Wujot2
Members-
Liczba zawartości
851 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
17
Zawartość dodana przez Wujot2
-
Jeśli chodzi o Spiochu to widać, że ma bardzo konkretny plan na siebie (tzn "swój rower"). I wygląda on klarownie. Przebiegi trudno mi oceniać bo jeśli w tym są podjazdy typu E w Srebrnej Górze, to można je wielokrotnie pomnożyć, podobnie jest ze szkoleniami. Poza tym są inne kwestie - nie zawsze można poświęcić tyle czasu na jazdę ile by się chciało. Ale najogólniej jeśli Spiochu skupia się na jakości przejazdu, to podjazd jakość przeżyje, a ze zjazdu wyciśnie maksa. Całkiem sensowna idea. Ale oczywiście nawet najlepszym szkoleniem i dopasowaniem do roweru nie zastąpi się godzin w siodełku. Mogę jechać 10 godz i nic większego nie odczuwam, poza taką pewną ogólna sztywnością. Ale czasem z rzadka, nie wiem czemu, jednak troszkę coś mnie pobolewa. W każdym razie ja mam duszę szwendacza, bardziej chodzi mi o bycie w różnych dziwnych miejscach jak robienie kilometrów a z ostrej jazdy grożącej kontuzjami musiałem zrezygnować. Dlatego moje priorytety są zupełnie inne od Twoich a te Spiocha są mi bliskie. Choć ogólnie uczęszczanych przez rowerzystów ścieżek też trochę unikam.
-
To truizm ale naciągany. Bo nie każdy niezawodny rower (na przykład wygodna holenderka) nadawałby się pod Twoje potrzeby. Napisałeś o niezawodności a nawet nie zastanawiasz się jak bardzo nietypowa (czyli nieistotna statystycznie) i wyspecjalizowana jest maszyna na której jeździsz. Począwszy od siodełka, braku amortyzacji, takiej a nie innej geometrii czy opon. Masz to za sobą - więc podkreślasz niezawodność. Ale to tylko poza. Bo na przedzie jest zawsze cel i styl jazdy. Na przykład taki dropper dla większości (istotnej statystycznie) dziwadło a dla tych co używają - kapitalna sprawa. Konfiguracja to klucz. Ale nawet wchodząc na poziom propagandowy to ja na przykład bym podkreślił niskie koszty serwisu bo niezawodność jest oczywista (jeśli nie wchodzisz w ultralekkie rozwiązania). Każdy dopracowany rower jest niezawodny. Ale różnice w cenie komponentów są olbrzymie i przy 5000 km w błotnistym zakamienionym terenie szybko decydują o bilansie kosztów. Bo niezawodność = serwis. 1000 km Spiocha to faktycznie nie jest bardzo dużo. Ale jednak 1000 km na Strefie MTB Sudety a 1000 km na asfalcie to jest olbrzymia różnica. Spokojnie można przyjąć mnożnik x3. W takim układzie te Twoje 5000 km to nie jest tak znacząco dużo więcej. Można zresztą to przeliczyć tak: 14 wyjazdów (po 70 km - np opisana przez mnie Walim - Głuszyca zielona - całodzienna wyprawa) vs 25 wyjazdów (po 200 km - szybsze przebiegi po pagórkowatym terenie). Wracając do serwisu, na szosie nie ma takiego zużycia sprzętu jak w terenie. Miałem wyjazdy gdzie po tygodniu musiałem robić serwisy półroczne czy roczne - tak sprzęt dostawał w tyłek. W okresie gdy intensywniej jeździłem tak do 8000 km/rok (głównie teren i o każdej porze) miałem dwa rowery i robiłem pełny serwis na zmianę co miesiąc. A osprzęt - górna półka. Służy dalej ideolo. Tyle tylko, że amory już nowe, jakieś koło przy okazji, korby też, wózek. No i elementy eksploatacyjne - to chyba oczywiste. Ale klamki służą 😉 Myślę, że serwis kosztował sporo więcej jak rowery.
-
Zależy dla kogo i do czego. Model o który pytałeś koncepcją sięga sprzed 10 lat. Jeśli Ci to pasuje to super. Jeśli zaś chodzi o wartość techniczną to są to najtańsze ale jednak sensowne komponenty. Przyzwoity rower dla niewymagającego i nie za dużo jeżdżącego użytkownika.
-
Darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda ale... to beznadziejny zestaw. Ja bym sprzedał póki jest nowy. Do tego dołożyłbym ze 3-4 tysie i kupił coś fajnego (oczywiście bez silnika bo kasy nie starczy). Ten rower nie wytrzyma długo jazdy w terenie. Najsłabsze hamulce jakie są, przy Twojej wadze, to nawet niebezpieczne jest, amor też beznadziejny (sprężynowy najtańszy z tanich), napęd dolna półka - 3 x 8 co to jest??? Masakra. Stawiam, że ten silnik też nie wytrzyma eksploatacji w terenie i się rozsypie. Mam złe zdanie o Krossie ale teraz to ono legło całkiem na dnie.
