Cała aktywność
Kanał aktualizowany automatycznie
- Z ostatniej godziny
-
Ten świeży śnieg to nie był puch, wywaliłem się, wiązania nie wypięły, kilku starszych narciarzy wsadziło mnie na sanki i zawiozło do domu wczasowego gdzie byliśmy na zimowisku. Sanitarką pojechałem do szpitala w Bielsku a tam było tylu połamańców że musiałem czekać na gips na korytarzu. Powrót do Szczyrku też był z przygodami bo wsadzili do jednej sanitarki 4 połamańców - jechaliśmy z niedomkniętymi drzwiami a moja noga, zagipsowana i owinięta kocem, wystawała na zewnątrz .
- Dzisiaj
-
Nie było dobre. W Zakopanem to był cud, że z kolegą (dziś emertowany prof. fizyki) kupiliśmy narty, a w Krakowie też cud, że sprzedający się nade mną ulitował. Ale czasem coś "rzucali". Vide niezłe japońskie wiązania Hope na moim zdjęciu, z przednim i tylnym bezpiecznikiem. Poprzednio miałem Kadra 3, tylko z bezpiecznikowym przodem. Te kanty metalowe w Twoich nartach pewnie były przykręcane. Rozumiem, że złamałeś nogę na nartach. Mnie tego życie oszczędziło, choć początki były na Knadaharach (widać je na zdjęciu Pienin Lexiego), a więc wiązaniach w 100% niebezpiecznikowych. 🙂 Długość nart na wyciągniętą rękę (do nadgarstka) to nie był dobry pomysł zwłaszcza dla wysokich.
-
no niestety w mijającym sezonie takich dni z głębszym śniegiem było bardzo niewiele, miałem ich równe 5 co nie stanowi nawet 10% dni narciarskich w Alpach PS. Nie wiem co dla Ciebie oznacza "fajny głęboki śnieg" ? Może trzeba się przeprowadzić do Japonii ?
-
to jednak musiało być wtedy lepsze zaopatrzenie sklepów krakowskich i zakopiańskich bo pamiętam że wujek swoje metalki musiał "załatwiać" po znajomości, moje "plastiki" (- całe drewniane jedynie ślizgi były plastikowe i miały kanty metalowe) kupowaliśmy w składnicy harcerskiej, udało mi się wtedy wyciągnąć rękę na 190cm i takie dostałem widać że w lutym 1972 było słabo ze śniegiem w Szczyrku kilka dni później spadło dobre pół metra śniegu i złamałem nogę poniżej Piekiełka
-
Chyba 72'. Pod koniec roku. Może na początku 73'. Zdjęcie z nartami jest z wiosny 1973, więc narty musiałem kupić wcześniej.
-
a pamiętasz jeszcze w którym to było roku ?
-
moje nazywały się Wierchy, były jeszcze Sudety ale nie wiem jaka była różnica
-
To Panie wypas był dla zawodowców .. ja jeździłem w tym czasie na takich jak te.. (tutaj jeszcze chyba pasków brakuje skórzanych).
-
Nawet nie wiedziałem, że mogą być narty w pełni metalowe. Te Rysy KF-72 to były narty z dwoma warstwami metalu, na spodzie i na górze, i warstwy drewna w środku. Ciekawa jest historia ich zakupu. Oczywiście w sklepie w Krakowie się normalnie takich nie kupowało. Wymyśliłem więc sobie, że kupię je w Szaflarach, gdzie je produkowano. Pracował tam brat znajomej. Pojechalismy autobusem do Szaflar z kolegą, ale nic nie załatwiliśmy. W akcie desperacji pojechalismy więc do Zakopanego i tam, cud boski, stały sobie w zwyczajnym sklepie sportowym. Do wyboru, do koloru, tzn. były czerwone lub czarne. 🙂 Kupiłem czerwone 210 cm. Po powrocie do Krakowa udałem się do serwisu w celu założenia wiązań. Gość wziął narty do ręki i powiedział mniej więcej tak: "ło jezu, cóżeś to pan kupił, za twarde". I faktycznie miał rację. Chyba czerwone były bardzo sztywne a czarne mniej, o czym kupując oczywiście nie wiedziałem. Zdesperowany udałem się do sklepu sportowego na Szewskiej w Krakowie i błagalnie spytałem czy przypadkiem nie da się ich wymienić, choć żadnych tego typu nart na półkach nie było. Gość spojrzał z litością, udał sie na zaplecze i wyniósł czarne Rysy ze zdjęcia. Ufff... Pewnie coś mu za to zapłaciłem, ale nie była to duża suma. Takie rzeczy to tylko w... PRL-u. 🙂 Z nart byłem dość zadowolony, choć później przekonałem się, że były za długie. Następne, wiecznie rozklejające się Epoxy, były już 205 czy nawet 200 cm. Potem były różne: Heady, Dynamic, Volkl, ale wszystkie 200 cm.
