Skocz do zawartości

Jazda amatorska vs sportowa


a_senior

Rekomendowane odpowiedzi

Owszem zawodnikom PŚ  trochę czasu zajęłoby przestawienie się ale tylko trochę, potem nieporównywalna z amatorami siła, wytrzymałość oraz sprawność  nie pozostawi złudzeń. 

To trochę czasu to jakieś 5 sekund.

Filmiki oczywiście w konwencji reklamowo-żartobliwej ale pokazują na co stać zawodników.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 59
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

Witam

Ciągle się napotykam w tekstach, nawet bardzo doświadczonych forumowiczów na uparte rozróżnianie, techniki amatorskiej, techniki zawodniczej. Największy szkopuł, że "zawodnicy" zaczynają się od zawodów w jakichś okręgach. A Mistrzostwa Polski to już dla nich za wysoka poprzeczka. Więc PŚ to kosmos. Niektórzy z kolegów na forum też być może zmieściliby się w pierwszej pięćsetce najlepszych w naszym kraju. A być może jeszcze kilkaset wyżej. W niektórych konkurencjach
Więc ci wszyscy są "zawodnikami". Jeżdżą jak zawodnicy, tylko "nieco" gorzej i na łatwiejszych trasach, niż ci z wyższej półki. Reszta to amatorzy. Jeżdżący po amatorsku. To się kupy nie trzyma.

Następnie na muldach nie da się jechać na krawędziach. Da się, bo sam próbowałem. Nie jest to skręt taki, jak na gładkim stoku. Niech mi ktoś wyjaśni jak jedzie narta gdy jest całkowicie w śniegu a narciarz jest wychylony do środka skrętu. Na krawędzi, na całym ślizgu, czy na tym i tym. Na nartach po prostu trzeba umieć jeździć. I swoją technikę dostosowywać do warunków, aby się jak najlepiej jechało, czy miało najlepszy czas(zawodnik). Reszta jest biciem piany. To jest mój wkład do tej czynności.

Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No cóż. Nie spodziewałem się tylu wyważonych i rozsądnych komentarzy. Oczekiwałem raczej nagonki i oburzenia dla obrazoburcy. A tu nic z tego. :) Do tego temat otworzyłem na tym forum przez pomyłkę. Miał pójść na inne. :) Najlepiej mnie podsumował mlodzio w poście #22. Właśnie tak to widzę. Ale rzecz nie jest oczywista. Mitek ma racje pytając na kim mamy się wzorować. Na Heniu? Na pewno nie. Tyle że te zawodnicze wzory też nie są dobre.

 

Tak, dość dobrze znam historię narciarstwa, również z własnego doświadczenia. I dobrze znam to zauroczenia, nas amatorów, narciarstwem sportowym. W 68' odbyłem kurs pomocnika instruktora prowadzony przez słynnego Staszka Tatkę. Na kim się wtedy wzorowaliśmy, co było naszym ideałem? Austriacka szkołą kontrrotacji. W uproszczeniu  - tułów w jedną, narty w drugą stronę. Dlaczego? Bo Austriacy wygrywali zawody, rzekomo tak jeżdżąc. Idiotyczna technika, na szczęście zapomniana. W 70' a może 71' uczestniczyłem w kusie instruktorskim. Co było naszym ideałem? Avalement, błędnie tłumaczony jako "odchylenie". Dlaczego? Bo wygrywali Francuzi rzekomo stosując tą technikę. Narciarzy amatorów ogarnęło szaleństwo. Każdy wkładał do tyłu butów łyżki zwiększające oparcie tyłu butów na łydki. Dlaczego? Bo tak przecież jeździli zawodnicy... przynajmniej tak się nam amatorom wydawało. A stoki były wtedy trochę mniej zatłoczone niż dzisiaj, ale tylko trochę mniej. I te wszystkie kontrrotacje i "kristianie odchyleniowe" były równie użyteczne dla przeciętnych narciarzy jak dzisiejsze... :)

 

A co do muzyki i kanonów. Ostatnio zauroczony jestem pięknym utworem ABBY w wykonaniu jednej z najlepszych mezzo sopranistek świata Sophie von Otter. Śpiewa m.in. arie Bacha, ale potrafi też śpiewać tzw. "białym głosem". Piękne, nostalgiczne. Wspomnienia dojrzałej kobiety, która znalazła się w swoim pokoju z dzieciństwa. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

 

Ty jak zwykle ze skrajności w skrajność.

