Skocz do zawartości

Veteran

Members
  • Liczba zawartości

    1 114
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Veteran

  1. Witam   A pamięta ktoś gimnastykę poranną w  programie polskiego radia na falach długich? Dziesięć minut ok. godziny siódmej, codziennie(niedziela chyba była wyłączona). Prowadził ją, bardzo popularny gość...?.   To był pierwowzór  fitnesu, dla szerokich mas pracujących.    Pozdrawiam
  2. Witam   Miałem pecha pisałem odpowiedź i nagle wyłączono prąd...   Właśnie o tą lekkość  chodzi!  Ten sposób jazdy(skrętów), że każdy z nich jest "lekki", chociaż chwilowe obciążenie mięśni może być inne.  Sposoby odciążania też się mieszają. czasami jest wyraźniej w górę czasami w dół. Czasami "nic" nie robimy. Jak pisał Mitek wszystko narzuca teren, śnieg, szybkość. Myślimy o sposobie odciążania tylko przy celowych ćwiczeniach.   Ale jest pewna różnica, gdy świadomie rozpoczynamy skręt  od  pewnego pójścia w górę(bardziej ukośnego "wyprostu") niż  gdy zaczynamy od pewnej kompensacji(odciążenia narty zewnętrznej).  Jest inne nieco uczucie(gdy się o tym myśli, przy ćwiczeniach jw.) pod stopą  narty  zewnętrznej. Jest mniej(chwilowo)  "naciskana". I stąd większa jej "swoboda" i możliwość "przekręcania " w kostce.  To są niuanse... Ja nie potrafię tego jaśniej wyjaśnić. Tylko ewentualnie na stoku starać się  może nieudolnie pokazać...   Ładne masz zakrąwędziowanie.  Bardzo wiele zależy od "elastycznośći" w biodrach. Robię sobie takie ćwiczenia, by zwiększyć ruchomość gałki kości udowej w panewce. Człowiek z wiekiem sztywnieje. I trzeba z tym walczyć, chcąc lekko jeździć. Dla mnie jest ważniejsza elastyczność, niż siła. Siłę mam wystarczającą na na to co robię. Ale jestem "sztywny" i za dużo kg.   Pozdrawiam
  3. Witam   Była dziś bajkowa jazda na Mosornym Groniu. Stok równy i twardy pod spodem(nasypali tu dużo sztucznego, który się pomieszał z naturalnym).  Na nim warstewka śniegu naturalnego. Rzadkość w naszym kraju. Ostanie lata to  była walka na skrawkach sztuczności.  Niewiele osób.    Jeździłem znowu z poluzowanymi górnymi klamrami. Kostka jest swobodna w środku buta.  Mogę swobodnie, stojąc na nartach  przekręcać narty na  krawędzie  samymi stopami, nie "ruszając" kolan.  Góra buta nieco ściśnięta paskiem. Wyraźnie lepiej czuję śnieg.  Ta swoboda przemieszczania się na boki nogi w kostce daje ogromną możliwość mikro-korekty  kąta zakrawędziowania nart. Szczególnie  tuż po zmianie krawędzi. Ustawianie nart na krawędzi przez pchanie tylko kolan do stoku jest wolniejsze i mniej naturalne, niż gdy się zacznie od  ruchu w stopie, kostce i dalej przez kolana do biodra. Powiedziałbym też, że  "ustawianie" całego ciała,  w ten  jego charakterystyczny układ  jazdy na krawędziach,  jest bardziej płynne i  mniej męczące, gdy zaczynamy od samego dołu(stopa, kostka). Swobodnie jeździłem  cały stok bez potrzeby zatrzymywania się na wyrównanie oddechu.   I jeszcze jedno.  Świetnie to wychodzi, ale przy przy inicjacji skrętu i odciążenia przez zejście w dół(kompensacja).  Wtedy  jeszcze  nowa, zewnętrzna narta, po fazie "pływania(flow)" jest prawie nieobciążona. Stąd ruch stopy w bucie jest ułatwiony. W przypadku wyjścia w górę(na tej narcie) nacisk na stopę jest o wiele większy.  Bardzo ważne jest też  odpowiednie  wychylenie do przodu i  nacisk na przednią część  narty.  Bez tej umiejętności nie co sobie zawracać głowy taką jazdą.    Pozdrawiam
