Cała aktywność
Kanał aktualizowany automatycznie
- Z ostatniej godziny
-
Zawodników zostawmy w spokoju, bo jeśli Ci się wydaje że potrafisz jeździć jak oni to tylko Ci się wydaje. Twój max jest ich rozgrzewkowym przejazdem. Jazda na zawodach, to jazda na zawodach i trudność takiego przejazdu nie ma nic wspólnego z pałętaniem się po pustym stoku. Z resztą pisałeś wcześniej o dobrych amatorach wchodzących na tyczki. Mój stopień sprawności i siły w stosunku do Twojego jest taki sam jak Twojego do zawodnika z PŚ, czyli żałosny. To nie temat poradniczy tylko informacyjny. Możesz tego nie rozumieć. Równie dobrze mogę napisać że na paragigantkach można robić wszystko co na SL tylko łatwiej. Też zupełnie nie rozumiem że dobrze Ci się jeździ w przykrótkich SL-kach. Bądź konsekwentny w tym co piszesz, wydłużając promień na SL to się wozisz i jedziesz jak cię narty niosą? Czy Ciebie to nie dotyczy, bo jesteś wyjątkowy? Napisałem wyraźnie, taka jazda mnie nie interesuje. Narta SL dociśnięta samoistnie zacieśnia skręt, bo taka jest ich geometria. Na takich nartach mogę jeździć w PL to tu mam krótkie górki. W Alpach musiałbym się na nich … wozić. Hala walcowa jest na trasie 1a w okolicy Soliska. Przewężenie na szerokość ratraka ułożone pod kątem z 60 stopni do biegu głównej trasy z Buczynka do Jontka. Tuż przed górną stacją krzesła Kamienna-Solisko. Pozdro
- Dzisiaj
-
przecież tam już na Sylwestra były muldy po pas
-
Jeśli tak jeździsz. Tylko kto tak jeździ i po co. Chyba że chcesz sobie lub innym coś udowodnić. Oczywiście od dobrych kilku lat tak nie jeżdżę i pewnie nawet nie mógłbym nie ryzykując poważnych komplikacji sercowych. 😉 Być może mając 20-25 lat trochę tak, na maksa, starałem się jeździć. Bawiło mnie to. Ale później już nie. Więcej relaksu, smakowania przyjemności, radości z bycia z innymi. Z odruchów instruktorskich często obserwuję innych, zwłaszcza tych dobrze jeżdżących, których jest niewielu na typowych trasach. Nie widzę by jeździli na maksa, raczej smakują i cyzelują jazdę w średnim tempie. Ci szybko jeżdżący przeważnie technicznie jeżdżą kiepsko. Tych wycinających intensywne skręty carvingowe też niewielu bo zaludnienie stoków nie pozwala. A najbardziej na maksa jeździłem w 18. roku życia. Start na górze Kasprowego, pełna kita z minimum skrętów na Goryczkowej. Pierwszy i ostatni postój na polanie przed nartostradą do Kuźnic. A czasami i bez tego postoju. 🙂 I to mnie wtedy naprawdę cieszyło. Ale szybko z tego wyrosłem.
-
Pierwsze "metale" to rok chyba 1972 - II klasa szkoły średniej, kiedy brat pozwolił mi pojeździć na swoich Rysy Metal rocznik 1970 -ze znaczkiem Zakopane. Czarne z białyni oznaczeniami. Ciekawostka - miały logo jak Atomic czy gwiazda merca, poźniej zamieniono to logo na taki klin/szczyt jak na fotce Andrzeja. Miąły jedną blachę - wiem, bo kiedyś je przewierciłem na wylot... 😉. Rok poźniej ojciec wyczarował dla mnie - niebieskie.... ;-). Na pierwszej fotce brat z kolegami - Szczyk hala Skrzyczeńska - kolejka do orczyka na Małe - w tle pojedynczy jeszcze "długi górnik" z Czyrnej. Wiązania Kadra 3- słynne wyrwijwkrety.... Na drugiej ja w drugie połowie 70tych na tych 'niebieskich' Rysach - śniegu było w opór, można było zjeżdżać z Czantorii przez las i (czasem niestety) jeżyny.... Na foto łąka w okolicy Motelu w Polanie.
-
Po powrocie z krainy ziemniaka, Pałac Będlewo i jezioro Dymaczewskie bez gry słów. Tym razem tylko rower i kraina granitu...
-
@Spiochu to proszę o rozwinięcie tematu, kiedy i gdzie to dziadostwo było ? W grudniu było rewelacyjnie a na początku kwietnia też raczej nie można było narzekać
-
Takie tam z rana, przy 5st C na zewnątrz. Fajnie się jechało bo pusto na drogach. Tylko zimno wciskało się każdą możliwą szczelina. Vmax porównywalny do nart.