Nie chodzi o gatunek.

Nie mam nic przeciwko rockowi.

Musi być jednak dobry.

Twój przykład był wyjątkowo kiczowaty.

 

Zapomniałem, że o gustach się nie dyskutuje.

Przepraszam.

Nie chodzi o skrajność , słowo "kanon" w tym wypadku "Canon in D" Pachelbela było kluczem, Ty i gust nie rozśmieszaj mnie :D

 

Ps.

Ładna, skromna, bezpretensjonalna dziewczyna gra z wirtuozerią klasyczny repertuar, gdzie tu kicz?

Poniżej jeszcze jeden kawałek znalazłem.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No cóż. Nie spodziewałem się tylu wyważonych i rozsądnych komentarzy. Oczekiwałem raczej nagonki i oburzenia dla obrazoburcy. A tu nic z tego. :) Do tego temat otworzyłem na tym forum przez pomyłkę. Miał pójść na inne. :) Najlepiej mnie podsumował mlodzio w poście #22. Właśnie tak to widzę. Ale rzecz nie jest oczywista. Mitek ma racje pytając na kim mamy się wzorować. Na Heniu? Na pewno nie. Tyle że te zawodnicze wzory też nie są dobre.

 

Tak, dość dobrze znam historię narciarstwa, również z własnego doświadczenia. I dobrze znam to zauroczenia, nas amatorów, narciarstwem sportowym. W 68' odbyłem kurs pomocnika instruktora prowadzony przez słynnego Staszka Tatkę. Na kim się wtedy wzorowaliśmy, co było naszym ideałem? Austriacka szkołą kontrrotacji. W uproszczeniu  - tułów w jedną, narty w drugą stronę. Dlaczego? Bo Austriacy wygrywali zawody, rzekomo tak jeżdżąc. Idiotyczna technika, na szczęście zapomniana. W 70' a może 71' uczestniczyłem w kusie instruktorskim. Co było naszym ideałem? Avalement, błędnie tłumaczony jako "odchylenie". Dlaczego? Bo wygrywali Francuzi rzekomo stosując tą technikę. Narciarzy amatorów ogarnęło szaleństwo. Każdy wkładał do tyłu butów łyżki zwiększające oparcie tyłu butów na łydki. Dlaczego? Bo tak przecież jeździli zawodnicy... przynajmniej tak się nam amatorom wydawało. A stoki były wtedy trochę mniej zatłoczone niż dzisiaj, ale tylko trochę mniej. I te wszystkie kontrrotacje i "kristianie odchyleniowe" były równie użyteczne dla przeciętnych narciarzy jak dzisiejsze... :)

 

A co do muzyki i kanonów. Ostatnio zauroczony jestem pięknym utworem ABBY w wykonaniu jednej z najlepszych mezzo sopranistek świata Sophie von Otter. Śpiewa m.in. arie Bacha, ale potrafi też śpiewać tzw. "białym głosem". Piękne, nostalgiczne. Wspomnienia dojrzałej kobiety, która znalazła się w swoim pokoju z dzieciństwa. 

Witam 

 

Zdaje się jeździliśmy obok siebie, nie znając się zupełnie. I teraz też Ciebie nie znam, choć być może była mi znana Twoja twarz.. Zacząłem naukę na nartach w 1964 roku od kursu pod Gubałówką. Było z nas parę osób z Klubu Tatrzańskiego w Krakowie(na ul. Basztowej). Prowadził go zakopiański goprowiec, instruktor narciarski Cwietniak. I tak to się zaczęło, choć miałem pewne "doświadczenia" jako dziecko, skacząc  na nartach po brzegach i robionych skoczniach. Od tego kursu było później tylko Zakopane, głównie Kasprowy, czasem Gubałówka. Znałem z widzenia prawie wszystkich narciarzy niedzielnych na Kasprowym(o wolnych sobotach się nie śniło). Wiedziałem że są z Krakowa i od razu wyławiałem tych, co mi się rzucili w oczy, jako lepiej od innych jeżdżący. Tylko Kraków praktycznie w niedzielę jeździł do Zakopanego. Byli też Zakopiańczycy. Trenujący na tykach zawodnicy, czy jeżdżący luzem. Ich się  łatwo rozpoznawało, bo po prostu  jeździli o klasę wyżej od reszty gawiedzi. Ta moja jazda trwała tu trwała do końca lat siedemdziesiątych, czasem przerywana wyjazdami na Skrzyczne. Potem jeździłem częściej do Szczyrku

