Skocz do zawartości

Spiochu

Members
  • Liczba zawartości

    4 244
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    36

Zawartość dodana przez Spiochu

  1. Czy poniższe narty to jest odpowiednik Fischera wc sc (pierwsza slalomka) czy race sc (druga slalomka)?     http://www.skionline...ss-ti,6046.html  
  2. Spiochu

    Odżywianie

      O tej diecie można rozmawiać tylko w kategoriach żartu. Dla mnie to coś takiego jak ściganie się w Super Giganice na "pół-karwingach" z marketu, ostrzonych dwa lata temu.
  3. Spiochu

    Odżywianie

    To jak już piszemy od dietach to może ktoś poleci mi dietę cud żeby trochę przytyć. Obecnie jadam w miarę obficie (min. 3000 kcal dziennie - praca głównie przed kompem) Codziennie opycham się batonami, codziennie jadam również po 22 (nawet obiady) a często po północy. Jak się trochę ruszam to waga stoi na tych 63-64kg a jak przestaje się ruszać to jeszcze chudnę. I co teraz?     Powiedzenie dość popularne ale ciekawi mnie skąd się wzieło? Jakie są medyczne uzasadnienia takiego właśnie trybu? Od dzieciństwa jem dokładnie na odwrót stąd to ciekawa kwestia dla mnie.
  4. Spiochu

    Góry, wspinaczka...

      Może w sensie szybkości działania można by to tak nazwać. Mnie jednak bardziej pasuje mniej honorowa nazwa stylu konsumpcyjnego. Po co zbierać przez lata dośiwadczenie jeśli można wziać je na kredyt zdobywając wiedzę w necie a praktykę nabierając na miejscu? Uzupełniłbym również, że to wszystko nie wyglądało tak beztrosko jak to przedstawiłem. Co prawda nie było lat na przygotowania ale ten czas, który był, wykorzystywałem na 100%. Nie interesowała mnie wtedy szkoła, przyszła praca nie pamiętałem o imieninach Cioci i Babci tylko czytałem setki rzeczy przed kompem a resztę czasu zajmowały treningi lub mniejsze wyjazdy przygotowawcze. Nie tylko czytałem opisy planowanych celów wypraw(tego w sumie najmniej) ale przebrnąłem również przez angielsko języczne artykuły o medycynie wysokościowej, treningu i wyprawowej logistyce. W tym czasie cieżko byłoby również spotkać większego toretyka sprzętowego. W jego doborze z miejsca zignorowałem oparcie się na autorytetach i wszelkich sprawdzonych rozwiązaniach. Nie ograniczały mnie specjalnie ani fundusze ani dostępnośc, nie bałem się również nowości, więc w tym przypadku dość szybko osiągnałem wyposażenie lepsze (czyt. lżejsze) niż to używane przez większość doświadczonych alpinistów. Można powiedzieć, że popadłem wręcz w pewną manię bo sprowadzałem ze stanów znacznie droższe produkty by za wszelką cenę zyskać na wadze. Nie interesował mnie fakt, że wybitni himalaiści używają wyprawowych kurtek czy plecaków z odpornej cordury. Ja na wyprawy zabierałem biegowe packlity, dziwaczny plecak bez klapy i aluminiowe raki. Szyjąc kombinezon puchowy na zamówienie kazałem zrezygnować ze wszelkich wzmocnień, większości kieszeni a nawet ciąć rzepy wzdłuż dla zaoszczędzenia kilku gram. W kwestiach żywienia miałem przygotowany arkusz w excelu z wagą i wartościami odżywczymi (nie tylko kcal) wszystkich zabieranych produktów. Czytałem też o żywieniu i fizjologi by zoptymalizować dietę w wyższych obozach. Ta bezkompromisowość sprzętowa może i była chorobliwa ale bardzo mi pomogła bo z kilka kg lżejszym plecakiem działało się o wiele łatwiej. Pomogło mi również szukanie wiedzy u podstaw i ignorowanie utartych mitów. Przykładowo w większości relacji pojawia się mit, że na wysokości nie można stopić wystarczającej ilości śniegu dla wystarczającego nawodnienia. Zalecenia medyczne mówią o 5-7 litrach wody na dobę  na 7000m. I tę ilość, da się uzyskać na tej wysokości w kilka godzin. Wystarczy palnik odpowiednio dużej mocy, zapas gazu ok 1.5 butli 220g na dzień i czas, czyli przybycie do wyższego obozu odpowiednio wcześnie. Podobnie było z aklimatyzacją, która w czasach krótkiego urlopu jest ignorowana niemal przez wszystkich, w tym przez osoby z 20-letnim stażem w górach wysokich. W zasadzie tylko na pierwszym wyjeździe alpejskim wysokość mnie w pełni zaskoczyła. Później były jeszcze drobne niespodzianki ale generalnie poznałem, że mój organizm aklimatyzuje się wolniej niż przeciętnie (choć bardzo skutecznie) i starałem się do tego dostosować. Jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne to też było lepsze niż u większośći spotkanych na wyprawach osób. W mojej opini jednak był to poziom niewystarczajcy, by wchodzić na szczyty  7-8tys. z odpowiednim zapasem sił. Za poziom odpowiedni uważam <3h w maratonie lub jak kto woli <1h z Kuźnic na Kasprowy.
  5. Spiochu

