Skocz do zawartości

lubeckim

Members
  • Liczba zawartości

    172
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Odpowiedzi dodane przez lubeckim

  1. Nie widać tam hamowania czekanem. Być może to był główny powód wypadku. Brak czekana albo brak wiedzy jak się przy jego użyciu zatrzymać. Ślizgają się na brzuchu nogami do upadu, czyli chyba w najłatwiejszej pozycji.

     

    Potem coś na ten temat napiszę, bo nawet byłem ostatnio na szkoleniu m.in. z tych zagadnień.

    • Thanks 1
  2. 23 minutes ago, Jackm said:

    (no ale na wszystko w życiu nie starcza czasu)

     

    No właśnie z tym starczaniem czasu, to jest największy problem. Jak byłem nieco młodszy i dużo bardziej głupi, to wydawało mi się, że jak przeprowadzę się do B-B to będę robił 100 godzin w sezonie, bo Skrzyczne widzę z okna a pod kolejkę mam 20 minut jazdy samochodem. No cóż. Powiem tylko, że narty są dużo mniej frustrującą i zależna od warunków zabawą.

    • Like 1
    • Thanks 1
  3. 2 hours ago, Jackm said:

    @lubeckimpytanie od totalnego laika :

    35 godzin X 12 lat : trochę tych godzin Ci się napewno uzbierało ale jednak porównując do innych sportów to ta liczba nie powala. Zapytam więc, która opcja jest bliższa prawdy:

    a) paralotnie to taki prosty sport w którym stajesz się super ekspertem po ok.  400 przelatanych godzinach czy...

    b) trochę internetowy mądrala z Ciebie wychodzi;)

    35 godzin rocznie to nieco poniżej średniej dla "statystycznego latania" Ogólnie przyjmuje się, że typowy pilot paralotni w Polsce, który musi godzić czas na latanie z innymi obowiązkami lata te około 40 godzin. Oczywiście w zależności od pogody w sezonie, bo to ona rozdaje tutaj karty. W mojej i nie tylko opinii 60 godzin to max, co można wyciągnąć nie zaniedbując zbytnio pracy, rodziny (jeżlei ktoś takową posiada). Oczywiście na zrobienie tego 60 godzin wymagany jest co najmniej jeden wyjazd na Słowenię albo do Włoch, bo z Polska pogodą jest ciężko.

    Żeby zrobić więcej niż 60 godzin to trzeba być albo emerytem, albo rentierem własnej firmy a i rozwód też się tutaj przyda. Po prostu trzeba swoje życie absolutnie podporządkować lataniu i niczemu innemu - bez wyjątków na wyjazdy do mamusi na święta. Przykładowo tutaj są profile kilku moich znajomych, którzy zaliczają się do tych intensywniej latających. Jeden z nich jest zresztą emerytem górniczym, ma te 50 lat i po prostu nic innego do roboty.

    https://www.xcontest.org/2023/world/en/pilots/detail:SebastianB#tab=stats

    https://www.xcontest.org/2023/world/en/pilots/detail:mf1968

    https://www.xcontest.org/2022/world/en/pilots/detail:kschmidt

    Ostatni link do profil kilkukrotnego paralotniego mistrza Polski. Zapewniam, że to co publikuję to tylko jakiś wycinek jego wszystkich lotów. Tu są po prostu tylko te, którymi chce się chwalić 🙂

    2 hours ago, Jackm said:

    b) trochę internetowy mądrala z Ciebie wychodzi;)

     

    Co do oskarżania mnie o bycie internetowym mądralą, to jak zwykle typowo tendencyjne komentarze dla zaczepki. Tak tylko wspomnę, że 35 godzin rocznie to wciąż więcej niż zero godzin rocznie, chodź przynajmniej sam piszesz o sobie jak o laiku.

    Mam za sobą: 12 sezonów, kilka lat intensywnej pracy jako działacz społeczny w kilku stowarzyszeniach, kilka poważnych wypadków widzianych na własne oczy, zaczynając od samych atrakcji, przez uderzenie o ziemię i pakowanie klienta do LPRu. Widziałem jak mój kolega po przeciągnięciu skrzydła uderza w lotnisko i wydaje ostatnie tchnienie. Słowacka policja okazywała mi zwłoki mojego innego kolegi, z którym jeszcze kilka godzin wcześniej jechałem na latanie w Tatry. Zaufaj mi, że powyższe trzy okoliczności, to wystarczająco przej____a sytuacja aby pamiętać, że nie jestem nieśmiertelny.

    Wiem jaką krzywdę może zrobić mi paralotnia. Po prostu z powodów osobistych akceptuje to ryzyko i latam. Nie ma sensu dyskutować dlaczego to robię i dlaczego akceptuje to ryzyko, bo to wynika z indywidualnej oceny każdego pilota. Aby określić czy coś jest niebezpieczne, należy najpierw określić metryki wg. których będziemy dokonywali oceny.

    Minimalizacja ryzyka w lotnictwie opiera się między innymi na analizie zdarzeń, incydentów i wypadków oraz wyciąganiu szeroko pojętego morału - bez orzekania o niczyjej winie. Skoro latam 12 lat, żyję i się nie połamałem, to chyba ten aspekt dobrze mi wychodzi, czyż nie? A, że "przez przypadek" muszę jeszcze pracować a zimę wolę poświęcić na narty a nie latanie w Kolumbii albo Teneryfie, to chyba nie problem

    Post Scriptum: Nalot oczywiście liczy się od momentu oderwania od ziemi aż do lądowania.