 

Po tym kursie był następny, który prowadził goprowiec z Krakowa, też instruktor. Tylko, że wydawało mi się że jestem lepszy od niego w jeździe"terenowej". Potem jakiś incydent Na Kasprowym z Zakopiańczykiem, z którym byłem na obozie wędrownym w Bieszczadach. Był w polskiej  kadrze juniorów w zjazdach. Prosiłem go, bo jeździliśmy raz po Goryczkowej-popatrz i szczerze, co mam poprawić. Stwierdził, że dobrze jeżdżę. Stwierdzenie "dobrze" odnosiło się do niedzielnego amatora na Kasprowym.

 

Teraz ta "śmieszna austriacka szkoła". I książka "Śmig", tłumaczona na język polski Kruckenhausera(?). Przecież to była światowa potęga w zjazdach. Toni Seiler-czarna błyskawica, zdobywca wszystkich złotych medali na Olimpiadzie(bez wątpliwości jak Killy). Toni w filmach skakał po dachach. O takiej jeździe się marzyło. O tym "zamiataniu" nartami. Jeśli chodzi o to zamiatanie, to jednak dążyło się do ślad na śniegu był jak najwęższy.

 

Teraz o francuskiej szkole. Na Placu Wiosny Ludów(teraz Wszystkich Świętych) była księgarnia górska PTTK. A w niej "Ski de France". Czyli narty "po francusku". Wspólne dzieło kilku autorów i zebrane doświadczenia tej szkoły. Dość gruba książka napisana w języku Moliera. Znałem już nieco francuski. A zresztą było tam sporo fotografii. Upstrzona była wykresami trajektorii  narciarza w czasie skrętu, wektorami sił. Chodziłem tam w zimie dość często(mieszkałem niedaleko). I "studiowałem" na miejscu, bo książek w tej bibliotece nie można było pożyczać. Byliśmy z żoną pasjonatami gór i nart. Więc się douczałem  sam a potem żonę. O tej książce dość pogardliwie wyraził się G. Joubert jako " dzieło". To było dzieło jego starszych kolegów.

 

Jeśli chodzi o G. Jouberta. Książkę tłumaczoną na nasz język  od razu kupiłem. Potem pojawiła się kolejna( w dowolnym tłumaczeniu "Jak nauczyć się samemu jeździć na nartach"). było wydanie francuskie kupione w księgarni obcojęzycznej na Rynku Głównym(obok Baranów). To była przez lata moja "Biblia narciarska". Zawsze w zimie czytałem ją  po raz nie wiadomo który. Przy okazji szlifując język. Joubert  w żadnym miejscu nie rozróżnia narciarza amatora i zawodnika. To była naturalna konsekwencja rozwoju. Począwszy od skrętów z oporu, skrętów na równoległych nartach, dobrym narciarzu, bardzo dobrym narciarzu. Na końcu narciarzu, który próbuje startować w zawodach. Na końcu książki jest tabela wyjaśniająca, jak klasyfikowani są narciarze. W skrócie można powiedzieć w ten sposób. Elita krajowa. Kolejne kadra(np. A) złożona z zawodników, którzy uzyskują czasy dłuższe 5 %. Odniesieniem jest zawodnik(cy) elity. Muszą startować razem. Kadra B. Startuje A-jako odniesienie i znowu +5%, potem 10%. Taka drabinka miała ze sześć stopni(piszę z pamięci). I trasy(różnica poziomów, liczba bramek-były coraz łatwiejsze). Dopiera poniżej tej drabinki byli ludzie którzy zajmowali się nauczaniem innych. Czyli instruktorzy od pani Kasi. Mogli być bardzo dobrymi narciarzami, radzący sobie w każdych warunkach, ale nie startowali w zawodach. Albo mieli słabe czasy

