
Spiochu
Members-
Liczba zawartości
4 247 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
36
Zawartość dodana przez Spiochu
-
Bo dla najlepszych jest gorsza (wolniejsza). To wystarczy. Dlaczego zniknęły komórki GS R21m? Po latach "odkryli" Mastersy z podobnym promieniem i nagle hit! Nie wierz ślepemu pędowi. Jeśli jeździłeś na obu i wolisz większe ok, ale trendami się nie sugeruj.
-
26+ Bo to najbardziej logiczny wybór. Najlepsza przyczepność Najłatwiej manewrować Niższa waga niż 27,5+ Wadą jest mniejsza szybkość co dla mnie jest wręcz zaletą. To tak jak w GS na nartach. Zawodnik FIS jakby mu zaproponować slalomki, to popuka się w głowę, ale amator na slalomkach ma łatwiej. W amatorskim GS, czasem jest nawet szybszy. Panowie taki napęd będzie ok. Czy są jakieś tańsze opcje? https://www.rowertou...upa-komponentow albo taki: https://allegro.pl/o...11rz-7568220912
-
Też mi się wydaje, że nówka będzie lepszą opcją. Tylko pewnie lepiej jesienią jak będą po sezonowe promocje. Mogę ostatecznie sprzedać nowe koła 27,5 i zamontować 26+ Średnica będzie podobna. Pytanie tylko jakie szerokości opon akceptuje dana rama i widelec, bo nigdzie takiego parametru nie podają.
-
Jeśli już z deka to taki: https://www.decathlo...id_8518709.html Fajnie mają dobrane rozmiary, idealnie się łapię w górny zakres M. Tylko geometria raczej mało zjazdowa. No i chciałbym koła 26 a to oznacza, że tylko rynek wtórny.
-
Z wygody na pewno bo na ekstremy na razie się nie piszę. Zacznę pewnie od okolic Bielska lub Szczyrku. Problem w tym, że ja lubię kupić od razu sprzęt docelowy i potem go nie zmieniać. Moje pierwsze rolki to wyczynowy model do Freestyle slalom (nawet bez wyjmowanego botka). Nadal na nich jeżdżę i jestem bardzo zadowolony. Prawie zawsze, potrzebuję tego co nietypowe. Już się przyzwyczaiłem Napęd x3 bym odrzucił z uwagi na wagę i skomplikowanie ale wygodne siodełko znacznie bardziej mi pasuje niż sportowe. Wolę też sakwę/torbę od modnego plecaka i raczej nikt mnie nie przekona by to zmienić. (Ewentualnie sam, w terenie dojdę do takich wniosków).
-
Dzięki za opinie. Rozumiem, że napęd wziąć dowolny (tańszy) a patrzeć na inne elementy. 1x wolałbym z uwagi na jeden psujący się element mniej. Są jakieś tanie i w miarę dobre 1x? Dlaczego polecasz mi HT, jeśli bardzo chciałbym fulla? Z uwagi na drastyczną różnicę w cenie? Na co zwracać uwagę w amortyzatorach oprócz wielkości skoku? Czym charakteryzują się te lepsze a czym te tańsze? Kask już mam (rolkowy - sprawdził się doskonale). https://www.skatepro...ASABEgIbofD_BwE Ochraniacze też się jakieś w domu znajdą. Co do sakw to jeszcze się zastanawiam czy bagażnik będzie na początek niezbędny. Alternatywą jest coś takiego: https://www.hpa-shop...ultralight.html
-
Sakwa to był dobry wybór, z plackiem bym się męczył. Jedynie wziąłbym dwie sakwy dla równomiernego obciążenia a nie tylko z lewej strony. Butelka była zamocowana luzem na bagażniku. Frajdy już trochę było, pomimo sporych trudności. Co do hamulców, miałem jakieś "zwykłe" V-brake i były wystarczające. Przedniego nie używałem. Ale ja jestem lekki i jeżdżę wolno. Teren też nie był górski. To że się da na HT to wiem, ale nie widzę sensu się męczyć. Mnie full lepiej pasowałby nawet na asfalcie, bo tam gdzie równo to jeździć nie będę (boję się samochodów) a na bocznych wiejskich drogach to jest więcej dziur niż asfaltu. Ścigać się z nikim nie zamierzam, więc szybkość roweru jest bez znaczenia. Odcinki były niewiele lepsze a jechałem na 28x1,6mm. Chciałbym co najmniej 26x2,4 a najlepiej 26x2,8. Na