Skocz do zawartości

a_senior

Members
  • Liczba zawartości

    2 603
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    23

Zawartość dodana przez a_senior

  1. Masz rację z tym samouctwem. Widziałem kilku świetnie jeżdżacych, ale to były właśnie przypadki dzieci gór. Szkolenie 2-3 h w sezonie to wartośc bliska zeru. 🙂 Dlatego uważam, o czym już pisałem, że najlepszy jest tydzień w Alpach z dobrym instruktorem. Pewnie wyjdzie drogo, ale narty zjazdowe nie są tanie. Jak wiesz, jeżdżę na nartach od ho ho. Pierwszy zjazd z Kasprowego odbyłem z ojcem w 1964 r. Przez wiele lat jeździłem na nartach 210 cm (przy wzroście 186 cm). Gustowałem w śmigu. Ok 1990 r. przeszedłem na 200 cm. Gdzieś ok. 2004 kupiłem pierwsze carvingi 182 cm o promieniu skretu 21 cm. I to był błąd, bo powieniem pójść od razu w slalomki. Próbowałem na tych powiedzmy gigantach opanować skręt cięty, ale to nie było to. Nie te narty. Dopiero po przejściu na slalomki zaczęło mi coś wychodzić. Oczywiście nie zapomniałem starych technik ześlizgowych, które niekiedy z powodzeniem stosuję. Do Jana. Mój syn waży ok. 80 kg przy wzroście 191 cm. 🙂 Należy do tych rzadkich przypadków co to chcą przytyć i nie mogą. 🙂 A wracając do adremu. Przypominam dość żartobliwy filmik Morgana (z moimi polskimi napisami) o tym dlaczego warto "wejść" w slalomki, nawet u początkujących. Ten jego znajomy jeździ na poziomie autora wątku. No może ciut lepiej, ale tylko ciut. Tytuł brzmi "Czy macie odpowiednie narty by poprawić jazdę i mieć z tego frajdę + mały apel"
  2. To trochę jak mój syn przed laty. 🙂 Przełom wieków, już wchodziły carvingi i nowe techniki, ale mój syn, już wtedy dobrze jeżdżący, uparł się, że musi dobrze opanować technikę klasyczną. Kupiłem mu jakieś giganowe Dynamiki (francuzka firma wykupiona później przez Atomica) i katował te narty prze 2-3 lata, aż na jakiejś hopce tak wygiął jedną z nich, że można było narty wyrzucić. Potem już były "normalne" carwingi. 🙂 Córka poszła od razu w carvingi. Dziś, tylko tego nikomu nie powtarzajcie 🙂, jeździ lepiej od syna, choć oboje jeżdżą świetnie. Ja jestem zdecydowanym zwolennikiem nauki jazdy na nartach typu SL. Najlepiej właśnie z rockerem. W tym utwierdzili mnie instruktorzy francuscy, których tu wielokrotnie cytowałem i których filmiki i porady pokazywałem. Dodajmy, bardzo doświadczeni i... mają gdzie jeździc przez pół roku. 🙂 Dasz rade już jako tako zjeżdżać na nartach kupuj SL. I oczywiście zapisz sie na dobry kurs. Wiem, szkoły i podejścia do nauki jazdy są różne. Moje jest takie jak wyżej.
  3. Na pewno musisz popracować nad jazdą z instruktorem, bo na razie jest tak sobie. Najlepszy jest tygodniowy wyjazd w góry w grupie ze szkoleniem. A jeśli masz dzieci i jeździsz z nimi na narty najlepszy jest wyjazd z klubem, do którego warto dzieci zapisać. Znam i polecam dwa takie klubu: krakowskie YETI i warszawski RASC, choc jest ich wiele innych. Dzieci, nawet całkiem małe, szkolą wyspecjalizowani w dzieci instruktorzy/instruktorki, a dorośli w tym czasie mają własne szkolenie w niewielkich grupach. Już o tym pisałem. Obserwowałem takie szkolenie na wyjeździe w Paganella. Dzieci i rodziców. Jednym słowem - super. A co do nart. Też szedłbym w SL. Np. Volkl Racetiger SL. Powody podał Victor. SC jest taka trochę nijaka. Znam i dużo jeździłem zarówno Racetiger SL jak i SC. Zdecydowanie wybrałbym SL bez względu na poziom umiejetności. No może w yjątkiem zupełnie początkujacych. Deacon 74 to podobno bardzo dobra narta typu Allmountain. Ale pamietaj, że ma 74 cm szerokości pod butem (SL ma 68 cm). Na etapie nauki to nie jest najlepszy wybór.