- Wczoraj
-
Przwywołałem zawodników PŚ, jako najlepiej przygotowanych fizycznie do narciarstwa, żeby ktoś nie mówił, że kolega ma lepszą kondycję/trenuje na siłce to daje radę cały dzień cisnąć. A jeśli chcesz cisnąć na makasa to niczym się to od jazdy wyczynowej nie różni. Nawet jeśli to jest freeride. Wykorzystujesz maksimimum swoich możliwości w tym co chcesz zrobić. Udaje się w iluś tam %, podobnie jak żaden zawodnik nie przejeżdza trasy idealnie. Czasem glebisz lub się zatrzymujesz, tak samo jak na zawodach. Margines błędu zależy od Ciebie ale tu i tu moze być taki sam. Nie ma jedynie widzów, nagród i zagrodzonej trasy. Nie rozumiem dlaczego wam się dobrze jeździ na tych dłuższych nartach. Na SL 156cm bez problemu jedziesz dowolnym skrętem lub na krechę. Wszystko idzie sprawniej i łatwiej. W gorszych warunkach, w puchu, czy na muldach też dużo lepiej niż na GS. Spędziłem mnóstwo czasu na Pilsku, ale nie mam pojecia co to Hala Walcowa? Gdzie to jest? Ostatnio we Francji z racji pogody i dziadostwa w ośrodku, jeździłem sporo po garbach i świeżym ciężkim śniegu (na GS). Chyba już wyszedłem z wprawy bo szło to bardzo mizernie. Gleb może nie było, ale pit stopy co kilka skrętów i niska prędkość przejazdu. Zresztą to właśnie prędkość jest przycyzną. Jak się w miarę szybko pojedzie to wszystko idzie płynnie i sprawnie, ale jak się psychicznie zablokujesz to walczysz z garbami, czy zakopujesz się w śniegu.
-
Cze Masz sporo racji w tym co napisałeś ale troszkę na wyrost jest przywoływanie jazdy zawodników. Rozmowa dotyczy jazdy amatorskiej, a w szczególności tego co nam w niej sprawia największą frajdę. W Alpy nie zabieram nart typu SL bo jeżdżąc na nich po 3-ech godzinach jazdy pakowałbym się na kwaterę. Być może odezwą się głosy, że da się i dłuższym łukiem na nich pojechać, ale mnie osobiście taka jazda nie sprawia frajdy. Skręty są krótkie i intensywne, a wydłużanie w moim przypadku to jazda w trawersie, czyli z mojego punktu widzenia, bez sensu. Wolę narty długie, które mi dają dużo więcej możliwości jazdy kombinowanej. Jazda free, to jazda z marginesem błędu, który jednak jest zawsze, Ty pewnie masz mały, ale i tak nie ma to porównania z z jazdą po tyczkach/bramkach w realu. Tam każdy błąd to strata lub …. koniec jazdy. W jeździe dowolnej tak nie jest, jedzie się dalej i tyle. Nawet jak coś odbiega od planowanego toru lub skrętu. Kolegę Clip-a interesuje przemierzanie ośrodków, mnie to frajdy nie sprawia. W każdym ośrodku, w którym byłem mam parę ulubionych (dla mnie ciekawych), a reszta może dla mnie nie istnieć. Ostatnio na Pilsku najlepszy moment dla mnie to wjazd na Halę Walcową w pozycji zjazdowej bez unoszenia sylwetki. Taki kernell S dla leszczy😉. Reszta trasy to tylko dojazdówka do tego punktu. Dla większości to tylko wąska przejazdówka, bez historii, zawalidrogą na trasie. w Madonnie bardzo lubię trasę usłaną garbami którą obsługuje stare krzesło. Nikt tam nie jeździ, bo dla większości jest nieciekawa. Ja na niej mogę i pół dnia jeździć. Na górnej części trasy są garby opadające mniej więcej do połowy jej szerokości naprzemiennie. Dół to seria ścianek. Większość na górze wybiera linię aby ominąć garby, a dół jedzie, żeby zjechać. Dla mnie cała frajda to skręty na garbach. O ile początkowo to staram się je kompensować w skrętach, to cała zabawa zaczyna się później, jak już nie dajesz rady tego zrobić. Trzeba tylko się wjeździć, aby lecieć na wprost w skręcie a nie w krzaki. Nawet na płaskim da się poszukać przyjemności z jazdy, i szczerze mówiąc może to bardziej zmęczyć niż jazda po stromszych odcinkach, szczególnie jak chcesz pojechać tak jak lubisz i szukasz za wszelką cenę prędkości, a nie jest to jazda na „krechę”. pozdro
-
Ten świeży śnieg to nie był puch, wywaliłem się, wiązania nie wypięły, kilku starszych narciarzy wsadziło mnie na sanki i zawiozło do domu wczasowego gdzie byliśmy na zimowisku. Sanitarką pojechałem do szpitala w Bielsku a tam było tylu połamańców że musiałem czekać na gips na korytarzu. Powrót do Szczyrku też był z przygodami bo wsadzili do jednej sanitarki 4 połamańców - jechaliśmy z niedomkniętymi drzwiami a moja noga, zagipsowana i owinięta kocem, wystawała na zewnątrz .