slalomkach mam "ciut" większego skilla Nie żałuję. Raczej był to pierwszy krok by zacząć jeździć Czemu z tyłu węższe? Co do siodełka, miałem takie średnio twarde i wolałbym bardziej miękkie. Zrobię osobne podsumowanie, ale ogólnie, moje wcześniejsze teoretyczne rozważania raczej się potwierdzają. Dzięki za linka, ale to jednak nie dla mnie. Będę szukał raczej geometrii trail/enduro i rozmiar 17 cali. Co to są koła systemowe? Czy do ramy z takimi kołami, można założyć inne? Jeszcze nie wiem jaki rower, ale wiem już jakie opony https://r2-bike.com/...axxTerra-TR-EXO Recenzja wersji dual compound (tej gorszej???): https://singletrackw...ii-2-8in-tyres/ Chłopaki dobrze piszą. Celuje w rower terenowy, gdzie można jeździć w wyprostowanej pozycji. Takiego jak Twój nie chcę. Leżąca geometria i sportowe siodełko - to nie dla mnie. Jedyna istotna zaleta to cena, bo obawiam się że nie będzie mnie stać na sensowny rower. Jaki napęd 1x polecacie? Teraz jechałem na napędzie 3x9 i przedniej przerzutki ani razu nie użyłem. Zawsze było ustawione na środkowym kółku. Mocno te napędy się różnią wagą/wytrzymałością?
-
Panowie, rozpędziliście się a był jeszcze: ETAP 3 Gdy dojechaliśmy do knajpy, okazało się, że obiad jeszcze nie tutaj. Po jakiś 45km spodziewałem się dłuższego postoju, więc zamówiłem frytki i herbatę. Większość piła piwo, ale ja w czasie wysiłku nie praktykuję. Niestety postój okazał się bardzo krótki i ledwo zdążyłem skończyć konsumpcję już ruszyliśmy dalej. Po drugim etapie czułem się pewny swego i pomimo wbijającego się siodełka, sądziłem że najgorsze już za mną. Niestety bardzo się myliłem... Nie muszę wspominać, że bezpośrednio po posiłku jedzie mi się znacznie słabiej, bo organizm zajęty jest trawieniem. Mimo wszystko goniłem z pierwszą grupą. Nim się spostrzegłem, jechałem tylko z rowerowymi zapaleńcami a reszta gdzieś zniknęła. Tempo było coraz szybsze a leśne wydmy coraz większe. Mimo pełnego zaangażowania, koledzy coraz bardziej się oddalali. Co z tego, że na podjazdach jechałem tak samo szybko a może nawet szybciej, jeśli na zjazdach znikali mi za horyzontem. W trakcie tej gonitwy, jeden z kolegów stwierdził, że do obiadu tylko 3km. Grupa zareagowała, jak na zastrzyk z adrenaliny i szaleńczym tempem pognała do przodu. Jechałem już na maksimum możliwości. Tętno na podjazdach pewnie zbliżało się do 200 a mnie zaczęło się kołować w głowie. Na jednym ze zjazdów spadłem z roweru na piachu (na szczęście na nogi, więc taka nie pełna gleba), straciłem jednak sporo czasu. Z tych 3km, już dawno przejechaliśmy 10km a do obiadu zostało dalej 3km Na szczęście koledzy na chwilę stanęli by zastanowić się gdzie jechać. W tym momencie ległem niemal nieprzytomny w krzaki i leżałem tak dobre kilka minut. Zupełnie obojętne były mi kleszcze i fakt, że leżę na jakiś jeżynach czy innym dziadostwie. W końcu jednak doszedłem do siebie i wsiadłem na rower. Tym razem do obiadu zostało rzeczywiście tylko 3km i jakoś się doczłapałem. Gdy dotarliśmy na miejsce, zobaczyłem całą ekipę rekreacyjną, która wypoczęta wcinała golonkę i karkówkę!!! Jak się później okazało, większość zrezygnowała po 2 etapie i przyjechała samochodem, lub też pojechali (3 x krótszą) główną drogą po asfalcie! Jak widać, sprawdza się przysłowie że im wolniej pojedziesz, tym szybciej będziesz na miejscu. Po obiedzie, miał być jeszcze krótki etap 4 (gdzie dobiłbym do 70km) ale walkę przerwała mi koleżanka, od której pożyczyłem rower. Chciała już go zabrać do domu i w ostatecznie, zawróciła mnie z dalszej trasy. Wnioski w kolejnym poście.
