Skocz do zawartości

Narty wspominkowo (1)


Gulliwer

Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 119
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

ehhh a pomyslec ze w tym roku kolega jeden narzekal ze na 6 osobowej kanapie w Szwajcarii nie bylo klosza...:D

Witam Na Mój gust to tak połowa lat 70 może troche później. zapytaj rodziców bo ciekaw jestem. A może sami coś napiszą jak było albo niech opowiedzą a Ty napisz. W każdym razie zdjęcia fajne. Sam zaczynałem w tych latach i moge tylko powiedziec, że było fajnie albo i fajniej właśnie przez to, że trzeba było o te narty troche powalczyć. Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam Na Mój gust to tak połowa lat 70 może troche później. zapytaj rodziców bo ciekaw jestem. A może sami coś napiszą jak było albo niech opowiedzą a Ty napisz. W każdym razie zdjęcia fajne. Sam zaczynałem w tych latach i moge tylko powiedziec, że było fajnie albo i fajniej właśnie przez to, że trzeba było o te narty troche powalczyć. Pozdrawiam

no to sie dowiedzialem :) pierwsze zdjecia to Szwajcaria jakies lata 80 wczesne Mama na wyrwirączce to jej Liceum (daaawno:D kolo 75 - 76) a kolejne zdjecia to okolice Bielska-Bialej i Skrzycznego rok 78 Mama tez podzrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
...bo o stare, dawne marzenia narciarskie o Alpach chodzi… Przeglądając ostatnio forum i porządkując własny sprzęt, stare marzenia się przypomniały… …gdyby cofnąć się o dwadzieścia lat wstecz by odtworzyć tamte marzenia o nartach, okazało by się, że dostępne wyjazdy w Alpy, posiadany sprzęt, możliwe dzisiaj bez zabiegów szczególnych i naturalne, wówczas nawet poza szczytem marzeń były… Drapiąc się „z buta” na stoku w Rzeczce, czy Szklarskiej, czy nad Karpaczem, mimo niewątpliwych wtedy przyjemności, często nocą, kiedy „kangurki” wielofunkcyjne schły na kijach rozwieszone, a przemoczone, ciasne buty parowały, przy kominku i winie owocowym z Kłodzka/perszingiem zwanym/…,snuliśmy marzenia narciarskie: by choć raz w te Alpy na narty pojechać, by choć raz zjechać po alpejskim stoku, więcej nic…ech. Snując wiedzieliśmy, że i komuna wieczną będzie tak jak niedostępne te Alpy dla nas…marzeniem wiecznym tylko pozostaną...I gdyby problemy nasze wyrażane dzisiaj na tym forum za sprzętem, ze źle uprawionymi stokami, z kolejkami do kolejki z …oddychalnością bielizny, czy grafiką narty…zaprezentować nam wtedy- byłyby one tyle niezrozumiałe i śmieszne ile małe… A w sklepie sportowym na ul.Jedności Narodowej stały narty marzeń : czerwono-żółte fischery za 8500zł i do kompletu żółte wiązania markera za 2000zł, był to obiekt wzdychań wielu, przez cały sezon/ do wiosny na wystawie stały/ i przez taki okres wyobraźnię pasły… …i czytając posty różne, forumowiczom, którym wtedy stół zasłaniał świat, chciałbym delikatnie powiedzieć, by dzisiaj drobiazgi im marzeń nie zastępowały, bo marzenia, nawet te niewyobrażalne mieć warto, a i …spełnić się mogą… …A wyrwirączkę miałem taką...ergonomiczną,wystruganą z kawałka dębowej deski, z dwoma nacięciami, różnej szerokości/im dłuższy wyciąg, tym lina grubsza/ przytwierdzoną powrozem do pasa strażackiego/prezent od P.Dominika/, był szeroki i parciany, znaczy lekki i nie wżynał się, no i budził zazdrość. Do komplety były jeszcze rękawice skórzane spawalnicze/one z kolei od wójka Heńka/, nakładane na zwykłe, włóczkowe, długie na tyle, że przed smarem z liny i zadrami zabezpieczały przedramię…taki trochę szpaner byłem…/a i drugą wyrwirączkę miałem zawsze w zapasie/
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 tygodni później...
Przed ( bardzo wielu ) laty, wyrwirączka była podstawowyn środkiem do zwiększania wysokości na stoku, zatem byłem wyposażony: 1. specjalnie zrobiony pas z szerokiej parcianej taśmy, naciągany "do figury" taśmą gumową 2. Metalowy zaczep takiej konstrukcji, żeby ciągnął tylko wówczas, gdy jego odstająca dźwignia była dociskana ( dwoma palcami ) do linki łączącej zaczep z pasem. Generalnie działało i nie wymagało końskich sił. Jedynym felerem było nieuniknione uświnienie się o smar z liny. Przyjechałem ze Szrenicy pod Łabski Szczyt a tam z daleka słychać wesoło perkoczący silnik od traktora, stanowiący napęt tamtejszej wyrwiłapki. Na stoku był tylko jeden człowiek na nartach i jeden obsługujący traktorek. Narciarz dojechał do wyciągu, zastukał kluczem w linę, traktorek zawarczał jeszcze weselej i narciarz pomknął w góre. Dojechałem i ja do wyciągu i postanowiłem przypiąc się do liny swoim wymyślnym urządzeniem. Jakoś nie zwróciłem uwagi na szybkość z jaką porusza się lina. Zaczep zacisnął się gwałtownie i poderwał mnie w powietrze. Na szczęście, po przeleceniu kilku metrów nie przytrzymywany zaczep odpadł od liny, bo dalej rosły tuż koło śladu drzewka, które mogłyby mi coś pourywać. Okazało się, że dwaj kolesie bawili sie tym wyciągiem. Gdy jeden już przypiął się do liny, drugi dawał "full ahead" aby wyjazd trwał możliwie krótko a ja wpiąłem się do liny będącej w takim właśnie stanie. :eek:
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...
Maroko to lajcik na serio. Tydzień objeżdżaliśmy Maroko pozyczonym autem. (relacja na naszej stronie). Żadnych nieprzyjemności czy kłopotów. A Oukaimeden i narty były punktem obowiązkowym. Jeździłem na pożyczonym sprzęcie pół dnia (nogi same wypadały ze starych butów). Ale ale raz podszedłem wyżej (wyciąg już nie działał) i zrobiłem quasi freeride wśród zaśnieżonych domków. Freeride zakończył się wywrotką - śmiechu było co nie miara. Co robimy z austrią - ja jestem gotowy do wyjadu :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Narty wspominkowo, więc może o narciarzu, który trenował w lecie, transportując sprzęt na mule. Nie, to nie o mnie mowa! W roku 1972, korzystając z przydziału stu dolarów prze państwo ludowe, pojechaliśmy do Iranu w góry Elburs(Alborz). Nie mylić z Elbrusem, najwyższym szczytem Kaukazu. Natomiast Elburs to długi bardzo łańcuch, na południowej stronie morza Kaspijskiego. Najciekawszą, wspinaczkowo i "turystycznie" jest okolica szczytu Alam Kuh(4805 m), szczególnie sześćset metrowa, bardzo szeroka, północna ściana tego szczytu. Inną ciekawą górą jest położony ok. 60 km od Teheranu uśpiony wulkan Demawend(nieco poniżej 5700 m). Iranem rządził wtedy szah i porządku pilnowała policja z odpowiednio długimi gumowymi pałami. Wiec był porządek. Pod Alam Kuh przyjeżdżali Polacy się wspinać. Jest tu mały lodowiec i dużo pól firnowych. Idąc tu z miejscowości Rudbarak(1200 m), położonej na północnej stronie tego łańcucha, spotykamy facetów z mułem, na którego grzbiecie przytroczone są dobre narty zjazdowe. Od słowa do słowa-bo my też lubimy narty- wyjaśnia się, że to czołowy zawodnik tego kraju, który wraca z treningu na płatach firnu. To są całkowicie puste do dziś góry, bez żadnej infrastruktury i jakiś jedyny wyciąg funkcjonuje niedaleko Teheranu. Śnieg miał na pewno dobry, bo na czterech kilometrach, rano był lekki mróz.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące temu...
Ech, tak czytam i czytam..... Wyciągi, dobre narty, wiązania... Moje początki to drewniane stare narty, różniące się od ówczesnych lepszym wykonaniem (jeszcze pamiętające czasy przedwojenne) były lżejsze, elastyczniejsze i z lepszego drewna. Jedyną ich wadą były zmurszałe paski od wiązań które zostały zastąpione sprężynami od krosien. Posiadały okucia - dwa kątowniki z blachy spięte paskiem w które wchodził czubek buta i zaczepami do paska opasującego but od tyłu i właśnie ten pasek był zastąpiony sprężyną. Sprężyna trzymała but tylko na samym początku dnia, zanim śnieg przymarzł do narty pod butem. Idealnym butem na narty był but zwany narciarskim, bardzo przypominający dzisiejsze "trapery" i w podobny sposób używane, tyle tylko że doskonale nadawały się na narty ze względu na grube podeszwy. Jak chciało się zjechać z porządnej góry, to trzeba było wchodzić na nią pieszo, czasami parę godzin, po to tylko, żeby mieć chwilę frajdy z długiego zjazdu, zwykle był to tylko jeden zjazd w ciągu dnia. Częściej wybierało się mniejsze górki ale gwarantujące większą ilość zjazdów i po lepszym stoku bo ujeżdżonym. Stoki przygotowane i do tego z wyciągiem były nieziszczalnym marzeniem. Nie było żadnych ski-stopów, ani nawet tak głupiego pomysłu jak troczki do wiązania narty do nogi. Jak jedna narta uciekła to zjeżdżało się na drugiej, a częstość zjawiska zaowocowała umiejętnością jazdy na jednej desce. Wiązanie "kandahar" pokazało się parę lat później. Sprzęt narciarki w tamtych czasach kosztował tak duże pieniądze, że narciarstwo było sportem szczątkowym. Narty były na terenach górskich elementem usprawniającym poruszanie się i poza dziećmi mało kto myślał o jeździe dla przyjemności. Dziś narciarstwo to jak przedszkole, mamy wszystko podane na tacy...... tylko najczęściej czasu brak żeby tak naprawdę pojeździć. Pozdrawiam wszystkich zapaleńców:)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiązanie "kandahar" pokazało się parę lat później. Pozdrawiam wszystkich zapaleńców:)

