Skocz do zawartości

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 12.06.2023 w Odpowiedzi

  1. Tym razem rowerowo. Łatwe 50km z dwoma lajtowymi i jednym poważniejszym podjazdem. W Beskidzie sl już widać tak ok 30% elektryków... w sumie fajnie ze choć tak ludzie się poruszają. Zjazd spod Czantorii - ścieżką do Wisły, przez Osadę na zaporę i dalej na Przyslup Pod Barania... 10minut w kolejce po piwo i powrót przez Stecowkę i Kubalonke. Tu podjazd na 3 razy. 90% asfaltem, zwykle mokrym po deszczu. Coraz bardziej zaczynam przekonywać się do jakiegoś elektryka. Góry ciągną.... to jednak cos innego niz klepanie kilometrow po lesie...
    6 punktów
  2. No jasne, właśnie o tym pisze.... siedzielim sobie jak Pan Bóg przykazał w niedziele "na przełęczy Anuli" , bo tam fajna miejscówka - jest gdzie spocząć, jest miejsce na ognicho i kilka szlaków tam sie przecina. No jak w górach ..ludzie łażą - cześć..cześć, dzień dobry przejechało kilku zziajanych analogów ..też coś tam wydusili z siebie ...pancio ani me ani be...drugi i trzeci pancio też i królewna też ni chuchu. Siedziało nas tam z 8 osób (nieznajomych w różnym wieku od 30 do ponad 70 lat ...najstarszy przybiegł) zaczęliśmy sie wymieniać doświadczeniami - wyszło że ci na baterie w górach to buce (w większości).. starszy pan (ten biegacz ) sie nie zgodził - stwierdził że jednak ciule...ze Śląska był🙂
    3 punkty
  3. Cze Krótko o wczorajszym 40-sto km kółku. Wczoraj na elektryku, ale bez prądu, z baterią - czyli waga sprzętu słuszna. Siodełko dramatyczne póki co, ale to było z cyklu jak mówi @star o hartowaniu stali. Jak na nim przejadę 150 km w jednym dniu bez odcisków, to na na samej sztycy mogę jeździć. Nie używam pampersa, więc dupsko trzeba uodpornić. Jazda po płaskim, z przerwą na piwo. No bez prądu to przy szybszej jeździe w celach treningowych jest dużo bardziej wymagający niż analog. Tak naprawdę w porównaniu do ostatniej jazdy na analogu, lajtowej, warunki podobne, trasa nieomal identyczna, to średnia i czas nieomal identyczne, z różnicą, że na elektryku już starałem się jechać szybko. O ile z wiatrem to szło nieźle, bo jak się go rozbuja to idzie, ale nie tak szybko jak analog, to pod wiatr już zdecydowanie gorzej. Ale na powrocie jechało za mną dwóch gosteczków na takich jakby MTB z cienkimi oponami, jak mnie wyprzedzali juz w Krakowie, podziękowali za fajne tempo - więc nie było tak źle. Zasięg przy ustawieniu na off - licznik włączony niestety nie jest przeliczany. Musi być włączone wspomaganie, żeby mógł aktualizować zasięg. Bardzo dobrze się jeździ na nim bez trzymania, chyba masa pomaga i nisko umieszczony środek ciężkości. No ale siedzenie całym ciężarem na siodełku to w tym przypadku próba wytrzymałościowa dla 4-ech liter. Kolejny minus który zauważyłem, czyszczenie i smarowanie napędu. Nie próbowałem niestety (ale teraz na to wpadłem) na włączonym wspomaganiu, na off kręcenie korbą wstecz niestety nie ma przełożenia na łańcuch. Po prostu korba się kręci - zębatka już nie. Do przodu działa, ale trzymanie w powietrzu tego kloca 1 ręką i czyszczenie napędu szczotką to nie lada wyczyn. Reszta już jak w normalnym rowerze. Jest różnica w pozioma, a raczej odczuwaniu satysfakcji, na analogu cieszę się że udało mi się założoną trasę objechać, na elektryku, że bardzo dużo zobaczyłem. Daje niesamowite