Skocz do zawartości

a_senior

Members
  • Liczba zawartości

    2 603
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    23

Zawartość dodana przez a_senior

  1. Z tym różnie bywa. Przyznam się, że od dobrych kilku lat nie jeżdżę na polskich stokach. Ostatni raz to było bodajże w Jurgowie 2-3 lata temu. Dlaczego? Bo mi się nie chce. Nie tyle jeździć na nartach, choć te nasze polskie stoki nijak się mają do przeciętnych alpejskich, ale jechać na stok. Samochodem czy autobusem. Kilka dodatkowych znojnych godzin, przeważnie w korkach, tłum na parkingu, tłum na stoku. Może w przyszłości, gdy już całkiem będziemy emerytami, pojeździ się trochę w dzień powszedni.   Ale w każdym sezonie wybieram się co najmniej raz na tydzień w Alpy czy Dolomity. Póki co Włochy lub Austria. I tam stoki są dobrze przygotowane. Niekoniecznie sztruksik, trafiają się małe muldy, które bardzo lubię. Zdarza się lód, ale rzadko. W tegorocznej Cortinie warunki śnieżne były świetne. Ludzi średnio dużo. Ale prawdą jest, że nawet w tych warunkach trudno znaleźć miejsce do jazdy jaką prezentuje Jeremy. Sam nadmienia, że do takiego carvingu muszą być spełnione pewne założenia (odpowiednie nachylenie stoku, odpowiedni rodzaj śniegu i prędkość). Do tego, co wielokrotnie powtarza Morgan, nie pojedziemy carvingiem po zatłoczonym stoku choćby z powodu, by nie straszyć innych. Ale przede wszystkim dlatego, że kontrola nad nartami w miarę czystym carvingu jest taka sobie. No to co? Może go sobie w ogóle darować, bo skoro takie utrudnienia? Po prostu pojechać z większym ześlizgiem czy mieszanym skrętem krótkim? Ale z drugiej strony prezentowany przez Jeremy'ego carving wciąga, nawet jeśli nie robi się tego tak dobrze jak on. To uczucie bujania, odprężania nart, które wrzucają nas w kolejny skręt. Duża frajda.   W praktyce, i tu znów przypomina mi się Morgan i jego #1 video, na przyzwoitej czerwonej trasie w Cortinie, ok. 1/4 - 1/3 jej długości nadawało się do jazdy carvingowej, oczywiście dalekiej do ideału. Na reszcie trzeba było stosować inne techniki, przeważnie mieszany skręt średni i krótki. Dobre i to.
  2. Rzeczywiście tak to wygląda. Jeremy zaczął narty bardzo wcześnie, a od 14 roku życia mieszka w stacji narciarskiej w Pirenejach i... jeździ na nartach. Szkoli, uczy, doszkala. Taki zawód. Takich jest wielu, ale nie każdemu chce się podzielić swoja wiedzą i umiejętnościami z innymi za pośrednictwem dydaktycznych video. Nawet jeśli stoją za tym tym cele komercyjne czyli kasa. Oczywiście, że większość z nas, jeżdżących na nartach okazjonalnie, bo nawet 2-3 tygodnie na nartach dla zapalonego amatora to choć dużo i tak się ma nijak do 3/4 roku spędzonych przez Jeremego czy Morgana, nie dojdzie nigdy to prezentowanego poziomu. I nie o to chodzi. Ale coś skorzystamy, trochę poprawimy nasze umiejętności, lepiej zrozumiemy to co robimy. A Morgan czy Jeremy, i to mi się u nich podoba, pokazują narciarstwo bez napinki, na luzie. Sympatycznie. Ja już niczego u siebie nie poprawię, za stary jestem, mogę tylko opóźnić regres (zwłaszcza ćwicząc systematycznie kręgosłup ), ale młodsi mogą skorzystać. I warto by skorzystali.
  3. Starałem się być jak najbliżej oryginału, nawet jeśli nie ze wszystkim się zgadzam. Myślę też że można znaleźć sporo różnych wariantów technik carvingu. To co pokazuje i tłumaczy Jeremy dotyczy zapewne nurtu typowego. I oczywiście to jego przemyślenia. Odnośnie tych kolan. W oryginale jest "popchnąć kolana do środka skrętu". Nie ma nic o stopach, przynajmniej w tym miejscu. Niektóre czasowniki ciężko się sensownie tłumaczy. Dodam do tego, że jestem mimo wszystkim amatorem i z polska terminologią tylko mniej więcej zapoznany.