    Góry, wspinaczka...

      Zacytowałem ten fragment bo dla mnie "nowa fala" wygląda już trochę inaczej. W górach bardziej postrzegam ją tak jak Kurtyka czyli obecnie są to wyczyny Ueli Stecka i podobnych. Czyli dawne, trudne i wielodniowe drogi robione solo, bez asekuracji i ze stoperem w kieszeni. To już nie jest poziom do którego chciałbym dążyć. To jest level na tyle abstrakcyjny, że rozsądek podpowiada mi, by trzymać się od tego z dala. Gdy zacząłem się wspinać jakoś po 2000 roku. VI.5 już dawno było poprowadzone. Wtedy obowiązywało chyba VI.7, czyli siedem stopni powyżej tych "skrajnie trudnych" dróg Dla mnie było oczywistym, że są ludzie, ganiający w za ciasnych butach z "magiczną" gumą, po idealnie gładkich ścianach. Nigdy nie interesowały mnie skałki same w sobie a na ściany miałem z słabą psychę. Jednak zaczynając na panelu AKG w Łodzi, chcą nie chąc spotykałem ówczesną (i w sumie aktualną) czołówkę wspinaczy. Czasem nawet próbowlaiśmy z kolegami robić podobne buldery. Od początku myślałem jednak o górach wysokich. W książkach wyczytałem, że zanim pojedzie się w Himalaje, należy przebyć wieloletnią drogę od skałek, przez Tatry latem i zimą aż moze pojedzie się w Alpy czy Kaukaz. Według tych sprawozdań, już wyjazd w Alpy  był czymś nieosiągalnym nie mówiąc o dalaszych celach. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Wystarczyło trochę funduszy i dostęp do netu i można było podłączyć się pod dowolny wyjazd. Zatem wszystko potoczyło się szybko a patrząc z perspektywy czasu to nawet za szybko.  Mając 17 lat, nie pojechałem na letni obóz w skały ze starszymi kolegami z KW. Wybrałem się natomiast w Alpy. Jak to w dzisiejszych czasach bywa, to oczywiście na Blanca i do tego jeszcze w zime. Miałem skończony jedynie kurs skałkowy, rok wczesniej i przed samym wyjazdem, kurs turystyki zmiowej w Tatrach. Ekipę też trafiłęm doborową, gdyż był to Extrek, który zasłynął później w mediach z wypadków śmiertelnych na Uszbie i Matternhornie. Jak łatwo się domyśleć na szczyt nie wszedłem, mało też brakowało do zrobienia sobie krzywdy no i oczywiście załatwiła mnie wysokość. Te doświadczenia mnie jednak nie zniechęciły i kilka mies. póżniej, już latem ponownie "atakowąłem" Blancka. Tym razem był to wyjazd solowy i też bez sukcesu ale już w miarę kontrolowałem sytuację. Na kolejny miesiąc wakacji, Extrek planował wypad na Elbrus (tanio) więc nie mogłem zmarnować okazji. Nie bardzo chcieli mnie wziąć ale jakoś udało się ich namówić a na miejscu już bez większych przygód zdobyć, najwyższy szczyt Kaukazu.  Na kolejny rok trzeba było już myśleć o czymś dalej... Jako że była to klasa maturalna to w szkole nie trzeba było się zbyt częśto pojawiać Sezon zimowy upłynął pod znakiem nart, zaczałem też myśleć jak połaćzyć góry z nartami. Pod koniec sezonu zakupiłem pierwszy sprzęt turowy i wybrałem się na kurs ski-turowy. Mając tak "solidne" przygotowanie poza trasowe zdecydowałem, że mogę wybrać się z nartami na Muztagh Ata czyli siedmiotysięcznik w górach Pamir czy Kun-Lun, w zależności od opinii grografów.  Na szczyt co prawda nie udało się wejść ale zjazd z wysokości ok. 7200m to nadal mój narciarski rekord. Na tym też zakończyło się "wznoszenie" W kolejnym roku był jeszcze zjazd z Piku Lenina a rok póżnie rewanż na Blancu i próba wejscia na Cho Oyu, którą również zakończyłem na mniej więcej 7200m. Na Leninie w czasie zjazdu zaliczyłem spory lot, który tylko cudem skończył się bez obrażeń i pojawiło się myślenie, że jeśli chciałbym zjeżdżać z jeszcze wyższych i trudniejszych szczytów to najpewniej skończy się to śmiercią. Z racji, że po wyprawie na Cho Oyu, skończyły mi się również  fundusze to wielkich dylematów nie było. Od tamtej pory w góry jeżdżę już tylko na narty lub rekreacyjnie pochodzić. Nabawiłem się również awersji do ryzyka. Nie zjeżdzam w nieznanym terenie czy przy dużym zagrożeniu lawinowym (już przy 2-ce nie wszędzie a przy 3-ce w zasadzie wcale) A ogólnie to rzadko opuszczam trasy przygotowane.     Tylko każdy wspina się inaczej, więc trudno by ten schemat przygotować. Znam taką drogę VI.1 która według mnie jest bardzo łatwa. Same klamy, jedynie dalekie ruchy i lekkie przewieszenie. Natomiast moja koleżanka nie była w stanie jej zrobić mimo, że wspina się ode mnie lepiej. Zazwyczaj potrafi balansować na nogach i trzymać się mikro krawądek ale nie da rady pocisnąć z łapy. U mnie jest raczej odwrotnie.
  6. Spiochu