  4. Witam   Przepraszam, za może napastliwy ton.   Jadę jutro na Mosorny z Kubą i jego kolegą. Kuba sobie kupił za kilkaset zł  100 mm pod butem Voekla. Zachorował na fri.  Może ja też kiedyś spróbuję, 164 cm.  Jak mi pożyczy.   Życzę powrotu do formy przed wyjazdem.   Pozdrawiam
  5. Witam Mam sporo filmów Kuby. Robiłem je aparatem, celując przez celownik. Ale mnie chodzi o naprawdę drobne szczegóły. Które analizowałem klatka po klatce. Przykładowo mam rysy na butach od wewnętrznej strony. Dawniej musiałem tu przynitować blachę aluminiową, by nie ściąć cholewki. Rozszerzyłem jazdę na nartach. Ale rysy się cięgle pojawiają. Nie duże, ale są. Analiza klatka po klatce wykazał, że w pewnym momencie(początek skrętu) podniesiony tył narty wewnętrznej zbliżał się do buta narty zewnętrznej. Tworzyły się takie minimalne nożyce. Narta podniesiona wracając na śnieg, lekko czasem zadrapała but. Nie zupełnie nie czułem. Tym bardziej, że tylko praktycznie z jednej strony. Jest dużo takich niuansów. NP. za bardzo upuszczona ręka wewnętrzna, tylko z jednej strony. Pewna "sztywność" sylwetki. Choć tego nie czuję zupełnie. Mała amplituda górą, dół. Choć wydaje się że w czasie jazdy było w porządku. Dużo mam takich pytań do siebie. Mam pewien wzór jazdy w głowie. Coś teraz może na wzór idoli z Internetu o których pisałem. Nie jestem naiwny. Ale nic by mi nie zaszkodziło, by się jeszcze "ładniej" pobujać. Przynajmniej mam cel. Siedzieć na tarasie gdzieś wyżej pijąc kawę i obserwować innych. Robię to. Lubię z wyciągu patrzeć na jadących. Znakomita większość mnie zupełnie nie interesuje. Jeżdżą jak jeżdżą. Na ogół na stojąco. Karwingiem ślizgowym. Czasem jakiś wariat zwraca uwagę. Ale z przyjemnością patrzę na ładną jazdę. Dokręcane skręty na trudniejszych ściankach. Spokojna, świetnie kontrolowana jazda. Nie musi być szybka. Nie musi się szukać przyspieszenia przy wyjściu ze skrętu(to już zawodowstwo). Ale miła dla oka. A czy nie można być szpanerem? Kto mnie obserwuje. Potem przypadkowo spojrzy na twarz. Cholera! Facet jeszcze tak fajnie jeździ!
  6. Witam Nieco Ci się dziwię. Stary narciarz. Jeździliśmy w tym samym okresie po tym samym terenie(Kasprowy). Na takich samych nartach(ołówki). I chyba tych samych orłów tak podziwialiśmy. Tyle postów tu napisałem po kilkoma loginami. Nawet kilka filmów z moją emerycką jazdą się znajdzie. I ty mi proponujesz coś co doskonale znam. Przyjedź jutro na Mosorny to podyskutujemy w praktyce. Jak zrobisz na mnie wrażenie, to się ukorzę i będziesz dla mnie idolem. Bardzo chętnie pojeździłbym z kimś starszym z doświadczeniem, który jeździłby lepiej technicznie ode mnie. Ale też miał bardzo szeroki zestaw ewolucji. By popatrzył krytycznie, na jakiś element. Może wspólnie potrafilibyśmy coś poprawić. Jako stary instruktor nie nabieraj się na coś co jest niemożliwe. Chyba, że sprzedaż diabłu duszę. Ja się meczę, bo chcę. A ty zdaje się niewiele rozumiesz z mojej pisaniny. To akurat nie moje zmartwienie. Z szacunkiem Seniorze!