  4. Przetłumaczyłem kolejne video. Tym razem Jeremy'ego Nadalutti - francuskiego instruktora i trenera, prawdopodobnie kumpla tłumaczonego wcześniej Morgana. Jeremy w 15 minut pokazuje i detalicznie tłumaczy na czym polega skręt carvingowy. Taki rzetelny, z właściwym ułożeniem tułowia, nóg, wygięciem narty zewnętrznej, oddaniem energii w kolejny skręt, a zwłaszcza unikaniem wszelkich górnych odciążeń. Ciekawe, że nic nie mówi o pracy kijków. Jak zwykle, nie jestem pewien kilku sformułowań. Te francuskie wydaja mi się celniejsze, np. "s'equilibrer sur la jambe extrerieur" (coś w rodzaju złapania równowagi na nodze zewnętrznej) zamiast naszego obciążenia nogi zewnętrznej i jeszcze kilku innych. Po co to robię? Bo to najlepszy filmik jaki znalazłem (nie znam dobrze "produkcji" anglosaskiej) przybliżający skręt carvingowy, o którym się dużo dyskutuje, wokół którego narosły różne mity, i o którym przeważnie się niewiele wie. Czyli, pro publico bono. Szkoda, że żaden polski fachowiec nie był w stanie czegoś takiego wyprodukować. Jak zwykle, trzeba wyklikać polskie napisy. Na razie filmik jest na moim YT, ale pewnie wkrótce będzie wyłącznie u Jeremy'ego.   https://youtu.be/c_fve7MYHDg
  5. Niestety takie sytuacje się zdarzają. Mnie się zdarzyło 2-3 razy, w tym tylko raz poważniej, w Zawoi. Bez konsekwencji poza wkurw...em. Ale można im w dużym stopniu zapobiegać. Na różne sposoby. Zawsze ruszając w dół sprawdzam co się dzieje za mną. Gdy większy tłok, jadę bokiem trasy, gdzie mniej ludzi. Krótkim skrętem. Nasłuchuję (i tu się przydaje jazda w czapce ). Gdy słyszę podejrzany hałas z tyłu, np. nadjeżdżającego snowbordzisty, staram się zjechać w bok z jego toru. Itp. Do tego moje parametry zniechęcają innych (186, 88) do wpadania na mnie.
  6. Estka, kiepskie argumenty. Pozytywny wpływ pasów i poduszki na poprawę bezpieczeństwa w samochodzie udowodniono wielokrotnie. BTW sama poduszka bez zapiętych pasów jest groźniejsza w razie odpalenia niż gdyby jej nie było (wiedziałaś o tym?). A z zapiętymi pasami poprawa ze względu na odpalenie poduszki wzrasta tylko o 7%, choć dobre i to. To przede wszystkim pasy mają znaczący wpływ na nasze bezpieczeństwo w samochodzie. Podobnie jest z ABS czy ESP w samochodzie. Choć bywają rzadkie przypadki, że jednak bezpieczniej bez nich (podobnie jest z pasami), ale średnio biorąc poprawa jest znacząca. I nie jest to nasze mniej lub bardziej emocjonalne czy "tak nam się na zdrowy rozum wydaje" widzenie rzeczywistości, ale twarde dane statystyczne. BTW tym też trzeba się przyglądać z uwagą, ale gdy wielokrotnie się potwierdzają, trzeba im wierzyć. Podobnie jak w nauce, zwłaszcza w fizyce.   W przypadku stosowania kasków w narciarstwie amatorskim, dodajmy typowym trasowym, dane twarde istnieją. Dla dorosłych. Otóż pokazują, że stosowanie kasków nie ma ŻADNEGO wpływu na procent poważnych urazów głowy (z mózgiem ) i tzw. zejść śmiertelnych. Wiarygodnych statystyk dotyczących lekkich obrażeń głowy, typu guzy czy przecięcia, nie ma z oczywistych powodów.   Ale nie zamierzam bronić mojego bezkaskowego podejścia, choć sądzę, że to w dużej mierze wytwór różnych lobby, a przede wszystkim zupełnie drugorzędny element bezpieczeństwa. Myślę, że teraz kolej na wylansowanie żółwi i innych ochraniaczy, bo statystycznie poważne urazy kręgosłupa na nartach zdarzają się częściej niż głowy. Odpowiedziałem tylko na pytanie dzieląc się doświadczeniami z mojego skromnego 55 letniego jeżdżenia nartach. Dodam, że wszyscy najbliżsi w rodzinie, dzieci, żona, siostra, kask kupili i używają.   Podobne dyskusje dotyczące używania kasków toczą się wśród rowerzystów. A największe wśród tzw. neofitów, bo tacy Holendrzy mają w tej materii niewiele do powiedzenia.
  7. Nigdy, przez ponad 50 lat jeżdżenia na nartach, z różną intensywnością, nie doznałem urazu głowy. Raz, ho, ho temu, samoczynnie wypięła mi się narta, upadłem i narta walnęła mnie w głowę. Trochę bolało, był mały guz. Kask mógłby wtedy pomóc, ale było to w epoce przedkaskowej. Z moich znajomych nie znam nikogo, kto poważnie ucierpiałby z powodu obrażeń głowy na nartach. Może dlatego, że jeżdżą dobrze i ostrożnie.   W ogóle, odpukać, nie odniosłem większych kontuzji.  Trochę ponaciąganych ścięgien w kolanach w młodości, wybity kciuk. Najgorszy był upadek z jeździe na wprost na nartach "półkarwingowych" (21 m promień skrętu). Tak mną "prasło", że do dzisiaj czuję biodro i kręgosłup. Od tamtego upadku nigdy nie jadę na wprost na nartach carvingowych. Albo delikatny śmig albo lekki pług.