 

Mam jeszcze parę różnych książek. Teraz zza oceanu. Zawsze lubiłem analizować dość dokładnie technikę narciarską. Wzorem byli zawsze zawodnicy. Bo kto miał być wzorem? Na Kasprowym często spotykało się ludzi z blaszką "PZN". Ich  jazda nie rzucała na kolona w sensie pewnego prowadzenia nart, szybkości. Jedynie trenujący zawodnicy warci byli by ich próbować nieco naśladować. Czasem udawało mi się przejechać parę pozostawionych w jednym, czy drugim Kotle-tyczek. Przy okazji przekonałem się, że by być zawodnikiem nie wystarczy "dobrze jeździć". Trzeba być jeszcze odważnym, by tak szybko jeździć, po takich dziurach obok tyczek. Na to byłem już za "rozsądny". Uważam, że to moje "wzorowanie się" na zawodnikach przyniosło mi  bardzo dużo dobrego. Narty mi sprawiają jeszcze bardzo dużo satysfakcji. Czuję się na nich bardzo pewnie. To dzięki, przede wszystkich, przy dość dobrze przyswojonej technice, która stale ewaluowała, w miarę ewaluacji sprzętu. Może nawet byłbym całkiem przyzwoitym zawodnikiem, bo dość łatwo przychodziło mi opanowywać kolejne ewolucje. Gdybym jako dziecko zaczął "trenować" w jakiejś szkółce, klubie...Było takie prawdopodobieństwo, bo moi rodzice poznali się przed wojną w Zakopanem, i tu brali ślub, i tu mieliśmy mieszkać. Ale wybuchła wojna i wszystko się posypało. 

 

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Ale nie jesteś na stoku sam. Jak jesteś, możesz sobie cisnąć do woli, ale na ogół na stoku masz pełno ludzi. I w tym sensie to przypomina jazdę samochodem po drodze. Jeśli ciśniesz wśród ludzi to jesteś po postu niebezpieczny. Dla siebie i innych.

Każdy uprawiający narciarstwo musi liczyć się z ryzykiem, również zderzeń z innymi. No chyba, że wierzy w Mitkową taktykę.  Podobnie jak na ringu większość ciśnie 200+ pomiędzy innymi autami, także na stoku  przekraczana jest "bezpieczna" prędkość. Czy bywam niebezpieczny dla innych? Pewnie tak, podobnie jak wszyscy tu obecni.  Czy częściej niż przeciętnie? Nie sądzę, jestem z natury ostrożny i unikam tłoku.

 

 

 

Nie, nie chodzi mi o to by w ogóle nie zawracać sobie głowy sportowym narciarstwem zjazdowym, bo w typowych warunkach nie jest ono zbyt przydatne dla amatora. Chodzi mi o zachowanie odpowiednich proporcji i uświadomienie sobie prostego faktu. Techniki stosowane przez zawodowców w zawodach slalomu służą do najszybszego pokonania trasy. Odpowiednio przygotowanej i, z wyjątkiem tyczek, pustej. Pozbawionej ludzi! My jeździmy po przeważnie zaludnionych trasach. Naszym celem, prócz zapewnienie sobie frajdy, jest zachowanie bezpieczeństwa. Do tych celów techniki zawodnicze niekoniecznie są optymalne.

 

I gdybym miał postawić za wzór do naśladowania, cel do którego (po odjęciu odpowiedniej liczby lat :) chciałbym dążyć w narciarstwie byłaby to wielokrotnie tutaj pokazywania jazda Richarda Bergera. Niewiele ma wspólnego z jazdą zawodnikow w slalomie. Tu jest wszystko najlepsze co można znaleźć w amatorskiej jeździe po dość stromym, dość zmuldzonym stoku.