Nie wiem, kiedy miały miejsce Twoje początki, ale wiązania typu Kandahar nie są takie znowu młode. W Karpaczu znalazłem sie latem 1945 roku i faktycznie, moje pierwsze nartki były wyposażone w owe "paskowe" wiązania, ale zastalismy tam wiele nart z kandaharami, takimi ze sprężyną na obcasie na lince zapinanej zatrzaskiem przed butem. Były dosyć popularne, pamiętam nawet ex-wojskowe narty, białe z zielonym pasem na środku, których było tam bez liku. Niestety - wszystkie były dla mnie zbyt długie. Dopiero w liceum stałem się posiadaczem prawdziwych nart ze stalowymi krawedziami i kandaharami, ale to już inna historia. :rolleyes:
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, kiedy miały miejsce Twoje początki, ale wiązania typu Kandahar nie są takie znowu młode. W Karpaczu znalazłem sie latem 1945 roku ..... :rolleyes:

Bez przesady, ja mówię o początku lat 60-tych, nie twierdzę nawet że kandahary wtedy dopiero weszły, ale sam wiesz jak wtedy było.... Telewizor jeden na.... bez przesady - setki obywateli, ja wychowywałem się w okolicach Świeradowa Zdroju, wyprawa do Jeleniej Góry to już wydarzenie niemalże świąteczne, Karpacz to wtedy zaledwie pojęcie, że taka miejscowość istnieje, o pobycie w niej nikt nie myślał - po co? Szklarska Poręba to już była egzotyka, chociaż tak blisko. Niektórzy mieli nowe narty, kupione w tamtym czasie w sklepie i też to były wiązania "paskowe" z kandaharami zetknąłem się gdzieś w pod koniec lat 60-tych, ot i tyle. Dziś świat "zmalał" odległości drastycznie się skurczyły, media nie pozwalają nawet na niezauważenie jakichkolwiek nowinek. Piszesz że narty były dla ciebie zbyt długie... ja właściwie "urodziłem się" w nartach... miały 2,05m i jakoś nigdy nie pomyślałem, że są zbyt długie, wręcz przeciwnie, cieszyłem się bo przez to były szybkie. Teraz czasami spotykam na stokach takich łebków, jakim ja wtedy byłem, i podziwiam ich umiejętności i sprzęt na jakim jeżdżą, chociaż ostatnio nie widuję już takich starych drewnianych nart, nie mających nawet metalowych krawędzi. Jeszcze w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, w Szczyrku, dane mi było podziwiać miejscowych chłopców jeżdżących na stoku, na takich nartach. Teraz i oni jeżdżą już na bardziej normalnym sprzęcie Pozdrawiam:)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przygód miałem pewnie więcej bo Narciarstwo konsumuje już pół wieku , jednak Bozia nie dała tak lekkigo pióra jak ma GULIWER .Czytałem całość i pewnie zrobię repete tylko z przerwami by lepiej smakować. Jestem emerytem , ale Nartom nie odpuszczam. W ubiegłym sezonie byłem 8x po tygodniu .Patriotycznie tz w polskich górach.

To mielismy w PL snieg tak dlugo ? :eek: Czy te 8 tygodni bylo bez przerw:confused:
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
