
Wujot2
Members-
Liczba zawartości
670 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
13
Zawartość dodana przez Wujot2
-
Narty pod FR z opcją podejścia.
Wujot2 odpowiedział SzymQ → na temat → Biegówki / Skitury / Ski-alpinizm
Podstawowe jest to, że to narciarz jeździ a nie narta. Ta jest dostatecznie szeroka aby poradzić sobie w miękkich warunkach. Ale dzieląc włosa na 4 to w przypadku freeridówek gminny konsensus falenicko-otwocki mówi, że jazda zaczyna się od 95 mm i okolic +5-10 cm do wzrostu. To przy założeniu bardzo niewielkiego dojścia i traktowania wiązań szynowych jako zabezpieczenie wycofu przy źle rozpoznanej linii. W przypadku nart freeturowych gdzie dojście jest jak najbardziej obecne schodzi się w dół z szerokością do powiedzmy 85 mm i maks wzrost (to jest kompromis zagłębiacko-karpacki). Ale ta narta z innego powodu jest dziwna, czy jak wolisz nietypowa. Otóż ona jest bardzo mocno taliowana. Miało to służyć wycinaniu ładnych łuków na krawędzi na twardym (i tu działa) a szerokość ma podnosić nośność. Tyle tylko, że to tu tak nie działa. Jako umysł ścisły w jednej sekundzie zrozumiesz, ze nośność będzie najwyższa pod stopą i tam decyduje się o nacisku na podłoże. Szerokie zaś piętki i dzioby są "znakomitymi" magazynami śniegu dodatkowo utrudniającymi skręt. Idealna narta w miękkich warunkach dla mnie to taka co ma szerokość pod stopą, promień skrętu >20 m i trochę węższy tył. I oczywiście prosto ścięty, nie podgięty tył. Bardzo cenię też reaktywne przody jako, że nie zapieprzam w nieznanym terenie. Nie zmienia to postaci rzeczy, że na tych ZAG na pewno da jeździć. Jako ciekawostkę podam, ze ZAG według mnie jako pierwszy wyprodukował narty według tej koncepcji. Dość szybko podjęły ją inne firmy (Dynastar Cham, Rossignoll - Bandit, Dynastar Legend) choć w trochę mniej radykalnej formie (R ok 17 m). Jeździłem akurat na wszystkich z nich i chyba były zbyt reaktywne, na wykroty szczególnie. Legend najlepsza akurat ją bardzo lubiłem. Ale i tak wolałem Mantrę. Oddzielną kwestią jest stan kupowanych nart. Coś może świetnie wyglądać i być paździerzem bo przejechała ileś tam. U mnie czułem przy lekkich konstrukcjach, ze po 20 dniach na śniegu to już jest sporo gorzej a po 40 było do niczego (ale to przy lekkich nartach) te mogą być lepsze. Tak czy tak przy tej cenie założyłbym, że to złomy. Na pierwszy rok możesz kupić. Choć nawet wiązania później nie wykorzystasz. Jeszcze popatrzyłem na fotę i to wygląda na dziwny montaż do fr, bo strasznie z tyłu - jak do sportowej slalomki. W fr jeździ się bardziej centralnie. W warunkach miękkich, przy skręcie krótkim o wiele lepiej taka narta się rotuje, przy długim (bandowym) jest podobnie. -
W sumie to tym razem byłbym zainteresowany jakimś feedbackiem. Czy zakładając, że nie mieszkacie na Madagaskarze, bylibyście skłonni specjalnie zaliczyć taką trasę? A co gdybym zaproponował na miejscu jeszcze następne ze 3 bardzo ciekawe pętle?
