Skocz do zawartości

Nauka jazdy dzieci


zetes

Rekomendowane odpowiedzi

Witam Dzieki za poparcie. Walcze ze smyczami juz od dłuzszego czasu ale nie jest łatwo jak widzisz. Sam mam dwoje dzieci i obydwoje jeżdżą samodzielnie. Kacper juz 4 sezon a Amelka zaczęła przd dwoma dniami. Jasne że trzeba troche pracy i samemeu się nie pojexdzi WOGÓLE ale warto. A później można jeździc tak samo jak z przyjaciólmi z pełnym zaufaniem. Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam zgadza się, smycz ma uspokajać rodzica, przynajmniej w moim przypadku, nie widzę natomiast zastosowania w twierdzeniach, że smycz spowalnia nauke, że dziecko oczekuje zatrzymania przez rodzica i o braku okazywanego zaufania. Mój syn przestał jeżdzić na smyczy w połowie swojego drugiego sezonu czyli w wieku ok 5,5 lat i szczerze mówiąc nie sądzę żeby bez użycia smyczy nastąpiło to wcześniej. (jeżeli nie jeździłby ze smycza to co miałoby nastąpić wczesniej bo nie rozumiem????) Ale oczywiście każde dziecko jest inne, podobnie jak rodzic a ponad to chciałbym podkreslić że nie jestem instruktorem i moje doświadczenie jest związane tylko z nauką swoich dzieci