    Tomal przed i po szkoleniu

      Autorem tego powiedzenia jest Ryszard Kosacz:  
  7. Wybiera się ktoś w najblższy weekend na Chopok lub w Tatry?   Trzeba by skorzystać z oferty. Ja planuje jechać z Łodzi ale samemu się nie kalkuluje.
  8. Wiem, widziałem było już na forum. Pisałem już co mi się w nich nie podoba ale i tak to lepszy pomysł niż ten wyżej. Zdarzyło mi się również chodzić po ulicy w botkach od zwykłych butów narciarskich i przy odpowiednim botku jest całkiem nieźle.
  9. Kolejna "nowość" znana od dziesięcioleci. Takie buty wykorzystywano podczas wypraw górskich do chodzenia w bazie lub spania w wyższych obozach. Np. takie:   http://rab.equipment...n-modular-boots     Inna sprawa, że wynalazek kompletnie nieprzydatny na stoku. Nie ma co z nimi zrobić w czasie jazdy, więc to tylko dodatkowy zbędny grat. To już lepszą opcją jest botek wewnętrzny w którym da się chodzić co zresztą też już było wałkowane.
  10.   Zawieszenie powoduje, że łatwo wychwycić każdą nierówność. Jednak działa podobnie wszędzie a tylko na S8 były te fale. Co do hałasu i spalania to podobna kwestia, mam zimówki Conti, na pewno dobrze kleją ale na innych nawierzchniach również. Z tym że tu bym stawiał na nową, nie wytartą jeszcze jezdnie.   Z typowo komfortowym zawieszeniem w aucie typu pasek i na baloniastych oponach poczujesz dopiero większe nierówności, więc nie masz jak wychwycić różnicy.
  11.   Krótko i na temat:   http://wiadomosci.wp...,wiadomosc.html   Jak pisał Jurek, narty są sportem technicznym, więc sprawa wygląda inaczej. Na plus dla emerytów działa doświadczenie i technika. Na minus szybkość, która z wiekiem spada dość mocno. Jeśli chodzi o siłę i wydolność to spadają już one w umiarkowanym stopniu jeśli ktoś ćwiczy.   Jeśli chodzi o wysiłki stricte wytrzymałościowe to jest to najłatwiejsza dla emerytów konkurencja. Wytrzymałość na wielogodzinny wysiłek u trenujących praktycznie nie spada do pewnego wieku. Przykładem mogą być zwycięstwa Marco Olmo w UTMB (bieg górski 166km i 9600m przewyższenia, ukończył jako pierwszy z czasem ok. 21h  w wieku 60 lat) Starsi też radzą sobie nieźle. Rekord świata w maratonie 70+ wynosi poniżej 3h. To już poziom niby amatorski ale dalej bardzo wysoki.     A wracając do Harendy to  w ten weekend walczyłem o życie na SL tu rozstawionym. Tyki stały pod krzesłem od połowy stoku. Mimo moich usilnych starań traciłem do gumiarzy od 3 do 4,5s a żaden z nich nie mógł się równać z Filipem. Do niego realnie straciłbym co najmniej 6-7s na 30s trasie. By osiągnąć te 1.5s straty, które pokazał Jurek po jednym dniu, potrzebowałbym kilku lat regularnych treningów a i to mogłoby nie wystarczyć. Jak więc widać, sam młody wiek nie wystarczy by konkurować z "dziadkami".
  12.   Jechałem odcinkiem od Rzgowa do Sieradza kilka dni po otwarciu i nie podzielałem zachawytu. Nawierzchnia była bardzo źle położona. Na całym odcinku poprzeczne fale, na których podskakiwało auto.(Mam zawieszenie gwintowane) Sam beton powodował dużo większy hałas i spalanie wyższe przynajmniej o litr na 100km. Była to absolutnie najgorsza nawierzchnia na nowej drodze z jaką się kiedykolwiek spotkałem. Nawet porównując do starej autostrady pod piotrkowem było gorzej. Na nowym S8 trzymałem się przepisów bo tak męczyło to bujanie a pod piotrkowem spokojnie mogę jechać szybciej. Raz tam nawet rozbujałem colta do 2,2 paczki i też tragedii nie było. Może jak się trochę wytrze to stan się poprawi, bo na pozostałych odcinkach S8 już było lepiej. Najlepiej na tym najstarszym pod Wrocławiem.   A w temacie "suwaka". Dla mnie im więcej osób zjeżdża na prawy tym krócej stoje w korku. Na końcu, zawsze da się wcisnąć po góra 2-3 autach. Na szeryfów też prawie nie trafiam.