  7. Witam Czy chybione? Napiszę, jak kompletny laik, jeśli chodzi o to zagadnienie. Siła naciska z góry na stopę(poprzez staw) w środku stawu. Rekcja od strony śniegu na nartę jest z boku stopy(od wewnątrz-narta zewnętrzna). Między punktem reakcji śniegu na stopę a "środkiem"stawu kostkowego jest kilka centymetrów różnicy. Powstaje moment siły usiłujący obrócić(wypłaszczyć) nartę. Stopa ma zawsze pewien luz w bucie(tu na boki!). Choćby przez wyściółkę. "Wykrzywienie" stopy takim kierunku, by nacisk (linia golenia), środek stawu, linia reakcji śniegu - znalazły się bliżej linii prostej zmniejsza ten moment siły i poprawia trzymanie nart na krawędzi. Osobiście sądzę, że to ma minimalne lub żadne znaczenie przy jeździe fri w głębokich śniegach. I tego się tu chyba nie czuje. Pozdrawiam
  8. Witam Na czym ma polegać ten wspólny język? Może teraz znajdziemy? Otóż w zeszłym sezonie i wcześniej pisałem o tym, że zrezygnowałem z "metody" H. Harba. Na rzecz zapoczątkowania skrętu(transition) przez wyraźne obciążenie narty wewnętrznej(górnej, jeszcze przed linia spadku stoku). Pewien wyprost na tej narcie z pójściem do przodu. I dyskutowałem na forum sporo o tej metodzie. Harb(i inni typu Reilly McGlashan) zaczyna każdy skręt od odciążenia narty dolnej(power release), przechodząc przez fazę "pływania"(flow-obie narty płasko na śniegu, sylwetka bardzo niska). Typowa metoda "połykania"(kompensacji) wirtualnej "górki". Mimo, że ten typ zapoczątkowania skrętu miałem nieźle opanowany. To nie mogłem sobie z tym poradzić, szczególnie na stokach stromszych i twardych, jeżdżąc z dziesięć lat na slalomkach. Na krawędzie wchodziłem za późno i narty miały tendencję do obsuwania tyłów(na twardym). Ja jeździłem przez lata na boazerii stosunkowo nisko i miałem wpojony bardzo mocno skrętny ruch stóp w momencie pierwszego impulsu skrętu, rozpoczynającego się od wbicia kijka. Dodatkowo nieco "siedziałem" na nartach. To są obecnie wady, opóźniające i także pogarszające wejście na krawędzie. Pod koniec zeszłego sezonu i teraz od początku postanowiłem wrócić do metody Harba. Wbijam kijek i jednocześnie jakby odciążam dolną(zewnętrzną) nartę, pilnując torsu, by nie szedł w górę, ale jeszcze nieco w dół. Do tego staram się maksymalnie "wykrzywić" do stoku kolano narty wewnętrznej, unosząc nieco piętkę tej narty. Ładnie mi się skręca. Bez wysiłku, szarpania. Jestem nisko, więc bardziej stabilnie. Pilnuję małego przeciwskrętu torsu. Biodra automatycznie się układają tam, gdzie maja być. Na równych stokach, szczególnie z dobrym śniegiem. Stokach bardziej stromych to straszna frajda tak jechać. Musi się kontrolować szybkość przez zacieśnianie skrętu. Dynamika jazdy jest bardzo duża. I pozbyłem się tego skrętnego ruchu stóp. A dodatkowo eksperymentuję z "ruchem" stóp w bucie, skoordynowanym z resztą ciała(kolana, biodra, spokojny tors) Na to sobie mogę pozwolić. Wystarcza mi sił na 20 km jazdy, ponad 4 km w pionie na równym Mosornym. Na muldach, w głębokich, luźnych śniegach dynamika jest większa, ale to już dawno passe. Na to trzeba mieć młode lata. Choć stwierdziłem, że to mi pomoże w jeździe na niewielkich jeszcze i miękkich muldach. Więc może to ten nasz wspólny język? Pozdrawiam