Witam cię szczerze gratuluję, że nuczyłeś syna jeździć bo to nigdy nie jest łatwe i wymaga sporo pracy, poswięcenia i cierpliwości. Co do smyczy to wierz mi jej zastosowanie zawsze przynosi szkody a nigdy nie przynosi korzyści - z punktu widzenia uczącego się oczywiście. Zastanów się skorop uzywałeś przez pół tora sezonu smyczy to znaczy że nie ufałeś w umiejetności swojego syna a to znaczy, że dopiero po półtora roku zaczął on tak naprawdę jeździc na nartach samodzielnie. Tak sie składa że mój syn ma dokładnie 5 lat i 10 miesięcy. Jeździ na nartach juz 4 sezon a pierwszy samodzielny zjazd wykonał w wieku 2 lat i 10 miesięcy i od tej pory jeździ całkowicie samodzielnie, sam wybiera trase przejazdu, sam reguluje prędkość, sam wie kiedy się zatrzymać i jaka technike na danym odcinku trasy zastosować. gybym zakuł go w smycz zwolniłbym go od tej odpowiedzialności za swoja jazdę, od jej nauczenia się a to chyba najważniejsza rzecz w narciarstwie. Dziecko w wieku 4-6 lat powinno bez problemu jeździć samodzielnie po max tygodniu nauki. Zaznaczam SAMODZELNIE I ŚWIADOMIE, więc oblicz sobie o ile spowolniłeś nauke swojego syna dla własnego iluzorycznego spokoju. Na dodatek smycz jest niebezpieczna. Nie może być za długa bo wtedy może sie poplątać i generalnie tracu sens. Nie może byc za krótka bo wtedy odległośc pomiedzy rodzicem a dzieckiem jest za mała i jest to niebezpieczne. Nawet używając smyczy zwijanej bedzie sz co chwila szarpał dziecko żeby w coś nie wjechało ani nie pojechało tam gdzie ty nie chcesz. I nie pisz że takie szarpanie nie miało miejsca lub zdażało się rzadko bo wtey juz wogóle nie rozumiem po co ta smycz. Dziecko odczuwa tak jak dorosły i smycz jest po prostu brakiem zaufania, czuje się gorsze od innych dzieci które jeżdżą bez smyczy nawet jeżeli ci tego nie powie. Nie chcę żebyś odebrał to do siebie ale bezzsens smyczy jest tak wielki, że nie chiałbym żeby sie upowszechniał. A jeżeli dla kogoś ważniejszy jest tzw święty spokój no to na to już nie mam wpływu. Mogę jedynie słuzyc pomocą i radą w nauczeniu dzecka świadomej jazdy na nartach. Serdecznie pozdrawiam i mam nadzieję, że teamat smyczy już się na łamach formu nie pojawi. Mitek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam To też ja nie krytykuję ciebie za uzycie smyczy tylko informuję przy tej okazji o jej negatywnym wpływie na uczonego. Co do synka nie 2.5 tylko 2 lata i 10 miesięcy - sam wiesz jaka to różnica w tym wieku. Rozumiem że chodzi o takie zastosowanie smyczy o jakim piszesz, na stokach do nauki to już zupełna bzdura. Na stokach do nauki można sprawdzić czy dziecko bedzie jeździło czy nie natomiast, jeżeli stwierdzimy, że sstoi samodzielnie na nartach umie na nich kroczyć obracać się przestepowaniem to spokojnie mozna iść na normalny stok i tam uczyć dalej. Pod warunkiem oczywiście, że dziecko samo tego chce. Na otwartym nazwijmy to stoku dziecko ma dziesiątki przykładów ludzi jeżdżących i mimowolnie chłonie tą wiedzę. Wystarczy teraz jadąc pługiem tyłem i trzymając dziecko za dzioby nart pokazać jakim rytmem ma jechać w którym mmommencie skręcac i co mają zrobić nózki żeby ten skret wykonać. Jak wybrać trasę pomiedzy ludźmi itd. Myslę, że przy dobrym prowadzeniu i przy zaufaniu i dobrych realcjach na linii instruktor dziecko to trzy cztery dni max. Oczywiście myślę o nauce 1 na 1 przy grupach wygląda to zupełnie inaczej. Pozdrawiam serdecznie
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam Ładny tekst na parę rzeczy jednak pozwole sobie zwrócić uwagę. 1. Nie należy wozic dziecka pomiędzy własnymi nartami, trzymać go w czasie jazdy za rekę itd.To nie tylko nieiwiele daje z punktu widzenia nauczania ale jest również dość niebezpieczne. Dziecko o ile samodzielnie stoi na nartach powinno samo opanowywać odpowiednie ruchy najlepiej jeżeli jest prowadzone za dzioby nart (vide teksty powyzej) 2. Dziecko należy jak najszybciej (praktrycznie od poczatku)uczyć jazdy skrętami łączonymi i nie pozostawiać mu alternatywy w postaci jazdy na wprost, która zawsze wiąże się z szybkością i wiekszym niebezpieczeństwem. 3. Nie nalezy się bać uczyc dzieci na normalnych stokach. Szybciej przystosują się do nowej sytuacji i stana się samodzielnymi narciarzami. 4. Jeżeli mozna to nalezy stosować buty z dwoma lub trzema klamrami tak jak u dorosłych. Umozliwiaja lepsze dopasowanie do stopy i łydki a co za tym idzie mniejsze ryzyko skręcenia nogi w stawie skokowym. Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...
pewnie i tak to forum 10 lat temu nie funkcjonowalo. Nauczylem wlasne dziecko a w zasadzie dwójke jeździc na nartach, zrobilem to na swo sposob ale pewne rzeczy sie pokrywają. Ja chcialbym to opisać w forum wspominkowy bo idealnie pasuje do historii, więc nie wiem czy mam później to przekleać tutaj w sensie uwag technicznych??? Sam to zrobilem i pamiętam.. pozdrowienia dla wszystkich Gulliwer
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kilka obserwacji z wczorajszego wyjazdu na Mosorny Groń. Było kilka grup dzieci z szkółek narciarskich z instruktorami. Grupy zatrzymywały sie na stoku i odbywało się wyjaśnianie, chyba błędów. Jedna grupa była bezkijkowców. Widocznie jest taka moda i zapotrzebowanie. Była osoba z malutkim dzieckiem. Tak na oko ok. dwóch lat. Z dobrym sprzętem i w kasku. Dziecko miało spięte łącznikiem przody nart(modne w Stanach). I smycz(nie lejce). Dziecko było trzymane dość mocno i na komendę miało skręcać. Jakoś z wolna posuwali się w dół. Wreszcie był chłopak, tak ok. 10 lat. Narty lekko ustawione w pług i prawie szusem jechał w dół. Gdyby go ktoś poprawnie nauczył jeździć, to przy jego odwadze byłby może niezły narciarz. A tak wykorzenić takie nawyki będzie później trudno.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kilka obserwacji z wczorajszego wyjazdu na Mosorny Groń. Było kilka grup dzieci z szkółek narciarskich z instruktorami. Grupy zatrzymywały sie na stoku i odbywało się wyjaśnianie, chyba błędów. Jedna grupa była bezkijkowców. Widocznie jest taka moda i zapotrzebowanie. Była osoba z malutkim dzieckiem. Tak na oko ok. dwóch lat. Z dobrym sprzętem i w kasku. Dziecko miało spięte łącznikiem przody nart(modne w Stanach). I smycz(nie lejce). Dziecko było trzymane dość mocno i na komendę miało skręcać. Jakoś z wolna posuwali się w dół. Wreszcie był chłopak, tak ok. 10 lat. Narty lekko ustawione w pług i prawie szusem jechał w dół. Gdyby go ktoś poprawnie nauczył jeździć, to przy jego odwadze byłby może niezły narciarz. A tak wykorzenić takie nawyki będzie później trudno.