     

    • Like 1
    • Thanks 1
  4. 45 minutes ago, Szymon said:

    No rzeczywiście, nie wiedziałem że na nizinach można robić kilkuset kilometrowe przeloty na termice, to na pewno bezpieczniejsze niż latanie w górach.

    Na jaką wysokość da się wyciągnąć paralotnią na holu, że termikę można już złapać?

     

    Generalnie to zależy. Mi się w górach udawało zabierać nawet z 20m nad ziemią. W zasadzie to dwa razy miałem coś takiego w okolicach Skrzycznego. Pierwszy raz pod Małą Palenicą na Poddzielcu w Lipowej, czyli najbardziej skrajnym, prawym cyckiem patrząc ze szczytu na Wschód. W zasadzie już miałem lądować, ale trafiłem takie zerko w którym ani nie opadałem ani się nie wznosiłem. Cierpliwość popłaciła, bo po dłuższech chwili zrobiło się z tego nieduże noszenie, na którym zacząłem skrobać się do góry. Ze 200 metrów nad ziemię zaczęło się do rozpędzać i ostatecznie wyjechałem tam na podstawę na cca 2000 metrów i poleciałem na trasę.

    Drugi przypadek do Kaimówka w Szczyrku tej jesieni. Ta Kaimówka ze szkółką narciarską. Tu wyjechałem z parteru na około 100m powyżej szczytu Skrzycznego. Ostatecznie wylądowałem na tej Kaimówce ale fajnie mi to urozmaiciło lot.

    Z wyciągarkami sprawa zależy od długości wyłożonej liny, prędkości ciągu i siły wiatru. Typowo można powiedzieć, że hole robi się gdzieś na wysokość 1/3 długości liny. Jeżeli wieje mocniej a pilot dobrze ogarnia, to można i na 1/2 długości liny. Jest jeszcze coś takiego jak hole z nawrotkami, ale wymagają one przystosowanej do tego maszyny i umiejętności pilota. Polega to na tym, że pierwszy ciąg jest standardowo do momentu aż pilot nie znajdzie się nad wyciągarką. Potem wyciągarkowy rozłącza całkiem napęd, a jeżeli to możliwe (elektryczne) może nawet delikatnie wydawać linę. Pilot leci ciągnąć za sobą tą linę na drugą stronę lotniska. Potem zaś odwraca się natarciem w stronę windy. Obsługa zaczyna ciągnąć i proces można powtarzać do momentu, aż na bębnie pozostanie cokolwiek liny. Nie jest to jednak powszechna praktyka, bo jak wspomniałem wyciągarka musi być mechanicznie dostosowana do takiego procederu.

    Co ciekawe wyciągarki paralotniowe nie podpadają pod UDT, tak jak wyciągi narciarskie. Chodź czasami nawet może powinny. Ale to inny temat.

     

    Jeszcze mały disclaimer a propos prędkości zniszczenia i maksymalnej.

    Rzadko bo rzadko, ale zdarza się, że paralotnia rozlatuje się w locie. Dotyczy to jednak częstej i  zaawansowanej akrobacji z bardzo dużymi siłami odśrodkowymi. Były przypadki, gdy podczas wykonywania jakiejś figury acro np. cały rząd linek odpruł się od skrzydła. Właśnie dlatego akro piloci mają ze sobą dwa spadochrony zapasowe, albo BASE system + klasyczny, okrągły spadochron. W typowym locie nie da się rozpędzić skrzydła do prędkości Vne samym zmniejszaniem kąta natarcia, przez używanie tzw. belki przyspieszacza. Prędzej kąt natarcia spadnie do zera i nastąpi podwinięcie frontalne. Nie powinno to mieć domyślnie miejsca, bo skrzydła są tak trymowane, że samą belką nie da się zejść z kątami natarcia tak nisko.

    Jeżeli jednak zdarzyła by się jakaś turbulencja, która by tutaj pomogła, to po wyjściu po prostu glajt wraca na prędkość trymową i leci dalej. Co do zasady natychmiast należy wtedy odpuścić belkę, bo strzał natarcia przeniesiony przez bloczki może nawet złamać nogę, jeżeli by dalej tą belkę wciskać.

    Robiąc spiralę nie da się też w zasadzie zniszczyć skrzydła, o ile przechodzi przegląd techniczny. Prędzej dojdzie do blackout na skutek bardzo dużej siły odśrodkowej. W głębokiej spirali prędkość opadania może wynieść 20m/s w dół a łączna prędkość lotu względem powietrza nawet 30m/s, czyli ponad 100km/h. Chodzi tutaj o łączą prędkość jako sumę wektorową po wszystkich trzech osiach

    • Like 3
  5. 35 minutes ago, Szymon said:

    Na równinach bez napędu nie polatasz, start za wyciągarką jest chyba zdecydowanie za niski na termikę. Zostaje latanie na żaglu w górach, to też stosunkowo niskie loty w dodatku z małymi prędkościami (20-70km/h), poza tym zakresem prędkości jesteś w poważnych tarapatach i po kilku sekundach rozbijasz się o glebę (bo jesteś nisko i mało czasu na ratowanie sytuacji). Gwałtowne zmiany kierunku i prędkości wiatru (o co w górach nisko nad zboczem łatwo) mogą łatwo wyrzucić cię z bezpiecznego zakresu prędkości i złożyć szmatę, przy mocniejszym podmuchu zdmuchnie cię na zawietrzną, a pogoda zmienna jest.