-
Pojeździłem po różnych dziwnych ścieżkach i opracowałem coś takiego: ----------------- Natura Twierdzy Nysa. Jednego nie rozumiem - dlaczego nikt dotąd nie wyznaczył pętli rowerowej po tym obiekcie??? W niczym, jako całość, nie ustępuje on Twierdzy Kłodzkiej czy Srebrnogórskiej ale tylko na rowerze można ją zobaczyć w jeden dzień. I to jak zobaczyć?! Runda jest po prostu kosmiczna (!!!). Ideą opracowanej linii było jak najwięcej natury, jak najwięcej zaskoczeń oraz zobaczenia tylko tego co jest naprawdę warte. Mamy więc jazdę po wypieszczonych asfaltach w wypielęgnowanych kanionach umocnień, by skręcić na kameralną ścieżkę na ich top i poczuć się jak w górach. A za moment, dalej przeciąć swoją linię podziemną bramą, kilkanaście metrów... niżej. W Forcie II możemy zadzwonić do zarządcy i otworzą nam bramę zdalnie (i przyjmą zapłatę blikiem - 10 zł). Byliśmy tam sami, zwiedzając m.in podziemia i chodniki minerskie. Znakomity obszerny obiekt, na godzinę biegusiem. Później, dla resetu, zaplanowaliśmy kilkaset metrów wertepów i kolejny epicki moment gdy z leśnej drogi, o charakterze mtb, wjeżdżamy w hajlajf fortu Prusy - tam niepełna rundka i wieża widokowa. Teraz zaczyna się część przygodowa. Bo jeśli uda się Wam odnaleźć niewielką "dziurę" w ścianie zieleni to znajdziecie się w trzydziestometrowym podziemnym przejściu, o szerokości dobrej kiery mtb, i możecie zaliczyć przy latarce, jazdę w wyjątkowych okolicznościach. Kończycie w cudownym kanionie pokrytym bluszczem. Coś nieprawdopodobnego. Po drugiej stronie ulicy zaczniemy zaś część enduro. To są Obwałowania Jerozolimskie, nasza pętla jest takim typowym mtb, ale co i rusz przecinają ją linie dla rasowych jeźdźców enduro lub dh. Zadzierając głowę w prawo widać widać dróżki które są wyżej, jak dalej, i to samo w lewo, tylko tam jest klif. Ukoronowaniem będzie objazd Reduty Króliczej gdzie jedziemy metr, dwa od kanionu obwałowań. Teraz punkt widokowy, stromy wjazd na Wysoką Baterię (nieobowiązkowe). A później już część tonująca - piękne dróżki nad rzeką, wzdłuż jeziora i dwa (opcjonalnie), komercyjnie zagospodarowane, forty gdzie chętnie nas ugoszczą. Czerwona linia (z niej są foty) to 15 km. Opcja przerywana to plus 7 km. Razem spokojnie na dzień. A tutaj topo z Obwałowań Jerozolimskich - jest tam mnóstwo ścieżek, w tym niezwykle wymagające.
-
Warto przypomnieć, ze pis miał 43,59 % oddanych głosów co oznacza, że 56,41% Polaków nie głosowało na nich. Jeśli podzielimy pierwszą liczbę przez drugą to wychodzi, że pis zdobył tylko 77% tego co reszta. Ale dzięki D'Hontowi ten wynik przekształcił im się w realną większość sejmową (konkretnie to 104% tego co reszta). Tymczasem ta banda, z dość miernym poparciem, zawłaszczyła całą sferę życia publicznego i traktują ją jako swoją własność. Każdy kto zna kulisy sukcesów nazizmu w Niemczech (Hitler też wygrał wybory) łatwo doszuka się analogii. Oczywiście we właściwych proporcjach bo system pisowski nie zabija przeciwników. Robi to subtelniej przez opluwanie w zawłaszczonych mediach, szpiegowanie i napuszczanie służb oraz pompowanie na te wszystkie działania gigantycznych pieniędzy podatników (w tym tych 56,41% co pisu nie chciała). O złodziejstwie, nepotyzmie i nieudolności w rządzeniu oraz psuciu co się da nie wspomnę bo to już drobiazgi. 🙂
-
D'Hondt?