  8. Podobnie jak Bocian nie jestem ideologiem bezkaskowców. To że jeżdżę bez wynika z kilku przyczyn. M.in. uważnej analizy ew. korzyści i wad jakie przynosi kask. Bardzo dokładnie przestudiowałem statystyki amerykańskie i kanadyjskie, jak i opinie polskich ekspertów. Ogólnie rzecz biorąc, kask przydaje się przy drobnych urazach głowy (nie mózgu, bo tu niewiele pomaga). Bedą mniejsze guzy, może nieco mniejsze wstrząśnienia. W przypadku poważnego zderzenia, nie ma żadnego znaczenia czy jedziemy w kasku czy bez. Życia nam nie uratuje. No chyba że jedziemy w tak zwanym integralu. Dodam, że trochę inaczej wygląda to w przypadku snowboardzistów, którym kask przyda się potencjalnie bardziej. Zainteresowanym służę lekturą. I warto by zagorzali zwolennicy kasków uświadomili sobie, że on naprawdę niewiele pomaga i nie chroni przed nieszczęściami. Trochę tak, ale niewiele. I nie warto z tego powodu, że noszę kask, czuć się bezpieczniej.   A moje pytanie nie miało na celu wywołania dyskusji typu z kaskiem czy bez. Czysta ciekawość. Po prostu prawie nie widuję bezkaskowców na stokach. 
  9. Mam bardzo podobne podejście. I dlatego tak bardzo spodobał mi się ten filmik Morgana, bo potwierdził to, co już wcześniej intuicyjnie wiedziałem i robiłem. Co ciekawe, zauważam w swojej jeździe, że ostatnio więcej jeżdżę carvingiem. Może dlatego, że mniej praktykuję czarnych i innych trudnych tras, a może górę bierze lenistwo. O ileż łatwiej wyłożyć się w skręcie skrętem carvingowym niż dziubać męczącym krótkim skrętem mieszanym.   Mój syn ma podobne podejście co Fredo. Musi być nienaganny carving, no chyba że się nie da nim pojechać. Żadnego mieszania. Z kolei córka ma prostą zasadę. Wszędzie, bez względu na stromiznę, rodzaj śniegu, widzialność, zjeżdża śmigiem tym samym rytmem. Ustala go sobie na początku i zjeżdża. Mniej lub bardziej carvingowo.
  10. I jeszcze coś. Morgan się do mnie odezwał w bardzo miłym mailu. Po dłuższej przewie. Tłumaczy, że był jak dotąd lakoniczny i dziękuje za tłumaczenia. Ale rozczulił mnie czym innym. Otóż przeczytał (i zapewne przetłumaczył) mój wpis w tym wątku, na skiforum.pl, w którym się skarżę na jego milczenie. Pisałem to pół serio, zresztą potem się odezwał. Jak to się trzeba pilnować.
  11. A tak przy okazji. Jeździ ktoś jeszcze, tak jak ja, w czapce, bez kasku?  
  12. Też to dostałem. Trochę długi. Morgan prowadził tam kurs doszkalający dla puchowców i offpistów. A puchu tam nie brakuje. W ekipie był nawet jeden Amerykanin? Kilka instruktorów kanadyjskich i francuskich. Niezły fun mieli. Trzeba namówić Kubę vel Kovala.
  13. Na nartach upadam bardzo rzadko. I tak jest już od wielu lat. Powiedziałbym od jakiś 40. Wcześniej (młodość) różnie bywało. Np. w czasie ostatniego wyjazdy do Cortiny leżałem tylko raz. Upadłem przy wsiadaniu na krzesło i to nie z własnej winy (wypchnęła mnie własna siostra ) Podobnie jest w jeździe na rowerze, na którym wykręcam rocznie (głównie w mieście) jakieś 3500-4000 km. Dodam, że ani na nartach ani na rowerze nie używam kasku. Ale niestety upadki się zdarzają każdemu, a jeśli ktoś twierdzi inaczej, to jest to... podejrzane (świetny wpis Lobo w innym wątku). Statystyka. Można ją znacznie poprawić. Dobra technika, wyobraźnia, doświadczenie, ale i tak zostanie margines, nad którym nie da się zapanować. W zeszłym sezonie, w mocno zatłoczonym miejscu (Zillertal), na małej prędkości przejechałem kobiecie po tyłach nart. Wstyd, ale się zdarzyło. Upadłem ja i ona, bez konsekwencji. Na siostrę wjechał od tyłu rozpędzony 10 latek. Nieźle się potem nasłuchał od ojca. Po niemiecku. Siostra nie mogła się pozbierać przez kilka minut. Gdybyśmy byli bardziej pazerni można by uruchomić biuro prawne.   Kilka lat temu w Val Gardenie, moja żona zderzyła się z moją siostrą. Kurs kolizyjny. Obie spokojne, ostrożne narciarki. Itd, itd. A w tym wszystkim, przy całym uważaniu, wyobraźni, dobrej technice trzeba mieć jeszcze szczęście. Ten sam  niewinny upadek, przy braku szczęścia może się źle zakończyć. Zwłaszcza tzw. upadki statyczne. Kiedyś, w dawnych czasach, prowadziłem kurs na Gubałówce. Dziewczyna, już trochę jeżdżąca, upadła przy niewielkiej prędkości. Nic takiego. Efekt: spiralne złamanie kości udowej. Wydaje się niemożliwe, a jednak.