  4. Poprawię się. 🙂 Spotkamy się. Może własnie na tej rowerowej pętelce wiślanej do Huty. A może na nartach. O ile serducho się poprawi bo ostatnio coś z nim nie tak. Kardiolog pociesza, ale ja czuję co czuję. Na razie dziś dojechałem nad Bałtyk w moje ulubione miejsce. I już pierwsze km przekręciłem. I zachód słońca zaliczyłem.
  5. Marku, ta nowa część prowadzona wałami Wisły od strony południowej powstała niedawno. Bardzo lubię pętelkę od Decathlonu do mostu Wandy i powrót drugą stroną. Teraz to sie jeździ. Taka pętelkę ok. 30 km robię kilkanaście razy w roku. Zacząłem jeszcze a latach gdy nawet po stronie północnej nie było asfaltu. Faktycznie na razie nie ma łatwego przejazdu od strony Dąbia. Jadę do pobliskiego mostu i schodzę schodkami do ścieżki od strony Decathlonu. BTW w latach 90-tych jeżdziłem wałami do Tyńca i też nie było żadnego asfaltu. To był hardcore, zwłaszcza po stronie południowej Wisły.
  6. Volkl Racetiger SL. Wbrew pozorom całkiem przyjazna narta. 165 cm. Kupisz nowe za ok. 2600 zł, niestety.
  7. Szczawa, a ściśle jej mały przysiółek od strony Beskidu Wyspowego. Ciszy teraz nie ma bo świerszcze i ptaki mocno nadają. 🙂
  8. Ten LOCK też sie przydaje. Kolega jeździł Toyota RAV4. A że lubi często zmieniać samochody, kupił Hondę CR-V. Oba teoretycznie 4x4. I przeklina ją. Dlaczego? Bo nie ma funkcji LOCK, a Rav4 ma. Tylko elekronika. A też ma domek w górach i jakiś trudny mostek do pokonania. Toyotą było dużo łatwiej. Powtarzam co mówi.
  9. Masz rację. W SUV-ie siedzisz wysoko, ale i wsiadasz wysoko z racji wysokiego zawieszenia. Też to lubię. Wyłączenie ASR (o ile się da, bo nie w każdym samochodzie sie da) w trudnych warunkach jest czasem konieczne, a na pewno ułatwia wjazd. Nie, nie chodzi o żadną oszczędność. Przy włączonym ASR elektronika próbuje ratować sytuację, gdy jedno koła się ślizga i w pewnych warunkach daje to fatalny efekt. Nie mam zdjęcia tego najtrudniejszego miejsca z podjazdem do naszego domku, ale jest stromo, kamieniście i bardzo nierówno. Przy włączonym ASR zaczynają sie dziać dziwne rzeczy i samochód nie daje rady wyjechać. Po wyłączeniu ASR wjeżdża bez problemu. BTW przypomniał mi o tym Jan Koval, czyli forum, dodajmy narciarskie, pomogło w off topic. 🙂 Do tego warto włączyć funkcję LOCK. U mnie oznacza to stały rozkład napędu na przód i tył w proporcji 50:50. Też nie w każdym 4x4 występuje. Bez włączonego LOCK rozkładem steruje elektronika. A tak w ogóle to bardzo lubię moją KIA. Jeżdżę nią 4 lata (w sumie ma 9). Jedyna dotychczasowa awaria to kapeć. 🙂 Jak dotąd nawet żarówki nie wymieniłem.