-
Widzisz, tutaj na forum np. dla Mitka nie jest problemem twierdzić, ze przeciętny rowerzysta powinien bez problemu przejechać 200 km w terenie, Ty twierdzisz, że nie jest problemem osiągnąć w rok na nartach poziom PI. Czyli w działalności móżdżkowej - wszystko zależy od nas. Ale jak rozmawiamy o działalności mózgowej to nagle mówisz o przeciętnej (na wzór tej narciarskiej z BT). Trochę dziwi mnie ta zmiana postawy. Bo tu i tu jest podobnie - masz zaparcie i chęć pracy to osiągniesz wiele. Mój średni syn wszedł do branży programistycznej bardzo późno - gdzieś mając 27 lat. Bo wcześniej na parę lat ugrzązł w McKinsey & Co. Już samo wbicie się na ten rynek było lekkim problemem, bo parę "straconych" po studiach lat trzeba było szybko nadrobić. Popracował w software housie, później podkupił go startup, syn doszedł do wniosku, że tylko czołówka światowa jest warta uwagi. I po pracy przychodził do domu gdzie siedział przy podręcznikach, zadaniach i problemach które udostępniały te firmy. Procesy i wymagania były tam dokładnie opisane. Każdy ma to dostępne, i każdy może się przygotować. Co miesiąc, dwa, startował do wybranych przez siebie firm, gdzie na miejsce aplikowali ludzie z całego świata. Za 7-mym razem (gdzieś blisko rok mogło to trwać) się udało. W firmie, po kolejnych rozmowach, dostał propozycję pracy nie tylko jako szeregowy programista ale też dwa inne stanowiska, w tym bycie szefem (inżynierem projektu) niewielkiego samodzielnego zespołu. Tu akurat zaprocentowały umiejętności z McKinsey, co nowa firma od razu wyłapała. Czyli w ciągu roku pracując trochę po godzinach podniósł swoją wartość lekko biorąc 3-4 x. I wszedł do ligi z której już nie spadnie. Odnosząc to do mojej drogi życiowej to takiej szansy na progres nie miałem. To były wydarte drobne procenty gdzie wynik okupiony był godzinami pracy w dni powszednie, soboty, niedziele. Efekt raczej niewspółmierny, choć tak bardzo nie narzekam, bo później trochę odpuściłem. Dlatego osią mojego rozumowania nie było mówienie o tej przeciętnej co daje się nosić przypadkowi (czyli tych co się zwożą w Białce) tylko o tym, że są teraz niesamowite możliwości dla pracowitych, zdolnych i takich co mają strategię na siebie. Być może są to jakieś promile (choć tego nie wiesz bo ich nie ma już w krajowych statystykach). Ale dla mnie to są realne osoby - koledzy moich dzieci z którymi jeździli na obozy, młodzieńcy którzy u nas bywali albo z którymi imprezowali. Jakby więcej takich znam, jak tych o których napisałeś... Dlatego, jak napisałem, zazdroszczę. Mógłbym być w życiu dobrym inżynierem, ale w komunie perspektyw dla tego nie było (w nowej Polsce na początku też nie) i trzeba było robić coś innego... Troszkę mi szkoda.
-
Dodam, że teraz o tyle się zmieniło, że dla pracowników otworzyły się bezstresowo rynki unijne. Można nawet będąc w Polsce pracować dla mocnych światowych podmiotów. Dwóch moich synów tak zarabia - jeden jest rezydentem w sąsiednim kraju, drugi mieszka tutaj, pracuje w domu, a na spotkanie z szefową lata raz na pół roku do Hiszpanii (a firma ma siedzibę na Malcie). Trzeci co prawda ma umowę z firmą polską, ale tam robi dla amerykanów. Jeśli ktoś jest wysokiej klasy fachowcem to pułapy zarobków są naprawdę grube. Moim zdaniem to droga o wiele pewniejsza, szybsza i lepsza od takiej organicznej pracy jak ją wcześniej opisałeś. Akurat sporo o tym wiem bo w moich firmach szczytowo pracowało do 50 osób (dobrych fachowców) i doskonale wiem co to znaczy żonglowanie miedzy kosztami pracy, ryzykami a rynkową ceną usług. Wbrew temu co się wydaje @Spiochu margines manewru jest tam bardzo mały, a taśmowe upadki firm z mojej branży w latach 2000-2004 dowiodły, że na rynek mocnych nie ma. Tak, że patrząc z perspektywy mojej drogi życiowej, gdzie pierwsze kilkanaście lat to był zapieprz bez chwili wolnego czasu, bez urlopu, z ciągłą walką z rynkiem i organami państwowymi (UKS, US, ZUS, PIP), które traktowały takie firmy jako dojne krowy, to patrzę na moich synów, którzy osiągnęli lepszy poziom w 20-50% czasu, nie tracąc z oczu rodziny i zwiedzając świat to najnormalniej im zazdroszczę. W ich środowisku nie są niczym nadzwyczajnym. Są rzesze takich, wśród nich też tacy z 7 cyfrowymi zarobkami rocznymi. W euro.