-
Bo nie grożą im punkty karne???
-
Z moich doświadczeń wynika, że zestawy naprawcze do opon/dętek to podstawa. Jak jeździsz na mleku to nabój, uszczelniacz, mleko albo dętka, łatki, pompka. No i łyżki. Reszta to sprawa mocno dyskusyjna. Przede wszystkim narzędzia w multitoolach to są pseudonarzędzia. Jak będziesz coś większego musiał odkręcić to i tak tego nie zrobisz. Narzędzie musi mieć swój wymiar i wagę. Natomiast skuwacz i spinka przydałaby mi się raz (akurat nie zabrałem) i zaoszczędziłaby mi 2 godz. dymania. Raz złamałem hak ale wtedy spojrzałem na mapę, podwiązałem flaki, dopchnąłem rower na przełęcz i dojechałem grawitacyjnie pół kilometra od dworca. Nie wysnułem z tego wniosku, że hak też trzeba wozić. Raz złamała mi się sztyca, byłaby to bardzo wredna okoliczność tyle tylko, że wujek G. pokazał, że w pobliskim miasteczku jest serwis rowerowy, podjechałem i cała strata to był kwadrans czasu plus drugie tyle niewygodnej jazdy. Ogólnie jestem zwolennikiem starannego serwisu i przygotowania w domu i sam oprócz dętek (na dłuższych wyjazdach mam dwie) mam ten skuwacz (bo jest mały i skuteczny) i spinki. Bardziej, moim zdaniem, przydałby się awaryjny drugi telefon. Nie mniej jednak gdybym jechał na daleką wyprawę w miejsce gdzie serwisu nie będzie to jednak coś bym zabrał.
-
W terenie być może kombinerki wystarczą jak się nie ma czegoś innego. Ale tak w ogóle to beznadziejne narzędzie - relikt przeszłości, względem np szczypiec-klucza nastawnego Knipexa (powiedzmy, że inna "wersja" Alligatora przytoczonego przez Witka). Jeśli już to to należałoby wozić w wersji mini. Natomiast w domu jest wysoki sens posiadania narzędzi dopasowanych do zagadnienia. Zrobi się szybciej, lepiej, bez ryzyka jakiś uszkodzeń i z czystymi rękami. Bo co z tego, że ściągniesz coś w sekundę jak później łapy będziesz mył przez dwie minuty a jeszcze coś po drodze uświnisz. Dobre, przemyślane narzędzia to kapitalna sprawa.
-
Po co w terenie chcesz rozpinać łańcuch?
-
No tak Polak potrafi, przecież wystarczy sznurówka. Weź do ręki a zobaczysz różnicę. https://allegro.pl/oferta/klucz-do-spinania-i-rozpinania-lancucha-13756156632
-
Te szczypce są właśnie dla Ciebie! Bo nawet niepełnosprawny nieogar tym da radę lewą ręką. Łańcuch z spinką dogadasz w serwisie.
-
Tak ma, więc jakiś totalnych rewolucji się nie zrobi. Nawiasem mówiąc łańcuch też bez żadnych problemów można zmieniać, wystarczy założyć rozpinane ogniwo a do niego nabyć szczypce dwupozycyjne (zarówno do rozpinania i zapinania). Łańcuch nie jest dodatkowym kosztem bo to część zużywalna.
-
Twarde przełożenia bardzo przydają się także na zjeździe (niezbyt stromym) aby dokręcić. Ostatnie najczęściej tak wykorzystuję, jeszcze jak jest wiatr w plecy, czy jak się spieszę. Fajne jest to, że przy jednym blacie z przodu można go przed jazdą wymienić pod temat. To dosłownie 4 śruby do odkręcenia/przykręcenia. Myślę aby jeszcze kupić 32 zęby.
-
Jak chcesz sobie zobaczyć jak wygląda ta trasa to zajrzyj na https://trasy.depcore.pl/ tam odszukaj Andrzejówkę kliknij na zieloną linię pętli. Otworzy Ci się skrócona metryczka, na jej dole możesz pobrać gpx albo kliknąć opis. Te 40 fot i komentarze to jest bardzo, bardzo skrócony ogląd... ale jako całość mimo wszystko daje pojęcie co można spotkać. Objazd pętli był pewnie ze 4 lata temu, ZUL od tego czasu zniszczyły parę fragmentów drogi (to wiem). Nowa ekipa strefy miała dokonać inwentaryzacji i być może niezbędnych korekt trasy. Albo wymusić naprawę. Jeśli coś się zmieniło to wrzucę aktualniejszy gpx.
-
Zjazdów - żadna. Co do podjazdów to Srebrna jest dość obciążająca ale mimo wszystko cywilizowana. A ta ze strefy jest w paru miejscach rozj...na przez ZUL-e (ich naprawdę nienawidzę) a też trafisz na jakieś wredne kamole.