    Litości. Proszę. NIE NIE I JESZCZE RAZ NIE. Naprawdę, ja latam 12 lat i wiem co piszę a ty bardzo ale to bardzo nie masz racji. Hol za niski na termikę? Proszę bardzo

    https://www.xcontest.org/2023/world/en/pilots/detail:ukaszprokop

    Do tego wypis lotów z tego tylko jednego lotniska, bo nie działa bez logowania. Widzę, że opierasz swoją wypowiedź na wiedzy sprzed 30 lat, jak gdyby rozwój technologiczny tego sportu w ogóle nie nastąpił. Ciąg dalszy polemiki pod tym screenem

    image.thumb.png.7c5f99e66dc291affa65b79d23cc3500.png

    Idąc dalej. Paralotnie mają obecnie prędkośc trymową w zakresie od 35 do 40km/h. Prędkość przeciągnięcia od 18km/h do 22 km/h. Maksymalną od 55km/h do nawet 70km/h. Oczywiście to w zależności od masy startowej. Paralotni nie da się w zasadzie rozpędzić powyżej prędkości zniszczenia. Tu nie ma czegoś takiego jak Vne. Prędkość maksymalna, to po prostu prędkość na minimalnym kącie natarcia.

    Moje obecne skrzydło może być złożone w 1/3 i nawet nie zmienia kierunku. Dopiero po złożeniu połowy glajta znad głowy zaczyna nieco skręcać w stronę zaklapioną, ale utrata kierunku jest dość wolna i da się ją skontrować. Można sobie ściągnąć celowo znad głowy pół szmaty i utrzymać kierunek lotu na wprost - wiem, bo bawiłem się w ten sposób. Oczywiście skrzydła wyczynowe o klasyfikacji EN-C oraz EN-D są bardziej narowiste, ale ja tu mówię o sprzęcie rekreacyjnym.

     

    35 minutes ago, Szymon said:

    Zostaje latanie na żaglu w górach

    Żagiel bez żadnej termiki występuje bardzo rzadko. Albo przy pełnym zachmurzeniu, albo na późną jesień i zimę.

     

    35 minutes ago, Szymon said:

    Gwałtowne zmiany kierunku i prędkości wiatru (o co w górach nisko nad zboczem łatwo) mogą łatwo wyrzucić cię z bezpiecznego zakresu prędkości i złożyć szmatę, przy mocniejszym podmuchu zdmuchnie cię na zawietrzną, a pogoda zmienna jest.

    Nie. Nie ma czegoś takiego jak gwałtowne zmiany kierunku i prędkości nisko nad zboczem. Jeżeli pilot stwierdził gwałtowną zmianę prędkości albo kierunku, to po prostu nie ma pojęcia o meteorlogi, albo nie sprawdził prognozy pogody. Atmosfera jest dość stochastycznym żywiołem, ale nie jest do końca losowa. Wiatr wieje zawsze od wyższego ciśnienia do niższego. Obowiązują tu tradycyjne warunki brzegowe z mechaniki płynów / aerodynamiki. Obowiązuje tu prawo, nazwane potocznie "zwężką Venturliego". To, że nad szczytem wiatr wieje mocniej niż 200m na przedpolu to nie gwałtowna zmiana kierunku i prędkości, tylko prawa fizyki, które pilot musi rozumieć. To, że wiatr kładzie się po zboczu, to efekt działania warunków brzegowych i tego, że ciężko by było aby wiatr wiał przez litą skałę.

    Noszenia termiczne występują w konkretnych, przewidywalnych i często stałych miejscach. Zachowują się w sposób zależny od obecnej sytuacji barycznej, temperatury, nasłonecznienia, ew frontów atmosferycznych w pobliżu itp. Jest to skomplikowany proces, ale do pewnego stopnia można go przewidywać a na pewno da się go zrozumieć na tyle, żeby wiedzieć gdzie latać a gnie nie.

     

    Narciarstwo opiera się na pamięci mięśniowej i czuciu mięśni głębokch. Latanie opiera się na analizie, wyobraźni przestrzennej, znajomości teorii i procedur, a często po prostu smykałce i intuicji podpowiadającej gdzie jest następny komin albo inne noszenie. Trochę odwagi też się przyda, chodź to nie jest warunek konieczny.

     

     

    • Like 1
  6. 7 hours ago, Spiochu said:

    Ja tam jestem klasycznym nielotem. Jedynie parę krótkich lotów górsko-narciarskich i tyle mi wystarczy.

    Ale jakbym miał kogoś pytać to w Bielsku znajdziemy szybowcowego mistrza wszechczasów.

    Kawa jest szybownikiem a paralotnią leciał raz w tandemie. Nie sądzę, żeby był właściwą osobą, do oceniania paralotniarstwa chodź na szybownictwie się zna. Startował zresztą w tamtych zawodach w Previdzy, które skończyły się kilkoma wypadkami śmiertelnymi jednego dnia.

    PS. Jeszcze w kwestii formalnej: Kawa jest z Międzybrodzia Żywieckiego a nie Bielska.