-
Bliższa mi strategia Śpiocha. Uwagi Mitka też celne. Z rana te kilka intensywnych godzin i basta... ew. turystyka narciarska później czyli zwiedzanie ośrodka czy też jeżdżenie towarzyskie. No ale to stare czasy. Spoza trasy na skitury taka moja droga i powrotu już chyba nie ma. Cóż rzec. Pozdrawiam serdecznie w krainy ziemniaka, jezior polodowcowych. Czas na rower i pływanie.
- Wczoraj
-
Cześć Rysy Metal, które tak dumnie prezentujesz - zazdroszczę szczerze, bo nigdy tych nart nie miałem anie na nich nie jeździłem a była to pewna legenda były chyba pierwszymi polskimi nartami o konstrukcji nowoczesnej z wykorzystaniem metalu ale nie były metalowe. Taki był znacznie późniejszy Volant - z tego co wiem pierwsza narta o konstrukcji metalowej ale jak dokładnie ta konstrukcja wyglądała (to była chyba jakaś skorupa) to ja nie wiem. Na Volantach jeździłem i była to narta... niemiła... Powracając do źródeł... "Jak jeździmy na nartach"... no właśnie o tym piszemy i nikt tu nikogo do niczego (no przynajmniej ja) nie chce przekonywać. Na nartach jeździ się zazwyczaj tak jak pozwala teren - to jedyny element, który nas ogranicza. Przez "teren" w tym momencie rozumiem całość czyli to po czym można zjechać. I tu jednoznacznie oddaję dwa wyjazdy sztruksowe za jedne dzień w fajnym głębokim śniegu. Niestety... Pozdro
-
Cześć Racja. Ale ja, lubię szukać miękkiego śniegu a nie przejeżdżonego i utwardzonego przez narciarzy. Poza trasę, zjeżdżamy po to aby było inaczej... Zresztą, najfajniejsze zjazdy są zazwyczaj - w pewnej perspektywie - zaskoczeniem dla jadącego. Pozdro
-
Jeśli jeździsz na maksimum możliwości, to nie dasz rady jeździć cały dzień. To jest uniwersalna zasada. Nie sądze by zawodnik PŚ pojechał trening pełnego GS, 40 razy w ciągu dnia. A jeśli nawet, to będzie to jazda na pół gwizdka. Twoi znajomi są lepsi? Czyli właśnie się wożą. Mogą przy tym osiągać wysokie prędkośći, ale nie jadą wymuszonym promienim skrętu, czy rzadko schodzą do pozycji zjazdowej. Podejrzewam, że Ty rozumiesz o co chodzi, ale Clip może nawet sobie nie wyobrażać, że istnieje jazda, w której po minucie jesteś bliski utraty przytomności. Ogólnie dużo ludzi, nawet średnio jeżdzących i o umiarkowanej kondycji nabija też sporo km na stoku. Na czym polega ten fenomen? Przede wszystkmi nie skręcają. Ci słabsi walą na wprost zarzuacając od czasu do czasu nartami by trochę przyhamować. Lepsi jadą już łukami, ale one nie mają stałego promienia, a narty zazwyczaj nie są mocno dociskane. Albo wybierają uślizgi, albo nawet jadąc na krawędzi, promień rośnie wraz z prędkością a na slalomkach powstają kilkudziesięciometrowe łuki. Generalnie jadą tak jak ich narty niosą, a nie założonym wcześniej torem. Dlatego tak duża jest przepaść, gdy nawet niezły amator wjedzie pierwszy raz na tyczki.
-
Pewnie ja z racji wieku. Na zdjęciu (już go kiedyś wstawiałem) trzymam dumnie metalowe Rysy KF-72. Nie pamiętam czy były to moje pierwsze metalki. Zdjęcie pochodzi z wiosny 1973 r. Hala Chochołowska. Wybraliśmy sie tam w dwie studenckie pary. Wyciągów w pobliżu nie było, więc podchodziliśmy na pobliskim pólku i zjeżdżali. Takie pierwotne narciarstwo. 🙂 Moja narzeczona (tak się kiedyś mówiło na swoją dziewczynę :)), a potem przyszła żona, już coś tam jeździła, ale bardzo początkowo. Pozostali jeszcze gorzej.
-
Dla mnie Śnieżnik to Śnieżnik, a Kłodzko to Kłodzko. Nie spotkałem jeszcze osoby, która powiedziałaby - idziemy na Śnieżnik Kłodzki?
-
to śnieżnik Kłodzki jest ?
-
załóż nowy temat
-
Kijki Leki czym się różnią?