Witam Ptk.1 Zazwyczaj zaczyna się bez kijków i wprowadza je później. Ja przynajmniej tak często robię i daje to dobre efekty - nie sądzę, żeby to była kwestia mody raczej pewnej drogi metodycznej którą realizuje uczący lub typu ewolucji jakie uczy. Ptk.2 Horror. Mogli jeszcze biedakowi wszczepic chip to mógłby skręcać na pilota. Ptk.3 Takich chłopców i dziewczynek jest niestety dużo na stokach i rzeczywiście wystarczyłaby często godzina by przy ich sprawności opanowac sporo elementów technicznych. Często rodziców czy samych zainteresowanych po prostu nie stać na wynajęcie instruktora za 50 PLN. Miejscowe szkoły mogłyby robić bezpłatne watsztaty dla dzieci np. godzina w okresie gdy jest mało ludzi na stoku. Przy dobrej reklamie efekt na dłuższą metę dla szkoły i stoku byłby napewno a ilośc dobrych narciarzy by wzrosła. Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
Tegoroczny feryjny wyjazd na narty poświęciliśmy w całości dzieciom a raczej nauce ich jazdy na nartach. Siłą rzeczy gro czasu spędziliśmy na niezbyt wymagających stoczkach. Efekt naszych poczynań był taki, że kilkoro dzieci podniosło swój poziom umiejętności a grono zapaleńców narciarstwa powiększyło się o kilka osób – jedno maleństwo nawet nie chciało rozstać się z nartami na czas snu.:D Powyższe skutkowało tym, iż mimowolnie obserwowałem innych uczących i uczących się. Z moich obserwacji wyłania się niezbyt ciekawy portret rodziców chcących by ich pociechy jeździły na nartach. Przepraszam wszystkich, ale brak tolerancji na zachowania dziecka, nerwy a czasami wręcz agresja w stosunku do własnego szkraba, któremu coś nie wychodzi, to standard, oczywiście z wyjątkami i to czasami świetnymi wyjątkami. Ludziska jakoś zbyt ambicjonalnie podchodzą do nauki swoich dzieci, jakby chcieli, by to właśnie ich maleństwo było najlepsze na stoku a do tego by wszystko pojmowało i uczyło się w lot i dlatego nie pomni na własne doświadczenia, czasami wręcz wyżywają się (z boku tak to wygląda) nad tymi Bogu Ducha winnymi skrzatami. Takie zachowania prowadzą raczej do zniechęcenia niż zachęcenia do nauki Finał jest taki, że po kilku bezowocnych naukach jazdy w tym również jazdy na orczyku, dziecko jest oddawane pod opiekę instruktora i tu zazwyczaj staje się cud. Dziecko zaczyna jeździć, zaczyna pojmować to, co do niego jest mówione, stara się naśladować i to wręcz z oszołamiającym skutkiem, to, co pokazuje instruktor, bez problemu zaczyna jeździć na orczyku/talerzyku, itd., itd., itd.., …..dlaczego tak się dzieje? otóż odpowiedź na to pytanie jest banalnie prosta – maleństwo po prostu zaczyna się bawić, czyli robić to co lubi najbardziej. Nauka jest zabawą a nie dążeniem do osiągnięć i to niekiedy za wszelką cenę. My przyjęliśmy zasadę - dziecko na jednym a rodzice na innym stoku. Potem, pod koniec jazdy albo rano następnego dnia, dzieci prezentowały swoje umiejętności mamom i tatom, nawet odbyły się zawody rodzinne …. ale było szaleństwo. Przepraszam za ten wywód ale może … .
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja już jestem po rodzinnym wyjeździe z dzieckiem i żoną. Dzieki "forumowej" pomocy Mitka uwierzyłem w umiejętności mojego dziecka. Jeszcze raz DZIEKI. Choć nie było łatwo :D Szczególnie zapadł mi w pamięci gdy mała nabrała sporej prędkości i "leciała" w stronę barierek i filmującej mamy z taką szybkością, że :eek: i na końcu wykonała skręt cięty zahamowała przy mamie. Od tego momentu moje obawy właściwie zniknęły. Jark piszesz o zachowaniach rodziców, nerwach, złości itp. u nas np. w zeszłym sezonie występowały silne napięcia :D U nas wynikały one z mojej małej wiary w narciarskie umiejętności córki. Ja byłem nadopiekuńczy ale niektórzy przesadzają w drugą stronę. Snowpark jadą dwie dziewczynki (8-9at) wjeżdżają na hopke jedna jakoś ląduje druga pada i w "ryk" nie podnosi się coś z udem. Podchodzę okazuje się, że to Polki mówię do zdrowej jedź po rodziców. Po 15 minutach wraca "rodzice zaraz przyjadą" mija kolejne 10 minut dziecko już jest na nogach a rodziców niema. Jak tak można.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