  9. Witam Mnie to przekonuje, co tłumaczy ten Włoch(?). Tym bardziej, że miałem i mam ten szybki ruch w bok, nie kolan, ale zaczynający się od stóp, kostek. Można to robić prawie nie przemieszczając kolan. Skutkuje to b niewielkim postawieniem nart na krawędzie i początkiem łuku. Do tego musi się dołożyć większe obciążenie narty zewnętrznej, większy docisk jej dziobu(nacisk na język, a raczej podgięcie stopy tej narty do góry). Oczywiście dalej w skręcie wszystko powyżej stóp musi być zgodne z "wymogami". Stopy staw w kostce są tu tylko pewnym niuansem, dla tych co z resztą ciała nie mają problemów...Cóż można więcej pisać. Niech każdy spróbuje... Pozdrawiam
  10. Witam Pisałem na forum o ruchu stóp w butach i jego wpływu na skręt nart. Miałem, jeżdżąc na boazerii, taki wyćwiczony szybki ruch w kostkach, prowadzący do lekkiego ustawienia nart na krawędzi i natychmiastowej zmiany ich kierunku jazdy. Nikt jakoś nie ma ochoty podjąć tego tematu. Który się wiąże z tzw. łańcuchem kinematycznym. Jeden z bardziej znanych kolegów się nawet oburzył, że o czymś takim pisałem. Ostatnie moje doświadczenie z poluzowaniem górnych klamer na stoku Mosornego przekonało mnie ostatecznie, że to jest ważna sprawa. I bardzo wpływa na jakoś skrętu. Załączam film na YT. Mowa jest tłumaczona napisami po angielsku. Może kogoś z forum, z bardziej ambitnych naśladowców naszego kolegi z Zarabia to przekona, że warto... Pozdrawiam
  11. Witam A co mi się obecnie podoba, to analiza takiej jazdy. Na gładkim stoku! Cały dowcip polega na zsynchronizowaniu momentu wbicia kijka(zamarkowaniu) z momentem "zwolnienia" nacisku na nartę zewnętrzną. Przed tym momentem ciało(korpus) jest "pchany" na nartę zewnętrzna. Zwolnienie tego nacisku i jednocześnie wyraźne obciążenie drugiej narty, która staje się zewnętrzną. Połączone z dociskiem na jej przód, powodują bardzo przyjemną jazdę. Jazdę prawie bez wysiłkową. Krótki, dłuższy skręt się wcale nie różnią między sobą. Można robić to szybko krótszymi skrętami. Lub ciągnąć na większej szybkości długi skręt z bardziej "wyłożonymi" nogami i "rozchodzącymi się nartami(w płaszczyźnie pionowej!). Kopiące narty bardzo pomagają. Uwielbiam, bo jeszcze ma się tą przyjemność z jazdy a nie walki ze stokiem. Ale to nie jest technika dostępna dla początkujących. Trzeba przejść swoje etapy! Dla porównania jazda na muldach pod koniec filmu. Problem, na który nie mam rady(dawniej nieco to szło). Prosta sprawa. Brak siły i szybkości reakcji. Głęboka kompensacja na "górce'. Wciskanie nart do muldy przez szybki wyprost nóg. I to z każdym garbem. To slalom na tyczkach, gdy porobią się dziury. Jak trzeba być szybkim, by zaliczyć prawidłowo każdy garb, jadąc w linii stoku, gdy stok jest już nieco stromy. Na gładkim jest zupełnie inaczej. Nie dam rady szybciej, to robię dłuższe skręty. I problem znika. Na niewielkich miękkich muldach dłuższe skręty są możliwe. Ale gdy kopce rosną, to nie mój poziom...Ale może ktoś z kolegów zdradzi swój genialny patent na dużych kopcach. Pozdrawiam
  12. Witam Jak najbardziej! Tylko gdzie oni wyczaili taki stok w San Anton. Jak przygotowywali narciarski "szoł" to owszem wygłaskali maszynami przy dolnej stacji. Potem był szoł jazdy. Po którym stwierdziliśmy z żoną, że nam jeszcze nieco brakuje, ale na te lata i to że nie mieszkamy od dziecka w San Anton ujdzie. W rzeczywistości, na prawdziwym stoku, kazano nam imitować takich gibkich facetów jadących po sporych muldach. Nasze muldy były znacznie bardziej utwardzone. W dodatku przeszkadzał nam w ewolucjach, co chwilę, jeden z prawej drugi z lewej. Na filmie gibki mógł po wybraniu najlepszego zjazdu, w czasie którego wykonał góra kilkadziesiąt skrętów(w PŚ zrobią 60 i nie mogą złapać tchu-takie asy). A nam oferowano dziesiątki kilometrów takich przyjemności. Nie jest łatwo być mistrzem! Pozdrawiam