    • Thanks 1
  7. 12 lat jestem uwikłany w aktywne uprawianie paralotniarstwa. Latam około 35 godzin rocznie, czyli dość niedużo. Przez ten okres zaliczyłem zarządy kilku dużych stowarzyszeń paralotniowych (w tym taki odpowiednik PZN) a przede wszystkim miałem okazję zobaczyć jak zmienia się sprzęt, środowisko, poziom wyszkolenia itp.

    Powtórzę po raz kolejny, bazując na moim 12 letnim doświadczeniu. Twierdzenie, że paralotnia jest niebezpieczna bo może się podwinąć a szybowiec jest bezpieczny, bo jest sztywnopłatem jest po prostu głupie. Przez te 12 lat mogę rzucić kilkoma katastrofami ze skutkiem śmiertelnym w szybownictwie. Dwa wjechania w las na Bezmiechowej. Zniszczenie statecznika poziomowego przy starcie na Bezmiechowej. Wjechanie w korkociagu w las na zachodnim zboczu Żaru. Śmiertelne wypadki w Tatrach podczas zawodów w Previdzy. Wszystko powyższe, to wypadki szybowcowe zakończone śmiercią pilota na miejscu. W szybowcu jest albo spoko albo krew leje się strumieniem. Nie ma w zasadzie stanów pośrednich.

    Paralotnia ma tą fajną zaletę, że ma bardzo duży zakres potencjalnych konsekwencji. Obrażenia podczas wypadków też są różnorakie. Naszym branżowym uszkodzeniem jest kompresyjne złamanie (zgniecenie) kręgosłupa, które może mieć różne konsekwencje neurologiczne w zależności od okoliczności.

    Paralotnia NIGDY nie podwija się ot tak bez powodu. Podwinięcia paralotni ZAWSZE wynikają z zaistnienia jakichś konkretnych warunków. Pomijając zły stan techniczny skrzydła i zerwanie opływu laminarnego przez powietrze "przeciekające" przez szmatę, jest to turbulencja. Od startu w zbyt silnym wietrze i wlot w rotor nisko nad startem, przez podejście do lądowania znad przeszkody, przez wlot na zawietrzną stronę zbocza. Kończąc po prostu na wykładaniu w kominie termicznym, najczęściej po jego zawietrznej stronie.

    Wytłumaczenie subiektywnych detali dotyczących aerodynamiki i noszeń termicznych dalece wykracza poza zakres tego forum narciarskiego. Zatrzymam się na tym, że w wielu tego typu przypadkach wykładanie się szmaty da się wyłapać zanim jeszcze wejdzie, a gdy wejdzie skrzydło da się wyprowadzić do poprawnego stanu lotu.

    Nie znam Waszych kolegów i nie chcę ich obrażać ani deprecjonować ich wiedzy. Z drugiej strony argumenty pilota samolotowego, wiatrakowcowego na temat paralotniarstwa przypominają mi sytuację, w której miałbym instruktorowi SITN albo PZN mówić jak ma szkolić. Ja jestem wyszkolony do pilotowania paralotni i poświęciłem bardzo dużo czasu i absurdalną ilość pieniędzy na zdobycie pewnego nalotu i doświadczenia. Miałem kilka dużych wyskładań ale nigdy w powietrzu nie bałem się, że zaraz mogę się rozwalić o glebę. Nie wypowiadam się o pilotażu samolotów, bo nie mam na to uprawnień i nie leży to w zakresie moich zainteresowań. Nie wypowiadam się na tematy narciarskie, bo mam w tym temacie raczej małą wiedzę - wolę po prostu zapłacić Adamowi Duchowi albo innemu instruktorowi, bo wiedza kosztuje.

    Znam środowisko (nie tylko paralotniowe), również od psychologicznej strony. Wiem jak ludzi potrafią przeceniać swoją wiedzę i twierdzić, że potrafią więcej niż faktycznie. Znowu nie chcę obrażać Waszych kolegów, bo ani Was ani ich nie znam. Zaś jednak nadmienię, że poziom wyszkolenia pilotów GA jest różny. Czasami wręcz słaby. Zdobycie obecnie PPL to kwestia wyłącznie pieniędzy i niczego więcej. Można utyskiwać, że za ""starych czasów"" to było tamto albo sramto. Fakt jednak faktem, że poziom wyszkolenia w APRL był bardzo dobry. Obecnie część pilotów GA ma takie zaufanie do elektroniki, że po zdjęciu klemy z akumulatora spowodowało by szybko wypadek.

    Quote

    Side note: w większości silników "małego lotnictwa" zapłon jest generowany przez iskrowniki, które są całkowicie niezależne od instalacji elektrycznej. Można więc bezkarnie wyłączyć całkowicie zasilanie a silnik, chodź benzynowy będzie w dalszym ciągu pracował.