-
ETAP 2 Po pierwszym etapie, nastąpił długi odpoczynek na terenie jakiegoś ośrodka, wczasowo grillowego. Śmiesznie było popijać herbatę w porcelanowych filiżankach, będąc kompletnie ufajdanym w piachu. Jak się okazało, pierwsza część, przyniosła też pierwsze ofiary. Kolega na miejskim rowerze wyłamał siodełko, inny złapał w sumie 3 dziury w dwóch kołach i pomimo dwóch godzin poświęconych na łatanie i klejenie, ostatecznie się wycofał. Na tym etapie, już trochę oswoiłem się z rowerem i pojechałem w mniejszej grupie pierwszej (tej szybszej). Wybór nie był przypadkowy, gdyż uznałem, że jak gdzieś nie dam rady, to druga grupa mnie dogoni, a ja trochę odpocznę. Teren tym razem miał mniej zarośli i dziur ale więcej kamieni. Zaczęły się też większe podjazdy i więcej piachu. Nauczyłem się wreszcie jak zmieniać przerzutkę. (przez pierwsze 20 kilka km ich nie zmieniałem) Użyłem jednak tylko tych z tyłu (napęd był chyba 3x9) Na podjazdach udało się nawet zanotować sukces, gdy całkiem żwawo minąłem drugiego z dyrektorów, który zdecydował się pchać rower. Potem okazało się, że mocno osłabł z głodu i tu przydała się moja sakwa. Po wciągnięciu "prinsepola", wyraźnie przyspieszył. Na zjazdach była ostra walka z piachem i kamieniami. Zdarzało się zakładać kontrę z 5 razy, by ostatecznie uratować się przed glebą. Raz minąłem nawet kolegę "kolarza", który zdecydował się na bliskie spotkanie z piachem. Ogólnie dość mocno narzekał na ten teren i górski rower, bo na co dzień jeździ na szosówce i podobno jest dużo lepiej. W pewnym momencie jazdy miedzy jakimiś sadzawkami, dojeżdżam do przepaści i słyszę krzyk dyrektora "dawaj, jedź!!" Na szczęście, zawsze mam w "poważaniu" autorytety i tylko dlatego jeszcze żyję. Zjazd okazał się krótką skarpą, ale na tyle stromą, że nawet nie umiałem sprowadzić po niej roweru. Kończył się natomiast bardzo wąskim mostkiem nad rzeczką, zrobionym z lichych desek. Dwóch kolegów na rowerach enduro, przejechało ale też nie bez emocji. Następnie czekało nas podobnie nachylone podejście. Tu wjechał (z rozpędu) tylko jeden z enduraków, reszta grzecznie przepychała rowery. Ostatecznie dojechaliśmy nad zalew i tu zaczęło się szukanie miejsca zbiórki. Szybkim tempem, zrobiliśmy kilka km, gdy okazało się, że jesteśmy za daleko. Z powrotem, koledzy jeszcze przyspieszyli a ja starałem się gonić. Jeden z enduraków, popisywał się skillem, wskakując na betonowe ściany albo jadąc 1km na tylnym kole. Ja już tylko myślałem, co zamówię do żarcia. Ostatecznie dojechaliśmy na miejsce zbiórki - ostatni z całej ekipy!!