 

Technika przedstawiona przez Ciebie na filmiku pochodzi z zawodniczej jazdy po muldach. Jak widzisz zatem, wzorzec się nie zmienił, interesuje Cię tylko trochę inna dyscyplina.

Pomykając taką techniką w Białce w Sylwestra (Np. na trasie 6 - bo tam zawsze są muldy), połamał byś więcej ludzi niż uprawiając DH na Pilsku w tygodniu. 

 

 

przez słynnego Staszka Tatkę.

 

Kto to taki? Nie tylko nigdy nie słyszałem nazwiska ale nawet w googlu go nie znajduję.

 

 

 

. Joubert  w żadnym miejscu nie rozróżnia narciarza amatora i zawodnika. To była naturalna konsekwencja rozwoju. Począwszy od skrętów z oporu, skrętów na równoległych nartach, dobrym narciarzu, bardzo dobrym narciarzu. Na końcu narciarzu, który próbuje startować w zawodach. Na końcu książki jest tabela wyjaśniająca, jak klasyfikowani są narciarze. W skrócie można powiedzieć w ten sposób. Elita krajowa. Kolejne kadra(np. A) złożona z zawodników, którzy uzyskują czasy dłuższe 5 %. Odniesieniem jest zawodnik(cy) elity. Muszą startować razem. Kadra B. Startuje A-jako odniesienie i znowu +5%, potem 10%. Taka drabinka miała ze sześć stopni(piszę z pamięci). I trasy(różnica poziomów, liczba bramek-były coraz łatwiejsze). Dopiera poniżej tej drabinki byli ludzie którzy zajmowali się nauczaniem innych. Czyli instruktorzy od pani Kasi. Mogli być bardzo dobrymi narciarzami, radzący sobie w każdych warunkach, ale nie startowali w zawodach. Albo mieli słabe czasy

 

I to jest esencja tematu. Nie ma doskonałej techniki - liczy się czas.

 

Wiecie w ogóle ile tracicie do Np. Polskiej czołówki? (DO PŚ raczej nie będzie okazji się porównać)

To pozwoliło by jasno stwierdzić czy jeżdżę te 7/10 czy lepiej/gorzej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie chodzi o skrajność , słowo "kanon" w tym wypadku "Canon in D" Pachelbela było kluczem, Ty i gust nie rozśmieszaj mnie :D

 

Ps.

Ładna, skromna, bezpretensjonalna dziewczyna gra z wirtuozerią klasyczny repertuar, gdzie tu kicz?

Poniżej jeszcze jeden kawałek znalazłem.

 

Ta jest lepsza:

 

A tu to już jest odpał:

 

i wiele innych interpretacji.

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@a_senior

@Dziadek Kuby10

 

Zacząłem jeździć na nartach dość późno  bo w wieku 15-stu lat.

Kurs pomocnika zrobiłem pod koniec lat 70' w Szczyrku u Zbyszka Stanisławskiego.

Nie wiem czy trochę wcześniej dokonała się w narciarskiej technice jazdy jakaś rewolucja :) ale wszystko czego się wtedy nauczyłem jest aktualne do dziś!!!

i przydatne nawet w jeżdżeniu na krawędzi.

Idolem wtedy był Ingemar Stenmark.

Jak patrzę na jego jazdę dziś, to pomijając możliwości wynikające z narty taliowanej, nie widzę większej różnicy w jego technice jazdy a obowiązującymi dziś standardami.

 

Właściwie poza tym co napisał @wort

 

"Dlaczego jazda sportowa?

Odpowiedz jest bardzo prosta, bo od lat stanowi  obiektywny kanon skuteczności oraz  subiektywny wzorzec piękna."

 

nie specjalnie jest tu coś do dodania,

zważywszy, że od dziesięcioleci nie mamy do czynienia z rewolucją w technice jazdy.