     

    Jako, że w mojej karierze pilota naoglądałem się duży przykrych obrazków, w tym ciało mojego kolegi podczas okazania zwłok, zapakowane do czarnego worka, tak staram się dać tamtemu środowisku coś z mojej wiedzy i doświadczeń. Powtarzam zawsze, nieco łechtając ego pilotów: Paralotniarz to nie jest jakiś tam zwykły turysta, harcerz, cyklista a nawet narciarz. Paralotniarz jest zgodnie z napisem w dokumencie: "Członkiem personelu lotniczego". Osobą posiadającą (powiną posiadać) bardzo specjalizowane wyszkolenie i wiedzę. Bezpieczeństwo personelu lotniczego zależy wyłącznie od wyszkolenia, wiedzy teoretycznej, nalotu i ogólnego doświadczenia. Im więcej szkolenia i tego wszystkiego, tym mniejsza szansa na doprowadzenie do katastrofy. Zdrowy rozsądek też się przydaje. To taka analogia to narciarskiego: "jeżdzę szybciej niż potrafię, bo lubię zap____ć"

    Procedury w lotnictwie pisane są krwią tych, którym nie wyszło. Jeden instruktor Polskiego Związku Alpinizmu z Centralnego Ośrodka Szkolenia "Betlejemka" powiedział: 

    Quote

    Taternictwo i zimowa turystyka wysokogórska są niebezpieczne. Jeżeli dla kogoś jest problemem, że może nie wrócić z gór, to niech w te góry nie chodzi.

    Jeżeli dla kogoś problemem jest to, że paralotnia się podwija, to niech nie lata na paralotni. Jeżeli dla kogoś problemem jest to, że na nartach można przy____ć, rozwalić sobie kolana i do końca życia kuśtykać albo chodzić o kulach, to niech nie jeździ na nartach.

    Dla kanapowych specjalistów od ratownictwa górskiego narciarstwo też jest sportem wysoce ekstremalnym i burżujskim. Takim, które powinno zostać obłożone wysokimi rygorami ubezpieczeniowymi, bo przecież "akcje GOPR kosztują" i tego typu zwykłe brednie piep____e bez pojęcia o tym jak działa GOPR.

    I teraz trochę samopromocji - dwa filmy z mojego niszowego mikrokanału

     

     

    • Like 3
  8. Teorię, że paralotnia jest niebezpieczna bo jest miękkopłatem ma tyle samo sensu jak twierdzenie, że samoloty są bardzo bezpieczne, bo silnik nigdy się nie zatrzyma. Polecam poczytać niektóre raporty PKBWL. Zwłaszcza z ostatnich kilku(nastu) lat kiedy lotnictwo stało się bardziej dostępne, dzięki jednak bogacącemu się społeczeństwu.

    • Haha 1
  9. On 1/27/2024 at 10:04 PM, .Beata. said:

    No już… przestańcie, zaklepałam noclegi i już. Z Wami dość szybko i łatwo poszło 😉 Ale miło mi bardzo i dziękuję. Proponuję jednak przeznaczyć ten karnet (a właściwie to 2) komuś, kto wyciśnie z niego wszystko, bądź wszystkim obniżyć cenę, oprócz tych Adamowych 20%.  

    Wysłałem Ci te 40pln. W prywatnej wiadomości masz potwierdzenie przelewu i numer do mnie na komórkę

    // ML

     

    • Like 1
  10. 10 hours ago, Spiochu said:

    Do dobrej statystyki niestety brak sensownych danych.

    Jakby rozważyć przypadki anegdotyczne, czyli osoby które znałem osobiście:

    Góry/wspinaczka:

    Znałem osobiście kilka osób, które się zabiły i kolejne kilka które  odniosły urazy zagrażające życiu, ale jakoś z tego wyszły.

    Narty:

    Zero zgonów. Kilka osób z poważnymi wypadkami ale nie zagrażającymi życiu i cała masę z urazami typu kolano, bark itp.

    Lawiny:

    Znałem kilka osób które zjechały z lawiną, ale nikt nie zginał, ani nie odniosł poważnych obrażeń. Dość zaskakujące.

    Samochód:

    Jeden zgon i kilka poważnych wypadków, ale statystycznie znalem dużo więcej osob jeżdżących autem, niż narciarzy/wspinaczy.

     

     

    Próbuję ogarnąć ten wątek ale ciężko idzie. Dodam co nieco od siebie ale proszę nie liczyć, że jeżeli temat pociągnie dalej, to będe w stanie coś więcej odpisać. Za dużo postów dziennie i za duży przeplot tematów.

    Zacząłem latać na paralotni swobodnie w 2011 roku. Od tego czasu:

    • Dwóch moich zginęło na skutek wypadku lotniczego, z czego jeden był to wypadek bo bardzo dużym błędzie pilota.
      • W 2023 roku doszło do łącznie trzech śmiertelnych wypadków polskich pilotów. Jeden z nich to ten mój znajomy podczas wyjazdy w Tatry. Jeden starszy mężczyzna podczas próby startu na Skrzycznem, przy dużo za mocnym wietrze (zgon na skutek przecioranie po glebie i zderzeniu ze skałą). Jeden bardzo mało doświadczony pilot w Dolomitach, który dostał się na zawietrzną stronę zbocza podczas przeskoku.
    • Samobójstwo paralotniarza, który celowo wyskoczył z uprzęży podczas lotu na Skrzycznem w 2016
    • Kilka znanych mi osób uległo poważnemu wypadkowi, z trwałym uszczerbkiem na zdrowiu. W losowej kolejności (też nie wszyscy)
      • Utrata noszenia i przyduszenie nad lasem na Bezmiechowej. Próba siłowego lądowania na drodze zamiast po prostu drzewowanie. Zahaczenie końcówkami skrzydła o drzewa, upadek na asfalt, poważne połamania.
      • Próba lądowania na bardzo małej łące pod Roztokami w Bieszczadach. Zachaczenie o drzewo, wahadło i upadek na ziemię.
      • Start na zachód z Javoroveho Vrchu w Beskydach. Przyduszenie przed pierwszą linią drzew. Drzewowanie na pierwszej linii lasu i upadek z drzewa.
      • Kilka połamanych nóg na Kaimówce w Szczyrku. Zderzenia z rowem, drzewami itp.
      • Przelot z Żaru przy bardzo mocnym wietrze z północy. Wyskładanie nisko nad ziemią na trawersie Żywca. Kompresyjne złamanie kręgosłupa. Bez konsekwencji neurologicznych ale długa rekonwalescencja w sytuacji gdy żona spodziewała się dziecka.
      • Wyskładanie na Żarze podczas startu z odchyłką. Kompresyjne złamanie kręgosłupa i konsekwencję neurologiczne w obrębie układu moczowego.
    • Niezliczona ilość lądowań na drzewach.