  13. Witam Można się do skiturów w lecie "przygotować". Wyobraź sobie, że nieraz w lecie plącząc się po Tatrach, miałem w głowie takie "zabawy". Gdyby to wszystko wokół mnie było pokryte śniegiem, to gdzie dałoby się zjechać w miarę bezpiecznie. A którędy podejść do góry. Wiadomo, że zjazdy zaklęśnięciami, leje lawinowe, są skrajnie niebezpieczne z wyjątkiem wiosennych przymarzniętych śniegów z rana. Teren "bulowy" jest najbardziej bezpieczny. Taką zabawę miałem. Mam w głowie dość dokładną rzeźbę niektórych miejsc w Tatrach. Takie szczegółowe poznanie terenu trzeba sobie wyrobić korzystając z przewodników wspinaczkowych, bardziej zaawansowanej turystyki. Zdaje się, że tego nie rozumiesz. Tu nie chodzi o to by się pchać w górę, gdy góry są pokryte szczelnie chmurami. Ale gdy się pogoda pogorszy to dokładny obraz terenu terenu bardzo ułatwia sprawę. Nawet, gdy widoczność jest dobra, to też ocena z dalszej odległości nie jest całkiem pewna. Gdy się lepiej zna teren, to się jest zawsze pewniejszym. Tak jak w lesie, gdy się zna każdy krzak. Wyczucie terenu w górach tego typu jak Tatry Wysokie jest niesłychanie ważne. Pozdrawiam PS. Przepraszam nie zauważyłem, że masz GPS. Ja w mglistą pogodę widzę w pobliżu majaczące ściany skalne. Pode mną śnieżny stok i dalej jakieś słabe zarysy terenu niżej. Bardzo niewiele wiem o tym terenie, ponieważ mam GPS, jeszcze czynny. Telefon też jeszcze działa. Nie palę się do kopania jamy śnieżnej, ponieważ ocena mojego stanu organizmu wskazuje na to, by spie...lać jak najszybciej w dół. Postarzałem się i w między czasie nie zauważyłem, że dzisiaj głównym przewodnikiem po terenie jest elektroniczny gadżet. Bez którego młodsza część społeczeństwa jest całkowicie zagubiona w dowolnym miejscu na kuli ziemskiej.
  14. Witam Najbezpieczniejszy na drodze jest czołg(tylko, gdy nie ma innego czołgu). Na jednym z polskich poligonów miałem dawno temu okazję jechać jako pasażer samochodem Nysa. Nagle z zakrętu wychynął jadący dość żwawo naprzeciwko czołg. Jego kierowca dostrzegł Nysę i skręcił na "pobocze", przy okazji ścinając jakiś betonowy słupek. W tylnym okienku Nysy widać było jak się oddala, nie martwiąc się słupkiem Pozdrawiam
  15. Witam Świetnie się nadają! Są małe. Wychodząc na szczyt można bez problemu zjechać inną drogą i będzie się stosunkowo blisko punktu startu, a nie gdzieś w odległej dolinie po drugiej stronie pasma. Ile ciekawych wyjść można zrobić np. z Hali Gąsienicowej. Na Żółtą Turnię, na Krzyżne przez Dolinę Pańszczycy. Na Zadni Granat. A Tatry Zachodnie. Wejście na Czerwone Wierchy, od Kondratowej, czy Kościeliskiej. Dalej wokół Doliny Chochołowskiej. Jeszcze po stronie Słowackiej jest w TZ całe mnóstwo możliwości. Dolina Cicha po stronie słowackiej, Dolina Mięguszowiecka, Dolina Kieżmarska, na Lodową Przełęcz. Dolina Białej Wody, Polski Grzebień i zjazd na południe. Wyjście na Krywań. Tatry można świetnie poznać w lecie. Ma się całe otoczenie wyrypy(rzeźbę terenu) w głowie. Co ułatwia orientację, np we mgle. Łatwo jest zaplanować wycieczkę jednodniową, bez niespodzianek, że nagle się wydłuży. Dawniej były rajdy PTTK w zimie min. przez Zawrat, na Polski Grzebień. Kto o tym pamięta. Jaki ekwipunek się miało ze sobą wtedy! Ale Tatry nie są tak spektakularne jak skitury w Alpach. Rozumiem, że nie wolno! I że nie zawsze, bo stoki strome, a nie szerokie przestrzenie. I trzeba zważać na lawiny. I że jazda nieraz przypomina skialpinizm. Jest naprawdę bardzo wiele możliwości. I wiele można się nauczyć, zanim pozna się całe Tatry. Tylko tu się czepiają. A w Alpach robi się to na własny rachunek. Ale to inne zagadnienie a nie brak możliwości. Pozdrawiam