W ramach akcji relaksacji od forumowej masakry...tak sobie poczytalam dzisiaj przed snem:) I to jest piekne, w sumie bylo piekne...bo juz w Tatrach ciezko o taka pustke i cisze w zime, o lecie nie wspomne... Tylko miarowy chrzęst śniegu pod nartami świadczył o obecności istot żywych. Tegoroczna sroga zima rozpędziła jedynych mieszkańców gór w tej porze - kozice, jedne poszły na stronę węgierską, inne zeszły do dolin; za kozicami pociągnęły lisy - i oto szliśmy zboczami śnieżnymi, nie spotykając żadnych zgoła tropów zwierzęcych. Ubiegłej jesieni tu, na skraju lasu widziano na śniegu trop niedźwiedzia, ciągnący się z Jaworzynki ku Dolinie Olczyskiej; tam pod Kopą Magury widziałem stado kozic, idące "gęsiego" - cap na przedzie, pośrodku młode - przeciągłym gwizdem witały przechodnia. Dziś nic i nikogo nie ma tu wokół, śnieg i śnieg miejscami tylko siwe turniczki smętnie wyzierają spod białego całunu. Z Hali Królowej w paru minutach zjechaliśmy do szałasów gąsienicowych. Cała wioska pustych szałasów: każdy jak w studni zagłębiony w lejku śniegowym powyżej okapu, z niektórych tylko wierzchy dachów wystają. Pokrzepiwszy się herbatą w schronisku Tow. Tatrzańskiego - obecnie pustym - ruszyliśmy dalej zboczem Małego Kościelca i przeszedłszy kilka starych lawin, (stanęliśmy nad równym białym polem, które w lecie nosi nazwę Czarnego Stawu Gąsienicowego. Prawdziwe contradictio in adjecto w tej porze. Narty nasze przecięły to pole pośrodku i oto znaleźliśmy się pod wielkimi turniami, których żadna zima nie zdoła śniegiem zasypać, między turniami śnieżne żleby "jak płetwy delfina" spadają ku Czarnemu Stawowi. Tam nasza droga. Jednym z tych stromych żlebów musimy się wydostać do Stawu Zmarzłego, a stamtąd na Zawrat - przełęcz pomiędzy Świnicą a Kozimi Wierchami. Ścieżki letniej, rzecz prosta, ni śladu; ostatnie podobieństwo drogi zostawiliśmy za sobą w pobliżu Kuźnic i odtąd drogą naszą było bezdroże. z doświadczenia poprzednich swoich wycieczek przez Zawrat wiedziałem, że spady, którymi letnia ścieżka prowadzi, nie najlepsze są w zimie: raz u góry, w pobliżu progu napotkałem całą "bulę" lodową, którą z niemałym trudem, wyrąbawszy stopnie, dało się przekroczyć. Toteż tym razem wybrałem żleb wschodni, kryjący w sobie pod grubą niezmiernie warstwą śniegu potok ze Zmarzłego Stawu. Nałożywszy na narty węźlice (hamulce sznurowe), jęliśmy w zakosy wznosić się stromo do góry. Śnieg z punktu widzenia narciarstwa wyśmienity, głęboki, stwardniały w miarę, pozwolił bez trudu przejść najstromszy spad progu i niebawem wydostaliśmy się na górną terasę. Olbrzymi lej okrągły wskazywał miejsce Stawu Zmarzłego; wysoka grobla śniegowa zamykała go od północy. Przesunęliśmy się wierzchem tej grobli i szliśmy dalej serpentyną żlebem Zawratu. Coraz większa pustka, coraz dziksze widoki!....calosc na: http://www.gory.info.../tresc.php?id=5 A wiekszy wybor pism Mariusza Zaruskiego tutaj: http://www.gory.info/ksiazki/index.php A tutaj jeszcze dwie urokliwe fotki...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 rok później...
  • 8 miesięcy temu...
  • 8 miesięcy temu...
I te kijki..... z bambusa, z bambusowym kółkiem..... w przeciwieństwie do dzisiejszych służyły przez lata.... dopiero ten film przypomniał mi o nich.... W tamtych czasach na nieutwardzonych stokach były niezastąpione, dzisiejsze byłyby bezużyteczne. Mają zbyt małe kółko by mogły się przydać na sypkim śniegu....... ech!!!!!!!! wspomnień czar.