-
No i stało się. W piątek wsiadłem na rower i pojechałem na wycieczkę z pracy. Jak się okazało, wyzwanie było trudniejsze niż się spodziewałem. Sprzęt: Mój pożyczony rower, okazał się sakramencko ciężkim hardtailem na dużych i wąskich kołach (28x1,6mm). Do tego od początku wydawał się za duży. Jak się okazało, jego właściciel ma prawie 190cm. Nawet obniżenie na maxa siodełka, niewiele dało i z dużym trudem wsiadałem i zsiadałem z roweru. Zazwyczaj z impetem go przewracając. Żeby nie było zbyt lekko do roweru zamontowałem też 5kg sakwę. Trasa: Miała przebiegać leśnymi drogami. Spodziewałem się asfaltów i delikatnych szerokich szutrów. Asfaltów było 10% a i tak wyglądały jak po bombardowaniach NATO. Za to były krzaki, trawa po pas, muldy większe niż w czasie ferii w sCYRKU a nawet powalone drzewa, przez które trzeba rowery przenieść. Trudno też nie wspomnieć o masie przeróżnej wielkości kamieni i głazów, których wszędzie było pełno. Dystans miał liczyć ok. 60km, czyli 2x więcej niż mój życiowy rekord na asfalcie ;)W trakcie odległość ta się nieco zmieniła. Dyrektor dobrał trasę tak żeby nie było nudno i dostosował ją do naszego sprzętu (a raczej swojego roweru trail na szerokich oponach). Ekipa: Dość mocno zróżnicowana pod względem sprzętu i umiejętności. Byli kolarze zapaleńcy jak i rekreacyjni rowerzyści. Większość miała różnej klasy hardtaile na kołach co najmniej 2 cale. Był też kolega na fullu enduro z kołami 2,5 cala. Jedna osoba przyjechała na rowerze typu miejskiego ale poddała się już w 1/3 trasy. Przebieg walki: ETAP 1 Zaczęło się od nerwowej walki z sakwą i przymocowaną butelką, która spadała i zmuszała do trudnych manewrów zsiadania i wsiadania. Było to na tyle upierdliwe, że mało brakowało a nauczyłbym się "stójki", byle tylko, nie schodzić kolejny raz do parteru. Pierwsze km okazały się łatwe. Jechaliśmy po asfalcie i lekkich szutrach. Walczyłem jedynie z koszmarnie niewygodna pozycją i wbijającym się siodełkiem. Nie wiedziałem, że najgorsze dopiero przede mną... Gdy już zaczynałem się przyzwyczajać i myśleć czy nie warto by sprawdzić jak działają przerzutki, nagle dyrektor skręcił w las. Niby była tu jakaś droga, ale chyba już dawno zarosła. Trawa do pasa, pełno krzaków, i dziury nieprzejezdne dla samochodu terenowego. Żeby tego było mało zaczęły się leśne pagórki. Na podjazdach szło mi bardzo dobrze, mimo, że nadal nie umiałem zmieniać przerzutek. Kadencja spadała z 50 do 5 (na oko), ale stawałem na pedałach i cisnąłem do góry. Co z tego, jak większość grupy schodziła z roweru i blokowała trasę. Także było kilka odcinków pieszych a ciągłe wsiadanie na rower zupełnie mnie wykańczało. Pojawiły się też powalone drzewa. Podnosząc rower na głowę, przekonałem się jak wygląda konkurencja w rwaniu czy podrzucie. Waga roweru z sakwą to chyba mój maks, bo już z nim się zataczałem. Najgorsze okazały się jednak zjazdy. Wszyscy cisnęli na dół jak głupi a ja walczyłem o życie. Wpadałem w poślizgi na piachu (tylna opona miała mniej agresywny bieżnik), wbijałem się w dziury i trzęsło mnie na kamieniach. Mimo amortyzatora z przodu i zakupionych piankowych rękawiczek, rąk już praktycznie nie czułem. Na najbardziej stromym fragmencie, ktoś krzyknął uwaga kamienie. W pełnym rozpedzie wjechałem w stertę luźnych głazów i byłem już pewien, że skończę żywot na okolicznych drzewach. Jakimś cudem udało się nie wywalić, nie wiem czy to zasługa narciarskiej równowagi, siły woli czy opatrzności Boskiej. W każdym razie przeżyłem, choć czułem się jak po turnieju rosyjskiej ruletki.