  13.   Coś niezbyt szczęśliwa ta Harenda. Ja tam swego czasu miałem stłuczony nadgarstek (może nawet coś pękło, wstyd przyznać ale nie byłem u lekarza). Optymistyczny wariant to niestety taki, że za 6-mies samo Ci przejdzie. U mnie tyle mniej więcej trwały główne dolegliwości a pełny zakres ruchu z obciążeniem mogłem wykonać dopiero po około 1.5 roku.      Co to za element?
  14. Z przykrością informuję, że nie będę mógł dotrzeć na memoriał. Od Poniedziałku zaczynam nową robotę i nie będę mógł się urwać. Z treningów i tak wykluczyła mnie choroba, więc start nie miałby specjalnie sensu ale chciałem się pojawić chociaż towarzysko. Mam nadzieję że w przyszłym roku nadrobię zaległości.
  15.   A tak z ciekawości, co byś kupił w cenie do 5000 USD (tak, tylko 3 zera) i ze spalaniem 8-10l/100km trasa/miasto (lub jak wolisz 35/28 MPG)?
  16.     Tego nie wiedziałem. Sprawdzę czy pomaga.     Jakbym to wszystko spakowął do auta to by brakło miejsca na sprzęt narciarski     1. Opony mam takie:   http://www.tyrerevie...tact-TS-850.htm   Jak widać prawie same pierwsze miejsca na ponad 20 różnych testów, opinie na forach też dobre. Chyba nic lepszego nie wymyślę. Ale to dalej zwykła zimówka a nie jakieś nordyckie.   2. Kluczowe jest to że w moim aucie wyłączyć się nie da. Można wyjąć jakieś bezpieczniki ale tracimy również ABS i światła stop. No i mnie pomaga ta kontrola trakcji bo nie buja tak bardzo autem na boki. Wcześniej w Pandzie nie miałem takich bajerów (również ABS i wspomagania kier.) i w głębszym śniegu non stop trzeba było lekko kontrować kierownicą. Ale podjeżdżała pod górkę chyba rzeczywiście lepiej.   3. Skrzynie mam zwykłą 5-biegowy manual ale co to jest klasyczny "part time" to nie mam pojęcia.
  17. Temat ma charakter ogólny, więc pasuje zarówno "elementarz" jak i bardziej nietypowe sposoby.       Zagadnienie nie jest aż tak banalne jak mogłoby się wydawać Warunki z jakimi miałem do czynienia to częściowo zlodzone podłoże przykryte 20-30cm śniegiem, również mokrym. Praktyka wskazała następujące rezultaty: - Ruszanie z dwójki, nieskuteczne, gaśnie slink. - Z jedynki lekko prawie bez gazu, ruszał ale potem się zakopywał. - Z jedynki lekko i później mocno po gazie - najlepszy efekt, udawało się przebić najdłuższy odcinek. Raz dokopałem sie kołami do szklistego lodu na podjeździe i tylko wtedy metoda się nie sprawdziła.   Metoda przód-tył + łopata, bez tego nigdzie bym nie wyjechał. W trasie, podjazdy z dużego rozpędu na dwójce i z mocno wciśniętym gazem. Pomagała kontrola trakcji ale w zakręcie i tak szedł lekko bokiem. Zjazdy na jedynce lub dwójce, krótkie hamowania tak by tylko minimalnie załączał się abs.    W śniegu na miękkim podłożu w Zwardoniu (podjazd utrzymywany ratrakiem) zakopałem się w połowie i wycofałem auto na parking niżej. Z racji odległości 200m od wyciągu zrezygnowałem z dalszych pób. Widziałem jednak później gościa który podjechał obniżonym swiftem. Tylko rozpędzał się 100m wcześniej do jakiś 60-70km/h.
  18.   Nawet tylko teoretyczna wiedza będzie lepsza niż jej brak. Co roku, zimą, widuję pod blokiem, kierowców palących gumę w miejscu bo spadło 5cm śniegu. Sam część teorii znam ale zapewne to tylko jej niewielki procent.   Jeśli chodzi o praktykę, gdzie w takim razie polecacie wybrać się na szkolenie?