-
1. Trudności są raczej na podjazdach więc porównywanie jest bez sensu. Ale odnosząc do podjazdowej czarnej E w Srebrnej to chyba są tu fragmenty wredniejsze. Ale to normalna trasa XC.
-
Dlatego, że ten rower zaplanowałem jako uniwersalny do jazdy w terenie. Często po płaskim lub po wzgórzach. Ale okazało się, że daje radę też w tematach bardziej mtb. Zrobiłem na nim na przykład pętlę wokół Broumovskich Sten, też Adrszpacko-Teplickich, trasę k-4. Jest lekki i prosty i tańszy w serwisie to go preferuję. Na Strefę MTB Sudety chyba trochę brakowałoby miękkich przełożeń. Ale mam jeszcze dwa rowery mtb (2 x 10 i 3 x 9)
-
A co do rzeczy ma środek ciężkości roweru? Plecak jest najbliżej środka ciężkości rowerzysty a to on jest decydujący. Obwieszając rower zwiększasz radykalnie jego moment bezwładności przez co musisz takiego klocka przerzucać pod sobą. Ludzie jeżdżą z plecakami bo to pozwala lepiej panować nad rowerem i torem jazdy. I na pewno nie zahaczysz plecakiem o gałęzie. No chyba. że jakimś wyprawowym. Natomiast sakwy na kole to dramatyczne utrudnienie (haczenie i odległość od środka ciężkości).
-
???
-
To mi tak wygląda na rzędną 2200 - 2500 m n.p.m. Gdzie jeździłeś? Jakieś Saalbach?
-
Zawsze mówię: - wpychanie nie hańbi!
-
300 m podjazdu na 5 km to jest dość dużo. To takie "normalne" mtb. Oczywiście jak Mitek wcześniej napisał bardzo dużo zależy od nawierzchni, sypka góra albo korzenie i luźne kamienie, gęsta trawa z dziurami a już nie mówię, że po Harvesterze, mogą sprawić, że taki podjazd będzie dosłownie ekstremalny. No i też ważne jest czy są ścianki. Przy równomiernym spadzie powinno się to spoko jechać.
-
Znalazłem taki ideał To ta peruwiańska (najwyższa) - ca 3 km ze 100 km. Teraz musisz tam tylko położyć dywanik asfaltowy albo... zmienić kółka w swoim rowerze. Przełożenia pewnie też. 😉
-
Identyczne, teraz mam 1x1, z przodu właśnie zmieniłem tarczę na 34 zęby (z 36). SKS. Przeważnie nawet nie próbuję podjeżdżać terenowych 15%, tzn tyle ile się da bez świrowania, a resztę wpycham bo dla mnie jest to ekonomiczniejsze. A też zawsze zmiana pozycji, uspokojenie oddechu. Nie jestem ortodoksem.
-
Byłoby to prawdą... tyle tylko, że takich podjazdów nie ma. 🙂 Ani u nas, ani w Alpach. Powinieneś napisać Gdyby istniały długie 4% nachylone podjazdy to jazda po nich nie sprawiałaby by problemu. Z tym mógłbym się zgodzić, choć tak naprawdę nie wiem jakby to było po 30 km takiego "nic". Nigdy nie jechałem nawet 3 km takiego podjazdu. Musiałaby to być zaadaptowana na potrzeby rowerzystów dawna linia kolejowa. Ale nawet tam o długotrwałej jeździe z takim spadem nie można mówić. W praktyce pewnie do maks 5 km. Ale podjazdy wyglądają przeważnie inaczej: jest płasko a po dojściu w teren podgórski, górski szybko jest więcej. A to dlatego, że drogi buduje się pod auta i tak aby nie były zbyt długie. Jak można to do 10% a jak się nie da to więcej. Stopniowanie na profilu to fajna sprawa i warto sobie pooglądać.
-
Ja się nie kłócę tylko wykazuję, że nie wiesz o czym piszesz. Większość tras rowerowych to pętle i tego nie przeskoczysz. Gdybyś miał mieć trasę 80 km i 40m na kilometr to oznaczałoby, że zaczynasz na poziomie morza a wjeżdżasz na lodowiec i tam kończysz. Ale pewnie byś jednak z tego lodowca zjechał i średnio z 40 m na kilometr zrobiłoby Ci się 20 m. Odniosłem się do tego, co na początku napisałeś. Wykazując, że to jest trasa dużo trudniejsza od najbardziej wymagającej (według większości) trasy Dolnego Śląska - Głuszycy - Walim Zielonej. Tego, że dla Ciebie będzie to mały pikuś i zrobisz to bez zadyszki nie kwestionuję, ale zdecydowana większość nawet bardzo doświadczonych rowerzystów twierdzi, że to jest całodzienna trudna pętla.