  14. Na początku filmiku HH przypomina, że już przestawiał tę technikę skrętu w innych video. I wtedy pokazywał ją na łatwych i nieco trudniejszych trasach. Tu pokazuje, że nawet na muldach może się przydać, choć (w domyśle) nie jest to najlepsze miejsce do jej stosowania. Nie jeżdżę już biegle na muldach, bo kręgosłup nie pozwala, ale również i tu wykorzystuje tę technikę. 
  15. Użyłem pewnego skrótu myślowego. Bo podciągnięcie jednej nogi też jest już jakimś odciążeniem dolnym. Ale reszta się zgadza. W skręcie w lewo, odciążam wyraźnie lewą nogę, obracam ją w lewo, kładę na krawędzi prawą nartę, ta zaczyna samoczynnie skręcać. To oczywiście uproszczenie, ale mniej więcej tak to wygląda. 
  16. Mimo wszystko dziwne. Ale dla mnie najbardziej zaskakujące jest to, że nie znalazłem tego wprost w moich lekturach książkowych i internetowych. A było tego sporo. Robiłem coś intuicyjnie, nie wiedząc jak się to nazywa. A taki skręt wydaje się zupełnie elementarny. Może nie dla początkujących, ale dla średniaków już tak. Maciek S podesłał mi jeszcze jeden filmik z kolekcji HH. Pewnie gdzieś, kiedyś się przewinął na forum. 
  17. Wracam jeszcze raz do swojego wpisu. Właśnie wróciłem z Cortiny. I jakie było moje pierwsze odkrycie po kilku skrętach? Że od lat, nie umiejąc tego nazwać, tak właśnie jeżdżę. Tak jak tłumaczy Morgan w swoim video #3 (od 4 min). Sądziłem, że stosuję odciążenie dolne. Ale nie, wyraźnie podrywam (mimo wszystko delikatnie) i obracam nogę wewnętrzną, a tą przyszłą zewnętrzną ustawiam na krawędzi. I skręcam. I robię to carvingiem czy ześlizgiem w zależności od okolicznościach. Krótkim czy długim skrętem. Na niebieskich i na czarnych. Jak mogłem na to wcześniej nie wpaść? Ale dzięki Morganowi, Tomkowi i Mackowi S już wiem. Dlaczego tego nie ma w programach? A może jest...
  18. Szewc (i kaletnik) jest na rogu Al. Słowackiego i Śląskiej.
  19. A dlaczego kupiłeś 26.5 (faktyczna długość 26), a nie 27. Próbowałbym rozbić na długość prawidłami. Szewcy mają coś takiego, a przynajmniej kiedyś mieli. Lekko moczy się buta, w tym przypadku kapcia, wkłada specjalne prawidło wyciągające i zostawia na jakiś czas. Kiedyś można było zwykłe buty wydłużyć w ten sposób o pół numeru. Pytanie gdzie dzisiaj znaleźć szewca? W Krakowie wiem.
  20. Trochę po ptokach, bo sezonu już w pełni, ale przyda się na zaś. Czyli jakie ćwiczenia wykonywać by dobrze zacząć sezon? Przy okazji tłumaczenia kilku poprzednich video Morgana Petitniot znalazłem i to o przygotowaniu fizycznym do sezonu. Całkiem sympatyczne, pouczające i przydatne. Do tego szybkie i proste. Nawet moja żona zaczęła ćwiczyć wg wskazówek Morgana. I dlatego poświęciłem trochę czasu i dodałem polskie napisy. Morganowi towarzyszy Jean Marc, jak rozumiem dealer Ski-Mojo, patentu wspomagającego. MSZ do olania.   https://youtu.be/goMiaj7jT7o
  21. Nigdy w życiu nie uprawiałem alpinizmu (ani nawet tateryzmu ), ale się nim w młodości pasjonowałem. Wielokrotnie czytałem dwie książki, dwóch wielkich alpinistów tamtych czasów, czyli lat 60-70. Francuza Lionela Teraya i jego "Niepotrzebne zwycięstwa" i Włocha, uważanego wtedy za największego alpinistę wszech czasów, Waltera Bonattiego z "Moje góry". Wspaniałe relacje. Inne to były czasy. Czasy pionierów, gdy wielkie ściany i góry zdobywało się po raz pierwszy. Nie te środki techniczne, nie te haki i liny, ale te same motywy, ten sam duch i niepokój, który każe zdobywać ryzykując zdrowie i życie. Warto wrócić do tych książek by zrozumieć co kieruje takimi ludźmi. BTW Lionel Teray zginął w wieku 42 lat wspinając się w dość łatwym terenie w pobliży swojego domu w Grenoble. A Bonatti dożył sędziwego wieku i zmarł w 2011 r w "domu".
  22. a_senior