Użytkownik Mister K edytował ten post 30 wrzesień 2011 - 23:04

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 rok później...
Mając ok.12 - 14 lat /mieszkałem wtedy w Bytomiu na Szombierkach/ ujeżdżałem na tzw "Bagrach" drewniane narty "Hikory" 210 cm, kijki bambusowe z misternie wykonanymi z bambusa i rzemienia kółeczkami, buty jakieś typowe narciarskie skórzane. Nikt nie zwracał uwagi na dopasowanie długości, rozmiaru, itp. fanaberie. Cieszyliśmy się że w ogóle jeździmy, że są narty, że jest górka, że jest śnieg /ten z reguły leżał od grudnia do marca/. Potem mając ok.16 lat używałem nart "Zefir" 210 cm /ta długość do dzisiaj mnie prześladuje/ piekielnie ciężkie, buty jakieś polskie plastikowe skorupy /może "Kasprowy"/. Jeździliśmy wtedy z kolegami z Katowic lub z Sosnowca pociągiem do Bielska Białej, przesiadka na autobus i do Szczyrku !!!. Zobaczyć wtedy jak pociąg na dworcu w Bielsku Białej wydala z siebie kupę narciarzy i jak ta kupa maszeruje na drugą stronę ulicy na dworzec autobusowy to widok dzisiaj bezcenny. Dzisiaj nie mam problemów w stylu: że stok nieprzygotowany, że wyciąg taki, śmaki, owaki /ma po prostu być/, że narty za długie, za proste, za krzywe. Cieszą mnie każde narty, każda ośnieżona góra i każde nienarzekające narciarskie towarzystwo.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I te kijki..... z bambusa, z bambusowym kółkiem..... w przeciwieństwie do dzisiejszych służyły przez lata.... dopiero ten film przypomniał mi o nich.... W tamtych czasach na nieutwardzonych stokach były niezastąpione, dzisiejsze byłyby bezużyteczne. Mają zbyt małe kółko by mogły się przydać na sypkim śniegu....... ech!!!!!!!! wspomnień czar.

oczywiscie postep nie bylby postepem, gdyby duze kolka (powder baskets) nie byly osiagalne-sa w zestawie kijow do back country
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...