witam Może i ja podzielę się się swoimi świeżymi doświadczeniami w temacie. W poniedziałek wróciliśmy z tygodniowego wyjazdu do Austrii z dziećmi. Tosia-lat prawie 6, Tymek prawie 3,5. Ponieważ Tosia jest ogólnie mało ruchliwą dziewczynką, w każdych sportowych przedszkolnych konkurencjach gdzieś na szarym końcu - nie byłam nastawiona na jakieś super osiągnięcia na dwóch deskach. W przeciwieństwie do Tymka, którego wszędzie zawsze pełno, taka mała z niego sprężynka, więc spodziewałam się, że i na nartach będzie pomykał jak szatan. Wyjazd jednak szybko zweryfikował moje poglądy... Tosia już pierwszego dnia załapała jazdę pługiem, drugiego robiła mały slalomik i nauczyła się samodzielnie wjeżdżać orczykiem, a czwartego zażyczyła sobie już stanowczo na "prawdziwą trasę". Zabrałam ją więc na wieczorną jazdę i ku mojemu zdziwieniu, bez problemu zjechała z 800 metrowej niebieskiej trasy. I to nie na kreskę, tylko cały czas zakręcając. Głównie pługiem, ale czasem wychodziły jej prawie skręty równoległe :eek: dodam jeszcze, że jeździła ok 1-3 godzin dziennie przez 5 dni. a najlepsze, że jazda sprawiała jej prawdziwą frajdę :) - dwa razy był płacz, jak trzeba się było zwijać, bo zamykali orczyk... To, co moim zdaniem pomogło, to: bardzo łatwy początek - zaczynaliśmy na ok 100 metrowej płaskiej górce z "dywanikiem", więc nie było strachu przed orczykiem i mogła się oswoić z nartami i jazdą pługiem bez nabierania zbytniej prędkości starałam się ją zachęcać do samodzielności, ale bez przesady. nie naciskałam na nią w żaden sposób - jeździła wtedy, kiedy chciała, a jak nie chciała to lepiła bałwana itp. chwaliłam bez opamiętania. ćwiczyliśmy na łączce, gdzie była szkółka dla szkrabów, więc podglądaliśmy z Przemkiem ich metody nauczania. powiedziałam, że pójdziemy na prawdziwą trasę dopiero, jak nauczy się bez problemu podjeżdżać orczykiem i zjeżdżać z oślej łączki. poskutkowało :D a to krótka relacja jak Tosia śmiga na nartach natomiast Tymek, owszem, wkładał chętnie buty, pierwszego dnia wpiął sie w narty, ale ponieważ kompletnie nie potrafił nad nimi zapanować, szybko wybrał inne śnieżne atrakcje. I myślę, że za rok znowu spróbujemy, może będzie już na tyle dojrzały psychoruchowo, że załapie bakcyla, jak siostra.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przekładanie rączek z kolanko na kolanko od 2.30 do 2.50 perfekcyjne :) rośnie zawodniczka. Zazdroszczę warunków. ps. buty się sprawdziły w boju ?