Czyli albo jeździ się dobrze, z techniką zbliżoną do zawodników albo jeździ się............."mniej dobrze" :)

Różnice amatora i zawodowca są oczywiste i występują w każdej dziedzinie sportu czy życia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dodam jeszcze jedno zagadnienie kontrowersyjne - odległość. Bardzo subiektywna, zarówno ski jak i moto. Dla jednych przejechanie tuż (?) przed kimś spoko, inny się od razu jak ktoś mu śmignie przewróci, o jeździe slalomem między ludźmi czy autami nie wspomnę siejąc zamęt pomiędzy statyczną gawiedzią. Jazda zderzak w zderzak czy minimalna odległość od auta to też ciekawe zagadnienia. Przyznaję, że sam czasem grzeszę, ale staram się... zrozumieć obie (?) strony.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

.

 

I gdybym miał postawić za wzór do naśladowania, cel do którego (po odjęciu odpowiedniej liczby lat :) chciałbym dążyć w narciarstwie byłaby to wielokrotnie tutaj pokazywania jazda Richarda Bergera. Niewiele ma wspólnego z jazdą zawodnikow w slalomie. 

Rozczaruje Cię ale ma dużo wspólnego, śmig to podstawowa ewolucja sprawdzana w slalomie oczywiście zawodnicy dążą do minimalizacji ześlizgu ale w mniejszym lub większym stopniu występuje w dużej liczbie skrętów, chyba nawet w większości skrętów.

 

Ponadto większość zawodników jeżdżących sl, jedzie w śniegowej rynnie (muldzie jak chcą niektórzy) na większości zawodów, szczególnie tych amatorskich takowe się tworzą. Rozumiem, że nigdy nie jeździłeś slalomu, wygląda to mniej więcej tak, że przy tyczce jest zagłębienie(mulda)

potem garb i zaś zagłębienie, czyli chcąc nie chcąc masz jazdę po/w muldach. Jazda po idealnie równym to jedynie czołówka PŚ i PE, oni mają

ten przywilej ponieważ wcześniej wykazali się nadzwyczajną skutecznością w w/w warunkach .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jazda po muldach to jazda w linii spadku stoku. Trafiasz na garby i muldy w nieprzewidywalnej kolejnosci. Bez komentarza.

Nie chodziło mi o detale, tylko o uzmysłowienie, że zawodnicy nie zawsze jadą po idealnie równym.

 

Jeśli jazda w linii spadku to kolejność jest garb-mulda-garb-mulda........ nie bardzo mogę sobie wyobrazić innej.

 

Ps.

Figury slalomowe vertical, łokieć są ustawiane w linii spadku.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Oczywiście z przymrużeniem oka.

 

A co do jazdy wzorowanej na zawodnikach.

 

Problemem nie są amatorzy którzy uczą się podglądając zawodowców ( sam m.in dlatego lubię oglądać narty w TV ).

Problemem na stoku stają się amatorzy myślący że jeżdżą jak zawodnicy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ta jest lepsza:

 

A tu to już jest odpał:

 

 

i wiele innych interpretacji.

Pozdrawiam.

Na razie są dwie interpretatorki i trudno  będzie znaleźć   "wiele innych", bo niewielu z wykształceniem muzycznym i talentem, które owe z pewnością mają, będą grać na gitarze elektrycznej :)

 

Pozdro.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście z przymrużeniem oka. A co do jazdy wzorowanej na zawodnikach. Problemem nie są amatorzy którzy uczą się podglądając zawodowców ( sam m.in dlatego lubię oglądać narty w TV ). Problemem na stoku stają się amatorzy myślący że jeżdżą jak zawodnicy.

Największym problemem na stokach jest gatunek narciarzy ,,Na krechę ze świeczkami" (łac. In krechus cum candelis), polegający na jeździe wzdłuż linii spadku stoku, w pozycji ,,kibel" (przesunięcie ciężaru ciała do tyłu, ugięcie nóg w taki sposób, by jak najbardziej przypominały siedzenie na tronie), pochylenie tułowia mocno do przodu, oraz włożeniu kijów pod pachy do samych rękojeści i wzniesieniu grotów do nieba. By ustabilizować tor jazdy i zredukować prędkość, gatunek ten używa jedynej poprawnej techniki narciarskiej, czyli pługu. Osobniki z mniejszym doświadczeniem potrafią przejechać cały stok na krechę w pozycji ,,kibel", używając do tego technik kątowych (czyli pługu). Cechą charakterystyczną jest karnet przypięty do zamka od kurtki na specjalnej lince, tak, by każdy mógł zobaczyć, że posiadają prawo do jeżdżenia wyciągiem. Rzadko używają kasku (bo po co?), a jeśli już się zdarzy, iż ktoś go posiada, jest on ubrany na grubą czapkę i przechylony do tyłu tak, by powstała pięciocentymetrowa szpara między nim a goglami. Nie jest ona przypadkowa. Służy do wentylacji mózgu, który nagrzewa się od dużych prędkości. Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam 

 

Zdaje się jeździliśmy obok siebie, nie znając się zupełnie. 