poczucie pewności. Ale też to nie jest tak, że każdy "kanapowiec" objedzie na tym wszystko, bo to nieprawda. Im bardziej jest człowiek wytrenowany analogowo, tym więcej korzyści daje elektryk. @mig się zastanawiał w innym wątku nad elektrykiem. Elektryk daje inne możliwości. Mnie przede wszystkim, że moja Żona przestała zwracać uwagę na długość trasy, czyli możemy spędzać więcej czasu razem, na tym co ja lubię robić, ona też, ale w dużo mniejszym stopniu, teraz przynajmniej nie oponuje jak przedtem. Dla mnie też korzyść, jadąc w góry - ale te prawdziwe, wiem że objadę zaplanowaną trasę. Zobaczę, to co chciałbym zobaczyć, bo być może następny raz będzie za 100 lat, albo wcale. Czy też wyrównam szanse jadą z kimś, kto jest mega objeżdżony i wiem że byłbym kulą u nogi i z fajnej zabawy/wycieczki zrobicie mordęga dla wszystkich. Jak choćby z Piotkiem @Chertan do którego poziomu jeszcze mi wiele brakuje, a to tylko jazda po pogórzu Krakowskim. Ja prawdopodobnie będę tak samo zmęczony na elektryku jak on na analogu. Jednak przejedziemy i zobaczymy więcej w fajnym tempie. Może kiedyś z nim spróbuję analogowo, ale musze jeszcze sporo kartofelków zjeść. Nawet objeżdżony @Mitek powinien wiedzieć (tu podziw za ostatni wyczyn), że 500 km z wertikalem 200-500 m, to nie to samo co 80km z wertikalem 2 czy 3 km. Jasne, że na elektryku jest łatwiej, co nie znaczy że łatwo. Ja to odbieram jak jazdę analogiem, ale jakbym miał siłę i wydolność 20-sto latka. A zaplanować trasę i w połowie zejść bo, wybiło korki lub czasu brakło (bo się szło z buta, a nie jechało, przerwy dłuższe niż się planowało etc.), to trochę mija się z celem wyjazdu krajoznawczego. A ktoś kto rzadko ma okazję, to tak naprawdę nie ma pojęcia jak to się będzie odbywać w praktyce i ile jest w stanie przejechać w terenie, choćby tłukł płaskie codziennie. Miało być krótko, ale jak zwykle nie wyszło, sorka. pozdrawiam
    3 punkty
  4. Cześć Zgadza się. To jest logistyczny problem. Bilety na pociąg można kupić z max 30 dniowym wyprzedzeniem więc czatowaliśmy w nocy 07.05 i udało się kupić bilety rowerowe do Goleniowa. Start z domu 4.20 na rowerach. Odjazd pociągu do Szczecina 05.06. Newralgiczna jest przesiadka do pociągu do Goleniowa bo jest kupa ludzi (początek długiego weekendu), więc za radą Ani, która jechała w zeszłym roku w ten sposób dojechaliśmy nie do Dąbia a do Szczecina Głównego bo stamtąd startuje pociąg do Kołobrzegu. Udało się wsiąść (i wysiąść w Goleniowie, co już nie było łatwe) bez problemu. Z Goleniowa na miejsce startu 33km po asfalcie to moment. W Czarnocinie można było (i tak zrobiliśmy) kupić pakiet w ośrodku Frajda - który jest bazą startową. Łóżko w zbiorówce pasta party przed starem i śniadanko tak że luksus. Rzeczy nadprogramowe pakuje się w plecaczek czy worek i organizator przewozi na metę a resztę na rower i w drogę. Sprzęt po serwisie ale i tak straciłem najmniejszą tarczę z przodu już na początku. Okazało się jednak - z czego jestem dumny - że większość podjazdów, których dwa lata temu nawet nie próbowałem teraz dygałem ze średniej tarczy. Kluczem dla mnie są dwie rzeczy: - nowe pewne opony. W tym konkretnym wypadku nasze opony były wyborem idealnym (ja na drutowych Smart Sam, jak zawsze a Ewka na Maxxis Recon Race). Te Rybelka nawet chyba lepsze bo szybsze na drodze. - świadoma