Cześć
He he... Góry to góry. Twoja historia Clip przypomina mi stare czasy jak byłem częstym rezydentem Domu Wycieczkowego w Kuźnicach. Miejsce idealne bo wstawało się o 7.30 i po lekkim śniadanku i 40 minutowym spacerze byłeś na Goryczkowej mają w d... Kolejkę z ich miejscówkami i staniem od 3.00.
Ale zdarzało się, że nic nie chodziło i wtedy czasami podejmowaliśmy decyzję, żeby iść na Kasprowy. Podchodziło się pod wyciągiem żeby nie zmylić drogi ale wiązało się to z torowaniem w butach narciarskich w śniegu po pas czasami. Kiedyś po dojściu na grań było jak zwykle czyli - tak jak opisałeś - kijek puszczony luźno na pasku dążył do poziomu. I wtedy kolega Boroś - jedyny, który zawsze podchodził w normlanych butach bo miał firmowy plecak Dachsteina - zaczął, dokładnie na samej grani, żeby nie stracić nawet kawałka zjazdu, zmienić buty co wiązało się ze zmianą skarpetek a że nie mógł ustać, a jak wiemy zmarznięte buty narciarskie są na siedząco nie do założenia. W dwóch go trzymaliśmy aby założył skarpetkę a później but, który zakładał z plecakiem na nogę żeby nie nawiało śniegu. To była zabawa!
A później zjazd w mleku, gdy jedynym sposobem aby zorientować się czy jedziesz czy stoisz było lekkie przesunięcie narty w bok - jak zabierało nartę to znaczyło, że jesteś w ruchu. Był to znakomity sposób spędzenia dnia na nartach. Wszystko trwało pewnie z pięć godzin albo i więcej. Umordowany byłeś jak po dwóch dniach, zjazd w świeżym przewianym ale miękkim śniegu genialny i za absolutną darmochę.
A jak mi po takim opadzie ktoś wyratrakuje stok to jest jednak ochota iść do gestora ośrodka i mu nawrzucać, że zniszczył wymarzone warunki.
Pozdro