Marcos73 odpowiedział brachol → na temat → Dobór innego sprzętu narciarskiego
Co Cię tak wzięło na SL? pozdro -
Osobiście sezon narciarski dzielę sobie na 4 etapy. Etap I - to sam początek sezonu, który zwykle zaczynam w grudniu ( początek lub jego połowa) w zależności, kiedy wystartuje Czarna Góra. Uwielbiam ten czas, bo trwa naśnieżanie, ludzi jest mało, lekcje wpadają sporadycznie, przez co mogę pojeździć dla samego siebie i sprawdzać nowo pozyskany sprzęt. Etap 2 - Okres czasowy od Świąt, przez Sylwestra, aż do końca ferii. W tym czasie dużo pracuję instruktorsko i o jeździe wolnej, z małymi wyjątkami, mogę sobie tylko pomarzyć. Etap 3 - Wisienka na torcie, zaczyna się dla mnie dwa tygodnie po zakończeniu ferii ( połowa marca ) i trwa do ostatecznego zamknięcia Czarnej Góry w sezonie. Uwielbiam ten etap, czekam na niego od samego początku sezonu i kiedy już nadejdzie, ogarnia mnie wielka radość, ale i jest mi trochę smutno, bo wiem, że sezon powoli zbliża się ku końcowi. Codziennie zabieram ze sobą kilka par nart i w zależności, na co przyjdzie ochota, zakładam i jeżdżę, im dalej w dzień, tym szerzej pod butem. Po narciarskim dniu razem ze znajomymi, o ile pogoda pozwala, rozpalamy ognisko i siedząc przy nim, zajadamy pyszności, rozmawiamy sobie często aż do zamknięcia wyciągów, robi się wtedy cicho, słychać ptaków zawodzenie, trzaski ogniska, zapada zmierzch, noc, ale i nadchodzi kolejny dzień. Często z samego rana rozkładamy tyczki i ćwiczę sobie wymuszony skręt, w celu poprawy bezpieczeństwa swojej jazdy, lepszego panowania nad nartami, bo zawodnik ze mnie żaden. Uwielbiam ten czas. Etap 4 - Kiedy wyciągi się zatrzymają. Skitury i zupełnie inny wymiar narciarstwa. To kwietniowy czas na pustych, zmęczonych sezonem trasach, gdzie mocno czuć już wiosnę, a nartostrady odsłaniają wcześniej ukryte skarby, w postaci pojedynczych nart, kijków, drobnych monet, karnetów, telefonów, pralek czy laptopów. 😜 Na początku swojej narciarskiej drogi, lubiłem tylko sztruksik, teraz przyjemność z jazdy czerpię na prawie każdym dostępnym warunie, wyjątkiem są mocno oblodzone stoki, wolę jednak jak jest bardziej miękko niż lodowo. Podobnie mam z nartami, kiedyś tylko SL, GS, obecnie najszersze dechy, na których szusuję, mają 114 pod butem i też dają mi wiele radości. Jako lokalny narciarz, na dalsze wyjazdy wyruszam sporadycznie, dobrze mi tu gdzie jestem. Serdecznie pozdrawiam.
-
Cale, za wyjątkiem wiązań.
-
Piotrek, ale nie przyjmuj swojego punktu widzenia jako wyznacznika jazdy na nartach, bo to z góry skazane jest na porażkę. W szczególności w jeździe stricte amatorskiej. Są osoby co zjadą dziennie w Alpach 100km i więcej przy przewyższeniu rzędu 12-15km. Tu się nie da wozić, tylko trzeba zapierdalać. Twój styl jazdy (a raczej to co Ty lubisz w narciarstwie) jest mocno wysiłkowy i te 4h pewnie wystarczą aby mieć dość, ale nie każdy szuka tego co Ty. Grimson każdą aktywność traktuje jak siłownię i musi się szybko ujebać cokolwiek robi. To go cieszy. Czy to narty, czy rower. Ja podobnie jak Clip spędzam cały dzień z reguły na stoku, ale raczej w narciarstwie szukam czegoś na Twoją modłę. Wiec przerwy muszę częściej dozować, bo kondycyjnie na dam rady takie obciążenia wytrzymać. Jazda na "twardych" nogach jest bez sensu, jak również z mojego punktu widzenia tak samo bezsensowny jest wyjazd w Alpy, aby pośmigać 3-4h z rana i pakować się na kwaterę i dogorywać w łóżku. pozdro
-
Ja miałem łyżwy, takie przykręcana do podeszwy buta. Były całe metalowe. Liczy się?
-
Całe metalowe ?
-
kto miał jednej z pierwszych metalowe narty - ręka do góry.
-
Kijki Leki czym się różnią?
Marcos73 odpowiedział brachol → na temat → Dobór innego sprzętu narciarskiego
Ja wszystkie znam, a nawet jak nie to i tak się dogadam. Jadę do Włoch, kurwa tu i kurwa tam, - wszyscy wiedza że skręcać się umi nieźle 😉 pozdro