  10. Bo SUV to przede wszystkim moda. Podobnie jak - wielu sie to nie spodoba - gravel w rowerach. Bo gdyby chodziło o zalety SUV-ów, to większość z nich miały własnie mini-vany. Teraz jeżdżę SUV-em, konkretnie KIA Sportage, czyli średnio-mały SUV. Kupując zależało mi na napędzie na 4 koła z uwagi na trudny podjazd do górskiego domku. Mógłby być jakikolwiek samochód z napędem na 4, ale trafił się SUV. Poprzednio jeździłem Peugeotem 307. W koncepcji bliski mini-vana. Bardzo mi leżał, ale brakowało mu napędu na 4-koła. Ale w sumie polubiłem SUV-a i jego zalety, w tym wysokie siedzenie (w Peugeocie tez siedziało się wysoko). Napęd na 4 koła (dołączany, ale z funkcją LOCK) świetnie sprawdza w dojeździe do domku, tyle że... trzeba wyłączyć, o czym się czasem zapomina, funkcję ASR (kontrola poślizgu przy przyspieszaniu, ruszaniu). Przekonała sie o tym moja żona, która utknęła w połowie stromego podjazdu. BTW, żone coś pech prześladuje, bo wracając do Krakowa złapała kapcia. Takiego pełnego. Ratował ją sąsiad, który dojechał 15 km. Ja pomóc nie mogłem bo robiłem za pomoc domową u syna w Gdańsku. Poprzedni kapeć w naszych samochodach miał miejsce jakieś 40 lat temu. 🙂 A dlaczego gravel to głównie moda? Przekonacie się za jakieś 10-15 lat, gdy pojawi sie moda na jeszcze coś nieznanego albo znanego, ale dziś mało popularnego. 🙂 Jak dla mnie ideałem roweru rekreacyjnego do jazdy po drogach i w miarę równych bezdrożach byłby cross z kierownicą gravela. 🙂 I koniecznie ze zmiękczonym tyłem np. amortyzowaną sztycą.
  11. Samo przyszło. Właśnie gdzieś w okolicach końca liceum. Coś tam musiało się w głowie ułożyć albo naprawić. W liceum byłem zdecydowanie typem matematyczno-fizycznym, choć np. historię b. lubiłem. Z polskiego mieliśmy fatalną nauczycielkę, więc trudno powiedzieć jaki był mój stosunek do tego, w sumie najważniejszego, przedmiotu. Języki olewałem. I życie potem mnie za to pokarało. 🙂 Dziś zdarza mi się zrobić błąd, ale rzadko. Nie mam też żadnych problemów z pisaniem. Stylem, formą. Co do pisania odręcznego mam takie same problemy co inni z braku treningu. 🙂 Czyli wszechobecnej klawiatury czy dotykalności. Wszelkie dysleksje u dzieci są mocno nadużywane i często są usprawiedliwieniem lenistwa. Wiadomo, jednym nauka przychodzi łatwiej, innym trudniej. Jak w nauce narciarstwa. 🙂 Ale są przypadki prawdziwe. Np. syn kolegi, dobrze prosperujący architekt, nie jest w stanie napisać poprawnie jednego zdania.
  12. Faktycznie wiele zależy od genów i okoliczności. Ja powinienem mieć papier na dys... powiedzmy leksję, bo sadziłem ciężkie błędy ortograficzne do późnego liceum. A książek dużo czytałem. Ale to były inne czasy, gdzie pojęcie dys... coś tam było nieznane a w każdym razie niestosowane. Znane było natomiast określenie osioł czy nieuk w stosunku do takich jak ja. 🙂 Dziś błędów prawie nie robię. Mój syn dostał papier na dysleksję (albo dysortografię) w polskim liceum, ale to była ściema. Dlaczego? Bo całą podstawówkę przeszedł we Francji, gdzie był jednym z najlepszych w klasie z francuskiego, w wypracowaniach i dyktandach. A córka z kolei sadziła okropne błędy, jak jej ojciec, ale żadnego papieru nie dostała, choć jak najbardziej na niego zasługiwała. Dziś nie robi błedów.