-
Nie bardzo wiem gdzie są te panoramy z Jagodnej o których wspomniałeś. Za to z wieży masz widok na Góry Orlickie, Bystrzyckie, Masyw Śnieżnika i Góry Bardzkie - nie skompletujesz tego w inny sposób. Co do Śnieżnika to jest po prostu coś jak Giewont - ciągnący się tłum turystów. I dobrze, bo skanalizowany - Kletno-schronisko - szczyt z wieżą i powrót. Ty możesz pójść sobie na Mały Śnieżnik i dalej przez już dużo mniej oblegany Trójmorski Wierch. Jest multum miejsc gdzie nikogo nie ma, można ominąć te popularniejsze.
-
Nie widać. A dokładniej widać w sytuacji powstawania refrakcji atmosferycznej lub mirażu kiedy obserwowane obiekty są znacznie za widnokręgiem. W takim układzie łatwiej zobaczyć Mont Blanc jak np Drezno. Normalny zasięg ze Śnieżnika można policzyć ze wzoru Zakładając, że patrzymy ze Śnieżnika na Nizinę Śląską (200 m npm) maksymalny widnokrąg wychodzi 123 km. Licząc to dla wierzchołka Alp (w drugą stronę) to dla 4800 m npm wyszło mi 208 km (dla obiektu 1400 m npm). Nawiasem mówiąc nijak mi nie wychodzi, że z Śnieżnika do Alp jest te wspomniane 292 km. 😉
-
Jeśli chodzi o Śnieżnik to powodem była "rekonstrukcja" poprzedniej. Ponieważ to popularny cel wycieczek to wieża wzmacnia to miejsce. Pewnie też trochę więcej widać jak z dołu. Jagodna zaś wynosi nas nad drzewa i jest jak najbardziej potrzebna, szczególnie patrząc na to całościowo (czyli Schronisko na Spalonej, singletracki). Ja jestem "za wieżami" bo przecież Sudety są bardzo zarośnięte, po drugie od zawsze była tradycja budowania na tym terenie (wieże Bismarca). Wiele z obecnych konstrukcji jest bardzo lekkich i zgrabnych i moim zdaniem nie psują krajobrazu (szczególnie jak wystają tylko nieznacznie nad linię lasu). Parę starych i parę nowych wież. Odpowiedz sobie, które są ładniejsze.
-
Tak jest, bo przy wynajmie instytucjonalnym może być o wiele niższy czynsz. Działa to w ten sposób, że nabywca setek mieszkań może uzyskać bardzo duży rabat na kosztach budowy, dalej wliczyć je w koszty działalności, podobnie jak i wszystkie koszty administrowania, remontów itd, oczywiście też koszty pożyczek bankowych. Po wliczeniu wszystkich kosztów przez całe lata może nie być podatków CIT i VAT do płacenia. A to oznacza mniej więcej 1/3 taniej jak muszą liczyć indywidualni (fizyczni) wynajmujący. Jeśli w Polsce rozwinie się najem instytucjonalny (a u nas już się mocno pojawia) to nie będzie sensu kupować "własnego" mieszkania. W przypadku domków pewnie byłoby podobnie ale to już bardziej skomplikowany produkt i pewnie będzie trudniej go zaoferować. Ale osiedla dla nestorów, myślę, że też szybko się pojawią.