    Nie znam nikogo, kto zabił by się na nartach ale znam mnóstwo osób z powaznymi konsekwencjami, które docelowo upośledziły w mniejszym albo większym stopniu codzienne funkcjonowanie.

    • Sad 1
  11. On 1/26/2024 at 10:50 AM, .Beata. said:

    …po drucie?!

    A to jakaś propozycja jest?

    Mateusz - @lubeckim , myślę że z powodzeniem zwiększycie jego tolerancję 

    Ano! To jsem ja. Próbuję się przekopać przez ten wątek i podstawowe pytanie @.Beata. czy ja komuś zalegam jakieś pieniądze tytułem zaliczki za nocleg? Przy okazji oczywiście w tzw. międzyczasie wyszła imba spowodowana moim standardowym popadaniem w problemy nigdzie indziej nie występujące.

    W absolutnie telegraficznym skrócie:

    Jak niektórzy przeczytali początkiem stycznia byłem na tygodniowym wyjazdo-treningo-szkoleniu z @Tadeo. Ogólnie było zajebiście i powziąłem pomysł aby jeszcze tej zimy pojechać jeszcze raz celem zwiększenia własnych umiejętności. No więc ostatnio zauważyłem ogłoszenie na wrzucone przez Tadeusza na jego profil FB, o dwóch kolejnych terminach. Niezwłocznie wyraziłem zdecydowaną chęć uczestnictwa w pierwszym z nich. I wszystko było zajebiście do momentu, w którym wczoraj i dzisiaj spędziłem niezapomniane chwilę na (pod) Śnieżnicą, jeżdząc tam ze znajomym poznanym właśnie na tym ostatnim wyjeździe u Tadeusza. W piątek wieczorem, gdzieś tak pomiędzy winem a jakimś butelkowanym drinkiem kolega zauważył, że te wyjazdy są przecież w połowie lutego a nie marca, jak sam twierdziłem. No i hm... Musiałem spożyć pewną ilość alkoholu (brrrr), żeby się zorientować, że faktycznie byłem tak napalony na tą Sappadę, że nie zauważyłem tak oczywistego faktu. No a w czym problem? No w tym, że w zasadzie prawie wszystkie tercety czwartek + piątek + weekend mam zajęte. Najpierw kurs zimowej turystyki wysokogórskiej w COS-PZA Betlejemka. Potem szkolenie Kwalifikowanej Pierwszej Pomocy. Oczywiście temat został szybko załatwiony z Tadeuszem. Okazuje się jednak, że mamy tu pewną kolizję. Pierwszy marcowy termin, który wchodzi w grę to 2 marca wyjazd z polski a powrót 9. Chyba już widzicie w czym rzecz. Oczywiście nic nie jest stracone, gdyż w zasadzie sam nie wiem czy zostanę na ten termin zakwalifikowany 😄😁. Tym razem chodzi o to, że po ostatnim wyjeździe do Sappady, szkoleniu @Tadeo oraz oczywiście również szkoleniu @Adam ..DUCH moje umiejętności narciarskie wyj____o na taki poziom, że Tadeusz musi mnie dopasować do odpowiednio zaawansowanej grupy. Jeżeli bowiem w tym marcu będzie miał np 2x 4 początkujących, to sam powiedział, że nie ma sensu żebym się pojawiał i termin trzeba będzie zaś przestawiać.

    Uffff. No to tak do brzegu. Proszę mnie brać pod uwagę tak, jak by był przez wszystkie 3 dni. Za wszystko zapłacę a jeżeli miałbym jechać do Włoch, to po prostu zwinę się w sobotę rano.

    A teraz krótko o co chodzi z tą niezapomnianą Śnieżnicą:

    Pierwszy raz miałem problem z jazdą na nartach pod wiatr. Dzisiaj na Śnieżnicy wiał północny zachód średnio 10m/s , momentalnie dużo mocniej. Kierunek ustawił się idealnie pod stok, co spowodowało, że narciarstwo spotkało się z paralotniarstwem w domenie aerodynamiki.

    • Plus do tego opad świeżego śniegu,
    • plus śnieg nawiany przez ten silny wiatr z lasu.
    • Plus to, że skręt cięty to dalej u mnie temat nieco zawiły, jak ten cały post.
    • Plus to, że mam prawie 2 metry i powiedzmy przez to mam duży opór czołowy.
    • Plus to, że moje 10 letnie Voelke (felkle, czy jak to k___a odmienić) nadają się obecnie już tylko do wymiany.