Mirku i buty i kurtka super, pisałam na priva, ale widocznie przeoczyłeś w natłoku informacji ;) a Tosię, nie chwaląc się, uczyła mama :) a na rączki na kolankach wpadł Tata
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...natomiast Tymek, owszem, wkładał chętnie buty, pierwszego dnia wpiął sie w narty, ale ponieważ kompletnie nie potrafił nad nimi zapanować, szybko wybrał inne śnieżne atrakcje. I myślę, że za rok znowu spróbujemy, może będzie już na tyle dojrzały psychoruchowo, że załapie bakcyla, jak siostra.

Cześć Bo! W końcu listopada, albo w grudniu przyjdą pierwsze przymrozki i ślizgawki. Dzieci uwielbiają się na nich ślizgać na butach. Oczywiście od momentu, w którym ich układ nerwowy jest dostatecznie dojrzały. Obserwuj Tymka. Jeśli zacznie łapać równowagę na ślizgawce, na nartach zrobi błyskawiczne postępy jak Tosia. To najczęściej przychodzi koło 5-6 roku, ale zdarzają się dzieciaki, które łapią równowagę już w wieku 3 albo dopiero 7 lat. Oczywiście wielkim wysiłkiem i poświeceniem, można nauczyć je jeździć przed naturalnym momentem dojrzenia układu nerwowego, (po wielu próbach radykalnie przyspieszymy ten moment) ale myślę, że lepiej poczekać. No chyba, że mimo ciągłych upadków będzie miał szalony ciąg do jazdy. :) Pozdrawiam. Tadek. PS. Sprawdzone na moich synach i dzieciach przyjaciół. :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć Bo! W końcu listopada, albo w grudniu przyjdą pierwsze przymrozki i ślizgawki. Dzieci uwielbiają się na nich ślizgać na butach. Oczywiście od momentu, w którym ich układ nerwowy jest dostatecznie dojrzały. Obserwuj Tymka. Jeśli zacznie łapać równowagę na ślizgawce, na nartach zrobi błyskawiczne postępy jak Tosia. To najczęściej przychodzi koło 5-6 roku, ale zdarzają się dzieciaki, które łapią równowagę już w wieku 3 albo dopiero 7 lat. Oczywiście wielkim wysiłkiem i poświeceniem, można nauczyć je jeździć przed naturalnym momentem dojrzenia układu nerwowego, (po wielu próbach radykalnie przyspieszymy ten moment) ale myślę, że lepiej poczekać. No chyba, że mimo ciągłych upadków będzie miał szalony ciąg do jazdy. :) Pozdrawiam. Tadek. PS. Sprawdzone na moich synach i dzieciach przyjaciół. :)

Witam Fajnie jak sie ogląda tak fajnie jeżdżące dzieci. Gratulacje wielkie. Co do twojej slizgawkowej kocepcji Tadeusz to z całym szacunkiem ale nie jest tak jak piszesz. Na ślizgawce trzeba mieć o wiele wiekszą świadomość równowagi niz na nartach, to samo ze snowboardem. Tak jak tu już pisałem standardowa granica wiekowa od której nauka ma sens i w wiekszości wypadków kończy się trwałym powodzeniem to 3 - 3,5 roku ze wskazaniem na to drugie ale znam i przypadki dzieci w wieku 2,5 roku które opanowąły jazdę - choc to raczej rzadkość i specyficzne warunki. Sprawdzone na własnych dzieciach, dzieciach przyjaciól, dzieciach szkolonych w przedszkolach narciarskich - głównie za granicą. Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam ... Co do twojej slizgawkowej kocepcji Tadeusz to z całym szacunkiem ale nie jest tak jak piszesz. Na ślizgawce trzeba mieć o wiele wiekszą świadomość równowagi niz na nartach, to samo ze snowboardem. Tak jak tu już pisałem standardowa granica wiekowa od której nauka ma sens i w wiekszości wypadków kończy się trwałym powodzeniem to 3 - 3,5 roku ze wskazaniem na to drugie ale znam i przypadki dzieci w wieku 2,5 roku które opanowąły jazdę - choc to raczej rzadkość i specyficzne warunki. Sprawdzone na własnych dzieciach, dzieciach przyjaciól, dzieciach szkolonych w przedszkolach narciarskich - głównie za granicą. Pozdrawiam