-
Ten przekaz o "nieosiągalnych" mieszkaniach jest od zawsze. Gdy kupowaliśmy pierwsze (pierwsze też wtedy na "wolnym" rynku) to wydawało się, że nie spłacimy tego nigdy. I w zasadzie chyba zawsze tak było. W całej Europie w miejscach gdzie ludzie żyją mieszkania są bardzo drogie. Pewnie relatywnie najlepiej jest w Polsce bo tutaj o dziwo bardzo wielu (68%!) rodaków jest właścicielami. Zupełnie inaczej (45%) jest w takich "bogatych" Niemczech. Więc to jest zastanawiające, że nas stać a ich nie. Myślę jednak, że najem instytucjonalny to jest jedyna logiczna droga na przyszłość bo po prostu dużo tańsza. I wbrew pozorom jest dużo zysków z tej formy też dla najemcy.
-
Tylko to są długie. To też mi nie odpowiada. 😉 Wolę za kolana (na jesień i zimę) i długie skarpety lub krótkie i nogawki. Daje mi to regulację temperatury.
-
Bo się powtarza (podjazd) ze Stroniem a jest od niego ciekawsza. Nie wiem czy nie najlepsza z singletrack glacensis. Jak chcesz Rudkę zrobić (a to ważne) to musisz dwa razy zrobić podjazd. Po prawdzie to nie musisz ale lepiej zrobić.
-
Strasznie przykre i w jakiś sposób uczące (?) są też wątki nie poruszone w tym linku. Razem to materiał na ciężką książkę. Samo życie. Ja mam, od zawsze, awersję do poruszania się rowerem w ruchu samochodowym. Niby wypadki się tak często nie zdarzają, ale widać jak bardzo można ucierpieć w takim starciu...
-
oczywiście: natura - denaturat
-
A cholera wie. Bo jeśli na milion kąpiących się w zdecydowanej większości trzeźwych, topi się tylko 100 ale za to też pijanych to wyjdzie, że główną przyczyną jest alkohol.
-
Widziałeś kiedyś może oponę na piaski?
-
22,9 km i 680 m. Ogólnie tylko dlatego można się pokusić o te dane, że ktoś (wolontariusze) wrysowali Singletrack Glacensis w mapę OSM i chyba to zrobili z bardzo przyzwoitą dokładnością. Marek & Company podawali dane z własnych urządzeń i musiało to być obarczone dużymi błędami, których nie można było usunąć w procesie weryfikacji. O ile w ogóle to robili.
-
Sprawdziłem na GPS Vizualizer i można mieć profil ze stopniowaniem. Całkiem fajna koncepcja. Ten program o tyle warto pamiętać bo konwertuje najbardziej niedorzeczne formaty. Choć gpx jest w tej chwili dominatorem i jak się go używa to poza kłopotami z Google Earth Pro wszędzie wszystko działa...
-
Locus mi podaje 17,29 i 654 m. Specjalnie dla Ciebie dodałem wszystkie pętle systemu (24 szt) mają łącznie 269,2 km i 7130 m up. "Średnia" runda wychodzi więc 11,2 km i 297 m up
-
Niestety nie wiem. Jakoś przyzwyczaiłem się do Locusa i nie szukam odmiany. Ale dość często zaglądam na mapy.cz i czasem tam też rysuję, bo mapa OSM jest tam bardzo ładnie aktualizowana a i "skórka" też jest sensowna. Polubiłem też sposób rysowania (choć wolę locusowy). Ale z mapy.cz eksportuję do Locusa. Kiedyś używałem też GPS Visualizer - to dość fajne narzędzie sieciowe do analizy plików gpx. Tam kolorami jest oznaczone procentowanie, czy jak tam wolisz sekcje. Można też wygenerować klasyczny profil ale czy stopniowanie to nie pamiętam...
-
Przecież napisałem wyraźnie, że opis jest dla przeciętnego Kowalskiego. Jak jesteś przeciętnym Kowalskim to trudna a jak nie jesteś to łatwa. Podobnie z Glacensis weź przeciętną pętlę i pomnóż przez trzy. Powiedzmy Kłodzką.
