Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 21.06.2025 uwzględniając wszystkie działy
-
https://www.skionline.pl/forum/topic/31164-snowworld-landgraaf-nl/?do=findComment&comment=415170 Miło było razem przez chwilkę szurać @.Beata. @Jan dzięki 🙏2 punkty
-
Miałeś obfity sezon, do pozazdroszczenia. I wybacz, ale szurałam, i to z przyjemnością z Viktorem, a nie z Tobą…;) trochę sporo mi jeszcze brakuje do Twojego levela. A jak Ciebie dogonię, to wtedy Ci powiem czy miło się z Tobą nartuje… Nie zmienia to faktu, że fajnie jest Ciebie Pawcio znać osobiście, smak bomby nabiera innego znaczenia a i wspólna kolacja z pogaduchami i video analiza mają inny wymiar. Za chwilę następny sezon, może uda się razem spiknąć u Tadeusza, tudzież na zlocie. Pozdrów rodzinkę!1 punkt
-
często też w tej kupie bywałem, pamiętam że większość nie maszerowała tylko biegła PS nowym polecam przeczytanie wątku od początku1 punkt
-
Wiekszość mijanych w wiślańskich dolinkach rowerzystów opanowało już elektryki.... glownie tych młodych i zdrowych, nawet zbyt "zdrowych".... patrząc na niektórych przestaję się dziwić, ze rowery el projektuje sie takie masywne.... 😉 Może też sie zdecyduję? Na razie chodzę i oglądam jak koło jeża... 🙂1 punkt
-
Miałem zaszczyt słuchać Oliviera Latry'ego gry na organach w katedrze Notre Dame w Paryżu . Na szczęście te bezcenne organy ocalały z pożaru, o czym dowiedziałem się z oficjalnego listu wpomnianego organisty (wspomniano też o tym ostatnio w programie 2 PR): Despite all the damage in the Cathedral, the organ miraculously escaped the flames, as well as the water supposed to extinguish them. It is very dusty, but will continue to enjoy us as soon as the building will be restored. When? No one knows yet. « Destroy this temple and in three days I will raise it up. » (John, 2). It will surely take more time in Notre-Dame, but I still live with great confidence and hope.1 punkt
-
Ech, Słowacja. To było mniej więcej następne 10 lat wyjazdów. W Polsce zaczęło się robić tłoczno na stokach, w sumie my mamy ¼ Tatr i 38 milionów ludzi a Slowacy ¾ i koło 5 milionów. O różnicach w ówczesnej infrastrukturze nie wspomnę. Słowacja jest mała i wszędzie samochodem do wyciągów szybko da się dojechać. Zmieniły się również realia podróżne w sensie sprzętu - spokojnie mieściliśmy się w piątkę do Opla Omegi, narty w środku wzdłuż drzwi. Nie było najluźniej ale szło wytrzymać. W cztery osoby z kolei jest spko - otwiera się podpórkę na środku tylnej kanapy i narty się mieszczą -trochę w bagazniku, trochę w środku. Pomysłem chyba rzucił Zdzich i nawet chyba załatwił pierwszy wyjazd za pośrednictwem jakiegoś biura podróży w Krakowie. Trafiliśmy do Novej Lesnej. Gospodarz się nazywał Peter Skvaridlow i mieszkał na ulicy Tatranskiej cisło 243. Szczegółów pierwszego wyjazdu nie pamiętam, widocznie nie działo się nic szczególnego. Powoli rozpoznawaliśmy teren w sensie bazy narciarskiej i żywieniowej. Bo z żarciem to różnie bywało, aż do momentu kiedy trafiliśmy na ekstra metę, kwatery z knajpą na dole. Nawet jakiś wykwit poetycki(poniżej) w temacie nart udało mi się popełnić, po prostu byliśmy zauroczeni ilością miejsc w których można było poszusować. Słowacja – po drugiej Tatr stronie, W dzień stoki narciarzy pełne, Bieleją góry ośnieżone, I tak smakuje vino varene. Pięknie – panować nad deskami, I hajda w dół – prosto jak strzelił, Znaczyć zjazd - śniegu fontannami, Być nieuchwytnym cieniem. Bez żadnej przerwy zjazd za zjazdem, Nic to, że człowiek jest zmęczony, Za