Cała aktywność
Kanał aktualizowany automatycznie
- Z ostatniej godziny
-
Tydzień temu na pewnej speleologicznej grupie FB (niecałe 1000 osób) kolega wrzucił zdjęcia z eksploracji pewnej jaskini koło Jerzmanowic koło Krakowa. W komentarzach rozpętała się straszna gównoburza, bo na jednym zdjęciu była widoczna osoba, przybywająca w jaskini bez kasku. I tu nie chodziło tylko o to, że jest to niebezpieczne, ale właśnie o to, że jest to dawanie złego przykładu innym, którzy mogą nie wiedzieć o co chodzi. Z tym, że tutaj to było takie przyp____e się w drugą stronę. W Jaskiniach każdy chodzi w kasku i każdy wie, że nie schodzi się pod ziemię z gołą głową. Po prostu jakoś się trafiło, że ktoś na tym zdjęciu na chwilę zdjął kask z nieznanych powodów, a ktoś inny nie miał się do czego przyczepić, to się przyczepił do tego.
-
Tak mnie teraz naszło. Polak w Polsce zawsze kombinuje jak gdzieś przyciąć w dzyndzel, okantować, ukraść, zakombinować, wziąć pieniądze i nie zrobić. Dlaczego nagle jak jedziemy zagranicę to jest "Sir, yes sir"? Bo jednak zdajemy sobie sprawę, że w krajach bardziej cywilizowanych niż Polska nikt się w tańcu pierd___ć nie będzie. Przepisy są od tego, żeby je przestrzegać. Jak się Carabinieri albo Austriacka Polizei będzie zastanawiała czy wystawić mandat, czy nie wystawić -> to wystawi. Jesteśmy tam wyłącznie randomami, którzy przyjechali tam na urlop. Mamy tam zostawić pieniądze, nie robić dymu, nie przeszkadzać i wrócić do domu nie obciążając zbytnio lokalnych mieszkańców. Skoro tamtejszy parlament uznał, ze nakaz jazdy w kasku pozwoli zredukować liczbę wypadków o 11%, to znaczy że siły i środki zaangażowane w służbę ratowniczą na stokach będą obciążone o te 11% mniej. Szpitale też mogą zająć się leczeniem pilniejszych przypadków, niż jakiś random-narciarz z zagranicy, który rozwalił sobie dyńkę jadąc bez kasku. Bo nie rzecz w tym, czy ktoś ma ubezpieczenie czy nie, tylko w tym, kto tej pomocy ma udzielać. Fikołki intelektualne, że ja mam ubezpieczenie, to mam wszystko w rzyci, to populizm level hard. Już mając kilku znajomych w GOPRze wiem jak to działa od podszewki. Trzeba jednak na to popatrzeć z szerszej perspektywy organów i służb ratunkowych, a nie typowo Pilskiego egoizmu "kuuuuurłłłłaaa myśmy to kiedyś jeździli a tutaj lewactwo nam narzuca", wygłaszanego w przerwie pomiędzy oglądaniem Stanowskiego, Mentzena i TV Republika przy butelce Taterki Zawodowo zajmuje się klepaniem w klawiaturę i robieniem różnych, dziwnych urządzeń z szeroko pojętej elektroniki cyfrowej. Każda godzina mojej pracy kosztuje policzalną sumę w Euro. Oprócz jazdy na nartach, jestem grotołazem, paralotniarzem, niedużo ale się wspinam i robię kilka innych fajnych rzeczy. Jeżeli mam do wyboru: zarabiać pieniądze, względnie zajmować się tymi fajnymi rzeczami - versus. przebywać z ludźmi z którymi się absolutnie nie zgadzam i którzy mi zresztą ubliżają w internecie (patrz: Mikoski i teks o cipach), to jak sądzisz 🙂 Mikoski zresztą był już kątent, że nikomu nie będę patrzył do kieliszka, a podajże @Lexi był zadowolony, że zaś nie będe gadał o cukrze jak o białej śmierci (swoją drogą, dobrą masz pamięć 😉 ) wyjątkowo się zgodzę
- Dzisiaj
-
Jasna sprawa... tylko że oni bardziej na bobslejach niż nartach.. 🙂
-
Licze, że jest to tkanka mięśniowa. Tymczasem na CG trenuje klub sportowy:
-
Cześć Akurat jakby wpadł Jamajczyk to wszelkie spory nikną... POzdro
-
Dlatego z tego korzystasz.
-
na tym forum każde spamowanie jest dozwolone
-
..ale nie widać
-
Kask permanentnie psuje fryzurę
-
Niby tak ale za kask płacisz raz a za fryzjera bez przerwy... czysta kalkulacja po "krakosku" ... no chyba że wersja econo .. jak Maras 😉 ale nie wiem czy dziewczyny by na to poszły
-
A to tylko w kampanii wyborczej można nazywać złodziejstwo po imieniu?
-
W pewnym sensie tak. Książek dużo. Jakoś tam wybieramy. Ja poznałem np. Ciebie i Wujota i to nie na nartach, właśnie wybierając po okładce, czyli aktywności forumowej, nie zawiodłem się. A jak już przy książkach jesteśmy może o tym warto rozmawiać to wczora niekoniecznie z wieczora w naszym Monopolis odkryto graffiti Reymonta, drugie po Szymborskiej. Więc polecę książkę Barbary Kocówny, Reymont: opowieść biograficzna. https://kresy24.pl/wladyslaw-reymont-dluga-droga-do-literackiej-nagrody-nobla/ https://journals.ltn.lodz.pl/Prace-Polonistyczne/article/view/1738/1549 Pisała także o Josephie Konradzie, czyli naszym towarze eksportowym. Obie książki świetne. Czyta się jak thriller. A jeśli o górach mowa to męczę Oppenheima, choć zawodowo Oppenheimera, także w postaci życiorysu znaczy biografii. Pępek świata Malczewskiego o Zakopanem też świetna pozycja. Na deser szusss.... https://www.skionline.pl/forum/topic/12203-śladami-opcia/
-
O mam lepsze porównanie. To tak jakby freeriderowiec, kłocił się z miłosnikiem sztruksu o to co jest lepsze: puch czy sztruks. A tu nagle wpada rodowity Jamajczyk co nigdy śniegu nie widział i będzie rozstrzygał ten spór.