-
Nie było dobre. W Zakopanem to był cud, że z kolegą (dziś emertowany prof. fizyki) kupiliśmy narty, a w Krakowie też cud, że sprzedający się nade mną ulitował. Ale czasem coś "rzucali". Vide niezłe japońskie wiązania Hope na moim zdjęciu, z przednim i tylnym bezpiecznikiem. Poprzednio miałem Kadra 3, tylko z bezpiecznikowym przodem. Te kanty metalowe w Twoich nartach pewnie były przykręcane. Rozumiem, że złamałeś nogę na nartach. Mnie tego życie oszczędziło, choć początki były na Knadaharach (widać je na zdjęciu Pienin Lexiego), a więc wiązaniach w 100% niebezpiecznikowych. 🙂 Długość nart na wyciągniętą rękę (do nadgarstka) to nie był dobry pomysł zwłaszcza dla wysokich.
-
no niestety w mijającym sezonie takich dni z głębszym śniegiem było bardzo niewiele, miałem ich równe 5 co nie stanowi nawet 10% dni narciarskich w Alpach PS. Nie wiem co dla Ciebie oznacza "fajny głęboki śnieg" ? Może trzeba się przeprowadzić do Japonii ?
-
to jednak musiało być wtedy lepsze zaopatrzenie sklepów krakowskich i zakopiańskich bo pamiętam że wujek swoje metalki musiał "załatwiać" po znajomości, moje "plastiki" (- całe drewniane jedynie ślizgi były plastikowe i miały kanty metalowe) kupowaliśmy w składnicy harcerskiej, udało mi się wtedy wyciągnąć rękę na 190cm i takie dostałem widać że w lutym 1972 było słabo ze śniegiem w Szczyrku kilka dni później spadło dobre pół metra śniegu i złamałem nogę poniżej Piekiełka
-
Chyba 72'. Pod koniec roku. Może na początku 73'. Zdjęcie z nartami jest z wiosny 1973, więc narty musiałem kupić wcześniej.
-
a pamiętasz jeszcze w którym to było roku ?
-
moje nazywały się Wierchy, były jeszcze Sudety ale nie wiem jaka była różnica
-
To Panie wypas był dla zawodowców .. ja jeździłem w tym czasie na takich jak te.. (tutaj jeszcze chyba pasków brakuje skórzanych).
-
Nawet nie wiedziałem, że mogą być narty w pełni metalowe. Te Rysy KF-72 to były narty z dwoma warstwami metalu, na spodzie i na górze, i warstwy drewna w środku. Ciekawa jest historia ich zakupu. Oczywiście w sklepie w Krakowie się normalnie takich nie kupowało. Wymyśliłem więc sobie, że kupię je w Szaflarach, gdzie je produkowano. Pracował tam brat znajomej. Pojechalismy autobusem do Szaflar z kolegą, ale nic nie załatwiliśmy. W akcie desperacji pojechalismy więc do Zakopanego i tam, cud boski, stały sobie w zwyczajnym sklepie sportowym. Do wyboru, do koloru, tzn. były czerwone lub czarne. 🙂 Kupiłem czerwone 210 cm. Po powrocie do Krakowa udałem się do serwisu w celu założenia wiązań. Gość wziął narty do ręki i powiedział mniej więcej tak: "ło jezu, cóżeś to pan kupił, za twarde". I faktycznie miał rację. Chyba czerwone były bardzo sztywne a czarne mniej, o czym kupując oczywiście nie wiedziałem. Zdesperowany udałem się do sklepu sportowego na Szewskiej w Krakowie i błagalnie spytałem czy przypadkiem nie da się ich wymienić, choć żadnych tego typu nart na półkach nie było. Gość spojrzał z litością, udał sie na zaplecze i wyniósł czarne Rysy ze zdjęcia. Ufff... Pewnie coś mu za to zapłaciłem, ale nie była to duża suma. Takie rzeczy to tylko w... PRL-u. 🙂 Z nart byłem dość zadowolony, choć później przekonałem się, że były za długie. Następne, wiecznie rozklejające się Epoxy, były już 205 czy nawet 200 cm. Potem były różne: Heady, Dynamic, Volkl, ale wszystkie 200 cm.