jazda w sensie dbałości o sprzęt. Tutaj to po prostu trzeba też mieć szczęście bo zjazdów po kamienistych szutrówkach czy po kamienistym niczym jest naprawdę dużo i musisz się nauczyć ufać sprzętowi ale pamiętać żeby nie przeginać ze skakaniem czy waleniem w głazy. Zresztą wiesz jak zjeżdżać, kierownicy się praktycznie nie trzyma tylko pilnuje żeby nie wypadła z rąk i wtedy rower sam świetnie wybiera. Co do czołówki... to jest inna filozofia jazdy, trochę wóz albo przewóz. Goście jadą na pusto, tylko światła, wiatrówka i koniec. Szybkie gravele na specjalnie dobranych gumach i noga jak u słonia oraz znajomość trasy i taktyka jazdy bez przerwy. Ja wiozłem ze sobą jakieś 10kg rzeczy a goście nawigacje i bidon. Mój rower waży goły 15 kg a tam całość 8-9 kg. Są niesamowici i wcale nie tacy młodzi jak się wydaje. Leszek Pachulski - główny organizator i pomysłodawca - jechał na zrobionym specjalnie pod imprezę KTM. Cały czas uśmiechnięty, wyprzedzając gadał ze wszystkimi, uśmiechnięty i wyluzowany i na mecie był w 31 czy 32 h a jest 67 rocznik tylko... jeździ na rowerze na nie muli, jak to się mówi. Ale to nie jest jakiś zaplanowany trening tylko pasja. Najgorszy dzień trzeci, męczące nieosłonięte i słabe drogi, mocny wiatr w twarz oraz słońce i bardzo dużo sztywnych krótkich górek na które nie wejdziesz na rozpędzie tylko trzeba je katować mieleniem. Tak naprawdę nie podjechałem dwóch podjazdów. Na Siemierzyckiej Górze zabrakło mi ostatnich 10 metrów ale tam jest ponad 30% i nie miałem przełożenia i piachu w rejonie jakiejś wsi na S. którego w ogóle nie atakowałem bo nie było sensu. Sporo górek wprowadzałem ale raczej dlatego, ze wiedziałem, ze i tak na górze będę musiał czekać albo po prostu trzeba było odpocząć, zmienić pozycję, rozprostować nogi a wtedy straty są najmniejsze. Rybelek ciągnął wszystko aż mnie mroziło, że gdzieś padnie, poza kryzysem gdzieś między 70 a 60 km od mety gdzie zafundowała sobie złe samopoczucie parówkami zjedzonymi pod ogórki małosolne i popitymi kefirem. 🙂 Przeglądów nie robiłem żadnych - smarowanie łańcuch po przetarciu - a po umyciu w Świeszynie z błota to nawet zapomniałem i zrobiłem to dopiero rano. Pozdro
    3 punkty
  5. Cześć Nie wygłupiaj się Wiesławie. Ogólny spadek nie jest równoznaczny z tym, że wszyscy "nowi" są gorsi. Po prostu słaby element przeważa. To chyba oczywiste i tłumaczyć nie trzeba. Po prostu zachodzi zjawisko braku selekcji powiązane z ułatwieniem dostępu. Pozdro
    2 punkty
  6. Cześć Jak każde ułatwienie i to doprowadza do spadku poziomu w różnych aspektach, w aspekcie kultury również. Po prostu chamstwo w sposób łatwy i przyjemny może się dostać tam gdzie normlanie by się nie dostało bo by mu się nie chciało. Standard. Pozdro
    2 punkty
  7. Gdyby ktoś szukał butów na rower nie za wszystkie monety to z czystym sumieniem mogę polecić: https://www.decathlon.pl/p/buty-rowerowe-mtb-rockrider-st-500/_/R-p-301219?mc=8500914 W zasadzie same zalety, lekkie ale wystarczająco na bloki sztywna podeszwa, przewiewne. Gruby protektor to zaleta na pinach czy przy prowadzeniu roweru na stromiznie, ale wada przy wpinaniu w pedaly - trzeba dość precyzyjnie trafić w zatrzaski. Zatrzasków brak w kpl, nadały się ze starych butów shimano. Zamiast paska zębatego mają równie skuteczny ściągacz sznurówek. Dla mnie dobry zakup.