-
Ten "skrót" ma taki profil. Wydawałoby się, że to się da od biedy podjechać... ale znam tamte ścieżki i mam duże wątpliwości. Powyżej 15% jest dokładnie 500 m ale przy tych trudnościach to jazda może skończyć się na 10-12% - 600 m pchania. Ja bardziej myślałem o takim wykorzystaniu - linia przerywana (szlak pieszy) aby ominąć asfaltowy podjazd na Hvezdę. Bo tak lądujesz na dole i nawrotka asfaltem na górę. Profil wtedy wygląda tak: Wydaje się, że spoko ale znalazłem opis tego szlaku pieszego i wyszło mi, że o rowerze prawie na pewno trzeba zapomnieć. Po różnych przymiarkach takich i owakich ostatecznie zrezygnowałem z próby wykorzystania. Po części też, że rażąco odbiegał poziomem trudności choć bardziej, że jest ni w 5 ni w 9. Ale chciałbym się odnieść do tego "nie chce mi się liczyć". Otóż opracowuję sobie z myślą, że może kiedyś to wykorzystam, pętle w Czarnohorze i Marmarosach. Na mój stan wiedzy to naprawdę mało kto tam jeździ. I z mapy przeanalizowałem wszystkie warianty wjazdów na Popa Iwana Czarnohorskiego, Petrosa, Popa Iwana Marmaroskiego i Micu Mare, a też Hoverli, Pożeżewskiej i paru innych. Pewnie z 40 linii, większość czasem bardzo stroma. Ale dzięki stopniowaniu, znalazłem te możliwe do zrobienia warianty, na te dokładnie pierwsze cztery szczyty (jeszcze chyba da się zrobić Dżembronię). Całkiem nieźle - wystarczy na jeden wyjazd bo trzeba będzie też mieć lżejsze tematy i rezerwę pogodową. Podjazdy do 15% (niekiedy, krótko, 20%), czasem z szansą na pełny wjazd, czasem ostatni kilometr z buta (Petros). I w większości ze zjazdami stromszymi (czyli jak kanon mtb mówi) ale maks do 30%. Wisienką u tortu jest, że udało się zestawić pętle, które zaczynają się w promieniu 10 km. Formuła byłaby więc stacjonarna, z codziennym niewielkim ewentualnie dojazdem autem. Zajęło mi to dwa popołudnia ale po prostu to mam. Wystarczy poddać teraz to konsultacji z lokalsami aby wyłapać ewentualne wady. Tak czy tak stawiam, że na 95% wszystko to da się zrobić. Ale też może zdarzyć się wycof - to luźna dupa. Pisałbyś się? 🙂 Na zachętę panoramka z Mica Mare https://rugala.pl/panoramy/220/nieneska-welyka-mica-mare/ Pop Iwan Marmaroski https://rugala.pl/panoramy/192/pop-iwan-marmaroski-przedwierzcholek/
-
Ta trasa jest/nie jest trudna. Zakwalifikowałem ją do mtb ze względu na wymagający zjazd z Bożanowskiego Spicaka. Ten zjazd dla większości ludzi to będzie hardcore, ale na każdym co jechał z Wielkiej Sowy w kierunku p.Jugowskiej (albo zjazdy z Kalenicy) nie zrobi większego wrażenia. Czyli dla MarioJ - bułka z masłem, nie warta, w zasadzie, wspominiki. Opisy i rekomendację przygotowuję dla przeciętnego rowerzysty dla którego 40 km i 1000 m up to będzie poważne wyzwanie. W praktyce najtrudniejsze (oficjalne) pętle mtb mają do 70 km i 2300 m up, pętle pod crossy (gravele) najdłuższe do 100 km - też opisywane są jako trudne. Pożądana trasa rodzinna to 10 km i separacja od ruchu aut, turystyczna do 30 km i atrakcje po drodze. Fajne dane miałem od Marka Janikowskiego (autor Singletrack Glacensis) otóż większość gości systemu robi w ciągu dnia do trzech pętli. Czyli właśnie tyle ile ta runda co ją opisałem. W każdym razie raz, że dopasowuję język i opisy do przeciętnej, dwa bardzo dokładnie opisuję parametry trasy, w tym kluczowe dla mnie stopniowanie. Liczę, że stopniowo wyedukuję ludzi i każdy widząc cyferki z czasem będzie wiedział czego się spodziewać. Plus foty bo czasem o tych zdjęciach ludzie potrafią napisać, ze to dżungla amazońska. Tak wygląda ruch rowerowy na Dolnym Śląsku.