- Wczoraj
-
Troche zbyt dosłownie odebrałeś to porównanie. Chodziło mi o to że nie możesz ocenić czy komuś przeszkadzaja stałe przeloty czy nie , jeśli nie jesteś wciągnięty we wspinanie na własnej, po prostu tego nie zrozumiesz i to jest normalne. Tak samo jak normalne jest to że ktoś kto nie miał butów narciarskich na sobie , nie może zrozumieć jak i dlaczego to jest takie fajne i wciągające.
-
Pisałem że 99.9% wspinających się na własnej rozumie to, że wspinanie na własnej obok ringów nie ma sensu. Ty piszesz że wspinałeś sie w Tatrach a uważasz że własna przy ringach ma sens - jesteś wiec unikatem dla mnie! To że Ci co nie lubia tradu to większość i mają w dupie własną asekuracje to inna kwestia.
-
Dla mnie to brzmi bardzo arogancko i po "prezydencku" 🙂 Z definicji zakładasz, że Ty masz rację. Może jednak nie zawsze? Co wtedy? Kto bredzi? To oczywiście nie dotyczy Twojego przypadku ale, głupiec nigdy nie wie, że jest głupi.
-
Kto wie może jakieś przyspieszone?
-
@Jan Znowu się śmiejesz z problemów technicznych tego forum. Co Cię tak bawi?
-
No niestety nie jestem w żadnej elitarnej grupie wybrańców tylko w szarej masie większości wspinaczy. 90% ma w dupie własną askuracje, pza i nigdy nie słyszała o jakiś porozumieniach wąskiej grupy działaczy. Chcieliby się wspinać przyjemnie i bezpiecznie więc po stałych punktach i to dość gęsto ustawionych. To właśnie niewielkie kółko wzajemnej adoracji wymyśliło sobie że ma monopol na decydowanie o całej reszcie. Stałe punkty zawsze im przeszkadzają na popularnych, łatwych drogach. Jakoś ekstrem w stylu free solo robić nie chcą. A Tobie dlaczego przeszkadzają te punkty? Udajesz przedwojennego zdobywce? Chcesz mieć puste drogi bez tłumów leszczy? Jesteś instruktorem i zarabiasz na szkoleniach z własnej asekuracji?
-
kiedy ostatnio związałeś się liną ?
-
w lutym 1972 roku puściłem się z Piekiełka w Szczyrku, wiązania Kadra 3 nie zadziałały, złamaną nogę gipsowali w Bielsku
-
będą jakieś wybory w PL w najbliższym czasie że propaganda się uaktywnia ?
-
Na kanwie ostatnich wpisów w wątku "Ku przestrodze", linku do artykułu o wypadkach, który podała Beata, ciekaw jestem jakie były wasze najgorsze dzwony. Czyli wypadki, które albo były groźne same w sobie albo zostawiły "trwałe piętno", choć wydawały sie niezbyt groźne. W jakich sytuacjach i okolicznościach je mieliście? Może przyda się to innym. Sam nie mam za bardzo się czym "chwalić". Oczywiście leżałem na nartach wielokrotnie, zwłaszcza w młodości dumnej i chmurnej, gdy umiejętności i wyobraźni było niewiele, a chęci i brawury aż za dużo. Kilka razy niegroźnie naciągnąłem wiązadło, raz, na Nosalu w jego trudniejszej górnej partii, lekko zwichnąłem kciuk. Najgorszy w skutkach upadek zdarzył sie na łatwym stoku Malino Brdo (Rużomberok) na Słowacji w 2004 r. Byłem tam z córką na niedawno kupionych nartach o promieniu 21 m, carvingowych, ale z dość dużym promieniem skrętu. Niedawno przesiadłem się z 2 m ołówków i jeszcze tych nowych nart dobrze nie czułem. Było dość twardo a miejscami bardzo twardo. Przyzwyczajony do jazdy na wprost pojechałem na tych moich nowych "carvingach", dość szybko prosto w dół, tak jak to zwykłem robić poprzednio na ołowkach. Ale to były inne narty. W pewnym momencie jedna z nart na twardym podłożu złapała krawędź, a że jechałem dość szybko, wyrzuciło mnie w powietrze i padłem całym sobą na prawe biodro. Uderzenie było solidne. Biodro bolało, ale wyglądało, że nic wielkiego sie nie stało. Niestety stało się, bo do dzisiaj go czuję jak i kręgosłup w prawej części lędźwiowej. Od tej pory nigdy już nie jeżdżę szusem w dół jak to zwykłem wcześniej robić. Zawsze wężykiem, wężykiem. 🙂
-
Kasa misiu kasa się liczy kolesie tacy jak on wyczuli biznes i kroją cymbałów którzy nawet nie wiedzą że lajkami nabijają im kieszeń. Budda i on to ellita 🤪 szarej strefy i jeszcze nasz Dyzma wetomat powiązany z kasą z internetu 😕