-
Mitek, chodzi o konkretny przypadek testu jazdy ze stałą prędkością 140km/h wg. GPS, a nie ogólnie jazdę w trasie. Gdyby zamontowali rowery na dachu to wszyło by więcej. O ile nie wiem ale podejrzewam że 0,5-1l/100km.
-
Znalazłem coś takiego: https://dzienniklodz...uje/ar/11599326 Chyba zatem wyjdzie mniej niż założyłem. Nie pamiętam już gdzie ale słyszałem właśnie o takim przebiegu 18k km rocznie. BTW. Staram się jeździć najmniej jak to tylko możliwe i robię ostatnio 25-30k km rocznie.
-
Szacunki 2x zawyżone. Zużycie energii na 100km dla e-golfa przy 90km/h to 12,1kWh, przy 130km/h 19,8 kWh Tesla Model 3 odpowiednio 11,9 i 17.0 kWh Średnio w trasie wyjdzie zatem ok. 15-17 kWh dla przeciętnego kierowcy w średniej wielkości elektryku. Przeciętny polak przejeżdża 18-20 tys. km rocznie, zatem na gospodarstwo domowe z elektrykiem przypadnie średnio 2700-3400 kWh rocznie. Będzie to odpowiadało 2,25-2,83 ładowania po 100kWh miesięcznie. Albo raczej 4,5 do 5,66 ładowania po 50 kWh miesięcznie, bo tej wielkości pakiety będą w popularnym segmencie. "Przybędzie" zatem NIE 8 mln ale (2,5 * 1,3mln) czyli 3,25 mln gospodarstw (wzrost o 25%) Udział gospodarstw domowych w obciążeniu sieci to ok. 20%. Dlatego 10% nasycenie rynku elektryków, wśród użytkowników prywatnych, będzie skutkowało 5% zwiększeniem krajowego zużycia energii. Do tego należy dodać istotny fakt, że większość z uwagi na cenę, będzie starała się ładować auta w nocy, kiedy obciążenie sieci jest mniejsze. Dzięki. Na takim teście widać jakie jest spalanie auta a nie "kierowcy". Wartości dalej niskie jak na SUVa w benzynie ale już nie tak abstrakcyjne. Dla porównania skoda Superb 2.0 TDI ma podobno 6,4l/100km. A ile obrotów jest przy tej prędkości? Masz tam w ogóle normalny obrotomierz?
-
Ale kiedyś (w czasach składaków) poza kolarzami, wszyscy mieli szerokie i było wygodnie. Dziwne to wszystko.
-
Tzn. jakiego by nie zaakceptowała i dlaczego? Czemu teraz popularne są takie siodełka "sportowe" a nie tak jak kiedyś takie miękkie wygodne. Widzę różnicę na siłowni. Na tym miękkim i szerokim się wygodnie siedzi bez żadnego dopasowywania. Na tym sportowym to minuty nie można wytrzymać. Jeździcie cały czas na stojąco?
-
Pisałem o filmach turystów a nie o rejestratorach. Z tych drugich przynajmniej jest jakiś pożytek, choć zdarzają się konfidenci donoszący o drobnych wykroczeniach na policję.
-
Ja nie używam żadnej. Jeżdżę przepisowo i mandatów nie płacę A tak poważnie to dość trudno w PL załapać się na mandat, przynajmniej jadąc tak jak większość. Z reguły jak stoi Policja to ludzie migają długimi. Mógłby być taki przepis. Szlag mnie trafia na te wszystkie kamery i aparaty. Ludzie nic by nie robili, tylko strzelali durne fotki. Jeśli robią zdjęcia sobie to jeszcze spoko, ale czemu mnie również nagrywają? A jak znajomym się powie, że nie chcesz być na zdjęciu, to od razu foch i jesteś wrogiem publicznym numer jeden. Większość pustych łbów, nie jest w stanie pojąć, że ktoś nie chce być fotografowany.