Cześć Mitek! Choć to wydaje się niemożliwe, ale obaj mamy rację. :rolleyes: Ja nie twierdzę, że 3-4 letnich dzieci nie da sie nauczyć jazdy na nartach. Tylko nie zawsze to ma sens. Pewnie będzie miało, jeśli zostanie spełniony przynajmniej jeden z 3 warunków. 1. Dziecko już w tym wieku łapie równowagę. 2. Ma taki ciąg do jazdy, że początkowe niepowodzenia mu zupełnie nie przeszkadzają. 3. Dzieci są w grupie przynajmniej dwuosobowej. Jeśli nie mamy bliźniaków, a jeszcze lepiej trojaczków :rolleyes:, ani nie zachodzi warunek 1 lub 2, a tak jest najczęściej, to dzieciak po prostu nie chce i już. Jeśli znajdziemy mu towarzystwo, to zwykle ma taki bodziec, że chce jeździć i dość szybko nauczy się łapania równowagi i koordynacji ruchowej. Ale postępy zwykle będą znacznie wolniejsze, niż dziecka dwa lata starszego. Joubert twierdził, że dzieci zaczynające później, zwykle szybko doganiają umiejętnościami te "wcześniaki". Moi synowie zaczynający w wieku ponad 6 lat, jeździli na wyciągach talerzykowych po pół godzinie. A po 2 dniach na Małym i Wielkim Rachowcu w Zwardoniu jeden, a na Julianach drugi. Podsumowując - im młodsze dziecko zaczynamy uczyć, tym więcej wysiłku ze strony rodziców i instruktorów. I tym większe prawdopodobieństwo, że zrazimy malucha. Czyli jak warunki są doskonałe (czas i ochota rodziców do poświęceń, towarzystwo i predyspozycje dzieciaka, instruktorzy) możemy próbować wcześniej niż pokazuje ślizgawka. A jak nie jest zupełnie różowo, a szczególnie jak chcemy uczyć malucha sami, poczekajmy aż ślizgawka powie już. Zdaję sobie sprawę z tego, że wszystko co powyżej napisałem, oparte jest na bardzo małej próbce i na niewielkiej tylko znajomości literatury. Mimo to jestem przekonany, że mam sporo racji. Nie obraź się, ale doświadczenia z Twoimi dziećmi są mało miarodajne. :) Na jakim poziomie oceniasz swoje umiejętności??? No właśnie. Czyli należysz do pewnie 5% populacji, która może ten poziom osiągnąć. I Twoje dzieci też należą do tych 5%. :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam Tadeuszu Czyzby znowu miła dyskusja:). Myslę, że jest tak jak myślisz a pewne niezrozumienie tkwi w przyjetych założeniach. Otóz ja zakładam, że uczymy dzieci którego tego chcą i znajdują w tym frajdę. Gdy dziecko nie chce a rodzic sie upiera to sytuacja jest z gruntu chora i odmawiam współpracy. Zresztą to zdarza się rzadko. Tak jak piszesz dzieci które staja na nartach w wieku 3 lat a czasami wcześniej to zazwyczaj dzieci instruktorów, trenerów ludzie zarazonych nartmi nie tylko w dwa tygodnie ferii ale bez przerwy. Jeżeli u mnie w domu wala się po kontach kilkanaście par nart, jeżeli nikt z domowników nie przepuści żadnej transmisji z pucharu swiata a spadły pierwszy śnieg to świeto wieksze niz Boże Narodzenie to dzieci jeżdżą na nartach jeszcze na nich nie stojąc. Jeżeli ktos natomiast pojechał pierwszy raz w góry i nagle uznał, że dziecko nauczy się jeździc na nartach bo to bedzie fajne, to w jakim by wieku nie było bedzie trudno - to oczywiste. Uczyłem głównie dzieci przez dłuższy czas i myslę, że podstawowa sprawa to idealne wczucie sie w to czego dziecko oczekuje i wyczucie sytuacji. Uczenie elementów techniki tak naprawdę na samym początku nie ma znaczenia. Najważniejsze to pokazanie, że na nartach jest fajnie. Myslę, że dzieci najmłodsze są w stanie bez problemu nauczyć sie jeździc na nartach dość szybko, problem tylko w tym czy w nastepnym sezonie nie bedzie trzeba zaczynać od poczatku. Ale to juz kwestia tzw. indoktrynacji (patrz pierwszy akapit) Biorąc pod uwage to co napisałem powyżej nie biorę pod uwage w ogóle sytuacji w której - "zrazimy malucha" - wtedy jesteśmy tylko