    Stromo i ślisko

    Przeglądnąłem ten wątek i zauważyłem Twoje pytanie. Nie, nie pokazuje żadnej specjalnej techniki. Wykonuje "byle jakie" dwa skręty ześlizowe, by uświadomić nam jaki jest śnieg i nachylenie stoku. 
  23. a_senior

    Stromo i ślisko

    Ścianka to fragment czarnej ze stacji Font Romeu w Pirenejach. Warto też porównać zjazd tym samym fragmentem w innym wideo, #2, począwszy od 4.50 min:    
  24. a_senior

    Stromo i ślisko

    Przetłumaczyłem i to video podane przez Veterana na początku jako nr 2. Na razie kończę pracę "tłumacza".   https://youtu.be/ohPRqA3Rstk
  25. Dorzucam ostatni z tej serii. Tym razem "Jak kontrolować prędkość na stromych stokach". Na różne sposoby. Skrętem ześlizgowym, carvingowym i ulubionym Morgana, najlepiej dostosowanym do tego typu stoków - skrętem krótkim.  Małe wyjaśnienie. Morgan tłumaczy w poprzednim filmie #4 co to jest skręt krótki w szerszym ujęciu. To taki mix ześlizowo-carvingowy. Skuteczny i polecany wszędzie. I wg Morgana na końcu listy zalet: "ma klasę".   Zapytałem go prywatnie czy nie jest to po prostu zmodyfikowany śmig (po francusku "la godille")? Tak, odpowiedział, to taki śmig z elementami carvingu i zwiększonym przesunięciem bocznym.   https://youtu.be/5Dn1xbmalN0   Aha, narty Morgana (pytałem go o to): Atomic Redster SL FIS 165 cm
×
×
  • Dodaj nową pozycję...