-
Powiedziałbym że różnica w spalaniu jest x2. Takie duże auto benzynowe w korkach to pali 12-15l/100km. Hybrydy są nieekologiczne w momencie produkcji/utylizacji ale jeżdżąc po mieście, zanieczyszczają mniej. Odzysk energii przy hamowaniu jednak sporo zmienia. Co innego na autostradzie, gdzie to tylko dodatkowy opór i waga.
-
Ważne że wszystkie auta mierzą tak samo. Jeśli któreś pali istotnie mniej to jest już jakieś porównanie. O ile przekłamuje komputer też da się ustalić.
-
Z 10 lat temu jechałem z kolegą z Łodzi do Bielska w równe 2h (średnia ok. 120km/h). Nigdy później, nie jechałem w trasie z takim debilem. 200km/h praktycznie cały czas. Nie zwalniał nawet na fotoradarach, bo twierdził, że i tak nie płacą tych mandatów. (kolega miał zawód - "syn") Według komputera (średnie, po zresetowaniu z samej jazdy z tą prędkością). Nawet odcinek 10km wystarczy. Oni to mierzą chyba jeszcze krócej.
-
Po Beskidzie Śląskim. Jak się ogarnę to pewnie jakaś Gruzja, może Azja Środkowa. Jazda rekreacyjna. Teren od zwykłych szutrów po .... cokolwiek po czym da się przejechać. Prędkości małe/średnie, bez skoków i rywalizacji. Priorytety: bezpieczeństwo, łatwość i komfort przejazdu po nierównościach, Waga i niezawodność też istotne. Opory toczenia, prędkość średnia itp. zupełnie NIE ważne.
-
Ujmę to tak. Szukam rowerowego odpowiednika Haganów off-limits (133cm) do jazdy poza trasą. Ty natomiast polecasz mi skiturowe racówki (gravel), bo przecież też da radę na nich w puchu. Koval już jest bliżej sugerując deski free w długości 180+. Większość ludzi uczy się jeździć na nartach krótkich i łatwych. Dlaczego na rowerze nie można zrobić tak samo? Rozumiem idee i zalety rozpoczynania nauki od komórek i jazdy na nich po wszystkim, ale w przypadku rowerów, nie mam aż takich ambicji, ani samozaparcia. Poza tym, nie wiem czy zauważyłeś, ale 26 plus to mniej więcej taka sama średnica jak zwykłe 27,5. Na plusach (2,8-3,0) myślę, że łatwiej utrzymać równowagę, a jakie są wady oprócz większego wysiłku? Co do manualnej skrzyni pół ameryki nie umie jej obsługiwać. O szkoleniu POMBA też już słyszałem i pewnie skorzystam w przyszłości. Podobno jest też jakieś indywidualne w Bielsku. Wiesz coś więcej na ten temat?
-
Jeśli pogodziłeś się z lotem (jednym) to powodzenia. Jeszcze da się kupić takie rowery, czasami nawet nowe. Dla mnie takie koło 26 i tak jest duże, ale widzę że zamiast dobierać rozmiar do postury, to zrobiła się moda na duże koła. To tak jakby na nartach były dostępne tylko długości 180 (27,5'') i 190 (29'') Dzięki. Przynajmniej mnie tak zazdrość nie zżera Myślałem, że z mniejszymi kołami są lżejsze.
-
W tej samej cenie o 4kg. A model ze zdjęcia podawali 11,9kg i cenę 12,5k. Sądziłem, że jari 1,1 kosztuje podobnie. Swoją drogą to ciekawe, że cena w dolarach odpowiada naszej. Zwykle u Nas wszystko jest 30-50% droższe. (Vat, cło, mały obrót - większe marże)