    Słowem: osiągnięcie niecałych 40km/h w jeździe na krechę po czerwonej trasie było wyczynem. No tak nie do końca na krechę, bo żeby nie zwalniać ustawiałem ledną nartę lekko na krawędzi a drugą miałem prawie w powietrzu. Ale jechałem prosto w upadzie stoku nie skręcająć. Próby jazdy skrętem długim spełzły na niczym i skończyły się jeszcze większym spadkiem prędkości.

    Dużo lepiej jeżdzący ode mnie kolega dobijał ledwo do 50km/h

    • Like 1
  12. On 1/20/2024 at 2:17 PM, .Beata. said:

    Moi Drodzy,

    sytuacja wygląda tak: 40 miejsc to holding Reksona i Halka. Oba budynki dzieli ulica do Zgody. W Reksonie są: 3x 2 os, 1x 4+1, i 2x 4 os. Mamy w swoim składzie 4 małżeństwa, 2 rodzinki (5 osób), 2 żony i 5 mężów + miejmy nadzieję moruniek z dzidzią.
    W Zgodzie o ile mnie pamięć nie myli, na 1 piętrze są 2 pokoje z dwoma podwójnymi łożami + kanapa i chyba jeden pokój 3 os. Na 2 piętrze są 2x 2 os, 1x 3 os i  duży pokój w którym spali chłopacy (7 łóżek). 
    Pomyślcie jak się rozmieścić, mogę z Elżbietą kimać w Halce. Reksona póki co zaklepana, mamy się rozliczyć na miejscu.

    Wracając do głównego tematu, bo już się rozmydlil. Ja bym się pisał na ten duży pokój z 7 łóżkami ewentualnie w reksonie do któregoś pokoju 4 osobowego. Czy ktoś już tam się "dopisał"? Co ważne, czy każdy ma indywidualnie tam dzwonić i rezerwować czy jak Beta wspomniała jest cały zaklepany dla nas i musimy się tylko mię©dzy sobą dogadać?

  13. 7 hours ago, Chertan said:

    Ale tak bez pory relaksu? Wewnątrzdomowo? Na przykład książka przy kominku z ew. pyfkiem. 🥴

    Relaksuje się albo speleologią, albo innego typu eksploracją, albo różnego rodzaju sportami. W tym oczywiście nartami. Jeżeli odpoczywam, to tylko poza domem i to w warunkach, w których większość raczej właśnie otworzyła by to piwko 😉 Jak czuje się absolutnie padnięty,  to znaczy że wystarczająco dobrze odpocząłem 🙂

    Narty nigdy nie były tanie, a teraz są sportem ekskluzywnym. Pieniędzy nie zarabia się piciem piwa, tylko pracą. Jestem trochę takim self-made-man i to, że np. byłem w Sappadzie zawdzięczam m.in. temu, że właśnie większość czasu poświęcam albo na pracę, albo na zwiększanie swoich umiejętności. Zresztą, w każdej mojej działalności gro czasu jest własnie poświęcone na szkolenie, bo to sam proces docierania do pewnego poziomu jest ciekawy a nie sam fakt dotarcia na ten poziom. Mało jest też dziedzin na tym świecie, w których ktokolwiek mógłby powiedzieć, że umię i potrafi wszystko.

    • Like 1
    • Confused 1
  14. Tak a propos to rekord zaś pobity. Teraz max poryw 34.7 metra na sekundę. image.thumb.png.345404d4593204a2e09ca67fd37eac08.png

     

     

    21 minutes ago, mig said:

    A masz też dane z górnej stacji na Czantorii? Interesowałoby mnie porównanie konkretnych dni ze Szczyrkiem. Temat ciekawy, bo nie spotkałem się tam z tak nagminnym zatrzymywaniem tamtejszej wyczepianej czwórki z powodu wiatru. Tzn nie spotkałem się w ogóle.... chyba raz kiedyś, ale wtedy to wiatr przestawiał ludzi na chodniku..... 

    Niestety nie. Nie mam tam żadnej swojej stacji. Jest jedna którą zamontował znajomy paralotniarz na Małej Czantorii ale to będzie kompletnie niewiarygodne ze względu na lokalizację i kierunek wiatru. Zatrzymywanie to kwestia pewnie nie tylko obciążeń ale też napięcia liny itp. Gondole i zamykane kanapy mają tu większy problem, bo jest większa powierzchnia czynna na wiatr

     

    51 minutes ago, Mitek said:

    Cześć

    Jakby mieli jaja to by puścili, karnet dla rodzin dziećmi za pół ceny...

    Pozdro

    Kiedyś >>normalną<< procedurą było podkładanie styków w przekaźnikach w sterowaniu przy pomocy materiału izolacyjnego 😅 Ewentualnie podciąganie kotwicy przekaźnika / stycznika śrubokrętem, żeby był na stałe załczony. No cóż. Czasy mamy inne i teraz za to grozi srogi kryminał 😉 A w takim Leitnerze jest za dużo PLC, którego tak łatwo nie ominiesz 🙂

    • Like 1
  15. 12 minutes ago, Jan said:

    No nie wierzę 🙂, czy naprawdę trzeba podwozić dupę pod sam stok, przecież to jest 10 minut marszu ze stacji kolejowej pod Mały Rachowiec i dla twardzieli chyba żaden problem💪

    Pociąg z B-B do Zwardonia jedzie 1:50, ja jestem w stanie dojechać samochodem w 50 minut. Dla mnie to już wystarczający powód, żeby nie jeździć KŚ. Oczywiście różnica przy założeniu, ze nie ma żadnych opóźnień. Linia od Wilkowic jest już jednotorowa i czasami minimalna obsuwa powoduje przepuszczanie jednego pociągu przez drugi i opóźnienie tylko rośnie.