  16. Witam Inwestuje się w potencjał kasowy...Inwestowanie w czyjś potencjał do przyjemność to same straty... Pozdrawiam
  17. Witam   Ja stawiam na Horngachera!   Jak czterech milionów, wybrać  z dziesięć tysięcy uzdolnionych do dziesięciu lat? Dalej z nich  tysiąc, setkę. I popracować solidnie  przez parę lat. I jeszcze kłopot, bo ta setka nie z jednej miejscowości, tylko prawie z całego kraju.  I jeszcze by chcieli zjeżdżać a nie skakać jak Stoch. Cuda się zdarzają. Jedna taka z dziury zwanej Kasina Wielka...Tajner wie co robi.   Były czasy, gdy widziałem parę razy  na Nosalu pana Trenera z brzuszkiem. I kilkadziesiąt "jego" dzieci ze szkoły sportowej  na Bystrem. W dzień powszedni po nauce. Były to okres Tlałkówień...   Kostelica dostał pewnie możliwość łapanki, co zdolniejszych,  po całej Chorwacji. Do tego kasę.  W tym pięknym kraju, znanym z ciepłego morza a nie z lodowatych gór, specjalizują się teraz głównie w slalomach. Pokrewni językowo sąsiedzi z północy także w zjazdach. Skoki też mają nieźle opanowane.   Będąc egoistą i mając braki w umiłowaniu własnego kraju, już wolę osobiście jeździć, niż  podziwiać naszych mistrzów, zdawszy się na teoretyczne narty w telewizorze.   Pozdrawiam
  18. Witam   Życzę małych sukcesów w grupie!  Śnieg mamy u  nas podobny jak w Kolo. Reszta jest nieco odmienna...Też się bawimy i  staramy  podejmować nowe wyzwania na miarę naszych możliwości.  Małżeńska konfiguracja sportowa  w naszym wieku, to  niestety wyjątki nie tylko w naszym kraju, ale także poza naszymi granicami. Mamy dobre oczy... Ostatnio mieliśmy okazję oglądać konfiguracje osób na stokach w San Anton(p. internet).  Jakoś radziliśmy  sobie dość przyzwoicie w tym  towarzystwie osób, generalnie dwa lub trzy razy młodszych. Ale czy to jest sukces, warty katowania się....?   Pozdrawiam
  19. Witam   Piszę posty raczej żartobliwie. To nie jest narzekanie.      Witam   Nie jeżdżę dla nart dla konkurowania. Nie lubię się ścigać po stoku.  Jeżdżę dla samej przyjemności ruchu. W terenie, gdzie mam jeszcze przeżycia estetyczne(teren, pogoda).  Choć czasem dawniej miałem okazję sprawdzić się w jakiejś konkurencji. Natomiast szukanie konkurencji, związane z tym treningi, sprzęt, mnie nie interesują. Być może byłaby jakaś tam satysfakcja, że od kogoś w grupie byłbym lepszy, czy gorszy. Ale tylko tyle. Teraz o wiele ważniejsze jest dla mnie - ile jeszcze lat?  To nigdy nie wiadomo, nawet gdy się ma połowę mojego wieku. Nie mam żadnych kompleksów, jeśli chodzi o własną jazdę.  Raczej to jest sprawa' " z tyłu liceum z przodu...."Liceum już wolniejsze w ruchach(ale dość prawidłowych). I liceum szukające dobrze przygotowanych tras, nie koniecznie płaskich! Narty są dla mnie ogromną przyjemnością. To przemieszczanie się na dwóch deskach po stoku z dużą łatwością i pewnością z szybkością kilkadziesiąt kilometrów na godzinę  jest fascynujące. Nie czuje się wtedy prawie zupełnie lat!  Który sport ma takie zalety.    W tym sezonie mam już 10 dni.  Może z żoną zaliczymy dalsze dziesięć a nawet więcej. Nie byłby to najgorszy wynik.   Pozdrawiam   PS. Pisałem post i poleciało! Jakaś kombinacja klawiszy. Stąd taka kompozycja