skrętem skręt na pełnym gazie, Wreszcie organizm powie dość! Skończyć ostatni slalom szalony, Zdjąć deski, spokojnie paść na nos... Za to wyjazd w następnym roku na przedłużony weekend – ho,ho albo nawet ho,ho,ho... Konsekwencje ciągnęły się przez kilka miesięcy. Towarzystwo mieszane było - ja, Zdzichu, jego siostrzeniec Piotrek, młodszy od nas jakieś 20 lat, Jędrzej no i Suchy, nasz kumpel z czasów młodości. Przyjechaliśmy późnym wieczorem i jak zwykle zaczęliśmy od dwóch rzeczy na B – Becherovka – koniecznie z sokiem pomarańczowym i Borovicka – tamtejsze śliwowica. Następnego dnia pojechaliśmy na taki fajny stoczek, po drodze między Nowa Lesną a Smokowcem. Stoczek się nazywał Ski Club Michał Kondrik, nudny jak cholera ale oni wszyscy się uczyli i nie byli zbyt zaawansowani, poświęcić się musiałem, niestety. No i tak jeździliśmy, młody, czyli Piotrek ćwiczył snowboarda, my byliśmy boazeryjni. Dużo kobitek tam było, jak raz Okres Rużomberok miał ferie, kobitki ze szkoły pielęgniarskiej narty uprawiały, Piotrek ćwiczył rwanie, myśmy wiedzieli, że na wyciskanie to raczej szans nie mamy, więc spokojnie waliliśmy piwa i kibicowaliśmy z daleka. Wieczorem namówiłem ich na narty w Tatranskiej Łomnicy, tam mają stok oświetlony, się nazywa Jamy. Narty przypinamy i wjeżdżamy na górę. To znaczy, ja wjeżdżam, skutecznie, zjeżdżam na dół, wjeżdżam jeszcze raz, i widzę, że chłopaki równo jak ulęgałki wzdłuż stoku się walają. To prawda, że górka jest niezła, w połowie ścianka taka stroma, a wyciąg jest szybki bardzo i wylodzony. Niemniej jednak daje to jakieś pojecie, jak bardzo chłopaki nie byli przygotowane. Krótko mówiąc, pojeździć mi nie dali i po pół godzinie wracać do chałupy musiałem. Zawadziliśmy o Poprad, bo tam na stacji benzynowej Becherowkę i sok pomarańczowy można kupić. Ze Smokovców są dwie drogi na Poprad – jedna przez Novą Lesną i Velky Slavkow – tamtędy jeździ się na basen i druga – fajniejsza prosto w dół, zaczynająca się przy dworcu autobusowym. Tamtędy też da się dojechać do Novej Lesnej, przed Motorestem Raimund trzeba skręcic w lewo. Nocą Poprad ma piękna kolorystykę świateł – jest cały złoty. Wróciliśmy na kwaterę i oddaliśmy się konsumpcji zakupów i grze w kości. Łatwo można było przewidzieć, że nie byliśmy myślącymi istotami, bo kupiliśmy tylko jedną flaszkę, dużą co prawda, ale ilość była niewystarczająca. Wraz ze Zdzichem stwierdziliśmy, że poprawić trzeba i podjęliśmy decyzję, iż należy udać się do baru Sony w centrum Novej Lesnej, na piętrze nad pocztą, i przed zaśnięciem zasilić organizm kilkoma piwami. Zdzich sugerował przejście dystansu pieszo. Mnie natomiast po jeździe na nartach nie chciało się chodzić i stwierdziłem, na pewno jak pójdzemy piechotą to coś nas przejedzie, w zwiazku z tym wyłącznie samochód. Tłumaczyłem, ze będę jechał bardzo wolno bo nie urządzam rajdów po wąskich uliczkach w miasteczku tylko dbam o nasze bezpieczeństwo. Wyruszyliśmy. Do jazdy było wszystkiego 200 metrów. Ukształtowanie terenu odegrało dużą rolę. Należy wyobrazić sobie literę T, my jedziemy od dołu i skręcamy w prawo. Bar Sony jest akurat w prawym rogu litery T. Na płocie po drugiej stronie uliczki na wprost mnie widzę nagle blask świateł - znaczy ktos jedzie z prawej strony, hamuję, ale jest za późno, niestety. Brzdęk, łomot, cisza. Jakaś stara Skodzianka, nadjeżdżająca z prawej strony się nie wyrabobiła no i było zderzenie. Skodziance zdarło lewe światło, cały błotnik i wgniotło drzwi od kierowcy,, mnie walnął zderzak, lewy klosz od lampy, i cokolwiek pogiął się lewy blotnik.