sobie winni, że zabraliśmy się do czegoś czego nie umiemy robić i wiek dziecka nie ma nic do tego. Dlatego zawsze staram sie przekonać rodziców którzy chcą nauczyc własne dzieci żeby najpierw zorientowali sie jak to robić i dlatego zawsze staram się byc aktywny w tym temacie odkąd jestem na forum. Bo nie ma nic fajniejszego i dla rodzica i dla dziecka niz świadomość, żę razem czegoś dokonali. Jeżeli chcę dziecko nauczyć jeżdzić na nartach świadomie od samego początku a nie tylko zjeżdżac to uznaje prace tylko jeden na jeden. Dzieci są ambitne i wbrew temu co się sądzi zdolne do koncentracji (oczywiście w odpowiednim dziecięcym rytmie) i jeżeli obydwoje nauczyciel i uczący traktują sprawę poważnie to praca w grupie rozprasza. Oczywiście, że praca jest większa ale satysfakcja też i to się dla obu !! stron liczy. Mój syn z dumą podkresla, że jeździ juz 4 sezon a dopiero w marcu kończy 6 lat. Jeździ nie tylko dobrze technicznie ale i znakomicie taktycznie ( dobór techniki do stoku, warunków natężenia ruchu) co pozwala mi w mniejszych centrach narciarskich po prostu dac mu karnet i powiedzieć mu gdzie jestem w danym momencie. Jasne, że nie jest reprezentatywny ale teraz pracujemy z Amelką, żeby poprawić statystyki. Specjanie dzwoniłem do kolegi który pracuje w przedszkolach narciarskich juz 3 lata jednoznacznie powiedział, że 3,5 roku to statystczny wiek w którym mozna zaczynać nie bedąc wcześniej indoktrynowanym. Myślę, że najważniejsze jest to, że są ludzie którzy podejmują ten niemały trud żeby nauczyć własne lub cudze dzieci nauki jazdy na nartach. A może wszyscy dzieciaci forumowicze chcieliby sie spotkac na wsolnym narciarskim weekendzie z zabawami i zawodami na koniec? Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W tym roku postawiłem na nartach trzylatka... Z mojej obserwacji potwierdza się fakt kluczowego znaczenia motywacji. W naszym przypadku było to "jeżdżenie ławeczkami". Żeby nimi jeździć, trzeba umieć zjeżdżać. Więc trenowaliśmy (z równowagą nie było najmniejszych problemów - gorzej z hamowaniem ;) ). A jak potrenowaliśmy i pojechaliśmy "ławeczkami" do góry (1500m wyciągu), to szelki na młodziana i trzeba było zjechać na dół... i tak dwa razy z rzędu na stanowczy wniosek małego zainteresowanego... Młody człowiek był szczęśliwy, podobały mu się widoki (byłem zaskoczony, ze zwrócił na to uwagę) i w ogóle było świetnie. A rodzice też pękali z dumy. Nikt się nie zraził, nikt nikogo do niczego nie zmuszał. Na drugi dzień mieliśmy za to... kompletny odwrót. Nie i koniec. I też było świetnie dzięki plastikowemu zamkowi w Schneekindergarten. Następny dzień to znów "ławeczki" i tak w kółko. Finalnie góry są świetne, narty są świetne, dziecko jest świetne i mam nadzieję, że rodzice też... ;)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

... to szelki na młodziana i trzeba było zjechać na dół... ;)

Witam Gratuluje Yogi tylko BEZ ŻADNYCH SZELEK - to jeden wiekszych koszmarów w nauce dzieci. Błagam. Pozdrawiam Mitek

NO TO JEST POMYSŁ! pytanie tylko gdzie znajdziemy śnieg i sensowne miejsce do jazdy dla wszystkich... pozdrowienia

Witam W tej chwili: Kluszkowce, POlana Sosny, Białka, Wierchomla, PIlsko, Krynica Jaworzyna, pewnie cos tam leży jeszcze w Wisle, w Zakopanem no i w szeroko pojętych Sudetach, chodził do niedawna nawet Telegraf w Kielcach. Z podanych najlepsze wrażeni robia pod tym kontem Białka, Kluszkowce i Wierchomla. Każda ma swoje minusy - Białka - drożyzna, Kluszkowce - podobnie jeżeli chodzi o organizacje zawodów. Pozosataje Wierchomla. Jak odezwą się w tej sprawie jeszcze ze trzy osoby to zakładam temat. Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...