Byłem raz z kolegą, który zapomniał zabrać spodni i powstał dylemat : dżinsy czy lumpeks. A skoro był już dobrym snowboardzistą i przyjechaliśmy na 2/3 dni doradziłem mu lumpeks, coby się chłopina nie wykończył w połowie dnia. Objeździliśmy całą Szklarską i nic nie znalazł. W sklepie wołali od 150 zł. Po 2 godzinach poszukiwań, zniechęceni trafiliśmy na "lumpeks ostatniej szansy". Koleś poszedł sam, zeszło mu 15 min a wrócił z takim przebiegłym uśmiechem na twarzy i wielką reklamówką. Okej, są spodnie, jedziemy na piffko i rano w górę ! Następnego dnia na stoku jak się pokazał to okolica wręcz kulała się ze śmiechu. Spodnie były ocieplane, owszem, ale wzorki powalały na kolana. Białe spodenki a na nich sporej wielkości w żywych-oczojebnych kolorach : biedroneczka, żabka, kurczaczek - żywcem wyjęte z przedszkolnej bajki !! Miazga !! A koleś do tego trzymał fason i szelmowski uśmiech. Taki ubaw na dobry początek jazdy rozkręcił nam atmosferę nieziemsko. Jednym słowem było piknie i z jajem. Czyli to co lubię.
Podsumowując : nie strój czyni narciarza, a nastrój jest o niebo milej wspominany. Bierz kolego co Ci wpadnie w ręce i zapraszamy do zabawy. Liczy się fun.
Użytkownik yukisan edytował ten post 28 styczeń 2009 - 09:11