  20. Witam   Ładny filmik Joanny Sm. Mnóstwo jest takich.  Czy one coś uczą?  Mam wątpliwości. Wszyscy ci, co się im coś przytrafiło na tym filmie byli, zdziwieni dlaczego?. Można tego być pewnym. Tak jak pewnym się jest, gdy się widzi nieraz w zimie co kilkanaście kilometrów samochód w rowie, zator na drodze, bo ktoś się obrócił. Itp. Jest pewna sztuką i też szczęściem przeżyć  wiele zim, jeżdżąc samochodem bez poważniejszej stłuczki. Czasem i 500 tys km nie wystarczy.   Jest bardzo wiele zmiennych czynników jeśli chodzi o śliskość drogi. Wspomniana wyżej książka Zasady i podana tam "szczepność" opon o nawierzchnię.  Można to interpretować jako tarcie. Wynosi ona  ok.  1,0 na szorstkim betonie, asfalcie(ale nie np. pokrytym piaskiem). Na asfalcie zmoczonym wodą maleje do ok. 0,5.  A na asfalcie po pierwszych opadzie jeszcze mniej. Leży na nim np. cieniutka warstwa błota(kurz). Dalej w stronę śniegu mazi śniegowej. Na gołoledzi(czarna, czasem błyszcząca droga) 0,05. Postawmy samochód na pochylni i zablokujmy koła. Przy jakim pochyleniu samochód zacznie się zsuwać w dół na gołoledzi. Nic go nie zatrzyma. Miałem taki nieszczesny przypadek.    Wszystko jest grą tego nieszczesnego współczynnika szczepności, który najwięcej zależy od opon.  Nie wiemy jakie jest w dannym momencie "tarcie" o jezdnię.  Może 0,2, 0,1 a może mniej niż 0,05. W tym ostatnim przypadku tonowy samochód można popchać na zablokowanych hamulcach.   Do tego dochądzą takie czynniki jak nierówno brane hamulce,  zużyte amortyzatory, luzy w zawieszeniu. Czy gwałtowne ruchy kierownicą.  Nowy samochód z systemami to wspaniała rzecz.  Też czasem chętnie bym się pobawił mając starego grata. Ale nie ma gdzie. Jakieś lodowisko jeden kilometr na sto metrów byłoby idealne.   Pozdrawiam
  21. Witam   A może tak sprawdzić w katalogach, jakie narty dla pozycji "umiejętności"(1-10). Doświadczona kobieta to gdzieś 5-8. Tam napiszą więcej. Dla jakich stoków,  nawet wiek można skalkulować.  Używki też można wypatrzyć w katalogach.   Pozdrawiam
  22. Witam   Ja jeździłem osiem lat Syreną, Tyle samo Maluchem. I więcej w zimie(narty), niż w lecie. Książkę Zasady miałem i studiowałem. Plus kilka jeszcze książek o  "poślizgach".  Min. były tam takie obrazki jak jazda między pachołkami na Wielkich Jeziorach Amerykańskich. Idealna metoda zabawy w poślizgi. Gładki lód auta się żadną miarą nie wywróci. Można dodawać gazu, wirować.  Tylko, gdzie trafić na takie warunki w Polsce(szczególnie dawniej). Znalazłem jakiś parking w Krakowie. Rozpędzenie Syreny do 30, 40 skręt kierownicą i hamulec ręczny. D..pa auta obraca się. Kontra kierownicą. Jak szybko to zrobiłem to udało się wyprostować. Ale byłem przygotowany na taki manewr.  Ale gdyby to było na drodze, w stresie. Z tyłu ktoś jedzie...Do swobodnego wychodzenia z poślizgu trzeba by trenować. Jak na nartach. Kilka pokazów, pod okiem doświadczonego instruktora nie wystarczy. Wystarczy na tyle, że  ma się fizyczną świadomość nowego zjawiska. Dla większości kierowców nieznanego. A ci, co go poznali, to leżeli w rowie, albo jeszcze gorzej.   ESP, ABS, to świetne systemy. Kiedyś przy pierwszym aucie z ABS pompowałem  z przyzwyczajenia hamulcem. ABS robi to znacznie szybciej za mnie. I mogę się skupić na kierownicy.  Wpadniecie w poślizg to nieszczęście dla  kierowcy.  Nigdy nie wiadomo jak to się skończy.  To nie rajd profesjonalistów.  Opowiadanie, że to można wytrenować po kilku szkoleniach to  bajki.  Chociaż warto to robić, gdy się ma okazję. I gdy bardziej świadomie chce się jeździć autem po śliskiej nawierzchni.   Pozdrawiam
×
×
  • Dodaj nową pozycję...