żarówka działała. Wychodzimy i ustalamy fakty. Ci w Skodziance są tutejsi, w sensie że z Bratysławy. Już po pierwszych zdaniach ustaliliśmy, że i oni i my, niekoniecznie marzymy o wezwaniu policji, z tym, że oni jakby bardziej nie chcą niz my. Jesteśmy w stanie wskazującym na spożycie, przy czym ja trzymałem się lepiej. Po krótkiej dyskusji, bo zaraz bar zamykali, zabrałem im prawo jazdy i dokumenty samochodu, powiedziałem, gdzie mieszkamy i umówiłem się na jutro, że do nas przyjdą. Byli potulni jak baranki, powaliło im ten samochód bardziej niż mnie. My ze Zdzichem natychmiast polecieliśmy do baru, nabyliśmy tych kilka piw niezbędnych do przetrwania nocy i odjechaliśmy na kwaterę, czyli te 200 metrów dalej. Wkurzyłem się cokolwiek z jednej przyczyny – ulica w którą skręciłem była, cholera, j e d n o k i e r u n k o w a i tamten koleś jechał, skubany pod prąd bo mu się nie chciało dookoła, wamać! Na trzeźwo byłoby tak samo, tamta ulica była jednokierunkowa właśnie z tego powodu, że zza rogu nic nie widać, a tam wąsko jest, na jeden samochód, problem polegał na tym, że nic nie powinno jechać z prawej strony, kurdę, no!!!! To znaczy, że jadąc z dołu skręcam w prawo i luźny jestem, bo nikt z przeciwka nie jedzie. A ten dupek chciał sobie drogę skrócić, co zresztą tłumaczy jego ustępliwość. Ale stało się, wróciliśmy na kwaterę, zaparkowaliśmy samochód, zabraliśmy do piwa. Dalszy kawałek relacji znam z opowieści Zdzicha, bo zdaje się że dopiero wtedy naprawdę do mnie dotarło, co się zdarzyło. Na pewno walnąłem piwo. Według relacji naocznego świadka, czyli Zdzicha, potem waliłem głową w maskę silnika, mówiąc: (brzydkie słowa zastąpione przez XXX) Nowa Lesna…XXXXXXXXXXXXXXX No 2000 tysiące mieszkańców… XXXXXXXXXXXXXXXXXXX godzina 22.30 XXXXXXXXXX dwa samochody… XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX 21.50 XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX takie zgrane w czasie XXXXXXXXXXXXXXXXXX no i XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX, ku*wa! Zdzichu potem twierdził, że moje walenie głową w maskę spowodowało większe szkody, niż wypadek, ale chyba przesadzał. Fakt, rano glowa bolała. Przyszli sprawcy wypadku. Po dwóch kawach ustalilismy, że trzeba do Popradu. Pojechaliśmy. Poszliśmy do dealera Opla. Sam reflektor kosztował 36.000 koron, co było sumą znacznie przewyższającą możliwości studenta z Bratysławy. I tutaj wtrącił się Jędrzej, chwała mu za to. Powiedział, że tylko wypadek daje szansę uzyskania ubezpieczenia i załatwienia tej sprawy normalnie. Nie mówiąc o tym, że bez zaświadczenia z policji nie przepuszczą nas przez granicę. Z braku innych rozwiązań przyjęliśmy jego propozycje jednogłośnie, znaczy jednym głosem, znaczy to był jego głos. Pojechaliśmy szukać miejsca wypadku, żeby był prawdopodobny. Znaleźliśmy takie miejsce, jakieś 2 kilometry za Nowa Lesną, droga na Velky Slavkow, i dalej na Poprad. Skrzyzowanie z jakąś nader lokalna drogą z prawej. Tez w kształcie literki T, tak więc koncepcja się zgadzała. Upozowaliśmy samochody i jeden z tych Słowaków poleciał zadzwonić na policję. Zadzwonił. Wrócił. Ich policja działała tak samo jak nasza, i dzięki Bogu!!!! Mieli limitowane paliwo i dużo zgłoszeń, czekało się na nich co najmniej 2 godziny. I to nas uratowało. Albowiem jakiś tubylec, przejeżdżający tamtędy zapytał: - Akcident? No to odpowiedziałem: -Ano!! Na to on zapytał: - A kde sklo? No to odpowiedziałem: XXXXXXXXXXXXXXXXXX bo gość miał rację… (cdn)1 punkt