  19. Ostatnio, podczas pobytu w Istebnej. miałem okazję spotkać się z niesprzyjającymi warunkami na drodze. Jako, że posiadam zwykłe miejskie autko (FWD, dodatkowo obniżone i bez łańcuchów) a moje umiejętności są mocno średnie to bywało wesoło.   Myślę, że dobrze by było przedstawić w tym temacie porady odnośnie techniki jazdy w takich ciężkich warunkach i ewentualnie przygotowania auta.  Proszę o opinie bardziej doświadczonych kierowców.    
  20.   http://go-11.blogspo...ing-record.html
  21. Rekord świata wynosi 120km przewyższenia jednego dnia (z użyciem śmigłowca). Dla kogokolwiek z Nas jest to wartość nieosiągalna, więc wszelkie sprzeczki w tym temacie można odpuścić.      Możecie   Widziałem keidyś zdjęcie jakiegoś działacza Fis czy jakieś podobnej organizacji. Gość juz dobrze po 60-tce i w czasie kongresu narciarskeigo, pierwszy raz w życiu pobował przejechać raila.
  22.   Jako, że kolega zna kursy co najwyżej z lektury opisu na stronie SITNu to ja również, jeszcze raz powtórzę żeby było wyraźnie widać.   Kurs Kwalifikacyjny jest najlepszą a przynajmniej, najbardziej opłacalną formą nauki i doskonalenia jazdy, na poziomach od średniego w górę.       Jak spotkasz instruktora, który ciśnie na krawędzi tam gdzie przeciętni ledwo dają radę klasykiem to może zrozumiesz o co chodzi. A na jednej narcie za dużo nie jeździj bo sobie kręgosłup skrzywisz
  23.   Byłeś kiedyś na takim kursie?       Byłeś, wiidziałeś? Skąd to wiesz?     A ja zapytam dlaczego lepiej wiziąć podstarzałego instruktora, mocno znudzonego pracą i bez aktualnej wiedzy? Bo zazwyczaj tak kończą Ci uwielbiani przez Ciebie klasycy. Jeśli nie wierzysz, zatrudnij się w szkółce na ferie. Sam poznasz tych mistrzów. Nie mówię, że nie ma wyjatków ale trudno na kogoś takiego trafić z przypadku. A większość dobrych instruktorów pasjonatów idzie w stronę "nalepek" czyli robienia uprawnień IW, demo teamów, szkółek sportowych itp. W czym niby przeszkodzą w nauce "łopaty" ? Co takiego niezwyłego nauczysz się jeżdżąc parę godzin w takiej  "kaszy"?   A co do jazdy w terenie, to owszem jeździłem kiedyś po kaszy, puchu, muldach a nawet po kamieniach i trawie. Miałem okazję odwiedzić strome źleby czy góry wyższe niż Alpy. Mimo tego, moja technika jazdy dalej była żenująca. Dopiero szkolenia na kursach typu kk i PI, spowodowały diametralną poprawę techniki. Dalej szału nie ma ale postęp był duzy i na pewno nie można go porównać do szkoleń z jakimś przypadkowym instruktorem.  Pomimo, że egzaminy zdałem już wiele lat temu, dalej będę pojawiał sie na tego typu kursach, przynajmniej do czasu, gdy nie dorównam techniką prowadzącym.   Dla mnie kurs kwalifikacyjny, to kwalifikacja by zostać narciarzem.     Mam dokładnie taką samą opinię. Kursy kwalifikacyjny czy pomocnika instruktora, pozwalają za umiarkowaną kasę, podszkolić się pod okiem najlepszych polskich instruktorów i w ambitnej grupie, zazwyczaj na dość dobrym poziomie. Można też poznać podstawy jazdy na tyczkach i zdobyć wiele dodatkowych informacji (teoria + rozmowy).
  24.   Pajaki są tak brzydkie, że aż strach!!     Ludzie nawet jak coś wiedzą to szukają potwierdzenia. A nawet na tym filmiku można było odnaleźć ciekawe pomysły jak Np. ochraniacze siatkarskie na kolana. A jesli ktoś chce dowiedzieć się czegoś dogłębnie to da sobie radę. Nie tylko na takich filmikach można doszukać się bzdur. Akurat nie odnośnie nart lecz gór zimą i lodowcowych latem ale spotkałem się z różnymi durnymi lub przesadzonymi teoriami odnośnie stroju. Wygłaszane były  przez osoby doświadczone, przewodników czy alpinistów. Dopiero weryfikując informacje w różnych żródłach, (najczęściej obcojęzycznych) można się przekonać, że takie autorytety często powielają zane mity czy też ich stan wiedzy jest nieaktualny.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...