  13. Ano. Choć nie jestem dogmatyczny, ale w tej kwestii mam podobne zdanie. Rower to okazja do jakkolwiek rozumianego treningu. Do tego by krew (i limfa) szybciej pokrążyła po naczyniach, by serce zdrowo pobiło. Wszelkie ułatwienia tylko psują tę mozliwość. Doprawdy dziwie sie zdrowym, sprawnym ludziom popylającym na płaskich trasach na elektrykach. Oczywiście nie mam na myśli rozwozicieli żarcia typu Glovo, itp. Ale w kwestii elektryków widzę dwa wyjatki. Pierwszy to starzy ludzie. Bez wspomagania nie pojadą albo pojadą badzo marnie, a chcą jeszcze pojeździć. Od kiedy sie ta starość zaczyna to inna sprawa. Do mnie jeszcze nie doszła. 🙂 I druga, bardziej kontrowersyjna, góry. Jeszcze daję rady pojeździc po moich górach. Wciąż podjeżdżam średnie podjazdy. Te najbardziej strome biorę z buta, ale i wcześniej to robiłem. Ale się męczę i powyżej pewnej liczby km już nie pojadę. Na elektryku pojechałbym znacznie dalej i dłużej byłbym na rowerze. W sumie zmęczyłbym się podobnie, ale więcej pojeździł i zobaczył. I to jest pewien argument.
  14. Zupełnie nie narciarski, choć jedno skojarzenie się znajdzie. Francuski z 2014 r. Zobaczyłem go niedawno na francuskiej TV. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że nie było polskiej dystrybucji. I mając sporo czasu dołożyłem polskie napisy. Głównie z myślą o synowej, która jako jedyna w rodzinie nie zna francuskiego. Pomyślałem, że czemu nie dać linka na jedynych forach, na których się pojawiam. Choć trochę to nielegalne, mimo że żadnych profitów mieć z tego nie będę. To komedia obyczajowa. Miejscami zabawna, miejscami poważna, miejscami wzruszająca. A przede wszystkim bardzo mądra. O przyjaźni, odchodzeniu, poszukiwaniu miłości, słowem - o życiu. I z dwoma pięknymi poetyckimi piosenkami. https://photos.app.goo.gl/p2E2PSZfu1s4D3qM8 A to jedno narciarskie skojarzenie? Michel Blanc, jeden z głównych aktorów, który grał także w kultowej komedii francuskiej "Slalom niespecjalny". Wstawiłem kiedyś zabawny fragment z nim i instruktorem, który pouczał go jak wbijać kijki. To słynny fragment, dzięki któremu każdy Francuz uśmiecha się, gdy mowa o "wbijaniu kijków".
  15. To fakt. Ja też przeszedłem z kombi na SUV i też poczułem różnicę. Pół biedy, gdy samochód stoi na parkingu. Ale u mnie w górach niekiedy stoi w dużych nierównościach i wtedy nie jest łatwo, nawet przy moich 186 cm wzrostu. A wstawienie na dach elektrycznego kloca ważącego mocno powyżej 20 kg przekracza możliwości mojej wyobraźni. Tym bardziej, że moja małżonka coraz częściej wspomina o elektryku. A dziś był mały wypad z solidnym podjazdem pod krakowskie ZOO. Jeszcze daję rady. Ufff. 🙂 I jeszcze raz przekonałem się do zalet sztycy amortyzowanej jadąc po wertepowatych wałach dawnej Wisły. Z przyjemnością popatrzyłem na winnice w okolicy Klasztoru Kamedułów na krakowskich Bielanach.
  16. a_senior

    Pierwszy rok na rowerze

    Piękny egzemplarz. Kiedyś nawet swoje zdjęcie na takim zamieściłem. Ale ten "mój" Sport był pożyczony, bo sam jeździłem na Favoricie. Taki Sport z przerzutkami. I też ujeżdżałem podobne siodełko skórzane i było to najwygodniejsze siodełko, jakie miałem w życiu. Zasada tych skórzanych siodełek polega na tym, że po jakimś czasie, skóra siodełka dopasowuje sie do naszego tyłka. I możemy jeździć każdy dystans w dużym komforcie dla tyłka. Brooksa nigdy nie miałe, ale mieli go moi koledzy rowerzyści. I bardzo sobie chwalili.