    2 punkty
  8. Ale to jakiś dobry plecak? Znaczy wygodny?
    2 punkty
  9. Beskidy w mgle i mżawce.... nieco inne niż zwykle. Z Kubalonki na Baranią- Stecowka.
    2 punkty
  10. Tym razem ani narty, ani rower. Po prostu - "gdzie by tu dzisiaj?" z palcem po mapie okolicy. Palec zatrzymał się na Sztrambergu, mieścinie pomiędzy Frydkiem a Nowym Jicinem, na skraju Beskidu Slaskiego ( Slasko-Morawskiego). W tym miejscu czas zatrzymał sie kilkaset lat temu.. Jest ówczesny zamek z 14tego wieku, rynek- strasznie krzywy, jest zabudowa sprzed kilkuset lat. Są też na tym rynku (zgodnie z przywilejem króla Karola Luksemburskiego tak, tak, tego od praskiego Karolinium i mostu Karola- wydanego ponoć 1370 roku) 2 browary, obecnie rzemieslnicze. Dwa- bo juz wtedy co mądrzejsi królowie wiedzieli ze konkurencja to rzecz swieta... 😉 W każdym razie tamtejsze piwo jest warte tych 40 km jazdy za Cieszyn.... Miejscowe piekarnie wypiekają też "stramberskie uszy";-) warto spróbować, a kilka hospod da możliwość najeść się po... uszy. W każdym razie warto zajrzeć. Tym bardziej że to raptem kilkanascie km od autostrady na Brno...
    1 punkt
  11. No tak ale jak kiedyś uznałem, że Ruscy są zjebani to twierdziłeś, że są też niektórzy porządni. To jak z tymi generalizacjami jest - używamy czy nie?
    1 punkt
  12. Cześć Marek to wynik obserwacji z różnych przestrzeni aktywności i... jak się chwilę zastanowić oczywistość. Pozdro
    1 punkt
  13. Mitek Nie generalizuj tego, bo to bez sensu. Równie dobrze można powiedzieć że właściciele Porche to złodzieje, bo na nie nie zarobił tylko ukradł, a kierowcy Skody to piraci drogowi, bo ta marka jest najczęściej wybierana jako auto flotowe. Skiturowcy to prawdziwi narciarze, reszta to chamy korzystające z ułatwień typu wyciąg i ratrak. pozdrawiam
    1 punkt
  14. Cześć Plecak jak plecak. Scott odziedziczony po Rybelku bo potrzebowała mniejszy. Znakomity jest ten element przylegający do pleców - to wiem. Pozdro
    1 punkt
  15. Maras To nie jest różnica w rowerach ale w posiadaczach - bo same o ile wiem to nie jeżdżą. Są debile na analogach, a także na elektrykach. Z tym że na elektrykach jest ich chyba więcej, albo sa bardziej zauważalni. pozdrawiam analogowo 😉
    1 punkt
  16. Noclegi planowaliście, czy organizowaliście ad hoc? Jaki ekwipunek woziliscie ze sobą? Ile to ważyło? Wozileś wszystko na plecach, czy były to raczej sakwy przyczepione do roweru? Masz może zdjęcia spakowanego roweru?