    W domu albo śpię, albo jem albo pracuję (no dobra czasami jeszcze kilka procent idzie na jakieś social media jak to forum 😄 ). Innych czynności jak oglądanie Netflixa albo przeglądanie Instagrama nie praktykuję. Te dwie godziny są dla mnie warte wymierną sumę pieniędzy, albo przynajmniej oznaczają możliwość zabrania się za ten, czy inny temat. Lista rzeczy TODO jest tak długa, że szkoda mi marnować czas na komunikację zbiorową, która działa jak działa.

    • Like 2
  16. Dzieje się obecnie. Dawno nie widziałem tak mocnego wiatru w Beskidach i to na wszystkich stacjach w rejonie. Oczywiście Szczyrk pewnie cały stoi, gdyż wątpie że czy to SMR czy COS puści gondolę w te warunki. A raczej automatyka wyciagu nie pozwoli go po prostu załączyć.

     

    http://pogoda.cc/en/stations/skrzyczne

    image.thumb.png.90ea197a50b6ba2bc718ba9ba381290e.png\

     

    http://pogoda.cc/en/stations/zar

     

    image.thumb.png.ba773089fa41d7dda31450c2e8082012.png

     

    http://magurka.pogoda.cc/

    image.thumb.png.ca3eef88b3fe79492680f22aa75ceb1b.png

  17. Ja mam jakiegoś chińczyka Imperial Snowdragon 2 ale nie polecam. Miało być tanio i cóż. Teraz już tego nie będę ruszał ale na przyszły sezon wjedzie coś porządnego. Conti, Michelin albo inny segment premium.

     

    PS. Wracając do tematu: to gdzie rezerwować noclegi? Bo dużo tu różnych tematów i ciężko się odkopać do konkretów 😅

  18. 1 minute ago, brachol said:

    Doblo nie nadaje się do takich jazd (mam Berlingo i też jest dramat) za ciężka buda i mały docisk na oś napędzaną. Krótka osobówka na pewno lepiej poradzi sobie na takiej drodze. 

    Dokładnie. Fajne, pakowne, można się wygodnie zabrać ekipą na narty. Mam 196cm wzrostu i komfort jazdy dla mnie jest na 5 - brakuje tylko tempomatu na Autobahn. No a w zimię.. No cóż. Może ja sobie w końcu kupię te łańcuchy? 😅

    A pokonało mnie to miejsce, a w zasadzie ten odcinek zaraz za drewnianą chatką. Czego nie widać na tym zdjęciu, to za chatką robi się jeszcze trochę bardziej stromo. Po lewej i prawej te skarpy ale udało mi się tyłem wycofać gościowi pod drzwi, nawrócić i zjechać normalnie przodem. PS. Tam w dół jest taki fajny winkiel o 90 stopni. Cudownie by się go kosiło w trybie "out of control" 😄

    image.thumb.png.7f95cfa2a795321f7dbec6e8b2b4f39d.png

  19. 1 minute ago, grimson said:

    Wystarczy zwykłe 4x4 bez łańcuchów, jak ktoś jest ogarnięty to i FWD lub RWD.

    IMHO mało jest tam miejsca na ogarnięcie. Tzn ja próbowałem wyjechać w ulicę gdzie od lusterek miałem jakieś do 30cm prześwitu do ogrodzeń posesji. Co ciekawe za mną jechał lokales (SZY) w Golfie. Na moje szczęście wycofał na wstecznym i pozwolił mi się stamtąd wydostać. Fakt jednak faktem, że właściwości terenowo/zimowo/lodowe mojego Doblo oceniam na poziom -1. Jestem w stanie uwierzyć, że on tym Golfem był w stanie wyjechać dalej, bo to był Golf.

  20. 3 hours ago, labas said:

    Normalna droga, codziennie po takiej jeżdżę.

    To jest "tylko" albo nawet i aż centrum wsi. Odpal sobie google street view i zobacz jaki profil mają te wszystkie wąskie dróżki odchodzące od tej głównej. Do tego dolicz sobie, że w porywach ktoś tam czasami wysypie jakiś żużel. Podpowiem, że wyjazd to jest jeszcze tycie piwo. Zabawa, to się pewnie robi przy zjeździe.

    55 minutes ago, Jan said:

    Do Zwardonia na narty jeździłem zawsze pociągiem -  teraz się nie da?

    Teoretycznie się da ale za dużo tych pociągów nie ma: https://www.kolejeslaskie.com/wp-content/uploads/2023/12/S5-C.pdf   Do tego na odcinku gdzieś na trawersie Soli i Rajczy prędkośc jazdy jest taka, że chyba jestem w stanie szybciej biec niż ten pociąg jedzie.

    Kilka osób widziałem wychodzących z pociągu z nartami, ale jakoś nie widzi mi się dopasowywanie mojego nartowania do rozkładu jazdy KŚ. Mam też bardzo złe wspomnienia jeżeli chodzi o ich awaryjność i punktualność. Jak chcę być gdzieś na godzinę, to wyłącznie samochód.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...