  17. 🙂 Masz rację. To żniwa. I jestem mieszczuchem, ale mocno zwiejszczonym. Nawet nie pamietam ile razy przez wiele lat pomagałem przy sianokosach właśnie. Głównie traktowano mnie jako udeptywacza w stodole. Duży, cieżki. I niezbyt tego pomagania lubiłem, bo trochę jestem alergiczny i później mocno kichałem.
  18. Tych kosiarek, zwłaszcza kozich, prawie się już tutaj nie widuje. Dwie krowy, jedne z ostatnich w okolicy, ma sąsiad z dołu. Ten od rozrzucania gówna. 🙂 I tylko on coś jeszcze uprawia. Reszta tylko kosi trawę bo za to Unia płaci. Nawet kury, z wyjątkiem tego sąsiada od nawozu, nie uświadczysz. A kiedys tu tętniło życie rolnika i chodowcy. Np. sianokosy u sąsiada w 1986 r.
  19. Taka kozia sielanka w moich okolicach.
  20. Trzymaj się. Będzie dobrze. Mój młody kolega z pracy, BTW instruktor narciarski i wielbiciel MTB, też miał robione kilka lat temu. Żadnych problemów. Musiałaś robić czy tylko z rozsądku?
  21. Tu jestem w matyczniku PIS-u. 🙂
  22. A ja u siebie w górach. Zejście na dół do wsi i wyjście to niezły hardcor. Dzis sprawdziłem, że jeszcze daję rady. 🙂 Na ostatnim zdjęciu rozrzucanie gówna. 🙂
  23. Maćku, wreszcie ktoś poprawnie używa sformułowania "sztywność skrętna" (torsion) zamiast powszechnego, dziwaczego "sztywność poprzeczna". Widać żeś inżynier. 🙂
  24. W DH masz ogromne prędkości i długie łuki. Przy danym zakrawędziowaniu (np. wzór z cytowanej tu pracy żony 🙂) im większa predkość tym większy promień narty do osiagnięcia zamierzanego skrętu. Zresztą nie trzeba tu żadnych wzorów. Każdy to czuje. 🙂 A w slalomie? Starają sie jechać jak najbardziej na krawędzi, bo tak jest najszybciej. Tyle że to nie jest zawsze możliwe. LeMaster ładnie to pokazuje pisząc o początkowym kącie sterującym. Przed wejściem w skręt karwingowy przeważnie trzeba obrócić narty, powiedzmy ześlizgowo, nawet w powietrzu, by ustawic je pod odpowiednim kątem i te mogły dalej jechać na krawędzi. A co do rwy kulszowej, a ogólnie kłopotów z lędźwiami. Temat mi dobrze znany, niestety. 🙂 I masz rację, że jazda karwingowa, z dużymi obciążeniami na dolna część kręgosłupa, bywa... bolesna. Do tego nie mogę tak angulować bioder czy ich wyginać jak kto woli, jak np. córka. Radzę sobie w ten sposób, że przechylam w skręcie całe ciało. Podobnie radzi jakiś stary Francuz (były mistrz Francji w slalomie) z filmiku Deb Armstrong. W pewnym wieku nie mamy tyle elastyczności w kościach i stawach, za to mamy wiecej kłopotów zdrowotnych. 😉 Ale i tak najwięcej bólu lędźwiowego sprawia mi jazda w zmuldznym stromym terenie i prawie klasycznie jechane skręty krótkie. I jeszcze jedna rada dot. lędźwi. Ćwiczyć. Ja codziennie 15-20 minut. Powiniem więcej, ale brak siły woli. 😉 I jeszcze filmik, który juz tu chyba sie pokazał. Facet tłumaczy ile jest carvingu w slalomie. W sumie zgadza się z LeMasterem. Wprowadza też niegłupie rozróżnienie carvingu od... no własnie jak to przetłumaczyć. "Arcing" czyli jechanie po łuku.
  25. Świetny. I zazdrość mnie bierze, bo też tak chciałbym. Ale niestety tu widać młodość. 🙂
×
×
  • Dodaj nową pozycję...