-
Bliższa mi strategia Śpiocha. Uwagi Mitka też celne. Z rana te kilka intensywnych godzin i basta... ew. turystyka narciarska później czyli zwiedzanie ośrodka czy też jeżdżenie towarzyskie. No ale to stare czasy. Spoza trasy na skitury taka moja droga i powrotu już chyba nie ma. Cóż rzec. Pozdrawiam serdecznie w krainy ziemniaka, jezior polodowcowych. Czas na rower i pływanie.
- Ostatni tydzień
-
Cześć Rysy Metal, które tak dumnie prezentujesz - zazdroszczę szczerze, bo nigdy tych nart nie miałem anie na nich nie jeździłem a była to pewna legenda były chyba pierwszymi polskimi nartami o konstrukcji nowoczesnej z wykorzystaniem metalu ale nie były metalowe. Taki był znacznie późniejszy Volant - z tego co wiem pierwsza narta o konstrukcji metalowej ale jak dokładnie ta konstrukcja wyglądała (to była chyba jakaś skorupa) to ja nie wiem. Na Volantach jeździłem i była to narta... niemiła... Powracając do źródeł... "Jak jeździmy na nartach"... no właśnie o tym piszemy i nikt tu nikogo do niczego (no przynajmniej ja) nie chce przekonywać. Na nartach jeździ się zazwyczaj tak jak pozwala teren - to jedyny element, który nas ogranicza. Przez "teren" w tym momencie rozumiem całość czyli to po czym można zjechać. I tu jednoznacznie oddaję dwa wyjazdy sztruksowe za jedne dzień w fajnym głębokim śniegu. Niestety... Pozdro
-
Cześć Racja. Ale ja, lubię szukać miękkiego śniegu a nie przejeżdżonego i utwardzonego przez narciarzy. Poza trasę, zjeżdżamy po to aby było inaczej... Zresztą, najfajniejsze zjazdy są zazwyczaj - w pewnej perspektywie - zaskoczeniem dla jadącego. Pozdro
-
Jeśli jeździsz na maksimum możliwości, to nie dasz rady jeździć cały dzień. To jest uniwersalna zasada. Nie sądze by zawodnik PŚ pojechał trening pełnego GS, 40 razy w ciągu dnia. A jeśli nawet, to będzie to jazda na pół gwizdka. Twoi znajomi są lepsi? Czyli właśnie się wożą. Mogą przy tym osiągać wysokie prędkośći, ale nie jadą wymuszonym promienim skrętu, czy rzadko schodzą do pozycji zjazdowej. Podejrzewam, że Ty rozumiesz o co chodzi, ale Clip może nawet sobie nie wyobrażać, że istnieje jazda, w której po minucie jesteś bliski utraty przytomności. Ogólnie dużo ludzi, nawet średnio jeżdzących i o umiarkowanej kondycji nabija też sporo km na stoku. Na czym polega ten fenomen? Przede wszystkmi nie skręcają. Ci słabsi walą na wprost zarzuacając od czasu do czasu nartami by trochę przyhamować. Lepsi jadą już łukami, ale one nie mają stałego promienia, a narty zazwyczaj nie są mocno dociskane. Albo wybierają uślizgi, albo nawet jadąc na krawędzi, promień rośnie wraz z prędkością a na slalomkach powstają kilkudziesięciometrowe łuki. Generalnie jadą tak jak ich narty niosą, a nie założonym wcześniej torem. Dlatego tak duża jest przepaść, gdy nawet niezły amator wjedzie pierwszy raz na tyczki.
-
Pewnie ja z racji wieku. Na zdjęciu (już go kiedyś wstawiałem) trzymam dumnie metalowe Rysy KF-72. Nie pamiętam czy były to moje pierwsze metalki. Zdjęcie pochodzi z wiosny 1973 r. Hala Chochołowska. Wybraliśmy sie tam w dwie studenckie pary. Wyciągów w pobliżu nie było, więc podchodziliśmy na pobliskim pólku i zjeżdżali. Takie pierwotne narciarstwo. 🙂 Moja narzeczona (tak się kiedyś mówiło na swoją dziewczynę :)), a potem przyszła żona, już coś tam jeździła, ale bardzo początkowo. Pozostali jeszcze gorzej.
-
Dla mnie Śnieżnik to Śnieżnik, a Kłodzko to Kłodzko. Nie spotkałem jeszcze osoby, która powiedziałaby - idziemy na Śnieżnik Kłodzki?
-
to śnieżnik Kłodzki jest ?