiej wie kto jest ok. Ale i oni nie są nieomylni, osobiście znam ofiarę najlepszego wówczas ortopedy w Łodzi, nie chodzi tylko o błąd, ale i zachowanie potem. Jak mawiał Steinhaus lekarz zawsze umywa ręce przed operacją. pS z innej bajki ostatnio diagnozowałem swój problem nie ortopedyczny, jeden spec, że trzeba operować, drugi, że lepiej będę wyglądał... na rtg, trzeci, że on sobie ani rodzinie by tego nie robił, czwarta podobnie. Tak więc tak wygląda konsensus w świecie lekarskim, a wszyscy to specjaliści raczej wysokiej klasy.
-
Nadal jesteśmy ludźmi. Czemu nie spytasz o te powyżej 2600?
-
Sorry tu mój błąd, rzeczywiście podaje się skąd wieje a nie w jakim kierunku, gapa ja. Natomiast szkoda, że nie sprawdziłeś żadnej prognozy, bo to akurat nietrudne i zobaczyłbyś, że wiatr się wzmógł. Za to słusznie przepraszasz. Dodam, że nie to, że wcale nie wiało, ale że w sposób wyraźny wiatr się wzmógł, chodzi o porywy, wzrost był schodkowy, nie ciągły, więc Grimson mógł to wyczuć.
-
Mitku zajrzałbyś na meteo choćby na icm i zobaczyłbyś, że w okolicach Ostrowa wiatr się wzmógł mniej więcej w momencie opisywanym przez Grimsona, oczywiście wyjechanie z lasu czy zawrócenie jechanie wzdłuż akwenu mogły dodatkowo wzmocnić odczucia, o których pisze Grimson. Oczywiście wiatr o kierunku wschodnim, czy lekko południowym - kierunek robi robotę. Nie zmienia to faktu, że z pogody w miarę bezwietrznej nagle zrobiła się dość wietrzna. Sam tam nie byłeś, więc nie ma co dywagować.
-
Myślę, że intelektualnie te świstaki biją cię na głowę, więc adresat ok. Ci odważni leżą już niejednokroć w grobach. Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść niepokonanym. Niestety czujności nie zachowały tuzy jak Cywiński czy Palmowska. Ty za to kozak nad kozaki, sportowiec po 40. Dziwię się, że nie zjeżdżasz jeszcze ze szczytów w Himalajach, cóż widać za krótki jesteś. Dobrze, że ostatnio zorientowałeś się, że masz córkę i zacząłeś nią się trochę zajmować zamiast z domu uciekać w góry... https://waligorski.art/liryka.php?litera=l&nazwa=115 a co do Tatr to ciągle spędziłem w nich krotność tego co ty, nie wiem czy 3x czy 5x ale jesteś ostatnią osobą, która by mogła mnie w tym zakresie pouczać już szybciej Jeeb. A moje niebytności oraz ograniczone działanie w poprzednich latach wynikają wyłącznie z zajęcia się schorowaną mamą, a obecnie uwzględnieniem preferencji rodziny. Góry nie są najważniejsze. Przynajmniej dla mnie.
-
Eee tam pisz śmiało, to forum dzięki takim historiom stoi, nie rekomendacjom, choć i te cenne bywają, co ryzykujesz, jak mawiano w filmie, białe to miękkie co ci się może w śniegu stać;-) Co do kompromisów to temat trudny, szczególnie jak poziom rozjechany w trzy d... lub dwa światy. Sam mam kłopot, ale jakoś sobie radzę. Chyba nie ma co na siłę kogoś narciarzem czynić. Ale z drugiej strony warto czasem się dostosować by pobyć razem w pięknych okolicznościach przyrody. A sprzęt kupuj śmiało, tu każdy już obkupiony więc teraz czas na mądrości w stylu sprzęt nie jeździ... a należy to się piwko... po jeździe;-) ps Victor słusznie prawi losowo wybrani instruktorzy to nie jest eldorado, sam spotkałem kilku i zachwytu nie było, lepszym kryterium był wybór osób świetnie jeżdżących na stoku i w przypadku małych stoków zwykle szło się dosiąść, pogadać, a nawet pojeździć.
-
Steppenwolf dla niekumatych i uchodźców.
-
Ja jestem sigma.
-
Ze zlocikami mam kłopot ale jak przyjdziesz do Boudy pod Snezkou to będę na ciebie czekał. Z Geraldem się udało, to czemu z tobą miałoby się nie udać:-) a dalej poprowadzę. PS widzę, że byłeś krnąbrnym dzieckiem... mi dopiero na starość się przestawiło;-)
-
To nie z ofertą jest kłopot to klient forumowy jest trudny, więcej gadania niż jazdy.
-
Nie przeceniaj mnie to AI;-) obraź się na nią:-) czasem jury odnosi do swojego poziomu… szczerze to miała być lekka prowokacja. Pozdrawiam Mitku bez r i bez wsparcia znaczy jak to powiedział kumpel wygenerowane przez mocno kontrolowaną ai czyli pilnujemy smartfona co by nam literek nie poprzestawiał.
-
Nie sądzę. Sam bywałem szkolony. Gdy jakiś instruktor się napatoczył, to grzechem byłoby nie skorzystać. A i pokory mam na tyle, aby posłuchać mądrzejszego i bardziej doświadczonego. Wbrew pozorom nie dyskredytuję szkolenia. Wiem jak pływa chrześnica po sekcji i WOPR-ze, wiem jak mnie uczyli grać w tenisa stołowego. Ale poznałem też różnych zamordystów szkoleniowców i tych wolałbym unikać, a nawet odradzałbym kontakt. Zwracam więc jedynie uwagę, że musi kliknąć, a nie jest to aż tak oczywiste. Cieszę się, że jestem inny niż Jan, ja mogę być melepetą, on połametą;-) Odrobina autoironii nikomu nie zaszkodziła, Mirku jakbyś określił samego siebie, tak z humorem, chyba, że łapiesz się do tej szóstki.
-
Ale jeździsz jak połameta;-)
-
Zdaje się, że ci co się w górach wychowali niekoniecznie spotkali zbyt wielu instruktorów a jeżdżą, taką Hanka, znaczy matka Maryny np. Choć trochę naciągam bo jak cię ojciec w wieku siedmiu lat ciągnie na jakieś okoliczne szczyty to poniekąd robi za instruktora. W sumie to odpowiedziałeś, jak nie wiedzą, to mogą być zadowoleni. Niestety zderzenie ze szkoleniami może być nieco mniej przyjemne niż mogło by się wydawać. A Tadeo i Viktor to raczej wyjątek niż reguła, spotkało się dwóch pasjonatów, do tego fizycznie i z wiekiem wcale tak nie najgorzej,a pewno i smykałką do tego była... dalej praca, praca... niektórzy tak lubią spędzać wolny czas;-)