    1 punkt
  17. Cze Mitek, ale z perspektywy ile jeździsz to te 500km to nie jest aż tak dużo dla roweru. Wiadomo, duży przebieg w krótkim czasie, ale jak pisałeś - dobre przygotowanie sprzętu jest kluczowe. Jak możesz, to opisz, bo mnie to ciekawi, jak rozwiązaliście dojazd na start oraz powrót do domu. Bo jak meta jest w punkcie startu - to nie ma problemu. W tym przypadku jest z goła wprost przeciwnie. Śledziłem z zaciekawieniem Wasze poczynania, ale byli kosmici na trasie - 21h? To giganci jacyś, bez spania prawdopodobnie, trenujący systematycznie i pewnie młodzi. Drugi dzień chyba najgorszy, dość późno dotarliście do miejsca noclegu. Ja to bym nie wstał po pierwszym dniu 🙂. Jakiś serwis wieczorny robiłeś? Mycie, szybki przegląd, smarowanie etc? Czy też byłeś zbyt zmęczony aby to robić. pozdrawiam
    1 punkt
  18. Cześć Nie bardzo da się odpowiedzieć na takie pytanie. To nie jest wycieczka a jazda w pewnym limicie więc "zespół" może się składać jedynie z dobrze znających się i dobranych osób o podobnych możliwościach i stylu jazdy. Dla przykładu: My z Rybelkiem mamy wyjeżdżone tysiące godzin wspólnej jazdy ale tu większość drogi odbywała się oddzielnie. Nawet sekcje asfaltowe jechaliśmy oddzielnie. Nawet jak razem zaczynaliśmy jakiś podjazd to czasami przy pierwszym rozwidleniu na górze czekałem na Rybelka parę minut. W takiej formule nie da jechać się razem bo albo jedna albo druga osoba się zamęczy. Z Anką - naszą przyjaciółką - z którą zaplanowaliśmy od początku do końca tą Pomorską - widywaliśmy się tylko wieczorem i rano i - czasami - na Pitstopach a ostatni dzień jechaliśmy cały czas oddzielnie. Nie da się jechać razem. Jak zatrzymujesz się żeby na kogoś poczekać 20-30 razy to to nie robi różnicy ale jak 200 czy 300 to już robi i jesteś dwa razy bardziej zmęczony przez hamowanie, zsiadanie, stanie, ruszanie, ustalenie rytmu jazdy itd. Pozdro
    1 punkt
  19. Cześć Dzięki za kibicowanie - czuło się takie lekkie pchanie w plecy choć wszystko nas hamowało. Pomorska zaliczona, trasa w tym roku, trudna z paru względów: - bardzo sucho i trudność odcinków piaszczystych znacznie wzrosła - niestety wiatr na odcinku kaszubskim w twarz, silny - miejscami 7m/s co spowalniało nas miejscami o 10km/h - bardzo dużo pyłu i kurzu - straty wynikające z przeczekiwania burzy i później jazda przez zalane drogi i zmiękły lepki piach, bardzo energochłonna. - bardzo wiele zniszczonych - kiedyś pięknych, bo pamiętam - leśnych dróg. Ciśnie się na usta takie sformułowanie, że leśnicy to zwykła banda skurwieli. Ale więcej pozytywów: - ludzie jak zwykle na trasie i przy trasie - zajebiści. - taktycznie rozegranie noclegów perfekcyjne - dzięki łączeniu sił zgodnie z regulaminem oraz hojności serca ludzi postronnych - znakomita trasa a zwłaszcza nowe końcowe sekcje w pobliżu Sopotu z zajebistymi długimi zjazdami - kolejny raz przygotowanie sprzętowe oraz umiejętna jazda na piątkę - żadnych większych awarii, nawet gumy ani jednej. Powiem szczerze, że często sam nie wierzę ile zwykły rower potrafi wytrzymać. - w sumie dobra pogoda. - już w momencie kończenia jest plan na dalsze starty czyli jest moc. Czas jazdy to 32,51,18 czas na rowerze to 42,40,21 czas całości to 57,50,00 chyba więc 15h to 2 nocne komfortowe postoje. Garmina wyłączałem w momencie schodzenie z roweru i włączałem w momencie siadania więc pomiary są dość rzetelne. W kwestii taktyki jazdy, techniki jazdy, średnich, sprzętu to... ciężko to porównywać z jakąkolwiek jazdą w koło komina bo dochodzi zmęczenie i niewyspanie i ich pokonanie jest kluczowe. Kluczem jest tu jazda bez przerwy. Oraz naprawdę porządne planowanie, pakowanie i nie marnowanie czasu na bzdury co nam nie do końca wyszło. Połączenie w takiej imprezie jazdy dla przyjemności z przyjaciółmi czy w ogóle jakimś zespołem, w sensie przeżywania wrażeń i bycia razem (w ramach regulaminu samodzielności oczywiście) z jazda na wynik jest absolutnie niewykonalne z bardzo wielu oczywistych powodów. W każdym razie planujemy teraz może GLG albo Warmię... Pozdro PS Sok pomidorowy włącza się ( w głowie) drugiego dnia pod koniec.
    1 punkt
  20. Cześć Jeszcze nie dostałem. Na razie jem. Pozdro A dla zainteresowanych mapa i profil pierwszego dnia z mojego zapisu. To najłatwiejszy dzień Pomorskiej, choć najbardziej piaszczysty.
    0 punktów
×
×
  • Dodaj nową pozycję...