Bardzo być może, jak mówi znajomy lekarz. :) Tak, Między 1964 a 1968 bywałem na Kasprowym lub Gubałówce, gdy pogoda, zwłaszcza silny wiatr, odcinał Kasprowego, prawie w każdą zimową niedzielę. Od początku stycznia do połowy kwietnia. Jako rocznik 50' miałem wtedy... - łatwo policzyć. Na wyjazdy z Krakowa do Zakopanego zabierał mnie ojciec - zapalony narciarz, choć do końca życia nie nauczył się technik równoległych. I na pewno wtedy się widzieliśmy, najpewniej w kolejce lub w kolejce do kolejki. :) Nie jeździłem wtedy dobrze.

 

Książki Jouberta i Vuarneta, niektórzy mówią o Joubercie jako ojcu współczesnego narciarstwa, oczywiście czytałem, choć chyba nie pasjonowałem się nimi w takim stopniu jak Ty. To ta para "badaczy", bo tak należałoby ich nazwać, wyprowadziła Francuzów na medalowe szczyty. Oni skupieni byli na narciarstwie sportowym, zawodnikach, zawodach, medalach. Amatorami w zasadzie się nie zajmowali. Czytałem je po polsku, bo francuskiego wtedy nie znałem, a nawet lekceważyłem (życie mnie za to pokarało :)).

 

Tak, i wtedy i teraz, najlepszymi narciarzami, przynajmniej na typowych trasach, są zawodnicy, obecni lub byli. I to jest normalne. Pamiętam, że jednym z motywów, którymi zachęcano nas do jeżdżenia na tyczkach było "warto ćwiczyć na tyczkach, bo skręcasz nie tam gdzie chcesz, ale gdzie musisz". I to jest oczywiste. Nieoczywistym jest to w jakim stopniu warto wykorzystać techniki stosowane w slalomie (jak najszybciej znaleźć się na dole jadąc po torze przeszkód) w amatorskiej jeździ na zatłoczonych stokach. I na ile one są one dla nas przydatne.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Technika przedstawiona przez Ciebie na filmiku pochodzi z zawodniczej jazdy po muldach. Jak widzisz zatem, wzorzec się nie zmienił, interesuje Cię tylko trochę inna dyscyplina.

Pomykając taką techniką w Białce w Sylwestra (Np. na trasie 6 - bo tam zawsze są muldy), połamał byś więcej ludzi niż uprawiając DH na Pilsku w tygodniu. 

 

 

Kto to taki? Nie tylko nigdy nie słyszałem nazwiska ale nawet w googlu go nie znajduję.

Wiele z tego co robimy na co dzień można porównać ze sportem. Spacer do sportowego chodu, a jogging do biegów na zawodach lekkoatletycznych.  ;) Technika tego faceta być może pochodzi z zawodniczej jazdy. Ma na pewno z nią trochę wspólnego, ale przede wszystkim jest optymalnie dopasowana do trasy.  Jak dla mnie facet jedzie rodzajem śmigu hamującego o zmiennym rytmie, stosując wszystkie znane mi techniki, w tym carving.

 

Fakt, Staszka Tatkę pamiętają starsi. I drugi fakt, nawet ja stary zaczynam od internetu. Jeśli tu czegoś nie ma, to nie istnieje. :) Dodam, że wielu z tych co pamietaja Staszka, choć nie ja, chodziło na co wiosenne rajdy tatrzańskie do 5 stawów, które prowadził. Taki rodzaj freeride'u. :) Trochę o nim napisałem tu: http://www.kochamnar...nislawem-tatka/

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...